Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gaba i kosmiczne dzieciaki - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gaba i kosmiczne dzieciaki - ebook

Ultratajne Forum Organizmów Ziemskich i Kosmitów (UFOZiK) ma nowego członka. To Gaba – legitymacja numer 4118-25125A. Jej sławni klienci wiele razy powierzali jej opiekę nad małymi, hałaśliwymi dziećmi, i to na terenie niemal całego kraju. Nasz szpieg Edwina, legitymacja numer 4118-23432B, nabrał na tej podstawie przekonania, że Gabie można powierzyć również przerażającą tajemnicę: otóż na Ziemi żyją również kosmici. My, członkowie UFOZiK, doskonale wiemy, że i oni potrzebują opiekunek. Do tej pory nikt nie zajmował się ich dziećmi…

Zabawna i wzruszająca opowieść o przyjaźni, tolerancji i otwarciu na inność, a także o tym, że nie ma niegrzecznych dzieci. Są tylko dzieci, których nikt nie rozumie. Kiedy jednak trafią na właściwą opiekunkę może się okazać, że są po prostu niezwykłe. Wystarczy tylko wejść do ich świata.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-3288-0
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Ten dzień zmienił życie Gaby Duran. Rozpoczął się jednak dokładnie tak samo jak każdy inny… od wiadra wody, wylanego prosto na jej głowę.

– Dobra, dobra, już wstaję! – parsknęła, siadając na łóżku, choć nie miała na kogo parskać.

W pokoju nikogo innego nie było. System usprawniający poranne budzenie wieki temu zainstalowała jej najlepsza przyjaciółka Ziee, w dodatku na jej wyraźną prośbę. Początkowo chciała wykorzystać swój talent mechaniczny do przebudowania łóżka tak, aby na dźwięk budzika prostowało się i wystrzeliwało Gabę na workowy fotel stojący po drugiej stronie pomieszczenia. Pomysł wydawał się wspaniały… do czasu przeprowadzenia testu wspomnianego prototypu.

Przypominający Gabę manekin wybił w ścianie za fotelem olbrzymią dziurę w kształcie dwunastoletniej dziewczynki.

Ziee uważała, że potrafi dokonać odpowiednich poprawek i usprawnić swój wynalazek, lecz Gaba zaczęła się upierać przy innym rozwiązaniu – wiaderku z wodą właśnie. Dlatego zawsze, gdy po raz trzeci naciskała guzik „zaraz!” na swoim budziku, rozlegało się głośne chlaps!

Po kilku miesiącach funkcjonowania systemu Gaba wciąż nie nauczyła się wstawać na czas, co doprowadzało Ziee do szaleństwa. Według teorii warunkowania Pawłowa już dawno powinna zmienić swoje zachowanie i zrywać się po drugim naciśnięciu guzika.

Gaba też nie potrafiła tego wytłumaczyć. Mówiła jedynie, że jej zamiłowanie do snu jest najwyraźniej większe niż do zasad naukowych.

Kiedy jednak już się obudziła, była nie do powstrzymania. Odsunęła przemoczony koc, skotłowała go z równie mokrą koszulą nocną, po czym wyciągnęła nogi ponad bałaganem i ustawiła je na tych miejscach dywanu rozciągniętego między łóżkiem a szafą, na których nic akurat nie leżało. Położyła przemoczone rzeczy z boku i zaczęła przeglądać plątaninę wieszaków z ubraniami, leżących warstwami na podłodze. W końcu znalazła swoje najwygodniejsze weekendowe dżinsy oraz koszulkę, włożyła je, zarzuciła na lewe ramię swój nieodzowny fioletowy plecak, wsunęła skotłowany, przemoczony koc z powrotem pod ramię i ruszyła w kierunku drzwi.

Zbiegła schodami w swoim miejskim domku, w którym mieszkała, i wrzuciła koc oraz koszulę nocną do suszarki, po czym ją włączyła. Następnie powędrowała do kuchni, gdzie jej mama żonglowała już milionem garnków i patelni, które bulgotały, parowały, skwierczały i miały tak wiele zapachów, że Gaba nie zdołałaby nazwać ani jednego.

No dobra, jej mama nie żonglowała milionem garnków i patelni. Milion garnków i patelni bulgotało, parowało i skwierczało, a Alina Duran żonglowała trzema pomidorami, żeby zaimponować Karmen, młodszej siostrze Gaby.

– Spójrz, Kar. Co robię? Widzisz? Och, cześć, Gaba!

Gdy mama popatrzyła na swoją najstarszą córkę, żeby się z nią przywitać, wszystkie trzy pomidory bezceremonialnie spadły na ziemię.

Plask! Plask! Plask!

Bez zaglądania do starego zeszytu z rachunkami, leżącego na kuchennym stole, Karmen wyrecytowała:

– Trzy organiczne pomidory malinowe ważące około siedmiuset dekagram, wycenione na pięć dolarów i dziewięćdziesiąt dziewięć centów za kilogram, to jakieś cztery dolary i dwadzieścia centów. Tyle kasy wylądowało na śmietniku!

– Uspokój się, Karmen – powiedziała Gaba. – Sądzę, że wciąż możemy zjeść te cztery dolary.

– Właśnie nie – odparowała jej siostra. – Już nie możemy. W tym problem!

W wieku dziesięciu lat Karmen była tak poważna jak jej długie, proste, brązowe włosy i równo obcięta grzywka zasłaniająca jej czoło.

– A gdybyś codziennie nie wrzucała swoich rzeczy do suszarki – kontynuowała – zaoszczędziłybyśmy dwieście sześćdziesiąt jeden dolarów na opłatach za elektryczność.

– Ale straciłybyśmy wtedy wartą dwieście sześćdziesiąt jeden dolarów frajdę, jaką sprawia ci torturowanie mnie.

– Dość tego! – przerwała im mama, owijając sobie ręce papierowymi ręcznikami.

„Ćwierć rolki ręcznika firmy Kirkland, kosztującego dziewięćdziesiąt osiem centów za rolkę, to około dwudziestu czterech i pół centa w śmietniku”, odnotowała Karmen.

Potem mama starła pomidorową breję z podłogi i trzymając ręce tak szeroko, jak to możliwe, przytuliła Gabę.

– Dzień dobry, kochanie – powiedziała, po czym pocałowała ją w czubek głowy i wyprostowała się niczym piesek preriowy. – Słyszałyście? – zapytała. – Woła mnie moja baklawa!

Wróciła do kącika, w którym piętrzyła się olbrzymia sterta ciasta filo. Z nastroszonymi jak u Einsteina włosami oraz twarzą i fartuchem usmarowanymi we wszystkie możliwe wzory wyglądała niczym szalony naukowiec.

Przebiegła wzdłuż bulgoczących garnków i patelni, po czym napełniła nadzieniem wypieki. Swoją drogą naprawdę była naukowcem, a raczej zajmowała się nauką, zanim przerzuciła się na gotowanie. Jako chemik mieszała i gotowała rozmaite mikstury, poszukując lekarstwa na wszelkie możliwe choroby. Kiedy jednak ojciec Gaby i Karmen, major armii amerykańskiej, zaginął w akcji i został uznany za zmarłego, będąca wówczas w ciąży z Karmen mama musiała połączyć zarabianie pieniędzy z opieką nad dziećmi. W efekcie przygotowywanie lekarstw zamieniła na przygotowywanie posiłków w ramach firmy cateringowej Wszystko Jest Względne, której nazwa pasowała do jej wyglądu.

Gaba zaczęła zaglądać do kolejnych garnków stojących na kuchence. Mieszała ich zawartość i wdychała opary.

– Sos marinara… Tikka masala… i grylaż fistaszkowy?

– Pralinki – wyjaśniła mama. – A przynajmniej mam taki plan. W końcu świętujemy ostatni dzień karnawału. Mardi Gras w stylu grecko-włosko-indyjskim.

Dziewczynka rozważyła wszystkie opcje, po czym zajrzała do spiżarki i sięgnęła po tost, który wsunęła do tostera.

– Zawartość składników odżywczych: zero – skomentowała Karmen.

– Kiedyś mnie uwielbiałaś – przypomniała Gaba. – Mam to nagrane na wideo.

– Racja – potwierdziła mama. – Gdy wróciłam ze szpitala, tylko ona potrafiła cię uciszyć.

– To był eksperyment psychologiczny – stwierdziła jej najmłodsza córka ze śmiertelną powagą. – Sądziłam, że jeśli dzięki mnie poczuje się ważniejsza, zrobi się też milsza.

– I zadziałało – odpowiedziała Gaba. – Stałam się tak ważna, że aż uodporniłam się na szkodliwe działanie tostów – dodała, po czym wyciągnęła brązowawy chlebek z tostera i tak długo przerzucała między rękami, aż ostygł i dało się go normalnie trzymać. – To co dziś mam na tapecie?

– To samo co wczoraj. Nocą nie przeprowadziłyśmy remontu – odpowiedziała Karmen i wróciła do notowania czegoś w zeszycie z rachunkami.

Gaba nie wiedziała, czy siostra złośliwie traktuje wszystko dosłownie, czy też naprawdę tak postrzega świat. Zapewne prawda leżała gdzieś pośrodku.

– Racja! – stwierdziła. – Dzięki! Więc… No… Co mam dziś w planach?

Karmen odsunęła na bok potężne tomiszcze, w którym odnotowywała zarówno finanse rodziny, jak i firmy Wszystko Jest Względne, po czym rozłożyła przed sobą jeden z dwóch czarnych notesów leżących na stole obok niej. Notesy wyglądały identycznie, ale dziewczynka potrafiła je odróżnić na pierwszy rzut oka. W jednym znajdowały się rozkład pracy mamy, artykuły z prasy i rekomendacje, drugi zawierał dokładnie te same informacje o Gabie.

– Niedziela, osiemnasty października. Ali, Lia i Ila. Trojaczki w wieku pięciu lat. Samochód odbierze cię o…

W tym momencie gdzieś na zewnątrz rozległ się głośny dźwięk klaksonu.

Karmen spojrzała na zegarek i pokiwała głową zadowolona z punktualności kierowcy.

– …dokładnie o ósmej rano – dokończyła. – Prywatny odrzutowiec wzbije się w powietrze o dziewiątej, żeby o jedenastej wylądować na Florydzie. W domu powinnaś być około szóstej wieczorem.

– W tym czasie poćwiczę grę na rogu. W piątek po południu mam koncert – stwierdziła Gaba.

Zerwała się i ruszyła w stronę drzwi.

– I grasz solówkę – rozchmurzyła się mama.

– Albo i nie gra – wtrąciła jej młodsza córka. – Maestro Jenkins nie podejmie decyzji aż do piątkowego popołudnia. Mniej więcej do – przejrzała kilka stron notesu poświęconego Gabie – trzeciej pięćdziesiąt pięć.

– Dzięki za podtrzymywanie mnie na duchu – jęknęła Gaba.

– To nie ma nic wspólnego z podtrzymywaniem na duchu – odpowiedziała Karmen. – Maestro Jenkins zawsze mówi, kto zagra solówkę, jakieś pięć minut przed podniesieniem kurtyny. Równie dobrze ten zaszczyt może przypaść Matyldzie.

– Co mam zrobić, żebyś wróciła do dawnego trybu chcę-by-poczuła-się-dzięki-mnie-ważniejsza?

– To nie był tryb, a eksperyment psychologiczny – przypomniała jej siostra, jednak cień uśmiechu pojawił się w lewym kąciku jej ust.

– Maestro na pewno cię wybierze – zapewniła mama. – Jestem o tym przekonana. Wzięłaś komórkę i ładowarkę?

– Jak zawsze.

– Pisz co godzinę. Jeśli będziesz akurat w powietrzu, napisz, kiedy wylądujesz. Kocham cię!

– Też was kocham! – odpowiedziała dziewczynka.

Wyskoczyła na zewnątrz i pobiegła w stronę krawężnika, gdzie czekała już na nią długa, czarna limuzyna. Po drugiej stronie ulicy dostrzegła w oknie Matyldę. Ćwiczyła grę na flecie, a jej idealne blond włosy tańczyły wokół szyi.

Gaba skrzywiła się. Matylda była jej największym wrogiem, przynajmniej w orkiestrze. Chodziły do szóstej klasy, a w zespole szkoły średniej Brensville występowały już od podstawówki. Obie były w tym dobre. I choć specjalizowały się w różnych instrumentach, zawsze walczyły o te same solówki. Maestro Jenkins, kierownik orkiestry, był zdania, że konkurencja służy gwiazdom. Dostrajał utwory do każdego z ich instrumentów, po czym pozwalał Gabie i Matyldzie ćwiczyć. Tylko jedna z nich mogła liczyć na końcowy sukces.

Gaba bardzo chciała zagrać solówkę w piątkowy wieczór. Z pewnością miałaby większe szanse, gdyby ćwiczyła tak często jak Matylda. Niestety obowiązki wzywały! Ali, Lia i Ila potrzebowały jej. Nie mogła odmówić. Na szczęście miała dość czasu, żeby przygotować się do występu.

Tymczasem stojąca w dużym pokoju Matylda skończyła grać pasaż i uniosła wzrok, dostrzegając wpatrzoną w nią koleżankę. Gaba uśmiechnęła się i pomachała jej. Dziewczyna zerknęła na limuzynę, potem znów na nią, wreszcie podeszła do okna i zasłoniła żaluzje.

Ależ to było wkurzające!

Owszem, były rywalkami w orkiestrze, ale Gaba potrafiła oddzielić zdrową rywalizację od normalnego życia. Uważała, że powinny się zaprzyjaźnić. Przecież miały ze sobą sporo wspólnego. Obie były utalentowane muzycznie i od urodzenia mieszkały naprzeciwko siebie. Czyli od dwunastu lat! No i…

No dobra, może tylko tyle miały ze sobą wspólnego. Ale to powinno przecież wystarczyć! Problem w tym, że Matylda była przeciwnego zdania. Najlepsza przyjaciółka Gaby, wspomniana już Ziee, mówiła w takich sytuacjach, że „gdy ktoś nie ma czasu dla ciebie, ty nie powinnaś mieć dla tego kogoś”, ale… Gaba naprawdę chciała przekonać do siebie sąsiadkę. Wiedziała, że mogłyby zostać kumpelami. Musiała tylko znaleźć właściwy sposób.

Limuzyna zatrąbiła. Gaba podskoczyła i otworzyła drzwi. Właśnie miała wsunąć się do środka, kiedy kątem oka zauważyła coś dziwnego. Na rogu ulicy stała wysoka, surowo wyglądająca starsza kobieta. Była ubrana na czarno i nie spuszczała z niej wzroku.

Większość ludzi mieszkała na tym osiedlu od lat. Wszyscy znali wszystkich, a do najbliższych sklepów trzeba było dojeżdżać samochodem. Tej kobiety Gaba nie znała, a nieznajomi nie zapuszczali się w te okolice.

Dziewczynka poczuła ciarki na plecach, lecz otrząsnęła się. Może to czyjaś babcia wpadła z wizytą? Może wybierała się później na pogrzeb i stąd takie ciuchy?

– Cześć! – zawołała z uśmiechem i pomachała, ale kobieta nie odpowiedziała.

To zrozumiałe! Prawdopodobnie była pogrążona w żałobie. Gaba poczuła się głupio, że przeszkadza jej w tak trudnych chwilach, i obiecała sobie, że po powrocie do domu przejdzie po osiedlu i popyta, kto kopnął w kalendarz. Potem razem z mamą i Karmen wyślą kwiaty rodzinie.

Wdrapała się do limuzyny i zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Cześć, Albercie! – zawołała.

– Hejo, Gabo! – odpowiedział Albert. – Miło cię widzieć!

– Ciebie też!

Dziewczynka poprawiła się, ale kiedy kierowca ruszył, coś ją uderzyło. Odwróciła się i spojrzała w tylną szybę. Kobieta w czerni wciąż tam stała. Gaba mogłaby przysiąc, że pomimo dzielącego ich przyciemnianego szkła wciąż wbijała w nią swoje oczy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: