Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jakub Brat Pański. Powieść z początków naszej ery - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jakub Brat Pański. Powieść z początków naszej ery - ebook

Nowy Testament tak wspomina o braciach i siostrach Jezusa: „Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także jego siostry?” (Mk 6, 3 i Mt 13, 55-56). Co to za rodzeństwo Jezusa? Wielu zastanawiało się nad znaczeniem tych słów. Jest wiele interpretacji tej zagadki. Niektórzy pisarze wczesnochrześcijańscy (m.in. Klemens Aleksandryjski, Orygenes, Hipolit Rzymski) przypuszczali, że braćmi Pańskimi nazywano synów św. Józefa z wcześniejszego małżeństwa. To rozwiązanie przyjął autor książki „Jakub Brat Pański”, człowiek świecki. Zafascynowany Nowym Testamentem postanowił bliżej opisać życie Bożej Rodziny, uzupełniając je o wiedzę w dziedzinie realiów, obrzędów, zwyczajów, geografii, krajobrazu, potraw, tak aby bardziej przybliżyć czytelnikowi tamte, jakże ważne dla ludzkości czasy. Autor czyni to na podstawie Pisma Świętego, zapisków historycznych i Tradycji. Dużo się dzieje, powieść zaprasza do przeżywania wraz z jej bohaterami momentów codziennych, ale też chwil grozy, strachu, zwątpienia. Tam, gdzie brak relacji historyków, autor używa swojej wyobraźni. Pomimo że głównym bohaterem zdaje się być Jakub Brat Pański, to w rzeczywistości jest to opowieść o Jezusie Chrystusie i początkach chrześcijaństwa w Jerozolimie. To jednocześnie próba uporządkowania tamtych wydarzeń, umiejscowienia w ciągu innych historycznych wydarzeń minionej epoki.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-946688-0-8
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I.

Salome

Józef, jedyny syn Jakuba urodził się w czasie wojny. Partowie przegonili właśnie Rzymian z Judei. Mały ten kraj znalazł się na styku dwu wojujących potęg i jak to zawsze bywa w takiej sytuacji, część jego mieszkańców poparła Partów, a pozostali Rzymian. Przy dotychczasowych panach tej ziemi stał ich wierny sojusznik, syn Antypatra, tego który uratował w Egipcie samego Cezara i dostał w nagrodę obywatelstwo Rzymu. Herod, bo o nim mowa, stawiał zaciekły opór atakującym Partom, a raczej ich żydowskich sprzymierzeńcom, którym przewodził prawowity następca tronu Judei – Antygon, pochodzący z dynastii Hasmodejczyków – potomków słynnego Judy Machabeusza, który wywalczył wolność dla tego, słynącego Dawidem i Salomonem kraju.

Kiedy Antygon dopadł uciekającego z Jerozolimy Heroda pod Betlejem, rozpoczęła się jedna z najbardziej zaciętych bitew tej wojny. Walki trwały całą noc i tylko cudem udało się uciec Herodowi do jego ojczyzny Idumei. Przy odgłosach tej bitwy przyszedł na świat Józef. Miriam, jego matka, przerażona wojną, która zawitała pod ich dom, chciała uciekać, ale nie bardzo wiedziała gdzie. Spakowała kilka potrzebnych ubrań kiedy dopadły ją boleści. Jej mąż patrzył bezradnie jak żona zaczyna krwawić i tylko pomoc sąsiadki sprawiła, że został szczęśliwym ojcem, ale kochana Miriam przypłaciła to życiem. Został sam z dzieckiem i tylko ciężką pracą zdołał dobrze wychować swego syna.

Ten ostatni już potomek słynnego rodu Dawidowego, rodu królewskiego, zarabiał na życie jako wieśniak. Z dawnych, wspaniałych czasów, zostały mu tylko święte księgi: Tora, Psalmy, Księga Izajasza i Pieśń nad Pieśniami. Czytał je w każdy szabat i chwalił swego Boga, pracując ciężko na tej na wpół pustynnej ziemi. Uprawiał pole, które dalej nazywano Polem Dawida, pasł, tak jak on, owce na tej trudnej ziemi. Nie wystarczało mu to na godziwe życie i musiał dorabiać, pomagając przy budowie domów jako zwykły cieśla. Tak naprawdę to polubił bardzo zmieniać niekształtne kawałki drewna w meble, radła i inne potrzebne wszystkim przedmioty. Jego zapał przeniósł się na syna. Józef okazał się zdolnym uczniem i już wkrótce prześcigał w kunszcie swego ojca. W Betlejem, małej mieścinie, nie mieli dużo zamówień i często trzeba było wędrować za pracą do pobliskiej Jerozolimy. Tam jej nie brakowało. Powoli minęły lata wojen. Herod umocnił się na tronie Judei i na jej ziemię nadeszły lata pokoju.

Nowy władca postanowił odbudować zniszczone miasto. Najpierw rozkazał wznieść potężną twierdzę tuż obok świątyni. W tych niespokojnych czasach sprawy bezpieczeństwa były najważniejsze. Ta twierdza otrzymała imię ówczesnego przyjaciela Heroda - Marka Antoniusza, na którego cześć nazwano ją Antonią. Herod zatrudnił do jej budowy mnóstwo rzemieślników i Jakub również znalazł tam pracę. Nowy król skonfiskował majątki wszystkim możnowładcom, którzy popierali zwyciężonych Partów, a uzyskane pieniądze przeznaczył na rozbudowę kraju i pomoc ubogim rzemieślnikom i chłopom. W całym kraju ruszyły prace budowlane. Budowano nowe porty, twierdze, całe miasta i świątynie.

Pracujący Jakub mógł teraz utrzymać dwóch niewolników, którzy doglądali jego gospodarstwa, kiedy pracował w Jerozolimie. Józef uczęszczał do miejscowej synagogi, gdzie uczył się historii swego narodu i modlitw, którymi należało wielbić Jedynego Boga. Kiedy miał już 13 lat spotkała go wspaniała uroczystość zwana bar-micwa. Uznano go zdolnym przestrzegania wszystkich 613 przykazań Prawa i stał się mężczyzną. Od tej pory musiał zakładać na prawą rękę i czoło tzw filakterie, czyli małe skrzyneczki z tekstami Tory. Nie towarzyszył ojcu w budowaniu Antonii, ale był już wielką pomocą w zarządzaniu domem.

Trzy lata później nastał wielki głód w kraju i przeżyli tylko dzięki pomocy Heroda, który sprowadził zboże z Egiptu. Najpierw dotknęła kraj wielka susza, która pociągnęła za sobą marne zbiory, a na dodatek wynędzniałe zwierzęta zaczęły padać od zarazy. Jakub stracił wtedy całe swe stado owiec i w tej sytuacji Józef musiał iść razem z nim do pracy. Chłopiec był już silnym młodzieńcem i pracował na równi ze swym ojcem. Przez ten czas jeszcze bardziej zmężniał i odczuwał teraz na sobie dumne spojrzenia swego ojca, kiedy pod ich rękami powstawała potężna twierdza, górująca nad świątynią. Jako cieśle obrabiali potężne kłody drzew, którymi uzupełniali budowaną z kamieni budowlę.

Miała ona kształt wielkiego czworobocznego budynku, a na każdym rogu wznosiły się obronne wieże. Największa z nich wznosiła się bezpośrednio nad dziedzińcem świątyni. Z zewnątrz Antonia prezentowała się bardzo groźnie, ale wewnątrz była wygodnym pałacem z marmurowymi łaźniami. Dla zdolnych cieśli pracy nie brakowało. Przez całe trzy lata Jakub z synem tam przebywali, pracując cały tydzień w Jerozolimie i tylko na czas szabatu wracali do Betlejem. W tym czasie odbudowało się stado Jakubowe, dostatek zawitał do ich domu i kiedy wydawało się, że życie staje się piękne, Jakub zachorował. Prawdopodobnie uszkodził sobie kręgosłup, dźwigając ciężar ponad siły dla tego starszego już człowieka. Pełen bólu położył się na swe łoże i już z niego nie wstał. Józef pochował ojca w grobie obok swego dziadka Mattana i już nie wrócił do pracy przy budowie Antonii. Zajął się na dobre gospodarstwem. Wychodził ze swymi owcami na pole i modlił się na tym samym miejscu, na którym niegdyś wołał do swego Pana jego pradziad Dawid.

Samotny, pełen smutku, tak jak on, wołał „Jahwe, mój Boże, za dnia wołam, nocą się żalę przed Tobą”.(Ps 88,2)

„Człowiek jak cień przemija, na próżno tyle się niepokoi, gromadzi, lecz nie wie, kto to zabierze. A teraz w czym mam pokładać nadzieję, o Panie?”

i zaraz znajdował prostą odpowiedź:

„W Tobie jest moja nadzieja.” (Ps 39,7-8)

Tak pocieszony dziękował Bogu:

„Błogosław, duszo moja Jahwe! O Boże mój, Jahwe,

jesteś bardzo wielki!” (Ps 104,1)

i wracał do swej pracy.

Nadeszła jesień i zbliżało się tradycyjne Sukkot - Święto Namiotów. Przez 7 dni Józef mieszkał w zbudowanym na Polu Dawidowym namiocie, a na zakończenie wybrał najpiękniejsze jagnię i udał się do Świątyni, aby złożyć Jahwe ofiarę całopalną – Olah, w podziękowaniu za obfite plony tego lata. Wprowadził jagnię na dziedziniec Świątyni, położył rękę na jego głowie, jak każe tradycja i stanął w kolejce do kapłana. Czekając mimowolnie zagapił się na górującą nad nim wieżę Antonii. Wspomnienie najbliż-szej osoby, którą ta twierdza mu zabrała, spowodowało, że zapomniał o całym świecie. Kolejka posunęła się, a on wpadł na kogoś i wtedy jakby zbudził się. Zaczął przepraszać i głos zamarł mu w krtani. Patrzyły na niego okrągłe, jak u sarny, oczy pięknej dziewczyny, a jej uśmiech mówił, że nic się nie stało.

− Jestem Józef, syn Jakuba, którego niedawno straciłem. Przepraszam, że potrąciłem Cię, ale on tam właśnie pracował.

− Nic się nie stało, w porę zauważyłam Ciebie. Mam na imię Salome i jestem z Nazaretu.

Dziewczyna trzymała w ręku synogarlicę i chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zjawili się kapłani i ich rozdzielili. Józef zabijał baranka, a kapłan w tym czasie zbierał jego krew do specjalnego, stożkowatego naczynia, zwanego kropielnicą. Kiedy już skończyli, kapłan poszedł wylać krew na ołtarz całopalenia, a Józef ściągał w tym czasie skórę z baranka. Skóra ta należała do kapłana, który zabrał ogon i poćwiartowane ciało do umycia, a następnie ułożył na rozpalonych drewnach ołtarza.

Józef obserwował jak jego ofiara staje się miłą i przyjemną wonią dla Jahwe. Powtarzał machinalnie słowa odpowiedniej modlitwy, ale jego myśli wypełniały te dziwne oczy dziewczyny, którą spotkał przed chwilą. Kiedy ofiara została już dopełniona, rozejrzał się, ale jej już nie było. Wrócił do domu, zabrał się do pracy, lecz jej postać nie znikała z jego myśli. Była kiedy zasypiał, śniła mu się nocą, widział jej uśmiech kiedy wstawał. Nie rozumiał tego, co z nim się dzieje. Nigdy dotychczas nie znalazł się w takiej sytuacji. Mijały dni, a nic się nie zmieniało i w końcu Józef postanowił, że musi zobaczyć ją jeszcze raz.

Tutaj w Judei właściwie nic go już nie trzymało. Jego pusty dom tylko przypominał mu o swej samotności, a i w Jerozolimie też nie miał co robić. Herod rozpoczął odbudowę dawnej Świątyni Salomona, jeszcze piękniejszej, wspanialszej niż tamta. Do pracy jednak zatrudnił wyłącznie ludzi z rodów kapłańskich, których rozkazał wyszkolić na potrzebnych rzemieślników. Nie chciał, aby ktokolwiek mógł skalać miejsc świętych. Powoli w Józefa głowie dojrzewała brzemienna myśl. Tamte, spotkane na dziedzińcu Świątyni oczy, stały się Józefa przeznaczeniem. Wczesną wiosną podjął decyzję. Postanowił złączyć swą przyszłość z ich właścicielką.

Sprzedał całe swe gospodarstwo, pole i owce, zaraz pierwszego dnia po szabacie załadował swój majątek na cztery osły i wyruszył w drogę. Stanął jeszcze raz na szczycie wzgórza, aby po raz ostatni spojrzeć na swą ojczystą wieś. Tutaj zostawiał całe swoje dzieciństwo, całą swoją młodość. Betlejem spało w dole, pokryte pyłem pustyni, a białe domy odbijały się słabo na tle pojedynczych drzew. Józef westchnął ciężko, ale raz powziętej decyzji nie miał zamiaru zmieniać. Czuł w głębi serca, że jego przyszłość jest tam, w Galilei i teraz zrobi wszystko dla Salome. Jakiś wewnętrzny głos mówił mu, że Bóg akceptuje tę jego decyzję i teraz zaniósł do niego ufną prośbę o błogosławieństwo na tę nową drogę, odwrócił się i z ulgą wyruszył w dalszą drogę.

Śpiesząc się postanowił ominąć Jerozolimę i skierował się w stronę Emaus. Kiedy zszedł ze wzgórz Judei w żyzną równinę Szefela, dotarł do skrzyżowania z drogą, ciągnącą się na północ wzdłuż zamieszkałych przez Greków miast nadmorskich. Zatrzymał się na nocleg w Emaus. Była to teraz niewielka wieś, ale jeszcze niedawno tętniło tutaj życiem miasto, zniszczone przez Rzymian w czasie inwazji przed laty. Józef mijał ruiny domów, które powoli pożerała wszechogarniająca przyroda. Miasto to słynęło z dobrej, smacznej wody, od której wzięło swą nazwę. To tutaj 180 lat wcześniej Juda Machabejczyk odniósł swe słynne zwycięstwo nad Nikanorem. Dzisiaj mieszkało tu tylko kilka gościnnych rodzin chłopskich, uprawiających żyzną ziemię. Józef bez trudu znalazł gościnę, a wczesnym rankiem wyruszył w dalszą drogę.

Minął miasto Lod, nazwane przez Greków Lidda i zatrzymał się dopiero pod Antypatris. To było nowe miasto zbudowane przez Heroda na miejscu osady Tel Afek i nazwane na cześć jego ojca Antypatra. Nowe mury opasywały miasto i jeszcze wszędzie widać było przemieszczających się rzemieślników. Józef pomyślał przez chwilę, że mógłby osiedlić się tutaj i mieć dużo pracy, ale tęsknota za Salome nie pozwoliła mu na dłuższy postój. Napoił swe osły, zjadł placki i ruszył w dalszą drogę. Wkrótce wkroczył w piękną równinę Szaron. Ta długa właściwie dolina ciągnęła się prosto na północ i słynęła z upraw migdałów, winorośli, oliwek oraz pięknych kwiatów, a o jej różach poeci pisali wiersze i pieśni.

Dotarł wieczorem do miasta Kfar Saba, które z kolei Rzymianie nazywali Capharsaba i rozłożył się tam na nocleg przy miejscu gdzie pochowano niegdyś Beniamina, syna Jakubowego. Józef zmówił wieczorne modlitwy i długo rozmyślał o swych przodkach, wielbił Jahwe za całą wielkość minionych czasów i głęboko wierzył, że jeszcze raz Pan zwróci swą twarz na swój naród wybrany i wyzwoli ich spod obcego panowania. Z tą nadzieją zasnął, a kiedy zbudził się rankiem, poczuł się szczęśliwy, bo połowę drogi miał już za sobą. Niedaleko grobowca rósł krzew wspaniałych róż, Józef zerwał jedną z nich i ukrył w torbie. Postanowił podarować ją Salome. Ta myśl pobudziła go do dalszej drogi.

Wędrował dalej doliną Szaron, po prawej minął w oddali Świętą Górę Garizim. To tam zbudował swój pierwszy ołtarz ich patriarcha Abraham, a teraz stała się miejscem kultu Samarytan. Dotarł szybko na północny skraj doliny Szaron. Tutaj również trwały intensywne prace budowlane. Z rozkazu Heroda budowano nowe, wspaniałe miasto Cezareę. Wszędzie widać było wozy transportujące marmury dla ogromnej świątyni, w której miały stanąć posągi bóstw rzymskich – Augusta i Romy. Józef słyszał o tej budowie i teraz z obrzydzeniem splunął w jej kierunku i skierował swe osły ku Galilei, tam gdzie leży utęskniony Nazaret.

Ten odcinek drogi nie był taki łatwy jak wędrówka doliną Szaronu. Musiał przejść przez pasmo górzyste Karmelu. Samą górę Karmel minął po lewej ręce i starał się wędrować wzdłuż wyschniętych strumieni, aby jego osły mogły swobodnie przejść. Teren był trochę podobny do jego ojczystej Judei, ale jakże inny. Tam wszędzie rozciągała się groźna, martwa, skalista pustynia, a tutaj było bardziej zielono. Na stokach rosły drzewa i krzewy pośród bujnej czasami trawy. Trafiały się palmy, drzewa figowe, oliwki i spotykał często pasterzy z całymi stadami owiec. Był już wieczór gdy jego oczom ukazał się niesamowity widok.

Oto stał na szczycie wzgórza, a przed nim rozciągała się przepiękna dolina, pełna wsi i miasteczek. Była taka barwna, jakże inna niż Judea, prawdziwa Ziemia Obiecana tętniąca życiem. Ta zielona dolina Jezreel, zwana także Esdrelon, była częścią Galilei, jego nowej ojczyzny. Gdzieś tam daleko na horyzoncie kryło się miasteczko Nazaret. Spojrzał w dal, jakby chciał zgadnąć gdzie to jest, ale zobaczył na wschodnim krańcu góry takie jak te, na których stał, a szczególnie jedna górowała na horyzoncie. Wiedział, że jest to słynna Góra Tabor, na której niegdyś były świątynie obcych bogów. Wznosiła się pośród kolorowej Galilei jakby kopa siana.

Józef stał dobrą chwilę, podziwiał ten wspaniały widok, ale osioł pociągnął powróz i przypomniał mu o celu ich podróży. Zszedł w dół wzdłuż rzeczki Nahal Keini i dotarł do ruin jakiegoś wielkiego miasta. Kiedy tak stał zapatrzony na ślady dawnych dni, podszedł do niego pasterz i objaśnił, że stoi w miejscu, gdzie było ważne miasto Magiddo. To tutaj zginął król Jozjasz w walce z faraonem Necho, a Żydzi stracili wolność i wspaniałość, której już nigdy potem nie odzyskali. Józef odmówił krótką modlitwę, aby uczcić pamięć swych przodków. Przenocował wśród ruin i wczesnym rankiem ochoczo ruszył w dół, w tę piękną dolinę.

Mijał zieleniące się pola obsiane jęczmieniem i pszenicą, całe łany różnobarwnych kwiatów. Nawet osły szły żwawo i nie musiał ich poganiać. Nie minęło trzy godziny i doszedł do wzgórz, na których rozsiadło się miasteczko Nazaret. Nie była to duża miejscowość i mieszkało w niej około pół tysiąca ludzi. Józef zatrzymał się w gospodzie, odpoczął po podróży i postanowił rozejrzeć się po okolicy. Miasteczko otaczało pięć wzgórz, były tu liczne studnie, dobrze utrzymane domy i uprawione poletka ziemi, ale przede wszystkim dużo drzew i ozdobnych krzewów.

Napotkani ludzie byli bardzo uprzejmi, mówili trochę inaczej niż Judejczycy, ale byli bardziej otwarci. Widząc obcego przybysza, pozdrawiali go, pytając o zdrowie. On im uprzejmie odpowiadał i tak wędrował, rozglądając się wokół. Nie śmiał pytać o Salome, miał takie wewnętrzne przekonanie, że napotka ją we właściwym czasie. Kiedy powrócił do gospody, zaczął wypytywać gospodarza czy nie ma czasem gdzieś jakiego domu na sprzedaż. Tamten zastanowił się chwilę i rzekł -

- Trudno tutaj o duży wybór, Nazaret nie jest aż taki wielki, ale ludzie umierają i coś po nich zostaje. Dwa lata temu odeszli do Pana pobożni ludzie, jemu było na imię Joachim, a żonie Anna. Zostawili małą córeczkę Miriam, którą zaopiekował się brat jej ojca - Zebedeusz. Zostawili też dom, w którym nikt teraz nie mieszka. Idź do niego, może sprzeda ci ten dom.

Józef wypytał się dokładnie, gdzie mieszka ten Zebedeusz i wybrał się tam rankiem. Po drodze obejrzał też tamten opuszczony budynek. Wyglądał na zaniedbany, ale wprawne oko cieśli już widziało co trzeba tam zrobić, aby stał się funkcjonalny. Niedaleko obok było gospodarstwo Zebedeusza.

Gospodarza zastał przy studni, zajętego pojeniem swych osłów. Pozdrowił go uprzejmie i powiedział z czym przyszedł. Tamten zamknął zwierzęta w komórce i zaprosił do swego domu. Poczęstował go kubkiem wina i zaczęli targować się w sprawie upatrzonego domu -

− Tak naprawdę to nie miałem zamiaru sprzedawać tego domu bo to wiano Miriam, ale ona jest malutka i jest teraz naszą córką, a moi synowie dorastają i pieniądze nam się przydadzą, więc myślę, że sprzedam ci ten dom. Czym się zajmujesz i co tam chcesz urządzić?

− Jestem cieślą, przybywam z Judei z Betlejem. Pracowałem ze swym ojcem w Jerozolimie, ale kiedy on zmarł, przybyłem tutaj, bo urzekło mnie wasze miasteczko. Tu chcę się osiedlić, założyć rodzinę i myślę, że znajdę tu swoje szczęście.

− Na pewno, to piękne i szczęśliwe miejsce dla tych co kochają swego Stwórcę.

Dobili targu, Józefowi szczęśliwie zostało jeszcze trochę pieniędzy i jeszcze tego samego dnia wprowadził się do swego nowego domu. Najpierw przygotował miejsce dla swych osłów, wypakował cały swój majątek, trochę posprzątał i zasnął szczęśliwy, że udało mu się zrealizować swe marzenie tak szybko, że aż nie spodziewał się tego. Widział w tym rękę Pańską i podziękował Bogu jak tylko potrafił.

Cały dzień przygotowania do szabatu spędził porządkując swój nowy dom. Powymiatał mnóstwo pajęczyn, uporządkował co tylko można zrobić było wokół domu, naszykował karmę dla swych osłów i zabrał się za przygotowanie posiłku dla siebie. Szabat rozpoczął skromną wieczerzą i pogrążył się w modlitwach dziękczynnych. Ten tydzień stał się przełomem w jego życiu. Dziękował Bogu za opiekę w czasie podróży, za nowy dom i prosił Go o szczególne błogosławieństwo dla tego miejsca. Rankiem udał się do miejscowej synagogi, a po nabożeństwie zgłosił się do przełożonego, aby ten zapisał go jako nowego mieszkańca Nazaretu.

Następne dni były bardzo pracowite. W pierwszej kolejności urządził swój warsztat stolarski. Wybrał w domu największe pomieszczenie, pozawieszał wszystkie swe narzędzia i wysprzątał należycie. Musiał poszukać dostawcy materiału drzewnego i okazało się, że znalazł takiego niedaleko. Tamten ucieszył się, że będzie miał nowego stolarza i obiecał dostarczać najlepsze gatunki drzewa. Józefowi zajęło dwa dni na zrobienie dobrego, solidnego stołu stolarskiego, do którego przymocował wszystkie uchwyty, przywiezione z Betlejem. Jego warsztat pracy był już gotowy i mógł nareszcie zacząć urządzać swoją część mieszkalną. Niektóre meble wymagały tylko remontu, ale musiał zrobić nowy stół i dwa stołki. Kiedy już uporał się z tym wszystkim, wywiesił przed dom znak warsztatu, włożył zawadiacko wiór za ucho i wyszedł na miasto szukać zamówień.

Tak naprawdę, to bardzo chciał spotkać tę, za którą tu przyjechał. Nie był już przygodnym wędrowcem i czuł się dobrze przygotowany na spotkanie z Salome. Kolejno zaczął odwiedzać mieszkańców miasteczka. Witał się z nimi i przedstawiał, a jednocześnie zachęcał, aby korzystano z jego usług. Ofiarowywał niskie ceny i solidne wykonanie. Jego nowi sąsiedzi różnie przyjmowali jego propozycje. Jedni byli bardzo gościnni, witali się z nim serdecznie, ale nie brakowało takich, co zamknęli mu drzwi przed nosem. Był dla nich obcym przybyszem. Większość mieszkańców Nazaretu zarabiała ciężką pracą na roli. Uprawiali ziemię, winnice, produkowali oliwę czy wypasali krowy i owce. Niektóre domy świadczyły o zamożności, ale wiele było ubogich.

Minęło już trzy godziny jak Józef wędrował po miasteczku, kiedy zawitał do takiego małego domku. Nie było tam widać dostatku, ale całe obejście lśniło czystością i porządkiem. Kiedy zastukał – otworzyła mu Salome. Serce zaczęło bić mu gwałtownym rytmem, zapomniał języka w buzi i tak stał, nic nie mówiąc. Poznała go i teraz patrzyła na niego, nie mogąc uwierzyć temu, co widziała i kiedy już do niej dotarło, że to nie zjawa, powiedziała cicho:

− Wejdź Józefie.

Pamiętała jego imię – ta myśl zabłysła nadzieją i wprowadziła go do izby. Siedziała tam starsza kobieta i młody, może 12-letni chłopiec.

− To moja mama Rachela, wdowa po Szymonie, a to mój brat Juda - Salome przedstawiła ich gościowi i poprosiła aby usiadł.

− Dziękuję bardzo, jestem Józef, syn Jakuba z Betlejem. Spotkaliśmy się z Salome w Jerozolimie. Przeprowadziłem się właśnie do Nazaretu, kupiłem dom od Zebedeusza, a jestem cieślą, stolarzem.

Salome podała na stół placki jęczmienne i mleko, siadła na boku i w milczeniu obserwowała swego gościa. Jej matka zaczęła wypytywać go o rodzinę, o wieści z Jerozolimy. Józef odpowiadał na jej pytania, ale jego wzrok często uciekał w stronę siedzącej obok dziewczyny. Dowiedział się, że odkąd zmarł jej ojciec, bieda zawitała do ich domu. Matka miała już swoje lata i mogła co najwyżej zajmować się domem, więc dzieci musiały chodzić do innych ludzi na zarobek. Dobrze, że mieli kilka kóz i mały kawałek ziemi przy domu. Dzięki pracowitości Salome i opiece Najwyższego żyli skromnie i szczęśliwie.

Józef słuchał tych słów i nagle nabrał odwagi i rzekł:

− Wybacz matko moje słowa, ale chcę być szczery i nie będę ukrywać niczego przed wami. Kiedy spotkałem waszą córkę na dziedzińcu świątyni, to stało się jasne dla mnie, że to sam Wszechmocny sprawił, że spotkaliśmy się. Zrozumiałem, że nie chcę żadnej innej kobiety na świecie i dlatego sprzedałem cały swój majątek i oto jestem. Jeżeli odtrącisz mnie, Salome, to życie dla mnie nie ma sensu.

Wszyscy zwrócili się w jej stronę. Ta nie wiedziała zrazu, co ma powiedzieć. Czy przyznać się, że ten właśnie młodzieniec śnił się jej po nocach? Nie wypadało dziewczynie mówić takich rzeczy, więc tylko spuściła wzrok i cicho odpowiedziała:

− Przyznam, że nie jesteś mi obojętny, ale my prawie się nie znamy i nie mogę dać ci od razu właściwej odpowiedzi. Zgadzam się być twoją narzeczoną i za rok, jak będę gotowa, zostanę twoją żoną.

Uśmiech jej matki potwierdzał, że to sam Bóg sprawił, że taki młodzian zawitał do ich domu i wniósł nadzieję na lepsze jutro. Józef zaś wracał w podskokach do domu, a tam padł na kolana i wołał do Pana:

„Dobrze jest dziękować Jahwe i śpiewać imieniu Twemu, Najwyższy: głosić z rana Twoją łaskawość, a wierność Twoją nocami”.(Ps 92,2-3)Rozdział II.

Rodzina

Wczesnym rankiem, w dzień przygotowania, przyszedł do niego Juda i przekazał, że siostra z matką zapraszają go na wieczerzę szabatową. Oczywiście poszedł do nich z radością w sercu swoim. Oprócz zwykłych szabatowych potraw, Salome przygotowała jeszcze specjalny placek z rodzynek dla swojego gościa. Podczas wieczerzy ustalili, że pójdą rankiem do synagogi, aby zgłosić swe narzeczeństwo. Tak też się stało, a kiedy przełożony usłyszał z czym przyszli, pogratulował im obojgu i nie omieszkał dodać do Józefa – „nie tracisz czasu młodzieńcze”.

Przełożony synagogi ogłosił w czasie nabożeństwa ich zaręczyny i powitał oficjalnie nowego mieszkańca Nazaretu. Salome obserwowała przez kraty, z części dla kobiet, jak wielu jej sąsiadów wita się z Józefem i gratuluje mu. Była im wdzięczna, że przyjęli go tak serdecznie. Tak naprawdę to już tydzień wcześniej zauważyła go, ale nie była pewna, czy to on i czy przybył tu właśnie dla niej. Teraz rozpierała ją duma i chciało się śpiewać z radości. Widziała, jak zazdrośnie patrzą na nią jej koleżanki i nie raniło ją to. Jej szczęście było ponad ich zawiść.

Od tego dnia zmieniło się całe ich życie. Widywali się niemal codziennie. Józefowa wędrówka po Nazarecie zaczęła przynosić owoce. Dostał pierwsze zamówienia, z razu niewielkie. Ktoś przyniósł mu do nareperowania stołek, inny sochę. Z czasem jednak nadeszły poważniejsze zamówienia. Ludzie widzieli z jakim zapałem staje do pracy, jak dokładnie wykańcza wykonywane przedmioty i powoli zyskiwał sławę rzetelnego rzemieślnika. Większość zarobionych pieniędzy oddawał Salome. Jej matka polubiła go bardzo. Niedostatek powoli znikał z ich życia. Kiedy Józef zaczął otrzymywać większe zamówienia, zatrudnił Judę w swym warsztacie. Chłopiec przygotowywał się do obrzędu bar-micwa, a kiedy skończył 13 lat, to w następny szabat już uczestniczył razem z Józefem w nabożeństwie w synagodze. Od tego dnia mógł zakładać filakterie i nakrywać głowę szałesem - stał się dorosły.

Salome przygotowywała im posiłki kiedy pracowali. Starała się gotować skromnie i w miarę możliwości kupowała mięso czy ryby, aby mężczyźni mieli siły do pracy. Nie zawsze tak było i wiele razy musiał starczać im sam chleb ze świeżą cebulą. Józef zawsze patrzył na nią takim pełnym miłości spojrzeniem i nazywał ją pieszczotliwie „swoją gołąbką”. Nie oponowała, bo myślała, że to na pamiątkę tej synogarlicy, którą ofiarowywała wtedy w Świątyni, nie wiedziała, że jej narzeczony czyta w wolnych chwilach Pieśń Nad Pieśniami swego pradziada Salomona.

Cały ten rok dłużył mu się niemiłosiernie. Wiele razy chciał wziąć ją w swe ramiona, ale kochał ją tak bardzo, że odrzucał daleko wszelką myśl o jej hańbie. Wystarczały mu przelotne dotknięcia jej dłoni, czuł każde jej spojrzenie i z cierpliwością czekał następnej wiosny. Pewnego dnia wyjął zasuszony kwiat róży i wręczył, mówiąc

− Oczarowałaś me serce jednym spojrzeniem twych oczu i to dla Ciebie porzuciłem swój kraj ojczysty, dla Ciebie zerwałem tę oto różę z ogrodów Szaronu i musisz wiedzieć, mój gołąbku, że nie ma dla nikogo innego miejsca w moim sercu.

− Wiem, mój kochany. To Bóg nas odnalazł, tam wtedy przy Jego Świątyni, to On nas złączył i będziesz mój do końca moich dni.

Żyli tak wspólnie w swym zaczarowanym świecie, gdzie byli tylko oni dwoje, a cały inny świat mijał obok nich. Nadszedł w końcu ten dzień, kiedy Józef zawołał Salome, nałożył tałes i przeczytał z drżeniem serca:

− „Powstań przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź !

Bo oto minęła już zima, deszcz ustał i przeszedł.

Na ziemi widać już kwiaty, nadszedł czas przycinania winnic,

i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie.

Drzewo figowe wydało zawiązki owoców

i winne krzewy kwitnące już pachną.

Powstań przyjaciółko ma, piękna ma, i pójdź !” (Pnp 2,10-13)

− Mija właśnie rok od naszych zaręczyn i czas na przygotowanie wesela.

Ustalili wesele na trzeci dzień po najbliższym szabacie. Zaprosili sąsiadów i przełożonego synagogi. Józef odmówił wszelkim zleceniom na ten czas i wszyscy zabrali się do przygotowania wesela. Trzeba było naszykować jedzenia i wkrótce Salome z matką upiekły dużo mięsa, nafaszerowały ryby. Józef na ten cel ubił kupionego, tłustego barana, napieczono chleba i słodkich placków. Kiedy pod specjalnie przygotowanym baldachimem wymienili swoje przysięgi, zapanowała ogólna radość, a w miarę ubywania wspaniałego wina, śpiewy i tańce trwały do rana.

Zmęczeni nowożeńcy położyli się spać przy pieniach kogutów, ale kiedy rankiem Salome zbudziła się, na łożu swym szukała na próżno umiłowanego jej duszy. Wstała z niepokojem i znalazła go. Szczęśliwy klęczał i dziękował Bogu za swoje szczęście. Kiedy zobaczył, że wstała, podszedł do niej z tym znajomym już zwojem i zaczął czytać:

-”O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jakże piękna !

Oczy twe jak gołębice za twoją zasłoną.

Włosy twe jak stado kóz falujące na górach Gileadu.

Zęby twe jak stado owiec strzyżonych,

gdy wychodzą z kąpieli:

każda z nich ma bliźniaczą, nie brak żadnej.

Jak wstążeczka purpury wargi twe

i usta twe pełne wdzięku.

Jak okrawek granatu skroń twoja

za twoją zasłoną.

Szyja twoja jak wieża Dawida, warownie zbudowana;

tysiąc tarcz na niej zawieszono, wszystka broń walecznych.

Piersi twe jak stado koźląt, bliźniąt gazeli,

co pasą się pośród lilii.

Nim wiatr wieczorny powieje i znikną cienie,

pójdę ku górze mirry, ku pagórkowi kadzidła.

Cała piękna jesteś przyjaciółko moja,

i nie ma w tobie skazy.”(Pnp 4,1-7)

− teraz już mogę ci powiedzieć, jak cię pragnę, dlaczego nazwałem ciebie moim gołąbkiem. To twe oczy – jak te dwa gołąbki – oczarowały mnie i teraz już na zawsze pozostaniesz moim gołąbkiem.

To mówiąc zaczął całować jej oczy, ona odwzajemniała jego pieszczoty i tak zatracili się w tętniących zmysłach. Teraz już jako mąż i żona – złączeni przed Bogiem, a świat wokół przestał dla nich istnieć. Żar tej miłości to żar ognia, płomień Jahwe. Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości, nie zatopią jej rzeki.(Pnp 8,6-7)

Od kiedy Salome zamieszkała z Józefem, zmieniło się wiele w jego życiu. W wolnych chwilach musiał rozbudować swój dom. Warsztat znalazł się w osobnym pomieszczeniu, z otwartym wejściem od ogrodu, za nim musiał zbudować pomieszczenie dla zwierząt. Oprócz osłów, które wciąż potrzebował do transportu drobniejszego sprzętu, musiał kupić krowę i parę owiec. Salome wniosła mu w posagu kawałek pola i teraz zaczął również obrabiać tę ziemię. Ona zaś nigdy nie próżnowała. Lato nie nadeszło jeszcze pełnymi barwami, a już przed ich domem pojawił się piękny ogród z kobiercem różnorakich kwiatów.

Kiedy zmęczony po całym dniu pracy siadał na ławce przed domem, kiedy podziwiał dzieło jej rąk, to odurzony zapachem kwiecia, zawsze brał ją w ramiona i niepomny na zmęczenie całował mówiąc - „Usta twoje jak wino wyborne, które spływa mi po podniebieniu, zwilżając wargi i zęby.”(Pnp 7,10) Nic dziwnego, że Pan pobłogosławił im i wkrótce Salome oznajmiła o tym swemu mężowi. Ten nie posiadał się z radości. Kupił barana, sprosił wszystkich sąsiadów i przyjaciół i z dumą oznajmił wszystkim, że będą mieli dziecko. Ich radość udzieliła się wszystkim gościom. Podziwiali ich i zwali szczęśliwymi, gratulując szczerze.

Józef zyskał uznanie swych sąsiadów i traktowali go już jako swego, nie jako obcego przybysza. Jego kunszt stał się znany w całej okolicy i nie narzekał na brak zamówień, a Juda miał stałą pracę, z której mógł już samodzielnie utrzymać swą matkę. Jego siostra oczywiście często ją odwiedzała, ale w miarę jak dziecko rosło w jej łonie, to jej matka musiała przychodzić do domu swej córki. Rachela miała wielki szacunek dla Józefa, zawsze dziękowała Bogu za takiego zięcia, bo wierzyła mocno, że to jej modlitwy spowodowały, że Jahwe wysłuchał jej gorących próśb i złączył tych dwojga młodych ludzi.

Minęło pracowite lato, podobna jesień i kiedy nastały najkrótsze dni w roku, Rachela mogła przyjąć dziecko aby wręczyć je po chwili ojcu ze słowami:

− oto Jahwe obdarował cię synem, Józefie.

Wzruszony ojciec wzniósł swe dziecko ku górze, podziękował Bogu za taki wspaniały dar i rzekł:

− nazwiemy go Jakubem, jak każe tradycja, weźmie swe imię po mym ojcu i będzie kiedyś panem i dziedzicem tego domu.

Minął tydzień i Salome odzyskała już pełnię sił po porodzie. Nie bez znaczenia była obecność jej matki i troskliwa opieka męża. Na ósmy dzień wypadła szczególna uroczystość. Należało potwierdzić czynem to wielkie przymierze, jakie zawarł ich praojciec Abraham z samym Bogiem. Dokonano niewielkiego zabiegu w synagodze i Jakub został obrzezany jak nakazywało Prawo. Była to okazja do uczty i Józef nie żałował środków na ten cel. Pan błogosławił mu we wszystkim.

Józef oczywiście pamiętał co Jahwe powiedział do Mojżesza:

„Poświęćcie Mi wszystko pierworodne. U synów Izraela do Mnie należeć będą pierwociny łona matczynego – zarówno człowiek, jak i zwierzę.”(Wj 13,2)

Było to na pamiątkę tej łaski, której Bóg udzielił Żydom tamtej nocy nad Nilem, gdy zabijając dzieci Egipcjan oszczędził synów Izraela. Od tego poświęcenia można było wykupić syna za cenę pięciu syklów, złożonych w Świątyni. Kiedy więc po czterdziestu dniach minął czas nieczystości Salome, udali się tam razem z dzieckiem, aby dokonać mogła obrzędu oczyszczenia.

Było chłodno, ale pogoda im dopisywała i już po dwóch dniach ujrzeli białe ściany Jerozolimy. Ze wzruszeniem wchodzili na dziedziniec Świątyni, miejsce, gdzie Pan skrzyżował ścieżki ich życia. Herod nie szczędził środków i już można było podziwiać ogrom prac budowlanych. Całe zastępy kapłanów budowały tę chwałę Izraela, Świątynię, która zadziwiała wielkich tamtego świata. Przekonał się o tym słynny Pompejusz, który zdobył miasto i Świątynie 44 lata wcześniej. Oczekiwał, że w Miejscu Najświętszym znajdzie wielkie skarby, a kiedy wszedł i znalazł puste pomieszczenie, był tak zszokowany, że nakazał przywrócić Świątyni pełną chwałę. Wszyscy Żydzi z całego świata łożyli na nią i z niej utrzymywało się to wielkie stutysięczne miasto święte Jeruzalem.

Józef złożył ofiarę pięciu syklów oraz roczne jagnię dla oczyszczenia Salome. Ta tuliła swe dziecko, chroniąc przed zimnem, w czasie, kiedy kapłan recytował przewidziane prawem modlitwy nad jego głową. Obawiając się ciągle o zdrowie swego synka, odetchnęła dopiero, kiedy wrócili cało do swego domu. Dziecko rosło jak na drożdżach i było oczkiem w głowie całej rodziny. Babcia rozpieszczała go, a dumny ojciec co chwilę wpadał do izby, aby choć raz rzucić okiem na swego syna. Jeszcze bardziej kochał swą żonę, ale minęło prawie dwa lata, kiedy Salome zaczęła spodziewać się następnego dziecka.

Mały Jakub miał już trzy latka kiedy jego mama przestała wesoło z nim baraszkować. Stała się coraz bardziej ociężała, robiła się taka jakaś gruba, nie brała go na kolana, tak jak poprzednio i przestała biegać za nim w ogrodzie. Chłopiec posmutniał, pomyślał, że przestała go kochać. Stanął w kąciku i gorzko zapłakał. Salome długo musiała go uspakajać, zanim wykrztusił z siebie swoje zmartwienie. Salome zaśmiała się, przytuliła go mocno i zaczęła tłumaczyć.

− Kochane moje dziecko, kocham cię cały czas, codziennie mocniej i mocniej. Pamiętaj, mamusia i tatuś zawsze cię kochają i będą kochać, bo to ty jesteś dla nas najważniejszy, jesteś darem naszego Boga. My poprosiliśmy Boga, abyś nie był sam, abyś miał rodzeństwo. Na pewno chcesz mieć braciszka, czy siostrę, chcesz?

Skinął powoli głową i w jego, mokrych od łez oczach, zobaczyła wesołe iskierki nadziei. Mówiła dalej.

− To dla ciebie mamusia urodzi malutkie dzieciątko. Jak podrośnie – będziesz miał z kim się bawić. Wiem, że mój synek będzie się opiekował malutkim braciszkiem czy siostrzyczką. Będziemy teraz razem czekali, aż się urodzi. Mamusia nie może biegać z tobą, musi bardzo uważać, aby dzieciątko było zdrowe i silne. Wiem, że będziesz pomagał mi, będziesz?

Znów skinął poważnie głową. Położyła jego malutką dłoń na swoim wypukłym brzuchu. Z dumą obserwowała, jak z wielką uwagą dotyka jej łono. Pocałował ją i pobiegł do swych zabawek. Józef potrafił wyczarować, w wolnych chwilach, dla swego syna różne przedmioty z kawałków drewna. Miał tych zabawek całe pudło. Bawił się teraz sam, opowiadał im, że będzie miał braciszka. Salome odetchnęła z ulgą. Jakub stał się jakiś poważniejszy. Odpowiadał od razu na każde jej wołanie, ciągle dotykał jej brzucha i był zdumiony, kiedy zobaczył jak pod skórą przesuwa się pięta dziecka. Delikatnie dotknął wypukłości i spojrzał na swą mamę z taką czułością, jaką obdarzał ją codziennie Józef.

Znów urodził im się syn, ale tym razem Salome wymogła na swym mężu, aby nazwać go Józefem – tak jak jej ukochany. Ojciec nie mógł odmówić prośbie swej żony i teraz musiał dzielić swe serce pomiędzy jeszcze jedną osobę w swej rodzinie. Jakub ucieszył się bardzo z narodzin brata. Już chciał się z nim bawić i rodzice musieli mu długo tłumaczyć, że mały Józek musi trochę podrosnąć, nauczyć się chodzić, mówić i dopiero wtedy będzie gotów do zabawy. Zrozumiał to i wystarczały mu chwile, które spędzał przy łóżeczku brata. Śmiał się głośno z niego, gdy tamten powtarzał za nim słowa, a Jakub lubił mu opowiadać i patrzeć, jak tamten wodzi za nim oczyma. Mały Józek nauczył się już chodzić, kiedy brzuszek mamy znów zaczął się powiększać. Tym razem Jakub już nie pytał. Wiedział, że przyjdzie na świat kolejne dziecko. Salome jeszcze raz urodziła syna, który otrzymał imię po swym nieznanym, drugim dziadku Szymonie, a kiedy znów zaszła w ciążę, modliła się o córeczkę. Każda matka jest dumna ze swych synów, ale prawdziwe szczęście może dać jej istota taka jak ona, która nosiłaby jej myśli, jej marzenia, rysy jej twarzy.

Z niekłamanym podziwem patrzyła na dziecko ich sąsiadów. Wiedziała, że mała Miriam jest tylko ich przybraną córką, ale widziała ile daje im radości. Mieli synów i jeszcze jedną córkę o takim samym imieniu, o rok starszą, poważniejszą, ale Miriam rozweselała ich dom, była dla nich takim słoneczkiem, w dniach dobrych jak i złych. Zawsze uśmiechnięta, skora do pomocy i nic dziwnego, że Salome patrzyła na nią z nutką zazdrości. Kiedy jej synowie ganiali wokół domu wraz z chłopakami sąsiada, Miriam lubiła towarzystwo Salome. Miała już 9 lat kiedy narodził się Szymon i była dużą pomocą dla Salome. Teraz, kiedy spełniło się jej marzenie, kiedy urodziła upragnioną córeczkę – nazwała ją Miriam. Obie imienniczki polubiły się tak bardzo, że jedna nie mogła być bez drugiej. Malutka Miriam, kiedy tylko otworzyła rano swe oczy, szukała nimi swej przyjaciółki i już napełniały się łzami, by po chwili błysnąć iskrami radości, gdy ta pojawiała się obok. Salome trochę zazdrościła starszej Miriam tego przywiązania do swej córki, ale nie narzekała, bo mogła więcej czasu poświęcić innym dzieciom. Znów zaszła w ciążę i ten następny syn dostał swe imię po wujku Judzie. Teraz miała już czwórkę synów i ukochaną córeczkę. Pan pobłogosławił jej jak mało komu.

Kiedy na świat przyszedł Juda – Jakub skończył już osiem lat. Stał się następnym, po ojcu, mężczyzną w domu. Pomagał swojej mamie jak tylko potrafił. Nigdy nie musiała prosić go dwa razy o jakąś przysługę. Opiekował się młodszym rodzeństwem i powoli zastępował zapracowanego ojca w pracach domowych. Już potrafił przynieść wodę ze źródła. Dzban był ciężki i chłopiec uginał się pod jego ciężarem. Zaciskał zęby i szedł z całą uwagą, aby nie uronić żadnej kropli. Był bardzo ambitnym i wrażliwym chłopcem. Nikt nie przytulał tak mocno swej matki jak on. Był pierworodnym - darem Jahwe i mama zawsze mu to przypominała. Jego pomoc najbardziej przydała się dla Salome, kiedy spodziewała się Judy. To była bardzo trudna ciąża i doceniała wtedy pomoc swego najstarszego syna.

Pracowity mąż też dbał o nich wszystkich. Ciężką i uczciwą pracą zdobył poważanie w ich mieście i wydawało się, że do szczęścia nic już nie brakuje. Po urodzeniu Judy dosyć długo dochodziła do siebie. Niby wszystko było w porządku, ale stała się bardziej ociężała i brakowało jej sił. Bardzo chciała pomóc swemu mężowi, bo pracy nie brakowało. Mieli już spory kawałek pola, Józef nasadził małą winnicę na stoku wzgórza, a w warsztacie ciągle było słychać stukanie młotków i odgłos hebli. Jej brat dorósł i pracował na równi z Józefem. Polubił zawód cieśli i rozmyślał już o założeniu swojego warsztatu, ale dobrze pracowało mu się ze swym szwagrem, który traktował go jako wspólnika i uczciwie dzielił się zapłatą.

Józef, widząc, że jego żona nie jest taka zdrowa jak poprzednio, poprosił Miriam aby pomagała jej przy dzieciach i pracach domowych. Ta zgodziła się z ochotą, więc poszedł jeszcze do jej opiekuna po jego zgodę. Zebedeusz nie widział przeszkód, ustalili wysokość wynagrodzenia i od tej chwili Miriam codziennie pomagała Salome. Ta robiła co mogła, ale tak naprawdę - to mogła tylko siedzieć na ławie przed domem i obserwować baraszkujące dzieci. Jej córeczka za to była bardzo szczęśliwa, chodziła za Miriam krok w krok i chciała robić wszystko to, co tamta. Czasami jej opiekunka musiała siłą prowadzać ją do matki, aby nie poparzyła się przy gotowaniu jadła. Robiła wtedy pełną dezaprobaty minkę, ale szybko jej to mijało, bo kochała również swą mamę. Na jej kolanach czuła się tak dobrze, że zasypiała, uśmiechając się przez sen.

Jej synowie toczyli ciągłe wojny na niby. Jakub lubił być Goliatem, przewyższał swoich braci o głowę. Oczywiście Szymon i Józef musieli zawsze przegrywać. Raz byli Filistynami, a innym razem Rzymianami. W tym roku zabaw było mniej, bo Jakub rozpoczął naukę w beth-hasepher, czyli takiej szkole przy synagodze. Wraz z innymi dziećmi siedział wokół hassana, ich nauczyciela, który trzymał zwój Tory i głośno czytał treść Prawa. Wszystkie dzieci powtarzały głośno ten tekst tak długo, aż nauczyły się na pamięć.

Już po kilku tygodniach Jakub zaczął chwalić się przed ojcem swą wiedzą i cytował z pamięci wersety Pisma Świętego. Józef patrzył z taką czułością na swego syna, widział w nim swego następcę i podchodził wtedy do swej żony i na ucho dziękował jej, że dała mu takie wspaniałe dzieci. Kochał ją tak bardzo, że niedługo potem stała się brzemienną. W jej stanie zdrowia nie był to szczęśliwy moment. W miarę upływających tygodni traciła siły i już od pewnego czasu pozostawała w łóżku. Wszystkie obowiązki spadły na Miriam. Ta pracowała bez szemrania i razem z Józefem przeżywała chorobę jego żony. On też zaczął zaniedbywać pracę w warsztacie i całe dni przesiadywał przy łożu żony. Czuł się winien, że stał się przyczyną jej stanu. Nocami wychodził na pole i wołał głośno do swego Pana o pomoc. Czuł, że tylko Wszechmogący może tutaj coś zdziałać. Przyprowadzał różnych lekarzy, ale oni rozkładali bezradnie ręce, albo dawali jakieś leki, a kiedy te nie działały - nie chcieli już więcej przychodzić.

Najtrudniej przeżywał chorobę swej matki Jakub. Był już na tyle dorosły, że rozumiał powagę sytuacji. Miał już dziesięć lat i wiedział, czym się kończą takie przypadki. Wspominał pogrzeby sąsiadów i zamykał się wtedy w szopie i płakał. Przestały go cieszyć wszelkie zabawy z dziećmi. Musiał wydorośleć, czuł, że stoi przed niezwykle ważną chwilą w swoim życiu. Całym sercem pragnął, aby wróciło zdrowie jej ukochanej mamie. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej zabraknąć, nie wyobrażał sobie swego życia bez niej. Z oczu kapały mu słone łzy, a on wołał do Jahwe o pomoc. Dopiero kiedy uspokoił się na tyle, że mógł podejść do jej łoża, biegł do niej. Głaskał jej rozpalone dłonie, szeptał ciche, delikatne słowa miłości, ale jego oczy były puste, pełne bólu i trwogi. Kiedy nadchodził ojciec – on uciekał do swej szopy.

Józef siedział przy niej, trzymał jej dłoń i rozmyślał, że wcześniej nie doceniał tego czym jest dobre zdrowie, aż choroba przyszła sama do jego domu. Patrzył jak jego ukochana cierpi i nic nie mógł zrobić. Wspomniał na Hioba, tego męża boleści, którego Bóg doświadczał i nie chciał znaleźć się na jego miejscu. Nie potrafił złorzeczyć swemu Stwórcy i wciąż modlił się, z nadzieją, że Ten zachowa mu ją do dalszego życia. Przecież nie po to obdarował dziećmi, aby teraz pozbawić ich matki. Starał się żyć według wymagań Zakonu i wierzył, że wszystko to, co dał mu Bóg, było znakiem akceptacji z Jego strony. Teraz stanął wobec jakiejś nowej próby, a może to była kara za zbyt wielką miłość, jaką darzył Salome? Taka miłość należy się tylko Bogu. On kochał Jahwe całym sercem, ale widocznie było to za mało? Józef zadrżał z przerażenia, spojrzał na swą chorą żonę i łzy zaszkliły jego wzrok.

Salome otworzyła oczy i popatrzyła uważnie na swego męża. Zobaczyła łzy w jego oczach i cichutko powiedziała -

− Nie płacz, wiem, że odchodzę do lepszego świata, chociaż świat z Tobą był taki piękny, że innego nigdy nie pragnęłam. Dałeś mi tak wiele i jestem szczęśliwa, że Bóg ofiarował mi takiego męża. Głęboko wierzę, że spotkamy się razem na Łonie Abrahama. Ja idę na odpoczynek, ale ciebie czeka jeszcze dużo pracy. Zostawiam ci gromadkę dzieci i musisz dbać o nie. Wiesz, że dzieci muszą mieć matkę, sam ojciec im nie wystarczy, więc obiecaj mi, że weźmiesz sobie drugą żonę. Miriam ma trzynaście lat, pokochała moje dzieci jak swoje i myślę, że będzie dobrą żoną dla ciebie. Takie jest moje ostatnie życzenie, przysięgnij, że tak zrobisz.

Józef nie mógł powstrzymać płaczu. Przytulił się do jej rozpalonego policzka, całował jej czoło i wyszeptał − zrobię – jak chcesz, ale to nie jest moje pragnienie. Moje oczy nie spojrzą już więcej na żadną niewiastę. Tylko ciebie jedynie kocham i nikt nie może zająć twego miejsca w moim sercu.

Kiedy tak trwał przy niej, naszły ją bóle porodowe. Józef krzyknął po akuszerkę. Ta przybiegła po chwili i wyprosiła go z izby. Salome nadludzkim wysiłkiem urodziła dziewczynkę i zasnęła, aby już nigdy się nie obudzić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: