Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak schudnąć 25 kg lekko, łatwo i przyjemnie - ebook

Data wydania:
23 maja 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jak schudnąć 25 kg lekko, łatwo i przyjemnie - ebook

Chcesz w końcu schudnąć?
Musisz najpierw uwierzyć w siebie!

Książka opisuje osobiste doświadczenia Autorki i jej metody dotyczące utraty wagi. Udowadnia, że szczęście w osiąganiu celu sprzyja ludziom pogodnym, a dzięki optymizmowi i pozytywnemu myśleniu osiągnęła to, czego tak bardzo pragnęła – schudła 25 kg w sposób lekki, łatwy i przyjemny. Teraz i Ty możesz pójść jej śladem osiągając podobne, a nawet lepsze rezultaty.
Metoda odchudzania, którą proponuje Aneta Śladowska jest sposobem na odnalezienie prawdziwego siebie, czyli powrotem do swojej własnej natury, natomiast schudnięcie jest jej korzystnym efektem ubocznym. Jedynym wysiłkiem, który musisz włożyć w początkowej fazie doskonalenia siebie jest zmiana sposobu myślenia z negatywnego na pozytywny. Natomiast sam proces chudnięcia jest łatwy i przyjemny.
W poradniku Autorka ukazuje prawdziwe źródło nadwagi i pokazuje jak leczyć jej przyczyny, a nie tylko objawy. To skarbnica informacji na temat sposobów uzdrawiania ciała i duszy. Dowiesz się z niego także o sposobach radzenia sobie z blokadami dzięki czemu staniesz się człowiekiem pełnym radości, wdzięku i miłości, a przy okazji odzyskasz szczupłą sylwetkę. Zobaczysz jak krok po kroku, w miarę wzrostu Twojej świadomości i akceptacji siebie, następuje spadek Twojej wagi.

Chudnij z przyjemnością i ciesz się życiem.

Spis treści

Wstęp


Rozdział I:
Wpływ poczucia winy na powstawanie otyłości

Rozdział II:
Metamorfoza poprzez miłość

Rozdział III:
Wybaczanie

Rozdział IV:
Ach, ten lęk

Rozdział V:
Rola przekonań w powstawaniu nadwagi

Rozdział VI:
Emocje i ich rola w powstawaniu otyłości

Rozdział VII:
Relaks drogą do niepodjadania

Rozdział VIII:
Proste jest łatwe

Rozdział IX:
Gdzie byłam otyła i dlaczego brakowało mi energii?

Rozdział X:
Sposoby na łatwiejsze odchudzanie

Kategoria: Zdrowie i uroda
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7377-699-9
Rozmiar pliku: 490 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wy­ra­zy wdzięczności

Je­stem pełna wdzięczności dla Wszechświa­ta ota­czającego mnie przez cały czas wspa­niałymi ludźmi, którzy, po­ja­wiając się na mo­jej dro­dze, po­ka­zy­wa­li i ciągle po­ka­zują mi, kim rze­czy­wiście je­stem. Je­stem wdzięczna au­to­rom książek, które po­bu­dziły moją cie­ka­wość, od­wagę i chęć zmia­ny. Je­stem wdzięczna twórcom i or­ga­ni­za­to­rom warsz­tatów roz­wo­ju oso­bi­ste­go za ich miłość i hoj­ność w dzie­le­niu się wiedzą.

Je­stem wdzięczna lu­dziom szczupłym za to, że wie­lo­krot­nie da­wa­li mi do zro­zu­mie­nia, iż szczupłe ciało jest zgod­ne z na­turą. Je­stem wdzięczna lu­dziom zdro­wym, bo po­ka­za­li mi swo­im przykładem, że zdro­wie i szczęście jest wy­ni­kiem wia­ry we własną moc. Je­stem wdzięczna lu­dziom praw­dzi­wie bo­ga­tym, bo po­ka­za­li mi, że można żyć w radości i ob­fi­tości bez po­czu­cia winy.

Je­stem wdzięczna również tym wszyst­kim lu­dziom w moim życiu, którzy nie wie­rzy­li we własną moc, doświad­cza­li bólu i sa­mot­ności, po­nie­waż to dzięki nim mogłam do­strzec swoją własną nie­moc, cier­pie­nie i go­rycz. Je­stem wdzięczna moim ro­dzi­com za to wspa­niałe życie, którym zo­stałam przez nich ob­da­rzo­na. Je­stem wdzięczna so­bie za to, że po­ko­nałam blo­kadę nie­mocy i zna­lazłam w so­bie od­wagę przy­zna­nia się przed samą sobą do swo­ich nie­do­sko­nałości, dzięki cze­mu mogłam się od nich uwol­nić.Wstęp

Bar­dzo trud­no było mi wy­obra­zić so­bie sie­bie jako osobę szczupłą. Wiel­ka chęć wygląda­nia jak zgrab­ne rówieśnicz­ki i licz­ne upad­ki na dro­dze od jed­nej die­ty do ko­lej­nej w tęskno­cie za upra­gnioną fi­gurą, którym to­wa­rzy­szył słomia­ny zapał, spo­wo­do­wały obar­cza­nie sie­bie winą, a jej efek­tem stała się złość na samą sie­bie, rozłado­wy­wa­na słod­ki­mi przy­sma­ka­mi. Nic dziw­ne­go, że stałym ele­men­tem mo­je­go życia było doświad­cza­nie ogrom­nej roz­pa­czy z po­wo­du własne­go wyglądu.

Każdy zna­jo­my mówił, że gdy­bym schudła, mogłabym być fajną dziew­czyną. Nikt jed­nak na­prawdę nie po­wie­dział mi, jak mam to zro­bić. Udzie­la­no mi rad zgod­nie z utar­ty­mi prze­ko­na­nia­mi, czy­li: przejść na dietę, ćwi­czyć, sto­so­wać me­todę nżt (nie żreć tyle), her­ba­ty i ta­blet­ki od­chu­dzające – szko­da, że nikt z do­radców nig­dy tego sam nie wypróbował. Wierzę, że ist­nieją lu­dzie, którzy osiągnęli wspa­niałe efek­ty od­chu­dza­nia ta­ki­mi me­todami. Dla mnie jed­nak ćwi­cze­nia i die­ty były to­talną porażką. Z ta­blet­ka­mi było łatwiej, wy­star­czyło połknąć. Nie­ste­ty, tym spo­so­bem je­dy­nie mój port­fel sta­wał się co­raz szczu­plej­szy, ale nie ja.

Wte­dy nikt mi nie po­wie­dział, że przy­czy­ny występo­wa­nia otyłości są znacz­nie głębsze niż te po­wszech­nie przyjęte.

Wie­działam, że coś ze mną było nie tak, i bar­dzo chciałam zmie­nić ten stan. Nie czułam się sobą. Bar­dzo chciałam stać się to­wa­rzy­ska, lu­bia­na i atrak­cyj­na. Myślałam, że szczupłe ciało może mi to wszyst­ko za­pew­nić. Co z tego, sko­ro od­chu­dza­nie było taką tor­turą. Stałam się bar­dzo cie­ka­wa łatwe­go spo­so­bu na schud­nięcie. Wraz ze wzro­stem za­in­te­re­so­wa­nia tym te­ma­tem zaczęły napływać do mnie różne me­to­dy, tech­ni­ki i spo­so­by. Wie­działam już, że ma­gicz­ne ta­blet­ki, cu­dow­ne her­bat­ki, fi­zycz­ne spo­so­by wy­ci­ska­nia z sie­bie siódmych potów mi nie służą. Zajęłam się więc wypróbo­wy­wa­niem me­tod „zupełnie nie z tego świa­ta”, czy­li tych naj­bar­dziej na­tu­ral­nych, pro­stych i sku­tecz­nych.

Wie­działam we własnym wnętrzu, że ist­nie­je me­to­da inna niż ćwi­cze­nia i die­ty. Wie­działam, że otyłość jest nie tyl­ko wy­ni­kiem ob­ja­da­nia się. Wie­działam, że cho­dzi o coś jesz­cze. Tyl­ko nie wie­działam, o co. Nie prze­sta­wałam jed­nak wie­rzyć, że ist­nie­je dla mnie pro­sty sposób, aby schudnąć. Wresz­cie mi się udało. Je­stem te­raz nie tyl­ko szczupła, ale i szczęśliwa, bo­ga­ta, pew­na sie­bie.

Me­to­da od­chu­dza­nia, którą pro­po­nuję, nie jest tak na­prawdę me­todą od­chu­dza­nia, ale spo­so­bem na od­na­le­zie­nie praw­dzi­we­go sie­bie, czy­li po­wro­tem do swo­jej własnej na­tu­ry, a schud­nie­cie jest jej efek­tem ubocz­nym. Je­dy­nym wysiłkiem, który trze­ba włożyć w początko­wej fa­zie do­sko­na­le­nia sie­bie, jest zmia­na spo­so­bu myśle­nia z ne­ga­tyw­ne­go na po­zy­tyw­ny. Sam pro­ces chud­nięcia jest bez­wy­siłkowy, łatwy i przy­jem­ny.

Kon­cen­truję się przede wszyst­kim na za­gad­nie­niu po­czu­cia winy, po­przez które sta­liśmy się kimś zupełnie in­nym, niż je­steśmy. Po­przez po­czu­cie się win­nym nastąpiło za­blo­ko­wa­nie przepływu ener­gii radości, ob­fi­tości, łatwości, miłości i nie­za­leżności. Tamy na rze­ce przepływu na­tu­ral­nej ener­gii życia spra­wiły, że smu­tek, złość, zgorzk­niałość, nieśmiałość, nie­pew­ność i ciężkość były po­strze­ga­ne jako zgod­ne z życiem. Człowiek z na­tu­ry jest zdro­wy, szczupły, ra­do­sny, wol­ny i pew­ny sie­bie. Otyły człowiek nie może być sobą. Na­gro­ma­dził za­pa­sy tłuszczu, po­nie­waż grał kogoś zupełnie in­ne­go, dla­te­go nie może po­lu­bić sie­bie i czuć się do­brze ze swo­im ciałem.

Prze­szko­da­mi na dro­dze do oczysz­cze­nia sie­bie z po­czu­cia winy są przede wszyst­kim nie­umiejętność wy­ba­cze­nia, brak miłości do sie­bie, błędne wy­obrażenia na własny te­mat oraz zakłócone po­czu­cie bez­pie­czeństwa.

O spo­so­bach ra­dze­nia so­bie z tymi blo­ka­da­mi, by stać się pełnym radości, wdzięku, miłości, a przy oka­zji od­zy­skać szczupłą syl­wetkę, opo­wia­dam w po­szczególnych roz­działach.

Moim naj­większym se­kre­tem, dzięki któremu osiągnęłam suk­ce­sy nie tyl­ko w dzie­dzi­nie od­chu­dza­nia, ale i każdej in­nej, było za­ufa­nie Bogu. Od­kry­wa­nie swo­jej bo­skiej na­tu­ry po­przez całko­wi­te za­wie­rze­nie się Jego mocy, znacz­nie potężniej­szej ode mnie, a którą sama w so­bie miałam od za­wsze. Za­ufać życiu to po­zwo­lić pro­wa­dzić się Bogu (miłości, Wszechświa­to­wi, na­tu­rze, życiu). Po­wie­rzyć się Bogu z za­ufa­niem. Nie mam na myśli Boga oso­bo­we­go. Nie mówię tu­taj o żad­nej re­li­gii. Mam na myśli jedną, prze­ni­kającą wszyst­ko ener­gię miłości. Ener­gia ta prze­ni­ka każdego z nas, prze­ni­ka wszyst­ko. Jeżeli tego nie od­czu­wa­my, a życie ko­go­kol­wiek z nas wygląda bla­do i jest pełne cier­pie­nia – to tyl­ko dla­te­go, że na dro­dze do od­czu­wa­nia przepływu ener­gii Wszechświa­ta po­ja­wiła się blo­ka­da.

Kie­dy opór przed doświad­cza­niem miłości, radości, ochro­ny bo­skiej, ob­fi­tości, wol­ności, pro­sto­ty, nie­win­ności zo­sta­nie usu­nięty, wte­dy Bóg przepływa przez całego cie­bie i two­je życie z łatwością. Nie trze­ba szu­kać szczęścia na zewnątrz. Ono już jest wewnątrz każdego z nas. Doświad­cze­nie szczęścia, miłości, ob­fi­tości spra­wia, że roz­my­wa się i zni­ka całe po­czu­cie winy, kon­tro­la, po­czu­cie by­cia gor­szym czy mniej war­tościo­wym. Każdy człowiek po­ja­wił się na Zie­mi nie bez przy­czy­ny. Bóg za­wsze ma plan wo­bec każdego z nas. Mamy w so­bie moc prze­wyższającą wszel­kie na­sze wy­obrażenia. Każdy z nas jest pod do­sko­nałą ochroną i opieką Boga przez cały czas. Je­steśmy ota­cza­ni miłością Wszechświa­ta w każdej se­kun­dzie życia. Brak za­ufa­nia do życia to wiel­ki za­tor na dro­dze do prze­ja­wia­nia własnej mocy. Jeśli ufa­my Wszechświa­to­wi i jego wspar­ciu, je­steśmy pro­wa­dze­ni w naj­lep­szym możli­wym kie­run­ku.Roz­dział I Wpływ po­czu­cia winy na po­wsta­wa­nie otyłości

Za­ja­da­nie po­czu­cia winy

Po­czu­cie winy jest ważnym czyn­ni­kiem zarówno w bu­do­wa­niu własne­go ciała, jak i w two­rze­niu własne­go życia. Doświad­cze­nie to prze­ja­wia się w cza­sie sa­mot­ności, od­rzu­ce­nia, nie­zro­zu­mie­nia, po­czu­cia wsty­du, kłopotów part­ner­skich, zdro­wot­nych, to­wa­rzy­skich i in­nych. Po­czu­cie winy wpływa wówczas na od­kry­cie roz­cza­ro­wa­nia własną po­stawą oraz two­rze­nie żalu do sie­bie. Prze­ja­wia się potępia­niem sa­me­go sie­bie lub chęcią zadośćuczy­nie­nia. Wi­docz­ny­mi ob­ja­wa­mi tego sta­nu są ciągle po­ja­wiające się pro­ble­my w życiu, nałogi, nad­wa­ga, cho­ro­by, brak pie­niędzy, a także brak part­ne­ra.

Bar­dzo ważne jest zro­zu­mie­nie, że nie można roz­dzie­lać ciała od sa­me­go sie­bie. Człowiek ma ten­dencję do dzie­le­nia własnej oso­by na ciało, umysł i duszę. Trud­no jest zro­zu­mieć sie­bie jako całość – wszyst­ko. Kie­dy człowiek nie­na­wi­dzi swo­je­go ciała, to nie­na­wi­dzi również sie­bie, i od­wrot­nie. Ciało i oso­ba jest tym sa­mym. Kie­dy oso­ba jest w sta­nie za­grożenia życia, to nie boi się, że jej ciało zosta­nie uśmier­co­ne, ale ona. Zrzu­ce­nie nad­wa­gi to ukłon w kie­run­ku lek­kości – i od­wrot­nie, doświad­cza­nie lek­kości w życiu pro­wa­dzi do lek­kości fi­zycz­nej uwi­docz­nio­nej w for­mie. Lek­kość fi­zycz­na jest wy­ni­kiem po­czu­cia lek­kości w ogóle, czy­li oso­by jako całości. Ciało jest formą ener­gii i jak każda inna ener­gia po­zwa­la kształtować się pod wpływem emo­cji, których dana oso­ba do­star­cza mu wraz z od­czu­cia­mi wywołany­mi po­przez słowa, myśli i czy­ny. Dbając o swo­je sa­mo­po­czu­cie, dba­my również o swo­je ciało. Dbając o swo­je ciało, po­pra­wia­my własne sa­mo­po­czu­cie.

Często w dzie­ciństwie, kie­dy za­py­tałam o coś tatę, do­sta­wałam od­po­wiedź: „Jak to, tego nie wiesz?”, „Nie wiesz ta­kich pro­stych rze­czy?”. Prze­stałam pytać. W szko­le, kie­dy cze­goś nie ro­zu­miałam, nie pro­siłam, żeby mi wytłuma­czo­no. Mil­czałam, a ma­te­riał wku­wałam na pamięć. Byłam po­strze­ga­na jako oso­ba bar­dzo spo­koj­na, a przez moje mil­cze­nie i do­bre oce­ny w szko­le – jako grzecz­na, do­brze ucząca się dziew­czyn­ka.

Kie­dy uczest­ni­czyłam w roz­mo­wach, uda­wałam, że wszyst­ko wiem. Wie­le razy, za­py­ta­na o coś, wymyślałam jakąś od­po­wiedź, jeśli tyl­ko było to możliwe, za­miast przy­znać się, że nie wiem. Oczy­wiście ob­ra­cało się to prze­ciw­ko mnie. Praw­da łatwo wy­cho­dziła na jaw, a ja za każdym ra­zem czułam wstyd i co­raz większą niechęć do sie­bie. Naj­lep­szym le­kar­stwem po­wo­dującym za­po­mnie­nie tych ciężkich sy­tu­acji było ob­ja­da­nie się. Czułam się głupsza i gor­sza, a do tego byłam gru­ba. Do­pie­ro kie­dy zro­zu­miałam, że być może mój oj­ciec przez te słowa chciał mnie zmo­ty­wo­wać do na­uki albo mówił tak, bo sam nie chciał się przy­znać do nie­wie­dzy, wy­ba­czyłam mu i zaczęłam afir­mo­wać: „Opłaca mi się pytać, kie­dy cze­goś nie ro­zu­miem”, „Mam pra­wo cze­goś nie wie­dzieć i za­wsze mogę to spraw­dzić lub o to za­py­tać”. Kie­dy wresz­cie w to uwie­rzyłam, sy­tu­acja zaczęła się zmie­niać, a ja mniej jadłam, bo było mniej do za­ja­da­nia.

W dzie­ciństwie cza­sem słyszałam od mo­jej mamy, gdy coś jej nie wyszło, coś spadło lub się roz­biło: „To two­ja wina, bo tu­taj po­sta­wiłaś tę szklankę”, „To two­ja wina, bo pa­trzyłaś mi na ręce, kie­dy robiłam her­batę”. Dzi­siaj się z tego śmieję, ale w moim życiu właśnie ta­kie słowa po­wo­do­wały, że czułam się win­na i robiłam wszyst­ko, żeby za­do­wo­lić in­nych, aby tyl­ko nie być posądzoną, że zro­biłam coś nie tak. Po­czu­cie niechęci do sie­bie rosło, tak samo jak po­czu­cie winy z „sa­mo­wol­ne­go” by­cia ofiarą, ja z ko­lei je mi­ni­ma­li­zo­wałam pod­ja­da­niem w kącie cze­go­kol­wiek.

Ro­dzi­ce zwy­kli wmu­szać we mnie je­dze­nie, gdy nie miałam na coś ocho­ty lub nie byłam głodna – pod groźbą kary. Sys­tem ten po­skut­ko­wał zupełnym pod­porządko­wa­niem oraz prze­ja­da­niem się.

Wiem, że moi ro­dzi­ce pragnęli dla mnie tego, co sami uważali za naj­lep­sze. Pragnęli, abym była zdro­wa i nig­dy nie była głodna. Prze­ko­na­ni, że dziec­ko jest za małe, aby mieć swo­je zda­nie, ro­bi­li to, co ich zda­niem było najwłaściw­sze w da­nej sy­tu­acji.

Dzi­siaj do­sko­na­le ro­zu­miem mo­ty­wy ich postępo­wa­nia. Je­stem osobą do­rosłą, która podjęła de­cyzję o zmia­nie sie­bie. Dla­te­go z łatwością i miłością wy­ba­czam wszel­ki gniew i żal, jaki miałam w sto­sun­ku do lu­dzi, którzy mie­li wpływ na moją otyłość. Wy­ba­czam również so­bie, że po­zwo­liłam na to. Wiem już te­raz, że po­czu­cie winy było bez­pod­staw­ne, gdyż wy­ni­kało z nie­zro­zu­mie­nia sy­tu­acji i lu­dzi z nią związa­nych. Dla­te­go te­raz z łatwością re­zy­gnuję z po­czu­cia winy na rzecz mo­je­go szczupłego i zdro­we­go ciała.

Po­czu­cie winy nakręca po­czu­cie winy

Szu­kając początków mo­je­go po­czu­cia winy, od­kry­wałam, że źródło po­czu­cia winy jest znacz­nie głębsze i star­sze, niż mogłoby się to wy­da­wać. Raz wy­two­rzo­na emo­cja winy działa jak łańcu­szek: prze­no­si się w bar­dziej współcze­sne ob­sza­ry życia, za­tem trud­no za­uważyć, iż sta­ra emo­cja spo­wo­do­wała sze­reg no­wych zda­rzeń.

Wy­da­je się, że od­czu­cie winy następuje w opar­ciu o teraźniej­sze do­zna­nia, te, które występują na bieżąco. Są to najczęściej jed­nak ob­ja­wy po­zo­stałe po okre­sie zwa­nym dzie­ciństwem.

Nie trze­ba jed­nak sięgać aż tak głęboko w przeszłość, żeby zi­den­ty­fi­ko­wać własne po­czu­cie winy. Wy­star­czy wyłapać myśl, która wpłynęła ne­ga­tyw­nie na samopo­czu­cie i wywołała po­czu­cie winy, a wówczas ją prze­ana­li­zo­wać.

Kie­dy po­czułam się źle, od­ma­wiając przy­ja­ciółce po­mo­cy przy dziec­ku, z rąk wy­padł mi ta­lerz por­ce­la­no­wy, a po­tem wy­padł mi te­le­fon komórko­wy i się potłukł. Następnie przy­pa­liłam zupę, ude­rzyłam małym pal­cem sto­py w drew­nianą nogę krzesła. Żeby po­pra­wić so­bie hu­mor, co chwilę coś prze­gry­załam. Pod­ja­dałam orzesz­ki na prze­mian z cze­ko­ladą, pijąc ko­lejną kawę.

Sy­tu­acje te mogą się wy­da­wać zupełnie ze sobą nie­po­wiązane. Naj­pierw po­ja­wiła się myśl „jak mogłam odmówić”, następnie ne­ga­tyw­na emo­cja, która spo­wo­do­wała po­ja­wienie się we mnie winy, którą z ko­lei była złość na sie­bie, bo odmówiłam po­mo­cy. Następnie, z po­wo­du po­czu­cia winy za ten uczy­nek, sku­piłam w myślach całą uwagę na tym, za­miast na czyn­nościach w kuch­ni, co spo­wo­do­wało, że nie­chcący zrzu­ciłam ta­lerz ze stołu. Po­ja­wiła się jesz­cze większa wściekłość na sie­bie oraz własną niezręczność, co nakręciło winę jesz­cze moc­niej. Praw­do­po­dob­nie nie przy­pa­liłabym zupy, gdy­bym sku­piła uwagę na go­to­wa­niu, a nie myśle­niu o stłuczo­nym na­czy­niu i o tym, ile będzie kosz­to­wała na­pra­wa te­le­fo­nu.

Po­czu­cie winy rosło, wzma­ga­ne emocją nie­za­do­wo­le­nia z własnych uczynków. Myśli te zno­wu odwróciły moją uwagę od „tu i te­raz”.

Za moją niezręczność i ob­ja­da­nie nieświa­do­mie uka­rałam sama sie­bie kop­nia­kiem. Żeby się po­cie­szyć, zjadłam pół szar­lot­ki, po­pi­jając ją kawą.

Myśl o ka­lo­riach, ja­kie właśnie zjadłam, znów obu­dziła we mnie po­czu­cie winy. Jed­no po­czu­cie winy stwo­rzyło ko­lej­ne. Oczy­wiście na tym nie po­prze­stało. Zbiór ne­ga­tyw­nych wy­da­rzeń ciągnących się la­ta­mi mógł być wy­two­rem za­początko­wa­nym tym właśnie zda­rze­niem. A jeśli nie tym, to in­nym za­daw­nio­nym mo­men­tem po­wo­dującym po­wsta­nie wy­rzutów su­mie­nia.

Hi­sto­rię, którą właśnie opi­sałam, stwo­rzyłam po to, żeby zo­bra­zo­wać, do cze­go może do­pro­wa­dzić po­czu­cie się win­nym. W moim życiu zda­rzały się po­dob­ne sy­tu­acje, ale nie­ste­ty nie pamiętam ich szczegółowo. Pamiętam na­to­miast pociąg do je­dze­nia w ta­kich właśnie mo­men­tach, za­miast za­sta­no­wie­nia się nad tym, co jest przy­czyną mo­je­go nad­mier­ne­go ape­ty­tu.

Żeby nie dopuścić do tych wszyst­kich sy­tu­acji, wy­star­czyłoby za­uważyć pierw­sze po­czu­cie winy, ja­kie się po­ja­wiło, kie­dy nastąpiło pierw­sze ne­ga­tyw­ne od­czu­cie po od­mo­wie zna­jo­mej oraz prze­ana­li­zo­wa­nie, dla­cze­go w ogóle się po­ja­wiło. Może w przeszłości zda­rzyła się po­dob­na sy­tu­acja, która wywołała po­dob­ne samopo­czu­cie?

Należy za­tem sy­tu­ację zre­wi­do­wać, a następnie od­po­wied­nio za­re­ago­wać, za­miast po­zwo­lić ne­ga­tyw­ne­mu uczu­ciu żyć stwo­rzo­nym w so­bie raz po­czu­ciem winy i przy­ciągać ko­lej­ne ne­ga­tyw­ne sy­tu­acje do własne­go życia.

Uważam, że nie każdy po­trze­bu­je re­gre­sin­gu, hip­no­zy czy in­nych form pe­ne­tro­wa­nia przeszłości, aby wy­le­czyć się ze sta­rych ran i emo­cji po­wo­dujących sze­reg nie­miłych zda­rzeń w życiu. Można załatwiać spra­wy na bieżąco, wy­chwy­ty­wać nada­rzające się ku temu oka­zje w po­sta­ci iry­tującego – ne­ga­tyw­ne­go – sa­mo­po­czu­cia po­wo­do­wa­ne­go najczęściej przez lu­dzi, których od­bie­ra­my ne­ga­tyw­nie, lub ne­ga­tyw­nych myśli wywołujących ta­kie emo­cje, jak w przykładzie powyżej.

Przykład złego sa­mo­po­czu­cia po od­mo­wie przy­ja­ciółce przysługi jest do­sko­nałą in­for­macją, która po­wie­działa wie­le o tej oso­bie: „Czuję się źle z po­wo­du swo­jej aser­tyw­ności”. A co by było, gdy­by się zgo­dziła? Wte­dy za­miast po­sprzątać miesz­ka­nie, pójść do fry­zje­ra, przy­go­to­wać się na randkę – mu­siałaby kil­ka go­dzin spędzić w sposób, na który nie miała naj­mniej­szej ocho­ty, i przełożyć swój plan spędze­nia wol­ne­go cza­su w taki właśnie sposób na inny ter­min. Wściekła, że miesz­ka­nie po­zo­sta­nie brud­ne, a na randkę będzie mu­siała ułożyć so­bie fry­zurę sama. Dla­te­go ta­kie za­cho­wa­nie – od­mo­wa – było właściwe. Gdy­by oso­ba z tej hi­sto­rii za­raz na początku wyłapała złe sa­mo­po­czu­cie z po­wo­du od­mo­wy i nie pod­dała mu się, tyl­ko prze­ana­li­zo­wała, załatwiłaby jedną z ważnych kwe­stii we własnym życiu.

War­to wyłapy­wać ta­kie in­for­ma­cje, bo mówią dużo o człowie­ku. Mnie po­wie­działy, że dla mnie będzie ko­rzyst­ne na­ucze­nie się mówie­nia „nie” bez czu­cia się winną. Nie jest sztuką odmówić cze­goś so­bie lub komuś albo się na to zgo­dzić. Sztuką jest nie czuć się win­nym, kie­dy się to robi. Po­dob­nie jak ze je­dze­niem cze­goś smacz­ne­go. Nie jest sztuką nie zjeść tego, co się lubi, dla­te­go, że jest to ka­lo­rycz­ne, a po­tem cały dzień ka­to­wać się myślą o sma­ku i za­pa­chu tejże po­tra­wy, ale zjeść kawałek i czuć się z tym do­brze.

Ko­rze­nie po­czu­cia winy

Dużo myślałam o tym, jak wcześnie i gdzie pierw­sze ko­rze­nie po­czu­cia winy zo­stają za­pusz­czo­ne. Trud­no określić czas i miej­sce oraz które słowo lub za­cho­wa­nie jako pierw­sze wywołało po­czu­cie winy. Je­stem jed­nak prze­ko­na­na, że miało to miej­sce w bar­dzo wcze­snym dzie­ciństwie.

Naj­pierw po­ja­wił się odbiór da­ne­go słowa, za­cho­wa­nia lub wy­czu­cia czy­jejś emo­cji, następnie po­ja­wiło się po­czu­cie winy. Spo­wo­do­wało to po­wsta­nie uczu­cia za­grożenia, na­si­liły się oba­wy, a następnie po­wstało ne­ga­tyw­ne prze­ko­na­nie. Za­cho­wa­nia lub słowa in­nych nasączo­ne emo­cja­mi zwiększają wy­two­rze­nie po­czu­cia winy i ugrun­to­wują wy­obrażenia na te­mat własny i in­nych, po­przez które wy­bie­ra­my określone dro­gi w życiu.

Sche­ma­tycz­nie można to na­kreślić w następujący sposób:

Ne­ga­tyw­ne słowo, czyn, gest lub czy­jaś emo­cja → po­czu­cie winy strach → wy­obrażenia i prze­ko­na­nia → za­cho­wa­nie zgod­ne z wzor­ca­mi prze­ko­nań i wy­obrażeń.

Nie­win­ne dziec­ko nie wsty­dzi się i nie boi ni­cze­go, dopóki się go za to nie skar­ci. Mały człowiek uświa­da­mia so­bie wówczas, że popełnił błąd. Po­nie­waż nikt tej nie­win­nej isto­cie nie po­wie­dział, że każdy ma pra­wo popełniać błędy, a tyl­ko krzy­czał na nią lub wyśmie­wał się z jej uczynków, za­tem mały lu­dzik uwie­rzył, że zro­bił coś strasz­nie złego, a na­wet, że sam jest zły. Nie­raz taka istot­ka słyszała: „Wsty­dziłbyś się”, „Co z cie­bie wyrośnie”. Jeżeli dziec­ko zo­stało uka­ra­ne przez ro­dziców słownie lub fi­zycz­nie bez wcześniej­sze­go wytłuma­cze­nia mu, dla­cze­go zo­stała podjęta taka de­cy­zja, to za­cznie myśleć i czuć się win­ne temu, że nie po­tra­fiło się za­cho­wać, albo nie będzie zda­wało so­bie spra­wy z tego, za co zo­stało uka­ra­ne, i w efek­cie za­cznie myśleć, że to ono samo jest przy­czyną wszel­kie­go zła. To z ko­lei kształtuje w dziec­ku nie­ustan­ne po­czu­cie winy spo­wo­do­wa­ne nie­umiejętnością spełnie­nia ocze­ki­wań ro­dziców, a także zaniża jego po­czu­cie war­tości.

Nie­znającej jesz­cze życia isto­cie należy ja­sno wytłuma­czyć za­sa­dy, ja­kie obo­wiązują w domu i świe­cie, oraz ja­kie za­cho­wa­nia są wy­ma­ga­ne względem in­nych lu­dzi. Ko­chający ro­dzic po­wi­nien dodać do tego również słowa miłości, czy­li mówić swo­je­mu dziec­ku, że jest ważną, cenną i godną miłości istotą oraz że ro­dzic nie będzie zły na nie jako na istotę ludzką, tyl­ko na to, jak się za­cho­wało w da­nym mo­men­cie. Być może nie za­ha­mu­je to po­wsta­nia po­czu­cia winy, ale dziec­ko będzie świa­do­me źródła ewen­tu­al­nej kary mogącej wystąpić przy każdym po­dob­nym za­cho­waniu oraz po­zo­sta­nie świa­do­me, że mimo swo­je­go postępo­wa­nia jest ko­cha­ne i ważne dla ro­dziców.

Jeśli ro­dzi­ce prze­ka­za­li dziec­ku, ja­kie za­cho­wa­nia nie są przez nich ak­cep­to­wa­ne i będą ka­ra­ne, to może być tak, że dziec­ko albo w lęku przed karą cze­goś nie zro­bi, albo zro­bi to mimo groźby kary – co i tak wywoła w nim pew­ne po­czu­cie winy, bo postąpiło wbrew ro­dzi­com. Wy­ni­ka z tego, że każdy z nas, chcąc żyć w społeczeństwie, musi doświad­czyć czyn­ników kształtujących po­czu­cie winy. Py­ta­niem za­tem nie jest: „Jak uniknąć wywoływa­nia po­czu­cia winy w na­szym dziec­ku?”, ale „Jak wy­cho­wy­wać dziec­ko, żeby mimo me­tod wy­cho­waw­czych czuło się war­tościo­wym i po­trzeb­nym człowie­kiem?”. Py­ta­niem oso­by do­rosłej, która już ma w so­bie doj­rzałe po­czu­cie winy: „Jak mogę so­bie uświa­do­mić źródło mo­je­go po­czu­cia winy i się od nie­go uwol­nić?”.

Doj­rzałe po­czu­cie winy to po­czu­cie się win­nym w ta­kich roz­mia­rach, że bar­dziej to nie jest możliwe, co z ko­lei wywołuje chęć uwol­nie­nia się od tego nie­przy­jem­ne­go sta­nu kreującego ne­ga­tyw­ne sy­tu­acje w życiu da­nej oso­by. Po­ja­wia się wte­dy in­ten­cja po­wro­tu do swo­je­go na­tu­ral­ne­go sta­nu nie­win­ności.

Nie­doj­rzałym po­czu­ciem winy jest kre­owa­nie so­bie ne­ga­tyw­nych sy­tu­acji bez pojęcia, że sa­me­mu się je stwo­rzyło. Jest to świa­do­mość, że w du­szy coś nie gra, i obar­cza­nie za to sie­bie wraz ze zgodą na dal­sze otrzy­my­wa­nie kop­niaków. Z upływem cza­su i wzro­stem nie­za­do­wo­le­nia z sie­bie i z życia przy­cho­dzi uświa­do­mie­nie so­bie non­sen­su prze­ciąga­nia tego sta­nu, do­cho­dzi po­wo­li do doj­rzałego po­czu­cia winy, a po­tem – do chęci uwol­nie­nia.

Chy­ba każdy człowiek nosi w so­bie po­czu­cie winy. Jest to stan moc­no za­ko­twi­czo­ny już w umyśle małego dziec­ka, a na­wet nie­mowlęcia. Ro­dzi­ce w swo­jej nieświa­do­mości mówią dziec­ku różne rze­czy, nie zdając so­bie spra­wy z ich skutków w życiu do­rosłym własnej po­cie­chy. Myślą, że kie­dy dorośnie, o wszyst­kim za­po­mni. Świa­do­mie może nie pamiętać, ale czy­sta podświa­do­mość małego dziec­ka ko­du­je każde słowo oraz działanie w jego kie­run­ku.

Nie­ste­ty, większość ro­dziców woli kry­ty­ko­wać i kar­cić swo­je po­cie­chy za naj­mniej­szy na­wet błąd, niż je do­ce­niać, wyrażać miłość względem nich oraz mówić im, jaką radość daje sama ich obec­ność. Nie­wie­lu ro­dziców po­tra­fi wyrażać uczu­cia miłości względem dziec­ka. Nad­ra­biają to bar­dzo często po­przez przy­go­to­wy­wa­nie swo­jemu dziec­ku lu­bia­nych przez nie posiłków, ku­po­wa­nie słody­czy lub in­nych rze­czy. Mówi się: „przez żołądek do ser­ca”. Na­wet przez da­wa­nie pre­zen­tu w po­sta­ci cze­ko­la­dek sta­ra­my się po­ka­zać, jak kogoś ko­cha­my, za­miast mu to po pro­stu po­wie­dzieć.

Rzad­ki u ro­dziców jest zwy­czaj przy­zna­wa­nia się do błędów, prze­pra­sza­nia i prze­ba­cza­nia. Ro­dzi­ce lub opie­ku­no­wie są pierw­szy­mi i naj­ważniej­szy­mi au­to­ry­te­ta­mi dziec­ka. Dziec­ku wy­da­je się bar­dzo nie­spra­wie­dli­we, kie­dy ro­dzic popełni błąd i nie przy­zna się do nie­go, a ono za to obe­rwie. Nie cho­dzi wte­dy o sam czyn, ale o to, że dziec­ko po­czuło się win­ne z po­wo­du własne­go ist­nie­nia. Pro­blem na­ra­sta do roz­mia­ru wy­two­rze­nia w so­bie po­czucia by­cia mniej war­tościo­wym człowie­kiem niż inni.

Ak­ty­wo­wa­nie się po­czu­cia winy w życiu do­rosłym jest swo­istym ro­dza­jem me­cha­ni­zmu obron­ne­go. Umysł za­pa­miętał karę otrzy­maną w dzie­ciństwie za pew­ne za­cho­wa­nie, a następnie za każdym ra­zem, kie­dy do­rosły człowiek chciał popełnić pe­wien czyn, umysł przy­po­mi­nał, żeby tego nie robić, by nie doświad­czyć kary. Jeśli dziec­ko zo­stało skar­co­ne w dzie­ciństwie za od­zy­wa­nie się, bo mówiło „od rze­czy”, to będzie w do­rosłości po­strze­ga­ne jako oso­ba nieśmiała, po­nie­waż ma za­ko­do­wa­ne w podświa­do­mości, że kie­dy się ode­zwie, to obe­rwie. Jeżeli ktoś wyśmie­wał się z małej dziew­czyn­ki, że wygląda pa­skud­nie, bo założyła szpil­ki i bluzkę mamy, to jako ko­bie­ta może czuć się win­na, kie­dy ubie­rze się sek­sow­nie. Jeżeli dziec­ko pod groźbą kary zja­dało wszyst­ko, choć nie było głodne, to w życiu do­rosłym będzie czyścić ta­le­rze do ostat­nie­go okrusz­ka, żeby uniknąć kary.

Już jako dziec­ko byłam no­to­rycz­nym kłamcą na­wet w naj­mniej istot­nych spra­wach. Kie­dy do­rosłam, nie­wie­le się zmie­niło. Również jako oso­bie do­rosłej kłam­stwo częściej prze­cho­dziło mi przez usta niż praw­da. Na­wet kie­dy zdałam so­bie już z tego sprawę, nie po­tra­fiłam przy­znać się do kłam­stwa. Bar­dzo źle się z tym czułam, więc próbowałam zna­leźć przy­czynę prze­ina­cza­nia faktów. Kie­dy sięgnęłam w przeszłość, przy­po­mniałam so­bie la­nie otrzy­ma­ne od taty, cze­mu to­wa­rzy­szyło po­wie­dze­nie praw­dy o ja­kimś wy­da­rze­niu. Nie przy­po­mi­nam so­bie dokład­nie, o jaką sprawę cho­dziło, wiem jed­nak, że mój umysł za­pa­miętał to jako „nie war­to mówić praw­dy, bo wte­dy do­sta­je się la­nie”. Kłamałam więc szyb­ciej, niż myślałam, właśnie po to, żeby uniknąć kary. Dużo cza­su zajęło mi prze­ko­na­nie swo­je­go umysłu, że mówie­nie praw­dy zwy­czaj­nie mi się opłaca. Moja świa­do­mość rosła, prze­stałam kłamać, a na­wet kie­dy „spon­ta­nicz­nie” skłamałam, za­raz po­tem po­tra­fiłam się do tego przy­znać.

Miałam 35 lat i byłam całko­wi­cie prze­ko­na­na, że je­stem w porządku z własną uczci­wością – a jed­nak skłamałam. Po­wie­działam koleżance przez te­le­fon, że mój part­ner wyjeżdża za trzy dni w spra­wach własne­go biz­ne­su, pod­czas gdy on już wy­je­chał dzień wcześniej. Po chwi­li zdałam so­bie sprawę z tego, co zro­biłam. Nie przy­znałam się jed­nak do tego od razu. Umówiłyśmy się na spo­tka­nie za pół go­dzi­ny. Chciałam zo­ba­czyć, jak się z tym będę czuła w dro­dze do niej i chciałam po­wie­dzieć jej o tym pod­czas spo­tka­nia. Czułam się okrop­nie. Pa­trzyłam na przepływające prze­ze mnie emo­cje, niechęć do własnej oso­by w myślach, które nie­ustan­nie prze­wi­jały się przez mój umysł. Kie­dy otwo­rzyła drzwi, po­wie­działam jej prawdę. Od razu przyszła do mnie od­po­wiedź, dla­cze­go to zro­biłam. Otóż ostat­ni­mi cza­sy bar­dzo za­nie­dbałyśmy naszą re­lację głównie z tego po­wo­du, że ja gdzieś wyjeżdżałam i nie miałam wy­star­czająco dużo cza­su, aby spo­ty­kać się ze zna­jo­my­mi, a po­zo­stały czas spędzałam z part­nerem. Żeby po­ka­zać jej, jak mi na niej zależy, wymyśliłam na po­cze­ka­niu, że jeśli mój part­ner wy­je­dzie za kil­ka dni, a ja do niej pójdę już te­raz, to będzie zna­czyło jak jest dla mnie ważna.

Chciałam po­ka­zać, jaką je­stem dobrą koleżanką, i po­czuć się le­piej. Chciałam również, żeby ona czuła się do­brze. Niewątpli­wie miałam za­ko­do­wa­ne w mo­jej podświa­do­mości, że nie­win­ne kłam­stwo ni­ko­mu nie za­szko­dzi. Źródłem ta­kiej tro­ski o samopo­czucie mo­jej koleżanki było praw­do­po­dob­nie wzbu­dzo­ne w dzie­ciństwie po­czucie winy, w cza­sie kie­dy zdra­dziłam swo­je praw­dzi­we od­czu­cia i ura­ziłam tym bliską mi osobę, a ona mi to wy­po­mniała.

Kie­dy po­wie­działam jej o moim kłam­stwie, byłam za­sko­czo­na jej re­akcją. Po­wie­działa bar­dzo spo­koj­nie: „Ane­ta, a myślisz, że ja nie ko­lo­ry­zuję? Ja też cza­sem prze­ina­czam fak­ty”. Po krótkim cza­sie już roz­ma­wiałyśmy o czymś zupełnie nie­związa­nym z tym te­ma­tem.

Tyl­ko że ona była szczupła, a ja nie. Ona nie miała po­czu­cia winy z po­wo­du swo­je­go zmie­nia­nia faktów. Ja na­to­miast za każdym ra­zem, kie­dy przyłapałam się na kłam­stwie, czułam się win­na i po­ka­zy­wałam to swoją nad­wagą.

Po­czu­cie winy jest niewątpli­wie czyn­ni­kiem napędzającym ape­tyt psy­chicz­ny na nad­pro­gra­mo­we je­dze­nie. Tak właśnie było w moim przy­pad­ku.

Jako dziec­ko nie miałam pojęcia, dla­cze­go utyłam, na­wet się nad tym nie za­sta­na­wiałam. Po­zo­sta­wałam jed­nak świa­do­ma, że cały czas byłam z cze­goś nie­za­do­wo­lo­na, że coś mi nie pa­so­wało. Już w wie­ku kil­ku lat wie­działam, że różnię się od mo­ich rówieśników. Z tego, co mogę so­bie przy­po­mnieć z za­cho­wań i słów lu­dzi, których wy­brałam so­bie na ro­dzinę, wy­wnio­sko­wałam, że ślepo zga­dzałam się ze wszyst­kim, co mówili, bo każdy sprze­ciw był bun­tem pod­le­gającym ka­rze. Po­wie­dze­nie, że dzie­ci i ryby głosu nie mają, trak­to­wałam bar­dzo dosłownie. Kie­dy ka­za­no mi opróżnić ta­lerz co do okrusz­ka, to tak właśnie robiłam, tłumiąc w so­bie na­tu­ral­ne pra­wo do wyrażenia tego, że byłam już na­je­dzo­na.

Kie­dy uświa­do­miłam so­bie by­cie „gru­bym klu­skiem”, czy­li już w wie­ku kil­ku lat, może 4-5, punk­tem by­cia winną stał się sam fakt, że je­stem gru­ba. Tłuszcz przesłonił mi wi­dok na wszyst­ko inne. Myślałam, że moja nieśmiałość była re­zul­ta­tem otyłości. Ro­bie­nie tego, co każą inni, czy­li brak własne­go zda­nia – to wina otyłości. Myślałam so­bie, że gdy­bym była szczupła i ładna, to nie po­zwo­liłabym so­bie na ta­kie trak­to­wa­nie i robiłabym w życiu, co tyl­ko chcę. Przez wie­le lat wszyst­ko kręciło się wokół ki­lo­gramów, których obec­ność uświa­da­mia­li mi bli­scy i zna­jo­mi, mówiąc czu­le: „ale gru­biut­ka dziew­czyn­ka” albo „pul­pet”.

Kie­dy miałam mo­men­ty, gdy ze­szczu­plałam w wy­ni­ku tor­tur je­dze­nia według różnych diet, i gubiłam na­wet do 10 kg wagi, wca­le nie sta­wałam się bar­dziej śmiała, odważna czy pew­na sie­bie. Wręcz prze­ciw­nie, byłam bar­dziej milcząca i częściej myślałam o od­ma­wia­niu so­bie przy­jem­ności je­dze­nia, choć myślałam no­to­rycz­nie właśnie o nim.

Był to dla mnie dowód na to, że moja otyłość po­wstała z po­wo­du winy, jaką od­czu­wałam, za­nim utyłam. Wcześniej byłam pew­na, że wszyst­kie nie­po­wo­dze­nia życio­we są wy­ni­kiem mo­jej nad­wa­gi. Jak się jed­nak oka­zało, to moja otyłość stała się efek­tem po­czu­cia winy po­wstałego w wy­ni­ku nie­po­wo­dzeń i bra­ku suk­cesów w in­nych dzie­dzi­nach, które wraz z kry­tyką i bra­kiem po­par­cia in­nych stały się źródłem od­czu­wania winy od­po­ku­to­wa­nej z roku na rok na­ra­stającym ochron­nym tłuszczem.

Dróg po­wsta­wa­nia winy, której efek­tem stała się otyłość, może być wie­le. Moje roz­ważania na ten te­mat do­pro­wa­dziły mnie do różnych pytań. Być może kie­dyś w połowie posiłku wy­ra­ziłam myśl, że już je­stem na­je­dzo­na, i obe­rwałam klap­sa? Być może któreś z ro­dziców, dbając o to, żebym była syta i zdro­wa, po­wie­działo mi coś, co przez długie lata mo­je­go życia spo­wo­do­wało ob­ja­da­nie się mimo pełnego żołądka? Być może moje nad­ja­da­nie uru­cho­miło się inną drogą? Wiem na­to­miast na pew­no, że po­czu­cie winy, które miało wpływ na moją otyłość, zo­stało za­sia­ne, za­nim utyłam. Wiem również, że nie było to za­cho­wa­nie na­tu­ral­ne, i jako oso­ba do­rosła po­sta­no­wiłam to zmie­nić. Jak to robiłam i ja­kie słowa oraz czy­ny, które od­kryłam, grze­biąc w przeszłości, miały wpływ na po­wsta­nie mo­je­go po­czu­cia winy, opiszę w dal­szej części tego roz­działu. Na­to­miast to, jak so­bie z moją otyłością ra­dziłam, jest za­war­te w ko­lej­nych roz­działach.

Wiel­kie od­kry­cie – wszyst­kie od­po­wie­dzi są we mnie!

Kie­dy roz­po­znałam, że jedną z głównych przy­czyn mo­jej otyłości było po­czu­cie winy, zadałam so­bie py­ta­nie: „Wiem już, że po­nie­waż czuję się win­na, za­ja­dam ciągle tę pustkę, ale dla­cze­go czuję się win­na?”. Cho­dziłam z tym kil­ka dni. Pew­ne­go razu usiadłam, wzięłam kil­ka głębo­kich od­dechów i po­wie­działam na wde­chu: „Boże, pokaż mi te­raz główną przy­czynę mo­je­go po­czu­cia winy”. Powtórzyłam to py­ta­nie na wy­de­chu. Zro­biłam to trzy, może czte­ry razy. I przyszła do mnie od­po­wiedź „Je­steś win­na, że je­steś”. Je­stem win­na, że je­stem? Nie mogłam początko­wo zro­zu­mieć, co to zna­czy. Po chwi­li przyszła do mnie ko­lej­na od­po­wiedź, że czuję się win­na po­przez samo swo­je ist­nie­nie. Czy­li że je­stem tu, na tym świe­cie, zupełnie bez sen­su, nie­po­trzeb­nie. Nie miałam po­trze­by do­cie­kać, dla­cze­go czułam się win­na tyl­ko z tego po­wo­du, że je­stem, ale przystąpiłam od razu do działania: po­wta­rzałam so­bie dzień w dzień i za każdym ra­zem w ciągu dnia, kie­dy tyl­ko so­bie przy­po­mniałam: „Dziękuję, że je­stem”, „Je­stem cen­na i war­tościo­wa tyl­ko dla­te­go, że je­stem”, „Je­stem, bo je­stem po­trzeb­na. Gdy­bym wca­le nie była po­trzeb­na, to by mnie nie było”, „Bóg ma wspa­niały plan wo­bec mnie, dla­te­go je­stem”, „Je­stem obra­zem Boga”, „Bóg mnie ko­cha taką, jaka je­stem”.

Później zaczęło przy­cho­dzić do mnie jesz­cze więcej od­po­wie­dzi odnośnie do mo­je­go po­czu­cia winy, żadna jed­nak nie była taka istot­na jak ta pierw­sza, która oka­zała się naj­ważniej­sza dla mo­je­go roz­wo­ju. Po­sta­no­wiłam prze­afir­mo­wać jesz­cze jedną kwe­stię, która po­ja­wiła się w mo­jej głowie. Oka­zało się, że czuję się win­na z po­wo­du by­cia ko­bietą. Podświa­do­mie pragnęłam uro­dzić się jako chłopiec. Z re­la­cji naj­bliższych wy­ni­ka, że w dzie­ciństwie nig­dy nie prze­pa­dałam za su­kien­ka­mi i różowy­mi ko­lo­ra­mi, za­wsze wolałam spodnie. Nie po­tra­fiłam za­dbać o sie­bie jako o ko­bietę również w wie­ku na­sto­let­nim i później­szym. Su­kien­ki nosiłam tyl­ko od święta, ma­ki­jaż i wy­ma­lo­wa­ne pa­znok­cie cza­sem mi się zda­rzały, miałam jed­nak za­wsze pro­blem z fry­zurą – na­wet nie zależało mi na tym, jak ona wygląda, a biżute­rię zaczęłam nosić zupełnie nie­daw­no. Chciałam się oczy­wiście po­do­bać in­nym, szczególnie płci prze­ciw­nej, a za­miast tego, ci­cho płacząc po kątach, że nikt mnie nie ko­cha, robiłam wszyst­ko, aby do tego nie doszło. Jak się po­tem do­wie­działam, mój oj­ciec za­wsze pragnął mieć syna. Czyżby taka mała in­for­ma­cja miała mieć tak znaczący wpływ na moje życie?

Cza­sem zupełnie „nie­win­ne” słowa mogą stać się przy­czyną wie­lu nie­po­ro­zu­mień wewnętrznych mających wpływ na na­sze życie, a my na­wet możemy o tym nie wie­dzieć. Dla­te­go tak ważne jest, by nie na­rze­kać, ale wziąć się za sie­bie i pytać swo­je wnętrze: „O co cho­dzi?”, „Jak mogę so­bie pomóc?”, „Co mogę już te­raz dla sie­bie zro­bić?”. A po­tem słuchać od­po­wie­dzi i zmie­niać własne życie. Wszyst­kie od­po­wie­dzi są już w każdym człowie­ku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: