Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hotel Zaświat - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2013
Ebook
23,05 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Hotel Zaświat - ebook

Hotel Zaświat już przyjmuje! Krzysztof wraca po latach do rodzinnej miejscowości, by sprzedać dom, w którym się wychował. Tak sielska dawniej kraina lat dziecinnych nie jest już jednak taka jak kiedyś. Powoli ukazuje swoje inne, groźne i mroczne oblicze. Świat, który zapamiętał z czasów dzieciństwa, zmienił się i zdegradował. Powrót do niego nie jest już ani przyjemny, ani bezpieczny, a kolejne wydarzenia popychają bohatera w kierunku tajemnicy, której wcale nie ma ochoty poznawać…

"Nie czytaj tej książki nocą, wieczorem, w samotności, w domu na odludziu, jeśli pracujesz w TVP, to nie czytaj. Lśnienie sobie obejrzyj, szybciej zaśniesz. Polecam!"

Piotr Bałtroczyk

"Polecam tę książkę nie tylko dlatego, że napisał ją mój dobry kolega, ale też dlatego, że mój kolega napisał dobrą książkę. W kabarecie wcielał się w rożne postaci, ale w postać pisarza wcielił się z takim oddaniem, że nim został. Wartka akcja, potoczysty język, kryminalna zagadka, brak ortograficznych błędów - w Hotelu Zaświat warto zatrzymać się na dłużej".

Robert Górski

 

Przemysław Borkowski - urodził się w 1973 roku w Olsztynie, dzieciństwo i młodość spędził w Dywitach na Warmii. Jeden z członków Kabaretu Moralnego Niepokoju. Pisał felietony dla Onet.pl i miesięcznika "Kariera". Współpracował z "Przekrojem", pisząc satyryczne wiersze na ostatnią stronę. W 2009 roku wydał debiutancką powieść "Gra w pochowanego", a w 2011 zbiór opowiadań "Opowieści Central Parku". Uważa, że pisarzem zostaje się po opublikowaniu co najmniej trzech powieści. Ta jest dopiero druga.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62465-82-8
Rozmiar pliku: 772 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Wracał do domu, aby go sprzedać. Swój rodzinny dom, w którym był jego pokój, biurko, przy którym odrabiał lekcje; dom, w którym rozgrywał wielkie bitwy plastikowymi żołnierzykami, na wiele dni zajmujące czasem dywan w dużym pokoju. W którym przeżywał swoje pierwsze miłości i takie tam.

Cóż, tak właśnie toczy się życie. Dom od dłuższego czasu stał pusty. On wyprowadził się już dawno, po studiach zamieszkał w dalekich miastach, tam znajdując rodzinę i swoje miejsce do życia. Jego rodzice, chcąc być bliżej niego i swoich wnuków, wkrótce podążyli za nim. Domu, choć bardzo by tego chciał, nie dało się zabrać.

Rozsądek nakazywał go sprzedać. Pusty, niezamieszkany, popadłby szybko w ruinę, z każdym rokiem tracąc na wartości. Teraz da się wziąć za niego jeszcze dobrą cenę, a pieniądze zainwestować lub przeznaczyć na spłatę kredytu. Rachunek ekonomiczny kontra wspomnienia z dzieciństwa. Nikt nie powinien mieć wątpliwości, co wygra.

Droga, którą przemierzył tyle razu w życiu, najpierw dojeżdżając do liceum w mieście, potem wracając na święta i wakacje ze studiów, nie zmieniła się ani trochę. Wąska, kręta, z napierającym na nią z obu stron lasem, z pochylonymi nad jezdnią konarami drzew łączącymi się nieomal nad nią w jeden zielony i kręty tunel, wyglądała tak samo jak przed dziesięciu laty. Czymże jest jednak dziesięć lat dla lasu? — pomyślał. A dla niego? Jedna trzecia życia.

Zwolnił, jakby chciał, żeby ta podróż trwała jak najdłużej. Świadomość, że jedzie tą drogą być może ostatni raz w życiu, robiła na nim mimo wszystko pewne wrażenie. Jeżeli sprzeda dom, nie będzie miał powodu, by tu więcej przyjeżdżać.

Droga jednak nieubłaganie zbliżała się do końca. Jeszcze tylko jeden zakręt, potem rzeka i most, a za mostem to już w zasadzie jak w domu. Mija się jeszcze zagajnik, potem cmentarz i już w oddali widać jezioro i wieżę kościoła. A nad jeziorem wieś i jego dom.

Zbyt szybko to trochę zleciało. Ściskało go w żołądku, zupełnie jakby szedł na pierwszą randkę z nowo poznaną dziewczyną. Tuż przed mostem był mały leśny parking. W sam raz, żeby zatrzymać się na nim i trochę ogarnąć sytuację.

Skręcił w prawo i zjechał z drogi. Zaparkował koło starej, rozlatującej się drewnianej altanki. Wyłączył silnik, założył blokadę, zdjął panel od radia, wysiadł i zamknął samochód. Poczekał, aż zapali się kontrolka alarmu, po czym sprawdził, czy wszystkie drzwi są zamknięte. Była to oczywiście nadmierna ostrożność, biorąc pod uwagę fakt, że zaparkował w lesie i dookoła w promieniu kilku kilometrów nie było zapewne nikogo. Należał jednak do ludzi, którzy nie potrafią zrezygnować z wykonania tych czynności, które wykonują zazwyczaj. Po wyjściu z samochodu należało go dokładnie zamknąć, tak przecież robi się zawsze, kiedy wysiada się z samochodu. I nie dało się tego nakazu obejść ani go unieważnić, niezależnie od tego, czy samochód stał w środku miasta, czy w kompletnej głuszy. Taka była sekwencja czynności i po prostu trzeba ją było wykonać. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby tego nie zrobił, ale lepiej było nie próbować. Oczywiście, dokoła nikogo nie ma. Ale gdyby przypadkiem ktoś jednak był? Gdyby wyszedł z lasu i zobaczył niezamknięty samochód? Chaos potrafi wcisnąć się w każdą szczelinę, dlatego nie należy zostawiać żadnych szczelin. Istnienie świata zależy od takich rzeczy.

Schował kluczyki i radio do kieszeni. Było chłodno. Jesień przyszła w tym roku wyjątkowo późno, ale w końcu przyszła. Zapiął kurtkę aż pod samą szyję i rozejrzał się wokoło. Z tego miejsca rzeki nie było jeszcze widać. Płynęła w dole dość głębokim przełomem.

Ruszył w jej kierunku. Ścieżka, którą szedł, była szeroka i cała pokryta dywanem opadłych, żółtych i czerwonych liści. W zasadzie była to prawie droga, która powstała pewnie, gdy budowano most. Teraz wykorzystywali ją leśnicy, o czym świadczyły ułożone równo na poboczu co pewien czas sągi drewna.

Dostrzegł wreszcie płynącą w dole rzekę. Szare o tej porze roku wody, na wiosnę lśniły migotliwie, a w lato zieleniały. Gdy był młody, było to jedno z jego ulubionych miejsc. Ściany wąwozu z obu stron porośnięte drzewami i rzeka wijąca się w dole. Miało się wrażenie, że jest się w górach.

Tak… Na dzisiaj dość już tych wspomnień. Jeszcze chwila, a roztkliwi się zupełnie. Pora wracać. Tym bardziej że nie wziął czapki i zimno coraz natarczywiej mu o tym przypominało.

Stanął i wciągnął głęboko powietrze. Wilgotny zapach butwiejących liści. Już miał zawrócić, gdy kątem oka dostrzegł obok siebie ruch. Na gałęzi kilka metrów od niego przysiadł ptak i bacznie mu się przypatrywał. Przekrzywiał głowę to w jedną, to w drugą stronę, łypiąc na niego to prawym, to lewym okiem.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Ciekawe, co to za ptak — pomyślał. W zasadzie rozróżniał tylko najbardziej podstawowe gatunki. Nie była to sroka, nie był to wróbel, nie była to sikorka ani nie był to orzeł. Na tym jego wiedza się kończyła. Nie był to też oczywiście struś, ale strusie w miejscowych lasach nie występowały.

Spróbował podejść bliżej. Ptak popatrzył na niego jakby z wyrzutem i odleciał. Niezbyt daleko jednak, przysiadł bowiem na następnym drzewie, kilka metrów dalej. Jego spojrzenie nabrało lekko kpiącego wyrazu.

Wydarzenia przybrały nieoczekiwany obrót. Rozpoczęła się między nimi gra, ptak najwyraźniej próbował go do niej zaprosić. Podobno niektóre gatunki odciągają w ten sposób drapieżniki od swoich piskląt. Tyle że była jesień i wszystkie gniazda były już dawno puste. Cóż, może nasz ptaszek po prostu trenuje?

Podjął wyzwanie i podszedł bliżej. Ptak zgodnie z oczekiwaniami ponownie odfrunął. Przysiadł na kolejnej gałęzi i zadziornie przekrzywiając główkę, bezczelnie patrzył mu się w oczy.

Było to w pewien sposób ekscytujące. Nagle z niczego zrobiło się coś. Jeszcze przed chwilą łaził bez celu po lesie, przywołując słodko-mdłe wspomnienia z młodości, a oto teraz uczestniczy w czymś w rodzaju polowania. On jest myśliwym, a przed nim tkwi zwierzyna. I to zwierzyna, która najwyraźniej usiłuje go do tego polowania zachęcić.

Ptak zniecierpliwiony przedłużającym się bezruchem przeczesał dziobem pióra, po czym przeskoczył na sąsiednią gałąź. No dalej! — zdawał się mówić. — Łap mnie! Nieuprzejmie by było pozwolić mu dłużej czekać. Znów kilka kroków w dół drogi. Znów kokieteryjna ucieczka, a po niej równie kokieteryjna pogoń.

Nagle ptak rozejrzał się, zatrzepotał skrzydłami i jak gdyby nigdy nic odleciał. I to zupełnie bez żadnego ostrzeżenia. Cóż, często w ten właśnie sposób kończą się nasze plany i nadzieje. Człowiek buduje sobie w myślach w miarę spójny świat, mozolnie dopasowuje wszystkie elementy, konstruując gmach porządkujący jakoś rzeczywistość, a ten gmach na jego oczach się rozsypuje.

Uśmiechnął się do siebie zadowolony z udanego porównania i już miał się odwrócić i odejść, gdy wtem, dokładnie na miejscu ptaszka, jak spod ziemi pojawił się zając.

Zdębiał tym razem już zupełnie. Ki diabeł? — pomyślał. Zając zastrzygł uszami i popatrzył na niego zupełnie w ten sam sposób, jak wcześniej ptaszek.

No tego jeszcze dotąd nie grali! Zając na miejscu ptaszka? To znaczy wiadomo, że to przypadek, ale jaki dziwny! Poza wszystkim spotkać zająca w lesie nad rzeką to nie jest wcale takie proste. To już prędzej na polu albo w sadzie. Zając niezrażony jego zdziwieniem pokicał w dół drogi. Potem zatrzymał się, odwrócił łepek i spojrzał na niego.

Co by o tym nie mówić, było to wszystko nadzwyczaj interesujące. Niewiele się namyślając, ruszył w ślad za zającem. Ten zaś, upewniwszy się, że człowiek idzie za nim, kicał tym razem już bez przystanków w sobie tylko wiadomym kierunku.

Trwało to kilka chwil. Schodzili coraz niżej w stronę rzeki. Widać już było dokładnie jej nurt, który w tym miejscu tworzył zakole zewnętrzną stroną wrzynające się w przeciwległy brzeg. Po stronie wewnętrznej była rozległa łacha naniesionej przez rzekę ziemi, dobrze już porośnięta lasem i krzakami. Ku niej to właśnie najwyraźniej zmierzali.

Nagle ni z tego, ni z owego zając zniknął. Wskoczył za kępę trawy i już zza niej nie wyskoczył. I choćby się oczy wypatrzyło, nigdzie nie można go było znaleźć.

Dziwne — pomyślał. — Choć z drugiej strony, biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia, wcale chyba nie aż tak bardzo. Ciekawe, co teraz. Nie czekał długo. Już po chwili, dokładnie zza tej samej kępy trawy, za którą zniknął zając, wyszedł lis.

Spojrzeli na siebie jak starzy znajomi. Lis ruszył w kierunku rzeki. Nie szedł jednak prosto. Kluczył, myszkował za leżącymi gałęziami, co i rusz zerkając jednak spod oka na swojego towarzysza.

Co było robić? Ruszył powoli za nim. Zajrzał jeszcze dla pewności za kępę trawy, za którą zniknął zając, ale oczywiście nie znalazł tam niczego. Ani zająca, ani nawet śladów ewentualnego zjedzenia go przez lisa. Zając zamienił się z lisem, i tyle. Jakby uczestniczyli w jakiejś sztafecie.

Zbliżali się coraz bardziej do brzegu rzeki. Nurt na zakolu był dosyć gwałtowny i woda pieniła się tu i ówdzie. Zwłaszcza na konarach przegradzających gdzieniegdzie jej bieg i na zwalonym pniu sosny tworzącym samozwańczą tamę, na której zbierały się liście i śmiecie.

Lis przeszukiwał właśnie resztki obozowiska pozostawionego zapewne przez jednego z wędkarzy. Stare krzesło, którego tylne nogi wryły się zbyt głęboko w ziemię, powodując niebezpieczny przechył do tyłu, puste puszki i słoiki pełniące pewnie funkcję chwilowego więzienia dla dżdżownic tuż przed egzekucją w postaci nabicia ich na haczyk. I oczywiście obowiązkowa butelka po tanim winie.

Nagle lis zatrzymał się w pół kroku i postawił uszy na sztorc. Jego ciało wyprężyło się, ogon wyprostował, a pysk wyciągnął w kierunku rzeki. Jego sylwetka utworzyła jakby strzałkę, która począwszy od nieruchomego czubka ogona, aż po wyciągnięty przed siebie wilgotny i czarny nosek, najwyraźniej coś wskazywała.

Podążył wzrokiem w tym kierunku. Linia, którą utworzyło ciało lisa, kończyła się gdzieś na gałęzi leżącej w wodzie tuż przy brzegu rzeki. Podszedł bliżej, by przyjrzeć się jej dokładniej. Lis skwapliwie ustąpił mu miejsca i odbiegł na bok, nie przestając jednak wpatrywać się w gałąź.

Gałąź, a w zasadzie konar, leżała w płytkiej wodzie, zgarniając przepływające rzeką śmieci. Foliowe torebki rozwieszone na niej niczym żagle na maszcie, opakowania po ciastkach i batonach, małe gałązki, sznurek nie wiadomo od czego. Mniej więcej na środku tańczyła na wodzie zatrzymana podczas swej podróży ku morzu pusta plastikowa butelka.

Było tam jednak jeszcze coś. Jakiś podłużny, blady kształt prawie całkowicie zanurzony w wodzie i tylko z lekka przez nią poruszany.

Podszedł tak blisko brzegu rzeki, jak tylko się dało, lecz mimo to nie mógł dostrzec, co to było. Rozejrzał się wokół w poszukiwaniu gałęzi czy patyka. Lis patrzył tym razem na niego, jakby czekając, co zrobi.

Znalazł wreszcie odpowiednio długą gałąź, oberwał jej boczne odnogi i chwytając się rosnącego przy brzegu drzewa, wyciągnął ją przed siebie, usiłując dosięgnąć dziwnego przedmiotu.

Dwie pierwsze próby zakończyły się niepowodzeniem. Przy trzeciej zachwiał się i o mało nie wpadł do wody. Wreszcie za czwartym razem się udało. Dotknął tajemniczy kształt końcem gałęzi i spróbował przyciągnąć go do siebie. Kątem oka dostrzegł, jak lis oblizuje się nerwowo. Przedmiot musiał być jednak zaczepiony o coś pod powierzchnią wody, bo nic to nie dało. Spróbował jeszcze raz, usiłując tym razem wdusić go głębiej pod wodę, aby odczepić od tego czegoś, co przytrzymywało go pod powierzchnią. To była dobra metoda. Przedmiot najpierw zniknął pod wodą całkowicie, a potem wyskoczył na powierzchnie jak korek.

Jeszcze przez chwilę nie wiadomo było, co to jest. Bywa, że mózg w pierwszej chwili nie jest w stanie dopasować widzianego przez siebie obrazu do przedmiotu, którego kształt przechowuje w swojej pamięci. Zwłaszcza gdy przedmiot uległ pewnej deformacji albo gdy umysł broni się przed tym rozpoznaniem, przeczuwając czającą się za nim nieuniknioną grozę.

Na powierzchni rzeki, przytrzymywana przez leżący w jej nurcie konar, unosiła się, jak dziecięca zabawka w napełnionej wodą wannie, napuchnięta i spęczniała, ciągle jednak dość dobrze przypominająca swój pierwotny kształt, odcięta ludzka ręka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: