Jak schudnąć 25 kg lekko, łatwo i przyjemnie - ebook
Jak schudnąć 25 kg lekko, łatwo i przyjemnie - ebook
Chcesz w końcu schudnąć?
Musisz najpierw uwierzyć w siebie!
Książka opisuje osobiste doświadczenia Autorki i jej metody dotyczące utraty wagi. Udowadnia, że szczęście w osiąganiu celu sprzyja ludziom pogodnym, a dzięki optymizmowi i pozytywnemu myśleniu osiągnęła to, czego tak bardzo pragnęła – schudła 25 kg w sposób lekki, łatwy i przyjemny. Teraz i Ty możesz pójść jej śladem osiągając podobne, a nawet lepsze rezultaty.
Metoda odchudzania, którą proponuje Aneta Śladowska jest sposobem na odnalezienie prawdziwego siebie, czyli powrotem do swojej własnej natury, natomiast schudnięcie jest jej korzystnym efektem ubocznym. Jedynym wysiłkiem, który musisz włożyć w początkowej fazie doskonalenia siebie jest zmiana sposobu myślenia z negatywnego na pozytywny. Natomiast sam proces chudnięcia jest łatwy i przyjemny.
W poradniku Autorka ukazuje prawdziwe źródło nadwagi i pokazuje jak leczyć jej przyczyny, a nie tylko objawy. To skarbnica informacji na temat sposobów uzdrawiania ciała i duszy. Dowiesz się z niego także o sposobach radzenia sobie z blokadami dzięki czemu staniesz się człowiekiem pełnym radości, wdzięku i miłości, a przy okazji odzyskasz szczupłą sylwetkę. Zobaczysz jak krok po kroku, w miarę wzrostu Twojej świadomości i akceptacji siebie, następuje spadek Twojej wagi.
Chudnij z przyjemnością i ciesz się życiem.
Spis treści
Wstęp
Rozdział I:
Wpływ poczucia winy na powstawanie otyłości
Rozdział II:
Metamorfoza poprzez miłość
Rozdział III:
Wybaczanie
Rozdział IV:
Ach, ten lęk
Rozdział V:
Rola przekonań w powstawaniu nadwagi
Rozdział VI:
Emocje i ich rola w powstawaniu otyłości
Rozdział VII:
Relaks drogą do niepodjadania
Rozdział VIII:
Proste jest łatwe
Rozdział IX:
Gdzie byłam otyła i dlaczego brakowało mi energii?
Rozdział X:
Sposoby na łatwiejsze odchudzanie
Kategoria: | Zdrowie i uroda |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7377-699-9 |
Rozmiar pliku: | 490 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem pełna wdzięczności dla Wszechświata otaczającego mnie przez cały czas wspaniałymi ludźmi, którzy, pojawiając się na mojej drodze, pokazywali i ciągle pokazują mi, kim rzeczywiście jestem. Jestem wdzięczna autorom książek, które pobudziły moją ciekawość, odwagę i chęć zmiany. Jestem wdzięczna twórcom i organizatorom warsztatów rozwoju osobistego za ich miłość i hojność w dzieleniu się wiedzą.
Jestem wdzięczna ludziom szczupłym za to, że wielokrotnie dawali mi do zrozumienia, iż szczupłe ciało jest zgodne z naturą. Jestem wdzięczna ludziom zdrowym, bo pokazali mi swoim przykładem, że zdrowie i szczęście jest wynikiem wiary we własną moc. Jestem wdzięczna ludziom prawdziwie bogatym, bo pokazali mi, że można żyć w radości i obfitości bez poczucia winy.
Jestem wdzięczna również tym wszystkim ludziom w moim życiu, którzy nie wierzyli we własną moc, doświadczali bólu i samotności, ponieważ to dzięki nim mogłam dostrzec swoją własną niemoc, cierpienie i gorycz. Jestem wdzięczna moim rodzicom za to wspaniałe życie, którym zostałam przez nich obdarzona. Jestem wdzięczna sobie za to, że pokonałam blokadę niemocy i znalazłam w sobie odwagę przyznania się przed samą sobą do swoich niedoskonałości, dzięki czemu mogłam się od nich uwolnić.Wstęp
Bardzo trudno było mi wyobrazić sobie siebie jako osobę szczupłą. Wielka chęć wyglądania jak zgrabne rówieśniczki i liczne upadki na drodze od jednej diety do kolejnej w tęsknocie za upragnioną figurą, którym towarzyszył słomiany zapał, spowodowały obarczanie siebie winą, a jej efektem stała się złość na samą siebie, rozładowywana słodkimi przysmakami. Nic dziwnego, że stałym elementem mojego życia było doświadczanie ogromnej rozpaczy z powodu własnego wyglądu.
Każdy znajomy mówił, że gdybym schudła, mogłabym być fajną dziewczyną. Nikt jednak naprawdę nie powiedział mi, jak mam to zrobić. Udzielano mi rad zgodnie z utartymi przekonaniami, czyli: przejść na dietę, ćwiczyć, stosować metodę nżt (nie żreć tyle), herbaty i tabletki odchudzające – szkoda, że nikt z doradców nigdy tego sam nie wypróbował. Wierzę, że istnieją ludzie, którzy osiągnęli wspaniałe efekty odchudzania takimi metodami. Dla mnie jednak ćwiczenia i diety były totalną porażką. Z tabletkami było łatwiej, wystarczyło połknąć. Niestety, tym sposobem jedynie mój portfel stawał się coraz szczuplejszy, ale nie ja.
Wtedy nikt mi nie powiedział, że przyczyny występowania otyłości są znacznie głębsze niż te powszechnie przyjęte.
Wiedziałam, że coś ze mną było nie tak, i bardzo chciałam zmienić ten stan. Nie czułam się sobą. Bardzo chciałam stać się towarzyska, lubiana i atrakcyjna. Myślałam, że szczupłe ciało może mi to wszystko zapewnić. Co z tego, skoro odchudzanie było taką torturą. Stałam się bardzo ciekawa łatwego sposobu na schudnięcie. Wraz ze wzrostem zainteresowania tym tematem zaczęły napływać do mnie różne metody, techniki i sposoby. Wiedziałam już, że magiczne tabletki, cudowne herbatki, fizyczne sposoby wyciskania z siebie siódmych potów mi nie służą. Zajęłam się więc wypróbowywaniem metod „zupełnie nie z tego świata”, czyli tych najbardziej naturalnych, prostych i skutecznych.
Wiedziałam we własnym wnętrzu, że istnieje metoda inna niż ćwiczenia i diety. Wiedziałam, że otyłość jest nie tylko wynikiem objadania się. Wiedziałam, że chodzi o coś jeszcze. Tylko nie wiedziałam, o co. Nie przestawałam jednak wierzyć, że istnieje dla mnie prosty sposób, aby schudnąć. Wreszcie mi się udało. Jestem teraz nie tylko szczupła, ale i szczęśliwa, bogata, pewna siebie.
Metoda odchudzania, którą proponuję, nie jest tak naprawdę metodą odchudzania, ale sposobem na odnalezienie prawdziwego siebie, czyli powrotem do swojej własnej natury, a schudniecie jest jej efektem ubocznym. Jedynym wysiłkiem, który trzeba włożyć w początkowej fazie doskonalenia siebie, jest zmiana sposobu myślenia z negatywnego na pozytywny. Sam proces chudnięcia jest bezwysiłkowy, łatwy i przyjemny.
Koncentruję się przede wszystkim na zagadnieniu poczucia winy, poprzez które staliśmy się kimś zupełnie innym, niż jesteśmy. Poprzez poczucie się winnym nastąpiło zablokowanie przepływu energii radości, obfitości, łatwości, miłości i niezależności. Tamy na rzece przepływu naturalnej energii życia sprawiły, że smutek, złość, zgorzkniałość, nieśmiałość, niepewność i ciężkość były postrzegane jako zgodne z życiem. Człowiek z natury jest zdrowy, szczupły, radosny, wolny i pewny siebie. Otyły człowiek nie może być sobą. Nagromadził zapasy tłuszczu, ponieważ grał kogoś zupełnie innego, dlatego nie może polubić siebie i czuć się dobrze ze swoim ciałem.
Przeszkodami na drodze do oczyszczenia siebie z poczucia winy są przede wszystkim nieumiejętność wybaczenia, brak miłości do siebie, błędne wyobrażenia na własny temat oraz zakłócone poczucie bezpieczeństwa.
O sposobach radzenia sobie z tymi blokadami, by stać się pełnym radości, wdzięku, miłości, a przy okazji odzyskać szczupłą sylwetkę, opowiadam w poszczególnych rozdziałach.
Moim największym sekretem, dzięki któremu osiągnęłam sukcesy nie tylko w dziedzinie odchudzania, ale i każdej innej, było zaufanie Bogu. Odkrywanie swojej boskiej natury poprzez całkowite zawierzenie się Jego mocy, znacznie potężniejszej ode mnie, a którą sama w sobie miałam od zawsze. Zaufać życiu to pozwolić prowadzić się Bogu (miłości, Wszechświatowi, naturze, życiu). Powierzyć się Bogu z zaufaniem. Nie mam na myśli Boga osobowego. Nie mówię tutaj o żadnej religii. Mam na myśli jedną, przenikającą wszystko energię miłości. Energia ta przenika każdego z nas, przenika wszystko. Jeżeli tego nie odczuwamy, a życie kogokolwiek z nas wygląda blado i jest pełne cierpienia – to tylko dlatego, że na drodze do odczuwania przepływu energii Wszechświata pojawiła się blokada.
Kiedy opór przed doświadczaniem miłości, radości, ochrony boskiej, obfitości, wolności, prostoty, niewinności zostanie usunięty, wtedy Bóg przepływa przez całego ciebie i twoje życie z łatwością. Nie trzeba szukać szczęścia na zewnątrz. Ono już jest wewnątrz każdego z nas. Doświadczenie szczęścia, miłości, obfitości sprawia, że rozmywa się i znika całe poczucie winy, kontrola, poczucie bycia gorszym czy mniej wartościowym. Każdy człowiek pojawił się na Ziemi nie bez przyczyny. Bóg zawsze ma plan wobec każdego z nas. Mamy w sobie moc przewyższającą wszelkie nasze wyobrażenia. Każdy z nas jest pod doskonałą ochroną i opieką Boga przez cały czas. Jesteśmy otaczani miłością Wszechświata w każdej sekundzie życia. Brak zaufania do życia to wielki zator na drodze do przejawiania własnej mocy. Jeśli ufamy Wszechświatowi i jego wsparciu, jesteśmy prowadzeni w najlepszym możliwym kierunku.Rozdział I Wpływ poczucia winy na powstawanie otyłości
Zajadanie poczucia winy
Poczucie winy jest ważnym czynnikiem zarówno w budowaniu własnego ciała, jak i w tworzeniu własnego życia. Doświadczenie to przejawia się w czasie samotności, odrzucenia, niezrozumienia, poczucia wstydu, kłopotów partnerskich, zdrowotnych, towarzyskich i innych. Poczucie winy wpływa wówczas na odkrycie rozczarowania własną postawą oraz tworzenie żalu do siebie. Przejawia się potępianiem samego siebie lub chęcią zadośćuczynienia. Widocznymi objawami tego stanu są ciągle pojawiające się problemy w życiu, nałogi, nadwaga, choroby, brak pieniędzy, a także brak partnera.
Bardzo ważne jest zrozumienie, że nie można rozdzielać ciała od samego siebie. Człowiek ma tendencję do dzielenia własnej osoby na ciało, umysł i duszę. Trudno jest zrozumieć siebie jako całość – wszystko. Kiedy człowiek nienawidzi swojego ciała, to nienawidzi również siebie, i odwrotnie. Ciało i osoba jest tym samym. Kiedy osoba jest w stanie zagrożenia życia, to nie boi się, że jej ciało zostanie uśmiercone, ale ona. Zrzucenie nadwagi to ukłon w kierunku lekkości – i odwrotnie, doświadczanie lekkości w życiu prowadzi do lekkości fizycznej uwidocznionej w formie. Lekkość fizyczna jest wynikiem poczucia lekkości w ogóle, czyli osoby jako całości. Ciało jest formą energii i jak każda inna energia pozwala kształtować się pod wpływem emocji, których dana osoba dostarcza mu wraz z odczuciami wywołanymi poprzez słowa, myśli i czyny. Dbając o swoje samopoczucie, dbamy również o swoje ciało. Dbając o swoje ciało, poprawiamy własne samopoczucie.
Często w dzieciństwie, kiedy zapytałam o coś tatę, dostawałam odpowiedź: „Jak to, tego nie wiesz?”, „Nie wiesz takich prostych rzeczy?”. Przestałam pytać. W szkole, kiedy czegoś nie rozumiałam, nie prosiłam, żeby mi wytłumaczono. Milczałam, a materiał wkuwałam na pamięć. Byłam postrzegana jako osoba bardzo spokojna, a przez moje milczenie i dobre oceny w szkole – jako grzeczna, dobrze ucząca się dziewczynka.
Kiedy uczestniczyłam w rozmowach, udawałam, że wszystko wiem. Wiele razy, zapytana o coś, wymyślałam jakąś odpowiedź, jeśli tylko było to możliwe, zamiast przyznać się, że nie wiem. Oczywiście obracało się to przeciwko mnie. Prawda łatwo wychodziła na jaw, a ja za każdym razem czułam wstyd i coraz większą niechęć do siebie. Najlepszym lekarstwem powodującym zapomnienie tych ciężkich sytuacji było objadanie się. Czułam się głupsza i gorsza, a do tego byłam gruba. Dopiero kiedy zrozumiałam, że być może mój ojciec przez te słowa chciał mnie zmotywować do nauki albo mówił tak, bo sam nie chciał się przyznać do niewiedzy, wybaczyłam mu i zaczęłam afirmować: „Opłaca mi się pytać, kiedy czegoś nie rozumiem”, „Mam prawo czegoś nie wiedzieć i zawsze mogę to sprawdzić lub o to zapytać”. Kiedy wreszcie w to uwierzyłam, sytuacja zaczęła się zmieniać, a ja mniej jadłam, bo było mniej do zajadania.
W dzieciństwie czasem słyszałam od mojej mamy, gdy coś jej nie wyszło, coś spadło lub się rozbiło: „To twoja wina, bo tutaj postawiłaś tę szklankę”, „To twoja wina, bo patrzyłaś mi na ręce, kiedy robiłam herbatę”. Dzisiaj się z tego śmieję, ale w moim życiu właśnie takie słowa powodowały, że czułam się winna i robiłam wszystko, żeby zadowolić innych, aby tylko nie być posądzoną, że zrobiłam coś nie tak. Poczucie niechęci do siebie rosło, tak samo jak poczucie winy z „samowolnego” bycia ofiarą, ja z kolei je minimalizowałam podjadaniem w kącie czegokolwiek.
Rodzice zwykli wmuszać we mnie jedzenie, gdy nie miałam na coś ochoty lub nie byłam głodna – pod groźbą kary. System ten poskutkował zupełnym podporządkowaniem oraz przejadaniem się.
Wiem, że moi rodzice pragnęli dla mnie tego, co sami uważali za najlepsze. Pragnęli, abym była zdrowa i nigdy nie była głodna. Przekonani, że dziecko jest za małe, aby mieć swoje zdanie, robili to, co ich zdaniem było najwłaściwsze w danej sytuacji.
Dzisiaj doskonale rozumiem motywy ich postępowania. Jestem osobą dorosłą, która podjęła decyzję o zmianie siebie. Dlatego z łatwością i miłością wybaczam wszelki gniew i żal, jaki miałam w stosunku do ludzi, którzy mieli wpływ na moją otyłość. Wybaczam również sobie, że pozwoliłam na to. Wiem już teraz, że poczucie winy było bezpodstawne, gdyż wynikało z niezrozumienia sytuacji i ludzi z nią związanych. Dlatego teraz z łatwością rezygnuję z poczucia winy na rzecz mojego szczupłego i zdrowego ciała.
Poczucie winy nakręca poczucie winy
Szukając początków mojego poczucia winy, odkrywałam, że źródło poczucia winy jest znacznie głębsze i starsze, niż mogłoby się to wydawać. Raz wytworzona emocja winy działa jak łańcuszek: przenosi się w bardziej współczesne obszary życia, zatem trudno zauważyć, iż stara emocja spowodowała szereg nowych zdarzeń.
Wydaje się, że odczucie winy następuje w oparciu o teraźniejsze doznania, te, które występują na bieżąco. Są to najczęściej jednak objawy pozostałe po okresie zwanym dzieciństwem.
Nie trzeba jednak sięgać aż tak głęboko w przeszłość, żeby zidentyfikować własne poczucie winy. Wystarczy wyłapać myśl, która wpłynęła negatywnie na samopoczucie i wywołała poczucie winy, a wówczas ją przeanalizować.
Kiedy poczułam się źle, odmawiając przyjaciółce pomocy przy dziecku, z rąk wypadł mi talerz porcelanowy, a potem wypadł mi telefon komórkowy i się potłukł. Następnie przypaliłam zupę, uderzyłam małym palcem stopy w drewnianą nogę krzesła. Żeby poprawić sobie humor, co chwilę coś przegryzałam. Podjadałam orzeszki na przemian z czekoladą, pijąc kolejną kawę.
Sytuacje te mogą się wydawać zupełnie ze sobą niepowiązane. Najpierw pojawiła się myśl „jak mogłam odmówić”, następnie negatywna emocja, która spowodowała pojawienie się we mnie winy, którą z kolei była złość na siebie, bo odmówiłam pomocy. Następnie, z powodu poczucia winy za ten uczynek, skupiłam w myślach całą uwagę na tym, zamiast na czynnościach w kuchni, co spowodowało, że niechcący zrzuciłam talerz ze stołu. Pojawiła się jeszcze większa wściekłość na siebie oraz własną niezręczność, co nakręciło winę jeszcze mocniej. Prawdopodobnie nie przypaliłabym zupy, gdybym skupiła uwagę na gotowaniu, a nie myśleniu o stłuczonym naczyniu i o tym, ile będzie kosztowała naprawa telefonu.
Poczucie winy rosło, wzmagane emocją niezadowolenia z własnych uczynków. Myśli te znowu odwróciły moją uwagę od „tu i teraz”.
Za moją niezręczność i objadanie nieświadomie ukarałam sama siebie kopniakiem. Żeby się pocieszyć, zjadłam pół szarlotki, popijając ją kawą.
Myśl o kaloriach, jakie właśnie zjadłam, znów obudziła we mnie poczucie winy. Jedno poczucie winy stworzyło kolejne. Oczywiście na tym nie poprzestało. Zbiór negatywnych wydarzeń ciągnących się latami mógł być wytworem zapoczątkowanym tym właśnie zdarzeniem. A jeśli nie tym, to innym zadawnionym momentem powodującym powstanie wyrzutów sumienia.
Historię, którą właśnie opisałam, stworzyłam po to, żeby zobrazować, do czego może doprowadzić poczucie się winnym. W moim życiu zdarzały się podobne sytuacje, ale niestety nie pamiętam ich szczegółowo. Pamiętam natomiast pociąg do jedzenia w takich właśnie momentach, zamiast zastanowienia się nad tym, co jest przyczyną mojego nadmiernego apetytu.
Żeby nie dopuścić do tych wszystkich sytuacji, wystarczyłoby zauważyć pierwsze poczucie winy, jakie się pojawiło, kiedy nastąpiło pierwsze negatywne odczucie po odmowie znajomej oraz przeanalizowanie, dlaczego w ogóle się pojawiło. Może w przeszłości zdarzyła się podobna sytuacja, która wywołała podobne samopoczucie?
Należy zatem sytuację zrewidować, a następnie odpowiednio zareagować, zamiast pozwolić negatywnemu uczuciu żyć stworzonym w sobie raz poczuciem winy i przyciągać kolejne negatywne sytuacje do własnego życia.
Uważam, że nie każdy potrzebuje regresingu, hipnozy czy innych form penetrowania przeszłości, aby wyleczyć się ze starych ran i emocji powodujących szereg niemiłych zdarzeń w życiu. Można załatwiać sprawy na bieżąco, wychwytywać nadarzające się ku temu okazje w postaci irytującego – negatywnego – samopoczucia powodowanego najczęściej przez ludzi, których odbieramy negatywnie, lub negatywnych myśli wywołujących takie emocje, jak w przykładzie powyżej.
Przykład złego samopoczucia po odmowie przyjaciółce przysługi jest doskonałą informacją, która powiedziała wiele o tej osobie: „Czuję się źle z powodu swojej asertywności”. A co by było, gdyby się zgodziła? Wtedy zamiast posprzątać mieszkanie, pójść do fryzjera, przygotować się na randkę – musiałaby kilka godzin spędzić w sposób, na który nie miała najmniejszej ochoty, i przełożyć swój plan spędzenia wolnego czasu w taki właśnie sposób na inny termin. Wściekła, że mieszkanie pozostanie brudne, a na randkę będzie musiała ułożyć sobie fryzurę sama. Dlatego takie zachowanie – odmowa – było właściwe. Gdyby osoba z tej historii zaraz na początku wyłapała złe samopoczucie z powodu odmowy i nie poddała mu się, tylko przeanalizowała, załatwiłaby jedną z ważnych kwestii we własnym życiu.
Warto wyłapywać takie informacje, bo mówią dużo o człowieku. Mnie powiedziały, że dla mnie będzie korzystne nauczenie się mówienia „nie” bez czucia się winną. Nie jest sztuką odmówić czegoś sobie lub komuś albo się na to zgodzić. Sztuką jest nie czuć się winnym, kiedy się to robi. Podobnie jak ze jedzeniem czegoś smacznego. Nie jest sztuką nie zjeść tego, co się lubi, dlatego, że jest to kaloryczne, a potem cały dzień katować się myślą o smaku i zapachu tejże potrawy, ale zjeść kawałek i czuć się z tym dobrze.
Korzenie poczucia winy
Dużo myślałam o tym, jak wcześnie i gdzie pierwsze korzenie poczucia winy zostają zapuszczone. Trudno określić czas i miejsce oraz które słowo lub zachowanie jako pierwsze wywołało poczucie winy. Jestem jednak przekonana, że miało to miejsce w bardzo wczesnym dzieciństwie.
Najpierw pojawił się odbiór danego słowa, zachowania lub wyczucia czyjejś emocji, następnie pojawiło się poczucie winy. Spowodowało to powstanie uczucia zagrożenia, nasiliły się obawy, a następnie powstało negatywne przekonanie. Zachowania lub słowa innych nasączone emocjami zwiększają wytworzenie poczucia winy i ugruntowują wyobrażenia na temat własny i innych, poprzez które wybieramy określone drogi w życiu.
Schematycznie można to nakreślić w następujący sposób:
Negatywne słowo, czyn, gest lub czyjaś emocja → poczucie winy strach → wyobrażenia i przekonania → zachowanie zgodne z wzorcami przekonań i wyobrażeń.
Niewinne dziecko nie wstydzi się i nie boi niczego, dopóki się go za to nie skarci. Mały człowiek uświadamia sobie wówczas, że popełnił błąd. Ponieważ nikt tej niewinnej istocie nie powiedział, że każdy ma prawo popełniać błędy, a tylko krzyczał na nią lub wyśmiewał się z jej uczynków, zatem mały ludzik uwierzył, że zrobił coś strasznie złego, a nawet, że sam jest zły. Nieraz taka istotka słyszała: „Wstydziłbyś się”, „Co z ciebie wyrośnie”. Jeżeli dziecko zostało ukarane przez rodziców słownie lub fizycznie bez wcześniejszego wytłumaczenia mu, dlaczego została podjęta taka decyzja, to zacznie myśleć i czuć się winne temu, że nie potrafiło się zachować, albo nie będzie zdawało sobie sprawy z tego, za co zostało ukarane, i w efekcie zacznie myśleć, że to ono samo jest przyczyną wszelkiego zła. To z kolei kształtuje w dziecku nieustanne poczucie winy spowodowane nieumiejętnością spełnienia oczekiwań rodziców, a także zaniża jego poczucie wartości.
Nieznającej jeszcze życia istocie należy jasno wytłumaczyć zasady, jakie obowiązują w domu i świecie, oraz jakie zachowania są wymagane względem innych ludzi. Kochający rodzic powinien dodać do tego również słowa miłości, czyli mówić swojemu dziecku, że jest ważną, cenną i godną miłości istotą oraz że rodzic nie będzie zły na nie jako na istotę ludzką, tylko na to, jak się zachowało w danym momencie. Być może nie zahamuje to powstania poczucia winy, ale dziecko będzie świadome źródła ewentualnej kary mogącej wystąpić przy każdym podobnym zachowaniu oraz pozostanie świadome, że mimo swojego postępowania jest kochane i ważne dla rodziców.
Jeśli rodzice przekazali dziecku, jakie zachowania nie są przez nich akceptowane i będą karane, to może być tak, że dziecko albo w lęku przed karą czegoś nie zrobi, albo zrobi to mimo groźby kary – co i tak wywoła w nim pewne poczucie winy, bo postąpiło wbrew rodzicom. Wynika z tego, że każdy z nas, chcąc żyć w społeczeństwie, musi doświadczyć czynników kształtujących poczucie winy. Pytaniem zatem nie jest: „Jak uniknąć wywoływania poczucia winy w naszym dziecku?”, ale „Jak wychowywać dziecko, żeby mimo metod wychowawczych czuło się wartościowym i potrzebnym człowiekiem?”. Pytaniem osoby dorosłej, która już ma w sobie dojrzałe poczucie winy: „Jak mogę sobie uświadomić źródło mojego poczucia winy i się od niego uwolnić?”.
Dojrzałe poczucie winy to poczucie się winnym w takich rozmiarach, że bardziej to nie jest możliwe, co z kolei wywołuje chęć uwolnienia się od tego nieprzyjemnego stanu kreującego negatywne sytuacje w życiu danej osoby. Pojawia się wtedy intencja powrotu do swojego naturalnego stanu niewinności.
Niedojrzałym poczuciem winy jest kreowanie sobie negatywnych sytuacji bez pojęcia, że samemu się je stworzyło. Jest to świadomość, że w duszy coś nie gra, i obarczanie za to siebie wraz ze zgodą na dalsze otrzymywanie kopniaków. Z upływem czasu i wzrostem niezadowolenia z siebie i z życia przychodzi uświadomienie sobie nonsensu przeciągania tego stanu, dochodzi powoli do dojrzałego poczucia winy, a potem – do chęci uwolnienia.
Chyba każdy człowiek nosi w sobie poczucie winy. Jest to stan mocno zakotwiczony już w umyśle małego dziecka, a nawet niemowlęcia. Rodzice w swojej nieświadomości mówią dziecku różne rzeczy, nie zdając sobie sprawy z ich skutków w życiu dorosłym własnej pociechy. Myślą, że kiedy dorośnie, o wszystkim zapomni. Świadomie może nie pamiętać, ale czysta podświadomość małego dziecka koduje każde słowo oraz działanie w jego kierunku.
Niestety, większość rodziców woli krytykować i karcić swoje pociechy za najmniejszy nawet błąd, niż je doceniać, wyrażać miłość względem nich oraz mówić im, jaką radość daje sama ich obecność. Niewielu rodziców potrafi wyrażać uczucia miłości względem dziecka. Nadrabiają to bardzo często poprzez przygotowywanie swojemu dziecku lubianych przez nie posiłków, kupowanie słodyczy lub innych rzeczy. Mówi się: „przez żołądek do serca”. Nawet przez dawanie prezentu w postaci czekoladek staramy się pokazać, jak kogoś kochamy, zamiast mu to po prostu powiedzieć.
Rzadki u rodziców jest zwyczaj przyznawania się do błędów, przepraszania i przebaczania. Rodzice lub opiekunowie są pierwszymi i najważniejszymi autorytetami dziecka. Dziecku wydaje się bardzo niesprawiedliwe, kiedy rodzic popełni błąd i nie przyzna się do niego, a ono za to oberwie. Nie chodzi wtedy o sam czyn, ale o to, że dziecko poczuło się winne z powodu własnego istnienia. Problem narasta do rozmiaru wytworzenia w sobie poczucia bycia mniej wartościowym człowiekiem niż inni.
Aktywowanie się poczucia winy w życiu dorosłym jest swoistym rodzajem mechanizmu obronnego. Umysł zapamiętał karę otrzymaną w dzieciństwie za pewne zachowanie, a następnie za każdym razem, kiedy dorosły człowiek chciał popełnić pewien czyn, umysł przypominał, żeby tego nie robić, by nie doświadczyć kary. Jeśli dziecko zostało skarcone w dzieciństwie za odzywanie się, bo mówiło „od rzeczy”, to będzie w dorosłości postrzegane jako osoba nieśmiała, ponieważ ma zakodowane w podświadomości, że kiedy się odezwie, to oberwie. Jeżeli ktoś wyśmiewał się z małej dziewczynki, że wygląda paskudnie, bo założyła szpilki i bluzkę mamy, to jako kobieta może czuć się winna, kiedy ubierze się seksownie. Jeżeli dziecko pod groźbą kary zjadało wszystko, choć nie było głodne, to w życiu dorosłym będzie czyścić talerze do ostatniego okruszka, żeby uniknąć kary.
Już jako dziecko byłam notorycznym kłamcą nawet w najmniej istotnych sprawach. Kiedy dorosłam, niewiele się zmieniło. Również jako osobie dorosłej kłamstwo częściej przechodziło mi przez usta niż prawda. Nawet kiedy zdałam sobie już z tego sprawę, nie potrafiłam przyznać się do kłamstwa. Bardzo źle się z tym czułam, więc próbowałam znaleźć przyczynę przeinaczania faktów. Kiedy sięgnęłam w przeszłość, przypomniałam sobie lanie otrzymane od taty, czemu towarzyszyło powiedzenie prawdy o jakimś wydarzeniu. Nie przypominam sobie dokładnie, o jaką sprawę chodziło, wiem jednak, że mój umysł zapamiętał to jako „nie warto mówić prawdy, bo wtedy dostaje się lanie”. Kłamałam więc szybciej, niż myślałam, właśnie po to, żeby uniknąć kary. Dużo czasu zajęło mi przekonanie swojego umysłu, że mówienie prawdy zwyczajnie mi się opłaca. Moja świadomość rosła, przestałam kłamać, a nawet kiedy „spontanicznie” skłamałam, zaraz potem potrafiłam się do tego przyznać.
Miałam 35 lat i byłam całkowicie przekonana, że jestem w porządku z własną uczciwością – a jednak skłamałam. Powiedziałam koleżance przez telefon, że mój partner wyjeżdża za trzy dni w sprawach własnego biznesu, podczas gdy on już wyjechał dzień wcześniej. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co zrobiłam. Nie przyznałam się jednak do tego od razu. Umówiłyśmy się na spotkanie za pół godziny. Chciałam zobaczyć, jak się z tym będę czuła w drodze do niej i chciałam powiedzieć jej o tym podczas spotkania. Czułam się okropnie. Patrzyłam na przepływające przeze mnie emocje, niechęć do własnej osoby w myślach, które nieustannie przewijały się przez mój umysł. Kiedy otworzyła drzwi, powiedziałam jej prawdę. Od razu przyszła do mnie odpowiedź, dlaczego to zrobiłam. Otóż ostatnimi czasy bardzo zaniedbałyśmy naszą relację głównie z tego powodu, że ja gdzieś wyjeżdżałam i nie miałam wystarczająco dużo czasu, aby spotykać się ze znajomymi, a pozostały czas spędzałam z partnerem. Żeby pokazać jej, jak mi na niej zależy, wymyśliłam na poczekaniu, że jeśli mój partner wyjedzie za kilka dni, a ja do niej pójdę już teraz, to będzie znaczyło jak jest dla mnie ważna.
Chciałam pokazać, jaką jestem dobrą koleżanką, i poczuć się lepiej. Chciałam również, żeby ona czuła się dobrze. Niewątpliwie miałam zakodowane w mojej podświadomości, że niewinne kłamstwo nikomu nie zaszkodzi. Źródłem takiej troski o samopoczucie mojej koleżanki było prawdopodobnie wzbudzone w dzieciństwie poczucie winy, w czasie kiedy zdradziłam swoje prawdziwe odczucia i uraziłam tym bliską mi osobę, a ona mi to wypomniała.
Kiedy powiedziałam jej o moim kłamstwie, byłam zaskoczona jej reakcją. Powiedziała bardzo spokojnie: „Aneta, a myślisz, że ja nie koloryzuję? Ja też czasem przeinaczam fakty”. Po krótkim czasie już rozmawiałyśmy o czymś zupełnie niezwiązanym z tym tematem.
Tylko że ona była szczupła, a ja nie. Ona nie miała poczucia winy z powodu swojego zmieniania faktów. Ja natomiast za każdym razem, kiedy przyłapałam się na kłamstwie, czułam się winna i pokazywałam to swoją nadwagą.
Poczucie winy jest niewątpliwie czynnikiem napędzającym apetyt psychiczny na nadprogramowe jedzenie. Tak właśnie było w moim przypadku.
Jako dziecko nie miałam pojęcia, dlaczego utyłam, nawet się nad tym nie zastanawiałam. Pozostawałam jednak świadoma, że cały czas byłam z czegoś niezadowolona, że coś mi nie pasowało. Już w wieku kilku lat wiedziałam, że różnię się od moich rówieśników. Z tego, co mogę sobie przypomnieć z zachowań i słów ludzi, których wybrałam sobie na rodzinę, wywnioskowałam, że ślepo zgadzałam się ze wszystkim, co mówili, bo każdy sprzeciw był buntem podlegającym karze. Powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają, traktowałam bardzo dosłownie. Kiedy kazano mi opróżnić talerz co do okruszka, to tak właśnie robiłam, tłumiąc w sobie naturalne prawo do wyrażenia tego, że byłam już najedzona.
Kiedy uświadomiłam sobie bycie „grubym kluskiem”, czyli już w wieku kilku lat, może 4-5, punktem bycia winną stał się sam fakt, że jestem gruba. Tłuszcz przesłonił mi widok na wszystko inne. Myślałam, że moja nieśmiałość była rezultatem otyłości. Robienie tego, co każą inni, czyli brak własnego zdania – to wina otyłości. Myślałam sobie, że gdybym była szczupła i ładna, to nie pozwoliłabym sobie na takie traktowanie i robiłabym w życiu, co tylko chcę. Przez wiele lat wszystko kręciło się wokół kilogramów, których obecność uświadamiali mi bliscy i znajomi, mówiąc czule: „ale grubiutka dziewczynka” albo „pulpet”.
Kiedy miałam momenty, gdy zeszczuplałam w wyniku tortur jedzenia według różnych diet, i gubiłam nawet do 10 kg wagi, wcale nie stawałam się bardziej śmiała, odważna czy pewna siebie. Wręcz przeciwnie, byłam bardziej milcząca i częściej myślałam o odmawianiu sobie przyjemności jedzenia, choć myślałam notorycznie właśnie o nim.
Był to dla mnie dowód na to, że moja otyłość powstała z powodu winy, jaką odczuwałam, zanim utyłam. Wcześniej byłam pewna, że wszystkie niepowodzenia życiowe są wynikiem mojej nadwagi. Jak się jednak okazało, to moja otyłość stała się efektem poczucia winy powstałego w wyniku niepowodzeń i braku sukcesów w innych dziedzinach, które wraz z krytyką i brakiem poparcia innych stały się źródłem odczuwania winy odpokutowanej z roku na rok narastającym ochronnym tłuszczem.
Dróg powstawania winy, której efektem stała się otyłość, może być wiele. Moje rozważania na ten temat doprowadziły mnie do różnych pytań. Być może kiedyś w połowie posiłku wyraziłam myśl, że już jestem najedzona, i oberwałam klapsa? Być może któreś z rodziców, dbając o to, żebym była syta i zdrowa, powiedziało mi coś, co przez długie lata mojego życia spowodowało objadanie się mimo pełnego żołądka? Być może moje nadjadanie uruchomiło się inną drogą? Wiem natomiast na pewno, że poczucie winy, które miało wpływ na moją otyłość, zostało zasiane, zanim utyłam. Wiem również, że nie było to zachowanie naturalne, i jako osoba dorosła postanowiłam to zmienić. Jak to robiłam i jakie słowa oraz czyny, które odkryłam, grzebiąc w przeszłości, miały wpływ na powstanie mojego poczucia winy, opiszę w dalszej części tego rozdziału. Natomiast to, jak sobie z moją otyłością radziłam, jest zawarte w kolejnych rozdziałach.
Wielkie odkrycie – wszystkie odpowiedzi są we mnie!
Kiedy rozpoznałam, że jedną z głównych przyczyn mojej otyłości było poczucie winy, zadałam sobie pytanie: „Wiem już, że ponieważ czuję się winna, zajadam ciągle tę pustkę, ale dlaczego czuję się winna?”. Chodziłam z tym kilka dni. Pewnego razu usiadłam, wzięłam kilka głębokich oddechów i powiedziałam na wdechu: „Boże, pokaż mi teraz główną przyczynę mojego poczucia winy”. Powtórzyłam to pytanie na wydechu. Zrobiłam to trzy, może cztery razy. I przyszła do mnie odpowiedź „Jesteś winna, że jesteś”. Jestem winna, że jestem? Nie mogłam początkowo zrozumieć, co to znaczy. Po chwili przyszła do mnie kolejna odpowiedź, że czuję się winna poprzez samo swoje istnienie. Czyli że jestem tu, na tym świecie, zupełnie bez sensu, niepotrzebnie. Nie miałam potrzeby dociekać, dlaczego czułam się winna tylko z tego powodu, że jestem, ale przystąpiłam od razu do działania: powtarzałam sobie dzień w dzień i za każdym razem w ciągu dnia, kiedy tylko sobie przypomniałam: „Dziękuję, że jestem”, „Jestem cenna i wartościowa tylko dlatego, że jestem”, „Jestem, bo jestem potrzebna. Gdybym wcale nie była potrzebna, to by mnie nie było”, „Bóg ma wspaniały plan wobec mnie, dlatego jestem”, „Jestem obrazem Boga”, „Bóg mnie kocha taką, jaka jestem”.
Później zaczęło przychodzić do mnie jeszcze więcej odpowiedzi odnośnie do mojego poczucia winy, żadna jednak nie była taka istotna jak ta pierwsza, która okazała się najważniejsza dla mojego rozwoju. Postanowiłam przeafirmować jeszcze jedną kwestię, która pojawiła się w mojej głowie. Okazało się, że czuję się winna z powodu bycia kobietą. Podświadomie pragnęłam urodzić się jako chłopiec. Z relacji najbliższych wynika, że w dzieciństwie nigdy nie przepadałam za sukienkami i różowymi kolorami, zawsze wolałam spodnie. Nie potrafiłam zadbać o siebie jako o kobietę również w wieku nastoletnim i późniejszym. Sukienki nosiłam tylko od święta, makijaż i wymalowane paznokcie czasem mi się zdarzały, miałam jednak zawsze problem z fryzurą – nawet nie zależało mi na tym, jak ona wygląda, a biżuterię zaczęłam nosić zupełnie niedawno. Chciałam się oczywiście podobać innym, szczególnie płci przeciwnej, a zamiast tego, cicho płacząc po kątach, że nikt mnie nie kocha, robiłam wszystko, aby do tego nie doszło. Jak się potem dowiedziałam, mój ojciec zawsze pragnął mieć syna. Czyżby taka mała informacja miała mieć tak znaczący wpływ na moje życie?
Czasem zupełnie „niewinne” słowa mogą stać się przyczyną wielu nieporozumień wewnętrznych mających wpływ na nasze życie, a my nawet możemy o tym nie wiedzieć. Dlatego tak ważne jest, by nie narzekać, ale wziąć się za siebie i pytać swoje wnętrze: „O co chodzi?”, „Jak mogę sobie pomóc?”, „Co mogę już teraz dla siebie zrobić?”. A potem słuchać odpowiedzi i zmieniać własne życie. Wszystkie odpowiedzi są już w każdym człowieku.