Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gra o wszystko - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
20 czerwca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Gra o wszystko - ebook

Dziesiąta część cyklu hippicznego dla młodszych nastolatek, którego akcja rozgrywa się w malowniczej i tajemniczej Szkocji.

Rodzina Mandersów zmęczona życiem w dużym mieście przenosi się w oddalone od cywilizacji górzyste rejony Szkocji – do niewielkiej wioski Finmory. Główna bohaterka Jinny jest kochającą zwierzęta niepokorną nastolatką. 

Nieoczekiwanie wyjaśnia się tajemnica pochodzenia pięknej kasztanowej arabki. Jinny otrzymuje list od właścicielki odległej stadniny. Kobieta podejrzewa, że Shanti to wykradziona jej przed laty klacz. Groźba utraty ukochanego konia jest coraz bardziej realna…  Mimo to Jinny mobilizuje się i bierze udział w prestiżowym konkursie skoków. Zyskuje również nową przyjaciółkę, ale czy uda się jej zatrzymać Shanti?

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5283-1
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

esienne słońce zeszło nisko nad horyzont i zalało taflę wody kaskadą pomarańczowych refleksów. Jinny Manders balansowała z wprawą na grzbiecie kasztanowej arabskiej klaczy, która właśnie stanęła dęba.

– Spokojnie, Shanti – szepnęła dziewczynka, czując, jak klacz tańczy na tylnych nogach i spina się do galopu. – Jeszcze chwilę.

Jinny siedziała pewnie w siodle i trzymała lekko wodze, ciągnąc jedynie nieznacznie za wędzidło. Miała wrażenie, że wodze są przedłużeniem jej dłoni. Dzięki nim panowała nad niespożytą energią arabki.

– Spokojnie – szepnęła znowu i w końcu poluźniła chwyt.

Przez ułamek sekundy Shanti napinała mięśnie, tak jakby przed wypuszczeniem strzały naciągała cięciwę, a następnie rzuciła się galopem przed siebie. Z wyciągniętą szyją i rozwianą grzywą zadudniła kopytami po wilgotnym piasku. Pod lśniącą, kasztanową skórą klaczy prężyły się mięśnie, jej ciemne oczy błyszczały, a chrapy rozdymały się w ekstazie szalonego pędu. Jinny pochyliła się nisko, obejmując rękami szyję arabki. Długie, rude włosy powiewały na wietrze spod toczka, a kościste kolana przylegały ściśle do siodła.

– Szybciej! – krzyczała. – Dalej, Shanti! Szybciej!

Ledwie słowa dziewczynki ucichły, klacz przyspieszyła. Teraz gnała niczym wiatr, a w jej szalonym pędzie niebo, plaża i morze zlewały się w jedno. Jedynie ostry krzyk kołujących nad nimi mew przebijał się przez świst powietrza.

To wszystko jednak nie wystarczyło, by rozpędzić czarne myśli, które niczym stado wron osiadły na ramionach Jinny, szepcząc jej do ucha: „Jutro zaczyna się szkoła! Jutro zaczyna się szkoła!”.

Gdy dotarły do najdalszego krańca zatoki, dziewczynka wstrzymała kasztankę i zwolniła do sprężystego kłusa.

„Gdzie teraz?”, zdawała się pytać arabka, zarzucając głową i gryząc niecierpliwie wędzidło.

Jinny bez wahania skierowała się na trakt dla owiec, który piął się w górę wrzosowiska, od strony gospodarstwa pana MacKenzie. Zwykle jechały tą drogą bardzo ostrożnie i dziewczynka popuszczała wodze, by klacz, idąc pomiędzy wyrastającymi z piasku głazami, mogła sama ocenić, gdzie najbezpieczniej postawić kopyta. Dzisiaj jednak, nie zważając na nic, Jinny poganiała arabkę do dalszego biegu, napawając się jej szybkością i siłą.

Nawet gdy Shanti potknęła się i o mały włos nie omsknęła jej się noga, dziewczynka nie zwolniła. Nie przejęła się, właśnie tego dziś potrzebowała – ryzyka i niebezpieczeństwa, które wciągnęłyby ją na tyle, by zapomniała o czekającym ją nazajutrz powrocie do szkoły i o perspektywie długich, nużących tygodni w szkolnej ławce. Bożonarodzeniowa przerwa świąteczna wydawała się tak odległa, że aż niemal nierealna.

– Jesteś w świetnej formie – pochwaliła arabkę, gdy wyjechały traktem na otwartą przestrzeń wrzosowiska. – Mogłabyś startować w przełajowych wyścigach konnych i nie sprawiłyby ci one żadnego problemu. W konkursie potęgi skoków zajęłabyś najwyższe miejsce. To byłoby coś! Zamiast tej nudnej jak flaki z olejem szkoły. Jak ja nienawidzę tam chodzić!

W dole srebrzyła się zatoka, a piaszczystą plażę otaczały z obu stron skalne urwiska. W oddali na wrzosowiskach można było dostrzec gospodarstwo pana MacKenzie, a niedaleko za nim, bliżej zatoki, znajdowało się Finmory, posiadłość, w której mieszkała Jinny. Okna domu z szarego kamienia wyglądały na ogród i przylegającą do niego łąkę, na której wieczorami pasła się Shanti, a w dalszej perspektywie widać było zatokę. Z drugiej strony domu surowy krajobraz wrzosowisk rozciągał się aż do skalistych wzgórz, które majaczyły w oddali na tle nieba. Miejsce to było dla Jinny całym światem. Kochała te wzgórza, wrzosowiska, morze i nie pragnęła niczego więcej. Chciała przez całe życie mieszkać z rodziną w Finmory, galopować na Shanti, rysować i malować.

Zaledwie dwa lata wcześniej rodzina Mandersów – mama, tata, najstarsza szesnastoletnia Petra, Jinny oraz ich najmłodszy jedenastoletni brat Mike – mieszkali w Stopton – mieście niekończących się korków ulicznych, w którym próżno było szukać ciszy i spokoju. Pan Manders pracował jako kurator sądowy, aż w końcu doszedł do wniosku, że ma dosyć obezwładniającego poczucia bezradności i postanowił zarabiać na życie jako garncarz. Zakupił wtedy posiadłość w Finmory i cała rodzina przeniosła się do północno-zachodniej Szkocji.

Petra uczęszczała do szkoły z internatem w Duninver, natomiast Jinny uczyła się w gimnazjum w Inwerburgu. Codziennie rano dojeżdżała na Shanti do leżącej najbliżej Finmory wioski Glenbost, zostawiała tam klacz, a sama przesiadała się do szkolnego autobusu. Mike do ubiegłego roku chodził do szkoły podstawowej w Glenbost. Jeździł tam na Jeżynku, karym kucyku wypożyczonym ze stadniny panny Tuke, który zostawał na czas lekcji na tej samej łące przy sklepie, co Shanti. W tym roku najmłodszy z Mandersów również miał zacząć naukę w gimnazjum w Inwerburgu, a to oznaczało, że w drodze do szkoły Jinny w końcu będzie miała towarzysza.

– Nuda, nuda, nuda! – powiedziała dziewczynka głośno na nagłe wspomnienie szkoły.

Gdzieś z tyłu głowy kołatała jej się jeszcze jedna, niesprecyzowana do końca myśl, która sprawiała, że perspektywa rozpoczęcia roku szkolnego była jeszcze bardziej nieprzyjemna. Chodziło o coś, co wydarzyło się pod koniec ubiegłego semestru. Wtedy się nie przejęła, bo przecież za chwilę zaczynały się wakacje i początek września wydawał się bardzo odległy. Teraz zaś nie mogła przypomnieć sobie, o co chodziło, miała jednak przeczucie, że czekają ją nieprzyjemności.

– Przydałoby się sprawdzić łąkę dla ciebie – powiedziała do Shanti, po czym ścisnęła boki klaczy kolanami i pojechała kłusem w kierunku Glenbost. W wiosce znajdowały się sklep pani Simpson, dwa kościoły, warsztat samochodowy oraz szkoła podstawowa, otoczona kilkunastoma zagrodami.

Z każdą chwilą nastrój Jinny się pogarszał. Był jak ciemna, mokra i zimna płachta, która otulała szczelnie jej ciało, nie dając dostępu promieniom słońca.

– Przynajmniej nie mieszkam już w Stopton – pocieszała się dziewczynka. – A tam przecież również musiałabym wrócić do szkoły.

Shanti nagle prychnęła i uskoczyła gwałtownie na widok podnoszącej się do lotu siwej wrony, po czym ruszyła cwałem przed siebie.

– Piękny mamy dzisiaj dzień! – zawołała z progu sklepu pani Simpson.

– Jutro zaczyna się szkoła – odparła grobowym głosem Jinny.

– Wstydziłabyś się tak narzekać. Kiedy byłam w twoim wieku, zamiast chodzić do szkoły, musiałam przez całe dnie szorować na kolanach podłogi dla jaśniepaństwa.

– Tego też bym nie lubiła – zgodziła się Jinny.

– Nie wątpię, kochaniutka, nie wątpię.

– Ale tak czy siak, szkoła jest okropna.

– Powinnaś się cieszyć, że możesz się uczyć. I to w dodatku za darmo, nawet za książki nie musicie płacić złamanego grosza! W dzisiejszych czasach wszystko macie podane na tacy.

Na wzmiankę o podręcznikach dziewczynka poczuła się nieswojo, kołacząca się z tyłu głowy niesprecyzowana myśl nie dawała jej spokoju, chociaż wciąż nie mogła sobie przypomnieć, o co chodziło.

– Twój brat też zaczyna w tym roku gimnazjum, prawda?

– Już nie może się doczekać. Nie wie jeszcze, czym to pachnie.

– Zawsze wiedziałam, że on ma więcej oleju w głowie niż ty – rzuciła uszczypliwie pani Simpson.

– I pewnie ma pani rację – zgodziła się chętnie Jinny. Mike spędził całe wakacje, pomagając panu MacKenzie w gospodarstwie. Uczył się jeździć traktorem, doić krowy i wypasać owce z psem pasterskim sąsiada, Betsy. – Jak dorośnie, chce zostać farmerem.

– Rozsądny chłopak. Ty też mogłabyś w końcu zmądrzeć. Pora już wyrosnąć z tych twoich głupot.

– Mam już w końcu trzynaście lat – przytaknęła Jinny. – Emerytura zbliża się wielkimi krokami. Myślę, że mogłabym w przyszłości stanąć za ladą. To musi być bardzo ciekawe zajęcie.

– Zejdź mi z oczu – mruknęła zirytowana sprzedawczyni.

– Muszę sprawdzić łąkę dla Shanti – odparła dziewczynka, ruszając przed siebie.

– Miło będzie mieć znowu towarzystwo. Lubię zaglądać do koni w ciągu dnia. Te stworzenia mają często więcej rozumu niż ich właściciele! – zawołała jeszcze za nią pani Simpson.

– Będzie ci przyjemniej, bo nie musisz już czekać tu na mnie wieczorem sama jak palec – mówiła Jinny do klaczy, spacerując z nią wokół łąki. Sprawdziła dokładnie, czy ogrodzenie nie jest uszkodzone i czy w trawie nie leżą odłamki szkła lub kawałki ostrego drutu. – Teraz, kiedy Mike pójdzie do tej samej szkoły, będziemy mogli wracać razem. Przynajmniej wtedy, kiedy nie będę musiała za karę zostać po lekcjach.

Przez głowę znowu przemknęła jej mglista myśl, że powinna przypomnieć sobie, co wydarzyło się pod koniec ubiegłego semestru.

Dziewczynce udało się znaleźć dwie puste butelki po lemoniadzie, ogrodzenie jednak stało nienaruszone, a zadaszona wiata, pod którą konie mogły się schronić w razie deszczu, również była w dobrym stanie.

Jinny zamykała właśnie za sobą bramę i miała zamiar dosiąść Shanti, gdy zza ogrodzenia wyłonił się pan Simpson. Klacz uskoczyła w popłochu z wysoko uniesionym ogonem.

– Widzę, że nic a nic się nie poprawiła – stwierdził mąż sprzedawczyni. Odstawił na ziemię pudło, które niósł, i przyglądał się, jak dziewczynka usiłuje uspokoić arabkę. – Prawdziwa z niej dzikuska.

– Wcale nie! – zawołała Jinny. – To pan wyrósł jak spod ziemi, każdy koń by się spłoszył. Shanti zachowuje się o wiele lepiej niż na początku.

– No, może rzeczywiście odrobinę lepiej. Zdaje się, że kiedy Jock MacKenzie wykupił ją z cyrku, z mety uciekła mu na wrzosowiska.

– No więc sam pan widzi – mruknęła dziewczynka.

– A właśnie, mój brat opowiadał mi ostatnio coś ciekawego. Mieszka na wschodnim wybrzeżu, kilka tygodni temu wydarzył się tam paskudny wypadek. Rozbił się wóz cyrkowy i kierowcę musieli zabrać do szpitala.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: