Głosy spoza chóru - ebook
Głosy spoza chóru - ebook
Agnieszka Zakrzewicz przeprowadziła szereg wywiadów ze znanymi osobami włoskiego i polskiego życia publicznego, politykami, dziennikarzami, działaczami organizacji pozarządowych, a także uczestnikami procesów włoskiej mafii. Tematem rozmów są afery w Kościele katolickim, których głównymi bohaterami są papieże Jan Paweł II i Benedykt XVI oraz osoby z ich najbliższego otoczenia. Zakrzewicz rozmawia m.in. o praniu mafijnych pieniędzy w bankach Watykanu, o zatajaniu aktów pedofilii biskupów i zwykłych księży, o homoseksualizmie dostojników duchownych, którzy jednocześnie oficjalnie wyrażają pogardę dla gejów i lesbijek. Ujawnia kulisy porwań i morderstw w Watykanie, a także o nowe szczegóły śledztwa w sprawie zamachu na papieża Polaka.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7554-608-8 |
Rozmiar pliku: | 766 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„To nie jest książka przeciwko Kościołowi” – to zdanie stało się wręcz obowiązkowe, gdy jakiś dziennikarz decyduje się podjąć tematy, na które się tutaj rozmawia. Nie sądzę, aby za sprawą Głosów spoza chóru ktokolwiek odwrócił się od Boga, gdyż prawdziwej wiary nie zachwieją żadne słowa – te mogą najwyżej skłonić do refleksji. To książka mająca na celu poszukiwanie prawdy, poświęcona ofiarom milczenia.
Na każdy z poruszanych w niej tematów dyskutuje się za granicą. W Polsce są one nadal dyskretnie pomijane lub wymijane. Polski czytelnik najprawdopodobniej nigdy nie będzie miał okazji przeczytać wszystkich tych książek, które stały się światowymi bestsellerami, ani ważnych artykułów, które poruszyły światową opinię publiczną – a o których się tu rozmawia. Stąd właśnie idea, aby dać głos ich autorom i zebrać wypowiedzi w dwóch tomach.
Zdaniem niektórych ich publikacja wywoła wielki skandal w Polsce, a ja zostanę spalona na stosie. Według mnie jest ona jedynie miernikiem tego, czy polska opinia publiczna może otwarcie i racjonalnie dyskutować o wszystkim i czy ma prawo być o wszystkim informowana. Myślę, że tak…
Kiedy spotkaliśmy się z Pawłem Książkiewiczem, prezesem wydawnictwa Czarna Owca, oboje zrozumieliśmy od razu, że jest to okazja, by wspólnie zrobić coś ważnego. Najpierw rozmawialiśmy o książce opartej na moich artykułach napisanych w latach 2010–2012 i zamieszczonych w blogu „W cieniu San Pietro”. Byłaby to jednocześnie kontynuacja mojej pierwszej monografii Papież i kobieta, wydanej przez Racjonalistę w 2010 roku. Szybko jednak doszliśmy do wniosku, że poruszając pewne tematy, zwłaszcza w Polsce, warto posunąć się trochę dalej – wyjść poza prezentację opinii tylko jednego autora i zaprosić do chóralnej dyskusji wielu znanych i cenionych dziennikarzy, watykanistów, pisarzy, adwokatów, parlamentarzystów, byłych sędziów, prezesów i rzeczników stowarzyszeń, a przede wszystkim ofiary lub ich najbliższych.
Głosy spoza chóru to bez wątpienia tytuł idealny dla Czarnej Owcy, ale także klucz do wielu umysłów i serc. Głosy, które postanowiłam zaprosić do tej dyskusji o najnowszej historii Kościoła i pewnych jej aspektach (jak to trafnie określił jeden z moich rozmówców), to w większości głosy znane, cenione, donośne i nacechowane dużym autorytetem. Czy to krytyczny chór zbuntowanych aniołów, które opuściły pierwszy krąg serafinów, cherubinów i tronów? Nie, to tylko głosy rozumu, inteligencji, sumienia, oburzenia, lecz także i bólu.
Muszę przyznać, że choć przez rok ciężko pracowałam – realizując ponad czterdzieści wywiadów z rozmówcami dziesięciu różnych narodowości, przebywającymi we Włoszech (w Rzymie, Mediolanie, Savonie, Weronie), Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Polsce, Kostaryce i Argentynie – książka rodziła się niemal sama. Osoby, które poprosiłam o udzielenie odpowiedzi na moje pytania, doceniły wartość tego projektu i poświęciły swój czas, by z zaangażowaniem i wyczerpująco zrelacjonować wydarzenia, fakty, hipotezy, udzielić wyjaśnień oraz wyrazić własne opinie. Niektórzy – ze względu na powagę spraw, których dotyczyła rozmowa – zdecydowali się odpowiedzieć pisemnie.
Głosy spoza chóru to dyskusje o papieżach, Kościele, homoseksualizmie, pedofilii i skandalach oraz o tajemnicach okrytych milczeniem.
W książce tej zostały wyrażone różne opinie: mocne, czasem wzajemnie sprzeczne, często kontrowersyjne. Można się z nimi nie zgadzać i polemizować, nie można jednak ich zignorować.Prolog
Ta książka powstawała w jednym z najtrudniejszych momentów współczesnej historii Kościoła – od afery Vatileaks po abdykację papieża Benedykta XVI. Przeprowadzając wywiady, nie zdawałam sobie oczywiście sprawy, że robię to w tak przełomowym momencie i że moja książka jest jego żywym świadectwem. Czytając zebrane tu rozmowy, można prześledzić przyczyny i narastanie kryzysu, którego efektem był poruszający i zadziwiający cały świat gest papieża. „Uznaję przed Bogiem i w zgodzie z własnym sumieniem swoją niezdolność do kierowania Kościołem. Ustępuję dla dobra Kościoła. Nie czuję się już na siłach kontynuować posługi” – powiedział Benedykt XVI jedenestego stycznia 2013 roku podczas konsystorza w sprawie kanonizacji męczenników z Otranto. Poinformował, że zakończy pontyfikat dwudziestego ósmego lutego 2013 roku o dwudziestej.
Będzie musiało upłynąć dużo czasu, znim właściwie pojmiemy konsekwencje decyzji Benedykta XVI i jej wpływ na kluczowe kwestie w Kościele. Dlatego nie zdecydowałam się prowadzić ze swoimi rozmówcami spekulacji na temat kolejnego pontyfikatu. Ten tom zamyka się wraz z odlotem Josepha Ratzingera helikopterem do Castel Gandolfo.
Skandal pedofilii czy efebofilii?
Gdy w styczniu 2013 roku zastanawiałam się, jak wytłumaczyć swoim czytelnikom, dlaczego ta książka zaczyna się od rozmów o homoseksualizmie w Kościele katolickim, nie przypuszczałam, że bezprecedensowe wydarzenia mające miejsce kilka tygodni później doprowadzą do obalenia tego wielkiego tabu.
Homoseksualizm był tematem bardzo żywym za pontyfikatu Benedykta XVI, podobnie jak w okresie długich rządów Jana Pawła II rola kobiet w Kościele i ich ewentualne kapłaństwo. Już w kilka miesięcy po wstąpieniu Josepha Ratzingera na tron Piotrowy została przyjęta nowa instrukcja na temat „kryteriów rozeznawania powołania u osób z tendencjami homoseksualnymi ubiegających się o przyjęcie do seminarium i dopuszczenia do święceń”. Ów dokument – choć oświadcza, że Kościół szanuje „osoby, których dotyczy ten problem” – w gruncie rzeczy zamyka drogę do kapłaństwa tym, którzy „praktykują homoseksualizm, wykazują głęboko zakorzenione tendencje homoseksualne lub wspierają tak zwaną kulturę gejowską”.
Małżeństwa homoseksualne – które zostały wprowadzone już w kilku krajach, jak na przykład w katolickiej Hiszpanii, i o których legalizacji myślą również inne państwa – według byłego papieża Benedykta XVI nie tylko stanowią zagrożenie dla tradycyjnej rodziny zbudowanej na wartościach katolickich i destabilizują społeczeństwa, lecz także „w poważny sposób ranią sprawiedliwość i pokój”.
Wobec słów tak brzemiennych trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego Kościół tak otwarcie przeciwstawia się homoseksualizmowi lub nawet z nim walczy. I czy homoseksualizm naprawdę jest tak niebezpieczny?
Jest. Gdyż przede wszystkim stanowi zagrożenie i poważny problem dla samego Kościoła. Po raz pierwszy stało się to jasne, gdy w 2010 roku we Włoszech wybuchł skandal spowodowany publikacją przez tygodnik „Panorama” reportażu Carmela Abbate Le notti brave dei preti gay (Szalone noce księży gejów), demaskującego księży homoseksualistów i ich niemoralny tryb życia. Również w Polsce tygodnik „Newsweek” przeprowadził w 2012 roku podobne dochodzenie dziennikarskie, zatytułowane Seks po bożemu, ujawniając, iż gejów w koloratkach jest bardzo wielu i nie zawsze prowadzą oni cnotliwe życie, zgodne z przykazaniami Kościoła. Polski „Newsweek” przy tej okazji opublikował również część wywiadu przeprowadzonego na potrzeby tej książki z włoskim dziennikarzem, autorem światowego bestsellera Sex and the Vatican (Seks i Watykan). Dlatego też jemu jako pierwszemu oddałam głos.
Choć Watykan twierdzi, że rozpustni księża geje to tylko „zgniłe jabłka”, margines, a reszta Kościoła jest zdrowa – tezę o tym, że Kościołem rządzi lobby homoseksualne, wysunęli nie laiccy publicyści czy wojujący ateiści, lecz polski ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski w swojej książce Chodzi mi tylko o prawdę.
„Homoseksualizm jest w Kościele tematem tabu. To rezultat sytuacji, w jakiej znalazło się środowisko księży rzymskokatolickich. Kościół powinien otworzyć się na święcenie viri probati, czyli sprawdzonych żonatych mężczyzn, jak to miało miejsce w pierwszych wiekach. Celibat sprawia, że homoseksualiści mają większe wpływy wśród duchownych rzymskokatolickich. W Kościele jest lobby homoseksualne, które czasami decyduje o nominacjach. To lobby wpływa na decyzje, kto zostanie ważnym urzędnikiem w Kościele i kto awansuje. Bez wsparcia lobby homoseksualnego awanse w niektórych strukturach kościelnych są bardzo trudne. Kościół potrzebuje debaty i reform” – mówił Tadeusz Isakowicz-Zaleski w wywiadzie dla Onetu w czerwcu 2012 roku.
Wielu katolików piętnuje homoseksualizm, a nawet uważa go jeszcze za chorobę. I dlatego tuż przed abdykacją Benedykta XVI wstrząsem dla wszystkich była publikacja włoskiego tygodnika „Panorama”, wskazująca, że na podjęcie tej decyzji najprawdopodobniej miał wpływ sekretny raport komisji kardynalskiej (w składzie: Julián Herranz Casado, Jozef Tomko i Salvatore De Giorgi), przekazany papieżowi pod koniec grudnia 2012 roku. „Może papieża zszokowała ta część raportu, która mówi o istnieniu w Kurii Rzymskiej sieci przyjaźni i szantaży na tle homoseksualnym” – pisał w swoim artykule Il dossier segreto condizionerà conclave (Sekretny raport wpłynie na konklawe) watykanista Ignazio Ingrao.
O to, czy „lobby homoseksualne” istnieje i rządzi Kościołem, dlaczego Kościół walczy z homoseksualizmem i jak to możliwe, że w tak katolickim kraju jak Hiszpania zezwala się na śluby parom jednopłciowym – zapytałam Rossenda Domènecha, korespondenta hiszpańskiego dziennika „El Periódico” i portugalskiego tygodnika „Espresso”, dziennikarza od lat zajmującego się problematyką kościelną.
Wokół homoseksualizmu i celibatu toczy się również moja rozmowa z profesorem Richardem Sipe’em, światowym specjalistą od spraw seksualności i zdrowia psychicznego duchownych rzymskokatolickich, autorem dzieła Sex, Priests, and Power: Anatomy of a Crisis (Seks, księża i władza: anatomia kryzysu). Ten były duchowny spędził osiemnaście lat w służbie Kościoła, zajmując się rozwiązywaniem wielu niewygodnych spraw kapłanów, którzy nie potrafili okiełznać własnego libido. Sądzi, że 25–30 procent księży oraz biskupów angażuje się w relacje seksualne z kobietami, przynajmniej 40–50 procent duchownych jest orientacji homoseksualnej i co najmniej połowa z nich jest seksualnie aktywna. Zdaniem Sipe’a nie tyle sam celibat – który stanowi dar od Boga – ile celibat obowiązkowy księży rzymskokatolickich to powód wielu problemów w łonie Kościoła, w tym również seksualnego wykorzystywania nieletnich. Uważa on także, że stanowisko Kościoła wobec homoseksualizmu to hipokryzja, bo wielu świętych było orientacji homoseksualnej, a wielu dobrych księży to geje żyjący w celibacie.
Szacunki profesora Sipe’a co do liczby homoseksualistów w seminariach potwierdza opinia Anonima – młodego mężczyzny orientacji homoseksualnej, który studiował w seminarium najpierw w dużym mieście w Polsce, a później we Włoszech, ale zrezygnował z drogi kapłańskiej. Dziś mieszka w Warszawie i pracuje w znanej firmie ubezpieczeniowej – dlatego to jedyny wywiad, w którym nazwisko rozmówcy nie zostaje ujawnione. Anonim jest zdeklarowanym zwolennikiem PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego, przeciwnym legalizacji związków partnerskich i małżeństw homoseksualnych, bo uważa to za sztuczny problem. Niedoszły ksiądz ujawnia jednak wiele ciekawych szczegółów z życia seminarzysty oraz porównuje katolicyzm polski i katolicyzm włoski – przesiąknięty nadal duchem posoborowym.
Dlaczego jednak w tej książce rozmawia się o homoseksualizmie? W Rzymie czasów Inkwizycji palono gejów na stosach tak jak heretyków i czarownice. Homofobia cechowała wszystkie reżimy totalitarne – hitlerowcy wysyłali homoseksualistów wraz z Cyganami i osobami pochodzenia żydowskiego do obozów koncentracyjnych, zmuszając ich do noszenia różowych trójkątów, ale homokaust to jednak nadal temat tabu. W komunistycznym ZSRR kierowano gejów do szpitali psychiatrycznych, a na Kubie – do obozów reedukacji.
Z powodów edytorskich zabrakło, niestety, w tej książce miejsca dla dwóch jeszcze głosów spoza chóru – Vladimira Luxurii, pierwszej europejskiej parlamentarzystki transseksualnej, i Heleny Veleny, znanej pisarki transgender – które opowiadały o prześladowaniach, jakich na przestrzeni wieków zaznała wspólnota LGBTQ.
Nie ulega wątpliwości, że osoba homoseksualna to idealny kozioł ofiarny, którego jeszcze dziś można poświęcić za milczącym przyzwoleniem. Zazwyczaj kozłowi ofiarnemu przypisuje się cechy, które się wypiera i których nie akceptuje się w sobie samym, lub wręcz własne winy, z którymi nie można się pogodzić. Im większą zbrodnię popełnia się wobec kozła ofiarnego, tym większą zbrodnię, dla usprawiedliwienia, kozłowi się zarzuca.
Watykański sekretarz stanu Tarcisio Bertone podczas swojej podróży do Chile w 2010 roku powiedział, że „wielu psychologów i psychiatrów udowodniło, że nie ma związku między celibatem a pedofilią, natomiast wielu innych wykazało, że istnieje związek pomiędzy homoseksualizmem a pedofilią”. Jego słowa wywołały oburzenie i krytykę środowisk homoseksualnych, podobnie jak słowa Benedykta XVI dotyczące ślubów jednopłciowych, które „ranią sprawiedliwość i pokój”.
Także były watykański promotor sprawiedliwości Charles Scicluna w opublikowanym przez portal Stolicy Apostolskiej wywiadzie z włoskim dziennikarzem Giannim Cardinale mówił, że dziennikarze niesłusznie nazywają problem nadużyć seksualnych w Kościele „skandalem pedofilii”, bo na trzy tysiące przypadków zgłoszonych w latach 2001–2010 do Kongregacji Nauki Wiary tylko mniejszość, czyli 10 procent, to akty „prawdziwej pedofilii, która jest określona przez pociąg seksualny do dzieci przed okresem dojrzewania”. 30 procent przypadków dotyczyło heteroseksualnego współżycia z nieletnimi dziewczynami. Natomiast aż 60 procent przypadków nadużyć seksualnych z ostatnich pięćdziesięciu lat to efebofilia, która jest wynikiem pociągu seksualnego do młodzieży tej samej płci.
W czerwcu 2012 roku ukazał się na łamach „Frondy” ciekawy artykuł, w którym inny polski ksiądz, Dariusz Oko, pisał: „Trzeba tu najpierw zdemaskować powszechne kłamstwo medialne. Media mówią ciągle o pedofilii duchownych, tymczasem najczęściej chodzi tu efebofilię, czyli o wynaturzenie polegające na pociągu dojrzałych homoseksualnych mężczyzn nie do dzieci, ale do pokwitających i dorastających chłopców. Jest to typowe zboczenie łączące się z homoseksualizmem. Do podstawowej wiedzy na ten temat należy prawda, że aż ponad 80 procent przypadków przemocy seksualnej duchownych, ujawnionych w USA, była to efebofilia, a nie pedofilia! Ten fakt jest skrzętnie ukrywany, przemilczany, bo szczególnie dobrze ujawnia zakłamanie zarówno światowego, jak i kościelnego homolobby. Tym bardziej trzeba go nagłaśniać”.
Artykuł Dariusza Oko Z papieżem przeciwko homoherezji odbił się dyskretnym echem poza granicami Polski. Gdyby przeczytało go więcej osób na Zachodzie, spotkałby się z ostrą krytyką. Ksiądz Oko pisze otwarcie: „…trzeba zatem pamiętać, że skandale przemocy seksualnej, które wstrząsnęły Kościołem światowym, w zdecydowanej większości były dziełem duchownych homoseksualnych”. I jego opinia nie jest w Kościele odosobniona, bo odpieraniem homoideologii oraz homopropagandy zajmuje się on od lat „na polecenie oraz za zachętą szeregu kardynałów i biskupów”.
Zdania co do znaczenia terminu „efebofilia” są podzielone. Według profesora Richarda Sipe’a efebofilia to aktywność seksualna osoby dorosłej z nastoletnim chłopcem bądź nastoletnią dziewczynką – nie jest to więc „zboczenie typowo homoseksualne”. Może raczej bardziej adekwatny byłby termin „pederastia” (z greckiego dosłownie: miłość do chłopców), oznaczający specyficzną formę homoseksualizmu męskiego, polegającą na związkach erotycznych lub kontaktach seksualnych mężczyzn lub młodzieńców (erastesów, miłośników) z młodzieńcami lub chłopcami (eromenosami, lubymi, oblubieńcami), zazwyczaj opartych na różnicy wieku. Mniejsza zresztą o nazwę… Spory na temat terminologii pozostawmy specjalistom.
Nie wiem, czy Kościołowi uda się w końcu przekonać światową opinię publiczną do tego, że na przełomie XX i XXI wieku wybuchł skandal nie pedofilii, lecz efebofilii klerykalnej (lub pederastii), i że całą odpowiedzialność za to ponosi lobby homoseksualne, które kryło się nawzajem. Myślę jednak, tak jak Rossend Domènech, że „jeżeli ktoś próbuje umniejszać ciężar skandalu pedofilii w Kościele katolickim i odpowiedzialność za niego, mówiąc, że tak naprawdę to nie były przypadki pedofilii, lecz efebofilii, popełnia duży błąd”.
Czy homoseksualiści mogą być przyjmowani do seminarium oraz wyświęcani na kapłanów – to wyłącznie wewnętrzna sprawa Kościoła. Watykan ma prawo mieć swoje prerogatywy i wprowadzać ograniczenia, jeżeli chodzi o własnych księży. Zdaniem hiszpańskiego dziennikarza instrukcję ustalającą kryteria przyjmowania do seminariów osób o tendencjach homoseksualnych i ich wyświęcania wydano dlatego, że Benedykt XVI chciał przejrzystości.
„Przejrzystość” – to słowo pada wielokrotnie w Głosach spoza chóru, zarówno w przypadku skandalu pedofilii, jak i afer finansowych banku watykańskiego IOR, i jest emblematyczne dla pontyfikatu Josepha Ratzingera. W ostatnich latach wyborcy, wierni i opinia publiczna domagają się od instytucji większej przejrzystości. Nic więc dziwnego, że wzrasta jej znaczenie nie tylko w polityce i relacjach międzyludzkich, lecz także w Kościele.
Jednym z głównych tematów poruszanych w Głosach spoza chóru jest właśnie skandal pedofilii klerykalnej, gdyż to istotny fragment współczesnej historii Kościoła. Był on dla wszystkich takim wstrząsem, że niemal każdy z moich rozmówców czuł potrzebę wypowiedzenia się w tej sprawie. Było więc nieuniknione, że jednym z wątków tej chóralnej dyskusji stała się instrukcja Crimen sollicitationis, wydana nie w 1962 roku, lecz – jak sprostował to ksiądz Scicluna – już w 1922, za pontyfikatu Piusa XI. Z powodu małej ilości kopii dokonano za pontyfikatu Jana XXIII, z myślą o Soborze Watykańskim II, nowej edycji tego dokumentu w nakładzie dwóch tysięcy egzemplarzy i dlatego mylnie mu się przypisuje późniejszą datę. Opinie moich rozmówców co do Crimen sollicitationis są podzielone. Jedni zgadzają się z tezą autora znanego filmu dokumentalnego Sex Crimes and the Vatican (Przestępstwa seksualne i Watykan), Colma O’Gormana, że instrukcja wydana przez Święte Oficjum (obecna Kongregacja Nauki Wiary) pod karą automatycznej ekskomuniki nakazuje ukrywanie i tuszowanie przestępstw pedofilii popełnionych przez duchownych. Inni, jak dwaj znani watykaniści – Sandro Magister, pracujący przez lata dla włoskiego tygodnika „L’Espresso”, oraz amerykański dziennikarz John L. Allen Jr., korespondent „National Catholic Reporter” – są zdania, że zarówno w Crimen sollicitationis, jak i w liście apostolskim Sacramentorum sanctitatis tutela, wydanym jako motu proprio przez Jana Pawła II, a także w De delictis gravioribus, słynnym liście prefekta tejże kongregacji, kardynała Josepha Ratzingera, nie znaleźli nic, co by wskazywało, że Watykan prowadził świadomą politykę tuszowania przestępstw pedofilii. Ich zdaniem dokumenty te były pierwszymi aktami świadczącymi o tym, że Kościół jest świadomy, iż problem istnieje, i że wydał mu walkę.
Jak wyjaśniał to w 2010 roku były promotor sprawiedliwości Kongregacji Nauki Wiary, ksiądz Charles J. Scicluna – którego zadaniem z woli papieża Benedykta XVI było prowadzenie dochodzeń w zakresie tak zwanych delicta graviora i zajmowanie się nadużyciami seksualnymi popełnionymi przez księży – dawny prefekt tejże kongregacji, kardynał Ratzinger, rozesłał list De delictis gravioribus, nakazujący obowiązkowe informowanie jego urzędu o wszystkich tego typu przestępstwach, gdyż dopiero w 2001 roku uzyskał pełne kompetencje, aby zajmować się tymi sprawami. Tłumaczenia te jednak nie wszystkich przekonują. Filozof Paolo Flores d’Arcais, redaktor włoskiego magazynu „MicroMega”, twierdzi, że Watykan „przyjął nową taktykę, próbując odwrócić rzeczywistość i wmówić opinii publicznej, że to Ratzinger z własnej inicjatywy wydał dyspozycje, aby oczyścić Kościół. Próbuje się nawet wszystkich teraz przekonać, że ta inicjatywa zaczęła się właśnie w 2001 roku od listu De delictis gravioribus. Nic bardziej mylnego – podkreślam raz jeszcze. Dokument ten był aktem końcowym procesu ukrywania informacji o skandalu pedofilii i ograniczania do nich dostępu, z wyłącznością dwóch osób – papieża i prefekta byłego Sant’Uffizio”.
Poruszając temat pedofilii klerykalnej w książce dedykowanej ofiarom milczenia, należy przede wszystkim oddać głos tym, którzy naprawdę byli wykorzystywani seksualnie. Bernie McDaid – współzałożyciel stowarzyszenia Survivor’s Voice (Głos Ocalonych), pomagającego ofiarom pedofilii na całym świecie i organizator manifestacji Dzień Reformowania, która odbyła się w Rzymie, w pobliżu Watykanu, trzydziestego pierwszego października 2010 roku – opowiada o gehennie, jaką jemu i dziesiątkom innych dzieci zgotował w Bostonie ksiądz Joseph Birmingham. McDaid mówi również o tym, jak próbował informować Jana Pawła II o losie ofiar z diecezji bostońskiej, oraz relacjonuje swoje spotkanie z Benedyktem XVI, które odbyło się siedemnastego kwietnia 2008 roku w kaplicy Nuncjatury Apostolskiej w Waszyngtonie i na które – jako jedna z pierwszych ofiar – został wybrany właśnie on. Sue Cox – współzałożycielka Survivor’s Voice Europe (Głos Ocalonych Europy), która wraz z Richardem Dawkinsem i innymi osobami brała udział w proteście przeciwko wizycie papieża Benedykta XVI w Wielkiej Brytanii w 2010 roku – opowiada, jak w wieku dziesięciu lat została w noc przed bierzmowaniem zgwałcona przez księdza, który później wykorzystywał ją wielokrotnie w jej domu, co zaakceptowała bardzo religijna macocha. Francesco Zanardi, założyciel Rete Abuso (Sieć Nadużycie), który odbył pieszą pielgrzymkę z Savony do Rzymu, aby zwrócić uwagę Ojca Świętego i świata na tuszowanie przestępstw seksualnych w savońskiej diecezji, mówi o swojej walce przeciwko księdzu, który wykorzystał go seksualnie i którego kuria – wiedząc o jego skłonnościach pedofilskich – oddelegowała do pracy z dziećmi trudnymi. O głuchoniemych z Werony, których księża molestowali nawet pod ołtarzem w kościele, opowiada w imieniu Stowarzyszenia Niesłyszących „Antonio Provolo” jego rzecznik, Marco Lodi Rizzini. Odrażające fakty miały miejsce ponad trzydzieści lat wcześniej, głuchoniemi jednak postanowili je ujawnić, gdy dowiedzieli się, że w tym samym instytucie kościelnym, w którym nadal żyją ich oprawcy, ma powstać dom dziecka.
O działalności największego włoskiego stowarzyszenia walczącego z pedofilią, La Caramella Buona (Dobry Cukierek), mówi jego prezes Roberto Mirabile. Kilka lat temu stowarzyszenie to zorganizowało konferencję w Watykanie, po której zgłosił się do nich pewien ksiądz i ujawnił, że jego były przełożony Ruggero Conti, doradca prezydenta Rzymu do spraw rodziny, wykorzystywał seksualnie nieletnich. Odkąd Dobry Cukierek doprowadził do skazania księdza pedofila na ponad piętnaście lat więzienia, działaczom organizacji przypina się etykietkę „antyklerykalnych”.
Zbieranie na potrzeby tej książki świadectw ofiar pedofilii (osoby te wolą, gdy nazywa się je Ocalonymi) to jedno z najcięższych zadań dziennikarskich, jakie wykonywałam. Przełamanie nieufności i wysłuchanie ich historii było naprawdę trudne. Kiedy Stowarzyszenie Niesłyszących „Antonio Provolo” zaprosiło mnie do Werony na obchody Dnia Pamięci Ofiar Przestępstw Pedofilii Popełnionych przez Duchownych i kiedy starsi, upośledzeni ludzie tłumaczyli mi na migi, co spotkało ich w dzieciństwie, pytałam się w duchu, jak to możliwe, że zostało wyrządzone tyle zła…
Głosy spoza chóru poruszają również niektóre aspekty prawne związane ze skandalem pedofilii klerykalnej. O oskarżeniu kardynała Josepha Ratzingera w procesie cywilnym przed Trybunałem Hrabstwa Harris (Teksas) o „obstrukcję wymiaru sprawiedliwości” oraz o skardze złożonej w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze przez Amerykańską organizację SNAP (Survivors Network of Those Abused by Priests – Sieć Ocalonych Ofiar Nadużyć Księży) i Center for Constitutional Rights (Centrum Obrony Praw Konstytucyjnych), skierowanej przeciwko papieżowi Benedyktowi XVI, rozmawiam z włoskim adwokatem Ninem Marazzitą. Te fakty są też przywoływane w rozmowie z Sandrem Magistrem i Johnem L. Allenem Jr., którzy przypominają, że w końcu liczy się tylko wyrok procesu w Oregonie, wydany w sierpniu 2012 roku – w sprawie znanej jako „John V. Doe przeciw Holy See”, wytoczonej wielebnemu Andrew Ronanowi – w którym sędzia amerykański orzekł, że księża nie są pracownikami Watykanu, i w ten sposób uwolnił Stolicę Apostolską oraz papieża od odpowiedzialności za czyny pojedynczych duchownych. Inne poruszane problemy to zbyt szybkie przedawnienie przestępstw pedofilii, kwestia odszkodowań dla ofiar oraz fakt, że zgłaszanie cywilnym organom ścigania nadużyć seksualnych na nieletnich nie jest obowiązkowe we wszystkich krajach i tym samym nie obowiązuje wszystkich biskupów.
Z adwokatem Ninem Marazzitą (honorowym prezesem stowarzyszenia Dobry Cukierek) – który w przeszłości występował z powództwa cywilnego w procesie o zabójstwo reżysera i pisarza Piera Paola Pasoliniego, reprezentował Eleonorę Moro w procesie o zabójstwo polityka Alda Moro oraz bronił seryjnego mordercy Pietra Paccianiego, na którym Thomas Harris wzorował postać Hannibala Lectera – spotkaliśmy się po raz pierwszy w 2009 roku, w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Zagranicznych w Rzymie, po opublikowaniu Raportu Murphy w Irlandii. Już wtedy dziennikarze zagraniczni zadawali sobie pytania, jak to możliwe, że podczas tak długiego pontyfikatu Jana Pawła II nie wyszły na jaw nadużycia seksualne trwające przecież od dziesięcioleci, i dlaczego skandal pedofilii klerykalnej wybuchł z taką siłą dopiero za pontyfikatu Benedykta XVI. Kto ponosił za to większą odpowiedzialność – Karol Wojtyła jako głowa Kościoła czy Joseph Ratzinger jako szef byłego Świętego Oficjum, do którego wpływały wszystkie skargi? Na te pytania uważny czytelnik znajdzie w tej książce różne odpowiedzi, będzie jednak musiał sam je zinterpretować.
Dziś już wiemy, że skandal nadużyć seksualnych w Kościele irlandzkim wybuchł w odległym 1992 roku, a dopiero w latach 2011–2012 odbyła się w Irlandii wizytacja papieska. O wszystkim tym, co działo się w najbardziej katolickim kraju Europy przez ostatnie dwadzieścia lat, opowiada Paddy Agnew – korespondent zagraniczny dziennika „Irish Times”. To właśnie ta gazeta rozpętała burzę, pisząc, że biskup Eamon Casey przez lata płacił byłej kochance i matce swojego dziecka, zmuszając ją do milczenia. Agnew, przyjaciel wielu irlandzkich biskupów, który skandalem pedofilii zajmował się od samego początku, twierdzi: „Trzeba powiedzieć, że papież Wojtyła nie zrozumiał ogromu problemu ani w Irlandii, ani w Stanach Zjednoczonych. Ratzinger natomiast, choć z dużym opóźnieniem, ale zrozumiał”.
O grzechach Marciala Maciela Degollado – o których wszyscy wiedzieli od dawna – mówi watykanista Sandro Magister. To on jako pierwszy we Włoszech spotkał się z ofiarami meksykańskiego księdza z Legionu Chrystusa, wysłuchał ich i opisał całą historię w 1999 roku w tygodniku „L’Espresso”. Jego artykuł powstał niezależnie od publikacji Jasona Berry’ego i Geralda Rennera, która ukazała się dwa lata wcześniej w amerykańskim dzienniku „The Hartford Courant” i dała impuls do powstania ich znakomitej książki Śluby milczenia. Nadużywanie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II, wydanej w Polsce również przez Czarną Owcę.
Podsumowanie części dotyczącej skandalu nadużyć seksualnych w Kościele pozostawiłam Johnowi L. Allenowi Jr., który powiedział mi: „Jeżeli chodzi o przeciwdziałanie pedofilii, trudno oprzeć się wrażeniu, że Watykan jest jeszcze w trakcie «nauki jazdy». Uczy się wciąż na błędach. (…) skandal pedofilii odbił się na autorytecie Kościoła katolickiego wśród wiernych, wzbudził krytykę opinii publicznej i mediów. Za Spiżową Bramą nie było to jednak tak odczuwalne, gdyż w Watykanie uważa się, że problem pedofilii w dużym stopniu został już rozwiązany. Na zewnątrz jest to jednak w dalszym ciągu skandal gigantyczny”.
Mówiąc o karach wymierzonych księżom, którzy dopuścili się przestępstw seksualnych, były promotor sprawiedliwości, ksiądz Charles Sicluna, ujawnił w 2010 roku następujące dane: „(…) pełny proces, karny lub administracyjny, miał miejsce w 20 procentach przypadków i zwykle odbywał się w diecezji pochodzenia – zawsze pod naszym nadzorem – a tylko bardzo rzadko tu, w Rzymie. Robimy tak również po to, aby przyspieszyć procesy. W 60 procentach przypadków, w szczególności ze względu na podeszły wiek oskarżonego, nie było procesów, ale zostały wydane administracyjne i dyscyplinarne postanowienia, takie jak zakaz odprawiania mszy, przeprowadzania spowiedzi, nakaz spędzania życia na modlitwie i pokucie. Trzeba podkreślić, że w tych przypadkach, wśród których są także te szczególnie rażące, jakimi zajmują się media – nie było uniewinnienia. Z pewnością nie było to formalne potępienie, ale jeśli jest się zmuszonym do milczenia i modlitwy, to z jakiegoś powodu…”. Sicluna kontynuował: „Powiedzmy, że w 10 procentach przypadków, w szczególności tych bardzo ciężkich, gdzie dowody były przytłaczające, Ojciec Święty przyjął na siebie bolesną odpowiedzialność, by upoważnić do wydania dekretu o dymisji ze stanu duchownego. Bardzo poważna decyzja, podjęta drogą administracyjną, ale nieunikniona. W drugich 10 procentach przypadków oskarżeni księża sami wnioskowali o dyspensy od obowiązków wynikających z kapłaństwa. Wnioski zostały natychmiast przyjęte. W większości to kapłani, u których stwierdzono posiadanie pornografii dziecięcej i którzy z tego właśnie powodu zostali skazani przez władze cywilne”.
Czytając te słowa, trudno się dziwić rozgoryczeniu, żalowi i poczuciu niesprawiedliwości dominującemu w rozmowach z ofiarami pedofilii, które czują, że o nich w Kościele nikt nigdy nie pomyślał. Jak mówi ksiądz Sicluna, biskup zobowiązany do zadenuncjowania księdza pedofila jest zmuszony wykonać gest porównywalny ze złożeniem przez ojca donosu na syna. Takim samym bólem dla Kościoła jest suspendiowanie swoich kapłanów, co można zrozumieć, zwłaszcza w przypadku duchownych starych i chorych, którzy nie mając dokąd pójść i z czego żyć, skończyliby najprawdopodobniej na ulicy.
Kto jednak pomyśli o prawdziwych dzieciach? Kto pomoże ofiarom? W wyniku zespołu stresu pourazowego często przez lata nie mogą one ułożyć sobie życia, popadając w alkoholizm, uzależnienie od narkotyków, bulimię, anoreksję czy seksofobię, i muszą się leczyć w zakładach odwykowych oraz u psychologów. O tych aspektach całej smutnej historii wciąż się zapomina.
Jak podkreśla wielu moich rozmówców, Kościół rzymskokatolicki nie jest jedynym miejscem, w którym wydarzyły się złe rzeczy. Aż 60–70 procent przypadków pedofilii ma miejsce w rodzinach, a do licznych aktów przemocy seksualnej dochodzi też w internatach, domach dziecka, więzieniach dla nieletnich. Jest również prawdą, że mniej księży niż ojców dopuszcza się przestępstw pedofilii. Wielu uczciwych duchownych przestrzegających celibatu pomaga dzieciom, a niektórzy księża zostali oskarżeni fałszywie i bezpodstawnie.
„Jednak fakt, że także w instytucjach Kościoła katolickiego popełniane są przestępstwa seksualne, wymaga szczególnego napiętnowania, gdyż Kościół katolicki głosi systematycznie czystość, nakazuje swoim kapłanom żyć w celibacie i zawsze proponuje siebie jako gwaranta moralności” – twierdzi Marco Politi.
Gdyby nawet udowodniono, że wszyscy ci kapłani i zakonnicy, którzy dopuścili się molestowania lub gwałtów na nieletnich, byli homoseksualistami – to jednak należałoby pamiętać, że w chwili dokonywania czynów lubieżnych lub karalnych byli przede wszystkim duchownymi, cieszącymi się autorytetem oraz zaufaniem przełożonych i wiernych, w tym rodziców, którzy powierzyli im swoje dzieci. Żadni przedstawiciele Kościoła nie powinni więc zrzucać odpowiedzialności za wyrządzone krzywdy i zło na konia trojańskiego, jakim jest „homoseksualne lobby”.
Czy skandal pedofilii w Kościele katolickim można już uznać za zamknięty? Wszyscy moi rozmówcy uważają, że nie. Może tylko powołanie niezależnej komisji międzynarodowej, która zbadałaby raporty i dokumenty napływające ze wszystkich krajów i wydała swój werdykt, mogłoby zakończyć sprawę. Być może następca Benedykta XVI zdobędzie się na wielki, odważny gest, zabliźniając w ten sposób ową bolesną ranę. Jednak droga do celu jest jeszcze bardzo daleka. Jak słusznie zauważył Sandro Magister: „Świadomość ogromu tego typu nadużyć seksualnych, które przez lata i przez wieki traktowano jako temat tabu, w odbiorze światowej opinii publicznej oraz w odbiorze społecznym większości krajów była i jest nadal bardzo niska. To problem, o którym nigdy się nie mówiło”.