Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Filozof i wilk. Czego może nas nauczyć dzikość o miłości, śmierci i szczęściu - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
19 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Filozof i wilk. Czego może nas nauczyć dzikość o miłości, śmierci i szczęściu - ebook

Czego mogą się od siebie nauczyć filozof mizantrop, czerpiący inspiracje tyleż z Heiddeggera i Nietzschego, ile z Jacka Danielsa, oraz wilk, który zamiast polować na łosie, kradnie kanapki z plecaków studentów i wyje na nudnych wykładach? Kiedy młody wykładowca filozofii Mark Rowlands postanowił kupić puchatego małego wilczka, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zmieni się jego życie. I nie chodziło tylko o zjedzoną klimatyzację i zrujnowany ogród. Relacja z Breninem gruntownie zmieniła jego myślenie, stając się inspiracją filozoficznych rozważań nad naturą miłości, śmierci, szczęścia i człowieczeństwa. Ich owocem jest autobiograficzna książka Filozof i wilk, poruszający i zabawny opis niezwykłej przyjaźni przekraczającej granice gatunków. Relacje filozofa i wilka, mimo doświadczeń Rowlandsa z dużymi psami, nie od razu układają się gładko: znudzony wilk gryzie wszystko, co popadnie, a bieganie, które ma go zmęczyć, tylko poprawia mu kondycję. Ponieważ mimo treningu posłuszeństwa nie można ani na chwilę zostawić go samego, towarzyszy Rowlandsowi na wykładach i na meczach rugby, a kiedy filozof postanawia zmienić miejsce pracy, jedzie wraz z nim do Irlandii, gdzie Brenin zyskuje dwie towarzyszki: owczarka Ninę oraz swoją córkę Tess, potem do Londynu, a wreszcie na południe Francji. Mark Rowlands szybko odkrywa, że wilk to nie tylko egzotyczny ulubieniec, postrach yorków z sąsiedztwa oraz znakomity wabik na dziewczyny, z czego korzystają jego koledzy rugbyści. Potężny, choć łagodny i posłuszny towarzysz staje się dla niego symbolem szlachetności, prostoty i bezinteresowności, którą ludzie w swojej „małpiej", chciwej i wyrachowanej naturze w dużej mierze zatracili. Jest symbolem naturalnego piękna, a także inspiracją do rozważań na temat relacji ludzi i zwierząt (w czym właściwie jesteśmy od nich lepsi?), ich miejsca w naszej moralności i należnych im praw, refleksji na temat celowości ludzkich dążeń, źródeł rozpaczy i nadziei, natury szczęścia i strachu przed śmiercią. Przez jedenaście lat wspólnego życia staje się najważniejszą osobą w życiu Rowalndsa, ale dopiero po śmierci filozof w pełni sobie sprawę z tego, jak bardzo Brenin go zmienił - jako człowieka i jako myśliciela. Filozof i wilk to głęboko poruszająca, bardzo osobista opowieść o dojrzewaniu, o sile przyjaźni i o bliskości między nami a zwierzętami.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7747-256-9
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MARK ROWLANDS

urodził się w 1962 roku w Walii. Początkowo studiował na wydziale inżynieryjnym, ale porzucił go dla filozofii. Obronił doktorat w Oksfordzie. Wykładał na uczelniach w Irlandii, Anglii i Francji, obecnie związany jest z uniwersytetem w Miami. Napisał kilkanaście książek, m.in. Supervenience and Materialism (1995), Animal Rights: A Philosophical Defence (1998), The Environmental Crisis. Understanding the Value of Nature (2000), Animals Like Us (2002), The Philosopher at the End of the Universe (2003), Everytning I Know I Learned from TV (2005), Body Language: Representation in Action (2006) i Fame (2008). Przekłady Filozofa i wilkaprzygotowują wydawnictwa z Brazylii, Chin, Francji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Japonii, Korei, Niemiec, Portugalii, Szwecji i Wioch.

www.markrowlandsauthor.com

Czego mogą się od siebie nauczyć filozof mizantrop, czerpiący inspiracje tyleż z Heideggera i Nietzschego, ile z Jacka Danielsa, oraz wilk, który zamiast polować na łosie, kradnie kanapki z plecaków studentów i wyje na przydługich wykładach?

Kiedy młody wykładowca Mark Rowlands postanowił kupić puchatego wilczka, nie zdawał sobie sprawy, jak wiele się przez to zmieni. I nie chodzi tylko o rozszarpaną klimatyzację i zryty ogród.

Relacja z Breninem nadała nowy kształt życiu i myśleniu Marka Rowlandsa, przewartościowując jego rozumienie miłości, szczęścia, natury i śmierci. Książka, która zaczyna się od żywiołowego i niszczycielskiego szczenięctwa wilka, a kończy się bolesnym rozstaniem jedenaście lat później, to poruszający i zabawny opis przyjaźni przekraczającej granice gatunków.

Filozof i wilkto wspaniała książka. Rzadko się zdarza, by profesor szedł na całość i między obiektywne i naukowe kwestie wplatał uczucie, serce, miłość. Mark Rowlands właśnie to robi. Będę polecał wszystkim jego książkę.

Marc Bekoff,

autor książki 0 ukochanych psach i zazdrosnych małpach. Emocjonalne życie zwierząt

To wyjątkowe, by jedno zwierzę stało się inspiracją do tak głębokich refleksji na temat moralności, śmiertelności i mizantropii… Te wspomnienia czyta się jak opis burzliwego romansu z czworonożną gwiazdą.

Frans de Waal,

wybitny etolog, badacz życia społecznego małpDEDYKACJA

Dla Emmy

PODZIĘKOWANIA

George Miller jako pierwszy zamówił tę książkę dla wydawnictwa Granta. Był to z całą pewnością dowód wielkiego zaufania z jego strony, ponieważ, jak wszyscy zgodnie twierdzą, nikt nie wiedział, o co właściwie chodzi w przedstawianych przeze mnie pierwszych wersjach tekstu. Kiedy George odszedł, proces wydawniczy koordynowała dalej Sara Holloway, która jest cudowną redaktorką. Dzięki jej wnikliwym, inteligentnym i przede wszystkim cierpliwym pytaniom, jej trosce o to, żebym nie zagubił tego, co ważne, całość jest dużo lepsza, niż mogłaby być. Redakcją językową zajęła się Lesley Levene. Nigdy jeszcze, mimo mojego całkiem sporego doświadczenia, redakcja nie była tak bezbolesnym, a nawet zabawnym procesem, i nigdy wcześniej nie nauczyłem się tyle o sztuce pisania. Jestem głęboko wdzięczny wszystkim trojgu. Dziękuję także Vicki Harris za nieodmiennie doskonałą korektę. Jestem też ogromnie wdzięczny Lizie Puttick za to, że dzięki niej udało się zrealizować mój kolejny szalony projekt.

Ta książka nie istniałaby bez swojego bohatera. Dziękuję ci więc Breninie, mój wilczy bracie, za to, że dzieliłeś ze mną życie. Dziękuję również twoim przyjaciółkom Ninie i Tess.

A na koniec dziękuję Breninowi — mojemu synowi, nie bratu. Nie mogę powiedzieć, że napisałem tę książkę dla ciebie, ponieważ zacząłem ją pisać, zanim pojawiłeś się na świecie. Ale skończyłem ją, ponieważ chciałem, żebyś zrozumiał, dlaczego nosisz takie właśnie imię. Poza tym zdążyłem już wydać zaliczkę. Pamiętaj też — aż wzdrygam się na myśl, ile razy będę żałował tych słów: zbawi nas tylko nasze nieposłuszeństwo.

Mark Rowlands

Miami

ROZDZIAŁ 1 Polana

1

Książka ta opowiada o wilku imieniem Brenin. Przez ponad dziesięć lat (większość dziewięćdziesiątych i początek kolejnej dekady) mieszkaliśmy razem. A ponieważ dzielił życie z pozbawionym korzeni i niemogącym usiedzieć na miejscu intelektualistą, stał się wilkiem niezwykle bywałym w świecie: mieszkał kolejno w Stanach, Irlandii, Anglii i na koniec we Francji. Poza tym, choć raczej wbrew swojej woli, jak żaden inny wilk korzystał także z darmowej edukacji na poziomie uniwersyteckim. Jak się przekonacie, pozostawianie go bez opieki miało fatalne skutki dla mojego domu i dobytku. Musiałem więc zabierać go ze sobą do pracy, a jako że byłem wykładowcą filozofii, towarzyszył mi na zajęciach. Leżał w kącie sali i drzemał, mniej więcej tak jak moi studenci, podczas gdy ja ględziłem na temat jakiegoś tam filozofa czy nurtu filozoficznego. Czasami, kiedy wykłady były szczególnie trudne do wytrzymania, Brenin siadał i wył, czym zaskarbił sobie sympatię studentów, którzy zapewne mieli wielką ochotę zrobić to samo.

W książce tej próbuję również odpowiedzieć na pytanie, co to znaczy być człowiekiem: nie w sensie jednostki biologicznej, ale istoty, która może robić takie rzeczy, jakich nie potrafi żadne inne stworzenie. W historiach, które opowiadamy o sobie samych ludzka wyjątkowość to częsty refren. Niektórzy twierdzą, że polega ona na zdolności do tworzenia cywilizacji i chronienia się przed „kłami i pazurami” Natury ¹. Inni zwracają uwagę na fakt, że jako jedyni potrafimy pojąć różnicę między dobrem a złem, a zatem jako jedyni jesteśmy naprawdę zdolni być dobrzy lub źli. Niektórzy twierdzą, że jesteśmy wyjątkowi, ponieważ posiadamy rozum: jesteśmy rozumnymi zwierzętami, samotnymi w świecie bezrozumnych bestii. Inni sądzą, że to język ostatecznie odróżnia nas od niemych zwierząt. A jeszcze inni, że tylko my posiadamy wolną wolę albo że tylko my potrafimy kochać. Zdaniem niektórych jako jedyni potrafimy pojąć naturę i źródła prawdziwego szczęścia. Inni zaś dowodzą, że jesteśmy wyjątkowi, bo tylko człowiek wie, że musi umrzeć.

Nie sądzę, aby którakolwiek z tych teorii naprawdę opisywała zasadniczą różnicę między nami a innymi stworzeniami. Czasem odmawiamy im jakichś zdolności, które w istocie posiadają.

A czasem sami nie posiadamy zdolności, które sobie przypisujemy. Jeśli chodzi o resztę, jest to raczej kwestia ilości niż jakości. Nasza wyjątkowość polega natomiast na tym, że to my opowiadamy te historie, a co więcej — sami w nie wierzymy. Gdybym chciał pokusić się o jednozdaniową definicję człowieka, mogłaby ona brzmieć tak: ludzie to zwierzęta, które wierzą w opowieści o samych sobie. Ludzie to łatwowierne zwierzęta.

W naszych mrocznych czasach oczywisty jest fakt, że to właśnie historie o nas samych mogą być największym źródłem podziałów między nami. Łatwowierność i wrogość dzieli często tylko jeden krok. Mnie jednak interesują historie, które opowiadamy nie po to, by znaleźć różnice między sobą, ale by odróżnić się od innych istot: historie o tym, co czyni człowieka człowiekiem. W każdej opowieści jest coś, co można by nazwać jej ciemną stroną, każda rzuca cień. Cień ten skrywa się za jawnym przesłaniem: tu właśnie można znaleźć to, co w istocie opowieść przedstawia. A to prawdopodobnie będzie mroczne z co najmniej dwóch względów. Po pierwsze, opowieść pokazuje często bardzo niepochlebny, a nawet trudny do zaakceptowania aspekt ludzkiej natury. Po drugie, zwykle trudno dostrzec to, co pokazuje. Jedno ma związek z drugim. My, ludzie, z niezwykłą łatwością omijamy te aspekty naszej natury, które budzą w nas niesmak. Dotyczy to także historii, które opowiadamy, by wyjaśnić sobie własną istotę.

Wilk to tradycyjny, choć może niesprawiedliwie wybrany, przedstawiciel ciemnej strony ludzkości. Jest to paradoksalne pod wieloma względami, w tym także jeśli chodzi o aspekt etymologiczny. Greckie słowo oznaczające wilka, lykos, jest tak bliskie słowa „światło”, leukos ², że często kojarzono je ze sobą. Być może ten związek to tylko efekt błędów przekładu, ale nie można wykluczyć, że te dwa słowa łączy jakieś głębsze pokrewieństwo etymologiczne. Jednak z jakiejś przyczyny Apolla uważano jednocześnie za boga słońca i boga wilków. W mojej książce zaś związek wilka i światła jest istotny. Pomyślcie o wilku jako o polanie w lesie. W głębi lasu bywa tak ciemno, że nie widać drzew. Właśnie na polanie to, co ukryte, wychodzi na światło dzienne. Wilk, co spróbuję pokazać, jest taką polaną w ludzkiej duszy. Ujawnia to, co skrywa się w opowieściach o nas samych — to, co te historie pokazują, ale czego nie mówią wprost.

Stoimy w cieniu wilka. Coś może rzucać cień na dwa sposoby: przesłaniając światło albo stanowiąc źródło światła, być przesłanianym przez inne przedmioty. Przez cień wilka rozumiem nie cień rzucany przez niego samego, ale te rzucane przez nas w świetle wilka. A z tych cieni spogląda na nas właśnie to, czego nie chcemy wiedzieć o sobie samych.

2

Brenin zmarł kilka lat temu. Wciąż przyłapuję się na tym, że co dzień o nim myślę. Wiele osób mogłoby to uznać za przesadę, ostatecznie to tylko zwierzę. Niemniej, choć wiodę teraz życie lepsze niż kiedykolwiek, czuję, że zostało ono w jakiś sposób umniejszone. Naprawdę trudno wyjaśnić dlaczego, i przez długi czas tego nie rozumiałem. Teraz już chyba wiem: Brenin nauczył mnie czegoś, czego moja przedłużona oficjalna edukacja nie mogła mnie nauczyć i nie nauczyła. A jest to wiedza, którą trudno zachować, tak jasną i żywą jak trzeba, teraz gdy go już nie ma. Czas leczy rany, ale również dzięki temu, że wymazuje wiele rzeczy. Ta książka to próba zapisania wszystkiego, czego się nauczyłem, zanim uleci.

Irokezi opowiadają sobie mit o wyborze, jakiego musiał dokonać pewnego razu ich lud. Ma on wiele wersji, ta jest najprostsza. Zwołano radę plemion, by postanowić, dokąd wyruszyć na kolejny sezon łowiecki. Rada nie wiedziała jednak, że miejsce, które wybrano, zamieszkują wilki. Drapieżniki regularnie napadały na Indian, stopniowo ich dziesiątkując. Stanęli przed wyborem: albo się stamtąd wynieść, albo zabić wilki. Zdali sobie jednak sprawę, że to drugie wyjście umniejszyłoby ich. Staliby się wtedy takimi ludźmi, jakimi nie chcieli być. Przenieśli się więc w inne miejsce. Żeby nie powtórzyć tego błędu, postanowili na przyszłość, że na każdej radzie ktoś będzie pełnił funkcję przedstawiciela wilków. Będzie się go pytać o zdanie słowami: „Kto przemawia w imieniu wilka?”.

To jest oczywiście irokeska wersja mitu. Gdyby istniała wilcza wersja, z pewnością byłaby zupełnie inna. Niemniej, zawiera pewną prawdę. Mam zamiar spróbować wykazać, że każdy z nas ma w dużej części duszę małpy. Nie przypisuję zbyt wielkiego znaczenia słowu „dusza”. Niekoniecznie musi ono oznaczać jakąś nieśmiertelną i niezniszczalną cząstkę nas samych, która trwa po śmierci ciała. Być może jest czymś takim, ale wątpię w to.

Równie dobrze dusza to po prostu umysł, a umysł to po prostu mózg. Ale znów nie mam pewności. W moim rozumieniu tego słowa dusza ludzka przejawia się w historiach, które o sobie opowiadamy: o tym, dlaczego jesteśmy wyjątkowi; opowieściach, do których sami siebie potrafimy przekonać, mimo wszelkich dowodów świadczących przeciwko nim. Będę próbował dowieść, że są to historie opowiadane przez małpy: mają wyraźnie małpią strukturę, temat i treść.

Małpa jest dla mnie metaforą skłonności, która w mniejszym lub większym stopniu istnieje w każdym z nas. W tym sensie niektórzy ludzie są bardziej małpami niż inni. W istocie niektóre małpy są bardziej małpami niż inne. Małpa to skłonność do pojmowania świata w kategoriach instrumentalnych: wartością wszystkiego jest funkcja, jaką może spełniać dla małpy. Małpa to tendencja do postrzegania życia jako procesu szacowania prawdopodobieństwa i kalkulowania możliwości, i posługiwania się tymi wynikami dla własnej korzyści. Jest to skłonność do widzenia świata jako zbioru zasobów, rzeczy, których można użyć do własnych celów. Małpa stosuje tę zasadę w równym, a może nawet większym stopniu w stosunku do innych małp niż do reszty świata naturalnego. Małpa woli mieć nie przyjaciół, lecz sojuszników. Nie patrzy na swych małpich pobratymców, lecz ich obserwuje. I cały czas czeka na sprzyjającą sposobność. Żyć to dla małpy czekać na okazję do zadania ciosu. Małpa to skłonność do opierania relacji z innymi na jednej tylko, niezmiennej i sztywnej zasadzie: co możesz dla mnie zrobić i ile będziesz za to chciał? Nieuchronnie takie podejście małpy do innych małp będzie miało wpływ na nią samą, skazi i zniekształci jej obraz we

Brenin i ja przed wielu laty.

własnych oczach. Myśli więc ona o szczęściu jako o czymś, co da się zmierzyć, zważyć, policzyć i oszacować. Podobnie myśli o miłości. Małpa jest przekonana o tym, że wszystkie najważniejsze rzeczy w życiu są kwestią analizy zysków i strat.

Powtórzę więc raz jeszcze, że jest to metafora, poprzez którą chcę opisać pewną ludzką skłonność. Wszyscy znamy takich ludzi. Spotykamy ich w pracy i po pracy, siedzą kawałek dalej przy stole konferencyjnym i przy stoliku obok w restauracji. Ale ci ludzie to tylko przerysowane przykłady podstawowego ludzkiego typu. Podejrzewam, że większość z nas ma w sobie więcej takich skłonności, z których nie zdaje sobie sprawy albo byłaby gotowa się do nich przyznać. Ale dlaczego określam tę skłonność jako małpią? Ludzie to nie tylko rodzaj małp, które potrafią cierpieć i doświadczać całej skali ludzkich emocji. Jak się przekonamy, inne małpy mogą odczuwać miłość, mogą też czuć rozpacz tak wielką, że przez nią umierają. Mogą mieć przyjaciół, nie tylko sojuszników. Niemniej, ta skłonność jest małpia w tym sensie, że może istnieć dzięki małpom. Mówiąc ściślej, dzięki pewnej zdolności poznawczej, która nie wykształciła się, o ile wiemy, w żadnym innym stworzeniu. Skłonność do postrzegania świata i jego mieszkańców w kategoriach zysków i strat; postrzegania swego życia i tego, co się w nim zdarza jako rzeczy policzalnych i mierzalnych: jest to możliwe tylko dlatego, że jesteśmy małpami. A spośród wszystkich małp ta skłonność najpełniej przejawia się właśnie w nas. Ale jest także taka część naszej duszy, która istniała dużo wcześniej, nim staliśmy się małpami, zanim dopadła nas ta skłonność, a skrywa się ona w historiach, które opowiadamy o sobie samych. Jest ukryta, ale można ją ujawnić.

Ewolucja postępuje poprzez stopniowy przyrost. W ewolucji nie ma tabula rasa,czystej karty: pracuje tylko na tym, co jest jej dane, i nigdy nie wraca do poprzedniego stadium. W ten sposób, by użyć oklepanego przykładu, groteskowo wykrzywiony pyszczek flądry, której oczy zostały właściwie przeciągnięte na drugą stronę, jest dowodem na to, że siły ewolucji, które sprawiły, że ta ryba wyspecjalizowała się w leżeniu na morskim dnie, oddziaływały na jej kształt, wytworzony wcześniej do innych celów: miała oczy umieszczone raczej po bokach ciała, a nie na grzbiecie. Podobnie w rozwoju ludzi ewolucja musiała pracować z tym, co miała do dyspozycji. Nasze mózgi to w dużej części struktury historyczne: na fundamentach prymitywnego systemu limbicznego, wspólnego z gadzimi przodkami, powstała właściwa ssakom kora mózgowa, którą szczególnie rozwiniętą widzimy u istot ludzkich.

Nie chcę sugerować, że historie, które opowiadamy o sobie i w które wierzymy, są wytworem ewolucji, tak jak oczy flądry czy mózg ssaków. Sądzę jednak, że powstawały one w podobny sposób: poprzez stopniowy przyrost, podczas którego kolejne warstwy narracji nakładały się na starsze struktury i wątki. W historiach opowiadanych o sobie samych nie ma czegoś takiego jak czysta karta. Spróbuję pokazać, że jeśli przyjrzymy się bardzo uważnie i jeśli będziemy wiedzieli, w jaki sposób patrzeć, w każdej małpiej opowieści znajdziemy też wilka. A wilk mówi nam — to jest jego funkcja w opowieści — że wartości cenne dla małp są prostackie i puste. Przypomina, że to, co w życiu ważne, nigdy nie jest kwestią kalkulacji. Tego, co naprawdę ma wartość, nie można ściśle określić ani nie da się tym handlować. Przypomina też, że czasem musimy zrobić to, co słuszne, wbrew wszystkiemu.

Wszyscy sądzimy, że więcej w nas małpy niż wilka. W wielu z nas wilk został niemal zupełnie wymazany, nie ma go w opowieściach naszego życia. Ale pozwalamy mu umrzeć tylko na własne ryzyko. Ostatecznie małpie kombinacje do niczego nie doprowadzają: ich przebiegłość okazuje się zdradliwa i kończy się małpie szczęście. Wtedy odkrywamy, co jest najważniejsze w życiu. A jest to coś innego niż efekt naszych planów, sprytu i szczęścia; to jest coś, co pozostaje, kiedy je utracimy. Składamy się z wielu elementów. Ale najważniejsza część nas to nie ta, która planuje i intryguje, lecz ta, która pozostaje, kiedy plany zawodzą. Najważniejsza część nas to nie ta, która rozkoszuje się własną przebiegłością, ale ta, która pozostaje, gdy spryt opuszcza nas na dobre. Najważniejsza część nas to nie ta, która korzysta ze sprzyjającej sytuacji, to ta, która pozostaje, kiedy szczęście odchodzi. Ostatecznie małpa zawsze nas zawiedzie. Najważniejsze pytanie, jakie można sobie zadać, brzmi: kim wtedy będzie ten, kto zostanie?

Zabrało mi to dużo czasu, ale w końcu chyba zrozumiałem, dlaczego tak bardzo kochałem Brenina i dlaczego tak boleśnie odczuwam jego brak. Nauczył mnie czegoś, czego długa edukacja nie mogła mnie nauczyć: że w jakiejś pradawnej części mojej duszy wciąż żyje wilk.

Czasem trzeba pozwolić przemówić wilkowi w nas, uciszyć nieustanne trajkotanie małpy. Ta książka to jedyny dostępny mi sposób, by spróbować to zrobić.

„Jedyny dostępny mi sposób” okazał się czymś zupełnie innym, niż planowałem. Pisanie tej książki trwało bardzo długo. Na różne sposoby pracowałem nad nią przez prawie piętnaście lat. To dlatego, że przemyślenie jej zabrało mi dużo czasu. Czasem tryby obracają się powoli. Ta książka zrodziła się z mojego życia z wilkiem, ale mimo to nadal nie do końca rozumiem, czym właściwie jest.

W pewnym sensie jest autobiograficzna. Wszystkie opisane tu sytuacje zdarzyły się naprawdę. Przydarzyły się mnie. Ale pod wieloma innymi względami to nie jest autobiografia, w każdym razie nie najlepsza. Jest tu oczywiście główny bohater, ale to nie ja. Jestem tylko nic nieznaczącym statystą, pałętającym się gdzieś w tle. W dobrych autobiografiach jest mnóstwo innych postaci. Ale w tej książce inni ludzie pojawiają się głównie poprzez swoją nieobecność: w moim życiu można znaleźć co najwyżej ich duchy. Ponieważ nie wiem, dlaczego miałby im się podobać udział w tym wszystkim, by chronić ich prywatność, zmieniłem im imiona. A jeśli chodzi o inne rzeczy, które chciałbym chronić, jestem też bardzo powściągliwy w kwestii nazw miejsc i dat. Dobre biografie są także szczegółowe i wyczerpujące. Tutaj jednak szczegółów jest mało, a pamięć wybiórcza. Inspiracją książki było to, czego nauczyłem się, żyjąc z Breninem, i skonstruowałem ją wokół tych lekcji. W tym celu skupiłem się głównie na wydarzeniach z życia Brenina i mojego własnego, istotnych dla myśli, które chcę tu przedstawić. Inne fakty, czasem znaczące, zostały pominięte i wkrótce pogrążą się w niepamięci. Kiedy wydawało mi się, że konkretne detale dotyczące wydarzeń, osób lub chronologii zaczną dominować nad myślami, które chcę rozwinąć, bezlitośnie je okrawałem.

Choć okazało się, że nie jest to opowieść o mnie, nie jest to także opowieść o Breninie. Oczywiście osią tej książki są różne sytuacje, które zdarzyły się podczas naszego wspólnego życia, ale bardzo rzadko próbuję zrozumieć, co działo się wtedy w jego umyśle. Choć mieszkał ze mną ponad dziesięć lat, nie mam pewności, czy jestem dość kompetentny, by wyciągać co do tego wnioski, oprócz najprostszych sytuacji. A wiele z opisywanych przeze mnie wydarzeń i problemów, które rozważam w związku z nimi, nie jest prostych. Brenin jawi się w tej książce — jestem o tym mocno przekonany — jako konkretna, uparta obecność. Ale pojawia się także w zupełnie innej postaci: jako symbol albo metafora pewnego aspektu mnie samego, aspektu, który być może już nie istnieje. W ten sposób czasem popadam w metaforyczne gadanie o tym, co wie wilk. Gdyby uznać to za empiryczne spekulacje na temat prawdziwej treści umysłu Brenina, tezy te byłyby śmiesznie antropomorfizujące. Zapewniam was jednak, że nie to miało być ich celem. Podobnie, kiedy mówię o uczeniu się od Brenina, ma to charakter instynktowny i zasadniczo nie intelektualny. Uczyłem się nie poprzez studiowanie jego zachowań — po prostu razem szliśmy przez życie. A dużej części tego, czego mnie nauczył, nie rozumiałem, dopóki nie odszedł.

Nie jest to także praca filozoficzna, w każdym razie nie w tym wąskim sensie, którego mnie uczono i który zaakceptowaliby moi koledzy naukowcy. Są tu wywody i argumenty, ale nie ma schludnego przejścia od przesłanek do wniosków. Życie jest zbyt nieuchwytne, by dało się ująć w przesłanki i wnioski. Uderza mnie natomiast spiralny, pełen powtórzeń charakter refleksji przedstawionych w tej książce. Sam bywam zaskoczony, gdy kwestia, z którą miałem się rozprawić raz a dobrze w jednym rozdziale, czasem uparcie pojawia się znowu, w innej, zmienionej formie. Wydaje się, że to efekt natury tych rozważań. Życie rzadko pozwala nam rozwiązać jakiś problem raz na zawsze.

Inspiracją tej książki były idee, które rozważałem, ale które w istotnym sensie nie są moje. Nie dlatego, że należą do kogoś innego — chociaż można tu łatwo wychwycić wpływ myślicieli takich jak Nietzsche, Heidegger, Camus, Kundera i zmarły kilka lat temu Richard Taylor. Raczej, i tu znów muszę się odwołać do metafory, sądzę, że są takie myśli, które mogą się pojawić wyłącznie w przestrzeni między wilkiem a człowiekiem.

Na początku naszego wspólnego życia Brenin i ja wyjeżdżaliśmy niekiedy na weekendy do kanionu Little River na północnowschodnim krańcu Alabamy i (nielegalnie) rozbijaliśmy namiot. Marzliśmy tam i wyliśmy do księżyca. Kanion był głęboki i wąski, a słońce niechętnie przedzierało się przez gęste druidyczne dęby i buki. A kiedy zniknęło za zachodnią krawędzią, cienie tężały w bryłę mroku. Po mniej więcej godzinie skradania się zarośniętą ścieżką dochodziliśmy do polany. Jeśli dobrze obliczyliśmy moment, trafialiśmy tam akurat wtedy, gdy słońce składało pożegnalny pocałunek na ustach kanionu, a złote światło wypełniało otwartą przestrzeń. Potem drzewa, niemal ukryte w mrokach poprzedniej godziny, wyłaniały się z ciemności do światła. Myśli składające się na tę książkę pojawiły się w przestrzeni, która już nie istnieje i bez niej nie byłyby możliwe, w każdym razie dla mnie.

Wilka już nie ma, a zatem nie ma już tej przestrzeni. Kiedy czytam to, co napisałem, uderza mnie obcość myśli tu zawartych. Fakt, że to ja je stworzyłem, to dla mnie osobliwe odkrycie. Nie są moje, ponieważ chociaż w nie wierzę i uważam za prawdziwe, nie przyszłyby mi do głowy ponownie. To są myśli polany. To myśli należące do przestrzeni między wilkiem a człowiekiem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: