Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jakub Sobieski - ebook

Data wydania:
7 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jakub Sobieski - ebook

Królewicz Jakub Sobieski był pierworodnym synem Jana III, a urodził się zanim jego ojciec został królem. Wobec elekcyjności polskiego tronu los Jakuba był nader niepewny. Rodzice starali się zabezpieczyć mu przyszłość i panowanie, napotkali jednak na sprzeciw ze strony magnaterii, która za wszelką cenę chciała przeszkodzić w umocnieniu pozycji królewskiego syna. Ostatecznie nie udało się Jakubowi zdobyć korony. Mimo kilkukrotnych prób sięgnięcia po władzę, pozostał do końca życia kandydatem do tronu, spędzając sen z oczu Augusta II. Swoje ambicje polityczne przypłacił królewicz długoletnim uwięzieniem. Mimo świetnego małżeństwa, jakie zawarł, nie znalazł szczęścia w życiu rodzinnym. Zmarł jako ostatni ze swego rodu, mając u boku córkę, którą chciał wydziedziczyć za nieposłuszeństwo.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-312-2
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Królewicz Jakub Sobieski należy do niewielu osób, których dzieje można zawrzeć w krótkiej formule – spes mea data mihi a patre, czyli „moja nadzieja dana mi jest od ojca”. To wielka kariera Jana III otworzyła przed jego synem możliwość zdobycia szczególnego znaczenia i pozycji. Dzięki temu królewicz wielokrotnie miał nadzieję na poślubienie znakomitych księżniczek, na sukcesy militarne, na zdobycie korony, na zaaranżowanie świetnych małżeństw córek. A wszystko to przydarzyło się Jakubowi, ponieważ stał się sławny dzięki dokonaniom swego ojca i to one rozbudziły w nim wielkie ambicje.

Jakub Sobieski jest postacią wyjątkową, a przy tym do niedawna nie najlepiej znaną. Choć pojawia się w wielu opisach zarówno panowania swego ojca, jak i wydarzeń późniejszych, nie był głównym bohaterem żadnej opowieści. Zwykle pojawia się tylko dodatkowo przy omawianiu tematów przełomu XVII i XVIII wieku oraz ich głównych bohaterów. Nie doczekał się też opracowania poświęconego wyłącznie jego życiu, choć kilkakrotnie przedstawiano go razem z młodszymi braćmi.

Jakub był synem Jana III i Marii Kazimiery. Urodził się, zanim ojciec zdobył tron, ale wbrew działaniom przeciwników Sobieskich został królewiczem i tak nazywano go w Polsce za życia, a także w historiografii, podobnie jak młodszych braci. Rościł sobie jednak prawo do tytułu Jego Królewskiej Wysokości i używał go we własnych dokumentach i listach. Tytuł ten stosowano wobec królewicza także w kierowanej doń korespondencji, w każdym razie czynili to wszyscy, którzy zwracali się do Jakuba Sobieskiego z sympatią lub w interesach, gdyż pominięcie tytulatury skutkowało niezadowoleniem ze strony adresata i zwykle brakiem odpowiedzi czy chęci spełnienia próśb.

Życie rodzinne Sobieskich przedstawiane było wielokrotnie w czarnych barwach. Według przekazów Jan III miał być niechętnie nastawiony do Jakuba, a ponadto skąpy i zwłaszcza pod koniec życia zajęty jedynie sobą. Natomiast Maria Kazimiera miała rozpuszczać synów i chować ich w rozpasanej atmosferze dworu. Egoistyczna i zajęta spełnianiem własnych zachcianek, miała nie dbać o dzieci, o ich przyszłość, a według czarnej legendy próbowała nawet konkurować z Jakubem o ponowne zdobycie korony. Kandydaturze najstarszego królewicza przeciwstawić ponoć chciała średniego syna Aleksandra lub swego kolejnego męża, za którym, zdaniem wielu, rozglądać się miała zresztą już za życia Jana III.

W rzeczywistości Jakub odebrał niezłe wykształcenie, a później uczestniczył w kampaniach ojca, ucząc się u jego boku sztuki dowodzenia i, co ważniejsze, poznając europejskich władców i zyskując ich akceptację, a nawet autentyczną sympatię, która przetrwała czas wojny. Ożenił się zgodnie z zamysłami matki, choć doprowadzenie do jego małżeństwa z różnych względów nie było łatwe. Zabezpieczenie jego przyszłości stało się celem działań obojga rodziców. Po śmierci ojca zabiegał o koronę polską, a później jeszcze wielokrotnie, czasem wbrew swej woli, był wysuwany jako kandydat do tronu. Matka, wbrew nieprzychylnym opowieściom, starała się pomóc synowi w tych zabiegach.

Królewicz Jakub żył zawsze na marginesie wielkiej polityki i był bardziej jej przedmiotem niż podmiotem. Jego nazwiska nie zapominano jednak z dwóch przyczyn – zasług Jana III oraz legendarnego, wyolbrzymionego plotką bogactwa. Umożliwiło to królewiczowi rojenia o świetnych małżeństwach dla córek. Znalazły one żywy odzew w Europie. Swoje ambicje przypłacił uwięzieniem, wygnaniem i wiecznymi podejrzeniami wrogów politycznych, że intrygom ze strony Sobieskiego nie będzie końca.

Niedawno odkryte, długo niewykorzystywane źródła pozwoliły na pokazanie Jakuba Sobieskiego w nowym świetle, z większym bogactwem detali z jego życia. Dzięki temu można lepiej poznać i zrozumieć działania królewicza. Jakub nie był postacią wybitną ze względu na charakter czy dokonania, jednak miejsce, które zajął w opowieści o jego ojcu, a także za sprawą późniejszych wydarzeń, daje mu prawo do własnej biografii. Jeżeli postępowanie królewicza czy podejmowane przez niego decyzje nie zasługują na pochwałę, to na pewno na zrozumienie. Żył w bardzo trudnym czasie, a od chwili elekcji ojca skazany był na dwuznaczność swej pozycji – królewicza i kandydata do tronu, którego przyszłość miała się rozstrzygnąć dopiero podczas elekcji. Nie dawało mu to szans na dokonanie niezależnego wyboru – kim będzie i co zrobi ze swoim życiem. Był królewiczem, a zarazem nikim. Nie mogąc piastować urzędów, sporą część życia spędził na poszukiwaniu roli, jaką mógłby odegrać, lub oczekiwaniu na przychylną jemu i jego rodzinie koniunkturę polityczną. W systemie silnej opozycji politycznej działającej w Rzeczypospolitej raz był jej celem, a innym razem narzędziem, ale – przynajmniej w pewnym stopniu – zawsze ofiarą. Jako wielokrotny kandydat do tronu, a za takiego go uważano, czasem nawet wbrew jego chęciom, traktowany był jako nieustanne zagrożenie dla Augusta II. Dwuznaczna pozycja Sobieskiego odcisnęła piętno również na życiorysach jego córek.

Niniejsza książka jest próbą pokazania wielu nowych, do niedawna nieznanych faktów i aspektów z życia Jakuba. Świadomie też nie próbowano formułować tu żadnych ocen. Wydano ich już w dotychczasowej historiografii dość, zwykle surowych i nieprzychylnych. Tymczasem łatwo oceniać po latach, gdy wszystko już się wydarzyło, a na jaw wyszły konsekwencje działań, nieraz dalekosiężne i niezamierzone. Czytelnik może sam wystawić królewiczowi ocenę, a każdy na pewno spojrzy na niego po swojemu.

Książka jest podzielona na rozdziały, które tylko najogólniej odpowiadają chronologii wydarzeń. Są one ułożone według problemów. Chronologia wydarzeń z życia Jakuba Sobieskiego przedstawiona została w kalendarium. Przypisy w tekście ograniczono tylko do źródeł, z których pochodzą cytaty. Źródła oraz literaturę wykorzystane w książce omówiono w nocie bibliograficznej.Rozdział I

UTRAPIONY TATA

„O chłopcu naszym racz mi moja panno oznajmić, jeżeli roście i jako się chowa ” – prosił Jan Sobieski w liście z 6 stycznia 1668 roku. Równo miesiąc wcześniej dowiedział się, że został ojcem, ale syna dotąd nie widział i miał go nie ujrzeć jeszcze ponad pół roku. Tęsknił bardzo i za pierworodnym, i za ukochaną żoną, która wiosną 1667 roku wyjechała do Francji, by podtrzymać ciążę i urodzić zdrowe dziecko.

Nie wiadomo, kiedy Jan Sobieski poznał Marię Kazimierę de la Grange d’Arquien. Stało się to zapewne tuż przed potopem szwedzkim, gdy powróciła ona z Francji, gdzie wysłano ją do szkoły, a on zaczął bywać na dworze. Wkrótce starosta jaworowski, bo taki tytuł nosił wówczas Sobieski, opowiedział się po stronie króla szwedzkiego, a pannę wojna skazała na tułaczkę wraz z dworem uciekającym przed Szwedami. Królowa Ludwika Maria zdecydowała, że dwórka poślubi Jana Zamoyskiego, który pozostał wierny Janowi Kazimierzowi. Rozpoczęto przygotowania do wesela i odbyło się ono wiosną 1658 roku. Zapewne młodziutka Maria Kazimiera wstępowała w ten związek z wiarą w szczęście, które ją czeka. Wywodziła się bowiem z niebogatej francuskiej rodziny szlacheckiej. Jej ojciec – Henryk de la Grange, markiz d’Arquien, człowiek wiodący życie wesołe i raczej nieodpowiedzialne, doczekał się kilku córek i synów, a pieniędzy na ich utrzymanie miał niewiele. Przed swoim wyjazdem do Polski księżniczka mantuańska Ludwika Maria Gonzaga, na której francuskim dworze matka Marii Kazimiery – Franciszka de La Châtre – pełniła rolę ochmistrzyni, postanowiła pomóc rodzinie d’Arquien i zabrać ich córkę ze sobą. Ludwika Maria była matką chrzestną dziewczynki, ale w Rzeczypospolitej natychmiast rozeszły się plotki, że to nieślubna córka księżniczki mantuańskiej. Zapewne próbowano w ten sposób zaszkodzić władczyni i pogrążyć ją w oczach małżonka – Władysława IV, choć również na dworze francuskim wiele mówiono o romansach i ambicjach politycznych nowej królowej Polski, a jej imię wiązano z kilkoma wpływowymi mężczyznami. Po śmierci pierwszego męża Ludwika Maria zdecydowała o odesłaniu Marii Kazimiery do Francji, która miała tam ukończyć szkołę klasztorną, przebywała też na dworze swej ciotki. Do Rzeczypospolitej wróciła po kilku latach, a tymczasem jej opiekunka wyszła za kolejnego władcę – Jana Kazimierza. Po powrocie na dwór polski stała się Maria Kazimiera jego wielką ozdobą. Nic dziwnego, że wpadła w oko kochliwemu, jak sam przyznawał w swych listach, Janowi Sobieskiemu.

Później pojawiały się opinie, że Sobieski pokochał Marię Kazimierę od pierwszego wejrzenia. Jednak on sam twierdził, że nie potrafi wskazać momentu, w którym zaczęło się jego uczucie i zaprzeczał, jakoby od początku było ono jednakowo silne. Nawet gdyby kochał Marię Kazimierę od chwili, gdy ją poznał i już wówczas planował małżeństwo, to na przeszkodzie stały zbyt potężne siły – wojna, wola Ludwiki Marii szukającej zbliżenia z Janem Zamoyskim i jego matka, która jako kobieta wielkiej ambicji i żelaznej woli, nigdy nie dopuściłaby do mariażu syna z Francuzką z dworu królowej.

Gdy minęła szwedzka nawałnica, Jan Sobieski zaczął bywać na dworze, szukając zbliżenia z królem i jego małżonką. Wkrótce stał się oddanym Ludwice Marii członkiem jej stronnictwa, przekonanym o konieczności zbliżenia z Francją i przeprowadzenia reform. Można zadać pytanie, jaką rolę w tym zbliżeniu Jana Sobieskiego z królową odegrała Maria Kazimiera, ale możliwe, że przynajmniej na początku nie miała w tym żadnego udziału. Potrzebę przeprowadzenia reform w Rzeczypospolitej wskazywali już nauczyciele Jana Sobieskiego w Krakowie. Zatem pani Zamoyska miała zapewne większy udział w utrzymaniu współpracy Sobieskiego z dworem, gdy później musiał dokonać wyboru między pozostaniem w stronnictwie królewskim a przyłączeniem się do rokoszu Lubomirskiego.

Po zakończeniu wojny ze Szwecją znajomość Jana Sobieskiego i Marii Kazimiery rozwijała się bez przeszkód. Korzystać mogli nie tylko ze spotkań na dworze, gdzie pani Zamoyska czasami się pojawiała, ale przede wszystkim z przyjaźni Sobieskiego, wówczas już chorążego koronnego, z Janem Zamoyskim. Bliskość rodzin obu magnatów miała długą tradycję, a zrodziła się dzięki patronatowi Jana Zamoyskiego nad rodem Sobieskich. Tomasz Zamoyski, syn wielkiego kanclerza i Jakub Sobieski, ojciec Jana III, ukończyli szkołę w Zamościu. Tam też przebywali po przedwczesnej śmierci swych ojców i wówczas narodziła się ich przyjaźń, która przetrwała do końca życia. W testamencie Tomasz uczynił Jakuba opiekunem swego syna – Jana. Choć między Janem Sobieskim a Janem Zamoyskim nie było bliskości, jaka niegdyś połączyła ich ojców, to jednak chorąży koronny składał w Zamościu regularne wizyty.

Po ślubie Maria Kazimiera i Jan Zamoyski opuścili dwór. Wkrótce wojewodzina sandomierska zorientowała się, że nie zdobędzie serca swego męża ani nie odegra znaczącej roli w jego domu. Jan Zamoyski nie pożądał urzędów i nie interesowała go polityka, pragnął przede wszystkim niezależności. Jak wszyscy przedstawiciele jego stanu wyjeżdżał niezmiernie często, zostawiając małżonkę samą w domu. Nie powierzył jej jednak zarządu majątkiem, jak to czyniło wielu przedstawicieli szlachty i magnaterii. Nie odpowiadał na jej listy. Nie godził się też, by przeniosła się na dwór pod opiekę królowej. Nawet brzemienności Marii Kazimiery przyjmował z pewną obojętnością, choć pisywała doń listy przepełnione strachem przed ciężką próbą, jaką dla kobiet tamtego czasu były poród i połóg. Ponieważ małżonka próbowała podejmować samodzielne decyzje i wyjeżdżała bez mężowskiego pozwolenia, Zamoyski starał się ukrócić jej niezależność, nie zostawiając jej pieniędzy. Zapewne sądził, że to zatrzyma żonę domu. Pomylił się. Maria Kazimiera, żywiąc niepłonną nadzieję, że zdoła pozyskać pomoc królowej, opuszczała Zamość i wyjeżdżała do stolicy, by na czas ciąży i porodu znaleźć się pod opieką dworskich lekarzy. Z pewnością obecność Ludwiki Marii przynosiła jej ukojenie w strachu i osamotnieniu. Jednak Maria Kazimiera nie przestawała przyzywać męża i prosić go o przyjazd, wydawać się zatem mogło, że pragnęła zdobyć jego uczucie i bezskutecznie zwrócić na siebie jego uwagę. W ciągu kilku lat pożycia z Zamoyskim Maria Kazimiera była cztery razy w ciąży – urodziła trzy córki, z których tylko jedna żyła nieco dłużej. Te porażki macierzyńskie i trudne pożycie z mężem bardziej zajętym towarzyszami pijaństwa niż żoną sprawiały młodej kobiecie wiele bólu. Ulgi szukała zatem w wyprawach na dwór, wyjeżdżając do rodziny we Francji, ale także nawiązując przyjaźń, a może i flirtując ze znajomymi Zamoyskiego.

Wśród przyjaciół Marii Kazimiery szczególną rolę zaczął odgrywać Jan Sobieski. Stał się pośrednikiem w jej kontaktach z dworem. Wkrótce połączyła go z wojewodziną sandomierską wspólna lektura – zapewne to Maria Kazimiera podsunęła mu do czytania francuskie romanse. Cała późniejsza korespondencja Jana Sobieskiego świadczy o pasji, z jaką poznawał dziwny świat pasterzy i nimf, w którym barokowa miłość stawała się samym centrum życia, ale smakować ją można było tylko z domieszką niepewności i zwątpienia, przydających goryczy temu, co powinno być nieustającą słodyczą. W tym świecie kochankowie, choć wierni i odwzajemniający uczucia, cierpieli i wzdychali do wybranek, a one niepodzielnie rządziły męskimi sercami. Biorąc sobie za wzór ten wydumany świat, Jan Sobieski coraz mocniej angażował się w związek z Marią Kazimierą. Nie należy jednak sądzić, że od początku był głęboko zakochany ani że gotów był wielbić wybrankę swego serca, jedynie z dala ją adorując. Natomiast po pewnym czasie w ich korespondencji pojawił się tajemny szyfr, którego podstawą stały się imiona postaci z ulubionej książki Sobieskiego – Astrea pióra Honoré d’Urfé. Choć korespondencja świadczyła o uczuciach, to jednak starali się oboje zachować ostrożność. Maria Kazimiera wciąż była żoną Zamoyskiego, a ryzyko, że rozgniewa męża i pozbawiona zostanie udziału w jego bogactwie, nie było dla ubogiej Francuzki bez znaczenia. Niemniej zakochani rozważali możliwość przeniesienia się do Francji i rozwiązania małżeństwa Marii Kazimiery.

Wiosną 1665 roku Jan Zamoyski zupełnie nieoczekiwanie zmarł. Maria Kazimiera przebywała wówczas w Warszawie. Nagle przed nią i Sobieskim otworzyły się całkiem nowe możliwości, ale młody człowiek nie pojawił się w stolicy. Nie odpisywał nawet na listy. Wdowę obowiązywała co najmniej roczna żałoba, ale na dworze powątpiewano, by Sobieski wytrzymał aż tyle. Krążyły nawet plotki, że w ogóle nie jest zainteresowany ślubem z panią Zamoyską. A tymczasem stał się niezbędny królowej. W kraju narastało napięcie związane z konfliktem królowej z marszałkiem wielkim koronnym Jerzym Sebastianem Lubomirskim. Jan Sobieski, który zdążył pokazać swój talent militarny, mógł stać się podporą działań dworu. Nie jest jasne, czy dalsze wypadki były kobiecą intrygą, czy następstwem braku przezorności Sobieskiego, ale dał się przyłapać w komnacie Marii Kazimiery i zdecydował się na potajemne małżeństwo z ukochaną. Latem tego samego roku para stanęła oficjalnie na ślubnym kobiercu, by uciszyć plotki, od których huczały nie tylko dwór, lecz także cała Rzeczpospolita. Oficjalny ślub nie oznaczał jednak małżeńskiego spokoju i szczęścia. Sobieski, jako sojusznik dworu, włączył się aktywnie w walkę ze zbuntowanym Jerzym Sebastianem Lubomirskim, przejmując po nim urząd marszałka wielkiego koronnego. Przedwczesny ślub z owdowiałą Francuzką i sięgnięcie po urząd należący do rokoszanina, który mienił się obrońcą złotej wolności, wywołały niechęć sporej części szlachty. Sobieski często żalił się na to w swych listach do żony. Był nieszczęśliwy z powodu rozstania z nią i czując przymus współpracy z dworem, a także ciężar powszechnego odium, które na niego spadało. Uważał, że Ludwika Maria i Jan Kazimierz wykorzystują go dla własnych celów.

Sytuacja uspokoiła się w 1666 roku, gdy dwór zawarł porozumienie z Lubomirskim, a ten opuścił Rzeczpospolitą i wkrótce zmarł. Dopiero wówczas znaleźli Sobiescy czas dla siebie. Wiosną 1667 roku Maria Kazimiera spodziewała się potomka. Małżonkowie byli pełni obaw, czy ciąża będzie zdrowo się rozwijać, a dziecko przeżyje. Wspominając swoje poprzednie brzemienności i porody, Maria Kazimiera miała podstawy, by obawiać się o los kolejnego dziecka. Ponieważ w tym czasie zmarła Ludwika Maria, Sobieska nie mogła liczyć na pomoc dworskich medyków. Postanowiła zatem udać się do Francji, by oddać siebie i dziecko w ręce tamtejszych biegłych lekarzy. W związku ze śmiercią swej królewskiej protektorki chciała też zdobyć zaufanie Ludwika XIV dla małżonka, który miał stać się przywódcą stronnictwa profrancuskiego w Polsce. Nie ulega wątpliwości, że Sobieski wyraził na to zgodę, choć potem wielokrotnie gorzko skarżył się na wyjazd Marii Kazimiery i swą tęsknotę. Nie wiadomo, czy bardziej doskwierał mu żal z powodu rozstania z ukochaną żoną i obawa o jej życie, czy też męczyło go napięcie związane z nadzieją na doczekanie się potomstwa. W każdym razie swoje emocje słomiany wdowiec przelewał na papier.

Małżonkowie pożegnali się w Jaworowie. Kilka dni później w liście do Marii Kazimiery Sobieski pisał o dziecku w jej łonie, prosząc, by przekazać mu ojcowskie błogosławieństwo – „Maluśkiego przeżegnać ode mnie ”. Mogłoby to wskazywać, że pragnął narodzin syna, ale dwa tygodnie później wyraźnie stwierdził, że oczekuje Jakuba lub Teresy, gdyż z góry zaplanował jedno z tych imion dla dziecka. Jakub było imieniem dziedziczonym po zmarłym ojcu Sobieskiego, a Teresa pojawiła się najpewniej stąd, że z jednej strony to właśnie ta święta cieszyła się szczególną czcią w rodzinie, a z drugiej Maria Kazimiera sądziła, że urodzić powinna 15 października, zatem w dniu poświęconym św. Teresie z Ávila. Drugie imię miała wybrać Maria Kazimiera i Sobieski sugerował, że może to być imię nadawane w jej rodzinie. Uważał jednak, że synowi należy nadać imię Ludwik jako drugie, na cześć króla francuskiego; zatem założyć można, że już wcześniej Sobiescy zaplanowali, by poprosić Ludwika XIV na ojca chrzestnego.

Gdy Maria Kazimiera martwiła się objawami rychłego porodu – z jej prawej piersi ciekło mleko – małżonek uspokajał: „tu powiadają wszyscy, że to jest znakiem chłopca. Jać, Bóg widzi, nie brakuję : wszystko z niesłychaną pociechą i radością z rąk świętych jego przyjmę i jednakowym sercem, lubo to Wć moja dobrodziejko zadajesz mi, że nie dbam i nie pytam się. Trzymasz się tego, moje serce, że im kto czego sobie najbardziej życzy, tym go to najczęściej mijać zwykło”.

W korespondencji Sobieski często podkreślał, że liczy się z wolą Boga i wie, jak wiele dzieci umiera, zakładał zatem, że i to w łonie Marii Kazimiery może nie przeżyć. Martwił się więc zarówno o żonę, jak i o dziecko.

Więzień też ubogi bardzo mię trapi, żeby zajechał zdrowo, a bardziej, żeby konserwował matkę . Teraz go przeżegnać a ofiarować Najśw. Matce, świętym Janom obudwom, św. Józefowi, Jackowi i inszym patronom i świętym bożym, prosząc, aby mu P. Bóg dopuścił omytym być przez chrzest z grzechu pierworodnego.

Takie życzenia strwożony ojciec powtarzać będzie jeszcze wiele razy. Na wszelki wypadek zabiegał o modły w intencji żony i dziecka. „Panny karmelitanki lubelskie, dzień i noc nie przestając, proszą P. Boga; także i u drzewa Krzyża św. w Lublinie, bom tam wszędy posyłał, gdziekolwiek swoją miałaś Wć duszo moja inklinację”. Sam zaś pościł przez dziewięć sobót. 10 listopada, jeszcze nieświadom narodzin syna, ale przekonany, że poród już nastąpił, prosił: „To cokolwiek dał P. Bóg na świat (za co Mu wieczna niech będzie chwała), jeśli żywo, racz ucałować, moja Marysieńku, od utrapionego taty ”.

Dnia 9 grudnia Sobieski odebrał jednak szczęśliwą wiadomość – jego żona urodziła syna – dziecko żyło, a i ona czuła się dobrze. Tę wiadomość przesłał mu markiz d’Arquien. Sobieski nie musiał nawet otwierać przesyłki, bo świadom jego niepokoju teść najważniejszą informację „na wierzchu swego wyraził listu ”. Ubiegł tym samym wszystkich innych domowników, którzy pragnęli jako pierwsi donieść Sobieskiemu o tak ważnym wydarzeniu. Świadczy to zresztą o tym, że Maria Kazimiera opowiadała o nastroju męża i wielkiej niecierpliwości, z jaką oczekiwał wieści. Może próbowała w ten sposób przekonać krewnych do nieznanego im małżonka, bo, co nie jest bez znaczenia, pośpieszny ślub Sobieskich wywołał niezadowolenie jej rodziców. Powtórne zamęście córki, bez ich wiedzy i zgody, a na dodatek w atmosferze skandalu, nie mogło ich cieszyć. Nie wiedzieli przecież, jak wspaniałe wyniesienie spotka Marię Kazimierę za sprawą tego trudnego do zaakceptowania związku.

Również szwagier informował Sobieskiego o dziecku, a szczęśliwy ojciec powtarzał za nim – „Ten francik mały tłusty i duży. Daj P. Boże tak i do końca”.

Sam Sobieski wyrażał w swej korespondencji zachwyt, niemal upojenie. „Lubom ci się tedy był nagotował przywitać Teresę, nie Jakuba, ale i za tę P. Bogu podziękowałem omyłkę, a najbardziej za to, że zachował Mamusieńkę śliczną, jedyne moje kochanie, i z tak ciężkiego wyprowadził terminu ”. Widać sugestie Marii Kazimiery trafiły mu do przekonania i założył, że na świat przyjdzie córka. Warto to podkreślić, gdyż potwierdza to szczerość wszystkich innych wynurzeń, gdy pisał, iż płeć dziecka jest mu obojętna. Może nawet, wbrew przyjętym w owym czasie opiniom, że najważniejsze są narodziny syna – dziedzica nazwiska i fortuny rodowej, Sobieski bardziej ucieszyłby się z narodzin dziewczynki. Swoje córki będzie później darzył gorącymi uczuciami. Właśnie teraz, po narodzinach pierworodnego, podkreślał jednak, że wszystkie kobiety z najbliższego kręgu znajomych urodziły ostatnio synów, a zatem pojawił się tu element męskiej dumy, a może i rywalizacji.

Na razie kierował całe swe zainteresowanie ku dziecku, przekomarzając się przy tym.

Na tego franta małego mi niemiło, że tak długo turbował i niewczasował Mamusieńkę swoją i że do niej niepodobny. A mógł to wiedzieć ten zdrajca, że bym się był dla tego samego musiał w nim kochać! Niech jednak już i tak roście w dobrym zdrowiu na chwałę Bożą, którego woli, opiece i dyspozycji cale go oddajmy.

Wyrażał też Sobieski żartobliwie swoją zazdrość: „Niech mi często nie bywa na pościeli u Mamusieńki, żeby zaś nie odsadził tatusia od miłości najśliczniejszej Marysieńki”.

Nie tylko ojciec ucieszył się z tych narodzin, także całe jego otoczenie żyło tą chwilą albo przynajmniej tak się Sobieskiemu wydawało – „Wszyscy są niesłychanie radzi”. Dodać jednak trzeba, że przyczyną radości wcale nie musiały być narodziny małego Sobieskiego, ale reakcja jego ojca: „We Lwowie po wszystkich kościołach P. Bogu dziękują, bom wszystkie klasztory i zakony od chleba zimowego uwolnił”. Wielką radość wyrażały osoby z najbliższego kręgu Sobieskich. Spowiednik Marii Kazimiery ksiądz Solski obiecał ofiarować figurę jako wotum, zaś ksiądz Bernard Żółkiewski, karmelita i kuzyn hetmana, „z skóry tylko nie wyskoczy”. Radowała się wielce również ciotka Sobieskiego Dorota Daniłowiczówna, ksieni klasztoru benedyktynek łacińskich we Lwowie, którą siostrzeniec wielce szanował i kochał. Gratulacje płynęły ze wszystkich stron, tak w każdym razie odbierał to Sobieski. „Nie masz w Polsce jednego Pana, który by mi go przez list swój winszować nie miał, i takiego posiedzenia na sejmikach i wszędzie, żeby za zdrowie jego pić nie miano”. Chorąży koronny Mikołaj Sieniawski, przyjaciel hetmana, ku zdziwieniu szczęśliwego ojca, „za zdrowie jego upił się choć człowiek trzeźwy”.

Wieść o narodzinach syna Sobieskiego rozeszła się również poza Polską. Nawet poseł tatarski, który bywał z misją w Rzeczypospolitej w 1665 roku i poznał wówczas hetmana, postanowił uczcić przyjście Jakuba na świat – „przysłał do mnie, winszując nam syna, które mu prędko obiecuje konia, łuk i szablę. Niechże prędko roście, aby tego zażyć mógł” – rozmarzył się Sobieski pod wpływem tych gratulacji i prezentów.

Tydzień po nadejściu pierwszych wieści, a nie otrzymawszy kolejnych, Sobieski popadł w nastrój refleksyjny.

Bardzo mię też z tym tęskno, moja śliczna Marysieńku, że dotąd nie wiem, jeśli ten tam nasz chłopiec ochrzczony i jako się ta odprawiła ceremonia. Gdym sobie pomyślił, moja panno, co też to za przyczyna, że go nam P. Bóg dał w Zaduszny Dzień, tedy nie widzę inszej, tylko że to te duszyczki uprosiły go nam u P. Boga, coś ich Wć moje serce przez częstą jałmużnę, z czyśćca uwolniwszy, do niebieskiej wybawiła chwały.

To ten list przynosi informację, kiedy dokładnie syn Sobieskiego przyszedł na świat – 2 listopada 1667 roku.

Pod koniec tego roku uradowany ojciec złożył w podzięce za narodziny syna i zachowanie zdrowej małżonki wotum na Jasnej Górze – srebrną, grawerowaną herbami i imionami Sobieskich i rodziny d’Arquien lampę oliwną, „która będzie gorzała zawsze” przed obrazem Najświętszej Marii Panny, „i której równej tam nie masz”.

Prawie dwa miesiące po narodzinach syna Jan Sobieski wrócił do kwestii jego imienia. Najwyraźniej temat ten podjęła Maria Kazimiera, stanowiło to też dowód, że dziecka nie ochrzczono dotychczas w kościele, choć nie ma wątpliwości, że – zapewne zaraz po przyjściu na świat – przyjęło ono chrzest z wody, którego udzielić można było bez ceremonii, w domu. Natomiast chrzest z ducha udzielany w kościele przez kapłana odkładany był nieraz długo. Musiał Sobieski po raz kolejny przekonywać małżonkę do wybranego już imienia i tłumaczyć, że jest z wielu względów odpowiednie.

O imieniu chłopca naszego pisałem już dawno, żeby dla Polski miał imię jedno Jakub, a drugie dla tamtych krajów, jakie Wć moja panno sama zechcesz; ale podobno przyjdzie Louis. Jakub nie wiem czemu nie miało być piękne: nawet i złoto dobre i piękne w Anglii, co z niego jakobusy robią. A do tego, że to imię ojca mego, a u nas się tak w Polszcze zachowuje; i już go tu tak wszyscy zowią. Ale i to daję na wolę Wci serca mego.

Motywował Sobieski wybór imienia jeszcze inaczej – „Jakub najsłuszniej, bo wcześnie pielgrzymować począł, i jeszcze w żywocie matki swojej”. Sądzić można zatem, że Maria Kazimiera nie była zachwycona imieniem Jakub.

Z nadejściem wiosny 1668 roku głowę Sobieskich nadal zaprzątało przygotowanie uroczystego chrztu. Ojciec zwrócił się do ambasadora francuskiego w Polsce Piotra de Bonzy, biskupa Béziers, z prośbą o listy polecające i przesłał je Marii Kazimierze, która powinna przekazać je Ludwikowi XIV, zanim ten ruszy na front, gdyż toczyła się właśnie wojna francusko-holenderska. Zabiegali Sobiescy także o wysoko postawioną chrzestną.

Jest list i do królowej; ale lepiej dać na wolę królowi, kogo sobie za kumę przybrać zechce. Ja à tout cas posyłam i do królowej; ja rozumiem, że król będzie wolał avec Madame . Ja na wszystko zezwalam. Imię jedno Jakub, a drugie, jakie sam zechce Król JMć; rozumiem jednak, że mu swoje dać zechce.

Sobieski nalegał na przyspieszenie starań na dworze francuskim i szybkie uzyskanie zgody Króla Słońce na uznanie go chrzestnym małego Sobieskiego.

Rozumiem żeby te ceremonie odprawić jak najprędzej, póko król w pole nie wynidzie. Po ceremonii, rozumiałbym, żeby go prezentować à M. le Dauphin, et quand il sera un peu grand , że go oddamy za sługę.

Ten pełen atencji gest był czysto kurtuazyjny, a miał świadczyć o oddaniu Sobieskich interesom Francji. Tymczasem urodzony 1 listopada 1661 roku następca tronu francuskiego delfin Ludwik liczył sobie wówczas niespełna 7 lat, a co więcej, nigdy nie miał sięgnąć po władzę, bo zmarł jeszcze za życia swego ojca. Sobieski zamierzał także posłać Ludwikowi XIV złotem sadzoną szablę jako prezent od Jakuba dla monarchy – jego chrzestnego.

Sprawa doboru chrzestnych nie została jednak na razie rozstrzygnięta, a wątpliwości nadal dotyczyły matki chrzestnej. Wahali się Sobiescy między Marią Teresą, królową francuską, Henriettą Anną Stuart, księżną orleańską i jej matką, Henriettą Marią de Bourbon, wygnaną królową angielską, mieszkającą wówczas w klasztorze w Chaillot. Ponadto wciąż na nowo rozważano, jakie imiona powinno się nadać maluchowi i w jakiej kolejności. „Co strony chrzcin Jakubka, dobrze będzie bardzo i królową angielską. Jakie mu zaś drugie do Jakuba dadzą imię, racz mi Wć oznajmić”. Ostatecznie wybór padł na królową angielską. Wraz z tą decyzją rozwiązana została kwestia trzeciego imienia dla dziecka – Henryk, imię przejęte zarówno po matce chrzestnej, jak i po matczynym dziadku, markizie d’Arquien. Wreszcie, najpewniej w połowie maja 1668 roku, chłopiec został ochrzczony, ale nie obyło się bez zamętu.

Najwyraźniej Maria Kazimiera dość szczegółowo opisała małżonkowi ceremonię chrztu syna. Odwzajemnił się, malując jej obraz chrzcin swego siostrzeńca Jerzego Józefa Radziwiłła i opatrując wszystko własnym komentarzem.

Oznajmujesz mi Wć w tymże liście du 18ème mai o chrzcinach naszego pana Ludwika Henryka Jakuba, który, jako widzę, umie dobrze wrzeszczeć, a czas było wpół roku przestać. Toż się właśnie działo i w Białej, że także od wielkiego wrzasku rozumieliśmy, że się temu dziecięciu co dziwnego stać miało. Czynił także król JMć, co mógł, do uspokojenia onego; nic mu nie pomogło, wrzeszczał aż do samego skończenia. Ale tamten nie miał, tylko sześć niedziel przy chrzcinach; ten zaś nasz już nie miał wrzeszczeć, ale beczeć. Jak więc zwyczajnie powiadają, że się te dzieci chowają, które przy chrzcie bardzo płaczą; ale się to rozumieć ma o owych maleńkich, których siłę, moc i dużość sądzą z głośnego i wielkiego wrzasku. Nie dziwuję też jmci pannie siostrze, że mdlała, i Wci, żeś się pociła, boby i mnie było bardzo niemiło; jakoż i było w Białej bardzo.

Ciąg dalszy w wersji pełnejPRZYPISY

Dyskurs na Pokojach Polskich z kilką Senatorami, Muzeum Narodowe w Krakowie, w zbiorach Biblioteki Czartoryskich (dalej cyt.: MNK) rkps 50, s. 108.

Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, oprac. L. Kukulski, Warszawa 1970, s. 257.

Tamże, s. 186.

Tamże, s. 213.

Tamże, s. 203.

Tamże, s. 225.

Tamże, s. 233.

Tamże, s. 240.

Tamże, s. 241.

Tamże, s. 240.

Tamże.

Tamże, s. 241.

Tamże, s. 241.

Tamże.

Tamże.

Listy różnych historycznie znakomitych osób z czasów bezkrólewia po Janie III i panowań Augusta II, Stanisława I i Augusta III (1696–1737), Biblioteka Ordynacji Myszkowskiej: zapis Konstantego Świdzińskiego, Kraków 1860, s. 150.

Tamże, s. 150.

Jan Sobieski, Listy…, s. 316.

Tamże, s. 245.

Tamże, s. 251.

Tamże, s. 271.

Tamże, s. 248.

Tamże, s. 203.

Tamże, s. 282.

Tamże, s. 286.

Tamże, s. 304.

Tamże, s. 316–317.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: