Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Głowa anioła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 maja 2014
Ebook
27,90 zł
Audiobook
18,74 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Głowa anioła - ebook

Julia Sarnowska przyjęła zlecenie na renowację zabytkowego pałacyku Hemmerlingów i po wielu latach wraca do rodzinnej miejscowości. Wszystko wokół wydaje się dziwne. Zmienili się też dawni przyjaciele. Tymczasem ktoś próbuje przeszkodzić Julii w pracy. Może to sprawka jej nowego ukochanego? Julia próbuje uporządkować swoją przeszłość, gdy nagle teraźniejszość staje się śmiertelnie niebezpieczna.

Romanse, sensacja, zaskakujące zwroty akcji, zresztą jak to zwykle w powieściach Hanny Cygler, która nie lubi się nudzić w jednym gatunku i dostarcza czytelniczkom sporą dawkę dobrej zabawy.

Hanna Cygler – z urodzenia i zamiłowania gdańszczanka. Zawodowo zajmuje się tłumaczeniem ze szwedzkiego i angielskiego, a dla przyjemności – czytelników i swojej – pisze powieści (nie tylko dla kobiet). Dom Wydawniczy REBIS opublikował następujące książki tej autorki: „Odmiana przez przypadki”, „Dobre geny”, „Bratnie dusze”, „Tryb warunkowy”, „Deklinacja męska/żeńska”, „Przyszły niedokonany”, „W cudzym domu”, „Kolor bursztynu” i „Grecka mozaika”.

Strona autorki: hannacygler.pl

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-275-7
Rozmiar pliku: 840 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

***

Na czole mężczyzny pojawiły się krople potu. Zerwał z siebie puchową kurtkę i rzucił ją na betonową posadzkę. Zupełnie nie odczuwał styczniowego siarczystego mrozu. Wciąż z trudem łapał powietrze. Dygoczącą ręką otarł wilgoć z czoła.

Przez jakiś czas powinien posiedzieć tutaj, w ciemnościach, i się uspokoić. Ale jak to zrobić, kiedy strach zatyka gardło? Zacisnął zęby i zaczął sobie tłumaczyć, że niepotrzebnie tak się boi. Nikt go przecież nie zauważył! Nikt się niczego nie domyślał! Znów otarł pot i kilka razy głębiej zaczerpnął powietrza. Nie ma się czego bać. Z pewnością nie było tak, jak mu się wydawało. To ta niezwykła sceneria spowodowała, że nie widział innego, racjonalnego rozwiązania. Zareagował stanowczo zbyt nerwowo.

Przestały mu się trząść ręce. Wyjął z kieszeni kurtki latarkę i włączył ją na próbę. Ostry strumień światła odbił się od murów. W tym samym momencie wyłączył latarkę. Nie, nie mógł jeszcze ryzykować. Przymknął powieki. Ciągle przed oczami majaczyły mu różne sceny. Żałował teraz, że nie powiedział Marii, dokąd się wybiera. Chociaż niewiele to w zasadzie zmieniało. Za chwilę wydobędzie się stąd i czym prędzej dotrze do miasta. Maria mogłaby go stamtąd zabrać. Nie mógł teraz ryzykować odzyskania samochodu – to na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że to, co widział, jest prawdą. Zrobi to jutro. Tak, powinien myśleć wyłącznie o jutrze. Cudownym jutrze, kiedy skończą się wszystkie kłopoty. Pewnie wkrótce zaczną się nowe, na przykład związane z szukaniem pracy, ale już nigdy w życiu nie będzie tak naiwny.

W końcu poczuł, jak serce odzyskuje normalny rytm. Zaczęło mu się robić chłodno, więc sięgnął po kurtkę. Nawet nie zarejestrował, że przysypia. Jego myśli oderwały się od rzeczywistości i poszybowały gdzieś daleko. Znowu płynął żaglówką i znowu niebo zaczynało się nagle ściemniać. Czując na twarzy pierwszy podmuch wiatru, roześmiał się porażony nieoczekiwaną świeżością. Jak cudownie, wspaniale!

Gdy usłyszał stuk, pomyślał, że mu się to przyśniło, ale gdy się powtórzyło, nerwowym ruchem sięgnął po latarkę. Nie zdążył jej włączyć. Nagle horyzont przysłonił cień ciemniejszy od mroku. Tym razem mężczyzna się nie bał. Nawet nie zdążył pomyśleć o czymkolwiek, gdy poczuł przeraźliwy ból rozrywający mu głowę.

– Społeczeństwo przyszłości będzie wolne od podziałów.

Głos przewodniczącego był mocny i zdecydowany, tak jak sam mówca. W wystąpieniu nie przeszkadzało mu nawet ostre, oślepiające światło skierowane na podium. Patrząc przed siebie, mógł jedynie dostrzec błyski biżuterii i kreacji wieczorowych zebranych gości. Ponad siedemset osób! Gala związana z przyznawaniem przez Towarzystwo Obywatelskie nagród za zasługi dla miasta z roku na rok cieszyła się coraz większym prestiżem. Przepełniony dumą kontynuował prezentację:

– Wkrótce nikt z racji swojego kalectwa czy choroby nie będzie wyłączony poza nawias. Osoby te będą normalnie funkcjonować i cieszyć się życiem. Urok życia jest ściśle związany z poznawaniem nowego, nowych ludzi, nowych miejsc, ale również miejsc związanych z historią, dzięki czemu nasza psychika może się wzbogacać i otrzymywać niezbędną stymulację. Wspaniały projekt dostosowania atrakcji turystycznych naszego miasta do potrzeb ludzi niepełnosprawnych opracowany przez biuro Charlesa Cassiniego stwarza nam wszystkim ogromne możliwości partycypowania w pełnym społeczeństwie. – Przewodniczący zawiesił na chwilę głos. – I dlatego chcielibyśmy przekazać dzisiejszą nagrodę na ręce głównej projektantki, pani Julii Cassini, i jej współpracownika Richarda Meuniera.

Momentalnie światła namierzyły ofiary: ciemnowłosą kobietę ubraną w prostą czarną sukienkę na ramiączkach oraz kilka lat starszego od niej mężczyznę w smokingu, który demonstrował wszystkim pełen uśmiech.

Zerwała się burza oklasków. Mężczyzna chwycił w objęcia roześmianą kobietę i ucałował ją w oba policzki. Przy akompaniamencie braw przeszli razem na podium, do przewodniczącego, który uścisnął im dłonie, po czym skierował mikrofon w stronę kobiety.

– Panie przewodniczący, szanowni zebrani. Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Ameryki z kraju, w którym górnolotne slogany na temat równości społecznej dramatycznie kontrastowały z otaczającą rzeczywistością, pragnęłam jednego... tworzyć rzeczy, w których teoria najdoskonalej mogłaby się łączyć z praktyką. Jeżeli teraz, dzięki naszemu projektowi, wasze muzea i galerie sztuki będą odwiedzać ludzie, którzy przed wprowadzeniem tych zmian nie byli w stanie tego zrobić, będzie to dla mnie ukoronowaniem wszystkich marzeń. Potwierdzeniem tego, że wybrałam słuszną drogę życiową. Mój kolega i przyjaciel, Richard Meunier, mówił zawsze...

Julia schodziła z podium zarumieniona i szczęśliwa. Po raz pierwszy jej projekt traktowany był wyłącznie jako jej sukces. Z uśmiechem rozdawała uściski wszystkim czekającym w kolejce z gratulacjami. Richard rozdawał kieliszki z szampanem i jak zwykle wymądrzał się na wszystkie możliwe tematy. Jednak tym razem jej to nie denerwowało. Sukces napełnił ją spokojem i wyrozumiałością.

Gdyby tylko Charles mógł być przy niej i trzymać ją za rękę, wówczas stwierdziłaby, że to najszczęśliwszy dzień w jej życiu. Wszystko ponownie nabrało sensu. Powoli wdychała unoszące się w powietrzu altruistyczne idee.

Na końcu kolejki stała niezawodna Susan, jej asystentka i powiernica.

– Udało ci się jednak dojechać na czas – zauważyła Julia, całując ją serdecznie.

Susan wzbraniała się przed zostawieniem wszystkich spraw firmy w rękach swojej świeżo upieczonej zastępczyni i do końca nie było wiadomo, czy zdąży przyjechać na uroczystość.

– Jak zwykle, urwanie głowy. Przez tę informację w gazetach o nagrodzie wszyscy chcą z wami rozmawiać. Jestem pewna, że nowe zlecenia posypią się jak grzyby po deszczu. Aha, był jeden dziwny telefon. – Susan spojrzała na uśmiechniętą Julię. Od śmierci Charlesa nie widziała jej w tak doskonałej formie. – Dzwonił ktoś z Polski. Mężczyzna. Powiedziałam, że wracasz za trzy dni. Mówił, że zadzwoni ponownie.

– Nie powiedział, jak się nazywa? – zapytała Julia, a uśmiech zamarł jej na ustach. Mick, to mógł być on!

– Zdaje się, że miał na imię Cesar. To jest polskie imię?

Cesar Morawiecki...

Nagle Susan ujrzała, jak twarz jej przyjaciółki śmiertelnie blednie.

– Julia? Źle się czujesz?

Richard w ostatniej chwili złapał osuwające się na podłogę ciało Julii Cassini.

Znowu nocą biegła przez las, wołając jego imię, i znowu nogi stawały się coraz cięższe i bezwładne, aby na koniec zupełnie odmówić posłuszeństwa. Na udach czuła spływającą lepkość. Nie dała już rady zrobić kolejnego kroku. A potem nagle zrobiło się jasno i nadal nie mogąc się ruszyć, widziała odpływającą żaglówkę z nim na pokładzie. Stał wyprostowany i patrzył pod słońce. Zaczynał wiać silny wiatr i rozwiewał mu włosy. Dlaczego się nie pochyli? Przecież zna się na żeglowaniu najlepiej z nich wszystkich. Próbowała krzyknąć, ale słowa nie wydobywały się z ust. I znowu bom zbliżał się nieuchronnie w jego stronę. Julka...

– Julia, odezwij się wreszcie, do jasnej cholery! – złościł się Richard, który codziennie przychodził do niej do kliniki.

Nie bardzo mógł zrozumieć, jakim sposobem jego spokojna i rozsądna do bólu koleżanka znalazła się w takim stanie. Od trzech dni nie odzywała się do nikogo, jedynie siedziała na łóżku i stale przyciskała do piersi poduszkę. Potargane włosy, błędny wzrok wlepiony w ścianę – nikt nie rozpoznałby w niej tej eleganckiej kobiety, którą była zaledwie trzy dni wcześniej.

Richard po półgodzinnych próbach wywołania u Julii jakiejkolwiek reakcji wyszedł na korytarz. Prawdę mówiąc, nienawidził wszelkich szpitali, a ta klinika „psychicznego wypoczynku” zbyt żywo kojarzyła mu się z domem wariatów. To byłby prawdziwy pech, gdyby Julia zadomowiła się tutaj na dobre. Przy drzwiach natknął się na Susan.

– A ty, co taka zadowolona? – spytał opryskliwie.

Nie znosił Susan, gdyż uważał, że ma na Julię stanowczo zbyt duży wpływ. Czy Julia nie zdawała sobie sprawy, że to rudowłose brzydactwo manipuluje nią, jak chce?

Susan odwdzięczała się Richardowi podobnym uczuciem, ale starała się nie reagować na jego zaczepki i złośliwości. Wystarczała jej własna opinia na temat „złotego architekta” i powieka jej nawet nie drgnęła ze zdziwienia, gdy dowiedziała się o spektakularnej ucieczce do Europy trzeciej, przepięknej żony Richarda. Z pewnością on wkrótce to nadrobi i do sześćdziesiątki zaliczy jeszcze siedem innych naiwnych, pomyślała. Alimenty go również nie wykończą, gdyż zawsze celuje w bogate kobiety. Susan postanowiła sobie, iż ustrzeże Julię przed zaliczeniem do tej nieszczęsnej kategorii. Biedactwo, zupełnie nie zdawała sobie sprawy, co „Sinobrody” wobec niej planował.

– Wydaje mi się, że Julia powinna dzisiaj jakoś zareagować – odparła. – Pamiętasz, załamała się, kiedy wspomniałam jej o telefonie z Polski. Ten facet znowu dzwonił...

– Nazywa się Tomek Morawiecki i jest bratem Cesara – wyjaśniała Julii Susan, z radością obserwując, jak oczy przyjaciółki kierują się wprost na nią. – Pytał, czy go pamiętasz.

Oczywiście, że pamiętała... „król majonezu”, a jakże! Brat Czarka. A więc to był on.

– Nie wiem, czy zrozumiał, że jesteś chora. Słabo zna angielski. Powiedział, że zadzwoni jutro do twojego domu. Miał numer telefonu. Nie wiem skąd, bo nie ode mnie.

– Dziękuję ci, Susan – nagle usłyszała zduszony głos zza poduszki.

Susan się rozpłakała i rzuciła Julii na szyję.

– O Jezu! A ja myślałam, że już na dobre straciłaś rozum. Powiedz, kim jest dla ciebie ten facet.

– On? Tomek? Nikim – odpowiedziała już wyraźnym głosem Julia.

– No, to co się z tobą dzieje? – Susan była naprawdę przejęta stanem przyjaciółki. – Wprawdzie widząc, ile pracujesz, byłam pewna, że coś ci się może stać, ale nie przypuszczałam...

Zupełnie nie przypuszczała, że uroczyste przyjęcie i ceremonia wręczania nagród za najlepsze projekty mogą się zakończyć sygnałem przyjeżdżającej po Julię karetki.

– Słuchaj, a może chciałabyś odwiedzić mojego psychoanalityka? – spytała nieśmiało Susan.

Julia szczelniej owinęła się szlafrokiem, ale wypuściła z objęć poduszkę. Patrzyła długo na Susan, po czym zaczęła się śmiać. Kiedy Susan była już zupełnie pewna, że Julia znowu oszalała, przyjaciółka powiedziała lodowatym tonem:

– Jeszcze nie zamerykanizowałam się do tego stopnia, żeby tak nisko upaść.

Susan spojrzała na nią urażona. Julia uciekła od niej wzrokiem. Och, te nieszczęsne różnice kulturowe! Wystarczyło, że odwiedził ją jej domowy lekarz, który oświadczył: „Czy od rozpoznania choroby u Charliego miałaś choć jeden dzień wakacji? Koniecznie musisz wypocząć. Pomyśl o długim urlopie”. Urlop? A co to takiego?

Ale jak tu nie wierzyć w intuicję? Od paru tygodni czuła, że coś się może wydarzyć. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu szalony kierowca o mały włos nie pozbawił jej życia na przejściu dla pieszych na State Street. Następnie ta awantura w biurze z Richardem, który zupełnie zepsuł ich nowy wspólny projekt. Coraz bardziej narastało w niej poczucie zagrożenia. I wreszcie na sam koniec telefon od Tomka Morawieckiego.

„No i mamy klasyczne załamanie nerwowe”, powiedział ten zarozumiały gnojek z kliniki. Za ten cały szmal, który płaciła ubezpieczalni, pewnie będą chcieli ją tutaj trzymać do późnej starości.

Muszę wziąć się w garść i wrócić do domu, powtarzała sobie. Ma do mnie dzwonić Tomek. Muszę się dowiedzieć, o co może mu chodzić.

W zasadzie był to pierwszy telefon z K. po ponad ośmiu latach. To znaczy dzwonił do niej ojciec, a po jego śmierci pełnomocnik prawny, ale z dawnymi przyjaciółmi nie rozmawiała przecież od lat.

Do tej pory nie mogła sobie wybaczyć, że w zeszłym roku nie pojechała do Polski na pogrzeb ojca. Nie mogła jednak zostawić Charlesa. Lekarz nie dawał mu już wiele czasu, a wiedziała, jak bardzo zależy mu na jej stałej obecności przy jego łóżku. Nawet nie wspomniała mu o śmierci ojca. Wiedziała, jak bardzo by się zmartwił, że jego choroba uniemożliwiła jej wyjazd do Polski. Jednak sam zasługiwał na pełne zaangażowanie. Najdroższy Charlie... Lecz po chwili to już nie Charles wypełniał jej myśli. Wstała z łóżka i podeszła do okna. Przez żaluzję spojrzała na otaczający klinikę park.

– Susan, czy możesz poprosić, aby przyszedł do mnie lekarz? Chciałabym jak najprędzej wrócić do domu.Rozdział I

Julia siedziała na szczycie schodów wiodących do starej secesyjnej willi i czekała na fachowców. Od samego początku wszystko szło jak po grudzie. Podczas lotu zagubiły się dwie walizki i dostarczono je dopiero z trzydniowym opóźnieniem. Czekała na nie w hotelu w Warszawie, postanawiając wyruszyć do K. dopiero z resztą bagażu. Aż dwa razy musiała przełożyć termin umówionego z Tomkiem transportu. Z kolei ekipa, która miała jej dziś pomóc w przemeblowaniu domu ojca, spóźniała się już od godziny. Ale czego mogła się spodziewać? Czy nie wiedziała, jak względnie Polacy traktują punktualność?

Unikając padających wprost na jej twarz promieni marcowego słońca, stale przeklinała się w duchu. I co z tego, że od ośmiu lat odgrywała rolę twardej kobiety interesu, skoro wciąż tak łatwo ulegała perswazji innych? Popełniła błąd, nie odwiedziwszy tego słynnego psychoanalityka, z którym chciała umówić ją Susan. Był to niewątpliwie błąd. Facet wyprostowałby wreszcie jej nieszczęsną psychikę i z pewnością byle kto nie zapędziłby jej do narożnika. Nie, nie byle kto. Brat Czarka.

– Pamiętasz, Julka, pałacyk w Powierowie? Kupiłem go za grosze dwa lata temu – opowiadał jej rozentuzjazmowany Tomek.

Zadzwonił prawie natychmiast po tym, kiedy pozbyła się towarzystwa Richarda i Susan.

– Oczywiście. Kompletna ruina.

Była zupełnie spokojna. Postanowiła, że nic nie wyprowadzi jej z równowagi. To inni mogli ulegać załamaniom nerwowym, ale nie ona.

Park i pałac w Powierowie – oddalone od K. o pięć kilometrów, położone w pobliżu jeziora, były ulubionym miejscem wypadów ich paczki. Jeździli tam rowerami, chodzili na spacery, palili ogniska nad wodą. Tam rozegrały się najbardziej przyjemne i najbardziej tragiczne wydarzenia w ich życiu. Chylący się nieuchronnie ku upadkowi budynek fascynował zarówno ją samą, jak i Czarka. Może to właśnie ten pałac sprawił, że oboje chcieli mieć do czynienia ze sztuką. Z dziedzictwem architektonicznym, jak to się dzisiaj mawia. Marzenia młodości.

– Teraz to już nie jest ruina.

Tomek zaczął opowiadać całą historię nabycia pałacu i jego odbudowy, którą przerwał wypadek głównego architekta.

– Projekty są, ale potrzebny jest ktoś, kto skończyłby prace przy budynku, urządziłby wnętrze i dopilnował prac na budowie.

Dziwne, ale nawet wówczas jeszcze nie przypuszczała, do czego zmierzał.

– Czy chciałabyś się tym zająć? Sądzę, że wystarczyłby na to rok. Mogłabyś zamieszkać w domu ojca. Przecież go nie sprzedałaś.

Tomek chyba oszalał. Ona miałaby ponownie związać się z K. na rok?! Miałaby zostawić firmę, której była głównym udziałowcem, firmę, która wygrywała konkursy na prace w Waszyngtonie, San Francisco, Tokio...

– Ale ja się zupełnie nie znam na konserwacji zabytków ani na aranżacji wnętrz – zauważyła, starając się uniknąć tysiąca innych argumentów.

– Tak? – usłyszała echo jego odbijanego przez tysiące kilometrów głosu, w którym pobrzmiewało zdziwienie. – Myślałem, że to ty zajmowałaś się renowacją kaplicy w Mediolanie. Dostaliście przecież nagrodę „Architectural Review” za najlepszą realizację projektu odrestaurowania.

Zdumiało ją, że Tomek wyciągnął skądś informacje na ten temat. Widać solidnie przygotował się do rozmowy.

– No tak, ale... – zaczęła – to była zupełnie inna sytuacja.

– I to też jest zupełnie inna sytuacja. Mam teraz dość dużo pieniędzy i wreszcie jestem w stanie to przeprowadzić. Chciałbym, aby pałac powierowski był doskonały, żeby stał się wzorcem, na który wszyscy będą się powoływać. Rozumiesz, twoje nazwisko pozwoliłoby...

– A co miałoby być w środku? – zapytała wbrew sobie. Niepotrzebnie dawała się wciągać w dodatkowe wyjaśnienia.

– Na górze część mieszkalna, na dole muzealna. W pomieszczeniach gospodarczych restauracja wraz z czymś w rodzaju country klubu i apartamenty dla gości.

Julia zmarszczyła czoło i spojrzała na zegarek. Tomek musiał mieć rzeczywiście kupę szmalu, skoro rozmawiał z nią już przeszło czterdzieści minut.

– Ktoś miał kiedyś podobną koncepcję w sprawie Powierowa – zauważyła.

– Wiem, Cezary. To muzeum ma być poświęcone jego pamięci, Julka. I dlatego rozumiesz, że musiałem cię zapytać, czy nie zgodziłabyś się nam pomóc. Z pewnością takie byłoby życzenie Cezarego. Zgodzisz się, prawda?

Julia zrozumiała, że została przyparta do muru.

Mówiąc jeszcze o konieczności skonsultowania tego w firmie, wiedziała, iż los zadecydował już we wszystkim za nią.

– Dostanie pani wilka od tego siedzenia – męski głos nagle przerwał jej rozmyślania.

Zupełnie nie zauważyła, kiedy nadjechała nysa z robotnikami. Uniosła wzrok i zobaczyła przed sobą... troglodytę. Mężczyzna musiał mieć ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Płowa broda pokrywała większość jego twarzy oprócz wydatnego nosa, ciemnoniebieskich, przysłoniętych dość jasnymi rzęsami oczu i kolczyka tkwiącego w lewym uchu. Jego granatowy, roboczy kombinezon przesiąknięty był zapachem papierosów i farbą. Ohyda! Nerwowo zerwała się z wycieraczki, na której siedziała, i otrzepała z kurzu dżinsy.

– To pani nazywa się Sarnowska? – dobiegło ją z góry.

Skinęła głową.

– Panowie od pana Morawieckiego?

– Aha. To co, lecimy z koksem? Gdzie te mebelki?

Julia sięgnęła do kieszeni spodni po klucz i kątem oka zauważyła, że wielkolud wpatruje się w jej tyłek.

– Nie powinna pani tak siedzieć na zimnym – zauważył cichym głosem. – Można się teraz łatwo przeziębić. Szkoda byłoby takiej... takiej kobiety.

Julia spojrzała na niego lodowato, ale w odpowiedzi ujrzała tylko błysk wyszczerzonych w uśmiechu zębów. Bez słowa weszła do środka, a mężczyzna bezszelestnie wślizgnął się za nią. Stali w obszernym holu, na którego ścianach wisiały myśliwskie trofea jej ojca. Poprzedniego dnia naprzeciwko kryształowego lustra Julia ponownie zawiesiła obraz olejny przedstawiający scenę z polowania.

– Ale chata. – Mężczyzna cicho gwizdnął przez zęby. – Proszę mi powiedzieć, jak pani chce tu poprzestawiać, a ja przekażę to chłopakom.

Po chwili brygada robotników biegała po całym domu, przemieszczając rodzinny dobytek Sarnowskich z kąta w kąt. Julia przyglądała się uważnie ich pracy, sprawdzając, czy wszystko zgadza się z jej ustaleniami. Była nawet zaskoczona, że meble trafiają na wyznaczone przez nią miejsca. Widać brodacz za pierwszym razem zapamiętał skomplikowane instrukcje.

Ze zdejmowanego z podłogi dywanu podniosły się takie tumany kurzu, że zaczęła kichać i dopiero po chwili usłyszała w korytarzu dzwonek telefonu.

– Julia?

Zrobiło jej się słabo.

– Słyszeliśmy od Tomka, że przyjechałaś. Dlaczego się nie odzywasz?

– Przyjechałam zaledwie przedwczoraj. Musiałam najpierw to wszystko ogarnąć – zaczęła się tłumaczyć dawnej przyjaciółce. – Słuchaj, Iwona, może wpadlibyście dzisiaj do mnie? Będą też Morawieccy. Tomek nieustannie mnie pilnuje. Pewnie z obawy, bym nie wsiadła w pierwszy samolot z powrotem. To co?

– Cudownie. Jasne, że przyjdziemy. Może być o ósmej? Michał pracuje teraz w Gdańsku i późno wraca. Nie masz pojęcia, jak się wszyscy cieszą z twojego przyjazdu. Wreszcie będzie można normalnie porozmawiać. Tak rzadko się do nas odzywasz.

Dokładnie trzy razy do roku. Na Gwiazdkę, Wielkanoc i na urodziny Jagody. Kartki są kolorowe, eleganckie i nie ma na nich wiele miejsca na korespondencję. W liście do Jagody załączony banknot studolarowy. Tradycyjny prezent dla córki chrzestnej. I tak już od ośmiu lat.

Julia nerwowo poprawiła kabel telefoniczny. Powinna kupić aparat bezprzewodowy. Przez otwarte drzwi obserwowała, jak stojący na ganku brodacz gasi papierosa na jej schodach. Musiał podsłuchiwać tę rozmowę. Co za cham!

– Przyjdźcie koniecznie. Przyprowadźcie też, kogo się da z dawnych znajomych. Ale prawdziwe przyjęcie wyprawię dopiero, jak się trochę zadomowię.

– Naprawdę zostaniesz tu przez rok?

I ta część jej decyzji była chyba najbardziej zastanawiająca. Nic jej przecież nie zmuszało do pozostania w K. przez rok. Wystarczyłaby jedna czy dwie krótkie wizyty, nawiązanie współpracy z jakimś zdolnym podwykonawcą, przygotowanie projektu w firmie. Ale nie, jakiś diabeł podszepnął jej, że powinna być tu, na miejscu, sprawdzić, jak to jest wrócić po latach do domu, do zupełnie nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej, o której czytała tylko w gazetach. Czy naprawdę do tego stopnia poczuła się znużona prowadzeniem świetnie prosperującej firmy Charlesa? Richard chciał ją rozerwać na strzępy, kiedy mu oznajmiła o swojej decyzji. „Jesteś zupełnie niedojrzała”.

„Powinnaś pojechać”, oświadczyła Susan. „Dobrze ci zrobi taka zmiana. Nie martw się, przypilnuję tu wszystkiego”.

– Nie wiem, jak to się potoczy – odpowiedziała Iwonie. – Jeszcze nie wiem.

Na razie się urządzam, pomyślała, odkładając słuchawkę.

Zarośnięty blondyn wyszedł na korytarz.

– Mecenas Sarnowski był pani ojcem? – zapytał.

Skinęła głową. Julka, jedyna córka adwokata Sarnowskiego, filara małomiasteczkowej społeczności.

– To był wspaniały prawnik. Szkoda, że tak szybko odszedł.

Wspaniały prawnik. Znał tylu ludzi i tyle o nich wiedział. Tyle tajemnic. Ale o swojej córce nie wiedział prawie nic.

– Czy mógłby mi pan popilnować domu przez godzinę? – zapytała. – Pójdę po zakupy. Wieczorem przychodzą goście – dodała z lekkim uśmiechem.

Lekko wbiegała po schodach, aby się przebrać. Na półpiętrze obejrzała się. Mężczyzna nadal stał i gapił się na nią.

– Niech pan lepiej sprawdzi, czy koledzy postawili moje biurko tak, jak prosiłam – oświadczyła władczo.

– Jest pani podobna do ojca – odpowiedział i uśmiechnął się drwiąco.

– Nie sądzisz, że Julia jest bardzo podobna do swojego ojca? – spytała Grażyna męża, nalewając sobie lampkę koniaku.

– Tak myślisz? – machinalnie odpowiedział Tomek znad rozłożonych na kolanach papierów.

– Coraz bardziej to widać.

– Naprawdę? Wydawało mi się, że ona wcale się nie zmieniła – mruknął, zakreślając coś w dokumentach. – Poza tym jej ojciec ważył dwa razy tyle co ona. To ta jego nadwaga osłabiła mu serce. Julka wygląda na wiecznie zagłodzoną.

Grażynie nadal coś nie dawało spokoju. Z kieliszkiem w ręku podeszła do kominka i patrząc na ogień pożerający drewniane polana, starała się zebrać myśli. Wieczorne spotkanie z przyjaciółmi bardzo ją poruszyło. Rzadko mieli teraz okazję spotykać się ze sobą. Z pewnością, gdyby nie pojawienie się Julii, minęłoby znowu kilka lat, zanim udałoby się im zebrać w szerszym gronie. Wprawdzie widywali się bardzo często w pracy i na mieście, ale ich kontakty były dość powierzchowne lub ograniczały się do wspólnych interesów. Grażyna czuła się trochę zawiedziona, gdy koło dziesiątej wszyscy zaczęli się gwałtownie zbierać, żartując przy tym na temat dawnych całonocnych imprez i obiecując sobie je kiedyś powtórzyć. Julia pocieszyła ją, że wkrótce urządzi prawdziwe przyjęcie i zaprosi na nie wszystkich, nawet tych, którzy przenieśli się do Trójmiasta. To będzie prawdziwy bal.

– Czy ona farbuje włosy?

Przez dwie godziny wpatrywała się w lśniące, ciemne włosy Julii i nie wypatrzyła ani jednego siwego włosa. Sama od siedmiu lat usiłowała zabiegami fryzjerskimi podtrzymywać swój dawny obraz naturalnej blondynki.

– Kto, kochanie?

– No przecież mówimy o Julii.

Tomek z westchnieniem oderwał się od pracy.

– Naprawdę nie wiem. Stary Sarnowski osiwiał dopiero przed samą śmiercią.

Grażyna spojrzała na męża z przerzedzoną czupryną, stale walczącego z nadwagą.

– Ciekawe, czy ona myśli, że się postarzeliśmy.

– Mężczyźni na pewno. Wy, dziewczyny, jesteście nadal piękne i młode. – Tomek się roześmiał i podszedł do żony. – Chociaż Michał nieźle się trzyma. On również nie musi się farbować.

Michał, ich dawny klasowy donżuan, prawie od dwunastu lat mąż Iwony i ojciec dwóch pięknych córek. Grażyna przez chwilę zastanawiała się nad tym stwierdzeniem, rzucając zaniepokojone spojrzenie w stronę męża.

– Napijesz się czegoś? – spytała.

– Nie, pójdę już spać. Jutro mam znowu kilka ważnych spotkań. Jestem zły, że nie będę mógł być w Powierowie, kiedy ona tam będzie. Boję się, żeby się nie rozmyśliła, gdy to wszystko zobaczy.

– Do tej pory nie rozumiem, jak ci się udało ją tu ściągnąć.

Prawdę mówiąc, jemu samemu wydawało się to niemożliwe, ale się udało. Spojrzał na Grażynę, która stojąc odwrócona od niego plecami, nalewała sobie z barku kolejny kieliszek koniaku. Myślała, że Tomek tego nie widzi. On jednak widział i domyślał się wielu rzeczy. W przeciwnym razie nie byłby w stanie prowadzić tylu udanych interesów.

– To była pełna improwizacja. Nie wiedziałem, jak to się skończy, Julka przecież mogła się zmienić, tyle lat minęło. Ale widzisz, nie ma jak poczucie winy. Niektórzy ludzie całe życie żyją pod taką presją.

Dźwięk tłuczonego szkła przerwał panującą w domu ciszę.

Plama koniaku rozlewała się po parkiecie jak rzeka w czasie roztopów.

– Mój Boże. Jestem bardziej zmęczona, niż myślałam – wyjąkała Grażyna.

Iwona przed lustrem łazienkowym pieczołowicie wklepywała krem pod oczy. Od kiedy dwa lata temu dostrzegła kurze łapki, starała się nie zaniedbywać tego codziennego rytuału. Okrągła buzia o piwnych oczach zerkająca z przeciwka nie interesowała teraz zupełnie właścicielki. Iwona pochłonięta była myślami o spotkaniu z Julią.

– Czy myślisz, że ten czarny kolor to żałoba po Charlesie? – spytała przez otwarte drzwi łazienki.

Nie usłyszała z pokoju żadnej odpowiedzi. Wychyliła się, zaglądając do sypialni, a raczej kącika sypialnego zastawionego całkowicie przez kanapę, szafę i biurko. Michał, w samych spodniach, stał oparty o ścianę i patrzył przez okno.

– Co? – Drgnął nagle na odgłos zamykanych drzwi od łazienki.

– Mówię o tej czarnej sukni Julii. Myślisz, że to nadal żałoba?

Michał wzruszył ramionami, nie odzywając się.

– Charles umarł prawie rok temu. Dwa miesiące wcześniej jej ojciec. To takie okropne, że została nagle zupełnie sama.

Michał nadal milczał i wyglądał przez okno.

– Musimy się nią jakoś zająć. Powinna wiedzieć, że ma tu prawdziwych przyjaciół.

– Tomek już załatwi, że się nie będzie nudzić. Czekał przecież na nią jak na Mesjasza – odezwał się w końcu i zaczął zdejmować spodnie.

– Wiesz dobrze, że nie chodzi mi o pracę. Pomyśl, że straciła męża raptem po siedmiu latach małżeństwa. Musi od nowa ułożyć sobie życie.

– Wcześniej zupełnie nieźle sobie radziła. Prawie natychmiast po wyjeździe z Polski wyszła za mąż – powiedział nieco cynicznie Michał.

– Myślisz, że ona nie kochała Charlesa? – spytała.

– Facet był słynny i bogaty... to z pewnością ułatwia podejmowanie takich decyzji.

Stał teraz przed nią nagi i jak zwykle Iwona poczuła miękkość w kolanach. Rzucił jej szybkie spojrzenie i wskoczył do łóżka.

– I ty też taki będziesz, skarbie – powiedziała do męża z czułością.

– Jeśli tylko wyprowadzimy się z tej nory, nie będę potrzebował niczego więcej.

Iwona westchnęła i usiadła na łóżku. Michał coraz gorzej znosił wspólne zamieszkiwanie z jej rodzicami, którzy wtrącali się we wszystkie ich sprawy. Trzy małe pokoiki dla sześciu osób nie sprzyjały zacieśnianiu ani więzi rodzinnych, ani też małżeńskich. Westchnęła nieco głębiej. Michał odwrócił się w stronę okna.

– Cudownie było znowu się spotkać i powspominać dawne lata. Dla Julii czas się zupełnie zatrzymał. Wygląda tak młodo. I tak elegancko. Jej perły były z pewnością prawdziwe.

Michał obrócił się w jej stronę.

– Zawsze była piękna.

Iwona ze zdumienia nabrała powietrza w płuca. Michał jeszcze nigdy nikogo tak nie określił. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, zdziwiła się jeszcze bardziej, gdyż jej mąż energicznym ruchem zerwał z niej koszulę nocną.

– Michał?! Teraz?

– Mnie też przypomniały się młode lata. – Jego ciemnozielone oczy świeciły jak u dzikiego kota.

Iwona uśmiechnęła się zachwycona i chciała go pocałować, ale on odwrócił ją na bok. Prawie krzyknęła, gdy ścisnął rękami jej piersi i natychmiast w nią wszedł. Przerażona jego brutalnymi ruchami musiała stwierdzić, że również w niej zaczęły się budzić pewne wspomnienia.

– Najdziwniejsze, że ja jej prawie w ogóle nie pamiętam.

Sylwia nie przestawała mówić, mimo iż Jurek udawał, że śpi.

– Byłaś wtedy w pierwszej klasie – odpowiedział w końcu zrezygnowany, rozważając dosypanie żonie w najbliższym czasie środków nasennych do ostatniego posiłku. No tak, tylko że ona prawie niczego nie jadła. Stale się odchudzała.

– Ale ona jest młodsza od was.

– O rok. Poszła wcześniej do szkoły.

– Aha. – Przez chwilę Sylwia milczała, ale niezbyt długo. – To który z was kochał się w niej?

Jurek parsknął śmiechem i złapał za podbródek swoją rudowłosą żonę. Jakże ona uwielbiała plotkować! Powinna prowadzić kronikę towarzyską, a nie butik z ciuchami na rynku.

– Wszyscy.

– Ty też?

– Jasne. Ja też. Ale nie mieliśmy szans.

– Dlaczego? Byłeś dobrą partią. Syn dyrektora mleczarni.

– Dobrze wiedzieć, co zadecydowało, że ty za mnie wyszłaś za mąż – zażartował Jurek, ale dostrzegł, że Sylwia zaczyna się obrażać.

Jeśli chodzi o Julię, to była zupełnie inna sprawa. Od przedszkola wszyscy wiedzieli, że ona wyjdzie za Czarka. Byli sobie przeznaczeni. Takie papużki nierozłączki.

– Boże, jakie to szalenie romantyczne. – Sylwia stwierdziła, że życie jest o wiele ciekawsze niż czytane przez nią nałogowo harlequiny. – To teraz już rozumiem, dlaczego dzisiaj wieczorem była taka dziwna atmosfera.

– Dziwna atmosfera? – zdziwił się Jurek. – Niczego takiego nie zauważyłem.

Sylwia popatrzyła na męża z politowaniem. On nawet jakby się potknął o słonia, toby go nie zauważył.

– Oczywiście, że tak. Rozmawiały wyłącznie kobiety, a wszyscy faceci spoglądali na siebie spode łba.

Rzeczywiście, jak się nad tym zastanowić, to Sylwia może ma rację. Tomek bez przerwy wycierał swoje szkła, Michał milczał, jakby przygotowując w myślach mowę oskarżycielską, a on sam wpatrywał się jak urzeczony w kostki u nóg Julii, które nigdy nie przestały go fascynować.

– W każdym razie zamierzam lepiej ją poznać. Wreszcie ktoś nowy w tej zapadłej mieścinie.

Marzeniem Sylwii Graczyk było zamieszkanie w Gdańsku i nie mogła zrozumieć, dlaczego Jurek ciągle się temu opiera. Najpierw argumentował, że ich miasteczko jest lepsze dla wychowania małych dzieci, ale przecież chłopcy chodzili już do podstawówki. Trzeba było pomyśleć o ich dalszej edukacji. W lokalnym ogólniaku, od kiedy oni sami zdawali tam maturę, znacznie obniżył się poziom nauczania.

– Sądzę, że dzięki Julii może być tu trochę weselej.

Jurek jednak nie spodziewał się niczego wesołego.

Nawet nie starał się znaleźć odpowiedniego słowa na określenie tego, jak może być.

Julia owinięta ręcznikiem stała w oknie sypialni i patrzyła na jezioro. Była z siebie całkiem zadowolona. To spotkanie z przyjaciółmi pozwoliło jej sforsować pierwszą, poważną przeszkodę. Teraz wszystko powinno pójść już gładko i bez problemów. Czas leczy rany i dzisiejsze spotkanie właśnie tego dowiodło. Mogła się teraz całkowicie poświęcić pracy nad pałacem i poznawaniu całkiem innej Polski. Czuła się oszołomiona, kiedy w rozmowie padały nazwiska nowych polityków. Trzydziestoprocentowa inflacja i denominacja, do której jeszcze nikt się nie przyzwyczaił, i ku zdumieniu Julii wszyscy w rozmowach operowali zawrotnymi kwotami milionów bądź miliardów.

To był naprawdę interesujący pomysł, aby przyjechać tu na rok. A może na dłużej, pomyślała nagle, sama siebie zaskakując, ale szybko odegnała te myśli. Nie, rok jej wystarczy, żeby się otrząsnąć. To, co ostatnio przeżyła, było jedynie krótkotrwałym kryzysem. Wkrótce znowu mocno stanie na nogach. Zawsze była dumna ze swojej silnej woli.

Teraz stanowczo postanowiła prowadzić zdrowy tryb życia. Powinna mieć też czas zająć się słabą kondycją fizyczną. A może tak zacząć biegać wokół jeziora? Oparła się o parapet i spostrzegła nadbiegającego od strony centrum psa. Nagły gwizd zatrzymał go niemal w pół skoku. Owczarek alzacki czekał posłusznie na swojego właściciela, ale wysoka postać nadchodziła powoli. Julia zaciekawiona wychyliła się zza firanki i nagle w świetle latarni wyraźnie dostrzegła jasną brodę. Zanim zdążyła się cofnąć, mężczyzna podniósł głowę. Ich oczy się spotkały.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: