Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W gazetach tego nie napiszą - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
30 kwietnia 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W gazetach tego nie napiszą - ebook

Ukraina widziana oczami Prochaśki to kraina zamknięta masywem Karpat, której granice i reżimy zmieniają się z zawrotną częstotliwością. To łamigłówka, układanka państw, frontów, języków, niespokojna krzywa okupacji, wyzwolenia i zniewolenia. To także fenomen botaniczny, bo na łące „zielonej Ukrainy” gnieździ się kilkadziesiąt zupełnie odmiennych gatunków ludzkich. I noc na połoninie, kiedy wydaje się, że przegrzany zapach traw bierze się prosto z gwiazd, i kult śmiecenia zakrawający na pasję demiurga.

W gazetach tego nie napiszą to prywatne lekcje z ukrainoznawstwa w wydaniu znakomitego pisarza, dziennikarza i botanika.

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7536-780-5
Rozmiar pliku: 461 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Omerta

Ten kraj przypomina biesagi.

Biesagi jakiegoś wiecznego tułacza, uciekiniera, wędrowcy, który cały dobytek nosi ze sobą, zbierając jeszcze po drodze, co się trafi, wrzucając w te właśnie biesagi.

Jest w nich wszystko. Trochę jedzenia, instrumenty, ciepłe szmaty, znalezione drobiazgi, które się kiedyś mogą przydać, jeśli trafi się okazja i coś się wydarzy, wyrwane stronice przypadkowych książek, jakiś samopał, rodzinne relikwie i obrazki z różnymi świętymi, coś na sprzedaż, nietknięty zapas tytoniu i sucharów w razie ciupy, kilka złotych monet i banknoty różnych państw, od dawna już poza obiegiem.

Pełno różnych różności. Biesagi są przeciążone.

To co łatwo było zarzucić na ramię, okazało się zbyt ciężkie podczas długiej i obfitującej w wyboje drogi.

Trudno sobie jednak ulżyć – szkoda coś wyrzucić.

Raz za razem biesagi trzeba przekładać z ramienia na ramię albo przewieszać na tym samym ramieniu to do przodu, to do tyłu.

Wypełniona ciężarem tkanina nie gryzie w ramiona, ale ciężar stale przeważa na którąś stronę. Od szybkiego kroku biesagi rytmicznie klekoczą, uderzają o plecy i brzuch, tłumią oddech. Wrzucone w nie rzeczy nabijają ostrymi krawędziami siniaki na żebrach.

To co w środku – też się tłucze.

Serwatka z grudki sera rozmywa atrament na pożółkłych dokumentach. Coś się rozbiło i wyciekło.

Zapachy się zmieszały.

Trzeba będzie strzepać kaszę kukurydzianą z fasoli.

Do tego deszcze, niepowstrzymywane przez tkaninę kłujące igły drzew, czepiające się i drące namokłą klapę.

Coś się wysypuje, a załatać nie ma czym, nie ma kiedy, nie ma czego.

W biesagach jest dużo różności.

Ale znalezienie akurat tego, co trzeba, jest niemożliwe. Można wepchać rękę i spróbować wymacać. Można wyjąć to, co wpadło w palce.

Koniec końców okaże się, że można się bez tego czegoś spokojnie obejść.

A jeśli faktycznie przypili, to trzeba wysypać wszystko. Właśnie tak odnajdują się rzeczy konieczne.

Tymczasem całą resztę, zawsze wywołującą zdumienie, bo przecież nigdy się nie pamięta, że posiada się coś tak ciekawego, trzeba z powrotem powrzucać do torby.

Bo w biesagach nie ma żadnych półeczek, szufladek i przegródek, żeby udało się jakoś swoje dobra posegregować.

Bo i po co, skoro i tak biesagi albo zostaną skradzione przez zbójów, albo zetleją razem z tobą gdzieś pod śniegiem czy też na dnie przepaści i ktoś kiedyś rozpozna twoje kości akurat po ocalałym kawałku utkanego wzoru.

Ten kraj podobny jest do biesag również w tym, że tego słowa nie zna większość ludzi w kraju do biesag podobnym.

Ukraińskie słowniki, jakby się ktoś im przyjrzał, doprowadzają poszukiwanie znaczeń do takiego poziomu absurdu, który staje się prawdą.

Biesagi – mówi pierwszy – to podwójny sakwojaż. Słowo „sakwojaż” również nie wszyscy zrozumieją. Dlatego sakwojaż – jak objaśnia inny – to sytuacja bez wyjścia (pierwsze znaczenie) albo całkowite uzależnienie od narkotyków.

A tu jeszcze podwójny sakwojaż.

Tak samo kraj ten podobny jest do zawieszonego na nitce jabłka, które trzeba ugryźć bez pomocy rąk.

I do gruszki, pod którą leżysz w trawie, czekając, aż sama wpadnie ci do ust.

I do wszystkiego innego, nawet do waserwagi.

Szkoda tylko, że on sam nie jest czymś takim, do czego podobna byłaby choćby gruszka.

Lubię Archipenkę¹. To on ujrzał sedno swojego kraju, które potrafił przekazać w rzeźbie.

Po pierwsze, prawdziwą formą są nie postaci ani figury czy naczynia, lecz przestrzeń pomiędzy nimi. Forma przestrzeni „pomiędzy” niesie więcej znaczeń. To, co wydaje się otwartą próżnią, dziurą na wylot, przetwarza się – dzięki ograniczeniom sąsiednich nieprzylegających form – w niezależną, decydującą formę. Nawet w dotyku ciał to coś trzeciego, wspólnego, rodzi się nie z wypukłości, ale właśnie z wklęśnięć.

Po drugie, rzeźba może być polichromiczna. Czyli pomalowana.

Ten kraj przypomina to, co wysypało się z biesag podczas poszukiwań czegoś potrzebnego.

Wszystko, co w nim jest – jest wysypane, a nie wyjęte. Ogromną mieszaninę z przepełnionego worka zwyczajnie wysypano na kupę. Dlatego wygląda tak chaotycznie. Dlatego Ukraina jest tak malownicza.

Dzieci porozrzucały zabawki; chaty, miasta, fabryki, groble, parkany, tory, kioski, budynki, wagoniki, druty kolczaste, linie wysokiego napięcia, szyby naftowe i przekaźniki komórkowe – wszystko jakby skądś wypadło i stoi tam, gdzie stoi, tylko dlatego, że właśnie tam upadło.

Bardzo dużo tu rozsypanych drzew i krzaków.

Dobry klimat, więc drzewa rosną same i wszędzie.

Nie trzeba ich pilnować, do niczego nie są potrzebne, tworzą piękno, ale jeśli wyjdzie jakoś inaczej, to się je brutalnie wycina, wyrąbuje albo pali.

Kupki i rzędy drzew – zupełnie na razie nieużytkowych – rozłażą się jak chwasty.

Kolejny znak – osobne, pojedyncze drzewa.

Nanosi się je na mapy topograficzne, a nawet na wojskowe, bo te punkty orientacyjne przetrwają dłużej niż cerkwie, cmentarze i zabudowania gospodarcze.

Kraj ten dobrze jest poznać przez florystykę, to jest to, na czym się znam. Okazuje się, że florystyczne metody faktycznie są uniwersalne. Przypadkowe drzewa przestają być przypadkowymi. Choćby dlatego, że ich chaotyczności w żaden sposób nie da się wyjaśnić.

Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, to dowiaduj się o tym, jak jest. Pytanie „dlaczego tak jest” z miejsca wszystko ubija. Niczego więcej się nie dowiesz. Jest, bo jest. Tak być musi.

Ukraina jest roślinna.

Nie darmo mówi się „na zielonej Ukrainie”. Ukraina to część botaniki.

Roślinna strategia najlepiej odpowiada naszej cichej ekspansji. Roślinna zdolność przetrwania – to gwarancja naszego istnienia.

Bardzo przypominamy górską łąkę. Jesteśmy kwiatami na niej. Wszyscy razem jesteśmy na jakiejś łące.

Ale my – to kilkadziesiąt zupełnie różnych gatunków, którym jest tu przytulnie. I miliony pojedynczych kwiatów i ziół wszelkiego rodzaju, jakie tylko mogą być. Z powodu różnorodności nie da się mówić o jakiejś jedności – nie jesteśmy plantacją kawy. Niemniej jesteśmy właśnie tu, na tej połoninie.

Do tej pory najbardziej ufa się tu własnemu doświadczeniu. Nic ważniejszego nie ma. Od własnego doświadczenia zależy stosunek do kraju. W tym sensie jesteśmy niesamowitymi indywidualistami. Wspólnie wypracowanego przeżycia wciąż jest za mało, by przeważyć to, co każdy sobie wie. Jak kwiatki, do których przylatują trzmiele.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: