Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Hryć: dramat ukraiński w pięciu aktach: z podań ludu i z wydarzenia pod koniec ośmnastego wieku; Marek Jakimowski: duma - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hryć: dramat ukraiński w pięciu aktach: z podań ludu i z wydarzenia pod koniec ośmnastego wieku; Marek Jakimowski: duma - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 279 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MA­REK JA­KI­MOW­SKI

Duma.

przez

Ale­xan­dra Gro­zę.

Wil­no.

Dru­kiem Jó­ze­fa Za­wadz­kie­go.

1858.

Sło­wa Pa­ro­cha Unic­kie­go wpro­wa­dzo­ne, nic nie za­wie­ra­ją prze­ciw­ne­go re­li­gii Rzym­sko­ka­to­lic­kiej, w tem po­świad­czam. Dnia 9 Lip­ca 1858 roku.

X. A. Wró­blew­ski Ka­non. Ka­tedr. Wil.

Po­zwo­lo­no dru­ko­wać z obo­wiąz­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie Cen­zu­ry pra­wem ozna­czo­nej licz­by exem­pla­rzy. Wil­no 21 Lip­ca 1858 roku.

Cen­zor, Pa­weł Ku­kol­nik.

AN­TO­NIE­MU EDWAR­DO­WI ODYŃ­CO­WI, jako cześć na­leż­ną Jego ta­len­tom i za­słu­dze oby­wa­tel­skiej , oraz jako do­wód mo­jej naj­ser­decz­niej­szej przy­jaź­ni po­świę­cam

A. Gro­za.

HRYĆ.

Dra­mat ukra­iń­ski w pię­ciu ak­tach,

Z po­dań ludu i z wy­da­rze­nia pod ko­niec ośm­na­ste­go wie­ku.

OSO­BY PRO­LO­GU.

Al­fred – dzie­dzic.
Pra­wo­ta – eko­nom.
Xiądz Pa­roch – uni­ta.

PRO­LOG.

(Cha­ta na wzgó­rzu, za nią las, u dołu duży staw,
a wieś do­ko­ła. Za sta­wem na wzgór­ku cer­kiew).

Al­fred, Pra­wo­ta.

AL­FRED.

Chciej więc pa­mię­tać, że je­stem w Ge­ne­wie,
A tu­taj tyl­ko Hry­cio po­be­reż­nik.
Wszyst­kie zle­ce­nia, jak do­tąd by­wa­ło,
I nadal bę­dziesz od­bie­rać z Ge­ne­wy.
Po­be­reż­ni­ków przy­wo­łaj i przy­każ
By mnie słu­cha­li jak tro­chę star­sze­go.
Może się zaj­mę le­śnem go­spo­dar­stwem,
Dla tego u nich ja­kiejś chcę po­wa­gi.
Zresz­tą ci w ni­czem krzyw­dy nie uczy­nię,
Bę­dziesz, jak do­tąd, rządz­cą z peł­ną wła­dzą.

PRA­WO­TA.

Ach, pa­nie!…

AL­FRED.

Tyl­ko pro­szę cię Pra­wo­to,
Spełń moje wolę bez­względ­nie i szcze­rze.
Czem dziś So­bo­tów, two­ich rzą­dów dzie­ło,
Więc spra­wie­dli­wa abyś rzą­dził da­lej.
Miło rai pa­trzeć na te pięk­ne cha­ty,
I na ko­mi­ny, jak po­sa­gi bia­łe,
Po­roz­sta­wia­ne wśród ga­jów zie­lo­nych.
Wdzięcz­ne to gaje, bo i w upał cie­nie
I owoc nio­są na stół go­spo­da­rza.
Któż je po­sa­dził? ty mój przy­ja­cie­lu,
One są wień­cem zie­lo­nym twej chwa­ły.
Tyś i lud pod­niósł z tego po­ni­że­nia,
W któ­rem go trzy­mał na­łóg sta­ro­wiecz­ny.
Już to nie owe grec­kie Me­lan­chle­ny,
Pół roku wil­ki, a pół roku lu­dzie;
Nie dzicz, co wczo­ra tyl­ko wy­szła z lasu,
Ale po­sta­ci nam prze­cie po­dob­ne,
W pro­stym, lecz pięk­nym i wy­god­nym stro­ju,
Raź­ne, we­so­łe, wi­dać że szczę­śli­we.
Wi­dać, że nie­mi nie że­la­zna ręka
Sro­gie­go dra­ba, ale dłoń oj­cow­ska
Rzą­dzi w swo­bo­dzie.

PRA­WO­TA.

O dro­gi mój Pa­nie!
Nie za­słu­ży­łem na ta­kie po­chwa­ły,
Bom nic tu z sie­bie nie zro­bił do­bre­go:
Wa­sza myśl, wola, sta­ły się mi pra­wem,
Ja śle­pym wa­szej woli wy­ko­naw­cą.
I le­piej dla mnie, że ja by­łem śle­py,
Gdy wa­sze oczy tak ja­sno wi­dzia­ły.
Ja pro­stak, w wiej­skiej cha­cie uro­dzo­ny,
Szlach­cic z za­go­nu; co za­gon, co strze­cha,
To tyl­ko zna­łem, i przez myśl nie prze­szło
Ja­kieś od­mia­ny we wsi za­pro­wa­dzać.
Kil­ka lat…. oczom moim nie chcę wie­rzyć….
Za­praw­dę, sam tu nie wie­le­bym zro­bił!
Bo choć­by cha­ty były zbu­do­wa­ne,
Choć­by w odzie­nie lud ubrał się pięk­ne,
Wie­le­by jesz­cze było do zdzia­ła­nia.
Mó­wiąc po praw­dzie, to nasz prze­two­rzy­ciel,
Pa­roch nasz;– on nas na­uczył być ludź­mi….
On nas na­uczył: co mi­łość bliź­nie­go,
Co bo­jaźń Boża, na co człek stwo­rzo­ny,
I by swem sło­wem dać praw­dy świa­dec­two,
Jak uczył, żyje. Więc ma­jąc przed sobą
Wzór taki, i my, przy Bo­żej po­mo­cy,
Niby coś tak­że ro­bi­my do­bre­go.
Lecz oto wi­dzę i on sam przy­cho­dzi, (od­da­la się).

Al­fred i xiądz Pa­roch.

AL­FRED.

Wi­tam was! wi­tam, prze­zac­ny pa­ro­chu,
Jak­że mi ślicz­nie, mło­do wy­glą­da­cie!
Gdy­by szron tro­chę skro­ni nie przy­pru­szył
Rzekł­bym, że na was jed­nych czas ła­ska­wy.

X. PA­ROCH.

Pan Bóg ła­ska­wy na swo­je­go słu­gę,
Dał ka­wał chle­ba, dał do pra­cy pole,
Dał do­bre zdro­wie; a przy cią­głej pra­cy,
Człek za­po­mi­na, że mu czas ucie­ka:
To i czas ja­koś o nas za­po­mi­na,
I nam z tem le­piej. Wresz­cie, my pod­ży­li,
Jak drze­wa do­szłe do pew­ne­go wie­ku,
Sto­imy w rów­ni, aż na­dej­dzie pora
I ra­zem gło­wę schy­li nam ku zie­mi.

AL­FRED.

O! niech ta pora bę­dzie jak naj­dal­szą!
Bo mój So­bo­tów, po wa­szem sie­roc­twie,
Mo­że­by zno­wu był dzi­czą ste­po­wą.
O! sto­kroć dzię­ki, dzię­ki wam pa­ro­chu!
Ser­ce mi ro­śnie, wi­dząc coś tu zro­bił.

X. PA­ROCH.

Za cóż dzię­ku­jesz? jam nic tu nie zro­bił
Nad to, com wi­nien zro­bić z miej­sca mego.
Sło­wo – tom czer­pał z na­uki Chry­stu­sa;
A przy­kład – niech Bóg bę­dzie mi­ło­ści­wy,
I da niej trzo­dzie lep­sze­go Pa­ste­rza!
Ale wasz, pa­nie, eko­nom Pra­wo­ta,
Cho­ciaż nie nosi księ­żow­skiej su­ta­ny,
To świę­ty ka­płan, to mąż Chry­stu­so­wy!
On to So­bo­tów rzą­dząc Bo­żem pra­wem,
Zro­bił go ta­kim pięk­nym i szczę­śli­wym.

AL­FRED (ca­łu­jąc Pa­ro­cha).

O! moi mili, za­cni przy­ja­cie­le!
Rów­nie­ście skrom­ni i rów­nie szla­chet­ni,
Nie chce­cie so­bie przy­zna­wać za­słu­gi,
Lecz od­da­je­cie ją je­den dru­gie­mu.–
Szczę­śli­wy będę, je­śli po­zwo­li­cie
Być przy­ja­cie­lem wa­szym, i tu od was.
Uczyć się pra­cy, i żyć, jak ży­je­cie.

X. PA­ROCH.

O! nie­chaj bę­dzie Pan Bóg po­chwa­lo­ny!

Że me nie­god­ne proś­by przy­jąć ra­czył,

I my­śli wa­sze zwró­cił ku oj­czyź­nie;

Że już na za­wsze wśród nas za­miesz­ka­cie!…

Za­pew­ne, wiel­ki i pięk­ny świat Pozy,

Ale Bóg nie dał czło­wie­ko­wi skrzy­deł,

By po nim tyl­ko z koń­ca w ko­niec la­tał.

Każ­dy z nas przy­niósł ze swem uro­dze­niem

Dla spo­łecz­no­ści swo­jej obo­wiąz­ki;

A im kto szer­sze miał do czy­nów pole,

Im za­pas sił mu był ob­fi­ciej dany,

Od­po­wie­dzial­ność tem więk­sza go cze­ka.

Bo­ga­te mie­nie, ta­len­ta, na­uka,

A na­wet samo w cie­le czer­stwe zdro­wie,

Są wiel­kie dźwi­gnie, któ­rych sit; nie go­dzi

Mar­nie zu­ży­wać, lub dać by próch­nia­ły.

Ko­cha­ny pa­nie! żyj i pra­cuj z nami,

Po ser­cu wy­bierz so­bie to­wa­rzysz­kę,

I stań się wzo­rem dla two­ich współ­ziom­ków,

Jak być szla­chet­nym oj­cem, mę­żem, pa­nem,

Oby­wa­te­lem kra­ju.

AL­FRED.

Mój za­cny pa­ro­chu!

Wierz mi, że wiel­kie to dla nas nie­szczę­ście,
Że nam nie dano, jak tym pta­kom, skrzy­deł,
Aby­śmy mo­gli po­la­tać po świe­cie.
O! gdy­byś la­tał tyle, com ja la­tał,
I wi­dział, sły­szał, com wi­dział i sły­szał:
Da­ruj, że po­wiem, mu­siał­byś się wsty­dzić

Swo­je­go ser­ca pier­wot­nej pro­sto­ty,

I na­iw­no­ści, któ­ra, cho­ciaż miła,

Jed­nak jest za­wsze ma­len­kiem dzie­ciń­stwem.–

Świat doj­rzał…. Ale nie z tem tu przy­cho­dzę.

Za­cny pa­ro­chu! znu­dzo­ny, znu­żo­ny,

Chciał­bym wśród wiej­skiej ode­tchnąć na­tu­ry. –

Jak mnie dziś wi­dzisz, ta­kim chcę być z wami,

Pro­stym ko­za­kiem, któ­ry ma zle­ce­nie

Od swe­go pana, by la­sów pil­no­wał.

W tej cha­cie będę żył so­bie po pro­stu,

Sam będę so­bie orał swo­ję niwę,

Sam pój­dę z kosą; z lu­dem, jak brat z bra­tem,

Chcę mó­wić, śpie­wać, a na­wet i ska­kać.

X. PA­ROCH

Oczom nie­wie­rze, uszom mym nie­wie­rze!!
Jak­to? chcesz scho­dzić z swe­go sta­no­wi­ska?
I za­miast oj­cem być dla twe­go ludu,
Chcesz się po­ni­żać i zejść do ni­ce­stwa?
I jak ten garn­carz, ma­jąc w ręku gli­nę,
Za­miast wy­ra­biać z niej co się po­do­ba,
Z rąk ją wy­pusz­czasz lub zda­jesz dru­gie­mu,
Kie­dy cię nikt tu za­stą­pić nie zdo­ła.
Może chcesz zbliz­ka zba­dać ta­jem­ni­ce
Uczuć i my­śli u two­je­go ludu?
Wierz mi, to dzie­ci pier­wot­ne na­tu­ry,

Ich myśl i ser­ce są jesz­cze na dło­ni.
Twem się zni­że­niem nic tu nie po­zy­skasz,
Nic nie na­uczysz, a utra­cisz wie­le,
Bo swą po­wa­gę, a z nią i sza­cu­nek.
Ja z nie­mi co­dzień, łzy co bo­le­śniej­sze,
Smut­ki co cięż­sze naj­pierw­szy po­dzie­lam,
A ich po­cie­chom z ser­ca bło­go­sła­wię;
Ale nikt jesz­cze nig­dy mnie nie wi­dział,
Abym się kie­dy wdał w pło­chą za­ba­wę,
W nie­sfor­ne żar­ty. Płu­ga się nie wsty­dam,
Ni cepa, kosy – bo pra­ca mo­zol­na
To po­sag, z któ­rym wy­szedł Adam z raju.
Lecz kto god­no­ści swo­jej się wy­rze­ka,
Kto nie z po­trze­by, ale lek­ko­myśl­nie
Ta­rza się w pro­chu, nie­chże się nie gnie­wa,
Je­śli na nie­go i śmie­ciem ktoś rzu­ci.

AL­FRED.

Mój przy­ja­cie­lu! inne dzi­siaj cza­sy,
I sądy dzi­siaj nie ta­kie jak były.
Sta­re mnie­ma­nia, uprze­dze­nia sta­re,
Jak zwię­dłe li­ście, z drze­wa opa­da­ją.
Apo­sto­ło­wie przy­szli z nową wia­rą.
Na ich po­tęż­ny głos, wiecz­nych prze­są­dów
Otwar­te wro­ta, i inne po­wie­trze
W ludz­ko­ści wie­je, i roz­bu­dza tru­pa.
By po­wstał z gro­bu.

X. PA­ROCH.

Je­śli trup po­wsta­nie,
To wskrze­si­cie­lom nie wiel­ka za­słu­ga,
Że upiór bę­dzie błą­kał się po świe­cie
I świat na­peł­ni zgni­li­zną gro­bo­wą….
O! pa­nie, pa­nie! je­śli i ty z sobą
Do nas przy­no­sisz ma­gicz­ne za­klę­cia,
i wśród nas za­czniesz wskrze­szać z gro­bów tru­py:
To ja, com przy­siągł słu­żyć Chry­stu­so­wi,
I nie znać in­nych Bo­gów, okrom Jego,
In­nej na­uki, krom Jogo na­uki;
Ja pro­stak, wyj­dę z mia­sta ta­kich cu­dów,
Bo w mo­ich ustach dla nich nie po­chwa­ła,
Lecz ana­te­ma jed­na za­wsze bę­dzie.
0! wiem ja, o co mi­strzom sło­wa idzie!
Zbłą­ka­ni, wio­dą ludz­kość na roz­dro­że,
Aby z nią ra­zem w prze­paść się po­wa­lić.
Wro­ta za­gła­dy so­bie otwo­rzy­li,
A Anioł Boży ró­zgą tłum na­ga­nia….
Obym nie do­żył wi­dzieć co ich cze­ka
W bliz­kiej przy­szło­ści! i żal mi was mło­dych….
Bo do­ży­je­cie do strasz­nych bo­le­ści,
Do nę­dzy ser­ca, wy­sty­głe­go z wia­ry.

AL­FRED.

Nie tak my bar­dzo źli i nie­bez­piecz­ni
Jak ci się zda­je! Że się nie tu­li­my

Pod Je­zu­ic­ki płasz­czyk,– to za­słu­ga,

Gdyż tem nas wi­dzą, czem w grun­cie je­ste­śmy.–

Ale dość tego! mój miły pa­ro­chu!

Nie myśl, że przy­szedł wilk do twej owczar­ni,

Aby ją tyl­ko ka­le­czył, roz­pra­szał.

O, nie! ja so­bie chcę tu żyć po pro­stu.

A je­śli znaj­dę choć jaki cień szczę­ścia,

Ja­kąś przy­jem­ność, co ser­ce mi wzru­szy:

To raz wło­żyw­szy tę siel­ską suk­ma­nę,

Już jej nie zdej­mę aż do sa­mej śmier­ci.

Za­wsze my­śla­łem o wiej­skiem za­ci­szu,

Dla­te­gom so­bie chciał go pięk­nem zro­bić.

Pra­wo­ta le­piej speł­nił me ży­cze­nie,

Niż gdy­bym wła­snem okiem sam do­zie­rał.

Wszyst­ko tu miłe – i ta na pa­gór­ku

Cer­kiew­ka wa­sza ze trze­ma wie­ża­mi,

I oso­bli­wość – dom wspól­nej za­ba­wy,

Z ogród­kiem peł­nym i cie­nia i kwia­tów.

A wa­szaż szkół­ka, i ta dzia­twa wa­sza!…

Tu więc uży­wać chcę mo­je­go szczę­ścia.

Mat­ka w dzie­ciń­stwie z kra­ju mnie wy­wio­zła,

I od­umar­ła w pierw­szej mej mło­do­ści.

Jak­by ogni­wo wią­żą­ce ze swe­mi,

Zo­stał mi ko­zak, nie­gdyś mego ojca

Słu­ga, po­wier­nik i to­wa­rzysz bro­ni.

Pro­sty syn ste­pu, przy ro­dzin­nej mo­wie,

Do żad­nej in­nej przy­wyk­nąć nie zdo­łał,

I oby­cza­ju nic w nim ro­dzin­ne­go

Za­trzeć nie mo­gło. Jam go też po­ko­chał.

I tak się jego wy­uczył ję­zy­ka,

Że dziś nim mó­wię jak moim oj­czy­stym.

Ba­wiąc mnie Ta­ras roz­mo­wą o kra­ju,

I o mło­do­ści swo­jej roz­po­wia­dał,

A z nią o szczę­ściu, ja­kie­go uży­wał,

Wśród wsi, swo­bo­dy i co­dzien­nej pra­cy….

Bied­ny był, słu­żył za ka­wa­łek chle­ba,

Lecz kraj do­ty­la był mu za­wsze miły,

Że ma­jąc u mnie wszyst­kie­go do zbyt­ku,

Pła­kał za swo­ją ubo­gą mło­do­ścią.

Umarł, gdym wła­śnie do was się wy­bie­rał,

Ale swój smu­tek i tę­sk­no­tę ser­ca

Zo­sta­wił przy mnie; aby je utu­lić,

Przy­bie­gam do was, przyjm­cież mnie ser­decz­nie.

X. PA­ROCH.

Mło­dzień­cze! te­raz nie chcę spo­rzyć z tobą,
Szla­chet­ne ser­ce, ufam, Bóg oświe­ci.

KO­NIEC PRO­LO­GU.

OSO­BY DRA­MA­TU.

Hryć (Al­fred) – dzie­dzic.
Wo­je­wo­da – stryj Al­fre­da.
Anie­la – jego pa­sierz­bi­ca.
Ju­sta – cór­ka ko­wa­la.
Te­tia­na.

Pra­wo­ta – eko­nom.
Pa­roch (Xiądz Uni­ta).
Ko­wal i jego żona.
Or­ga­ni­sta.
Zna­chor.
Tym­ko nie­my.
Po­be­reż­ni­cy.
Chłop­cy ze wsi.
Dziew­czę­ta.
Ste­po­we Ru­sał­ki.
Duch do­bry.
Duch zły.

AKT PIERW­SZY.

(Cha­ta na wzgór­ku, za nią las, u dołu duży staw
a wieś do koła. Za sta­wem na wzgór­ku cer­kiew).

SCE­NA PIERW­SZA.

HRYĆ (Al­fred) (sam).

Po tylu cud­nych i snach i ma­rze­niach,
My­śla­łem, że mnie cze­ka prze­bu­dze­nie
Smut­ne, bo­le­sne; i drża­łem przed chwi­lą,
W któ­rej mi przyj­dzie otwo­rzyć po­wie­ki;
I od­su­wa­łem tę chwi­lę od sie­bie….
Wi­dzę, żem błą­dził, żem się próż­no trwo­żył.
Bo tu zna­la­złem i nie­bo błę­kit­ne,
Po­wie­trze lek­kie, won­ne lasu wo­nią,
I ste­pu, co tam kwit­nie po za la­sem.
Od­bu­do­wa­na wieś pięk­nie wy­glą­da;
Ale i inne wsie w tej oko­li­cy,

Na­wet w nie­ła­dzie swo­im, rów­nie pięk­ne.
Lud z pie­śnią w ustach ro­śnie i sta­rze­je.
Szu­ka­łem pust­ki, sze­dłem na pu­sty­nię,
Tym­cza­sem…. Może i ser­cu ochło­dę
I dla mej my­śli znaj­dę przę­dzę zło­tą.–
Że­gnam was, pięk­ne ar­ty­stycz­ne Wło­chy!
I cie­bie mą­dra i dow­cip­na Fran­cjo!
I cie­bie – cie­bie z two­je­mi ska­ła­mi,
Gdzie się bie­le­ją i chmu­ry i śnie­gi,
Przy tur­ku­so­wych twych je­zior zwier­cia­dłach –
I cie­bie że­gnam oj­czy­zno Hel­we­tów!
Wszyst­ko, com u was i wi­dział i sły­szał,
Wszyst­ko to przy tym chcę za­ko­pać pro­gu,
I no­wym człe­kiem żyć z no­wy­mi ludź­mi;
A fos­fo­rycz­ne mego szczę­ścia bla­ski,
Próch­na ułu­dzeń, za któ­re­mim go­nił,
Za­po­mnieć wiecz­nie. Do ich za­po­mnie­nia
Po­mo­że i ta ostra moja kosa,
I pług mój, wresz­cie i ten lud ser­decz­ny….

SCE­NA DRU­GA.

Hryć i Po­be­reż­ni­cy (wcho­dzą).

PIERW­SZY.

Zdro­wia wam.

HRYĆ.
I wam.

PIERW­SZY.

Wy je­ste­ście Hryć!

HRYĆ.

Tak jest.

PIERW­SZY.

Idzie­my wła­śnie od Pra­wo­ty,
On mó­wił, że­ście star­szy mię­dzy nami,
Że­ście od pana wprost tu za­je­cha­li.
Nam tu gło­szo­no, że sam pan przy­je­dzie,
Że miesz­kać bę­dzie; a że śpie­wać lubi,
I chce by jego lud pięk­nie mu śpie­wał,
To­śmy się róż­nych pie­śni na­uczy­li.

HRYĆ.

O! pan nasz bar­dzo pięk­ne pie­śni lubi!
To do­brze że­ście śpie­wać się uczy­li.
I ja coś umiem, i od­tąd po­spo­łu
Śpie­wać bę­dzie­my, aż na­dej­dzie pora

Że za­śpie­wa­my i na­sze­mu panu….
A te­raz chłop­cy! co wie­cie, umie­cie,
Spró­buj­cie.

PIERW­SZY PO­BE­REŹ­NIK

Ja­kąż? z lasu, czy ze dwo­ru?

HRYĆ.

A już­ci z lasu; po­bo­reż­nik z lasu.

ŚPIEW.

Zie­lo­na si­ko­ra,
Soj­ka ma­lo­wa­na,
Przy­nio­sła ze dwo­ra
Taką wieść od pana.

Za sied­mią gó­ra­mi,
Za sied­mią mo­rza­mi,
Sie­dzi pan nad sto­łem
Z po­chy­lo­nem czo­łem,

I pi­sze drob­ne li­sty za li­sta­mi.
I pyta: co tam z mo­je­mi la­sa­mi?
Czy po sta­re­mu sta­re dęby sto­ją?
I swo­je sta­rość je­mio­ła­mi stro­ją?
Czy bia­łe brzo­zy, bia­łe pan­ny mło­de,
W zie­lo­ny war­kocz stro­ją swą uro­dę?

Czy lipa roje do ser­ca przy­tu­la?

Czy jak ku­ka­ła, kuka tam zo­zu­la?

Czy na lesz­czy­nie sło­wik w le­sie śpie­wa?

Czy wie­wió­recz­ka w tań­cu wy­ska­ki­wa?

– Oj, po sta­re­mu wszyst­ko, miły pa­nie!
Na­wet niż było jesz­cze le­piej sta­nie.
Bo two­je mło­de lasy już doj­rzej,
A jak ko­no­pie nowe się za­sie­ją;
Ro­jów nikt to­bie od lip nie od­ga­nia,
Wie­wiór­ka ska­cze do orze­cho­bra­nia,
Sło­wi­ki pie­ją, a za ich pie­nia­mi
Echa brzmią wszę­dzie górą i do­ła­mi;
Za… sło­wi­ka­mi i my, jak mo­że­my?
Pio­sen­ki na­sze pod echa cią­gnie­my.

PIEŚŃ DRU­GA.

Mło­dy ja­wor choć zie­lo­ny,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: