Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gdańsk - miasto od nowa. Kształtowanie społeczeństwa i warunki bytowe w latach 1945–1970 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
45,00

Gdańsk - miasto od nowa. Kształtowanie społeczeństwa i warunki bytowe w latach 1945–1970 - ebook

W roku 1945 Gdańsk stał się nowym miastem w podwójnym znaczeniu. Przestrzeń miejska została w znacznym stopniu zniszczona, a nowi osadnicy zastąpili starych mieszkańców. Z kolei rok 1970 ujawnił poważny kryzys miasta portowego – młodzi stoczniowcy i inni gdańszczanie byli rozgoryczeni problemami gospodarki niedoboru i niezrealizowaną obietnicą stabilizacji. Między tymi latami rozpościera się rozległa panorama życia codziennego w Gdańsku. Autor książki analizuje metody kształtowania społeczeństwa, takie jak tropienie sabotażu, mobilizacje wyborcze, dyscyplinowanie młodzieży i próby kontroli życia prywatnego. Prezentuje również warunki życia gdańszczan – przymusowy kwaterunek i jego skutki, problemy z zaopatrzeniem, nierównomierny rozwój miasta portowego oraz ścieranie się obyczaju miejskiego z wiejskim. Na podstawie licznych archiwaliów, listów, rozmów, prasy i powieści powstał barwny obraz życia w wyjątkowym miejscu, jakim był powojenny Gdańsk.

Nagroda Historyczna POLITYKI 2014 w kategorii Prace naukowe i popularnonaukowe.

Spis treści

Wstęp
1. Cezury czasowe
2. Czytanie źródeł
3. Badanie sfery prywatnej i publicznej a literatura przedmiotu
4. Kryteria wyboru problematyki badawczej

Prolog: Tożsamość nowego Gdańska

Część pierwsza: Kształtowanie społeczeństwa

Rozdział I. Trzy oblicza obcego
1. „Nieużytki”. Sytuacja ludności niemieckiej (1945–1946)
2. „Przemalowani”. Losy ludności rodzimej (1945–1958)
3. Historia „elementu zbędnego” (1946–1953)

Rozdział II. Jednostka i stalinizm
1. Zagrożenia i mobilizacje
2. Komunista i katolik

Rozdział III. Dyscyplinowanie młodzieży
1. Kontrola kultury młodzieżowej
2. Generacyjny kontekst Marca ’68 i Grudnia ’70

Część druga: Warunki bytowe

Rozdział IV. Zamieszkanie w Gdańsku (1945–1946)
1. W poszukiwaniu schronienia
2. Aprowizacja i bezpieczeństwo w sferze publicznej

Rozdział V. Mała stabilizacja mieszkaniowa
1. Przymusowy kwaterunek i głód mieszkaniowy
2. Nowe przestrzenie, stare zwyczaje

Rozdział VI. Miasto i jakość życia
1. Dylematy gospodarki niedoboru
2. Potrzeby centrum, problemy peryferii

Zakończenie
Przypisy
Bibliografia
Podziękowania
Indeks pojęć
Indeks osób
Indeks topografii Gdańska
Album

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7453-147-4
Rozmiar pliku: 23 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog Tożsamość nowego Gdańska

Wiosną 1945 roku realia gdańskie przypominały te z innych obszarów nadbałtyckich, gdzie przesuwały się armie Frontu Białoruskiego i gdzie rozkazami dowództwa niemieckiego ustanawiano kolejne miasta-twierdze. Zaciętość, z jaką żołnierze Armii Czerwonej, wkraczając do kolejnych ośrodków w Prusach Wschodnich i na Pomorzu, obchodzili się z ludnością, była nie tylko skutkiem odwetu za cierpienia cywilów i jeńców wojennych z lat inwazji III Rzeszy na ZSRR, ale najprawdopodobniej także reakcją na sporadyczne porażki w trakcie ofensywy. Kraj Kłajpedzki i Kłajpeda zostały przez Niemców ewakuowane, ale tylko po to, aby stawić zacięty opór w Prusach Wschodnich. Jesienią 1944 roku ślady wskazujące na masakrę ludności cywilnej w Nemmersdorfie (dokonaną przez żołnierzy radzieckich) narodowi socjaliści wykorzystywali w propagandzie wojennej, nawołując między innymi gdańszczan do obrony do ostatniej kropli krwi. Gdy toczyły się walki o Gdańsk, Królewiec i Sambia nie były jeszcze zdobyte. Kiedy wojska II i III Frontu Białoruskiego w styczniu 1945 roku ruszyły do ofensywy na północy, pierwszym dużym miastem, które zapoczątkowało ów długi łańcuch beznadziejnego oporu, był Królewiec. Uchodźcy stamtąd kierowali się na wschód, w stronę Gdańska, niektórzy po skutym lodem Zalewie Wiślanym, gdzie rozegrały się dantejskie sceny. Strach przed Armią Czerwoną miał swoje podstawy. Ze wszystkich krajów niemieckich Prusy Wschodnie poniosły największe straty ludnościowe¹.

Gdynia, Sopot², a także Gdańsk, gdzie tworzono główną linię obrony nad Zatoką, broniły się krócej niż uprzednio doświadczone Olsztyn czy Elbląg oraz wciąż niezdobyty Królewiec. W Prusach Wschodnich jednostki Wehrmachtu tygodniami przechodziły do skutecznych kontrataków. Siła oporu wynikała z nieugiętości dowództwa II Armii, która dysponowała jeszcze sporymi rezerwami. Jednakże w chwili szturmu na Gdańsk droga lądowa do Rzeszy była od co najmniej trzech tygodni zablokowana i niewielu wierzyło jeszcze w sens całej kampanii. Chociaż finalna obrona Gdańska była zacięta, to utrwalonym obrazem walk stali się raczej wisielcy zapamiętani w wielu miejscach (szczególnie przy alei Zwycięstwa) – zwłoki dezerterów, którzy najprawdopodobniej wiedząc, jak wyglądała obrona kolejnych „twierdz”, woleli ryzykować ucieczkę lub symulowali chorobę³. Niezależnie od skali oporu cywile i jeńcy wojenni i tak zapewne doświadczyliby wszystkich skutków nienawiści do „cywilizacji germańskiej nad Bałtykiem”, której symbolem dla zdobywców był właśnie Gdańsk. Ponadto nie tylko żołnierze, ale i ówcześni przedstawiciele rosyjskiej elity intelektualnej uważali wtedy, że „dobry Niemiec to martwy Niemiec”⁴. Wiosną 1945 roku nikt nie wnikał w subtelności umów międzynarodowych, które w 1920 roku konstytuowały Wolne Miasto, formalnie przyłączone do Rzeszy w roku 1939. Żołnierze Armii Czerwonej słyszeli język niemiecki, co w ich mniemaniu było wystarczającym powodem do użycia przemocy.

Ofiarą ówczesnej nienawiści stała się nie tylko pozostawiona samej sobie ludność, ale też zabudowa miejska. Pożary wybuchały w trakcie walk, lecz w Prusach Wschodnich i na Pomorzu dochodziło do celowych podpaleń tuż po przełamaniu oporu. W Olsztynie żołnierze radzieccy przemieszczali się kwartałami ulic, używając miotaczy płomieni, a po wybiciu szyb wrzucali do budynków substancję zapalającą⁵. W wypadku Gdańska o stratach materialnych zdecydowało najprawdopodobniej wiele różnych czynników, najbardziej przekonujące jednak wydają się wywody Bolesława Hajduka, który źródeł zagłady miasta upatruje przede wszystkim w decyzjach dowództwa niemieckiego, nakazującego bezsensowny opór w dniach poprzedzających szturm⁶. Istnieją dość liczne opinie, według których Gdańsk miałby być potraktowany tak jak Olsztyn, czyli że mniejszych lub większych strat doświadczył dopiero po zdobyciu. Jak pisał Tadeusz Bolduan, rodowici gdańszczanie twierdzili, że budynki mieszkalne były podpalane przez Rosjan z błahych przyczyn – wystarczyło, że żołnierze znaleźli mundur niemiecki, by puścili dom z dymem. Czyniono tak również po dokonaniu rabunku, gwałtu czy egzekucji. Grupy młodych ludzi znalezionych w piwnicach uznawano za partyzantów, a dom niszczono⁷.

Z dużych miast, które znalazły się w powojennych granicach Polski, więcej strat od Gdańska w masie budynków poniosły tylko Warszawa i Wrocław⁸. Ze względu na skalę zniszczeń warunki życia w tych ośrodkach w 1945 roku były dość podobne. Dostępna zabudowa i infrastruktura utrudniały proces zasiedleń, braki w zaopatrzeniu oraz nikły dostęp do ujęć wody groziły epidemiami. Życie na ulicach nierzadko toczyło się w otoczeniu gruzów, a przygnębiający krajobraz na lata zdominował wygląd miast i straszył mieszkańców po zapadnięciu zmroku. Na tym jednak kończyły się podobieństwa. Z owych trzech miast Warszawa została wyzwolona najwcześniej i już w styczniu 1945 roku uchwała potwierdziła jej stołeczność. W kolejnych tygodniach nastąpił masowy powrót dawnych mieszkańców na gruzy zniszczonego miasta; od tego czasu, po likwidacji getta w 1943 roku i po wycofaniu się Niemców pod koniec 1944 roku, była ona już miastem jednolitym narodowościowo. Polityczna i gospodarcza odbudowa ruszyła tam wcześniej niż na Wybrzeżu Gdańskim, a część ludności wyruszyła na ziemie zachodnie i północne w poszukiwaniu lepszych warunków egzystencji. Mimo ogromu zniszczeń i emigracji części warszawiaków stolica bardzo szybko stała się miastem żywym. Ze stołecznością wiązały się też pewne przywileje – szybko odradzały się instytucje polityczne, sytuowano tam centralne urzędy, a odbudowa Warszawy uzyskała priorytet w inwestycjach Ministerstwa Odbudowy i w inicjatywach Stołecznego Komitetu Odbudowy Stolicy⁹.

Wrocław bronił się dłużej niż Gdańsk, ale dużą część ludności cywilnej ewakuowano w dramatycznych okolicznościach przed rozpoczęciem walk. Gdy w maju 1945 roku czerwonoarmiści wkroczyli, powtórzono scenariusz obowiązujący dla niemieckiego miasta. Przez pierwszych kilka tygodni pozostała ludność stała się obiektem zemsty za działania okupacyjne w ZSRR i za trudności w zdobyciu miasta – gwałty, zabójstwa, napady, plądrowanie oraz zsyłki do obozów były na porządku dziennym. Mimo tych wydarzeń położenie tamtejszej populacji niemieckiej było lepsze niż w Gdańsku – przede wszystkim nie została ona pozbawiona mężczyzn. Równie istotne jest to, że gdy osłabła pierwsza fala przemocy, we Wrocławiu przez trzy miesiące działała równolegle administracja polska i niemiecka. Na całym obszarze ziem zachodnich, inaczej niż w województwie gdańskim, Rosjanie próbowali grać na dwóch frontach, na przykład przyjmując w swoich placówkach skargi Niemców na działanie polskiej administracji cywilnej oraz utrudniając niektóre wysiedlenia dokonywane przez stronę polską. Jak twierdzi Gregor Thum, we Wrocławiu w tym czasie, czyli do wysiedleń, Rosjanie porozumiewali się z Niemcami lepiej niż z Polakami¹⁰. Cierpienia doznane od Armii Czerwonej były przez dziesięciolecia tematem tabu. Kobiety przez lata nie mówiły o gwałtach, jakich doświadczyły, a nawet po latach zwykle wspominają tylko, że „to” przytrafiło się znajomej. W wypadku Gdańska, ale też Wrocławia i Szczecina, charakterystyczny był upór, z jakim dopiero kształtującą się nową tożsamość od początku budowano na pisanej od nowa historii, pozbawionej istotnych informacji na temat dramatycznych losów populacji niemieckiej.

O zaakcentowaniu historycznej promocji miasta zdecydował niewątpliwie polityczny spór o to, czy owo kulturowe pogranicze było polskie, czy też niemieckie. De facto był to spór o dwa mity, które rodziły się wraz z nowoczesną tożsamością narodową w XIX wieku. Jak pisze Peter Oliver Loew, mit niemieckości Gdańska (przeciwstawionej polskości „forpoczty niemieckiej kultury, rzuconej w środek słowiańskiego barbarzyństwa”) pochodził z drugiej połowy XIX wieku i był kontynuowany w latach istnienia Wolnego Miasta. Usprawiedliwiał on pretensję Rzeszy Niemieckiej, do której Gdańsk wcześniej nie należał, i był skutkiem triumfu nacjonalizmu w ówczesnej polityce. Z kolei mit prześladowanej polskości Gdańska narodził się później, swój ostateczny kształt zyskując dopiero po drugiej wojnie światowej, kultywowany w takich opowieściach z podręczników szkolnych, jak napaść zakonu krzyżackiego na „bezbronne polskie miasto” w 1308 roku czy „bezwzględny” dziewiętnastowieczny Kulturkampf ¹¹. Zdaniem Romana Wapińskiego w II Rzeczypospolitej dominowała raczej krytyczna ocena przeszłej i ówczesnej polityki Gdańska wobec Polski, ale mimo to miasto było docenianym w kręgach polskich elit „oknem na świat”; to właśnie wtedy, w dwudziestoleciu, pomimo obcości kulturowej Gdańsk stał się Polakom znacznie bliższy. W latach drugiej wojny światowej postulaty włączenia go do Polski i spolszczenia były zawarte w projekcjach terytorialnych wszystkich znaczących środowisk politycznych¹².

Mit polskości w 1945 roku padł więc na podatny grunt. Obrona Westerplatte (do pierwszej wojny światowej popularnego miejsca wypoczynku) nadawała się na rdzeń tej nowej narracji – miasto z rywala, czy też oponenta zmieniło się w ośrodek „zawsze wierny Rzeczypospolitej”. Gdańsk dołączył do panteonu „nowych-starych” miast, których mit budowano na odwołaniu do średniowiecznej polskości. Szczecin wydzierany był Niemcom przez polskich Piastów, a pomorskiej dynastii Gryfitów starano się przypisać piastowskie pochodzenie. Wrocław rządzony był przez polski dwór Piastów, który dzielnie opierał się żywiołowi niemieckiemu i którego związki z niemieckością starano się relatywizować¹³. Gdańsk był symbolem wielusetletniej walki z niemczyzną na tym terenie, czego dowodem miała być „rzeź obecnych w Gdańsku Polaków i Kaszubów, przeważnie bezbronnych rybaków i rolników” – pisano w 1946 roku w „Dzienniku Bałtyckim”¹⁴. W obliczu takiej konstrukcji historycznej linia graniczna przyjęta w Poczdamie miała wynikać z konieczności dziejowej, a nie z uwarunkowań politycznych i militarnych 1945 roku.

„Nie jesteśmy tu nowi, obcy, dzisiejsi, jesteśmy tu jak dawni gospodarze tej ziemi” – pisał w 1947 roku w swoim przewodniku Polski Gdańsk Marian Pelczar. W tym samym roku planowano wśród ruin uroczyste obchody 950-lecia miasta, do których jednak ostatecznie nie doszło (nie zgodził się na to Bolesław Bierut, który wolał przeznaczyć środki na mieszkania robotnicze)¹⁵. Kilkanaście lat później Jan Ptasiński, pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, podczas uroczystej akademii z okazji 22 Lipca w hali Stoczni Gdańskiej mówił nawet o „wielu tysiącach lat”, a nie o tysiącu: „ Jesteśmy na tej ziemi od wielu tysięcy lat. Świadczą o tym liczne wykopaliska prochów naszych praojców i niezaprzeczalne ślady kultury łużyckiej”¹⁶.

Siła oddziaływania mitu polskiego Gdańska istniała już w dwudziestoleciu i powrócono do niej w 1945 roku. Przybywający na Wybrzeże myśleli o Gdańsku jako mieście w jakimś sensie polskim (może nie tak jak Warszawa, ale jednak). Z całą pewnością było to dla nich miejsce bardziej polskie niż inne części tak zwanych Ziem Odzyskanych. W świadomości Polaków Gdańsk był bardziej związany z dziejami kraju niż Szczecin, Olsztyn czy Wrocław, praw do niego domagano się już w czasie konferencji pokojowej w Paryżu w 1919 roku. Dlatego w 1945 częściej i chętniej napływali tu osadnicy, a ów „powrót do macierzy” potraktowany został jako naturalna kolej rzeczy. W takiej perspektywie zdobycie miasta w 1945 roku jawiło się jako zadośćuczynienie za wszelkie cierpienia doznane od okupanta, a wykazanie ciągłości historycznej stało się nakazem bieżącej polityki¹⁷.

Co warto podkreślić, niechęć do „żywiołu niemieckiego” była obecna nie tylko we frazeologii, ale przekładała się wprost na wygląd miasta. Jak pisze Jacek Friedrich, był to rodzaj Schadenfreude – z jednej strony martwiono się losem zniszczonego „polskiego miasta”, z drugiej zaś cieszono się zniszczeniem „ostoi hitleryzmu”¹⁸. W latach 1945–1946 nie rozstrzygnięto jeszcze, jaką formę uzyska odbudowane centrum. Antyniemieckość ujawniała się więc między innymi w pośpiechu i w pewnej nonszalancji, z jaką traktowano ocalałe z walk budowle, przeznaczając do wyburzenia również te domy, które nadawały się do remontu. Objawiła się również w usuwaniu wszelkich oznak niemieckości – tabliczek, pomników, cmentarzy. W wymiarze populacyjnym ówczesne priorytety oznaczały możliwie szybką wymianę wciąż widocznego na ulicach wroga i słyszany język niemiecki na bezpieczną „polskość”. Wiosną 1945 roku nowa, polska administracja najpierw zamieniła nazwy gdańskich ulic na polskie, a dopiero potem koordynowała prace porządkowe, które trwały już w różnych częściach miasta z inicjatywy mieszkańców. W tym samym czasie podejmujący decyzję o wyburzeniach architekci byli dość liberalni i nie patrzyli na ocalałe budowle jako cenny składnik tkanki miejskiej, postrzegając je raczej jako pozostałości znienawidzonej kultury niemieckiej¹⁹.

W literaturze historycznej i w przewodnikach turystycznych mówiono odtąd o „powrocie Polski do Gdańska” (lub odwrotnie), tak jak w dwudziestoleciu pisano o „powrocie Polski nad Bałtyk”. W odniesieniu do ofensywy styczniowej 1945 roku pisano powszechnie o „wyzwoleniu”, mając na myśli nie tylko ziemie należące do II Rzeczypospolitej, ale także – jak w wypadku Gdańska – ziemie, które do tego państwa przed drugą wojną światową nie należały. Gdańsk włączono jakby mimochodem do pakietu „Ziem Odzyskanych”, obok Warmii i Mazur, Pomorza Zachodniego i Ziemi Lubuskiej, Dolnego Śląska i „granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej”. W opracowaniach historycznych – zarówno fachowych, jak i popularnych (choćby w przewodniku Z uśmiechem przez Gdańsk, wydanym po raz pierwszy w 1968 roku) – jednym ciągiem wymieniano odpieranie najazdów „feudałów niemieckich i skandynawskich” przez ludność słowiańską, walki z Krzyżakami, obronę tych ziem przed wojskami szwedzkimi, „przeciwstawianie się germanizacji i walczenie o zachowanie na nich polskości” podczas zaborów. Kulminacją tej predestynowanej do polskości historii był wiek XX. Po pierwszej wojnie światowej jeszcze „zrządzeniem przedstawicieli mocarstw zachodnich nie uszanowano ani polskiej krwi wsiąkłej na przestrzeni wieków w ziemie nadbałtyckie, ani aktualnych aspiracji morskich narodu”; wreszcie następowała obrona Westerplatte, obrona Poczty Polskiej w Gdańsku, a na samym końcu „wyzwolenie na północnych terenach Polski”. W owej grze w skojarzenia dzieciom w szkołach i politykom Krzyżacy mieszali się z Prusakami, a Krzyżaków i Prusaków zrównywano z hitlerowcami. Ten niemiecki resentyment ujawniał się w niemal każdym elemencie ówczesnej narracji historycznej. Zawsze w niesprzyjających okolicznościach Gdańsk, mający podporę w „słowiańskim żywiole”, pozostawał wierny Rzeczypospolitej; gdańszczanie nie marzyli o niczym innym, jak tylko o zrzuceniu krzyżackiego, pruskiego bądź hitlerowskiego jarzma²⁰.

Budowanie tożsamości na związkach ze specyficznie interpretowaną historią uwidoczniło się w polskiej kulturze. W kinematografii, na przykład w filmach Stanisława Różewicza – w Wolnym Mieście i w Westerplatte, traktujących o wydarzeniach z początku wojny – miasto grało samo siebie (w tym pierwszym, opowiadającym o obronie budynku Poczty Polskiej, dopiero co odbudowane Główne Miasto gra Gdańsk jeszcze sprzed zniszczeń). Duma z odbudowy sprawiała, że w polskich filmach chętnie eksponowano gdańskie obiekty, a tło architektoniczne stawało się niemal tak samo istotne, jak fabuła²¹. Znani literaci podróżowali po wojnie na Wybrzeże i opisywali swoje wrażenia z nowego i starego zarazem Gdańska; w mediach krajowych na bieżąco komentowana była odbudowa; migawki z Wybrzeża, z charakterystyczną wieżą kościoła Mariackiego, pojawiały się w kronikach filmowych wyświetlanych przed seansami kinowymi.

Wśród powojennych przedstawień dawnego Wolnego Miasta dominowała odtąd jego polonocentryczna historyczność. Wrażenie historycznie znaczącego miasta zostało wzmocnione przez wierną, przynajmniej z punktu widzenia laika, odbudowę centrum. Turystom trzeba dziś tłumaczyć, że „Starówka” nie jest autentykiem – wygląda przecież „starzej” niż oryginalne, modernistyczne centrum Gdyni. Na pocztówkach można było zobaczyć wizerunki oryginalnych lub odbudowanych zabytków. Paradoksem na ogół pozytywnego odbioru odbudowy centrum Gdańska było to, że wariant historyczny, na jaki się z pewnymi niekonsekwencjami ostatecznie zdecydowano, szedł w parze z powszechną niechęcią do kultury niemieckiej, która w popularnym odbiorze i w nauczaniu kojarzona była ze stuleciami „okupacji”. Co więcej, w niemieckiej, „rewizjonistycznej” literaturze nieliczne słowa uznania kierowano właśnie pod adresem odbudowy²². Ten problem z niechcianą tożsamością próbowano rozwiązać, dokonując podziału na złe tradycje architektury z drugiej połowy XIX wieku („szpetny, pruski styl”, jak pisano o architekturze wilhelmińskiej) i lepsze, wcześniejsze tradycje, kiedy Gdańsk wydawał się bardziej „polski”, do których warto było nawiązywać²³. Jak się miało okazać, owa powojenna ekwilibrystyka – uznanie dla historyczności w połączeniu z negacją kultury niemieckiej – funkcjonowała bez przeszkód przez co najmniej dwie dekady, nie tylko na polu architektury. Jak pisze Artur Nowaczewski, zadaniem twórców lokalnej literatury, wśród których wyróżniano Franciszka Fenikowskiego, było nadanie Gdańskowi owej polskiej tożsamości, „pozostającej w gestii historii i polityki”. Dzięki odbudowie centrum powstawała zupełnie nowa przestrzeń, z której wyretuszowano to, co mogłoby zakłócać wizję „prastarego polskiego miasta”²⁴.

Niechęć malała stopniowo, poczynając od powstania Niemieckiej Republiki Demokratycznej, a później w miarę ocieplenia stosunków z Republiką Federalną Niemiec. W tym procesie najistotniejsza była jednak wymiana pokoleniowa. Kiedy zaś pojawiły się nowe okoliczności polityczne w PRL i osłabł resentyment, miastu nadano nową symbolikę. Jak pisze Roman Wapiński, po wystąpieniach robotniczych w grudniu 1970 roku, mimo że bardziej ucierpiała Gdynia, to właśnie Gdańsk stał się symbolem oporu społeczeństwa wobec władzy i tęsknoty za lepszym życiem. Sierpień ’80 tylko wzmacniał ten mit²⁵. Rodziła się nowa legenda miasta niepokornego, antykomunistycznego, przeciwstawiającego się władzy, a zwieńczeniem tego procesu było dwadzieścia jeden postulatów. Dawny mit historyczny został uzupełniony o metaforę gdańskiego buntu, niezłomnego oporu społecznego stawianego komunistycznej dyktaturze, a dawne „polskie miasto” zaczęło być nazywane miastem wolności. Wypada zwrócić uwagę, że to wyobrażenie, czasem nadużywane, choć w pewnym wymiarze uzasadnione, nie stoi w sprzeczności z powojennym umiłowaniem historyczności „polskiego Gdańska”.

Podkreślanie historyczności miasta doprowadziło do marginalizacji jego walorów portowych i wodnych, wzmocnionej przez przemiany cywilizacyjne (od XIX wieku nowoczesne porty stopniowo oddzielały się od miast przemysłowych). Także powojenny Gdańsk odsunął się od nabrzeża Motławy i od portu²⁶. Oprócz procesów cywilizacyjnych mogła na to wpłynąć sytuacja geopolityczna. Z powodów ideologicznych otwartość miasta morskiego, jego międzynarodowy charakter i przenikanie kultur – wszystko to w realiach PRL musiało być ograniczone na rzecz promowania „miasta robotniczego”. Gdańsk prezentował się jako miasto nie tyle morskie, ile robotnicze, choć w dalszym ciągu znaczna część jego populacji zatrudniona była w sektorze morskim gospodarki i całe województwo korzystało z rozwoju gospodarki morskiej w Trójmieście²⁷. W realich dyktatury bliżej ideału morskiego „okna na świat” nad Zatoką Gdańską pozostawała Gdynia. Także w sensie kulturowym jej popularne wizerunki silniej eksponowały związki z morzem, a fizyczna bliskość jej centrum do brzegu morskiego wspomagała tę zależność. Gdańskowi wyraźnie brakowało takiej morskiej atmosfery, w czym przypominał raczej oddalony o wiele kilometrów od morza Szczecin niż sąsiednią Gdynię²⁸. Symbolika morza pojawiała się oczywiście na niektórych gdańskich pocztówkach. Na potrzeby reklamy turystycznej prezentowana była jasna, sprowadzona do kilku ikon, strona miasta portowego – kotwice i sylwetki statków, marynarskie czapki (realia życia portowego ze spelunkami i prostytutkami były, rzecz jasna, pomijane)²⁹. Ale nawet w takiej utartej konwencji „morskość” w albumach o Gdańsku ustępowała jego „historyczności”.

W sensie gospodarczym, ale i kulturowym w powojennej historii porty, żegluga, przemysł okrętowy i rybny stanowiły o wyjątkowości całego regionu i przyspieszały rozwój miast polskich województw północnych. U ujść Wisły (Gdańsk i Gdynia) i Odry (Szczecin i Świnoujście) na nowo rozwinęła się gospodarka portowa i ukształtowały się duże, odznaczające się dynamiką demograficzną skupiska ludności żyjącej z morza – marynarzy, portowców, stoczniowców, inżynierów i rybaków. Wspomniany brak wyraźnego wizerunku morskiego w wypadku Gdańska był uderzający, ponieważ jednocześnie powojenne miasto budowało swój potencjał ekonomiczny i kadrowy na związkach z morzem. Cały przemysł stoczniowy w drugiej połowie lat pięćdziesiątych skupiał 45% wszystkich zatrudnionych w gdańskim przemyśle. Stocznia Gdańska oferowała więcej miejsc pracy niż jej konkurentka w Gdyni³⁰. Tak jak przed wojną, miasta portowe przyciągały ludzi niepokornych i odważnych. Już wiosną 1945 roku nad Zatokę przyjeżdżali głównie młodzi mężczyźni, wyruszając z odległych miejsc „na Gdańsk, ku morzu”. Miasto to jawiło się jako szczególnie atrakcyjne, zwłaszcza że nie zawsze wiedziano o jego zniszczeniach³¹. „Są to przeważnie mężczyźni młodzi, energiczni, rzutcy i przedsiębiorczy. Większość z nich wabi Gdańsk – port” – pisał prezydent miasta Franciszek Kotus-Jankowski wiosną 1945 roku³². Owa tradycja została do pewnego stopnia podtrzymana w kolejnych dekadach. W województwie gdańskim miasta portowe spełniały funkcję pompy ssącej – przybywało tam za chlebem stosunkowo dużo ludzi z regionów z morzem niezwiązanych i mniej zurbanizowanych, którzy na Wybrzeżu szukali możliwości interesującej pracy, poznania wielkomiejskiego stylu życia i awansu społecznego. Przykładem może być biografia Lecha Wałęsy, dwudziestoczteroletniego mechanika, który wiosną 1967 roku przeniósł się z odległej wsi Popowo do Gdańska, aby pracować w stoczni³³. Jak niemal każda populacja miasta portowego, także gdańszczanie i gdynianie na tle kraju byli stosunkowo młodzi, odznaczali się zróżnicowanym rodowodem społecznym, lepszym wykształceniem, większym poczuciem swobody i anonimowości, byli też bardziej mobilni. Koncentracja kadr z wykształceniem wyższym w województwie gdańskim, lepsze wskaźniki wykształcenia na tle makroregionu północnego i całego kraju będą w PRL znakiem rozpoznawczym całego Trójmiasta³⁴. Poczucie emocjonalnego związku z Gdańskiem wśród nowych, niezwiązanych dotychczas z morzem osadników rodziło się szybko i było – jak na miasto od nowa zasiedlone – wysokie.

Nowy Gdańsk w sensie kadrowym dopiero stawał się miastem morskim – ludzie, którzy tam napływali, często nie mieli kwalifikacji, ponieważ wcześniej pracowali na przykład na roli. Dopiero następne pokolenie korzystać będzie na Wybrzeżu z powszechnego dostępu do szkolnictwa wyższego o morskim profilu, zasilając przyszłą kadrę oficerską i inżynierską. Nauka w szkołach morskich była w PRL opłacalną inwestycją. W Gdyni, Gdańsku, Szczecinie na szczycie struktury społecznej znajdowali się „ludzie morza”, zwłaszcza marynarze i rybacy, w mniejszym stopniu dokerzy i stoczniowcy. Marynarze i rybacy, będąc lepiej wynagradzani, byli jednocześnie mniej związani z miastem niż choćby stoczniowcy, gdyż przebywając w rejsach dalekomorskich, rzadko mieli okazję uczestniczyć w życiu metropolii³⁵. Wysokie zarobki tych grup oraz dostęp do deficytowych towarów zachodnich sprawiały, że zwłaszcza praca na statku lub w porcie była na tle innych profesji dochodowa. Gdańszczanie i gdynianie, mając codzienny kontakt z rodzinami marynarzy, zauważali w ich domach produkty niedostępne na rynku. W mieście portowym większe zróżnicowanie zarobków i większe możliwości wymiany towarowej były więc dla mieszkańców nie tylko źródłem satysfakcji, ale i frustracji. Tę frustrację mogło też pogłębiać samo przebywanie na Wybrzeżu, skąd łatwiej było dostrzec, jak wygląda świat za „żelazną kurtyną”.

Oprócz marynarzy i portowców lokalną elitą była po wojnie tak zwana inicjatywa prywatna, rozwijająca się dynamicznie z krótką przerwą w latach „bitwy o handel”. Wydaje się, że na Wybrzeżu Gdańskim siła ekonomiczna prywaciarzy była znaczna – przyciągnęła ich tutaj pewna swoboda decyzji, bliskość morza, spora odległość od nadzorującej rynek zaopatrzeniowy w kraju Warszawy, a także wizerunki dawnego Wolnego Miasta i portu w Gdyni, pochodzące jeszcze z dwudziestolecia. Tępiona w stalinizmie przedsiębiorczość prywatna odrodziła się wraz z polską odwilżą i odegrała decydującą rolę w gospodarce Wybrzeża w następnych latach, stymulując lokalny rynek, mając tutaj unikatową możliwość dynamicznej wymiany handlowej (tej legalnej i tej nielegalnej)³⁶. Także coraz ważniejsza dla regionu turystyka stymulowała rozwój, ale zarazem silniej niż w innych regionach eksponowała różnice w dochodach i w dostępie do dóbr. Na Wybrzeżu łatwo można było zobaczyć latem bogatszych turystów czy otrzeć się o świat ówczesnego luksusu w sopockim Grand Hotelu.

Z trzech miast wchodzących w skład aglomeracji trójmiejskiej Gdańsk miał największy wzrost demograficzny, który ujawniał się najpierw w drugiej połowie lat czterdziestych za sprawą migracji, później zaś był wynikiem wysokiego przyrostu naturalnego (i kolejnych migracji). „Akcja łączenia rodzin”, wyjazdy dawnych gdańszczan do Niemiec oraz repatriacje Polaków z ZSRR w drugiej połowie lat pięćdziesiątych w dużej części dotyczyły mieszkańców Gdańska. Na przykład w ramach tej ostatniej akcji najwięcej ludzi trafiło właśnie do stolicy województwa, częściowo w miejsce tych rodzin, które niedawno wyjechały do Niemiec³⁷. Mierzona liczbą mieszkańców dominacja miasta utrzymała się w latach sześćdziesiątych. Po wojnie z powodu mniejszych zniszczeń najszybciej zaludnił się Sopot – mieszkał tu co piąty mieszkaniec Trójmiasta, choć u progu dekady gierkowskiej już tylko co dziesiąty; w tym samym czasie w Gdańsku mieszkało już sześciu na dziesięciu mieszkańców Trójmiasta³⁸.

Sopot, mimo że pozostawał w cieniu swojego większego sąsiada (uwagę mediów przykuwał raczej historyczny „powrót” Gdańska do Polski), w 1945 roku odgrywał bardzo ważną rolę. Przyjeżdżającym wówczas na Wybrzeże wydawał się na tle Gdańska oazą spokoju. Z powodu najmniejszych zniszczeń i położenia między Gdańskiem a Gdynią przejął na krótko funkcje ośrodka administracyjno-dyspozycyjnego województwa; mieściło się tam wiele ważnych instytucji – urzędował wojewoda, miał siedzibę wojewódzki oddział Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. W gronie nowych mieszkańców Sopotu od początku znajdowała się spora grupa plastyków, muzyków i literatów, których wpływ na życie codzienne kurortu będzie systematycznie wzrastał. Powstały tam zalążki późniejszych instytucji – Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, Wyższej Szkoły Muzycznej, Filharmonii Bałtyckiej, Oddziału Gdańskiego Związku Literatów Polskich i Teatru Wybrzeże. W oczach władz stalinowskich Sopot stał się miejscem „pasożytniczym, nieprodukującym żadnych dóbr materialnych”, wrogim ideologicznie. Chcąc zrównoważyć artystyczne emploi tego miasta, wyznaczono mu w latach pięćdziesiątych rolę robotniczej i urzędniczej sypialni dla przemysłowych ośrodków Gdańska i Gdyni³⁹. Gdy niektóre instytucje przeniosły się do Gdańska, Sopot wkrótce pozostał miejscem wypoczynku dla kolejnych pokoleń Polaków, ale również, o czym się często zapomina, ośrodkiem akademickim, siedzibą dwóch uczelni o profilu artystycznym (muzycznej i plastycznej). W Sopocie, mieście bohemy i letników, intensywnie adaptowano obce wzorce kulturowe i lepiej przyswajano zachodnią kulturę, której elementy przedostawały się za pośrednictwem „ludzi morza” z portów i były chętnie przyjmowane przez spędzającą tu czas wolny trójmiejską młodzież i artystów z całej Polski.

Gdańsk i Sopot, jako wchodzące w skład Wolnego Miasta, łączyła wspólnota doświadczeń, które wpływały na ich powojenne losy. Takich doświadczeń nie miała Gdynia. Na przykład weryfikacja narodowościowa (której nie należy mylić z rehabilitacją) objęła tylko nielicznych gdynian (niespełna sto osób) i oczywiście nikt nie kwestionował polskości przedwojennych mieszkańców tego miasta. W tym samym czasie w Gdańsku i Sopocie procedurą weryfikacji objęto ponad 17 tysięcy ludzi⁴⁰. Nowi osadnicy często udawali, że nie odróżniają, „kto Polak, a kto Niemiec”, i nawet po pomyślnym zakończeniu procedury narodowość dawnych gdańszczan kwestionowano z powodów majątkowych. Status dawnych mieszkańców pogarszało to, że w Gdańsku i Sopocie było zdecydowanie więcej ludności napływowej, ponieważ większość przedwojennych mieszkańców uciekła w latach 1944–1945 lub została wysiedlona po wojnie. Populacja polskich gdańszczan, jeśli przeżyła wojnę, nie była w stanie wypełnić dziury demograficznej i zadbać o ciągłość kulturową. Natomiast Gdynia została w 1945 roku zasiedlona w znacznej mierze ludnością wysiedloną wcześniej przez okupanta. W mieście tym zauważalny był spór między ludnością napływową i kaszubską, ale to w Gdańsku i w Sopocie konflikt był najbardziej widoczny, zwłaszcza że obejmował co najmniej trzy silne grupy: przesiedleńców (z rozmaitych regionów przedwojennej Polski, jak Poznańskie czy Mazowieckie), wysiedlonych ze Wschodu (tych ze Lwowa i tych z Wileńszczyzny) oraz marginalizowanych, lecz wciąż do lat pięćdziesiątych widocznych dawnych gdańszczan i Kaszubów. W rezultacie powojenna integracja na terenach byłego Wolnego Miasta była trudniejsza.

Powojenny Sopot pozostał łącznikiem między dwoma rywalizującymi ośrodkami, z których każdy ciągnął kurort w swoją stronę. Jak już wspomniano, historycznie i demograficznie Sopotowi bliżej było do Gdańska. Mimo owego wspólnego doświadczenia z upływem czasu kurort oddalił się od swojej dawnej metropolii, która będąc stolicą nowego województwa, starała się dominować w trójmiejskiej aglomeracji. Po wojnie, gdy zniknęły granice państwowe między Sopotem a Gdynią, ośrodki te wyraźnie się do siebie zbliżyły. W latach sześćdziesiątych nie było jeszcze gdańskich osiedli Przymorze i Żabianka, które sprawiły, że Sopot również na północ od torów Szybkiej Kolei Miejskiej zlewa się z Gdańskiem. Do 1960 roku oba ośrodki dawnego Wolnego Miasta łączyła jeszcze linia tramwajowa nr 7. W dni wolne od pracy do Sopotu przyjeżdżali i gdańszczanie, i gdynianie, którzy od paru lat mogli korzystać z Szybkiej Kolei Miejskiej.

Gdynia wyszła z wojny silniejsza niż Gdańsk, ponieważ nie doświadczyła takich zniszczeń infrastruktury miejskiej (linie przesyłowe były zniszczone, ale jedynie 16% budynków uległo poważnemu uszkodzeniu). Znaczna część przedwojennej zabudowy nie została naruszona (najbardziej ucierpiało Oksywie), szybciej można było przystąpić do remontów, a w wielu wypadkach prace polegały tylko na wstawieniu nowych drzwi i okien⁴¹. Wysiłek powojennej odbudowy skupił się więc na poważnie zniszczonym porcie gdyńskim. Poza infrastrukturą wspomniany już czynnik demograficzny wpłynął na zachowanie historycznej ciągłości. W czasie walk o Gdynię nieobecnych było przeszło 50 tysięcy jej mieszkańców, wysiedlonych jesienią 1939 roku, ale część z nich, która przeżyła wojnę, szybko wróciła do swego miasta. W 1945 roku tylko niewielką część populacji stanowili Niemcy (ci, którzy nie zdążyli się ewakuować drogą morską). Związki rodzimych gdynian z miastem nie zostały więc przez wojnę przerwane i w powojennych dekadach miejscowa ludność odgrywała istotną rolę. Pociągało to za sobą daleko idące skutki społeczne. Chcąc się zadomowić, ludność napływowa musiała przejmować wzorce i obyczaje ludności miejscowej, a tradycje przedwojennej Gdyni okazały się w ostatecznym rozrachunku zwycięskie. Ponadto tempo odrabiania strat ludnościowych było bardzo szybkie, szybsze nawet niż w Gdańsku. Stan populacji z 1939 Gdynia osiągnęła już pod koniec 1953 roku⁴².

Nie bez znaczenia jest to, że po wojnie ośrodek ten pozostał miastem ludzi żyjących z morza, wyprzedzając w tej kategorii mniej „morski” Gdańsk. Bujnie rozwijała się inicjatywa prywatna. Gdynia miała tradycję szkolenia kadr marynarzy, portowców, rybaków, inżynierów, handlowców, a większość szkół powojennych również kształciła pracowników dla tych sektorów gospodarki. W rezultacie dwóch na trzech mieszkańców Gdyni w wieku produkcyjnym podejmowało pracę w różnych przedsiębiorstwach i instytucjach związanych z gospodarką morską, takich jak Zarząd Portu, Stocznia im. Komuny Paryskiej, Gdyńska Stocznia Remontowa, „Dalmor” czy największy pracodawca – Polskie Linie Oceaniczne. Gospodarka morska Gdyni była największa w całym województwie gdańskim, stanowiąc najprawdopodobniej ponad 40% ogólnokrajowej produkcji tego sektora w PRL⁴³.

U źródeł rywalizacji gdańsko-gdyńskiej leżały inne doświadczenia historyczne oraz zbliżony profil przemysłu. Najistotniejsze było chyba to, że oba położone blisko siebie porty, przyzwyczajone do rywalizacji w dwudziestoleciu, znalazły się po wojnie w ramach jednego organizmu gospodarczego. Gdynia, silna ekonomicznie, utraciła swoją uprzywilejowaną pozycję na polskim wybrzeżu, zmuszona odtąd dzielić funkcję „okna na świat” z raczej nielubianym sąsiadem⁴⁴. Niektóre decyzje władz centralnych, jak połączenie w latach 1949–1953 portów w jedno przedsiębiorstwo państwowe, niewydolne ekonomicznie i pozbawiające gospodarkę Gdyni niezależności, tylko podsycały animozje. Ponadto Gdańsk, siedziba władz wojewódzkich, dominował na Wybrzeżu politycznie, czemu przeciwstawiała się Gdynia.

Nie wiadomo, kto pierwszy powiedział „Trójmiasto”. Jak poświadczają ogłoszenia drobne, słowo to było w powszechnym użyciu już w połowie lat pięćdziesiątych⁴⁵. Były też inne pomysły, jak efemeryczny „Gdyńsk” czy funkcjonujący w kręgach planistów projekt „zespołu GD”. Bez wątpienia ogłoszona w mediach integracja Gdańska, Gdyni i Sopotu dużo zawdzięcza kolejarzom – Szybka Kolej Miejska, nazywana w Trójmieście kolejką, pełniąca funkcję metra w organizmie Trójmiasta, umożliwiła szybkie połączenie między ośrodkami, przyczyniając się nie tylko do wzrostu mobilności pracowników Wybrzeża, ale również do rozwoju turystyki w regionie. W następnych latach mimo pewnych inicjatyw administracyjnych (połączono trzy wydziały kultury miejskich rad narodowych, tworząc jeden wydział kultury) proces integracji wyhamował⁴⁶. Przewidywania dotyczące zrastania się trzech miast, prowadzącego do powstania jednego ośrodka, w którym Gdynia byłaby tylko jedną z dzielnic (tak jak niedawno Nowa Huta stała się dzielnicą Krakowa), się nie potwierdziły. Pomimo niechęci do integracji nie porzucono, zwłaszcza w Gdańsku, nadziei na scalenie i w latach siedemdziesiątych wciąż pisano o podziale administracyjnym na trzy jednostki jako podziale czysto formalnym⁴⁷. Z powodu istniejących różnic Gdańsk, Gdynia i Sopot pozostały jednak odrębnymi, rywalizującymi ze sobą ośrodkami, które ze względu na bliskość geograficzną i dobre połączenie ochrzczono, nieco na wyrost, aglomeracją trójmiejską⁴⁸. W powszechnym przekonaniu trzy miasta, zamiast się zrosnąć, pozostały Trójmiastem. Nazwa ta, w przeciwieństwie do „aglomeracji trójmiejskiej”, dobrze odzwierciedlała proces, który się dokonał po wojnie. Były to wciąż trzy odrębne miasta, z których najważniejszą rolę w planowaniu gospodarczym i politycznym miał odgrywać Gdańsk; Gdynia musiała ustąpić miejsca, ale nigdy nie chciała się zgodzić na wchłonięcie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: