Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gladiator. Zemsta - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
1 lutego 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gladiator. Zemsta - ebook

IV tom cyklu GLADIATOR

Markus odzyskał wolność, ale nie zazna spokoju, póki nie odnajdzie matki. Wraz z przyjaciółmi wyrusza na jej poszukiwanie. Przemierzy Grecję z listem polecającym od Cezara, jednak nie uchroni się przed zasadzkami podstępnych wrogów i krwawymi potyczkami. Czy odnajdzie ukochaną matkę? Czy wypełni swoje przeznaczenie? Jaką cenę zapłaci za to, że jest synem Spartakusa?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5543-6
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

otów? – zapytał Festus.

Markus skinął głową i rozejrzał się po rynku w Nafpaktos, niewielkim mieście portowym nad Zatoką Koryncką. Za rynkiem zbocze opadało ku błękitnemu morzu, połyskującemu w promieniach bezchmurnego popołudnia. Cały ranek szli drogą wzdłuż wybrzeża, a dotarłszy do miasta, zatrzymali się na skromny posiłek w gospodzie przy rynku. Wśród straganów kłębił się jeszcze spory tłum, a przy fontannie jak zwykle stały grupki młodych ludzi. Markus wprawnym okiem wyławiał ich bez trudu.

– Czy to naprawdę konieczne? – zapytał Lupus, siedemnastolatek siedzący obok Markusa. Wcale nie wyglądał na starszego od niego o cztery lata. Markus był wyższy i lepiej zbudowany. Okazałą jak na swój wiek muskulaturę zawdzięczał ciężkim treningom, najpierw w szkole gladiatorów, a później pod okiem Festusa w rzymskiej willi Juliusza Cezara.

Festus westchnął znacząco.

– Przecież wiesz. Pieniądze od Cezara nie wystarczą na długo. Liczy się każdy dodatkowy grosz. Kto wie, ile czasu zajmie nam odnalezienie matki Markusa.

Chłopiec poczuł ból w sercu. Ostatni raz widział matkę dwa lata temu. Rozłączyli ich ludzie, którzy zamordowali Tytusa – człowieka, którego Markus przez całe dzieciństwo uważał za ojca. Rodzina wiodła sielskie życie na Leukadzie do czasu, aż Tytus popadł w długi, których nie był w stanie spłacić. Bezwzględny lichwiarz kazał swoim zbirom zająć gospodarstwo, a rodzinę sprzedać w niewolę na poczet spłaty długu. Tytus, weteran legionów, zginął, próbując stawić opór. Markusa i Liwię pozbawiono wolności, chłopiec zdołał jednak uciec. Przysiągł sobie odnaleźć i uwolnić matkę.

Z początku to zadanie wydawało się niewykonalne. Potem jednak Cezar, w podzięce za uratowanie mu życia, darował Markusowi wolność, wręczył mu list żelazny oraz trochę srebra i pozwolił zabrać ze sobą Festusa – zaufanego szefa swojej osobistej straży oraz Lupusa. W podróży statkiem do Grecji towarzyszyło im jeszcze dwóch ludzi, których jednak Festus odesłał do Rzymu, gdy stało się jasne, że pieniędzy od Cezara nie wystarczy dla aż tylu osób.

Po przybiciu do greckiego brzegu cała trójka ruszyła wzdłuż Zatoki Korynckiej, w kierunku miasta Stratos, gdzie Markus przed laty po raz pierwszy zetknął się z lichwiarzem Decymusem, sprawcą jego nieszczęść. Po drodze, aby podreperować finanse, urządzali małe widowiska w portach i miasteczkach.

Festus odsunął od siebie pustą miskę, a potem wstał, rozciągając kark i ramiona.

– No, młodzi. Czas zarobić co nieco.

Chłopcy podnieśli się z ławki i sięgnęli po swoje sakwy. Zawierały one kilka rzeczy na zmianę oraz skromny ekwipunek: w przypadku Lupusa były to przybory do pisania, w przypadku Markusa i Festusa – broń. Festus zanurzył dłoń w sakiewce i rzucił na stół kilka brązowych monet. Skinął na chłopców, by poszli za nim. Wyszli spod lichego daszku gospody na skąpany w słońcu plac i skierowali się w stronę fontanny. Kończył się kwiecień, wezbrane górskie potoki obficie zasilały miejskie wodotryski. Woda lała się z pluskiem do okrągłego basenu, rozpryskując wkoło rześką mgiełkę. I pewnie dlatego fontanna stała się ulubionym miejscem spotkań wyrostków i zbirów oferujących swoje usługi lichwiarzom. Właśnie takich ludzi szukał Festus.

Fontannę otaczały krótkie schody, na tyle jednak wysokie, by człowiek stojący na ich szczycie był dobrze widoczny ponad głowami tłumu zaludniającego rynek. Festus odłożył sakwę, chłopcy uczynili to samo.

– Pilnuj ich – rzekł Festus do tego ostatniego. Następnie zwrócił się do Markusa: – Do dzieła.

Podeszli na skraj fontanny. Festus uniósł ręce i nabrawszy głęboko powietrza, zawołał po grecku:

– Przyjaciele! Wysłuchajcie mnie.

Przechodnie zatrzymywali się i patrzyli zaciekawieni. Ludzie przy fontannie przerwali wesołe pogaduszki, wbili wzrok w mężczyznę i chłopca, którzy ośmielali się im przeszkadzać. Festus już wiedział, że nie zabraknie chętnych do podjęcia wyzwania, które zamierzał rzucić.

– Zacni mieszkańcy Nafpaktos! – ciągnął. – Jesteście spadkobiercami wspaniałej tradycji bohaterskich Greków, którzy ongiś pokonali wielkie imperium perskie. Ostatnimi czasy musieliście jednak uznać wyższość Rzymian i teraz to oni – my – jesteśmy waszymi panami.

Przerwał, pozwalając gromadzącym się przed fontanną wykrzyczeć swoje niezadowolenie. Markus, który wychował się wśród Greków, wiedział, że są bardzo dumni ze swojej cywilizacji. Nie mogli przeboleć, że panują nad nimi Rzymianie, których uważali za gorszych od siebie. Festus rozmyślnie grał na tych uczuciach, dla lepszego efektu wzmacniał nawet swój rzymski akcent.

– Nie mam wątpliwości, że wojowniczy duch waszych przodków nadal żyje w wielu z was.

– Owszem! – zawołał jeden z osiłków stojący nieopodal. – Zaraz się o tym przekonasz na własnej skórze, jeśli nie zamkniesz jadaczki!

Reszta mu zawtórowała.

– Wynoś się stąd, Rzymianinie – dodał, szczerząc groźnie zęby. – I zabieraj ze sobą tych szczeniaków.

Festus zwrócił się do niego z promiennym uśmiechem.

– Ach! Widzę, że nie pomyliłem się co do mieszkańców Nafpaktos. Znajdzie się tutaj paru prawdziwych mężczyzn.

– Więcej niż paru, Rzymianinie! – włączył się inny zwalisty Grek. – Zabierajcie się stąd albo sami was pogonimy.

Mówca uniósł dłonie, prosząc o ciszę. Minęła chwila, zanim gromada przy fontannie przestała obrzucać go wyzwiskami. Większość gapiów była jednak ciekawa, co się wydarzy, i uciszyła tamtych.

– Nie chciałem nikogo urazić! – zawołał Festus. – Jesteśmy tylko wędrowcami przemierzającymi wasz kraj. Nazywam się Festus. Jeżeli was rozgniewałem, najmocniej przepraszam. Wygląda jednak na to, że niektórym z was to nie wystarczy.

– Żebyś wiedział! – odkrzyknął pierwszy osiłek, a reszta głośno go poparła.

Festus zwrócił się twarzą do niego.

– W takim razie macie prawo dać nam nauczkę. – Spojrzał na Markusa. – Podaj mi kije.

Ten skinął głową, schylił się i wyciągnął ze skórzanej sakwy wiązkę półtorametrowych kijów, nieco grubszych od kciuka dorosłego mężczyzny. Podał jeden z nich towarzyszowi, który uniósł kij wysoko.

– Kto stanie do walki ze mną i z chłopcem? Wygrywa ten, kto najdłużej utrzyma się na nogach.

– Ja! – Osiłek uderzył się w pierś i po chwili dołączyło do niego paru innych. – Na imię mi Andreas. Tak wam przetrzepię skórę, że popamiętacie do końca życia!

– Dobrze! – zgodził się Festus. – A zatem mamy ochotników. Zachowajmy jednak równe szanse. Was czterech przeciwko nam dwóm.

Tamten zaśmiał się pogardliwie.

– Umowa stoi, Rzymianinie! Najwyższa pora, żebyście dostali nauczkę. Nas czterech przeciwko tobie i szczeniakowi. Porachujemy wam kości. Może uda wam się opuścić Nafpaktos w jednym kawałku, jeżeli ładnie poprosicie o litość. I zostawicie nam swoje sakwy. No wiecie – łupy wojenne. Wam, Rzymianom, chyba nie trzeba tłumaczyć takich rzeczy.

– Nie śmiałbym odebrać wam przyjemności upokorzenia nas – odparł gładko Festus. – Ale proponuję dodatkową atrakcję.

Uniósł wysoko sakiewkę.

– Stawiam dziesięć srebrników na zwycięstwo moje i chłopca. Kto się ze mną założy?

Wśród zaskoczonych gapiów zapadło milczenie. Przerwał je kupiec w eleganckiej niebieskiej tunice.

– Ja przyjmę zakład – oznajmił, podnosząc dłoń. – Stawiam tyle samo na zwycięstwo Andreasa i jego towarzyszy.

Osiłek ochoczo pokiwał głową.

– Świetnie! Eumolpusie, będziesz walczył ze mną. – Obejrzał się na gromadkę wyrostków i wskazał palcem dwóch największych. – Trapsusie i Attikosie, wy zajmiecie się tamtym wymoczkiem, a my damy wycisk temu zuchwalcowi. Daj nam po kijaszku, Rzymianinie, i nie traćmy czasu!

– Proszę bardzo. – Festus skinął na Markusa, ten podszedł do Greków i pozwolił im wybrać kije. Andreas wziął jeden dla siebie, a kolejne trzy wręczył towarzyszom. Markus i Festus chwycili ostatnie dwa, które zostały.

– Zróbcie miejsce! – Festus zszedł po schodkach na plac i zaczął wymachiwać kijem. Kiedy gapie odsunęli się na odległość dziesięciu metrów od fontanny, zajął miejsce pośrodku wolnej przestrzeni. Markus stanął z nim plecy w plecy. Kij trzymał oburącz, poziomo, wyciągnięty przed siebie na długość ramion. Jak zawsze przed walką miał przyspieszone tętno i napięte mięśnie. Andreas i trzej pozostali otoczyli ich: dwóch starszych stanęło naprzeciwko Festusa, ci młodsi – przed Markusem. Chłopiec zmierzył ich bystrym wzrokiem.

Trapsus był krępy, o cienkich włosach przewiązanych rzemykiem. Twarz miał pokrytą krostami, wyszczerzone zęby krzywe i przebarwione. Wyższy od niego Attikos sprawiał wrażenie bardziej zadbanego. Włosy miał przystrzyżone, a tunikę, choć prostą, czystą i dobrze dopasowaną do jego żylastego ciała. Delikatne rysy czyniły go podobnym do posągów młodych atletów, które Markus widywał w greckich miastach. Pewnie był z niego niezły podrywacz.

– Wiesz, co i jak – rzucił przez ramię Festus. – Kryjemy się nawzajem i robimy widowisko. Niech publika się trochę nacieszy, zanim rozłożymy ich na łopatki. Jasne?

– Wiem, co mam robić – odparł półgłosem Markus. – Sam mnie nauczyłeś. Bierzmy się do roboty.

Festus obrócił się i puścił do niego oko.

– Jak zwykle rwiesz się do walki. To mi się podoba.

Chłopiec zacisnął usta. Tak naprawdę nie znosił pojedynków. Na samą myśl o walce ściskało go w żołądku. Walczył, bo chciał uratować matkę – i tylko dlatego.

– Gotów? – zapytał Festus.

– Gotów.

Festus spojrzał na przeciwnika.

– Zaczynajmy!pierwszej chwili nikt nawet nie drgnął. Stojący blisko siebie Markus i Festus bacznie obserwowali przeciwników. Trapsus trzymał kij oburącz jak maczugę. Drugi młodzieniec wydawał się bardziej obyty z tym rodzajem broni – chwycił ją szeroko, dzięki czemu mógł nie tylko dźgać rywali końcami kija, lecz również łatwo blokować ich ciosy.

Sandały Festusa zaszurały o kamienny bruk. Markus obejrzał się: jego towarzysz wyprostował nogi, a kij oparł na ramieniu.

– Przyjaciele, w czym problem? Opuścił was zapał do walki?

– Gadaj, póki możesz, Rzymianinie – warknął Andreas. – Zaraz wybiję ci wszystkie zęby.

Nie czekając na odpowiedź, z rykiem natarł na Festusa, zamierzając się wściekle kijem na jego głowę. Pozostali natychmiast wzięli z niego przykład. Markus ponownie spojrzał ku swoim dwóm przeciwnikom. Tak był umówiony z Festusem – mieli walczyć samodzielnie, wzajemnie się ubezpieczając. Attikos puścił silniejszego Trapsusa przodem. Ten uniósł kij nad głową, zamachując się ze wszystkich sił. Markus cofnął lewą dłoń, kierując koniec kija w stronę nacierającego Greka. Dźgnął go w pierś tuż pod szyją. Trapsus stanął jak wryty, zatoczył się do tyłu, dławiąc się i chwytając za klatkę piersiową. Młody gladiator ruszył naprzód i uderzył ponownie, tym razem nisko, w brzuch.

W innych okolicznościach celowałby w twarz albo w krocze, lecz pamiętał, co mu powiedział Festus. Nie chodziło o wyrządzenie przeciwnikom dotkliwej krzywdy, lecz o danie im nauczki. Mieli wyjść z walki cało, co najwyżej ze zranioną dumą. Trapsus, teraz już całkiem pozbawiony tchu, cofnął się na chwiejnych nogach. Markus opuścił kij, wbił jego koniec w ziemię za piętą rywala, po czym naparł do przodu. Trapsus stracił równowagę i runął ciężko na bruk. Kij wyleciał mu z ręki i wylądował ze stukotem parę kroków dalej.

Widzowie przez chwilę nie wierzyli własnym oczom. Gdy wreszcie dotarło do nich, że młody Grek został pokonany już w pierwszych sekundach walki, rozległ się zbiorowy jęk zawodu. Tu i ówdzie dało się słyszeć okrzyki dopingujące Markusa – świadczyły one, iż nie wszyscy mieszkańcy miasteczka darzą Trapsusa sympatią. Chłopiec cofnął się w stronę Festusa. Ignorując dobiegające zza pleców stęknięcia i stukot kijów, skupił się na drugim przeciwniku. Attikos był wyraźnie zaskoczony łatwością, z jaką młody Rzymianin rozprawił się z jego towarzyszem. Po chwili jego twarz przybrała zimny, bezwzględny wyraz. Przyczajony na zgiętych kolanach, wbił wzrok w młodego rywala.

– Brawo, Rzymianinie – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Ale ze mną nie pójdzie ci tak łatwo jak z tym ofermą.

Chłopak wzruszył ramionami.

– To się okaże. Na twoim miejscu nie gadałbym tyle. Oszczędzałbym siły.

Attikos nasrożył ciemne brwi. Zwinnym ruchem sięgnął po leżący na ziemi kij, po czym ruszył naprzód, trzymając po jednym kiju w obu dłoniach. Oryginalna technika, pomyślał Markus, ale niezbyt skuteczna. Wiedział, że choć Grek może go teraz zasypać gradem ciosów, będą one miały znacznie mniejszą siłę. Tak jak się spodziewał, Attikos zaczął gorączkowo wymachiwać kijami. Markus uniósł swój i przechylając go to w prawo, to w lewo, parował uderzenia. Każdemu zetknięciu kijów towarzyszył głośny trzask.

Zgodnie z poleceniem Festusa zamierzał tym razem powalczyć nieco dłużej. Inaczej widzowie byliby rozczarowani. Niech obejrzą widowisko warte ich pieniędzy, mawiał Festus. Tak postępuje dobry gladiator. Zacięty pojedynek dostarczał publiczności większych emocji, a przegranym pozwalał zachować przynajmniej trochę dumy, mieli bowiem poczucie, że poddali zwycięzcę niełatwej próbie.

Markus parował ciosy i co jakiś czas markował atak, a Grek odskakiwał do tyłu. Po kilku bezowocnych natarciach Attikos wycofał się na bezpieczną odległość i ciężko dysząc, wpatrywał się w przeciwnika. Kije drżały mu w zmęczonych rękach. Markus usłyszał za sobą głośne stęknięcie i zaryzykował szybkie spojrzenie do tyłu. Festus powalił jednego z przeciwników, mężczyzna leżał bez czucia na bruku. Markus zwrócił się ponownie ku Attikosowi. Teraz, gdy siły się wyrównały, nie musiał już ubezpieczać Festusa. Opuścił kij i chwytając go jak włócznię, postąpił naprzód.

Młody Grek raz i drugi trafił w koniec kija, odtrącając go na bok, lecz Markus za każdym razem prostował broń, mierząc w jego twarz. Zrobił kolejny krok do przodu, spychając przeciwnika ku widzom. Słabnący Attikos w końcu poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że łatwiej będzie mu się walczyło jednym kijem. Zamachnął się i cisnął drugi kij w rywala. Broń śmignęła w powietrzu i chłopiec poczuł ostry ból – nim zdążył się uchylić, jeden z końców kija trafił go nad uchem. Po karku spłynęła mu ciepła strużka. Młody Grek, widząc krew, wydał triumfalny okrzyk i ruszył do natarcia, tnąc zamaszyście chwyconym oburącz kijem.

Markus zrobił dwa kroki do tyłu, ale odparł atak, parując wściekłe ciosy przeciwnika, czując drżenie jego rąk przenoszone z kija na kij. Attikos słabł i dlatego chciał jak najprędzej rozstrzygnąć walkę na swoją korzyść. Nastąpiła kolejna zażarta wymiana, stukot drewna o drewno odbijał się echem od wysokiej ściany pobliskiej świątyni. Potem Markus doskoczył do przeciwnika i napinając mięśnie, z całej siły uderzył go kijem po dłoni. Attikos zawył z bólu i zdjął ją z kija – trzymał go teraz niepewnie w jednej ręce. Markus naparł na niego własnym kijem, zawinął koniec i gwałtownym ruchem wypchnął Grekowi broń z ręki. Kij poleciał do góry, koziołkując. Zaskoczony tłum jęknął z podziwem. Walka nie była jednak skończona, dopóki obaj walczący stali na nogach.

Attikos wydawał się osłupiały, podobnie jak widzowie. Zanim otrzeźwiał, jego przeciwnik doskoczył do niego i stawiając stopę za jego nogą, naparł mocno kijem na jego klatkę piersiową. Grek poleciał do tyłu i runął na bruk. Markus natychmiast uniósł kij i zawołał:

– Zwycięstwo!

– Nie! – Obolały Attikos próbował się jeszcze podnieść.

Markus błyskawicznie opuścił kij i przyparł nim rywala do ziemi.

– Dobra rada: kiedy leżysz, nie wstawaj, bo możesz tego gorzko pożałować. – To mówiąc, wcisnął mu kij w podgardle. Attikos skrzywił się wściekle. Kiwając głową, uniósł dłonie w geście porażki.

Markus obejrzał się za siebie. Festus szedł w stronę Andreasa, ten czekał na niego, trzymając kij oburącz.

– Pomóc ci? – zapytał Markus.

– Nie trzeba. Poradzę sobie.

Andreas parsknął i pokręcił głową.

– Na bogów, masz wysokie mniemanie o sobie! Typowy Rzymianin. – Klatka piersiowa wyraźnie mu się podnosiła i opadała. Był to kawał mężczyzny, lecz miał słabą kondycję, inaczej niż Festus, który codziennie ćwiczył i utrzymywał ciało w doskonałej sprawności. Teraz sługa Cezara przymierzył się do kolejnego ataku i natarł kijem, celując w brzuch przeciwnika. Przyciężkawy Andreas wykazał się jednak kocim refleksem: odtrącił kij, po czym wyprowadził kontrę, uderzając Rzymianina po żebrach. Festus cofnął się, dotknął swego boku, a grymas wykrzywił jego twarz. Skinął z uznaniem głową, odetchnął długo i głęboko, a potem zacisnął dłonie na kiju.

Markus zaniepokoił się o przyjaciela, wiedział jednak, że nie wolno mu interweniować. Festus miał swoją dumę, wszelka próba przyjścia mu z pomocą tylko by go rozgniewała. Chłopak stał więc z boku z opuszczonym kijem. Ponieważ skończył walkę jako pierwszy, miał teraz inne zadanie. Rozejrzał się za kupcem, który założył się o wynik potyczki. Gdzie on się podział? Dopiero po chwili w tłumie mignęła mu niebieska tunika. Mężczyzna wycofywał się na obrzeża placu. Markus schował kij do sakwy, wyjął z niej sztylet i wetknął go sobie za skórzany pas. Zerknął jeszcze na Festusa, który znów ruszył na rywala. Andreas uniósł kij wysoko, mierząc w jego twarz. Festus jednak w ogóle się tym nie przejął. Zamarkował pchnięcie, a kiedy Grek spróbował je zablokować, zwinnym ruchem opuścił kij i zmiażdżył mu palce u stopy.

Andreas ryknął z bólu; nadal trzymając kij w górze, odruchowo uniósł ranną stopę. Stracił przez to równowagę i runął na ziemię z głośnym stęknięciem. Festus wytrącił przeciwnikowi broń z rąk, a koniec własnego kija wetknął mu w brzuch. Widzowie zareagowali na ten widok śmiechem. Grek zaczerwienił się ze złości.

– Poddaj się – zażądał Festus.

Andreas posłał mu wściekłe spojrzenie, zaraz jednak rozejrzał się po tłumie i dotarło do niego, że większość widzów dopinguje Festusa i cieszy się z przebiegu pojedynku. Uśmiechnął się z przymusem i podniósłszy się nie bez trudu, wyciągnął dłoń w stronę rywala.

– Wygrałeś uczciwie, Rzymianinie. Niewielu tak dobrych wojowników przewinęło się przez Nafpaktos. To żadna hańba ulec zawodowcowi. Czy nie jesteś aby gladiatorem?

– Kiedyś nim byłem – przyznał Festus. Przełożył kij do lewej ręki i ostrożnie uścisnął dłoń Greka. – Teraz jestem tylko wędrowcem i gościem w waszym kraju.

– A ten chłopak? On chyba jeszcze za młody na arenę?

– Wcale nie. Był gladiatorem i wywalczył sobie wolność.

– Naprawdę? – Andreas rozejrzał się ze zmarszczonym czołem. – Ale gdzie on się właściwie podział, na Hadesa?

Markus krążył już daleko w tłumie. Większość zgromadzonych, skupiona na trwającym pojedynku, nie zwróciła na niego uwagi. Szedł pewnym krokiem w kierunku miejsca, gdzie parę chwil wcześniej błysnęła niebieska tunika. Na obrzeżach placu tłum zaczął się przerzedzać. Dotarłszy do straganów, chłopiec spostrzegł kupca idącego prędko w stronę ulicy odchodzącej od rynku. Wszedł w równoległą uliczkę i puścił się biegiem. Na pierwszym skrzyżowaniu skręcił, wąskim zaułkiem dobiegł do rogu i przywarł do ściany narożnego domu. Sięgnął po sztylet, uspokoił oddech. Po chwili usłyszał cichy tupot sandałów. Gdy kupiec go minął, Markus wyszedł zza rogu i delikatnie dziabnął go w plecy czubkiem ostrza.

Kupiec podskoczył jak rażony, odwrócił się i oparł się o ścianę przeciwległego domu.

– O ile się nie mylę, przegrałeś zakład – rzekł z uśmiechem Markus. – Chodźmy na plac, tam się rozliczmy. Dziesięć srebrników. Inaczej mój przyjaciel Festus będzie bardzo zły.

Kupiec szybko otrząsnął się z zaskoczenia. Wbił wzrok w młodego Rzymianina i wydął pogardliwie usta.

– Jesteś tylko chłopcem. Zejdź mi z drogi.

Markus zastąpił mu przejście.

– Jestem chłopcem, który przed chwilą pokonał dwóch twoich młodzieniaszków. I trzyma w ręku sztylet, który może ci w każdej chwili wbić w brzuch. A ty masz dług do spłacenia. Wracamy na rynek. I to już.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: