Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gorączka chwili - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
17 lutego 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gorączka chwili - ebook

Noc świętojańska w Sandhamn. Policja znajduje na plaży nieprzytomną nastolatkę. Dziewczyna jest pod wpływem silnych narkotyków. Nikt nie wie, jak do tego doszło.

Nora Linde po raz pierwszy obchodzi święto ze swoim nowym chłopakiem, Jonasem. Niestety muszą przerwać zabawę, ponieważ nastoletnia córka Jonasa, Wilma,  nie wraca do domu na noc.  Jonas i Nora nie zaprzestają desperackich poszukiwań Wilmy.

Następnego dnia na plaży znalezione zostają zwłoki młodego chłopaka. Inspektor Thomas Andreasson rozpoczyna śledztwo.

Wkrótce okazuje się, że każda z osób zaangażowanych w śledztwo ma własną wersję wydarzeń…

Fantastyczny obraz szwedzkiej nocy świętojańskiej, zarówno radości świętowania, jak i mrocznych stron tego święta… Wiarygodny i wciągający kryminał. Litteraturmagazinet

DAST Magazine

Gorczka chwili to tragiczna historia, ale z pozytywnym wydźwiękiem. Viveca Sten potrafi precyzyjnie wskazać problem i stworzyć rozwiązanie, które dla czytelnika jest równocześnie wiarygodne i nieoczekiwane.

VLT

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-121-5
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Port szczelnie wypełniały białe łodzie. Na pokładzie większości z nich tłoczyli się imprezowicze. Gromady pijanych nastolatków przetaczały się przez pomosty. Wieczór był ciepły, mimo to dziewczyna, która chwiejnym krokiem przeciskała się przez tłum, drżała z zimna.

Całkowicie obcy ludzie otaczali ją ze wszystkich stron. Śmiali się i rozmawiali podekscytowanymi głosami. Dźwięki wdzierały się w nią, więc zasłoniła uszy dłońmi, by się odciąć od tego hałasu.

Zrozpaczona zmrużyła oczy, rozglądała się, szukając znajomej twarzy.

Grupka nastolatków siedziała na piasku i grillowała kiełbaski, mimo że rozstawione tabliczki informowały o zakazie palenia ognisk. Dalej stało kilku policjantów w żółtych kamizelkach. Kolejnych kilku przyjechało czerwonym quadem i zatrzymało się przy Restauracji Żeglarskiej.

Dziewczyna na pomoście ich nie dostrzegała. Jej jasne włosy były rozczochrane, oczy nienaturalnie rozszerzone. Lekko utykała, bo nie miała buta na jednej nodze.

Ktoś popchnął ją niechcący i wpadła na kosz na śmieci.

Błądziła wzrokiem wokoło. Oparła się o hydrant i z jej gardła wyrwał się szloch. Nikt nie zwracał na nią uwagi, gwar wokół narastał i cichł, dudniąca muzyka zagłuszała jej ciche pojękiwania.

– Muszę znaleźć łódź – wymamrotała płaczliwie.

Popchnęła ją kolejna osoba. Tym razem dziewczyna przewróciła się na pomost. Dość szybko usiadła, ale była tak wyczerpana, że nie mogła wstać. Na brudnych policzkach widniały ślady łez. Mruczała coś, czego nie rozumiał nikt prócz niej samej.

Zadrżała i objęła się ramionami, jakby chciała się ogrzać.

– Co ci jest?

Zatrzymała się przed nią para w średnim wieku.

– Jak się czujesz? – spytała kobieta, przyjaźnie kładąc jej dłoń na ramieniu.

Dziewczyna zerwała się i bez słowa uciekła na długi pomost pontonowy, jak najdalej od tych ludzi.

– Muszę znaleźć Victora – wymruczała sama do siebie.

Muzyka stała się teraz głośniejsza.

Z ogromnych czarnych głośników na dużej łodzi motorowej dobiegały rytmy techno. Dźwięki ją ogłuszały, wibracje rozchodziły się po betonie pod jej stopami. Na tylnym pokładzie łodzi zobaczyła niski mahoniowy stół i stojące na nim kufle i puste butelki. Na szerokiej białej sofie siedział opalony chłopak z nagim torsem, palił papierosa. Omiótł wzrokiem ciało dziewczyny.

– Czujesz się samotna? – Wyszczerzył zęby i znacząco wysunął język. – Mogę ci pomóc.

Znów się wzdrygnęła, cofnęła kilka kroków i rzuciła biegiem z powrotem na ląd.

Przed nią widniał las białych masztów. Bezradnie wypatrywała między nimi znajomej sylwetki.

– Victorze – wyszeptała, a do oczu znów napłynęły jej łzy. – Gdzie jesteś?

Potem nogi ugięły się pod nią i osunęła się na piasek.Poniedziałek, 16 czerwca 2008

1

– Chyba miło będzie odwiedzić Larssonów w noc świętojańską?

Madeleine Ekengreen odwróciła się w stronę swojego syna, Victora, ale on zignorował jej pytanie.

Dochodziła siódma wieczorem. Warkot silnika za oknem zdradzał, że jaguar ojca właśnie wjechał na podjazd. Madeleine przejrzała się w srebrzystych drzwiach lodówki i poprawiła fryzurę.

Wydaje ci się, że kogoś oszukasz? – pomyślał Victor. Botoks, rozjaśnione włosy… Żebyś nie wiem jak się starała, nikt już nie uwierzy, że masz trzydzieści pięć lat.

– Victor?

– Nie chcę z wami jechać.

– Przecież zawsze tam jeździmy – odparła Madeleine i w jej oczach pojawiło się jakieś napięcie, jakby nie do końca rozumiała, dokąd zmierza ta rozmowa.

Postawiła na stole miskę z sałatą i spojrzała na syna.

– A co chciałbyś robić?

Victor wpatrywał się w talerz.

– Chcę się wybrać do Sandhamn z Tobbem i paroma kumplami. Christoffer pożyczył od ojca motorówkę, będzie zajebiście spokojnie.

– Nie mów tak – upomniała go automatycznie Madeleine. – To nieładnie.

Było oczywiste, że nie zachwycała jej myśl, że miałby spędzać noc świętojańską bez nich.

– Tata Tobbego wybiera się z wami? – spytała po chwili.

Victor pokręcił głową.

– Nieee. Chyba do Falsterbo.

– A Felicia?

Tym razem pokiwał głową.

– Oczywiście, że się z nami wybiera.

– Co na to jej rodzice?

Popatrzyła na niego trochę zaniepokojona, ale Victor wiedział, że Madeleine lubi jego dziewczynę.

– Są cool.

Właściwie Felicia mówiła, że pojedzie z Ebbą na wieś. A Ebba twierdziła, że wybiera się tam z Felicią.

Po Madeleine było widać, że nie jest do końca przekonana. Bez słowa podeszła do wyspy kuchennej i przyniosła półmisek z grillowanym kurczakiem. Wtedy rozległ się trzask drzwi prowadzących z garażu do domu.

Oto nadchodzi wielki Johan Ekengreen, pomyślał Victor.

– Jesteś pewien, że rodzice Felicii się na to zgadzają? – spytała Madeleine, stawiając kurczaka na stole.

– Przestań wreszcie marudzić!

Victor sięgnął po karton z mlekiem i napełnił szklankę.

Madeleine milczała. Victor wiedział, że poczuła się urażona, ale nie zamierzał jej przepraszać. Przecież i tak nigdy nie miała dla niego czasu. Dlaczego musiała zacząć zrzędzić akurat teraz, gdy choć raz miał własne plany?

Kiedy jesienią wyjechałaś ze starym do Paryża, mogłem robić, co chciałem, pomyślał.

– Mam szesnaście lat, poradzę sobie – stwierdził. – Poza tym jedziemy tam zajebiście dużą paczką.

Wiedział, że pewnie znów zareaguje na słowo „zajebiście”, i spojrzał na nią wyzywająco.

Madeleine się poddała.

– Nie złość się – poprosiła. – Nie rozumiem, dlaczego stałeś się taki przewrażliwiony. Ciągle się złościsz, cokolwiek powiem.

– Przestań wreszcie marudzić – powtórzył Victor.

Drzwi się otworzyły i do kuchni wszedł Johan Ekengreen. Pogwizdywał wesoło i wydawał się nie dostrzegać, że przy stole panuje napięta atmosfera.

Ojciec Victora miał niedługo skończyć sześćdziesiąt trzy lata. Był opalony, kilka razy w tygodniu chodził na siłownię. Jego włosy zaczęły się przerzedzać i Victor wiedział, że potajemnie je farbuje, by ukryć siwiznę.

– Cześć wam.

Z szerokim uśmiechem postawił aktówkę na podłodze i poluzował krawat. Potem zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła.

– Victor nie chce jechać z nami w noc świętojańską – oświadczyła bez wstępu Madeleine, patrząc znacząco na męża, jakby chciała mu dać do zrozumienia, że musi przeprowadzić z synem poważną rozmowę.

– A to dlaczego? – Johan Ekengreen zwrócił się do Victora.

Zanim Victor zdołał odpowiedzieć, Madeleine dodała:

– Zamiast jechać do Larssonów, wybiera się z kolegami do Sandhamn.

Johan się roześmiał, jakby nie słyszał pretensji w jej głosie.

– Chłopak dorasta. Chce imprezować w Sandhamn tak jak wszyscy. W jego wieku też bym tak wolał.

Johan sięgnął po otwartą butelkę z winem stojącą na środku stołu i napełnił swój kieliszek. Automatycznie powąchał wino, zanim go skosztował.

– Całkiem niezłe – stwierdził i zaczął czytać informacje na etykietce.

– Johan, posłuchaj mnie – poprosiła Madeleine.

Zirytowana, zamaszystymi ruchami wycierała blat.

– Czyli mogę jechać, tato? – spytał Victor, nim Johan zareagował.

Cholera, miałby przerąbane, gdyby matka pokrzyżowała plany wyjazdu do Sandhamn. Zebrał całkiem sporo pieniędzy, bo ojciec dał mu kopertę z paroma tysiakami w nagrodę za oceny na koniec roku, które mimo wszystko wypadły naprawdę przyzwoicie. Dałoby się za to załatwić naprawdę zajebiste rzeczy na noc świętojańską.

– Jest na to za młody. – Matka broniła swojego zdania. – Dopiero co skończył szesnaście lat. Jeszcze za wcześnie na samodzielne wyjazdy.

– Zakładam, że Felicia też się z wami wybiera? – spytał Johan.

– Tak.

Victor pokiwał głową, nie podnosząc wzroku. No dalej, stary, pomyślał, no dalej.

– O, proszę – Johan Ekengreen zwrócił się do żony. – Pozwól chłopakowi jechać. Człowiek tylko raz w życiu jest młody.

Upił kolejny łyk wina, które lśniło krwistą czerwienią w cienkiej czarce kieliszka.

– Chodzi przecież tylko o kilka dni na szkierach.Sobota

2

Gdy Wilma Sköld zeszła na parter willi Brandów, Nora Linde mimowolnie wstrzymała oddech i z trudem zachowała milczenie.

Czternastolatka pomalowała powieki ciemną kredką i nałożyła na rzęsy grubą warstwę tuszu. Króciutka dżinsowa spódniczka przypominała raczej szorty, przez cieniutki biały top prześwitywał biustonosz.

Wilma chodziła dopiero do ósmej klasy. Taki makijaż był dla niej zbyt ostry, a strój – zbyt wyzywający. Nora napomniała jednak samą siebie, że zwracanie Wilmie uwagi należy do Jonasa. Byli razem dopiero od ośmiu miesięcy i nie mogła przecież wychowywać Wilmy jak własnego dziecka.

Podczas posiłku dziewczyna siedziała jak na szpilkach, jakby każda minuta spędzona z dala od przyjaciół była dla niej męczarnią. Zaraz potem znikła w łazience, żeby się przygotować do wyjścia.

Wilma minęła kuchnię i przeszła do jadalni, gdzie Jonas ciągle siedział z Adamem i Simonem. Adam skończył jeść, ale Simon wciąż pałaszował młode ziemniaki. Uwielbiał pierwsze delikatne bulwy, które pojawiały się w czerwcu, i wziął już trzecią dokładkę.

– Tato – oświadczyła Wilma. – Spadam. Jestem cholernie spóźniona.

Nora ruszyła za nią, ale zatrzymała się w otwartych drzwiach i oparła o framugę. Było widać, że Jonas również wzdrygnął się na widok córki. Czasem sprawiał wrażenie, że nie przyjmuje do wiadomości faktu dorastania córki. Tak przynajmniej wydawało się Norze.

– Może wzięłabyś kurtkę? – zaproponowała ostrożnie Nora. – Pod wieczór na pewno zrobi się chłodno. Wiesz, jak to bywa na szkierach.

Wilma nie zwróciła na nią uwagi. Zrobiła kilka kroków w stronę Jonasa.

– Mogę dostać trochę pieniędzy?

– Przecież dostałaś kieszonkowe na ten miesiąc.

– Noooo… – Wilma przeciągnęła to słowo. – Ale skończyła mi się kasa.

Jonas uniósł brwi, lecz sięgnął do tylnej kieszeni po portfel. Otworzył go z wahaniem. Zupełnie jakby się zastanawiał, czy to mądre, żeby dawać dodatkowe pieniądze nastoletniej córce.

– Tato, proszę. Jak mam się bawić bez kasy?

Wilma zawisła nad oparciem krzesła. Nagle jej głos zabrzmiał dziecinnie i błagalnie. Przez chwilę Nora wyobraziła sobie, jak musiała wyglądać jako mała dziewczynka, szczerbata i z kucykami.

Trudno się dziwić, że Jonas skapitulował. Wyjął trzy stukoronowe banknoty, położył je na stole i podsunął córce.

– Jeśli coś ci zostanie, chcę, żebyś mi to oddała – oświadczył.

Ton jego głosu i zadowolona mina Wilmy świadczyły o tym, że nic takiego się nie zdarzy.

Adam podniósł wzrok znad talerza i posłał Wilmie długie spojrzenie.

Był od niej młodszy zaledwie o rok, ale nie interesowało go wychodzenie wieczorami. Wolał siedzieć w domu i grać na komputerze z kolegami albo sam. Nora wiedziała, że niedługo i on zacznie wychodzić i imprezować, na razie cieszyła się tym, że to jeszcze nie teraz. Jej rozwód z Henrikiem zbiegł się w czasie z dojrzewaniem Adama. Ani jedno, ani drugie nie było proste.

– Może mnie chociaż przytulisz, zanim sobie pójdziesz? – poprosił Jonas, wsuwając portfel z powrotem do kieszeni.

Wilma szybko podeszła i przytuliła się do ojca. Potem cofnęła się o kilka kroków i spytała podejrzanie nonszalanckim tonem:

– Wystarczy, jeśli będę w domu o drugiej?

Jonas zmarszczył czoło.

– Umawialiśmy się przecież, że masz wrócić o dwunastej. Wiesz, że twoja mama i ja jesteśmy co do tego zgodni.

– Ale czy… jest przecież noc świętojańska. Wszyscy zostaną o wiele dłużej. Tylko ja jedna muszę wrócić wcześniej? To nie fair.

Nie ustępuj, pomyślała Nora, równocześnie ciesząc się, że nie musi toczyć tej walki. Miała aż nadto własnych utarczek z synami.

Czekała, co Jonas odpowie córce, i nie wtrącała się. Nawet Simon milczał, skupiony na ziemniaczkach.

– Tato, proszę…

Wilma przekrzywiła głowę i – o ile to możliwe – wyglądała jeszcze bardziej dziecinnie.

Jonas odsunął talerz.

– Umówmy się na pierwszą. Tylko ten jeden jedyny raz. Przez resztę lata nie chcę słyszeć o tym, że chciałabyś wrócić później.

Na twarzy Wilmy malowały się sprzeczne uczucia. Czy powinna dalej naciskać, ryzykując, że ojciec się rozzłości, czy też zadowolić się połowicznym zwycięstwem?

Powrót o pierwszej był lepszy niż nic. Podeszła do ojca tanecznym krokiem i powiedziała:

– Obiecuję. Dziękuję, tato. Jesteś najlepszy.

Przytuliła się do niego jeszcze raz. Tym razem szczerze. Jonas spróbował pogłaskać ją po włosach, ale zgrabnie mu się wywinęła.

W przelocie nawet Norę obdarzyła uśmiechem.

– No to cześć! Widzimy się jutro.

– Uważaj na siebie. Wzięłaś komórkę?

– Tak, tak, wzięłam – mruknęła zniecierpliwiona, bo myślami była już gdzie indziej.

– Pamiętaj, żeby była włączona – rzucił Jonas. – Musisz mi obiecać, że odbierzesz, kiedy zadzwonię.

Wilma stała w drzwiach. Nie odwróciła się.

– Okej, okej. Obiecuję. Przestań marudzić.

Wilma owinęła sobie Jonasa wokół palca. Nora westchnęła. Wydawało się jej, że z nią dziewczyna nie poradziłaby sobie tak łatwo. Chyba dobrze, że wciąż mieszkali osobno – ona z Adamem i Simonem w nowym mieszkaniu w Saltsjöbaden, Jonas z Wilmą w trzypokojowym apartamencie w mieście.

Tu w Sandhamn Jonas wynajmował stary dom Nory, z którego wyprowadziła się w zeszłym roku. Teraz razem z chłopcami mieszkała w willi Brandów, pięknym domu z przełomu stuleci, który odziedziczyła po swojej sąsiadce, cioci Signe. Dzięki temu, że zdecydowała się na wynajem, poznała Jonasa.

W ten weekend wyjątkowo mieszkali razem w willi Brandów, bo z powodu awarii u Jonasa nie było prądu. Miły elektryk z wyspy obiecał, że zajmie się tym następnego dnia.

Drzwi wejściowe trzasnęły. Wilma wyszła.

3

Wilma nawet nie zauważyła, że nie zamknęła za sobą furtki. Uśmiechnęła się, zadowolona.

Jej komórka zapiszczała.

Będziesz zaraz? Jestem już w porcie/Malena

Szybko wstukała odpowiedź.

Spoko idę/W

Zupełnie nie miała ochoty spędzać nocy świętojańskiej na Sandhamn z ojcem i Norą. Kiedy się jednak dowiedziała, że jej przyjaciółki z miasta zamierzają tu przyjechać, zaczęła z niecierpliwością wyczekiwać chwili wyjazdu mimo Nory i tych jej dzieciaków. Simon potrafił być nawet słodki, lubił, kiedy Wilma oglądała z nim kreskówki. Ale Adam był beznadziejny. Ślęczał tylko przy komputerze i grał w te swoje nudne gry – sam albo ze swoimi równie beznadziejnymi kumplami.

Tata i Nora byli jeszcze gorsi. Ciągle się obmacywali, kiedy wydawało im się, że nikt nie widzi. Wstrętne. Obrzydliwe. Dlaczego musiał ją poznać?

Telefon znów zapiszczał.

Masz coś?

Wilma z zadowoleniem poklepała swoją torbę. U Nory w piwnicy stało kilka kartonów z winem. Wilma odkryła je przypadkiem i wzięła dwie butelki z kartonu w samym kącie.

Przez cały tydzień zastanawiała się, co włożyć, i raz po raz przymierzała wszystkie ubrania. W końcu zdecydowała się na krótką spódniczkę z białego dżinsu i prosty top na ramiączkach. Chciała wyglądać elegancko, ale bez przesady.

W H&M-ie zobaczyła nowy tusz do rzęs, na który właściwie nie było jej stać. Kiedy nikt nie patrzył, wsunęła go do kieszeni. Wiedziała, że źle zrobiła, ale skoro niczego nie zauważyli, sami byli sobie winni.

Wilma zaczęła się zadawać z nową paczką podczas semestru wiosennego. W jej klasie wszyscy byli tacy dziecinni, non stop się wygłupiali. Chłopacy byli pryszczaci, głupawi i śmieszni – w jednej chwili mówili niskim głosem, w następnej falsetem.

Jej nowi przyjaciele byli o wiele bardziej interesujący. Zwłaszcza Mattias, brat przyrodni jej przyjaciółki Maleny, która chodziła do równoległej klasy. Między rodzeństwem było dwa i pół roku różnicy. Mattias chodził do gimnazjum w centrum miasta.

Brat Maleny był wysoki, miał ciemną karnację i włosy do ramion. Zazwyczaj wsuwał je za uszy, tak by końcówki się zawijały. Wilma marzyła, żeby ich dotknąć. Mattias ubierał się elegancko w postarzane dżinsy i zamszowe mokasyny, na szyi nosił srebrny łańcuszek. Był o wiele przystojniejszy niż chłopaki z jej klasy w tych swoich brzydkich bluzach z kapturami i tenisówkach. Przypominali jej przebrane stado małp.

Wilma niemal natychmiast zakochała się w Mattiasie. Na razie wyglądało na to, że on nic nie zauważył. Prawie z nią nie rozmawiał, choć za każdym razem, gdy się pojawiał, usiłowała zwrócić na siebie jego uwagę.

Po każdym takim spotkaniu Wilma potrafiła siedzieć godzinami i rozpamiętywać każde jego słowo. Analizowała zdanie po zdaniu i sposób, w jaki je wypowiadał, jak na nią patrzył, gdy coś mówił.

Wiedziała, że nie jej jednej podoba się Mattias. Ciągle kręciły się wokół niego inne dziewczyny, jego komórka nieustannie piszczała. Od czasu do czasu wybuchał głośnym śmiechem i pokazywał innym chłopakom jakiś SMS. Czasem rzucał też przy tym jakiś ironiczny komentarz.

Wilma oblizała usta, by sprawdzić, czy wciąż jest na nich błyszczyk. Nazywał się Spring Blossom i był różowopomarańczowy. Błyszczyk również zwędziła w H&M-ie. Uważała, że dzięki niemu wygląda na starszą i bardziej doświadczoną.

Dziś wieczorem Mattias zwróci na nią uwagę. Wilma czuła to w całym ciele. Dziś wieczorem zrozumie, że nie jest już taka mała, że nie jest jakąś smarkulą, z którą włóczy się jego młodsza siostra.

Butelki wina w torbie to jej przepustka do innego życia. Mattias zrozumie, że Wilma nadaje na tych samych falach i że potrafi być częścią paczki.

Była gotowa zrobić wszystko, byle tylko z nim być.

– Napijemy się kawy przy pomoście? – spytała Nora, spoglądając na Jonasa.

Choć dochodziła ósma wieczorem, słońce wciąż stało wysoko. Od dawna w noc świętojańską nie było tak pięknej pogody i ciepło zdawało się cudowne po długiej, ciemnej zimie.

Jonas przyciągnął ją do siebie. Całował jej włosy i mruczał:

– Zostaliśmy sami w domu.

Nora wtuliła się w niego, delektując się jego bliskością.

– Chłopcy są u kolegów, Wilma wróci o pierwszej – wyszeptał jej do ucha Jonas.

Kącik jego ust uniósł się w uśmiechu. Nora od razu zareagowała na to zaproszenie. Poczuła ciepło poniżej pępka i łaskotanie w całym ciele. Pocałowała Jonasa, ale prawie natychmiast znieruchomiała.

– A co, jeśli Adam i Simon wrócą? Sytuacja będzie wyjątkowo głupia.

Wywinęła się z objęć Jonasa, udając, że nie widzi rozczarowania w jego oczach.

– Później będziemy mieli dużo czasu – dodała.

Pochyliła się, by wyjąć tacę z dolnej szafki. Postawiła na niej dwa kubki, cukier i dzbanuszek z mlekiem.

– Chcesz coś jeszcze? – spytała. – Może trochę koniaku z okazji nocy świętojańskiej?

Nie wydawał się urażony. Wciąż się uśmiechał w taki sposób, że niemal była gotowa mu ulec. Przez chwilę przyglądała mu się, gdy tak stał oparty o kuchenny blat, w dżinsach, zielonym T-shircie i żeglarskich butach na gołych stopach. Myśl o chłopcach ją powstrzymała.

– Wystarczy mi kawa – zapewnił Jonas. – Jeśli ty masz na coś ochotę, nie krępuj się.

Nora się zastanowiła. Ma ochotę na koniak czy może na coś innego?

Jednak koniak. Do kolacji wypili butelkę czerwonego wina, do kawy przydałoby się coś mocniejszego. Wyjęła butelkę armaniaku i nalała odrobinę do kieliszka. Potem wzięła tacę, przeszła przez przeszkloną werandę i ruszyła po długich schodach prowadzących nad wodę.

Działka wciąż była skąpana w słońcu, z sąsiedniego domu dobiegały wesołe śmiechy. Przy pomoście sąsiadów zacumowano kilka żaglówek. W ogrodzie stał długi stół, w powietrzu wciąż unosił się zapach grillowanych potraw. Kawałek dalej śpiewano jakąś piosenkę biesiadną, która zakończyła się donośnym „na zdrowie!”.

Uśmiechnęła się, słysząc brzęk kieliszków. To była taka typowa noc świętojańska w Sandhamn: wszyscy siedzieli na powietrzu przy dobrym jedzeniu i piciu.

Postawiła tacę na białym drewnianym stoliku. Gdy Jonas odkręcał termos, wzięła z niej kubki i tabliczkę ciemnej czekolady, którą połamała na kawałki.

Nad ich głowami zaświergotały ptaki. Gdy spojrzała w górę, zobaczyła stado jaskółek. Latały wysoko, co było oznaką wyżu. Ciepło powinno się utrzymać co najmniej przez kilka następnych dni.

Nora z zadowoleniem opadła na krzesło i sięgnęła po filiżankę z kawą. To niemal zbyt piękne, żeby było prawdziwe, pomyślała.

4

Elin leżała na plecach, zaciskała maleńkie usteczka na smoczku, który poruszał się w rytm jej oddechu. Drobne paluszki, które wcześniej ze złością zaciskała w piąstki, spoczywały teraz na cienkiej kołderce. W kącie dziecięcego łóżeczka leżał pluszowy miś, nad poduszką wisiał pręt z kolorowymi motylkami.

Inspektor policji kryminalnej Thomas Andreasson stał przy białym łóżeczku w domku letniskowym na Harö i przyglądał się swojej córeczce. Przez zasłony, które powiesili ze względu na nią, sączyła się wąska smuga światła. To wystarczało, by mógł rozróżniać jej drobne rysy. Brwi miała tak jasne, że zdawały się prawie niewidoczne, włoski lekko kręcone.

Dotknął ostrożnie delikatnej rączki. Paznokcie były małe i różowe, nie do pojęcia, jak małe w porównaniu z jego własnymi. Brzuszek dziecka unosił się regularnie i Thomas poczuł rozluźnienie.

Jego córeczka spała i miała się dobrze.

Gdy jej starsza siostra Emily zmarła w wieku trzech miesięcy, ból po stracie był tak ogromny, że niemal się poddał. Utrata dziecka sprawiła, że jego małżeństwo z Pernillą się rozpadło. Odsunęła ich od siebie rozpacz, z którą nie potrafili sobie poradzić, i dopiero w zeszłym roku ponownie się odnaleźli.

To Pernilla odezwała się do niego pierwsza i chciała się z nim spotkać. Thomas się wahał; bał się rozdrapywać zabliźnione rany. Ale gdy znów ją zobaczył, przypomniały mu się tylko piękne chwile: letni wieczór w Sztokholmie, gdy się w sobie zakochali, uśmiech Pernilli podczas ich ślubu w kościele w Djurö, szczęście, gdy urodziła się Emily. Było tak, jakby nigdy się nie rozstali.

Dostali nową szansę. Pernilla ponad rok temu pomogła mu dojść do siebie po tym, jak niemal stracił życie na lodzie w pobliżu Sandhamn. Popadł wówczas w odrętwienie. Życie wydawało mu się jałowe, nie miał nawet pewności, czy zostanie w policji. Atmosfera w wydziale śledczym przytłaczała go, wszędzie piętrzyły się papiery, brakowało pieniędzy nawet na rutynowe działania.

Potem pojawiły się wyrzuty sumienia i zwątpienie we własne możliwości.

Gdyby jednak przestał być policjantem, kim by wtedy był?

Wielka zmiana nadeszła wraz z pojawieniem się Elin. Świadomość, że znów będzie ojcem, osłabiła duszący uścisk depresji. W marcu, gdy się urodziła, przebudził się z długiego letargu, jakby ktoś starł cienką warstewkę kurzu z okna i szyba znów stała się przejrzysta.

Niedługo Elin będzie w takim wieku, w jakim była Emily tamtej nocy, gdy zmarła we śnie.

Do końca życia będzie w sobie nosił obraz martwego ciała córeczki z tamtego ranka. Ani on, ani Pernilla nie mogli temu zapobiec.

– Thomas, gdzie się podziewasz? – dobiegał z werandy głos Pernilli. – Kawa stygnie.

Thomas zauważył, że mimowolnie mocniej zacisnął dłoń na ramie łóżeczka. Siłą woli rozluźnił palce i ostrożnie pogłaskał Elin po mięciutkim policzku. Zakwiliła cicho. Smoczek wysunął jej się z buzi, więc szybko wsunął go z powrotem między malutkie wargi.

Spojrzał jeszcze raz i poszedł do Pernilli.

5

Adrian Karlsson poprawił ciężki pas, przy którym na biodrze wisiały radio policyjne, pałka i służbowa broń. Sam pas ważył ponad pięć kilogramów, sprzęt i ubrania ważyły razem ponad piętnaście.

Gdy po raz pierwszy go zapinał, niemal ugiął się pod tym ciężarem, teraz doceniał pewność, że ma w zasięgu ręki wszystko, czego potrzebuje. Jednak dziś całe to wyposażenie sprawiało, że jeszcze bardziej się pocił pod granatowym mundurem.

Nie po raz pierwszy wysłano go do Sandhamn na noc świętojańską, ale nigdy nie trafił na tak piękną pogodę. Choć był dopiero dwudziesty pierwszy czerwca, wydawało się, że jest pełnia lata. Po kilku godzinach Adrian miał przepocony podkoszulek i mokre plecy, a krótko ostrzyżone brązowe włosy mocno wilgotne.

Stał ze swoją koleżanką Anną Miller na nadmorskim deptaku przed szeregiem rdzawoczerwonych sklepików. Minęła ósma wieczorem; byli na służbie od dziesiątej rano. Zdążyli jedynie zjeść szybki lunch, późnym popołudniem napili się tylko kawy w ośrodku kontaktowym policji, który mieli do dyspozycji na czas całego długiego weekendu.

Anna była podoficerem policji i zaledwie kilka lat temu ukończyła wyższą szkołę policyjną. Miała dwadzieścia siedem lat, o pięć mniej niż Adrian. On mierzył metr osiemdziesiąt pięć wzrostu; Anna była prawie o dwadzieścia centymetrów niższa. O jej koreańskim pochodzeniu świadczyły wąskie oczy i proste jak drut czarne włosy, które związała w kucyk.

Mimo młodego wieku szybko się odnalazła w pracy w policji. Pogodnie przyjmowała docinki, potrafiła rozbroić uśmiechem nawet agresywnych zatrzymanych.

Za każdym razem, gdy zauważali kogoś, kto trzymał w ręce otwartą butelkę, upominali go, by wylał zawartość. W noc świętojańską picie alkoholu w miejscach publicznych było w Sandhamn zakazane. Adrian i Anna mówili uprzejmie, ale jasno: Musisz wylać wszystko. Już.

W czasie tej służby natrafiali nawet na trzynasto- i czternastolatków. Widok zataczających się dzieciaków mocno ich przygnębiał.

Z jakiegoś powodu wśród sztokholmskiej młodzieży stało się niemal tradycją, by na noc świętojańską wybierać się na szkiery. Ta wizyta miała tylko jeden cel: upicie się do nieprzytomności na pokładzie łodzi albo w jakimś innym miejscu na wyspie.

W wigilię Dnia Świętego Jana wybierano się na Möję, w północnej części szkierów. W Dniu Świętego Jana wyruszano na południe, do Sandhamn. Niczym chmara szarańczy.

To był na wyspie najgorszy dzień w roku.

Dudniące dźwięki muzyki pop niosły się z portu aż do pomostu Nory. Od wczesnego popołudnia wartkim strumieniem cieśniną zmierzały do Sandhamn łodzie motorowe, w większości pełne młodych ludzi. Za każdym razem, gdy Nora podnosiła wzrok znad książki, miała wrażenie, że zbliża się jeszcze więcej motorówek.

Oby tylko nie doszło do żadnej awantury. W zeszłym roku wywiązała się poważna bójka i młody chłopak z przebitym płucem został przetransportowany helikopterem do szpitala. Udało się udzielić mu pomocy w ostatniej chwili.

Przed oczami Nory pojawiła się Wilma. Dziewczyna chyba będzie potrafiła o siebie zadbać? Wyszła tylko w cienkiej bluzeczce na ramiączkach. Jej kurtka wisiała na wieszaku w przedpokoju.

Jonas odezwał się, jakby czytał w jej myślach:

– Myślisz, że za łatwo ustępuję Wilmie?

Nora uniosła do ust kubek, zwlekała z odpowiedzią. Starannie dobierała słowa, by nie zepsuć miłego nastroju.

– Dajesz jej dużo przestrzeni – stwierdziła w końcu.

– Chcesz powiedzieć, że ją rozpuszczam?

Jonas opadł na oparcie krzesła i uśmiechnął się słabo, jakby zdawał sobie sprawę, że nie jest wystarczająco stanowczy wobec córki.

– Taaak. Można tak chyba powiedzieć.

Umilkła i jej spojrzenie powędrowało w stronę wody. Słońce chyliło się w stronę Harö i za parę godzin zniknie za lasem. Kilka mew krążyło nad pomostami, szukając czegoś do jedzenia. Od strony działki sąsiadów rozległo się kolejne gromkie „na zdrowie!”.

– Wilma dokładnie wie, jakie guziki naciskać, żeby dostać to, czego chce. Jest dość… – Nora szukała właściwego słowa – …dość dojrzała jak na swój wiek.

Mogła powiedzieć „wyzywająca”, ale nie chciała, żeby zabrzmiało to dosadnie. Potem przypomniała sobie, że nie rozmawia przecież z Henrikiem, swoim byłym mężem, któremu tak szybko zmieniał się humor. Z Jonasem rozmawiało się łatwiej. Uświadomiła sobie, że mimowolnie się spięła, zanim otworzyła usta. Trudno było zerwać ze starymi nawykami.

Jonas przerwał jej rozmyślania:

– Oczywiście masz rację, ale trzymanie jej ciągle w ryzach wcale nie jest łatwe. Zwłaszcza teraz.

Pochylił się ku Norze, ujął jej dłoń i odwrócił wnętrzem do góry. Palcem zaczął delikatnie głaskać przecinające je linie. Jego skóra była miękka w dotyku.

– Musimy dać jej czas, by się przyzwyczaiła. Teraz, gdy stałaś się częścią mojego życia, wiele rzeczy jest dla niej nowych.

Nora przyglądała się Jonasowi w wieczornym słońcu. W jego brązowych oczach w ciepłym świetle pojawiały się zielone refleksy. Brązowe włosy, dłuższe na karku, lśniły. Twarz wyrażała otwartość, nie było w nim nic skomplikowanego. Z początku martwiło ją, że Jonas jest o siedem lat młodszy od niej – wkrótce miała skończyć czterdzieści jeden lat. Teraz niezbyt często o tym myślała.

Jego delikatny dotyk sprawił, że poczuła łaskotanie w brzuchu. Dlaczego tak się upierała, żeby wypili kawę? Nadarzyła się wspaniała okazja, ale ona zawsze musiała być taka beznadziejnie porządna.

Gdy ma się w domu troje dzieci, trzeba korzystać z nadarzających się okazji.

– To dla niej ogromna zmiana – ciągnął Jonas.

– Dla moich chłopców też. – Nora zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to ostrzej, niż zamierzała. Dodała łagodniej: – Wszyscy potrzebują trochę czasu, rozumiem doskonale. Ten rok pod wieloma względami był przełomowy. Ale to dobrze, że mamy mniej więcej zbliżone poglądy na pewne sprawy związane z dziećmi.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

Jonas ostrożnie ułożył dłoń Nory na jej kolanach i odchylił się na krześle. Nora pragnęła być z nim szczera, nie raniąc go przy tym. Niełatwo było z „moimi dziećmi” i „twoim dzieckiem”, minionej zimy musiała to zrozumieć.

– Adam jest tylko o rok młodszy od Wilmy – powiedziała po chwili milczenia. – Niedługo on też zacznie marudzić, żebym pozwoliła mu wychodzić wieczorami. Nie chciałabym, żeby wracał o pierwszej w nocy. Jest na to o wiele za młody, a ja nie mogłabym spać z nerwów.

Jonas milczał, więc mówiła dalej:

– Po prostu nie chciałabym, żebyśmy wysyłali dzieciom sprzeczne sygnały.

Jonas się wyprostował. Znikła beztroska, która malowała się na jego twarzy jeszcze kilka minut temu, jakby nagle ogarnął go niepokój. Nora żałowała, że zaczęli o tym rozmawiać.

W pobliżu pomostu z dużą prędkością przemknęła motorówka. Wpłynęła w cieśninę, nie przejmując się ograniczeniami prędkości do pięciu węzłów. Mały jachcik niemal przewrócił się od wywołanej tym fali. Przechylił się i samotny żeglarz miał pełne ręce roboty z kontrowaniem fal. Zdawało się, że krzyknął coś ze złością za sterującym motorówką.

Jonas oderwał wzrok od żeglarza, wyjął z kieszeni komórkę i włączył ją. Na wyświetlaczu pojawiła się twarz Wilmy, opalonej i uśmiechniętej. Jasne włosy opadały miękkimi falami na ramiona, lekko mrużyła oczy, patrząc pod słońce.

– Masz rację – stwierdził niespodziewanie Jonas. – Nie powinienem był jej mówić, że może wrócić tak późno.

Wcisnął przycisk, zdjęcie Wilmy zniknęło. Włożył komórkę na miejsce. Potem uśmiechnął się pojednawczo, niemal psotnie, jak mały chłopczyk, którego przyłapano na jakimś wybryku.

– Poprawię się, obiecuję.

Mrugnął i znów wziął dłoń Nory w swoje dłonie. Delikatnie przysunął ją do ust i pocałował. Poczuła jego gorący oddech na opuszkach palców.

– Jesteś zupełnie pewna, że chcesz teraz pić kawę?

6

Adrian stał z Anną na deptaku nadmorskim i rozglądał się po okolicy. Na prawo, na wielkim pomoście przed hotelem żeglarskim, stała duża grupa ludzi z kieliszkami w rękach. Ponad pół godziny temu zgodnie z tradycją rozległ się wystrzał z pistoletu sygnalizujący, że należy opuścić flagę. Robiono to dokładnie o godzinie dziewiątej wieczorem.

Temperatura nie spadała. Adrian tęsknił za chłodnym prysznicem, ale do końca zmiany pozostało jeszcze wiele godzin.

W ich stronę zbliżała się jakaś para w średnim wieku z psem na smyczy.

– Przepraszam bardzo – odezwała się jasnowłosa, krótko ostrzyżona kobieta.

W jej oczach otoczonych delikatną siateczką zmarszczek widać było troskę. Mężczyzna, z wyglądu jej rówieśnik, uparcie patrzył w jeden punkt.

– Tak? – spytał z ociąganiem Adrian.

– Widzi pan dziewczynę tam dalej? – zapytała kobieta, wskazując miejsce, na które patrzył mężczyzna. – Chyba źle się czuje. Trochę się o nią niepokoimy.

Adrian przeszukał wzrokiem tłum. I wtedy zrozumiał, co miała na myśli.

Młoda dziewczyna w różowej bluzce opadła na kolana przy długim drewnianym pomoście. Kucnęła, obejmując rękoma szczupłe ciało.

– Może powinni państwo sprawdzić, co się z nią dzieje – ciągnęła kobieta. – Wpadliśmy na nią jakąś godzinę temu i zapytaliśmy, jak się czuje. Wtedy po prostu uciekła. Przed chwilą znów się na nią natknęliśmy. Spacerowaliśmy z Tequilą. – Wskazała na pięknego golden retrievera, który szarpał smycz. Kobieta ze sporym wysiłkiem trzymała go w miejscu. – Siad, Tequila. Siad! – poleciła surowym tonem.

Po kilku kolejnych upomnieniach pies grzecznie usiadł obok niej.

– Dobry piesek – pochwaliła. – Jesteś taka ładna i mądra.

Adrian przyglądał się dziewczynie w promieniach wieczornego słońca.

Coś przykuło jego uwagę. Sprawiała wrażenie, jakby znajdowała się w przezroczystej bańce, odcięta od otoczenia. Adrian wystarczająco często widywał ludzi pod wpływem alkoholu i narkotyków, by rozpoznawać takie objawy.

Mimo tłumu wokół nikt się nią nie przejmował, żadni znajomi ani chłopak.

Była zupełnie sama.

– Przyjrzymy się jej – zapewnił starszą parę. – Dziękujemy za informację.

– Mam nadzieję, że to nic takiego – odparła sympatyczna kobieta. – Dziewczyna wygląda na młodą. – Poklepała psa. – Mam synów w jej wieku. Nie chcielibyśmy, żeby stało się coś złego; zwłaszcza w taki wieczór jak ten.

Adrian kiwnął głową do Anny i ruszyli w stronę dziewczyny. Gdy byli zaledwie kilka metrów od niej, osunęła się na ziemię. To był powolny, niemal nierzeczywisty ruch, jak na filmie w zwolnionym tempie. Straciła jakąkolwiek kontrolę nad swoim ciałem i przewróciła się na bok.

Jakiś pijany chłopak potknął się o jej stopę, ale nawet się nie zatrzymał.

Dziewczyna leżała tuż przy drewnianym pomoście, z lewym policzkiem wciśniętym w piasek. Jasne włosy rozsypały się wokół głowy jak zniszczona aureola.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: