Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hanns i Rudolf. Niemiecki Żyd poluje na komendanta Auschwitz - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
10 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Hanns i Rudolf. Niemiecki Żyd poluje na komendanta Auschwitz - ebook

Hanns i Rudolf autorstwa Thomasa Hardinga to oparta na faktach opowieść o tym, jak brytyjski żołnierz żydowskiego pochodzenia tropi, pojmuje i stawia przed sądem uciekającego przed wymiarem sprawiedliwości Rudolfa Hössa, komendanta niemieckiego obozu Auschwitz.

To opowieść o losach ludzi, którzy tylko z powodu swojego pochodzenia zostali skazani na okrutną śmierć. Hanns, podobnie jak wielu Żydów w latach 30. ubiegłego wieku, wraz z rodziną zmuszony jest uciekać przed prześladowaniem faszystów. Później walczy w armii brytyjskiej, a w maju 1945 roku, z racji znajomości języka niemieckiego, zostaje przydzielony do zespołu dochodzeniowego ds. zbrodni wojennych. Wtedy też drogi obu bohaterów krzyżują się.

To wstrząsająca historia ukazująca moralny upadek Rudolfa Hössa, zdolnego do przeprowadzenia potwornych, masowych mordów, inicjatora przerażających praktyk, powodujących niewyobrażalne ludzkie cierpienie. Hanns i Rudolf to ogromny kontrast dostatniego, sielankowego życia rodziny komendanta ukazany na tle tragicznego losu więźniów po drugiej stronie muru.

Spis treści

Mapy

Uwaga od autora

Prolog

1. Rudolf, Baden-Baden, Niemcy 1901

2. Hanns, Berlin, Niemcy 1917

3. Rudolf, Berlin, Niemcy 1918

4. Hanns, Berlin, Niemcy 1928

5. Rudolf, Berlin, Niemcy 1928

6. Hanns, Berlin, Niemcy 1933

7. Rudolf, Oświęcim, Górny Śląsk 1939

8. Hanns, Londyn, Anglia 1939

9. Rudolf, Oświęcim, Górny Śląsk 1942

10. Hanns, Normandia, Francja 1945

11. Rudolf, Berlin, Niemcy 1943

12. Hanns, Bruksela, Belgia 1945

13. Rudolf, Berlin, Niemcy 1945

14. Hanns, Bergen-Belsen, Niemcy 1945

15. Hanns i Rudolf, Gottrupel i Bergen-Belsen, Niemcy 1946

16. Hanns i Rudolf, Gottrupel, Niemcy 1946

17. Hanns i Rudolf, Bergen-Belsen i Norymberga, Niemcy 1946

Epilog

Postscriptum

Podziękowania

Drzewa genealogiczne

Źródła badań

 

Bibliografia

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-89981-26-4
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

UWAGA OD AUTORA

Nazwisko komendanta obozu Auschwitz można zapisać na kilka sposobów. Sam komendant stosował formę: „Rudolf Höß”. Pojawia się w niej litera „ß”, co potwierdza dziedzictwo Hößa jako mieszkańca Szwabii. Bardziej popularny, angielski sposób pisowni, to „Rudolf Hoess”. Jednak komendant nigdy tak się nie podpisywał. Poza tym, nazwisko zapisywane w ten sposób mogło być mylone z nazwiskiem Rudolfa Hessa, jednego z najbliższych współpracowników Hitlera. Zdecydowałem się na użycie ówczesnej, niemieckiej pisowni „Rudolf Höss”, którą stosowało nie tylko SS, ale również Hanns Alexander.

Czytelnikom pragnę wyjaśnić jeszcze inną kwestię: posługując się w przypadku obu mężczyzn ich imionami – Hanns i Rudolf – nie miałem zamiaru stawiać między nimi znaku równości. To dla mnie niezmiernie ważne, aby w zestawieniu ich sylwetek nie było żadnej moralnej równorzędności. Jednak, co oczywiste, obydwaj byli ludźmi, i jeśli mam przedstawić tę opowieść ich oczyma, powinienem, mówiąc o nich, posługiwać się ich imionami. Jeśli któryś z Czytelników poczuje się tym urażony – co dla mnie zrozumiałe – proszę o wybaczenie.PROLOG

ALEXANDER. Howard Harvey¹, z miłością nazywany Hannsem, odszedł z tego świata szybko i w pokoju, w piątek 23 grudnia. Kremacja odbędzie się w czwartek 28 grudnia, o godzinie 14.30, w Golders Green Crematorium, na Hoop Lane, w dzielnicy West Chapel. Proszę nie przynosić kwiatów. Jeśli ktoś pragnie złożyć ofiarę, proszę to zrobić na rzecz hospicjum North London Hospice.

„The Daily Telegraph”, 28 grudnia 2006 roku

Pogrzeb Hannsa Alexandra odbył się w zimne, deszczowe popołudnie, trzy dni po świętach Bożego Narodzenia. Biorąc pod uwagę czas i pogodę, frekwencja była zadziwiająca. W kaplicy zebrało się ponad trzysta osób. Wierni przybyli wcześnie, gromadząc się tłocznie i pospiesznie zajmując miejsca. Obecnych było piętnaście osób z dawnego banku Hannsa, S.G. Warburg, łącznie z byłym i obecnym dyrektorem generalnym. Zjawili się również przyjaciele i dalsza rodzina. Żona Hannsa, Ann, która spędziła z nim sześćdziesiąt lat, usiadła w pierwszym rzędzie wraz z ich dwiema córkami, Jackie i Annette. Kantor synagogi odmówił kadisz, tradycyjną żydowską modlitwę za zmarłych, po której nastąpiła chwila ciszy, po czym spoglądając na Ann i jej dwie córki, wygłosił krótkie kazanie, wyrażając w nim swoje współczucie z powodu straty i zaznaczając, jak bardzo będzie brakowało Hannsa lokalnej społeczności. Kiedy skończył, wstało dwóch bratanków zmarłego, aby wygłosić mowę pogrzebową.

Znaczna część informacji ze wspomnianej mowy była mi znana: okres dorastania Hannsa w Berlinie, ucieczka rodziny Alexander przed nazistami i przeprowadzka do Anglii, później walka Hannsa w szeregach armii brytyjskiej i kariera jako pracownika niskiego szczebla w banku; jego zaangażowanie w życie rodzinne i półwiekowe oddanie synagodze.

Był jednak pewien szczegół, który zaskoczył niemal wszystkich: wiadomość, że po wojnie Hanns wytropił komendanta obozu Auschwitz – Rudolfa Hössa.

Zasłyszana wiadomość zaintrygowała mnie, jako że Hanns Alexander był bratem mojej babki – moim dziadkiem stryjecznym. Kiedy dorastaliśmy, przestrzegano nas, aby nie zadawać pytań dotyczących wojny. A teraz dowiaduję się, że Hanns mógł przed laty tropić zbrodniarzy wojennych.

Pomysł, że ten sympatyczny, ale niczym niewyróżniający się człowiek miał być bohaterem drugiej wojny światowej, wydawał się mało prawdopodobny. To chyba kolejna z anegdot Hannsa – pomyślałem. Był z niego przecież niezły żartowniś, choć poza tym był bardzo szanowanym człowiekiem. Lubił jednak płatać starszym ludziom figle, a nam – młodszym – opowiadać dowcipy. Często jednak koloryzował swoje opowieści. W końcu, gdyby rzeczywiście przysłużył się przed laty do ujęcia zbrodniarzy wojennych, czy nie wspomniano by o tym w jego nekrologu?

Postanowiłem przyjrzeć się temu bliżej.

Żyjemy w epoce, w której odchodzą ostatni naoczni świadkowie drugiej wojny światowej, gdy wszystko, co nam pozostało, to relacje – przytaczane tak wiele razy, że często straciły swoją autentyczność. Niejednokrotnie zostają nam już tylko karykatury – Hitler i Himmler w postaci potworów, Churchill i Roosevelt jako zwycięscy wojownicy oraz miliony Żydów w charakterze ofiar.

Hanns Alexander i Rudolf Höss to postaci o skomplikowanych osobowościach. A skoro tak, to niniejsza historia rzuca wyzwanie tradycyjnemu sposobowi przedstawiania bohatera i zbrodniarza. Obydwaj mężczyźni byli uwielbiani przez rodzinę i szanowani przez kolegów. Obaj dorastali w Niemczech, w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, i na swój sposób kochali ojczyznę. Niekiedy Rudolf Höss, brutalny komendant, przejawiał zdolność do współczucia, natomiast zachowanie jego tropiciela, Hannsa Alexandra, nie zawsze było nieskazitelne. Dlatego też niniejsza książka będzie relacją o bardziej złożonym świecie, ukazanym przez pryzmat życia dwojga ludzi, którzy dorastali w dwóch równoległych, a jednocześnie odmiennych, niemieckich kulturach.

Jest to również próba zgłębienia biografii dwóch mężczyzn i tego, jak doszło do ich spotkania. Ta próba rodzi wiele pytań. W jaki sposób człowiek przyczynia się do masowego morderstwa? Dlaczego postanawia stanąć twarzą w twarz ze swoim prześladowcą? Jaki los spotyka rodzinę takiej osoby? Czy zemsta zawsze jest uzasadniona? Co więcej – ta historia to argument świadczący o tym, że gdy światy tych dwojga ludzi zetknęły się, zdarzenie to miało wpływ na współczesną historię. Dowód, który się wyłonił, okazał się szczególnie ważny w procesach zbrodniarzy wojennych po zakończeniu drugiej wojny światowej: Höss jako pierwszy, z wyższym stopniem oficerskim, przyznał, że wykonywał rozkazy Hitlera i Himmlera dotyczące ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej (Endlösung). I dokonał tego ze wstrząsającą skrupulatnością. To świadectwo, bezprecedensowe w ukazaniu ludzkiego okrucieństwa, doprowadziło świat do przyrzeczenia sobie, że już nigdy nie pozwoli, by doszło do kolejnego, niemożliwego wręcz do opisania, bestialstwa. Od tego czasu ci, których dotknęła ogromna niesprawiedliwość, mogli mieć nadzieję na wybawienie.

Dla wielu niniejsza opowieść może wydać się zaskakująca. W komfortowym, północnolondyńskim sposobie wychowania, Żydzi – a jestem jednym z nich – przedstawiani są jako ofiary Holocaustu, a nie jako ludzie szukający zemsty. Nigdy nie kwestionowałem tego wyobrażenia, dopóki nie natknąłem się na tę historię, czy też – ujmując dokładniej – dopóki mnie nie zaintrygowała.

To historia o rodzącym się sprzeciwie Żydów. Mimo że znane są przykłady ich oporu – powstania w gettach, bunty w obozach czy walka partyzancka – jest ich stosunkowo niewiele. Każdy z nich powinien być traktowany jako wydarzenie szczególne – inspiracja dla innych. Nawet w obliczu potwornej brutalności nadzieja na przeżycie, a może i zemstę, zawsze jest możliwa.

To historia składająca się z wielu opowieści i biografii, z dokumentów archiwalnych, rodzinnych listów, starych nagrań i wywiadów z tymi, którzy przeżyli. Jest to również historia, która – z oczywistych dla mnie powodów – nigdy wcześniej nie została naprawdę opowiedziana. To historia Hannsa i Rudolfa.

1 W nekrologu w „The Daily Telegraph” pojawił się błąd w dacie (23 grudnia w 2006 roku wypadał w sobotę) oraz literówka w drugim imieniu Hannsa (Harvey zamiast Hervey).1

RUDOLF

BADEN-BADEN, NIEMCY

1901

Rudolf Franz Ferdinand Höss urodził się 25 listopada 1901 roku. Jego matka, Paulina Speck, miała wtedy dwadzieścia dwa lata, a ojciec, Franz Xaver, dwadzieścia sześć. Rudolf był ich pierwszym dzieckiem. Mieszkali przy Gunzenbachstrasse 10, w małym domu o bielonych wapnem ścianach, pokrytym czerwoną dachówką. Budynek leżał w zalesionej dolinie, na obrzeżach Baden-Baden.

Na początku XX wieku średniowieczne Baden-Baden zaczęło się intensywnie rozwijać, chcąc dotrzymać kroku innym ośrodkom. Położone na południowym zachodzie Niemiec, Baden-Baden ulokowało się wzdłuż brzegów łagodnie meandrującej rzeki Oos, w żyznej, gęsto porośniętej roślinnością dolinie, pełnej starannie utrzymanych winnic. Nad miastem góruje pięć wzgórz, a za nimi, aż po horyzont, rozciąga się masyw Schwarzwaldu.

Naturalne źródła i atrakcyjne nocne życie przez wieki przyciągały tutaj śmietankę towarzyską Europy. Dostojewski czerpał wiedzę potrzebną mu do napisania powieści Gracz w tutejszym kasynie. Królowa Wiktoria, Napoleon III i Johannes Brahms spędzali wolny czas w tym mieście, które przez pewien okres słynęło jako letnia stolica Europy. Wraz z tak wyjątkowymi turystami zaczęło napływać do niego wielkie bogactwo. Na początku XX wieku trwały zakrojone na szeroką skalę prace modernizacyjne. W wapiennych złożach wspierających rzymskie fundamenty drążono nowe tunele, aby zwiększyć pojemność publicznych łaźni. Zbudowano elektryczną kolejkę szynowo-linową, prowadzącą na górę Merkur, z której roztaczał się niezwykły widok na okolicę. Zelektryfikowano także gazowe latarnie uliczne, wykonane z kutego żelaza.

Jednak w niewielkim domu rodziny Hössów, usytuowanym na obrzeżach miasta, życie płynęło ustalonym od dawna rytmem. Franz Xaver służył jako oficer w armii niemieckiej, w Afryce, dopóki jego kariery wojskowej nie przerwała wbita w jego klatkę piersiową zatruta strzała. Wrócił do Niemiec, i nim przeszedł na emeryturę jako kupiec w Baden-Baden, podjął pracę nauczyciela w wojskowej szkole w Metzu. Poza tym że biografii Franza dodawały kolorytu jego afrykańskie wyczyny, pod innymi względami był on raczej przeciętną osobą – niemieckim patriotą i oddanym katolikiem, plasującym się na krawędzi klasy średniej. Jego rodzina zasadniczo nie różniła się od innych. Po trzech latach od narodzin Rudolfa na świat przyszła córka, Maria. Kolejna córka, Margarete, powiększyła rodzinę Hössów w 1906 roku.

Rudolf większość dziecięcych lat spędził na samotnej zabawie. Dzieci w jego sąsiedztwie były przeważnie starsze, natomiast jego siostry zbyt małe, żeby się z nimi bawić. Matkę nieustannie absorbowały obowiązki domowe i opieka nad dziećmi. Dlatego też, niemal z konieczności, ulubioną rozrywką Rudolfa stały się spacery w kierunku miasta, do wieży ciśnień, która górowała nad okolicą. Siadał tam, przykładał ucho do ściany i słuchał szumu przepływającej przez nią wody. Niekiedy zapuszczał się w ciemne zakątki Schwarzwaldu, którego skraj zaczynał się nieopodal jego domu. Rudolf spędzał niezliczone godziny pośród dzikiej przyrody. I nie była to sielska okolica. W wieku pięciu lat został uprowadzony w lesie przez bandę Cyganów. Porywacze zabrali go do swojego wozu, prawdopodobnie z zamiarem odsprzedania innej rodzinie lub zaprzęgnięcia do pracy w jednej z lokalnych kopalni węgla. Na szczęście, gdy mieli się przenieść w kolejne miejsce, okoliczny rolnik rozpoznał chłopca i uratował go.

Po tym incydencie Rudolf miał zakaz oddalania się od domu. Pozwolono mu jedynie odwiedzać gospodarstwa sąsiadów, gdzie mógł sprzątać stajnie i czyścić konie. W tym okresie Rudolf poczuł ogromną sympatię do tych zwierząt. Choć często – ku przerażeniu gospodarzy – pełzał między końskimi nogami, żaden koń nigdy go nie kopnął ani nie ugryzł. Lubił również byki i psy, ale szczególną sympatią darzył właśnie konie. Miłość do tych zwierząt nigdy w nim nie zgasła.

Kiedy Rudolf skończył sześć lat, rodzina poczyniła poważny krok w kierunku wzmocnienia swojej pozycji społecznej, przeprowadzając się do większego domu na przedmieściach Mannheim. Położone około stu kilometrów na północ od dawnego domu Rudolfa i osiemdziesiąt kilometrów na południe od Frankfurtu, Mannheim było znacznie większe od Baden-Baden. Liczyło ponad trzysta tysięcy mieszkańców i dysponowało bazą przemysłową obsługującą cały region. Chociaż Rudolf tęsknił za zwierzętami i pięknem rozległego Schwarzwaldu, posunięcie to miało też swoje plusy: na urodziny dostał od rodziców czarnego jak sadza kucyka, któremu nadał imię Hans. Często dosiadał go i jeździł w pobliskie góry Haardt, a po powrocie ze szkoły godzinami szczotkował ukochane zwierzę. Darzył go tak wyjątkowym uczuciem, że gdy rodzice wyjeżdżali z domu, przemycał go do swojego pokoju. Każdą wolną chwilę spędzał z Hansem, ukochanym kucykiem, a zwierzę nie opuszczało go na krok – jak wierny pies. Byli nierozłączną parą.

*

Rudolf był urzeczony opowieściami ojca o jego karierze wojskowej. Szczególnie lubił słuchać o kampaniach w Afryce, walce z lokalnymi mieszkańcami, ich odmiennej religii i egzotycznych praktykach. Ale mimo tego, że zarówno ojciec, jak i dziadek Rudolfa służyli w armii, chłopca bardziej pociągało misjonarstwo aniżeli wojaczki na odległych ziemiach.

Od ojca dowiedział się o tradycjach Kościoła katolickiego. Franz Xaver zabierał syna na pielgrzymki do miejsc świętych w Szwajcarii i do Lourdes, we Francji. Rudolf stał się oddanym katolikiem. Później wspominał, że modlił się z żarliwą powagą dziecka i gotów był skwapliwie służyć jako ministrant. Swoje obowiązki religijne traktował niezwykle poważnie.

Od najmłodszych lat Rudolf musiał sprostać w domu różnym zadaniom i wykonywać je bez uskarżania się. Za każdy występek był surowo karany. Nawet drobna nieuprzejmość w stosunku do sióstr – nieprzyjemne słowo lub dokuczanie – kończyła się wielogodzinną karą na klęczkach, na zimnej, twardej podłodze, podczas której chłopiec prosił Boga o wybaczenie.

Po narodzinach pierwszej córki Franz Xaver postanowił, że jego syn zostanie księdzem – ukończy seminarium duchowne, będzie żył w celibacie i odda się modlitwom, nauce oraz służbie społeczności. Edukacja Rudolfa miała na celu jedną rzecz: przygotować go do religijnego życia. Z czasem Rudolf wspominał:

Nauczono mnie, iż mam być pomocny wszędzie, gdzie tylko jest to konieczne. Szczególnie zwracano mi uwagę na to, iż powinienem bezwzględnie wypełniać życzenia czy polecenia rodziców, nauczycieli, księży i w ogóle dorosłych, nie wyłączając służby, i nic mnie od tego nie powinno odwieść. Wszystko, co oni mówili, było zawsze słuszne².

Życie na przedmieściach oznaczało dla Rudolfa przebywanie w otoczeniu rówieśników, z którymi lubił urządzać burdy. Perspektywa pracy misjonarskiej w żaden sposób nie zmniejszyła jego entuzjazmu do bijatyk czy bezwzględności, gdy trzeba było dokonać na kimś zemsty. Jeśli inny z chłopców w jakikolwiek sposób go skrzywdził, nie ustąpił, dopóki nie wziął odwetu. Pod tym względem koledzy obawiali się Rudolfa.

Gdy chłopiec miał jedenaście lat, podczas jednej z bijatyk sprawy posunęły się za daleko. Grupa kolegów wdała się w żartobliwą utarczkę, podczas której jeden z nich spadł ze schodów i złamał nogę w kostce. Przerażony Rudolf popędził do kościoła i wyznał wszystko księdzu, który był przyjacielem rodziny. Duchowny wyjawił tajemnicę Franzowi, a ten wymierzył synowi stosowną karę. Zdrada tajemnicy spowiedzi głęboko poruszyła Rudolfa, podważając jego wiarę w wiarygodność profesji księdza.

Przez długi czas badałem związane z tym okoliczności, było to bowiem dla mnie coś strasznego. Byłem wówczas i jestem jeszcze dzisiaj zdecydowanie o tym przekonany, że spowiednik mój naruszył tajemnicę spowiedzi. Moje zaufanie do świętego stanu kapłańskiego zostało złamane i nigdy więcej nie poszedłem do spowiedzi³.

Rudolf nakreślił ponury obraz swojego dzieciństwa: ojca – fanatyka i bigota, przed którym czuł strach i którym pogardzał; oraz nieobecną matkę, która albo opiekowała się jego dwiema młodszymi siostrami, albo leżała w łóżku, dochodząc do siebie po kolejnej chorobie. W swoich wspomnieniach Rudolf zaznacza, że nie był blisko związany z żadnym z członków rodziny. Zapewne nieraz uścisnął czyjąś dłoń lub wyraził słowa podziękowania, ale jako dziecko nigdy nie był skłonny do czułości. W rezultacie Rudolf nie dzielił się z nikim problemami: „Sam radziłem sobie ze wszystkimi trudnościami” – wspomina.

3 maja 1914 roku, rok po incydencie ze złamaniem tajemnicy spowiedzi, czterdziestoletni wówczas ojciec Rudolfa zmarł w swoim domu. Przyczyna śmierci nie została odnotowana.

Nie pamiętam, czy wydarzenie to poważniej mnie dotknęło. Byłem również zbyt młody, aby zdać sobie sprawę z doniosłości tego faktu. Śmierć ojca miała jednak nadać memu życiu zupełnie inny przebieg, aniżeli on sobie tego życzył⁴.

Odejście Franza Xavera znacząco wpłynęło na resztę rodziny. Ojciec Rudolfa był jedynym jej żywicielem, a teraz, mając trójkę dzieci do wykarmienia, matka z trudem wiązała koniec z końcem. Śmierć jednak wyzwoliła syna spod cienia ojca. Młody Rudolf mógł szybciej wkroczyć na własną drogę życia.

28 czerwca 1914 roku w Sarajewie został zabity arcyksiążę Franciszek Ferdynand, a Austro-Węgry odpowiedziały najazdem na Serbię. Ten akt agresji wywołał reakcje pozostałych sił europejskich: Rosji, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Francji oraz imperium osmańskiego. W ciągu zaledwie kilku tygodni wszystkie wspomniane państwa uwikłały się w pierwszą wojnę światową. Działania wojenne w Europie początkowo koncentrowały się na terenie państw zachodnioeuropejskich: Niemiec, Francji i Belgii, ale konflikt niebawem rozprzestrzenił się na wschód i południe, na kolejne europejskie kraje, a także na kolonie w Afryce, Azji i na Pacyfiku. Szczególnie zacięte walki toczono na Bliskim Wschodzie, który to rejon stał się strategicznym polem bitwy, częściowo z powodu występujących tam zasobów ropy naftowej, a częściowo również z racji symbolicznego znaczenia jego świętych miejsc.

W chwili wybuchu wojny Rudolf miał dwanaście lat, a cała rodzina nadal mieszkała na obrzeżach Mannheim. Miasto było oddalone zaledwie o dwie godziny jazdy pociągiem od wschodniej Francji i Rudolf bał się mieszkać stosunkowo blisko strefy konfliktu. Stał na peronie lokalnej stacji kolejowej, patrząc, jak pierwsze grupy młodych mężczyzn wyruszają na linię frontu, przejęty wojną, ale zarazem desperacko pragnący przyłączyć się do nich.

Rok później, po wielu próbach przekonania matki do swego pomysłu, Rudolf wstąpił do Czerwonego Krzyża w ramach sił pomocniczych. Po szkole cały wolny czas spędzał w szpitalu Czerwonego Krzyża, zaopatrując rannych w tytoń, żywność i napoje. Z jednej strony był przerażony niewyobrażalnymi dlań urazami, jakich doświadczali żołnierze na wojnie, z drugiej zaś pozostawał pod ogromnym wrażeniem ich odwagi, co tylko utwierdzało go w postanowieniu podjęcia walki za ojczyznę.

Tak też się stało. Latem 1916 roku Rudolf opuścił dom rodzinny, okłamując matkę i mówiąc, że wybiera się w odwiedziny do dziadków. Gdy tylko przekroczył granice miasta, skontaktował się z lokalnym kapitanem, starym przyjacielem ojca, którego z kolei wprowadził w błąd w kwestii swojego wieku. Dzięki temu udało mu się zaciągnąć do wojska. Miał dopiero czternaście lat.

Nie był to odosobniony przypadek, że tak młody człowiek wstępował do armii. Dolna granica wieku, wymagana do wstąpienia w Niemczech do wojska w czasie pierwszej wojny światowej, oficjalnie wynosiła siedemnaście lat. Ten limit obowiązywał od chwili uchwalenia konstytucji niemieckiej z 16 kwietnia 1871 roku. Stanowiła ona, że każdy mężczyzna, w wieku od siedemnastu do czterdziestu pięciu lat, podlega obowiązkowi służby wojskowej. Jednak od momentu wybuchu wojny w 1914 roku niemiecką armię zalewała istna powódź chłopców, pragnących wziąć udział w światowym konflikcie. W latach 1915 i 1916 liczba pełnoletnich rekrutów zmalała, znaczna ich część bowiem już wcześniej zaciągnęła się do wojska. Większość młodych chłopców – wystarczająco zdrowych, by przejść pomyślnie badania lekarskie i skorych do noszenia karabinu – z chęcią przyjmowano do wojska, nawet gdy ich wygląd zdradzał młody wiek. W konsekwencji setki tysięcy młodzieńców walczyły po stronie niemieckiej podczas wielkiej wojny 1914–1918.

1 sierpnia 1916 roku, z pomocą przyjaciela ojca, Rudolf został przydzielony do 21. Badeńskiego Pułku Dragonów⁵ – tego samego pułku kawalerii, w którym służyli jego ojciec i dziadek. Rudolf przeszedł pobieżne badanie lekarskie, po czym otrzymał standardowy mundur szeregowego niemieckiej kawalerii: czarne skórzane buty sięgające kolan, szare wełniane spodnie, szeroki czarny pas z wytłoczonym na sprzączce orłem – symbolem swojego kraju – szarą marynarkę bez kieszeni z mosiężnymi guzikami i Feldmütze, czyli furażerkę: szarą, płaską, wełnianą czapkę, opadającą z jednej strony, z naszytą na przedzie małą, srebrną rozetką. Ale co najważniejsze, był teraz dumnym posiadaczem kawaleryjskiej szabli z mosiężnym uchwytem, chowanej w czarnej pochwie, która, gdy oparł jej koniec o ziemię, sięgała mu aż do biodra. Po zaledwie dwóch tygodniach szkolenia Rudolf i jego pułk wyruszyli w długą drogę na Bliski Wschód, z misją wsparcia tureckich oddziałów, które walczyły z Brytyjczykami o przejęcie kontroli nad południowo-wschodnią częścią imperium osmańskiego.

W drodze na południe, Rudolf napisał list do matki, informując ją, że wyruszył na wojnę. Wcześniej „Moja matka, mój opiekun, wszyscy moi krewni chcieli mnie od tego zamiaru odwieść”⁶ – wspominał Rudolf. Matka chciała, aby syn najpierw skończył szkołę, a następnie przyjął święcenia kapłańskie. Jednak teraz, gdy zabrakło silnej, władczej ręki ojca, Rudolf czuł się na tyle silny, by przeciwstawić się jej poleceniom.

Dragoni podróżowali pociągiem z Mannheim przez Węgry, Rumunię i Bułgarię do Turcji. Po krótkim odpoczynku w Stambule, pułk wyruszył konno na południe w długą, bo ponad 2400-kilometrową podróż, w kierunku mezopotamskiej linii frontu, obecnie stanowiącej granicę Iraku. Rudolf, który nigdy wcześniej nie wychylił nosa poza Niemcy, kolejny miesiąc swojej wędrówki spędził w obozowiskach w surowych warunkach, żywiąc się skromnymi racjami zapewnianymi przez wojsko. „Zarówno potajemne przeszkolenie w ciągłej obawie, iż zostanę odkryty i odesłany do domu, jak i długa i urozmaicona podróż przez wiele krajów do Turcji były dużym przeżyciem dla mnie”⁷. Egzotyczne krajobrazy i nieznane dotąd kraje były dla niego zjawiskiem nowym i zdumiewającym.

Kiedy Rudolf i jego towarzysze dotarli wreszcie do linii frontu, znaleźli się w centrum, trwających już od roku, walk o panowanie nad polami naftowymi pomiędzy rzekami Tygrys a Eufrat⁸. W samym środku tego impasu leżało Al-Kut, miasto pełne kurzu, położone sto sześćdziesiąt kilometrów na południe od Bagdadu, które od miesięcy oblegali Turcy, chcąc wyprzeć z niego Brytyjczyków. Wojska ententy podejmowały próby wyzwolenia się z oblężenia, ale były regularnie odpierane. Każda z walczących stron ponosiła dotkliwe straty. W kwietniu 1916 roku ententa poddała miasto i do niewoli trafiło ponad 13 tysięcy żołnierzy alianckich. Pojmanych zaprzęgnięto do ciężkich prac. Dla brytyjskiego dowództwa była to upokarzająca klęska. Uznając, że kampanii mezopotamskiej powinno się nadać wyższy priorytet w ramach ogólnoświatowej strategii wojennej, na miejsce indyjskiego dowódcy pułku wyznaczono Anglika, wzmocniono linie kolejowe i wysłano na front dodatkowe 150 tysięcy ludzi. Państwa centralne, na zmiany wprowadzone przez ententę, zareagowały wymianą tureckiego oficera dowodzącego na niemieckiego generała i sprowadzeniem posiłków z Niemiec, w skład których wchodzili również dragoni Rudolfa z Baden-Baden.

Pod koniec 1916 roku jednostka Rudolfa dołączyła do 6 Armii Tureckiej na obrzeżach Al-Kut. Gdy kawalerzyści otrzymywali pierwsze rozkazy, zaatakowała ich brygada hinduskich żołnierzy. Rudolf zeskoczył z konia i ukrył się w kamienistym terenie, wśród starożytnych ruin. Jego starannie wykrochmalony mundur natychmiast pokrył żółty, pustynny pył. Nie było żadnego planu bitwy, ponieważ nie otrzymali żadnych konkretnych rozkazów.

Pod nasilającym się ostrzałem wroga, tureccy żołnierze rozpoczęli odwrót, zostawiając Niemców samych sobie. Rudolf wpadł w panikę. Wybuchy granatów wroga były coraz bliższe i głośniejsze, a wszędzie wokół widział swoich poległych kompanów. Jakiś żołnierz z jego lewej strony padł ranny, a gdy Rudolf zawołał do kolegi po prawej, ten mu nie odpowiedział.

Gdy spojrzałem na niego, broczył krwią z wielkiej rany w czaszce i był już martwy. Ogarnęło mnie przerażenie i trwoga przed podobnym losem, jakich nigdy później nie doświadczyłem. Gdybym był sam, uciekłbym z pewnością jak Turcy⁹.

Gdy Rudolf zastanawiał się nad przyłączeniem się do uciekających Turków, dostrzegł swojego kapitana, ukrytego za ogromnym głazem, nieprzerwanie strzelającego do Hindusów. Odczucia Rudolfa natychmiast uległy zmianie. Teraz, opanowany i skupiony, dostrzegł wysokiego Hindusa z czarną brodą, biegnącego naprzód, z wysuniętym przed siebie brytyjskim karabinem Lee-Enfield kalibru 7,7 mm. Biorąc głęboki wdech, Rudolf uniósł broń, wycelował i strzelił. To była jego pierwsza ofiara.

Po kilku chwilach znowu podniósł broń i zaczął strzelać, szybko, raz za razem, owładnięty wolą walki i przetrwania. Rudolf odkrył w sobie nową umiejętność: potrafił zabijać, szybko i skutecznie, będąc w centrum walk.

Kapitan obserwował Rudolfa i zachęcająco zawołał do niego po imieniu. Po krótkiej chwili indyjscy żołnierze zdali sobie sprawę, że napotkali silny opór, wstrzymali atak i zostali odparci. Pod koniec dnia niemiecki oddział kontrolował rejon starożytnych ruin. Rudolf z towarzyszami okopali się, przygotowując się do porannej obrony zajętego przez siebie terenu.

Rudolf miał mieszane uczucia podczas tej pierwszej bitwy. Choć był nią podekscytowany, później, gdy spacerował po polu walki, niepewnie i z obawą spoglądał na zabitego przez siebie hinduskiego żołnierza, a widok ten przyprawiał go o mdłości. Kiedy wyznał swojemu kapitanowi, że odczuwał strach, tamten zwyczajnie się roześmiał i powiedział, aby przestał się martwić. W ciągu następnych miesięcy Rudolf szczerze pokochał tego mężczyznę i zaufał mu. Stał się on dla niego drugim ojcem i człowiekiem, którego obdarzył wielkim szacunkiem. Rudolf czuł, że kapitan traktuje go jak syna. Gdy awansował, kapitan nie krył dumy i zadbał o to, aby jego podopiecznemu nie przydzielano tych najbardziej niebezpiecznych zadań. Pierwszy raz w życiu Rudolf poczuł, że komuś na nim zależy. Wyznał, że te relacje były znacznie bliższe niż te łączące go kiedyś z ojcem.

Na początku 1917 roku pułk Rudolfa został wysłany do Palestyny z zadaniem obrony kluczowej linii kolejowej Hidżaz, która łączyła Damaszek w Syrii z Medyną w Arabii Saudyjskiej. Później, tego samego roku, dragoni znaleźli się na linii frontu w Jerozolimie¹⁰. Podczas gdy kampania mezopotamska koncentrowała się na strategicznych zasobach ropy naftowej, walki w Palestynie częściowo dotyczyły destabilizacji brytyjskiej kontroli nad Kanałem Sueskim, a częściowo przechwycenia otoczonych czcią świętych miast.

To właśnie podczas bitwy o Jerozolimę Rudolf został dotkliwie postrzelony w kolano, w wyniku czego zabrano go do niemieckiego szpitala polowego, nieopodal Jaffy. Tam, z powodu infekcji, którą złapał podczas kampanii, uaktywniła się malaria. Miał tak poważne napady gorączki, że musiał pozostawać pod czujnym okiem personelu szpitala.

Podczas szpitalnej rekonwalescencji Rudolfem opiekowała się młoda, niemiecka pielęgniarka. Była delikatna, z troską podkładała mu pod głowę poduszkę i dbała, aby nie zrobił sobie krzywdy podczas silnych napadów gorączki. Początkowo jej nadmierna opiekuńczość była dla Rudolfa niezrozumiała, ale po pewnym czasie, „ w zaczarowany krąg miłości i na kobietę innymi oczyma”¹¹. Parę tygodni później, gdy mógł już chodzić o własnych siłach, znaleźli ciche miejsce, z dala od ruchliwych oddziałów szpitalnych. „To uczucie było dla mnie cudownym, niesłychanym przeżyciem, aż do cielesnego połączenia, do którego ona doprowadziła. Sam nie miałbym na tyle odwagi”¹² – wspominał Rudolf. Było to nie tylko pierwsze zbliżenie seksualne piętnastolatka, ale również pierwsza, cielesna bliskość.

Rudolf, dość naiwnie, poprzysiągł sobie, że będzie uprawiał seks wyłącznie wtedy, gdy wiązać się on będzie z prawdziwym ciepłem i że nigdy nie skorzysta z usług prostytutek, jak robili to jego koledzy, ani też nie wda się w żaden romans z dziewczyną lub żoną innego mężczyzny.

Kiedy wyzdrowiał, otrzymał rozkaz powrotu do jednostki. Trudno było się rozstać, ale rozkaz to rozkaz. Już nigdy więcej nie zobaczył poznanej w szpitalu pielęgniarki.

*

W ciągu kilku kolejnych miesięcy Rudolf był ranny jeszcze dwukrotnie: 17 listopada 1917 roku, kilka dni przed jego szesnastymi urodzinami, kula utkwiła mu w udzie, a 28 lutego 1918 roku został ranny w ręce i kolana. Żadna z tych ran nie spowodowała niezdolności do udziału w kolejnych bitwach¹³.

Rząd niemiecki odznaczył Rudolfa za służbę wojskową Krzyżem Żelaznym II Klasy. Rudolf został także uhonorowany Żelaznym Półksiężycem i Badeńskim Medalem za Zasługi przez Baden-Baden za działania w Iraku i Palestynie. Wojna przeobraziła go z przestraszonego i niewinnego chłopca w zahartowanego żołnierza. „Wojna się skończyła. W jej wyniku zewnętrznie i wewnętrznie zmężniałem i stałem się dojrzałym mężczyzną”¹⁴, wspomina Rudolf.

Rudolf, mierząc metr sześćdziesiąt osiem wzrostu, nie wyróżniał się, ale nie był też opasły jak niektórzy z żołnierzy w jego jednostce. Był szczupłym, zahartowanym w walce mężczyzną, o przeszywającym spojrzeniu, brązowych oczach, z krótko przyciętymi, jasnymi włosami. Miał budowę typowego żołnierza. Przywykł do bólu i trudów wojny, posiadł emocjonalną zdolność – być może pewnego rodzaju odrętwienie – do znoszenia bólu obrażeń, a następnie powrotu do walki. Co więcej, opanował sztukę, którą uważał za rodzaj umiejętności przywódczych: podkreślał wyższość wiedzy nad obnoszeniem się ze stopniem oficerskim, wykazując „lodowaty, niewzruszony spokój” w obliczu przeciwności i dążenie do tego, aby świecić przykładem w każdej sytuacji, nigdy nie tracąc twarzy, bez względu na targające nim uczucia.

Jednak wraz z wiosną 1918 roku przyszedł smutek, który nawet jemu trudno było ukryć. Kapitan, którego tak bardzo podziwiał, został zabity podczas walki o Jordanię¹⁵. Jego śmierć była dla Rudolfa prawdziwym ciosem: „Odczułem to boleśnie i gorzko go opłakiwałem” – wspominał.

Rudolf po raz kolejny został sam.

2 Autobiografia Rudolfa Hössa, komendanta obozu oświęcimskiego, Wydawnictwo Prawnicze: Warszawa 1990, s. 32. Istnieje również kilka innych wydań (przyp. red.).

3 Ibidem, s. 34 (przyp. red.).

4 Ibidem, s. 34–35 (przyp. red.).

5 Od czasu zaciągnięcia się, Rudolf powtarzał każdemu, że urodził się 25 listopada 1900 roku, zaprzeczając w ten sposób danym zamieszczonym w aktach urodzenia, chrztu i później w akcie ślubu. W aktach osobowych Rudolfa z SS zmieniono ostatnią cyfrę roku urodzenia, z 1 na 0, co miało potwierdzać, jakoby był o rok starszy. Kopia tego dokumentu znajduje się w Archiwum Państwowym w College Park, w stanie Maryland. Akt urodzenia i akt chrztu Rudolfa przechowywane są w ratuszu miasta Baden-Baden w Niemczech.

6 Autobiografia Rudolfa Hössa…, op.cit., s. 35 (przyp. red.).

7 Ibidem, s. 36 (przyp. red.).

8 W konflikcie tym, znanym jako kampania mezopotamska, uczestniczyły dwie potęgi: państwa centralne, reprezentowane głównie przez wojska tureckie z ograniczonym wsparciem ze strony wojsk niemieckich; oraz alianci reprezentowani przez Imperium Brytyjskie, w tym głównie oddziały indyjskie oraz oddziały pod dowództwem indyjskim. Szyby naftowe na terenie ówczesnej Mezopotamii miały doniosłe znaczenie strategiczne, ponieważ obydwie walczące strony bazowały na ropie naftowej, która była główną siłą napędową ich globalnych działań wojennych.

9 Autobiografia Rudolfa Hössa…, op.cit., s. 37 (przyp. red.).

10 Bitwa o Jerozolimę trwała dwa miesiące. W jej wyniku obie strony poniosły znaczne straty w ludziach – alianci stracili 18 tysięcy żołnierzy, a państwa centralne – 25 tysięcy. Alianci zdobyli Jerozolimę 9 grudnia 1917 roku. To zwycięstwo zostało odnotowane przez naczelnego dowódcę sił alianckich, sir Edmunda Allenby’ego, gdy – według jego własnego raportu – pieszo wkroczył do świętego miasta, gdzie gorąco przywitał go tłum mieszkańców.

11 Autobiografia Rudolfa Hössa…, op.cit., s. 39 (przyp. red.).

12 Ibidem (przyp. red.).

13 Rudolf Höss, zgodnie z zapiskami dodanymi w późniejszym okresie do jego akt osobowych w SS, znajdujących się w Archiwum Państwowym w College Park, był trzykrotnie ranny podczas pierwszej wojny światowej.

14 Autobiografia Rudolfa Hössa…, op.cit., s. 40 (przyp. red.).

15 Alianci nazywają ją pierwszą bitwą o Amman.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: