Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ja, My, Oni. Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ja, My, Oni. Teresa Torańska w rozmowie z Małgorzatą Purzyńską - ebook

„Teresa Torańska nie miała żadnego lęku przez postaciami, które na ogół budzą respekt. Już po autoryzacji słynnego wywiadu z generałem Wojciechem Jaruzelskim jej rozmówca wciąż miał jakieś wątpliwości. Targi o każde zdanie trwały jeszcze przez telefon w redakcji. Staraliśmy się być w dziale cicho. I nagle słyszymy, jak Teresa mówi do Jaruzelskiego: – Co? Dygocik!? Dygocik się pojawił? Myślę, że ta rozmowa dlatego stała się tak ważna, a nawet historyczna, że Teresa była w niej sobą i traktowała generała tak, jak może go nikt od dziesięcioleci nie traktował: wyrozumiale i zwyczajnie. Mam nadzieję, że rozmowa Małgorzaty Purzyńskiej wyjaśni czytelnikom fenomen Teresy Torańskiej. Fenomen człowieka i dziennikarki. Jest w tej rozmowie mnóstwo zaskoczeń. Mnie najbardziej zaskoczyła pointa. Teresa po raz pierwszy wyznaje, kto był w jej zawodzie idolem absolutnym. A ponieważ to też mój idol absolutny, zatelefonowałem, by spytać, co idol mówi o Teresie. A mówi tak: «Reporterzy potrafią poświęcić bohatera dla trafnego słowa, dla udanego tekstu. Jeśli rezygnują, to z bólem serca. Teresa rezygnowała bez żalu. Ponieważ była równie dobrym człowiekiem jak reporterką». Polecam Państwu ten jeden z ostatnich wywiadów Teresy Torańskiej. Nie ma znaczenia, że to nie ona go przeprowadzała”.

Ze wstępu Mariusza Szczygła

Kategoria: Rozmowy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-832-681-194-4
Rozmiar pliku: 6,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Fragment

Teresa Torańska, poza tym, że przeprowadzała wspaniałe rozmowy, dostarczała pewien deficytowy towar. Kto jej nie znał, mógł nie wiedzieć, że ze szczerego serca zajmowała się dystrybucją. I to darmową. Czasem raz, czasem kilka razy w tygodniu przynosiła nam do redakcji energię. Obdzielała nią wszystkich i nic za to nie chciała.

Rzucała się na życie z większym apetytem niż na jedzenie.

„Czy słyszałeś, że...?”; „Czy czytałeś, że...?”; „Czy wiesz, że...?”. Jej pytania i autentyczne zainteresowanie, co wie i myśli napotkana koleżanka czy kolega, były bardzo pobudzające.

No bo ona już rano zdążyła być w Sejmie (podczas gdy wielu z nas ledwo na 11 dotarło do pracy). Widziała tego i tego, ten i ten strasznie smutny, a ten i ten niósł bardzo podniesioną głowę. – No i nagle patrzę, a korytarzem kroczy, bo powiem ci, że nie szedł, on kroczył... – i tu padało jakieś ciekawe nazwisko.

– Teresko, ty tam robisz jakiś wywiad w tym Sejmie? – pytaliśmy. Bo chodziła już na Wiejską kolejny dzień.

– A broń Boże – wyjaśniała – po prostu mnie interesuje, co o-n-i myślą. To bardzo ciekawe. A nigdy nie wiesz, do czego to ci się przyda. Słuchaj – i tu nachylała się trochę jak matka nad dzieckiem, trochę jak ktoś dobrze poinformowany, kto musi ściszyć głos, żeby inni nie usłyszeli tajemnicy – od tego, co oni tam myślą, zależy nasze życie.

– No, ale ty ich o coś konkretnego pytasz?

– Jasne. Na przykład pytam: a czego się t-e-r-a-z boicie? Bo oni strach mają wypisany na twarzach. I za każdym razem boją się czegoś innego. Mówią mi czego, bo to takie pytanie, którego nikt normalnie nie zadaje.

Teresa wyżywała się właśnie w rozmowach codziennych, tych niedrukowanych. Drukowane były tylko drobną częścią jej aktywności. Rozmawiała ze wszystkimi o wszystkim i dzięki temu wiedziała wszystko.

W noc referendalną z 7 na 8 czerwca 2003 roku, gdy Polacy decydowali, czy wejść do Unii Europejskiej, pojechaliśmy w grupie siedmiu reporterów na wesele do wsi Wyborów pod Łowiczem, żeby posłuchać, jakie są nastroje w narodzie. Powstał z tego reportaż do „Dużego Formatu” pt. „Wesele. Reaktywacja”.

Do Teresy przysiadł się młody rolnik.

– Pani przyjezdna z Warszawy, tak? – upewnił się.

– Ale zaraz, ustalmy najpierw, ile pan ma – odparła Teresa. – Żeby z panem dyskutować, muszę wiedzieć, ile pan ma hektarów.

– Ja to jestem z małym areałem – wyznał – i jestem przeciwko Unii.

Dla niej to wyznanie było jak ogień dla benzyny. I zaczynała się rozmowa, w której ona „niby daleka, a czuła jak matka, raz jak podlotek, raz jak prababka” dawała z siebie mnóstwo energii, żeby nieznajomego rolnika przekonać do Unii Europejskiej.

Za każdym razem, gdy przychodziła do redakcji „Dużego Formatu” – a zawsze podkreślała, że jest dziennikarką reporterskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”, który szerzył alternatywne wobec swojej matki, czyli codziennej gazety, spojrzenie na świat – przynosiła coś nowego. Musieliśmy się z tym zmierzyć. Określić się i otrzepać z ospałości, w jakiej nas zastawała przy biurkach.

Teresa nie miała żadnego lęku przed postaciami, które budzą respekt. Nigdy nie rozmawiała na klęczkach. Była już po autoryzacji swojego słynnego wywiadu z generałem Wojciechem Jaruzelskim, ale rozmówca wciąż miał jakieś wątpliwości. Targi o każde zdanie trwały jeszcze przez telefon w redakcji. Ta rozmowa nie była łatwa, więc staraliśmy się być w dziale cicho. I nagle słyszymy, jak Teresa mówi do Jaruzelskiego: – Co? Dygocik!? Dygocik się pojawił?

Myślę, że ta rozmowa dlatego stała się tak ważna, a nawet historyczna, że Teresa była w niej sobą i traktowała generała tak, jak może go nikt od dziesięcioleci nie traktował: wyrozumiale i zwyczajnie.

Takie zwyczajne traktowanie przeżył nasz kolega z działu Tomasz Kwaśniewski, który ma takie samo nazwisko jak prezydent. W niedzielne popołudnie zadzwoniła do niego Teresa i Tomek nie zdążył jeszcze jej powiedzieć „Cześć, Tereska” (mówiliśmy tak do niej od czasu słynnego filmu), a już usłyszał, jak Teresa zaczyna krzyczeć na prezydenta Kwaśniewskiego: – Panie prezydencie, Torańska mówi! No ja muszę to panu powiedzieć, że to niedopuszczalne, żeby pan... Nie mogłam wytrzymać i musiałam zadzwonić... – i tak dalej do momentu, kiedy Tomek wbił się w jej monolog i okazało się, że to nie głos Aleksandra.

Kilka lat temu oznajmiła z ogromnym przekonaniem: – Mam taką dziewczynę zdolną, Małgosię Purzyńską. Umie pytać, zajmij się nią. Niech coś napisze.

– Taka dobra?

– Nie odpuszcza mi. Nie mogę jej zbyć byle odpowiedzią i to mi się podoba. Ma słuch. Bo trzeba pytać obrazami. Cały wic w tym, żeby rozmówca ci malował sytuacje i obrazy. Poglądy w wywiadach niech sobie w dupę schowają. Z tego j-a-k ktoś opowiada o tym, c-o mu się przydarzyło, wszystko wyczytasz. Każde poglądy.

Teresa lubiła młodych dziennikarzy. Krytyczna, ale chętna do pomocy. Wymagająca, ale zawsze z uśmiechem. Pełna akceptacji.

Kiedy rozmową z generałem Jaruzelskim wygrała pierwszą edycję konkursu na najlepszy wywiad prasowy im. Barbary N. Łopieńskiej, a za rok dowiedziała się, że do drugiej edycji konkursu „Gazeta” znów wysyła jej wywiad, poprosiła po cichu: – Szczygiełku, zlituj się nad tymi młodymi, niech coś też wygrają. Mnie nie wypada wciąż wygrywać.

Redakcja nie posyłała więc już wywiadów Teresy na ten konkurs.

Myślę, że rozmowa Małgorzaty Purzyńskiej wyjaśni czytelnikom fenomen Torańskiej. Fenomen człowieka i dziennikarki. Jest w niej mnóstwo zaskoczeń. Mnie najbardziej zaskoczyła pointą. Teresa po raz pierwszy wyznaje, kto był w jej zawodzie idolem absolutnym. A ponieważ to też mój idol absolutny, zatelefonowałem, by spytać, co idol mówi o Teresie.

A mówi tak: „Reporterzy potrafią poświęcić bohatera dla trafnego słowa, dla udanego tekstu. Jeśli rezygnują, to z bólem serca. Teresa rezygnowała bez żalu. Ponieważ była równie dobrym człowiekiem jak reporterką”.

Polecam Państwu jeden z ostatnich wywiadów Teresy Torańskiej. Nie ma znaczenia, że nie ona go przeprowadzała.

MARIUSZ SZCZYGIEŁ

Emerytka i kierownictwo – Paweł Goźliński i Mariusz Szczygieł (Okładka specjalna „Dużego Formatu”, 15 lipca 2011 r.)Jak powstała „Szkoła wywiadu

Teresy Torańskiej”

Co było przed słynnymi „Onymi”? Co robiła Teresa Torańska w moim wieku? Jak zaczynała? Od kogo się uczyła? Jak pracuje z bohaterem – notuje czy nagrywa? Które słowa są ważne, a które nie? Jak to się dzieje, że na rozmowę z nią godzą się tacy, którzy nigdy z nikim nie rozmawiali? I właśnie jej opowiadają o sprawach, o których wcześniej nie mówili?

Takie pytania miałam w głowie, gdy pierwszy raz zadzwoniłam do pani Teresy, nieco drżącym głosem przedstawiając swoją sprawę.

Byłam wtedy studentką Laboratorium Reportażu, podyplomowych studiów dziennikarskich na UW, ale już wydawcą. Redaktorem naczelnym miesięcznika hobbystycznego „Przyjaciel Pies”, a z wykształcenia – archeologiem.

Spotykałyśmy się kilkakrotnie w 2005 roku w kawiarni Mozaika (to kawiarnia bardzo PRL-owska stażem), w Café Brama, w Agorze, a na koniec już u niej w domu, gdzie częstowała mnie obiadem, bo przychodziłam do niej zaraz po pracy – najpierw z Wydawnictwa Lekarskiego, potem z Domu Spotkań z Historią, gdzie pracuję do dziś.

Odwołała kilka terminów („Mam spotkanie z ministrem”). Potem dwa wieczory czytałyśmy tekst. Przeczytałyśmy większość. „Muszę wyjechać na kilka dni. Drukuj już to” – powiedziała w końcu. Tak powstała „Szkoła wywiadu Teresy Torańskiej”, która była moją pracą dyplomową na Uniwersytecie Warszawskim. Niewielki jej fragment opublikował w listopadzie 2005 roku dziennikarski miesięcznik „Press”.

Pani Teresa dzwoniła do mnie czasem, pytając: co słychać? W 2008 roku, gdy przyszłam do niej po radę, prowadziła właśnie spotkanie z emigrantami marcowymi w Żydowskim Instytucie Historycznym – pracowała nad swoją książką. „Mam 60 stron wywiadu z Tadeuszem Rolke – jęknęłam. – Co robić?”. „Ciąć, ciąć, ciąć” – powiedziała. Wiec cięłam. Pocieszała mnie innym razem: „Dobre teksty nigdy nie giną. Schowaj do szuflady”. Zachęcała do pracy.

W Wigilię, 24 grudnia 2012 roku, kilka dni przed śmiercią, napisała mi w SMS-ie, że chciałaby opublikować część tej rozmowy. Nie zdążyłyśmy się spotkać.

Zawsze będę pamiętać gwar kawiarni i tembr jej głosu, gdy jako pierwsza zadała mi pytanie: „O czym będziemy rozmawiać?”.

Pani Tereso, dziękuję.

Dziękuję również wszystkim, którzy przyczynili się do powstania tej książki, a zwłaszcza mężowi pani Teresy – panu Leszkowi Sankowskiemu – i Ariadnie Machowskiej, a także moim Rodzicom.

Małgorzata Purzyńska

„My” w robocie – Waszyngton, 1994 r.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: