Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Hippolyt Boratyński. Tom 5-6: romans historyczny Alex. Bronikowskiego - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hippolyt Boratyński. Tom 5-6: romans historyczny Alex. Bronikowskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 431 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

XXXI.

Dwa dni upły­nę­ło na za­trud­nie­niach ja­kie zwy­kle po­prze­dza­ją wiel­ką uro­czy­stość, a oso­bli­wie je­że­li tak jako tu, nowy ro­dzaj za­ba­wy, dow­cip i wy­obraź­nią pa­trzą­cych i po­rząd­ku­ją­cych zaj­mu­je. Praw­da, że w na­szych cza­sach mniej po­trze­bo­wa­no­by tak zby­tecz­nie na to obo­je na­tę­żać się, była to bo­wiem ma­ska­ra­da w gu­ście wło­skim, za po­mo­cą któ­rej chcia­no uczcić dzień, co kró­lo­wi nadał imie i ży­cie. Ale wpo­śród szes­na­ste­go wie­ku była to no­wość dla Po­la­ków, a na­wet na­śla­do­wa­nie tego zwy­cza­ju zna­ne w ów­czas w Niem­czech poci na­zwi­skiem Mum­men­schantz jesz­cze nieś było za­pro­wa­dzo­ne. Do­pie­ro z kró­lo­wą

Boną nie­któ­re oby­cza­je wło­skie prze­szły do na­sze­go kra­ju, a z nie­mi tak­że i we­so­łe dziec­ko po­waż­nej We­ne­cii; ale i to tyl­ko jego opi­sa­nie, bo Zyg­mun sta­ry, pierw­szy na po­cząt­ku swe­go pa­no­wa­nia do­syć ma­jąc do czy­nie­nia we­wnątrz i na gra­ni­cach pań­stwa, a po­źniej mało ucie­chy znaj­du­jąc w zgieł­ku i wrza­wie, opie­rał się cią­gle ży­cze­niom żony swo­jej w tak ma­łej rze­czy, cho­ciaż w da­le­ko waż­niej­szych spra­wach oka­zy­wał się bydź dla niej po­błaż­li­wym. – Prze­ciw­nie Zyg­munt Au­gust moc­no po­sta­no­wiw­szy bydź pa­nem we wszel­kiej istot­nej rze­czy, tym chęt­niej lu­bił uka­zy­wać się na wiel­kich zgro­ma­dze­niach, któ­re do­zwa­la­ły mu oka­zać całą swo­je­go dwo­ru świet­ność w naj­ko­rzyst­niej­szym wi­do­ku.

Urząd Mar­szał­ka Na­dwor­ne­go Ko­ron­ne­go i zna­jo­mość po­łu­dnio­wych oby­cza­jów, ja­kich Jan Fir­lej w cza­sie wie­lo­let­nich po­dró­ży na­był, były po­wo­dem, że jemu po­ru­czo­no zwierzch­nic­two nad temi przy­go­to­wa­nia­mi, i zo­sta­wio­no roz­dzie­le­nie roli cha­rak­te­ry­stycz­nych. – Na­wy­kł­szy od­daw­na nie czy­nić zbyt ostrych gra­nic, tak jak Wo­je­wo­da Kra­kow­ski, po­mię­dzy dwo­ra­kiem a po­li­ty­kiem; ale tak jed­no jak dru­gie po­wo­ła­nie z rów­ną zręcz­no­ścią wy­ko­ny­wać we­dług tego, jak chwi­lo­wa oko­licz­ność nada­rzy, ba na­wet jed­no z dru­giem łą­czyć nie­za­nied­bu­jąc by­najm­niej dla obo­wiąz­ków pierw­sze­go, ce­lów dru­gie­go; usku­tecz­nił on przy­ję­te na sie­bie zle­ce­nie z po­wszech­nem za­do­wol­nie­niem, a przy­tem ko­rzy­stał z roz­ma­ji­tych stycz­no­ści, w ja­kich go to z kró­lo­wą mat­ką po­sta­wi­ło, dla do­świad­cze­nia, aza­liż nie uda mu się po­zy­skać na po­wrót ła­ski, któ­ra, lubo już da­le­ko mniej­szej wagi była dla nie­go niż pier­wej, wsze­la­ko z wie­lu a wie­lu wzglę­dów nie mógł nią zu­peł­nie po­gar­dzać.

Po­dob­nie jako i dru­dzy, któ­rych wie­czór na sa­lach i po uli­cach ogro­do­wych miał w zam­ku Łob­zow­skim zgro­ma­dzić, za­pro­szo­ny był tak­że i Hip­po­lyt Bo­ra­tyń­ski, dla któ­re­go przy­go­to­wa­no ubiór Sy­len­cia­ry­ju­sza, wiel­kie­go do­stoj­ni­ka dwo­ru By­zant­skie­go i w głę­bi du­szy na­der byt wdzięcz­ny Wo­je­wo­dzie Lu­bel­skie­mu za tę de­li­kat­ność; bo za po­mo­cą tego wy­bo­ru, miał pra­wo zo­sta­wać w po­bli­żu He­le­ny Od­ro­wą­żow­ny, któ­rej przy­pa­dła rola Księż­nicz­ki z Ce­sar­skie­go rodu; – aż wtym nad­cho­dzą­cy słu­ga oznaj­mił przy­by­cie Ja­śnie Wiel­moż­ne­go Kasz­te­la­na Bełż­skie­go.

Zdzi­wio­ny tak nie­spo­dzie­wa­ne­mi od­wie­dzi­na­mi se­na­to­ra, o któ­rym wie­dział tyl­ko, że jest wię­cej ani­że­li Ośm­dzie­się­cio­let­ni sta­rzec, a przy­tem zrzęd­ny i dum­ny; przy­bli­żył się nie­chęt­nie ku drzwiom… – a gdy się te otwo­rzy­ły, uj­rzał nie­spo­dzia­nie swe­go bra­ta Pio­tra i rzu­cił się w jego ob­ję­cia. – Oba­dwaj od­da­li się ra­do­ści wi­dze­nia się wza­jem­ne­go po upły­nie­niu znacz­ne­go cza­su, wsze­la­ko młod­szy pier­wej przy­po­mniaw­szy so­bie nie­któ­re oko­licz­no­ści, dla któ­rych mógł za­słu­żyć na na­ga­nę star­sze – go, wy­rwał się z jego uści­sków i spu­ściw­szy oczy, usu­wa­jąc się nie­co na bok, wy­jąk­nął kil­ka wy­ra­zów na swo­je uspra­wie­dli­wie­nie.

"Bądź do­brej my­śli ko­cha­ny Hip­po­ly­cie!" – mó­wił Pan Piotr uśmie­cha­jąc się. – "Kie­dy ci król i pan­na prze­ba­czy­li, to i ja mu­szę toż samo uczy­nić; a je­że­li moż­na po­wie­dzieć, że two­je szczę­ście jest więk­sze, ani­że­li two­je za­słu­gi, to toż samo, któ­re prze­cież we wszyst­kiem sta­no­wi, moie i u twe­go bra­ta mó­wić za tobą. – Szczę­ście to ko­cha­ny Hip­po­ly­cie wię­cej czy­ni dla cie­bie, ani­że­li na­wet sam mo­żesz ro­zu­mieć? "

"Już od sa­me­go uro­dze­nia," – za­wo­łał Hip­po­lyt w unie­sie­niu brat­niej mi­ło­ści – "uczy­ni­ło ono wszyst­ko dla mnie da­jąc mi cie­bie, ko­cha­ny Pie­trze za bra­ta; a te­raz jesz­cze czy­ni, gdy cie­bie zno­wu oglą­dam! "

"Tak jest i to może wię­cej, ani­że­li: mo­żesz wie­dzieć!" – prze­rwał mu z życz­li­wo­ścią star­szy.

" Co za miłe a nie­spo­dzia­ne za­dzi­wie­nie!" – mó­wił da­lej Hip­po­lyt, – "gdy za­miast Kasz­te­la­na Bełż­skie­go, któ­re­go przy­by­cie za­po­wie­dzia­na mi, nie poj­mu­ję przez ja­kie roz­tar­gnie­nie, uj­rza­łem wcho­dzą­ce­go dro­gie­go i sza­now­ne­go Sta­ro­stę Sam­bor­skie­go, i za­miast nud­nej roz­mo­wy tego nie­mi­łe­go star­ca, cie­szyć się two­ja obec­no­ścią!"

A Piotr po­wie­dział; – "eh! prze­cież lak sta­rym i nie­mi­łym nic jest taki Kasz­te­lan Bełż­ski; praw­da, że o wie­le jest star­szy i po­waż­niej­szy, ale nie prze­to wię­cej nie­mi­ły, ani­że­li Sta­ro­sta Sam­bor­ski, któ­re­go on jest wiel­kim przy­ja­cie­lem; ale aże­byś mnie zro­zu­mia­li to niech mi wol­no be­dzie opo­wie­dzieć, ci to, co mnie dzi­siej­sze­go po­ran­ku; ni­mem cie­bie mógł od­wie­dzić spo­tka­ło. – Już to dla za­do­sy­ću­czy­nie­nia dwor­skie­mu oby­cza­jo­wi, już to dla zło­że­nia kró­lo­wi i wła­snych i ry­cer­stwa mało – pol­skie­go i ru­skie­go ży­czeń w dniu jego uro­dzin, od­mie­niw­szy, suk­nie moje po­dróż­ne na przy­stoj­niej­szy ubiór, uda­łem się na au­dien­cio­nal­ne po­ko­je kró­lew­skie, gdzie licz­ne zgro­ma­dze­nie zna­leźć spo­dzie­wa­łem się. – Lecz prze­ciwi mo­je­mu ocze­ki­wa­niu, zna­la­złem przed­po­ko­je próż­ne a drzwi we­wnętrz­ne za­mknię­te; w ów­czas je­den z po­ko­jo­wych… po­wie­dział mi, że Jego Kró­lew­ska Mość przyj­mo­wać bę­dzie se­nat i szlach­tę na… po­ko­jach kró­lo­wej mat­ki, że za­tem mo­głem się udać do pół­noc­nej czę­ści zam­ku. – A więc po­sze­dłem tam i przy­łą­czy­łem się do or­sza­ku ocze­ku­ją­cych ma­gna­tów i szlach­ty, a za­raz po­lem wy­szła kró­lew­ska wdo­wa. – Przy­stą­pi­ła… ona do mnie z wiel­kiem po­dzi­wie­niem mo­jem, i mó­wi­ła z wła­ści­wym so­bie wdzię­kiem a we­so­ło­ścią, któ­re za­iste na­der czę­sto okry­wa­ją roz­ma­ji­te uspo­so­bie­nia… taj­ni­ków jej du­szy. – "Na­der wdzięcz­ni je­ste­śmy na­sze­mu Naj­ja­śniej­sze­mu sy­no­wi, że po­dał nam zręcz­ność udo­wod­nie­nia na­sze­go wy­so­kie­go sza­cun­ku dla tak za­cne­go pana, kie­dy mo­że­my mu oznaj­mić o na­gro­dzie, jaka mu przy­na­le­ży. – Otoż król za zgo­da swo­jej rady, daje wam wa­ku­ją­ce krze­sło Kasz­te­la­na Bełż­skie­go. " – – Zwy­czaj­ne po­dzię­ko­wa­nie we­dług sta­ro­daw­nej for­my, wkrót­ce prze­rwa­ne zo­sta­ło przez obec­nych se­na­to­rów, któ­rzy win­szu­jąc przy­bli­ży­li się ku mnie, i wpo­śród po­zdro­wień i uści­snień ręki, mnie do swe­go sza­now­ne­go gro­na przy­ję­li. – An­drzej Ze­brzy­dow­ski Bi­skup, do tego, co mi tak jak i dru­dzy po­wie­dział, do­dał jesz­cze po­ci­chu: – " że je­śli wa­sze za­słu­żo­ne szczę­ście z nie­zu­peł­nie czy­ste­go źró­dła po­cho­dzi, to po­ciesz­cie się tem, że pod słoń­cem nie masz czy­ste­go szczę­ścia. " – I w rze­czy sa­mej, jak­by też do­bro mo­gło się sta­wić na­prze­ciw złe­mu w świe­cie, gdy­by to ostat­nie cza­sem, po­mi­wol­nie nie two­rzy­ło pierw­sze­go? – Miej­sce i oko­licz­no­ści nic do­zwa­la­ły za­dać ob­ja­śnie­nia tej ciem­nej mowy od pręd­ko od­da­la­ją­ce­go się pra­ła­ta. – Po­tem za­raz uka­zał się król i gdy na mnie – przy­szła ko­lej, po­łą­czy­łem z na­leż­nem ży­cze­niem, zwy­czaj­ną for­mu­łę po­dzię­ko­wa­nia za wy­świad­czo­ną mi ła­skę. – Uprzej­mie słu­chał mnie Zyg­munt Au­gust, i uprzej­miej na­wet, ani­że­li spo­dzie­wać się mo­głem po­tem, co się sta­ło w Piotr­ko­wie. – Wsze­la­ko opu­ścił mnie nic od­po­wie­dziaw­szy i sło­wa. Nie będę ci ukry­wał ko­cha­ny bra­cie, że mi przy­kro było od­bie­rać po­dob­nym spo­so­bem i przy ta­kich na­po­mknie­niach do­sto­jeń­stwo, któ­re mi rów­nież przy­na­le­ża­ło, jak każ­de­mu in­ne­mu, przez uro­dze­nie, ma­ją­tek i po­kre­wień­stwo; a może na­wet jesz­cze i przez nie jed­nę rzecz, któ­rą uczy­ni­łem, a naj­bar­dziej przez wier­ną przy­chyl­ność do Kró­la i Rze­czy­po­spo­li­tej. – Już chcia­łem opu­ścić za­mek, gdy oto Mar­sza­łek Wiel­ki Ko­ron­ny prze­cho­dząc koło mnie, wziął mnie pod rękę – "Je­że­li się wam be­dzie po­do­ba­ło, mój za­cny pa­nie, a bra­cie," – mó­wił Fir­lej pręd­ko i na­pół gło­śno, – "to chciej­cie szy­kow­nym, a nie­wy­mu­szo­nym spo­so­bem zbli­żyć się do Jego Kró­lew­skiej Mo­ści, któ­ry nie­zwłocz­nie wej­dzie do ostat­niej fra­mu­gi u okna na ga­le­ryi. " – " I jak­że­ście też mo­gli. " – mó­wił do mnie król uśmie­cha­jąc się, kie­dym się do nie­go we­dług ostrze­że­nia Fir­le­ja przy­bli­żył, – " i jak­że­ście mo­gli kie­ro­wać la­ską Mar­szał­kow­ską ry­cer­stwa z ta­kiem nie­ukon­ten­to­wa­niem wszyst­kich stron­ni­ków?" – A kie­dy ja w mil­cze­niu i spo­koj­nie ocze­ki­wa­łem w du­chu bliż­sze­go ob­ja­śnie­nia w ów­czas: – wszak­że ja tu je­stem sam na sam z bra­tem, a nie­co cheł­pli­wo­ści nie może szko­dzić, – w ów­czas mó­wił da­lej; – " w rze­czy sa­mej, ci któ­rzy są tego mnie­ma­nia, któ­re­go­ście tak dziel­nie bro­ni­li, zda­ją się nie­zu­peł­nie za­do­wol­nie­ni ze spo­so­bu, ja­ki­me­ście się z tego wy­wią­za­li; gdy tym­cza­sem my za na­zbyt moc­nem je bydź mnie­ma­li­śmy. – A więc tedy prze­ciw­ni­cy po­łą­czy­li się w swo­jem ży­cze­niu, aże­by wam ode­brać urząd, któ­ry­ście tak źle speł­nia­li, a obcy wpływ po­parł Na­sze wła­sne po­sta­no­wie­nie. Z resz­tą niech so­bie bę­dzie jako chce: " – mó­wił po­tem po­waż­niej – "nie­mnie­maj­cie wsze­la­ko aby­śmy tak mało mie­li du­cha oby­wa­tel­skie­go, aże­by głos przy­ja­cie­la oj­czy­zny nie od­bił się w na­szem ser­cu; aże­by­śmy tak mało byli czło­wie­kiem, by­śmy mie­li za­ba­czyć uczu­cia ludz­ko­ści, ja­kie łą­czy­cie z uczu­ciem po­win­no­ści wa­szej. A kto to obo­je po­sia­da, ten na każ­dem do­sto­jeń­stwie przy­czy­ni się do do­bra Kró­la i rze­czy­po­spo­li­tej; a za­tem my chęt­nie i z ra­do­ścią zgo­dzi­li­śmy się na ży­cze­nie se­na­tu, któ­re­go koło otwie­ra się na przy­ję­cie tak sza­now­ne­go współ­bra­ta. – Nie nam po­win­ni­ście dzię­ko­wać za to, co po­wszech­ny głos wam przy­znał; " – prze­rwał mi wy­ra­zy, któ­re chcia­łem wy­mó­wić. – "To, co my dać­by­śmy wam mo­gli, jest bar­dzo małą rze­czą; ka­wa­łek chle­ba na zło­ty pół­mi­sek, któ­ry wam Rzecz­po­spo­li­ta po­da­je, pa­nem bene me-

ren­tium (1), chleb wy­słu­żo­nych, na któ­ry za­iste za­ro­bi­li­ście: – je­że­li bę­dzie wam po­do­ba­ło się in­a­czej na­zwać Sta­ro­stwa w Trę­bow­li i w Bia­łej Cer­kwi: Je­że­li zaś ma­cie jesz­cze jaką proś­bę do kró­la, to bądź­cie pew­ni za­do­sy­ću­czy­nie­nia w tej mie­rze. " – Patrz tedy bra­cie, jak nie­sie sta­re przy­sło­wie, że po­trze­ba kuć że­la­zo do­pó­ki go­rą­ce; więc i ja mia­łem w rze­czy sa­mej jed­nę proś­bę i przy­zwo­lo­no mi na nią, – i – ty je­steś te­raz sta­ro­stą Sam­bor­skim, a nie Piotr Bo­ra­tyń­ski! "

Tak mó­wił Kasz­te­lan i uści­snął swe­go bra­ta, a Hip­po­lyt za­dzi­wio­ny nie­spo­dzia­nie, chciał się wy­mó­wić z tak bo­ga­te­go daru, i pro­sił bra­ta, aże­by pa­mię­tał na swo­je po­tom­stwo i do­zwo­lił mu przez wła­sne czy­ny za­rob­ki na chleb wy­słu­żo­nych, któ­ry mu te­raz szczo­dro-– (1) Chleb wy­słu­żo­nych: tak na­zy­wa­no Sta­ro­stwa j wszel­kie inne po­sia­dło­ści, któ­re król z dóbr na­ro­do­wych udzie­lał; a któ­rych nig­dy dla sie­bie za­trzy­my­wać nie mógł.

bli­wość brat­nia za­raz na sa­mym wstę­pie jego za­wo­du prze­zna­czy­ła.

"Nie by­naym­niej!" – od­po­wie­dział Piotr z za­pa­łem. – "Moje dzie­ci do­syć mają z ojca, a i moja tez żona Pani Bar­ba­ra nie we­szła nago do mego domu, ale ob­da­rzy­ła mnie naj­bo­gat­sze­mi sta­ro­stwa­mi w Ru­skim kra­ju. Bo­ga­czo­wi zaś ta­kie­mu jak ja, źle­by przy­sta­ło mieć bra­ta w nie­do­stat­ku. Z resz­ta gdy Pan Zyg­munt na to ze­zwo­lił, abym ja pół­mi­sek Sam­bor­ski w two­je ręce zło­żył" – do­dał Piotr, – "to też za­iste po­trze­ba jest, aże­by mło­dy szlach­cic pod­niósł się na­gle, by prze­cież do­rów­ny­wał do­stoj­ne­mu do­mo­wi, z któ­rym ma się spo­krew­nić, I coż Pa­nie Sta­ro­sto? my­śli­cie jesz­cze ten mały dar od­rzu­cać?"

Opór mło­de­go czło­wie­ka zo­stał prze­zwy­cię­żo­ny i jesz­cze cie­szy­li się daw­ca i uda­ro­wa­ny, gdy oto po­waż­nym kro­kiem Hie­ro­ny­mus Sa­bi­nus we­szedł do po­ko­ju. – Skło­nił się on przy­stoj­nie i mó­wił:

"Ecce quam bo­num et ju­cun­dum, ha­bi­ta­re fra­tres in unum (1). Na­der mi jest przy­kro Ja­śnie Wiel­moż­ny Mo­ści Kasz­te­la­nie i Ja­śnie Wiel­moż­ny Sta­ro­sto, któ­rym obu­dwu naj­pier­wej skła­dam moje win­ne po­sza­no­wa­nie i oświad­czam za­do­wol­nie­nie z tak za­słu­żo­ne­go wy­nie­sie­nia; na­der mi jest przy­kro, po­wia­dam, prze­ry­wać ich miłą roz­mo­wę in­te­re­sem, któ­ry lubo nie tak przy­jem­nej tre­ści, a ile mi się wi­dzi nie­zbyt wiel­kiej wagi; wsze­la­ko naj­wyż­szy roz­kaz może mnie z tego wzglę­du wy­mó­wić. Owoż Jego Kró­lew­ska Mość ro­zu­mi, że po­strzegł, iże pies, któ­re­mu po­zaw­czo­raj­sze­go dnia po­do­ba­ło się u nóg wa­szych nie opo­dal kró­lew­skiej oso­by swe­go zwie­rzę­ce­go du­cha wy­zio­nąć, nie jest wam, Mo­ści Sta­ro­sto a Pa­nie cał­kiem nie­zna­jo­my, cho­cia­że­ście pod­ów­czas na uczy­nio­ne wara w tej mie­rze– (1) Owóż jak do­brze i miło wi­dzieć bra­ci zgo­dzie za­miesz­ku­ją­cych pod jed­nym da­chem.

za­py­ta­nie, wca­le nie od­po­wie­dzie­li, i pro­si­my was z tego po­wo­du, aby­ście ra­czy­li nas na­uczyć o tem, coby wam mo­gło bydź z tego zda­rze­nia wia­do­mo: gdy na­tem Jego Kró­lew­ska Mość wię­cej zda­je się po­kła­dać wagi, ani­że­li tego mo­gła­by bydź po­trze­ba. "

Pan Piotr z uśmie­chem ob­ja­wił w tej mie­rze po­dzi­wie­nie swo­je, że Król w tak uro­czy­stym dniu ma czas i chęć po temu, tak mały wy­pa­dek po­dob­ne­go ro­dza­ju śle­dzić; – ale Hip­po­lyt od­po­wie­dział na za­py­ta­nia Hie­ro­ny­ma se­ry­jo a do­kład­nie. – W ów­czas Kasz­te­lan po­mie­sza­ny, słu­chał w mil­cze­niu opo­wia­da­nia swo­je­go bra­ta; ale dok­tor Hie­ro­ny­mus Sa­bi­nus po­trzą­sał gło­wą, mó­wiąc:

"Po­ka­zu­je się jed­na­ko­woż, iż expe­ri­men­tum mo­je­go Pana Col­le­gae Mon­tii nie na­le­ży ad ana­to­miam ; bo­śmy mu tego tru­du oszczę­dzi­li; nie­mniej prze­cie in ven­tre ca­di­ve­ris, na­leź­li­śmy zbyt wiel­ką ilość sub­stan­cii, w któ­rej mer-

cu­rius cor­ro­si­vus, czy­li mer­ku­ry­usz sub­li­mo­wa­ny, nie po­śled­ni pier­wia­stek sta­no­wi! "

"Ale po­coż ta pró­ba? " – za­py­tał Kasz­te­la­n__"Zda­je mi się, że to grze­chem jest, na­wet i bez­ro­zum­ne i brzyd­kie zwie­rze tak mę­czeń­ską śmier­cią gu­bić, i cie­szy mnie to bar­dzo, że wi­dzę kró­la roz­gnie­wa­ne­go o to; bo mąż pra­wy na­wet i nad zwie­rzę­ciem się li­tu­je. – – "

"Za­czy­nam ja do­stoj­ny Mo­ści Bełż­ski skła­niać się do wa­sze­go mnie­ma­nia. " – Dał się sły­szeć Sa­bi­nus. – – " Owszem zda­je mi się na­wet, ze cie­ka­wość me­di­co­rum za­da­le­ko się po­su­wa w na­szych cza­sach, i pew­nie­że nie by­ła­by bez po­ży­tecz­na sta­rać się o to, aby się nie tak zby­tecz­nie da­le­ko po­su­wa­ła; wsze­la­ko wi­dzi rai się po­trzeb­na, aby Pana w dzi­siej­szym, dniu ra­do­snym nie za­smu­cać tak oso­bliw­sze­mi wie­ścia­mi, za­strze­ga­jąc jed­nak, aby pod zręcz­ną porę zno­wu to, co dziś opu­ści­my wzno­wić. "

Gdy tak Hie­ro­ny­mus Sa­bi­nus mó­wił, Sta­ni­sław Lac­ki wbiegł z pod­sko­kiem do po­ko­ju; ale na­gle po­strze­gł­szy star­sze­go krew­ne­go, za­trzy­mał się w bie­gu. – Już od daw­na po­waż­niej­szy i da­le­ko w wie­ku po­su­nię­ty Piotr, wię­cej w nim sza­cun­ku, a mniej uf­no­ści obu­dzał, ani­że­li jego brat, któ­ry wie­kiem i hu­mo­rem bar­dziej się do nie­go zbli­żał; skło­nił się za­tem z nie­ja­kąś ety­kie­tą i po­wie­dział mu zręcz­nie uło­żo­ne po­win­szo­wa­nie i po­zdro­wie­nie, wprzód nim się rzu­cił w uści­ski krew­ne­go Hip­cia, aby się z nim ucie­szył z tego, co do­pie­ro usły­szał.

"Tak ozię­ble i ety­kie­tal­nie mój Sta­siu?" – za­py­tał Kasz­te­la­n__"Ho! ho! wi­dzę ja do­brze, że i oj­ciec i ty ma­cie coś do mnie jesz­cze! – Wsze­la­ko na­dej­dzie czas, że i wy tak­że po­zna­cie mój spo­sób my­śle­nia. – Ale ja­ko­że­ście też uro­śli w tak krót­kim cza­sie, i z wy­rost­ka sta­li­ście się rześ­kim mło­dzień­cem! – Tyl­ko zda­je mi się.. że oczy wa­sze są – tro­chę po­sęp­niej­sze ani­że­li daw­niej, a wa­sze lica mniej ru­mia­ne!"

"Mo­ści Kasz­te­la­nie!" – pod­szep­nął mu że­gna­ją­cy się Sa­bi­nus. – " Wasz mło­dy krew­ny wca­le mi się nie po­do­ba. Nie dla tego żeby mu zby­wa­ło na uro­dzie, albo żeby z jego wiel­kich oczu nie prze­ma­wia­ło in­ge­nium __ ale zda­je mi się,że wi­dać w nim, – jak­by to po­wie­dzieć? – nie­ja­kąś przed­wcze­sną doj­rza­łość; a owo­ce, któ­re ta­kie symp­to­ma­ta! oka­zu­ją, cze­sto­kroć nie bar­dzo moc­no trzy­ma­ją się drze­wa. Ja­bym pro­sił was do­stoj­ny Mo­ści Kasz­te­la­nie, aby­ście czuj­ne mie­li oko na tego mło­dzień­ca; bo nie jest z nim zu­peł­nie tak, jak­by bydź po­win­no; bądź to in… cor­po­ra­li oeco­no­mia, bądź in mo­ra­li sys­te­ma­te!"

Jak­kol­wiek du­chow­ny mó­wił po­ci­chu, wsze­la­ko nie wszyst­ko uszło czuj­ne­go ucha pa­zia; za­ci­snął on rękę zu­chwa­le prze­ciw od­cho­dzą­ce­mu i rze­ki na poły, gło­śno;

" No! idź­cie no tara so­bie, idź­cie Pa­nie uczo­ny dok­to­rze Hie­ro­ny­mie Sa­bi­nie! – Mo­gli­ście się tam so­bie w Ko­nigs­bruck w Mi­snii na­uczyć roz­róż­niać tru­ci­znę na szczu­ry w żo­łąd­ku ja­kie­go kon­dla; ale chcieć zba­dać to, co jest w ser­cu ry­ce­rza Wiel­kie­go Księ­stwa ukry­tem, na to umie­jęt­ność wa­sza za niz­ka, a oczy przy­ciem­ne! "

Po­tem ko­rzy­sta­jąc z chwi­li, gdy Kasz­te­lan od­da­lił się przy­go­to­wać się na uro­czy­stość wie­czor­na: przy­bli­żył się do Hip­po­ly­ta, któ­ry w mil­cze­niu za­to­pił się w ob­ra­zie wscho­dzą­cej dla nie­go we­so­łej przy­szło­ści i wziął go za rękę.

"Wie­rzaj mi ko­cha­ny Hip­p­ciu!" – po­wie­dział mło­dzie­niec wzru­szo­ny, wzno­sząc ku nie­mu przy­ja­zne oko; – "że z ca­łem ser­cem rad cie­szę się ze wszel­kiej, po­myśl­no­ści ja­ka­kol­wiek cię spo­tka; bo za­ra­zem poj­mu­ję do ja­kie­go to celu przy­bli­ża cie­bie – Tym bar­dziej więc ra­du­je się z tego, co tyl­ko po­myśl­ne­go los zda­rzy tym, któ­rych ko­cham, że nie wiem dla cze­go, zda­je mi się za­wsze, że ja sam dla sie­bie nic mi­łe­go spo­dzie­wać się nie mogę. – Patrz! ja nic mogę tego cier­pieć, kie­dy dru­dzy mó­wią o tem, co ich wca­le nie ob­cho­dzi; wsze­la­ko może Mi­snij­ski dok­tor miał po czę­ści i słusz­ność, i Pan Wo­je­wo­da Lu­bel­ski tak­że! "

"No! i coż tam mó­wił Wo­je­wo­da, mój ko­cha­ny, dzi­wacz­ny Sta­siu?"

" Oto przy­wo­ła­no mnie dzi­siej­sze­go po­ran­ku do Mar­szał­ka Na­dwor­ne­go, aże­by mi po­dob­nie jak in­nym dać ubior ma­sko­wy, czy­li cha­rak­ter, jak go tam na­zy­wa­ją, i on po­sta­no­wił, abym ja był przy or­sza­ku, co wy­stą­pi w po­sta­ci bo­gów Olym­pij­skich – Po wie­lu pro­po­zy­ci­jach, któ­re to on, to ci, co u nie­go byli, od­rzu­ci­li, zde­cy­do­wa­no się na­resz­cie, że będę Hy­me­nem, boż­kiem mał­żeń­stwa z pa­ła­ją­cą po­chod­nią w ręku i z gło­wą mir­ta­mi i ró­ża­mi uwień­czo­ną. Owoż kie­dym pro­sił, żeby mi to wszyst­ko do­brze wy­tłó­ma­czo­no ko­cha­ny Hip –

pciu, wów­czas, – bo nie poj­mu­ję do­brze jak to się zda­rzy­ło, wca­le nie mo­gło mi się po­mie­ścić w gło­wie, żeby uda­wać boż­ka mał­żeń­stwa, i pro­si­łem naj­usil­niej, aby mi wy­zna­czo­na inną rolę. – Wów­czas Pan Jan Fir­lej za­śmiał się i po­wie­dział: aza­liż ja tak mło­dy, a już mam wstręt od mał­żeń­stwa? – Po­tem po­twier­dził, że w rze­czy sa­mej mam słusz­ność, iże za­mie­rzo­ne prze­bra­nie wca­le jest nie­sto­sow­ne dla mnie; bo bę­dąc tak wy­smu­kłym, jak je­stem i nie ma­jąc ko­lo­rów, zda­rzyć się może, że gdy ku wie­czo­ro­wi zbled­nie­ją róże! a ja przez za­po­mnie­nie od­wró­cę po­chod­nię, to mir­ty we­zmą za roz­ma­ryn, a mnie za gie­ni­ju­sza śmier­ci. – Praw­da, że to on tyl­ko żar­to­wał, mój Hip­p­ciu; ale ten wy­raz prze­jął mnie aż do głę­bi du­szy, jak gdy­by to było wróż­bą; – i tak sta­łem przed Wo­je­wo­da za­po­miaw­szy o nim i o wszyst­kiem, co mnie ota­cza­ło, kłó­cąc się tyl­ko z my­śla­mi, któ­re od nie­ja­kie­go cza­su do­syć czę­sto mnie na­pły­wa­ją. – Po­tem mó­wił Pan Jan Fir­lej: – że kie­dy je­stem tak upar­ty, jak wszy­scy Li­twi­ni! to moge po­zo­stać nie­prze­bra­ny, i iść w or­sza­ku jako paź Pan­ny He­le­ny, któ­ra jak po­wia­da­ją bę­dzie przed­sta­wia­ła kró­lo­wę uro­czy­sto­ści w nie­do­stat­ku ko­goś, ko­mu­by to le­piej przy­sta­ło ani­że­li jej. Cho­ciaż za­sie słu­ga praw­dzi­wy kró­lo­wej, żad­nej in­nej usłu­gi­wać nie po­wi­nie­nem, a tym bar­dziej kró­lo­wej kil­ko­go­dzin­nem, wsze­la­ko ro­zu­mia­łem, że już resz­tę mogę uczy­nić dla damy ser­ca mo­je­go krew­ne­go. A przy­tem wolę ja bydź w bar­wie Pani Bar­ba­ry, ani­że­li w dzi­wacz­nym stro­ju po­gań­skie­go bo­żysz­cza, przy któ­rem nie moż­na no­sić, ani szpa­dy, ani pa­ła­sza, tak jak­by w two­jim bo­ga­tym grec­kim ubio­rze. – Bo po­wiedz pro­szę gdy­by cza­sem przy­szło żą­dać ja­kie­go razu, co­bym też ja po­czął z po­chod­nią z so­sno­wej drza­zgi? – Za­wsze taki do­brze jest mieć oręż; bo kto tam może wie­dzieć, co się tez zda­rzy w tak oso­bliw­szym i waż­nym cza­sie?

" Świat wi­dzę ob­ró­cił się do góry no­ga­mi!" – za­wo­łał Hip­po­lyt uśmie­cha­jąc się. – "Ry­ce­rze mają ocho­tę no­sić ma­ski i bła­zeń­ską odzież, a wy­rost­ki mają po­waż­ną minę, i opa­tru­ją za­ba­wę ze wszyst­kich stron, aza­ilż pod nią nie ukry­wa się smu­tek! "

A Staś ura­żo­ny za­wo­łał": – "Wy­ro­stek? – A wszak­że mnie prze­cie Kasz­te­lan, któ­ry za­iste nie­bar­dzo lubi po­chle­biać, na­zwał rzeź­kim mło­dzień­cem! – O! ty bar­dzo je­steś po­waż­ny i sza­now­ny maż, Pa­nie Sta­ro­sto! "

Tu od­głos trąb i huk ko­tłów ta­tar­skiej wo­jen­nej mu­zy­ki, prze­rwał na­gle małą zwa­dę ku­zy­nów; a zgiełk na­peł­nia­ją­cych się ludź­mi dzie­dziń­ców, ob­wie­ścił wkrót­ce na­stą­pić ma­ją­cy od­jazd Ich Kró­lew­skich Mo­ści do zam­ku ochot­ne­go, i oba­dwaj po­śpie­szy­li za­jąć swo­je miej­sca w or­sza­ku.

Wkrót­ce też Zyg­mut Au­gust wy­je­chał kon­no w to­wa­rzy­stwie stroj­nych jezd­ców, gdy tym­cza­sem kró­lo­wa mat­ka i jej dwór, w cięż­kich ko­la­sach cią­gnio­nych przez ru­ma­ki bo­ga­to stroj­ne i przy­ozdo­bio­ne pió­ra­mi, wy­ru­szy­ła po­wol­nym kro­kiem, oto­czo­na tra­ban­ta­mi i jezd­ca­mi w nad­zwy­czaj­nie oka­za­łym hisz­pań­skim ubio­rze.XXXII.

Uczta w Łob­zo­wie mia­ła się za­cząć z ude­rze­niem je­de­na­stej go­dzi­ny w nocy a tyl­ko co mi­nę­ła dzie­sią­ta go­dzi­na. – W po­ko­jach za­ni­ko­wych, któ­re na­pręd­ce w tym celu przy­go­to­wa­no, za­ję­li się za­pro­sze­ni go­ście po zdję­ciu sto­łów po ob­je­dzie, prze­mie­nie­niem swo­jich ety­kie­tal­nych suk­ni na ubiór przy­ję­tych cha­rak­te­ry­stycz­nych roli, a służ­ba cho­dzi­ła z lon­ta­mi po dol­nych sa­lach, roz­pa­la­jąc pa­ją­ki i kan­de­la­bry. – I po uli­cach tez ogro­do­wych, po­mię­dzy drze­wa­mi, za­ja­śnia­ły tu i owdzie gro­ma­dy lamp, i w nie­pew­nych prze­ry­wa­nych kształ­tach wy­stą­pił ko­ścioł, któ­ry bo­ga­to oświe­co­ny miał na swo­jej fa­ci­ja­cie wy­obra­żać moc­no oświe­co­ny, róż­no­farb­nym ogniem go­re­ją­cy herb Kró­le­stwa z po­go­nią Li­tew­ska i a cy­fra Kró­la, S. A R.

Noc była par­na, chmu­ry, któ­re przez cały dzień za­gra­ża­ły bu­rzą, usu­nę­ły się wpraw­dzie na bok; ale gę­ste, cięż­kie ob­ło­ki za­kry­wa­ły blask gwiazd, i głę­bo­ką ciem­ność okry­wa­ła ho­ry­zont. – A wte­dy na jed­nem miej­scu par­ku, któ­re dla gę­stych, sztucz­ne uli­ce ota­cza­ją­cych krza­ków ciem­niej­sze jesz­cze było ani­że­li wol­niej­sze miej­sca ogro­du, uka­za­ły się dwie po­sta­ci, za któ­re­mi trze­cia w pew­nej od­le­gło­ści po­stę­po­wa­ła. – Dwie pierw­sze za­ję­te były ci­cha, i jak zda­wa­ło się na­der waż­ną roz­mo­wa, i z ostroż­no­ścią po­stę­po­wa­ły na­przód, oglą­da­jąc się wo­ko­ło, aza­liż jaki nie­na­der po­żą­da­ny słu­chacz nie­znaj­du­je się gdzie w po­bli­żu. Na twa­rzy za­sie trze­cie­go; gdy­by pro­mień świa­tła ude­rzał był po dro­dze, któ­ra po­stę­po­wa­li, moż­na­by było do­strzedz wszel­kie ozna­ki nu­dów, ob­ja­wia­ją­cych się tyl­ko przez czę­ste po­zie­wa­nie. – Ale mato po­ma­łu zda­wa­ło się, że go nie­cier­pli­wość co­raz bar­dziej ogar­nia; i za­czął się uża­lać w prze­ry­wa­nym mo­no­lo­gu, na przy­krą ko­niecz­ność, któ­ra go zmu­sza tu, gdzie na­wet ręki przed ocza­mi zo­ba­czyć nie moż­na, tłuc się po ga­łę­ziach i ko­rze­niach, kie­dy tym­cza­sem dru­dzy, tam na oświe­co­nych sa­lach w ofi­cy­nie, roz­ko­szu­ją przy peł­nych dzban­kach i szczę­ka­ją­cych ko­ściach. – Przy­krze­nie jego by­ło­by może da­le­ko gło­śniej­sze ani­że­li­by to przy­zwo­ji­ta była, na ta­kiej dro­dze, gdy­by je­den z po­stę­pu­ją­cych na­przód nie na­ka­zał mu do­syć ostro mil­cze­nia.

Tym­cza­sem do­śli oni do ma­łej prze­strze­ni, oto­czo­nej li­pa­mi, przy któ­rej jed­nym boku stru­mień po­mię­dzy ka­mie­nia­mi przez żwir mru­czą­cy, za­kre­ślał gra­ni­ce ogro­du. Ża­den od­głos z zam­ku nie do­cho­dził do tego sa­mot­ne­go miej­sca, i tyl­ko tu i owdzie z da­le­kiej od­le­gło­ści przez krze­wi­ny, da­wa­ły się sły­szeć ude­rze­nia mło­tów, któ­re­mi po­ko­jo­wi, to co jesz­cze bra­ko­wa­ło do roz­ma­ji­tych rusz­to­wań, utwier­dza­li.

Tu idą­cy za­trzy­ma­li się.

"A więc jest pew­na: " – mó­wił ten, któ­re­go po­stać nie prze­cho­dzi­ła śred­niej wiel­ko­ści, po­szep­tu­jąc w cu­dzo­ziem­skim dia­lek­cie, – "że przyj­dą?"

"Wszak­że rzad­ko kie­dy zda­rzy­ło się wam wi­dzieć; " – dał się sły­szeć głos dru­gie­go, wy­so­kie­go, chu­de­go czło­wie­ka, – "że­bym ja wia­do­mo­ści moje na ha­zard za­chwy­ty­wał. – Sta­ra na­pi­sa­ła to do swo­jey przy­ja­ciół­ki, i przy­da­ła wy­raź­nie, że nie za­nie­dba­ła­by opie­rać się tak nie­przy­zwo­ite­mu, i wszel­kim dwor­skim oby­cza­jom prze­ciw­ne­mu po­stę­po­wa­niu, sto­sow­nie do swo­je­go obo­wiąz­ku; gdy­by cała rzecz nie zo­sta­ła przed nią ukry­ta, i gdy­by ona nie mu­sia­ła uda­wać, że nie wie o ni­czem!"

Na to za­milkł niż­szy przez nie­ja­ką, chwi­lę z na­my­słem, a po­tem po­wie­dział; – "tyl­ko ze nad­to po­źno do­szła do nas wia­do­mość i trud­no jest do­brze ko­rzy­stać z ta­kiej zręcz­nej oko­licz­no­ści. Nie masz nic przy­go­to­wa­ne­go, a w tak waż­nej rze­czy po­trze­ba się pier­wej do­brze oglą­dać nim się za­cznie dzia­łać!"

"Co tam tu bar­dzo oglą­dać się? " – Po­mruk­nął chu­dy. – " Żwa­wo do ro­bot) i ko­rzy­stać z chwi­li, by prze­cie już tę rzecz skoń­czyć, bo mnie już nu­dzi!"

"Po­wo­lej, po­wo­lej przy­ja­cie­lu!" – od­po­wie­dział dru­gi, na­pół na­ma­wia­jąc, na pół roz­ka­zu­jąc. – "Nie jest tu mowa o tem, aże­by wę­drow­ni­ko­wi w pu­stym le­sie ulżyć pie­nięż­ne­go cię­ża­ru i ży­cia, ani tez na cze­le wie­lu śmia­łych to­wa­rzy­szów na­pa­da­jąc na dom wpo­śród nocy za­mor­do­wać bez­bron­ne­go miesz­kań­ca. "

Tu prze­rwał mu to­wa­rzysz i za­py­tał zgrzy­ta­jąc zę­ba­mi. – "Co to zna­czy dok­to­rze? Ja­kim spo­so­bem do­wie­dzie­li­ście się….

" Idzie tu o po­ło­że­nie szla­chet­ne­go zwie­rza we wła­snej za­gro­dzie go­spo­da­rza a więc nie­do­syć jest tu do­brze ugo­dzić; bo huk wy­strza­łu mógł­by się słać nie­be­spiecz­nym dla strze­la­ją­ce­go.

"To tez ja nic mó­wię o ta­kich rze­czach: – Już dwa­dzie­ścia i je­den lat jest jak mie ocho­ta od po­dob­ne­go my­śliw­stwa od­pa­dła! A co się was do­ty­czy, oby­ście go nig­dy nic po­trze­bo­wa­li uży­wać!"

"I dru­gim ta­koż spo­so­bem po­stę­po­wać?, " – ozwał się zna­ko­mit­szy z obu­dwóch, – a mo­gło­by te­raz wyjść na złe. Expe­ri­men­tum in ani­ma vili (1), któ­re nie­prze­zor­ność two­ja od­kry­ła bez­czyn­ne­mu dwo­ra­ko­wi, wię­cej obu­dzi­ła bacz­no­ści anim ro­zu­mi­my. – Ten Hie­ro­ny­mus, co otwie­rał zwie­rza, znu­dzi! mnie bez­u­stan­nć­mi py­ta­nia­mi kie­dy­śmy tu je­cha­li, i gdy­by mi się nie uda­ło było tego pe­dan­ta nie­miec­kie­go za­pla­tać w uczo­ną sprzecz­kę o wy­ra­zy, w któ­rej od­nio­słem zwy­cięz­two, to zda­je ni się, że do­tąd jesz­cze nie mógł­bym się go byt po­zbyć. – Praw­dzi­wie, że to głup­stwo– (1) Do­świad­cze­nie na pod­łem zwie­rzę­ciu było da­wać temu zwie­rzę­ciu ta­kie do­sis, co mo­gło­by za­bić wołu, i co na­zbyt pręd­ko dzia­ła­jąc, wy­raź­ne po so­bie zo­sta­wu­je śla­dy; a jesz­cze nie­roz­sąd­niej po­wie­rzać go było ko­bie­tom, któ­re lę­ka­jąc się wście­kło­ści drę­czo­ne­go zwie­rzę­cia, do­zwo­li­ły mu wy­mknąć się. – Wsze­la­ko mu­sia­ło tam bydź za­pew­ne za nad­to wie­le jed­nej in­gre­dien­cii, i dla tego mie­sza­ni­na wca­le nic nie war­ta. "

" Mo­jem zda­niem ta mie­sza­ni­na była bar­dzo do­bra! " – prze­rwał słu­ga. – "Co pręd­ko dzia­ła, to dzia­ła be­spiecz­nie, a z resz­tą już to do­syć i tak cią­gnie się, a ja­bym rad prę­dzej ukoń­czył, i wziął za to pie­nią­dze i po­wró­cił so­bie do oj­czy­zny, by użyć na sta­rość spo­czyn­ku. "

"Do oj­czy­zny?" – Za­py­tał go ten, co pier­wej mó­wił. – "A ja­każ to two­ja oj­czy­zna star­cze? – Ro­zu­miał­bym wsze­la­ko, że ona da­le­ko jest od­le­glej­sza ani­że­li chcesz to dać do zro­zu­mie­nia. "

" Na­sza wspól­na oj­czy­zna, " – ozwał się na to dru­gi ze spo­koj­ną po­gar­da! –

"jest da­le­ko, albo bliz­ko od was, jak się po­do­ba; lecz gdy­bym ja miał kil­ką la­ta­mi tyl­ko przed wami pójść tam, to nie mo­gło­by się obejść, aże­bym was na krót­ko lub na dłu­go tam nic po­wi­tał. – No! ale prze­cież, jaki jest wasz za­miar mój uczo­ny mo­ści dok­to­rze? – Co tez za­my­śla­cie dziś czy­nić? Oko­licz­ność raz za­nie­dba­na rzad­ko zno­wu po­wra­ca, a wy zna­cie wolą, któ­rej oba­dwa je­ste­śmy po­słusz­ni. "

Po tych wy­ra­zach na­stą­pi­ła chwi­la mil­cze­nia, aż na­resz­cie po­szep­nął dru­gi nie pew­nym gło­sem i z wi­docz­nem po­ru­sze­niem:

"Nie na­le­gaj na mnie tak ty osi­wia­ły grzesz­ni­ku; bo nie moż­na przy­pu­ścić, aże­by tez tam żad­ne­go to­wa­rzy­stwa nie było; a tyś mi nie po­wie­dział aza­liż pani domu wia­do­mo jest to, cos mi udzie­lił. Chwi­la obec­na po­da­je radę; cze­kaj­my więc na nią "

"Ho! daw­niej­sze­mi cza­sy to było wca­le in­a­czej!" – prze­rwał mu wyż­szy. –

"Wten­czas to wola rzą­dzi­ła cza­sem, a nic ocze­ki­wa­ła nań; a te­raz nowe cza­sy, nowe oby­cza­je; – ale daw­ne cza­sy już upły­nę­ły, a ten, co na­ten­czas mógł za mi­strza ucho­dzić, te­raz le­d­wie zdat­ny tyl­ko na słu­gę w tym na­zbyt prze­zor­nym i zmę­drza­łym świe­cie. – I gdzież je­steś ty męż­na prze­szło­ści, kie­dy jesz­cze każ­dy był swo­jich czy­nów dzia­ła­czem? Już prze­mi­nę­łaś; a z tobą i siła i od­wa­ga mo­jej mło­do­ści!"

" Co za wspa­nia­ła Ar­ka­di­ja, na któ­rą się z tę­sk­no­tą oglą­dasz! " – mó­wił z szy­der­stwem pan. – "To tyl­ko cud ja­kiś, że prę­gierz i ka­tow­nia nie okre­śla­ją jej gra­nic! "

"Do­syć już tego!" – mó­wił po­nu­ro dru­gi zgrzyt­nąw­szy zę­ba­mi. – "Ro­zu­miem, że po­win­ni­ście już wie­dzieć, iż nie do­brze jest żar­to­wać ze mną pew­nym spo­so­bem, a zwłasz­cza w nocy, i na osob­no­ści. – No! na­my­śl­cie się i wra­caj­my, bo miej­sce i chwi­la mo­gły­by z pod po­pio­łów wy­do­być iskrę, któ­rą­by­ście nie bar­dzo ra­dzi byli obu­dzać. – Nuże uczo­ny mi­strzu, czas upły­wa! – Jak­że tedy so­bie po­cznie­cie?""

I dru­gie­mu tak­że po wy­rze­cze­niu tych ostat­nich wy­ra­zów, to­wa­rzy­stwo po­dob­ne na tak od­da­lo­nem miej­sca nie bar­dzo zda­wa­ło się przy­pa­dać do sma­ku; ski­nął za­tem na trze­cie­go, któ­ry w pew­nej od­le­gło­ści był po­zo­stał i wszy­scy trzej roz­ma­wia­jąc z ci­cha znik­nę­li w gę­stwi­nie.

Tym­cza­sem w oko­li­cy zam­ku, za­czął bydź ruch. Po­dwo­je dol­ne­go pię­tra sze­ro­ko zo­sta­ły roz­twar­te, a świa­tło na sa­lach po­łą­czy­ło się z bla­skiem lamp i ka­gań­ców go­re­ją­cych na pla­cu, któ­ry oto­czo­ny drze­wa­mi, two­rzył, punkt środ­ko­wy wie­lu rów­nież oświe­co­nych ulic, i na któ­rym tłum za­pro­szo­nych, w róż­no­farb­nym ubio­rze ocze­ki­wał – na wy­so­kie­go go­ścia i na jego or­szak, Od­głos trąb, na któ­ry i z dala i w po­bli­żu od­po­wie­dzia­ło wie­le cho­rów, co skry­te po krza­kach ocze­ki­wa­ły na ha­sło, ob­wie­ścił przy­by­cie Ich Kró­lew­skich Mo­ści. – Po­prze­dza­ła ich licz­na służ­ba w bo­ga­tym stro­ju; wie­lu w na­ro­do­wym ubio­rze, inni w Ta­tar­skiej odzie­ży, inni zno­wu w bra­mo­wa­nych czap­kach, w kurt­ce i sze­ro­kich sza­ra­wa­rach uka­za­li się jako Za­po­roz­scy Ko­za­cy i służ­ba kró­lo­wej mat­ki w Hisz­pań­skim ubio­rze. – Za nimi szli urzęd­ni­cy dru­gie­go rzę­du po czę­ści od­da­le­ni, uro­czy­stym ce­re­mo­ni­jal­nym kro­kiem, a tuż po nich uka­zał się rząd­ca uro­czy­sto­ści Jan Fir­lej w zwy­czaj­nym, ale bo­ga­te­mi ozdo­ba­mi błysz­czą­cym stro­ju. – Ude­rze­nie jego la­ski da­le­ko za­brzmia­ło i po­wtór­nie pod­niósł się glos in­stru­men­tów ze wszech stron do­no­śniej i we­se­lej.

Tu kształt­na ki­bić, ze­szła po scho­dach pro­wa­dzą­cych z sali na okrą­gły plac; – opię­ta sznu­ra­mi pe­reł, prze­wią­zy­wa­na pur­pu­ro­wa sza­ta, spa­da­ła aż do ko­lan; sze­ro­ka spodnia suk­nia bia­łe­go ko­lo­ru za­kry­wa­ła na po­ło­wę w ozdob­ne san­da­ły po­stro­jo­ne nogi; gę­sty włos po czę­ści zwi­ty w war­ko­cze, spię­ty byt z tyłu gło­wy, a po czę­ści w pięk­nych pu­klach spa­dał na ra­mio­na, w oko­ło któ­rych spły­wa­ła lek­ka tu­ni­ka. – Ko­ro­na błysz­czą­ca dia­men­ta­mi uno­si­ła się po nad czo­łem na pół ma­ską za­kry­tem, a łań­cuch spo­czy­wa­ją­cy w licz­nych uplo­tach na pier­si, dzie­dzic­two Bi­zant­skiej cór­ki Ce­sar­skiej, zda­wał się uspra­wie­dli­wiać wy­bór roli, któ­rą kró­lo­wa Bona, chcąc po­chle­bić du­mie mat­ki; dała cór­ce dla przy­po­mnie­nia jej rodu. "

Obok dzie­wi­cy grec­kiej po­stę­po­wał szla­chet­ny We­ne­ci­ja­nin w czar­nym ta­bar­ro, ma­jąc na oczy moc­no na­su­nię­ty ka­pe­lusz z pió­ra­mi, a nie­za­ma­sko­wa­ne ob­li­cze dało wi­dzieć ze­wnątrz sto­ją­cym, kró­la uro­czy­sto­ści dnia tego, kró­la tego pań­stwa, Zyg­mun­ta Au­gu­sta,

Wie­le po­sta­ci przy­bra­nych w stro­je prze­szło­ści i te­ra­zniej­szo­ści, i od­le­głych i są­siedz­kich na­ro­dów, w stro­jach ima­gi­na­cii i hu­mo­ru, tło­czy­ło się w oko­ło nie­jed­na­ko­wej pary, wsze­la­ko z usza­no­wa­niem czy­niąc miej­sce dwóm da­mom, któ­rym oby­czaj i dzi­siaj na­wet nie do­zwo­lił zło­żyć sza­ty wdo­wiej kró­lew­skiej, sze­ro­kich suk­ni z weł­nia­nych ma­te­ryj, fał­do­wa­nych za­wią­zek u bro­dy i czar­nych za­słon, Bo­nie Me­dio­lań­skiej, i o pół kro­ku w tył obok niej po­stę­pu­ją­cej An­nie Ma­zo­wiec­kiej, któ­re przy­bra­ne w bar­wę ża­łob­ną i oto­czo­ne ozdob­nie ustro­jo­ne­mi da­ma­mi i nio­są­cy­mi po­chod­nie słu­ga­mi wło­skie­go i hisz­pań­skie­go rodu i stro­ju, po­dob­ne były do dwóch noc­nych po­sta­ci, co obce roz­le­ga­ją­cej się wo­ko­ło nich ra­do­ści, wci­snę­ły się prze­szka­dza­jąc w tłum ocho­czych lu­dzi.

Or­szak pa­ziów po­stę­po­wał za nie­mi wy­mie­rzo­nym kro­kiem, a wpo­śród nie­go Sta­ni­sław Lac­ki, któ­ry po­dob­nież jak do­stoj­ne damy, za któ­re­mi szedł, zda­wał się bydź rów­nież nie­wie­le czu­łym na gło­śną ocho­tę, w ja­kiej wszyst­ko po­ru­sza­ło się; a za nimi dwór w fan­ta­stycz­no – roz­ma­item prze­bra­niu po­dob­ny ob­ra­zom w cza­sie let­niej nocy, a po­mię­dzy nie­mi tu i owdzie du­chow­na suk­nia pra­łac­ka przy­po­mi­na­ła o rze­czy­wi­sto­ści. Obok Bi­sku­pa Ku­jaw­skie­go, szedł mó­wiąc z za­pa­łem, ale po ci­chu Sche­riff z Mek­ki w sze­ro­kiej bia­łej suk­ni spię­tej zie­lo­nym pa­sem, wsze­la­ko nie zda­wa­ło się, aże­by róż­ność na­uki, pro­ro­ka i ka­to­lic­kiej wia­ry, była przed­mio­tem roz­mo­wy, jaką An­drzej Ze­brzy­dow­ski i Het­man Wiel­ki Ko­ron­ny so­bie ob­ra­li.

Tuż za nimi po­stę­po­wał ry­cerz w po­łu­dnio­wem uzbro­je­niu, czy­li wła­ści­wiej mó­wiąc czar­ny Ksią­że, syn Edwar­da trze­cie­go An­giel­skie­go; bo jego zbro­ja była ciem­na i nie świe­cą­ca, a hełm i tar­cza no­si­ły de­wi­zę: ja słu­żę, któ­rej od­tąd uży­wa­li ksią­żę­ta Wa­le­zji, a obok nie­go szedł Sy­len­cia­ry­jusz pur­pu­ro­we­go pa­ła­cu w Kon­stan­ty­no­po­lu, w zie­lo­nej tu­ni­ce, sze­ro­kie­mi pa­sa­mi pur­pu­ro­we­mi la­mo­wa­nej. Spusz­czo­ny hełm zwy­cięż­cy przy Cre­cy i Po­itiers i cała ma­ska wy­so­kie­go urzęd­ni­ka grec­kie­go, przy­mu­sza­ją nas, aby­śmy w nich dali po­znać bra­ci: Pio­tra i Hip­po­ly­ta Bo­ra­tyń­skich, rów­nież jak w Ba­szy stroj­nym w ka­ftan ze zło­tej ma­te­ryi bo­ga­to w dy­ja­men­ty przy­bra­ny, któ­re­go do­syć przy­jem­ne ma­sko­we ob­li­cze, bar­dziej po­nu­re rysy ukry­wa­ło, Mar­szał­ka Wiel­kie­go, Pio­tra Kmi­tę.

Kil­ka in­nych pra­wie rów­nież oka­za­łych ubio­rów, okry­wa­ło Ksią­żę­ta z Ra­ci­bo­rza i Li­gni­cy, bra­ci Zbo­row­skich, któ­rych duma pod na­stęp­nem pa­no­wa­niem Hen­ry­ka Fran­cuz­kie­go mia­ła kraj za­kłó­cić, mło­de­go Hra­bie­go z Ten­czy­na i wie­lu in­nych pa­nów wy­so­kie­go do­sto­jeń­stwa.

Po­wol­nym ety­kie­tal­nym kro­kiem przy­by­li wszy­scy na śro­dek pla­cu, gdzie naj zna­ko­mit­si z obec­nych za­sta­no­wi­li się, na­prze­ciw świą­ty­ni z da­le­ka ja­śnie­ją­cej, gdy tym cza­sem resz­ta or­sza­ku usu­nę­ła się ku ścia­nom li­ścio­wym ota­cza­ją­cym to miej­sce, już to wy­szu­ku­jąc za­ba­wy i roz­pra­sza­jąc się po uli­cach, już to ocze­ku­jąc w po­go­to­wiu na usłu­gi prze­zna­czo­ne so­bie. Po­mię­dzy ostat­nie­mi znaj­do­wał się tak­że Sy­len­cy­ja­ry­jusz , a czar­ny ksią­że po­zo­stał przy jego boku.

Z głę­bo­kim ukło­nem przy­bli­żył się do Kró­la Wo­je­wo­da Lu­bel­ski, a je­że­li było jego za­mia­rem ode­brać po­chwa­ły za urzą­dze­nie uro­czy­sto­ści, któ­ra nie wy­rów­ny­wa­ła wpraw­dzie tej, jaką w pół wie­ku pra­wie po­źniej tak ko­rzyst­ne­go dla sma­ku i sztuk Hra­bia Le­ice­ster kró­lo­wej swo­jej w Könil­worth przy­go­to­wał, ale jak na ten czas mo­gła bydź uwa­ża­na za na­der świet­ną, to od­niósł ją cał­ko­wi­cie; bo Zyg­munt Au­gust upew­niał go w uprzej­mych wy­ra­zach o swo­jem za­do­wol­nie­niu – Ale gdy Fir­lej ob­ró­cił się po­tem do kró­lo­wej mat­ki, od­po­wie – dzia­ła mu ona to­nem, któ­ry mało od­po­wia­dał w oko­ło pod­no­szą­ce­mu się od­gło­so­wi ocho­ty.

" Nie­do­pie­roć to dzi­siaj Pan Wo­je­wo­da Lu­bel­ski dał nam do­wód, ze ro­zu­mie się bar­dzo do­brze na sztu­ce Ułu­dze­nia oczu wi­dza za po­mo­cą świa­tła; ale sko­ro oma­mie­nie ra­do­sne prze­mi­nie, to nic nie po­zo­sta­je, jed­no ka­wał­ki szkła i pu­sty pa­pier, zni­ko­me i ła­two za po­wie­wem wia­tru roz­pra­sza­ją­ce się to­wa­ry; a jak­kol­wiek wspa­nia­le ja­śnie­je na­zwi­sko, któ­re dzi­siej­szy dzień ob­cho­dzi, wsze­la­ko, po tym dniu na­stę­pu­je dru­gi, a z każ­dym po­ran­kiem za­czy­na się dzień co­raz in­ne­mu na­zwi­sku po­świę­co­ny! "

"Gdy­by głę­bo­ka mowa Wa­szej Kró­lew­skiej Mo­ści, " – prze­rwał król z ży­wo­ścią swo­jej mat­ce, – "dzia­ła­jąc na słu­cha­czu za­nad­to pręd­ko może, nie po­zba­wia­ła ich złu­dze­nia, a cze­go­by przy­zwoj­ciej było uni­kać w krót­kich chwi­lach we­so­ło­ści, ja­kich może uży­wać ży­cie ludz­kie; to­by­śmy jej po­dzię­ko­wa­li za upo­mnie­nie, któ­re jej po­do­ba­ło się dać nam o skrom­no­ści. Wsze­la­ko " – mó­wił da­lej z uśmie­chem, – "nie pysz­ni­my się z na­sze­go za­szczy­tu; praw­da, że to na­sze na­zwi­sko, któ­re przy­pa­dek z dzi­siej­szym dniem po­łą­czył, przy­wią­za­nie na­szych pod­da­nych i przy­ja­ciół oto­czy­ło tym ulot­nym bla­skiem, – ale tu, " – do­dał z przy­stoj­ną uprzej­mo­ścią ob­ra­ca­jąc się do swo­jej pięk­nej to­wa­rzysz­ki, – "ale tu oto sto­ji praw­dzi­wa kró­lo­wa uro­czy­sto­ści, jak to po­wszech­nie pięk­ność ze skrom­nym oby­cza­jem po­łą­czo­na wszę­dzie nią bywa. "

"Do­broć Wa­szej Kró­lew­skiej Mo­ści: " – mó­wi­ła dzie­wi­ca we­so­ło, ale może nie bez celu, – "tym mniej po­win­na mnie w dumę pod­no­sić; że czu­ję za­iste, iż mi tyl­ko skrom­ne sta­no­wi­sko za­stęp­czy­ni, jest prze­zna­czo­ne; ale gdy­by była obec­ną ta, któ­rej wła­ści­wie to od­zna­cze­nie przy­na­le­ży, bied­na He­le­na Od­ro­wą­żow­na wi­dzia­ła­by się nie na swo­jem miej­scu, ale chęt­nie­by we­szła do tłu­mu nie­wiast, któ­re nie mniej­sze mogą so­bie ro­ścić pra­wo na­de­mnie. "

Pani Anna, któ­rej ob­li­cze na chwi­le sta­ło się po­sęp­niej­sze jesz­cze ani­że­li zwy­czaj­nie, chcia­ła za­brać mowę; ale Zyg­munt Au­gust prze­rwał jej mó­wiąc:

" Co tam po­wia­da­cie pięk­na ku­zy­no? – Za­praw­dę po­dob­na za­stęp­czy­ni mo­gła­by nie jed­ne bo­le­śnie do­zna­ną nie­obec­ność zno­śna uczy­nić" i pew­nie nie zby­wa­ło­by na ta­kich, któ­rzy­by was wzię­li za sło­wo, gdy­by nie było zbrod­nią aże­by na miej­scu tej, któ­ra stwo­rzo­na jest na ozdo­bę pierw­sze­go miej­sca, prze­zna­czać dru­gą, co niem słusz­nie po­gar­dza. "

Księż­nicz­ka Ma­zo­wiec­ka uzna­ła za rzecz przy­zwo­ji­tą od­po­wie­dzieć w miej­scu swo­jej cór­ki na wol­ną co­kol­wiek, ale zo­bo­wią­zu­ją­cą mowę Kró­la.

"Za­pew­ne może Pan­na He­le­na, " – tak dała się sły­szeć ze zwy­czaj­ną so­bie dumą; – " wdzięcz­ną bydź Wa­szej Kro – lew­skiej Mo­ści za tak ła­ska­we mnie­ma­nie, wsze­la­ko nie­chaj bę­dzie wol­no mat­ce zro­bić uwa­gę, ze, je­że­li nie pięk­ność cia­ła, albo dary umy­sło­we, któ­rych po­chwa­lać nie przy­sto­ji mi wca­le, to przy­najm­niej uro­dze­nie daje jej pra­wo do tego miej­sca, o któ­rem na­po­mkną­łeś Mi­ło­ści­wy Pa­nie. Ta, co nosi ozdo­bę, któ­ra do­sta­ła się jej w spad­ku od cór­ki ce­sar­skiej, ostat­ni spa­dek dzie­dzicz­ny Ksią­żę­ce­go Ma­zo­wiec­kie­go domu, nie jest za­niz­ką, by mo­gła po­stę­po­wać tuz obok kró­la"

W ów­czas przy­bli­żył się Zyg­munt Au­gust do Księż­nicz­ki, spro­wa­dził ją tro­chę na stro­nę i mó­wił ura­żo­ny: – " O ! nie wspo­mi­naj­cie o sa­mem tyl­ko uro­dze­niu, Mo­ścia Księż­no Wo­je­wo­dzi­no, nic sar­no tyl­ko uro­dze­nie tak wy­so­ko cór­kę wa­szę pod­no­si nad inne. – Bo któ­raż z tych, co nas tu ota­cza­ją, wy­rów­na jej wdzię­ka­mi, dow­ci­pem i ser­cem; a to da­le­ko My wię­cej ce­ni­my, ani­że­li przy­pad­ko­wą oko­licz­ność uro­dze­nia. Wa­sza zaś

Księ­cia Mość, może Nam w tym za­wie­rzyć, bo­śmy tego czy­nem w ob­li­czu ca­łej Eu­ro­py do­wie­dli. "

"A prze­cież, tyl­ko na szczy­cie do­sto­jeń­stwa, " – mó­wi­ła Anna, – "mogą te dary we wła­ści­wym bla­sku za­ja­śnieć; ubó­stwo i niz­kość mogą na­wet i naj­świet­niej­sze przy­mio­ty za­ćmić!"

" Niech tego Pan Bóg bro­ni! " – Za­wo­łał Mo­nar­cha, – " aże­by to kie­dy mia­ło spo­tkać wa­szę cór­kę, do­pó­ki tyl­ko je­ste­śmy kró­lem w tem pań­stwie. – Za­ufaj­cie nam w tem Ja­śnie Oświe­co­na Ku­zy­no. – Nig­dy My nie ścier­pi­my, aże­by ta, któ­rą ko­cha­my jako krew­ne, któ­rą uwa­ża­my za naj­pięk­niej­szą ozdo­bę płci swo­jej, jed­nę tyl­ko wy­jąw­szy, mia­ła utra­cić pierw­szeń­stwo, któ­re jej przy­na­le­ży; o nią, po­zwól­cie Nam wy­znać, My sami by­śmy się ubie­ga­li, jak o naj­wyż­szą na­gro­dę, jaką kie­dy czło­wiek ko­cha­ją­cy i ko­cha­ny po­zy­skać może, gdy­by los nie nada­rzył Nam pier­wej tej, co jej wy­rów­ny­wa. – My by­śmy po­zaz­dro­ści­li wam pra­wa i zo­bo­wią­zań się, któ­rych wam imie mat­ki udzie­la, gdy­by król nie śmiał i nie mógł speł­niać obo­wiąz­ku ojca. "

" Wiek Wa­szej Kró­lew­skiej Mo­ści:, " – od­po­wie­dzia­ła Anna z wy­mu­szo­nym uśmie­chem: – "po­zba­wia za­iste moję cór­kę za­szczy­tu, aże­by mo­gła mieć tak mło­de­go ojca, jak Wy Mi­ło­ści­wy Pa­nie, ale w tem za­rę­czam Cię Kró­lu, że po­to­mek Pia­stów nie może z ni­czy­jej in­ney ręki przy­jąć szczę­ścia, jed­no z Kró­lew­skiej. " "Za­wrzyj­my tedy zwią­zek na do­bro He­le­ny, Mo­ścia Księż­no Wo­je­wo­dzi­no!" – za­wo­lał Zyg­munt ze szla­chet­nem wzru­sze­niem. – " Czu­waj­my i sta­raj­my sie aże­by dro­ga jej sta­ła się rów­na, i aby szczę­ście zna­la­zła; a praw­dzi­we szczę­ście sza­now­na ku­zy­no, któ­re nie za­śle­pia dru­gich, ale wła­sne ser­ce za­spo­ka­ja. Zna­my My ser­ce jej, zna­my je może le­piej ani­że­li wy, i wimy, że trze­ba cze­goś in­ne­go, a nie tego, co nie­świa­do­mi god­nem za­zdro­ści bydź uwa­ża­ją. –

Nie­chaj ra­dość za­wi­ta zno­wu w opu­sto­sza­łe kom­na­ty wa­sze­go domu, ra­dość, któ­ra od nich tak dłu­go uni­ka­ła, któ­rą­śmy tak chęt­nie tam przy­wró­ci­li; po­łącz­cie się z Nami, aby ród daw­nych kró­low za­kwit­nął na nowo tuż obok tro­nu, na któ­rym do­stoj­ni przod­ko­wie za­sia­da­li. "

Ale Anna nie chcia­ła ująć ofia­ro­wa­nej pra­wi­cy Mo­nar­chy, cof­nę­ła się o krok na­zad i mó­wi­ła wy­raź­nie a ozię­ble:

"Nie przy­cho­dzi­my tu, ja i moja cór­ka, że­brać o jał­muż­nę od ła­ska­wo­ści kró­lew­skiej, do któ­rej spra­wie­dli­wo­ści tyl­ko sa­mej ro­ście­my pra­wo. – Do mnie na­le­ży roz­wa­żyć, ja­kie dary są nas god­ne­mi: a do­pó­ki to nam bę­dzie wzbro­nio­no, to do­zwól Pa­nie, że­by­śmy do­pó­ty dru­gie­go od­mó­wi­li. "

Król rzu­cił w mil­cze­niu dum­ne spoj­rze­nie na twar­dą ko­bie­tę; po­tem ob­ró­cił się ku jed­nej stro­nie koła i za­wo­łał:

" I cóż tak da­le­ko sto­ji­cie Pa­nie Sy­len­ci­ja­ry­ju­szu? – Cy­liż wa­sze na­zwi­sko tak wiel­ki wpływ na wa­sze or­ga­na mow­ne wy­wie­ra? albo lę­ka­cie się li, aby za wa­szem ob­ja­wie­niem się ocho­cza ra­dość nic za­nie­mia­ła w pa­ła­cu (1)? – Nuże speł­niaj­cie wasz urząd przy cór­ce sta­ro­daw­nych Au­gu­stów, któ­rą tak­że je­den z no­wo­cze­snych Au­gu­stów, z ra­do­ścią za swo­ję Mo­nar­chi­nią ogła­sza. – A wy, dziel­ny Ksią­że, któ­re­mu ob­ra­ne ha­sło ja słu­żę, tak przy­sto­ji w każ­dym wzglę­dzie, pójdź­cie tu; bo Król, (2)

–- (1) Sy­len­cy­ja­ry­jusz, je­den z naj­zna­ko­mit­szych urzęd­ni­ków, na dwo­rze Kon­stan­ty­no­po­li­tań­skim, miał obo­wią­zek prze­strze­ga­nia spo­koj­no­ści w pa­ła­cu; a je­że­li kto na po­ko­jach. Ce­sa­rza, albo też na przy­ty­ka­ją­cych do pa­ła­cu kruż­gan­kach, gdzie tyl­ko ci­chym gło­sem wol­no było roz­ma­wiać, za nad­to gło­śno od­zy­wał się; to za­po­bie­ga­nie temu przy­na­le­ża­ło do jego urzę­du. Wie­lu z tych Sy­len­cy­ja­ry­ju­szów wstą­pi­ło na tron, a naj­pier­wej Ana­sta­zy­jusz, któ­ry pod Ze­no­nem len urząd spra­wo­wał.

(2) Al­lu­zi­ja do Kró­la Jana Fran­cuz­kie­go, któ­re­mu, gdy zo­stał poj­ma­ny w nie­wo­li, przy Po­itiers, zwy­cięż­ca w cza­sie bie­sia­dy usłu­gi­wał.

Bogu dzię­ki nie­zo­sta­ja­cy w nie­wo­li, zada wa­szej po­słu­gi! "

A wte­dy przy­stą­pi­ła do Księż­nicz­ki Bona Sfor­ci­ja, i py­ta­ła jej z ostroż­no­ścią o treść roz­mo­wy ze swo­jim sy­nem.

"Król, " – mó­wi­ła Anna do­syć gło­śno: – "Król, tyl­ko co oświad­czył sie oj­cem mo­jej cór­ki, i zda­je się, że wprost chce" przy­stą­pić do speł­nie­nia po­win­no­ści oj­cow­skich, kie­dy my­śli ją w cze­piec przy­stro­jić! "

To mó­wiąc skło­ni­ła sie niz­ko i uro­czy­ście za­ję­ła swo­je miej­sce w zgro­ma­dze­niu -, któ­re wła­śnie co od­głos trąb i ko­tłów przy­wo­ły­wał na salę do tań­ca z po­chod­nia­mi. – Wo­ko­ło bo­ga­to przy­stro­jo­nych ścian uszy­ko­wa­li się wcho­dzą­cy na ce­re­mo­ni­ja, któ­ra pod­ów­czas przy każ­dem uro­czy­stem zgro­ma­dze­niu ksią­żę­cych osób, po­win­na była mieć miej­sce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: