Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście. Tom 4, ks. 11, 12 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jana Długosza kanonika krakowskiego Dziejów polskich ksiąg dwanaście. Tom 4, ks. 11, 12 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROK PAŃ­SKI 1411

KRÓL WŁA­DY­SŁAW, PRZY­JĘ­TY W OPA­TO­WIE PRZEZ KRÓ­LO­WĄ, MAŁ­ŻON­KĘ I LICZ­NY PO­CZET BRAŃ­CÓW, WRA­CA Z WOJ­SKIEM DO PRUS.

Wła­dy­sław król Pol­ski, za­trzy­maw­szy się w. Je­dl­ny przez śwę­ta Na­ro­dze­nia Pań­skie­go, w So­bo­tę, w dzień Ś. Jana Ewan­ge­li­sty wy­ru­szył z Je­dl­ny, i przez Iłżę i Ku­nów przy­był do Opa­to­wa, gdzie już Anna kró­lo­wa cze­ka­ła na przy­ję­cie swo­je­go kró­la i pana, i po raz pierw­szy wi­tać mia­ła zwy­cięz­cę. Za nią po­stę­po­wał dłu­gi sze­reg brań­ców wo­jen­nych, któ­rzy we­dług roz­ka­zu sta­wi­li się byli na, dzień Ś. Mar­ci­na w Kra­ko­wie, zkąd ode­sła­no ich do kró­la. Na­zna­czyw­szy im zno­wu inny czas do sta­wien­nic­twa, ru­szył król z Opa­to­wa, i przez Ła­gów i Kiel­ce przy­był do Ra­do­szyc, gdzie ob­cho­dził uro­czy­stość Trzech Kró­lów; a ode­sław­szy Annę kró­lo­wą do Kra­ko­wa, i za­mie­rzyw­szy nową do Prus wy­pra­wę, przez S u le­jów, Pa­bi­jau­ice i Łę­czy­cę zje­chał w dzień Ś. Mar­cel­le­go do Brze­ścia, do­kąd już z roz­ka­zu jego ścią­gnę­ły były woj­ska ze wszyst­kich ziem kró­le­stwa Pol­skie­go. Przy­był tam póź­niej i Ale­xan­der wiel­ki ksią­żę Li­tew­ski z swo­jem woj­skiem Li­tew­skiem. Król Wła­dy­sław po­łą­czył się z nim w dzień Na­wró­ce­nia Ś. Paw­ła w sta­rem mie­ście Wło­cław­ku. Po­czem za na­mo­wą swo­ich rad­ców prze­szedł­szy Wi­słę, któ­ra już była za­mar­z­ła, i prze­pra­wiw­szy po niej kil­ka set wo­zów Pol­skie­go ta­bo­ru, po­sta­no­wił wkro­czyć do Prus, roz­nieść po kra­ju łu­pie­stwa i po­żo­gi, a mia­sto To­ruń, w któ­rym się był za­mknął mistrz Pru­ski z swo­jem woj­skiem, ob­lę­że­niem ści­snąć. Ale wnet po­nie­chaw­szy tego za­mia­ru, acz wiel­ce zba­wien­ne­go, in­nej chwy­cił się rady, któ­rą mu pod­dał Ale­xan­der wiel­ki ksią­żę Li­tew­ski, skłon­niej­szy za­wsze do po­ko­ju ni­że­li do woj­ny. Ja­koż wy­ru­szyw­szy z Wło­cław­ka, na­przód do Przy­pu­szy, ztąd zaś z spo­rzą­dzo­ne­mi huf­ca­mi udał się do boru o milę od Ra­cią­ża od­le­głe­go, i w rze­czo­nym bo­rze po­ło­żył się obo­zem nad rze­ką tam­tę­dy pły­ną­cą, aby woj­sko mia­ło do­sta­tek drze­wa do roz­ło­że­nia ognisk obo­zo­wych. W tem miej­scu stał z woj­skiem aż do dnia Oczysz­cze­nia N. Ma­ryi: pod ten czas zaś pa­no­wie rad­ni oby­dwóch stron na wy­spie pod To­ru­niem uchwa­liw­szy ro­zejm, po­czę­li ro­ko­wać wza­jem w celu uło­że­nia sta­łej zgo­dy i po­ko­ju.

W CZA­SIE OD­BY­WA­JĄ­CYCH SIĘ UKŁA­DÓW PO­KO­JO­WYCH, JA­NUSZ BRZO­ZO­GŁO­WY WIEL­KIE STA­DA KONI NIE­PRZY­JA­CIEL­SKICH UPRO­WA­DZA DO BYD­GOSZ­CZY.

Ali­ści w tym cza­sie, kie­dy na wy­spie To­ruń­skiej ukła­da­no po­kój, a czas daw­ne­go za­wie­sze­nia bro­ni już był upły­nął, no­we­go zaś ro­zej­mu rad­cy stron oby­dwóch jesz­cze nie uchwa­li­li ani ogło­si­li, Ja­nusz Brzo­zo­gło­wy, nie wie­dzą­cy nic o prze­dłu­że­niu ro­zej­mu, do­wie­dziaw­szy się od szpie­gów, że w przed­pier­ście­niu To­ruń­skie­go zam­ku, Pa­pow zwa­nym, znaj­do­wa­ły się naj­wy­brań­sze ko­nie mi­strza Pru­skie­go i na­jem­nych jego ry­ce­rzy, wy­brał się z Byd­gosz­czy z czter­dzie­stu tyl­ko to­wa­rzy­sza­mi, prze­był pod Sol­cem Wi­słę, któ­ra już była pu­ści­ła, i na­je­chaw­szy rze­czo­ne pod­zam­cze, któ­re­go od cza­su to­czą­cych się o po­kój ukła­dów nie­dba­le strze­żo­no, wy­ła­mał wro­ta, i znacz­na, licz­bę koni tak mi­strza jako i jego za­cisz­nych ry­ce­rzy upro­wa­dził. Pod­pa­lił po­tem owo pod­wa­le, i sta­do wy­bor­nych koni po­gnał ku Wi­śle. Sko­ro żoł­nie­rze za­ciem­ni z To­ruń­skie­go zam­ku do­strze­gli wy­rzą­dzo­ną so­bie i mi­strzo­wi szko­dę, pu­ści­li się za nim licz­nym tłu­mem w po­goń. On chro­niąc się przed ści­ga­ją­ce­mi, wy­pra­wił przed sobą swo­ich lu­dzi z zdo­by­czą, i ka­zał im prze­pra­wiać się za Wi­słę; sam zaś z dwu­na­stu tyl­ko to­wa­rzy­sza­mi przy­zo­stał w tyle, i uda­jąc niby uciecz­kę, zwo­dził tym spo­so­bem nie­przy­ja­cioł, oba­wia­ją­cych się, aby ich nie wpro­wa­dził na za­sadz­ki; aż wresz­cie do­padł stat­ków, któ­re już na przy­by­cie jogo cze­ka­ły. Do­pie­roż kie­dy siadł na stat­ki, śmie­jąc się z ści­ga­ją­cych Pru­sa­ków, któ­rzy zbyw­szy próż­nej oba­wy usi­ło­wa­li go do­pę­dzić, umknął szczę­śli­wie i wró­cił do Byd­gosz­czy, pro­wa­dząc z sobą w zdo­by­czy wszyst­kie ko­nie mi­strza i jego za­cięż­nych ry­ce­rzy za­bra­ne w Pa­po­wie. Ta przy­go­da wiel­ce do­tknę­ła mi­strza Pru­skie­go, Hen­ry­ka v. Plau­en, któ­ry zży­mał się i gnie­wał, że nie­przy­ja­ciel tak sła­by i nik­czem­ny zdo­łał wy­rzą­dzić mu tak wiel­ką szko­dę.

KRÓL WŁA­DY­SŁAW, ZA NA­MO­WĄ ALE­XAN­DRA WIEL­KIE­GO KSIĄ­ŻĘ­CIA LI­TEW­SKIE­GO, ZA­WIE­RA OHYD­NE I SZKO­DLI­WE DLA POL­SKI PRZY­MIE­RZE Z KRZY­ŻA­KA­MI.

Po dłu­gich ukła­dach i ro­ko­wa­niach na wy­spiw To­ruń­skiej mię­dzy rad­ca­mi stron obu, uma­wia­ją­ce­mi się o za­war­cie sta­łe­go po­ko­ju i zgo­dy, sta­nę­ło wresz­cie i uło­żo­ne zo­sta­ło na pi­śmie przy­mie­rze, pod wa­run­ka­mi wca­le dla kró­le­stwa Pol­skie­go nie ko­rzyst­ne­mi, a to za spra­wą Ale­xan­dra wiel­kie­go ksią­żę­cia Li­tew­skie­go, któ­ry pra­gnął je­dy­nie po­łą­cze­nia daw­ne­go ziem Li­tew­skich i od­zy­ska­nia Żmu­dzi wy­dar­tej mu przez Krzy­ża­ków. Głów­na zaś treść tych wa­run­ków, jak to akt za­war­te­go na ów czas wiecz­ne­go przy­mie­rzu ob­szer­niej wy­ra­mi, była na­stę­pu­ją­ca: "Aby król Pol­ski wszyst­kie za­ni­ki w zie­mi Pru­skiej orę­żęm zdo­by­te mi­strzo­wi i za­ko­no­wi zwró­cił i z nich ustą­pił. Nie­mniej, aby wszyst­kich brań­ców wo­jen­nych w ja­kiej­kol­wiek z mi­strzem i za­ko­nem bi­twią za­bra­nych, im wol­ność wy­pu­ścił. Na­wza­jem mistrz i za­kon Krzy­żac­ki obo­wią­za­ny był Wła­dy­sła­wo­wi kró­lo­wi i jego kró­le­stwu w trzech dniach na­zna­czo­nych, to jest w dzień Ś. Jana Chrzci­cie­la, na Ś. Mi­chał i na Ś. Mar­cin roku w ów czas "bie­żą­ce­go, sto ty­się­cy grzy­wien sze­ro­kich gro­szy Pru­skich wy­pła­cić, gdy Wła­dy­sław król od sa­mych brań­ców mógł był żą­dać oku­pu stu ty­się­cy grzy­wien. Nad­to, zie­mia Żmudz­ka mia­ła po­zo­stać przy wiel­kiem księ­stwie Li­tew­skiem, ale po śmier­ci Wła­dy­sła­wa; i kró­la, Pol­skie­go i Ale­xan­dra i wiel­kie­go ksią­żę­cia Li­tew­skie­go zno­wu wró­cić do mi­strza Pru­skie­go i za­ko­nu Krzy­ża­ków. " Dzi­wić się za­iste po­trze­ba, że w tem ukła­da­niu wiecz­ne­go przy­mie­rza ani król Wła­dy­sław, ani Wi­told wiel­ki ksią­żę Li­tew­ski, ani nikt inny nit: zwró­cił mi to uwa­gi, jaką kró­le­stwo Pol­skie po­no­si­ło krzyw­dę przez ode­rwa­nie ziem, któ­re wte­dy mo­gły być od­zy­ska­ne, i że ich nie bo­la­ła stra­ta po­wia­tów daw­niej część kró­le­stwa sta­no­wią­cych, a któ­rych w cza­sie ob­lę­że­nia zam­ku Ma­rien­bur­ga sami Krzy­ża­cy Po­la­kom od­stę­po­wa­li. Ja­koż Wła­dy­sław król Pol­ski nie tro­skał się; by­najm­niej o od­zy­ska­nie kra­jów swe­go kró­le­stwa, to jest zie­mi Po­mor­skiej, Cheł­miń­skiej i Mi­cha­łow­skiej. W obec­nym ukła­da­niu po­ko­ju po­mi­nął ten wa­ru­nek, któ­re­go w cza­sie ob­lę­że­nia zam­ku Ma­rien­bur­ga na­wet przy­jąć nie chciał, gdy mu go sami Krzy­ża­cy ofia­ro­wa­li. Mnie­mał, wraz z Ale­xan­drem wiel­kim ksią­żę­ciem Li­tew­skim, że do­syć miał na­tem iż Li­twa od­zy­ski­wa­ła swo­ję ca­łość, choć z krzyw­dą i i uszczu­ple­niem kró­le­stwa Pol­skie­go, któ­re wi­nien był na pierw­szym mieć wzglę­dzie. Lubo zaś pa­no­wie rad­cy czu­li bar­dzo tak wiel­ką kró­le­stwa stra­tę, nie śmie­li jed­nak nic prze­ciw niej mó­wić, aby kró­la i ksią­żę­cia nie ob­ra­zi­li. A tak przez naj­więk­szą roz­z­trop­nośc kró­la i ksią­żę­cia, rów­nie jak pa­nów rad­nych, sław­ne owo i pa­miięt­ne pod Grun­wal­dem zwy­cięz­two na nic pra­wie, owszem na sro­mo­tę wy­szło, gdy żad­nej kró­le­stwu Pol­skie­mu nie przy­nio­sło ko­rzy­ści; Li­twa tyl­ko zna­ko­mi­te ze­bra­ła z nie­go plo­ny.

JANA KRO­PI­DŁO BI­SKU­PA WŁO­CŁAW­SKIE­GO RAJ­CY WRO­CŁAW­SCY WTRĄ­CA­JĄ DO WIĘ­ZIE­NIA.

Dnia szó­ste­go Grud­nia, gdy Jan Kro­pi­dło, bi­skup Wło­cław­ski i ksią­żę Opol­ski, wszedł­szy do wiet­ni­cy Wro­cław­skiej, użył słów ze­lży­wych i nie­przy­stoj­nych, raj­cy Wro­cław­scy, Le­onard Rey­harth, Mi­ko­łaj Lam­berg, Ja­kób Sworc i inni, po­ima­li go j uwię­zi­li. Z po­wo­du tego uwię­zie­nia, Wa­cław bi­skup W ro­cław­ski rzu­cił klą­twę na raj­ców, mia­sto zaś Wro­cław ob­ło­żył in­ter­dyk­tem, co obo­je, trwa­ło aż do Śro­dy wiel­kie­go ty­go­dnia. Na­ko­niec za wsta­wie­niem się po­śred­ni­ków na­stą­pi­ło po­jed­na­nie, a to pod tym wa­run­kiem: aby raj­cy Wro­cław­scy wiecz­ne­mi "cza­sy w ko­ście­le ka­te­dral­nym Wro­cław­skim przed Najśw. Sa­kra­men­tem pa­li­li świe­cę wa­żą­cą czte­ry ka­mie­niu (ta­len­ta) wo­sku. Uwię­zie­nia zaś bi­sku­pa Jana ten był głów­ny po­wód, że bra­cia, jego Bo­le­sław i Ber­nard ksią­żę­ta Opol­scy za­bra­li byli miesz­cza­nom Wro­cław­skim kil­ka wo­zów wy­ła­do­wa­nych to­wa­ra­mi i róż­ne­mi bo­gac­twy. Ale Jan Kro­pi­dło bi­skup Wło­cław­ski by­najm­niej do tej spra­wy nie na­le­żał, nie­słusz­nie prze­to był wię­zio­ny.

PO ZA­WAR­CIU PRZY­MIE­RZA Z PRU­SA­KA­MI, KRÓL WŁA­DY­SŁAW WY­PNSZ­CZA JEŃ­CÓW NA WOL­NOŚĆ ZA PRZY­RZE­CZO­NE PRZEZ MI­STRZA PRA­SKIE­GO STO TY­SIĘ­CY KOP SZE­RO­KICH GRO­SZY. SĄD RY­CER­SKI W SPRA­WIE TO­CZĄ­CEJ SIĘ MIĘ­DZY RY­CE­RZEM POL­SKIM I PRA­SKIM.

Po za­war­cu i utwier­dze­niu pi­smem sta­łe­go po­ko­ju i przy­mie­rzu mię­dzy Wła­dy­sła­wem kró­lem Pol­skim i Ale­xan­drem wie­ikim ksią­żę­ciem Li­tew­skim tu­dzież ich władz­twa­mi i pań­stwa­mi z jed­nej, a mi­strzem i za­ko­nem Pru­skim z dru­giej stro­ny, Hen­ryk v. Plau­en mistrz Pru­ski wy­braw­szy się oso­bi­ście do Wła­dy­sła­wa kró­la Pol­skie­go w licz­nym i wspa­nia­łym or­sza­ku, spo­tkał rze­czo­ne­go kró­la i bra­ta jego Ale­xan­dra wiel­kie­go ksią­żę­cia Li­tew­skie­go, mno­giem oto­czo­nych ry­cer­stwem, na rów­ni­nie roz­le­głe­go ob­sza­ru na­prze­ciw­ko mia­sta Zło­to­ryi. Tam wa­run­ki uło­żo­ne­go wza­jem po­ko­ju oso­bi­stem stron obu za­rę­cze­niem i po­da­niem ręki przy­ję­to i stwier­dzo­no. Wła­dy­sław król Pol­ski przy­rzekł zam­ki i mia­sta w Pru­siech, przez Jego kró­lew­ską Mi­łość dzier­żo­ne, w pew­nych ozna­czo­nych cza­sach wy­dać mi­strzo­wi Pru­skie­mu. Brań­ców wo­jen­nych za­raz wte­dy na wol­ność wy­pu­ścił, z za­strze­że­niem ato­li, aby mistrz i za­kon zło­ży­li na ich okup sto ty­się­cy, grzy­wien sze­ro­kich gro­szy Pra­skich. Hen­ryk zaś mistrz Pru­ski zo­bo­wią­żał się Wła­dy­sła­wo­wi kró­lo­wi i jego kró­le­stwu wy­li­czyć sto ty­się­cy grzy­wien sze­ro­kich gro­szy. Za ty wy­pła­tę za­rę­czy­li znacz­niej­si z po­mię­dzy brań­ców, daw­szy sło­wo, iż wró­cą do nie­wo­li, gdy­by wa­ru­nek nie był uisz­czo­ny. Gdy te i inne ukła­dy w zu­peł­no­ści i jak na­le­ży zo­sta­ły do­ko­na­ne, mistrz Pru­ski Hen­ryk zło­żył Wła­dy­sła­wo­wi kró­lo­wi Pol­skie­mu oso­bi­ście w da­rze dwa­na­ście czar srebr­nych i po­zła­ca­nych, na­der mi­ster­nie wy­ro­bio­nych: a na­wza­jem Wła­dy­sław król Pol­ski po­słał mi­strzo­wi kil­ka szub pod­bi­tych so­bo­la­mi. Na tym zjez­dzie skar­żył Mi­ko­ła­ja Po­wa­łę u Tę­czo­wa (Tan­czow) Nie­miec pe­wien, ry­cerz Krzy­żac­ki, ja­ko­by w bi­twie pod Ko­ro­no­wem po­ko­na­ny od nie­go i w nie­wo­lą wzię­ty przy­rzekł sta­wić się w ozna­czo­nym cza­sie, a jed­nak nie­po­mny na swą god­ność ry­cer­ską przy­rze­cze­niu temu nie uczy­nił za­do­syć. Ale gdy Mi­ko­łaj Po­wa­ła wca­le tego nie przy­zna­wał i obie­cał z za­rzu­tu do­wod­nie się oczy­ścić, spra­wę jego ode­sła­no do sądu. Sko­ro zaś sąd, zło­żo­ny z znacz­nej licz­by ry­ce­rzy stron oby­dwóch, za­siadł do spra­wy, po­wod­ca Nie­miec, po­na­wia­jąc swo­ję, skar­gę, twier­dził, że "Mi­ko­ła­ja Po­wa­łę zwy­cię­żył i po­imał w nie­wo­lą"; żą­dał za­tem, "aby mu go sę­dzio­wie wy­da­li, i zmu­si­li do przy­ję­cia wię­zów. " Mi­ko­łaj zaś Po­wa­ła, chcąc prze­ciw­ni­ka swe­go Niem­ca wła­sne­mi jego sło­wy i wła­snym po­ko­nać orę­żem, za­py­tał go: "aza­li miał jaki do­wód albo świa­dec­two ja­kie, któ­rem­by swo­ję bez­czel­ną skar­gę mógł uza­sad­nić?" Mam, od­po­wie po­wód­ca; i nie ba­wiąc po­ka­zu­je pą­tlik tka­ny per­ła­mi, o któ­rym wie­dzia­no że go Mi­ko­łaj Po­wa­ła w cza­sie bi­twy miał na gło­wie. "Oto jest, rze­cze, siat­ka któ­rą ze­rwa­łem ci z gło­wy wte­dy, gdym cię po­ko­nał i wziął w nie­wo­lą. " Na ów czas Mi­ko­łaj Po­wa­ła ura­do­wa­ny, że prze­ciw­ni­ka wbił wła­śnie na to, cze­go so­bie ży­czył, rzekł: "Było-to, sę­dzio­wie, i jest zwy­cza­jem we wszyst­kich spra­wach ry­cer­skich, tur­nie­jach i wal­kach, z da­wien daw­na i do­tąd za­cho­wy­wa­nym, że ile kroć ta­ko­we pą­tli­ki, ozdo­by, lub ja­kie­kol­wiek go­dła ry­ce­rzom wal­czą­cym upa­da­ją, nig­dy ich nie pod­no­szą har­ce­rze za­ję­ci wal­ką, za ja­kie­go on się uda­je, ale zwy­kle chwy­ta­ją, je smy­ki, szu­braw­cy i lu­dzie naj­nik­czem­niej­si. Znak ten prze­to uka­zy­wa­ny przez mego prze­ciw­ni­ka do­wo­dzi, że nie tyl­ko moim nie był zwy­cięz­cą, ale owszem, że unik­nąw­szy z pla­cu, zaj­mo­wał się zbie­ra­niem upa­da­ją­cych ry­ce­rzom ozdób, wraz z po­dob­ne­mi so­bie hul­ta­ja­mi, u któ­rych nie ry­cer­ska spra­wa ale ko­rzyść na celu. Al­bo­wiem, gdy­by mnie był po­ko­nał, inne przed wa­szym są­dem oka­zał­by świa­dec­two zwy­cięz­twa, wła­ści­we ry­ce­rzom a nie ta­kim mi­trę­gom. " Sę­dzio­wie zwa­żyw­szy bacz­nie wy­wo­dy tak po­wód­cy jak i ob­wa­ło­wa­ne­go, zgod­nym wy­ro­kiem orze­kli, że ry­cerz Mi­ko­łaj Po­wa­ła ani był po­ima­nym, ani obo­wią­za­nym do sta­wie­nia się przed swym zwy­cięz­cą, i uzna­li go wol­nym od za­rzu­tu. Ale i Pru­scy sę­dzio­wie szczy­pa­li go swe­mi wy­mów­ka­mi: "Gdy­byś był rad na­szych po­słu­chał, któ­re­mi od­wo­dzi­li­śmy cię od są­do­we­go spo­ru, mo­głeś unik­nąć znie­wa­gi, jaką cię ob­rzu­cił twój prze­ciw­nik. "Wi­dzisz, do cze­go przy­wio­dła cię two­ja nie­roz­trop­ność. Prze­ciw­nik twój wy­szedł ze czcią, a cie­bie na­ba­wił nie­sła­wy, wła­snym cię bo­wiem orę­żem two­im po­ko­nał." Po­tem Wła­dy­sław król Pol­ski i Ale­xan­der wiel­ki ksią­że Li­tew­ski wró­ci­li do swych obo­zów, mistrz Pru­ski zaś do To­ru­nia, za­koń­czyw­szy wspól­ne ukła­dy.

KRÓL WŁA­DY­SŁAW PU­ŚCIW­SZY ZIE­MIĘ PO­DOL­SKĄ W DZIER­ŻA­WĘ ALE­XAN­DRO­WI, WIEL­KIE­MU KSIĄ­ŻĘ­CIU LI­TEW­SKIE­MU, OSA­DZA STRA­ŻE ZBROJ­NE NA GRA­NI­CY WĘ­GIER, A PO ZA­WAR­CIU SO­JU­SZU Z WĘ­GRA­MI NA­WIE­DZA RUŚ I LI­TWĘ.

Na­za­jutrz po tym zjeź­dzie, Wła­dy­sław król Pol­ski od­dal w dzier­ża­wę do­ży­wot­nią Ale­xan­dro­wi wiel­kie­mu księ­ciu Li­tew­skie­mu znacz­ną część kra­ju i dziel­ni­cę kró­le­stwa Pol­skie­go, zie­mię Po­dol­ską, zło­żyw­szy z wiel­ko­rządz­twa tej zie­mi ry­ce­rza Pio­tra Włod­ke­wi­cza z Char­bi­no­wic, pod­sto­le­go San­do­mier­skie­go, któ­ry ją przez lat wie­le spra­wo­wał, a nie za­się­gnąw­szy w tej mie­rze rudy pra­ła­tów i pa­nów kró­le­stwa Pol­skie­go, wiel­ce ich prze­ciw so­bie obu­rzył. Nie prze­wi­dy­wał znać tych strat i nie­szczęść, któ­re na kró­le­stwo Pol­skie ztąd spły­nąć mia­ły. Te­goż sa­me­go dnia, zwi­nąw­szy i roz­pu­ściw­szy woj­sko tak Pol­skie jak i Li­tew­skie, wy­ru­szył z sta­no­wi­ska i no­co­wał w Ino­wro­cła­wiu. Ztam­tąd zaś przez Łę­czy­cę, Piotr­ków i Opa­tów zje­chał do San­do­mie­rza, gdzie prze­pę­dził za­pu­sty z żoną swo­ją, kró­lo­wą Anną, po­dob­nież do San­do­mie­rza przy­by­łą. Dla za­bez­pie­cze­nia zaś gra­nic kró­le­stwa Pol­skie­go z stro­ny Wę­gier, wy­słał tam obron­ne stra­że; ale te, nie pil­nu­jąc ści­śłe obro­ny, na­jeż­dża­ły Wę­gier­skie mia­sta, wsie i mia­stecz­ka, i roz­no­si­ły po nich łu­pie­stwa i po­żo­gi. Wdał się wresz­cie jako po­śred­nik mię­dzy po­róż­nio­nych kró­lów ry­cerz Za­wi­sza Czar­ny z Gar­bo­wa, któ­ry był obu dwo­rza­ni­nem i do­mow­ni­kiem, a jeż­dżąc w ko­lej od jed­ne­go do dru­gie­go, po­wa­śnio­ne z sobą umy­sły szcze­gól­niej­szą roz­trop­no­ścią swo­ją po­go­dził. Po za­pu­stach, kró­lo­wa Anna z San­do­mie­rza wró­ci­ła do Kra­ko­wa, a Wła­dy­sław król udaw­szy się do zie­mi Chełm­skiej, w Lu­bom­li i Lu­boch­ni za­ba­wi­li aż do śro­do­po­ścia, i zaj­mo­wał się cią­gle ło­wa­mi. Tym­cza­sem Za­wi­sza Czar­ny, po wie­lu na­mo­wach i ro­ko­wa­niach, uło­żył mię­dzy kró­la­mi ro­zejm trwać ma­ją­cy do dnia Ś. Mar­ci­na. Do­pie­roż wte­dy król Wła­dy­sław, ubez­pie­czo­ny ta­ko­wym ro­zej­mem, gdy wprzó­dy nie­przy­jaźń kró­la Wę­gier­skie­go Zyg­mun­ta cią­gle go nie­po­ko­iła, a ztąd oba­wiał się od­da­lać od gra­nic kró­le­stwa, w po­ło­wic po­stu opu­ściw­szy zie­mię Chełm­ską, śmia­ło i swo­bod­nie wy­je­chał do Li­twy, któ­rą już od daw­na pra­gnął oglą­da­li, i tam całą wio­snę i lato prze­pę­dził, zwie­dza­jąc w to­wa­rzy­stwie ksią­żę­cia Ale­xan­dra zie­mie Li­tew­skie, i Ru­skie. Po­tem w Wil­nie siadł­szy na sta­tek, za­wi­ni­li do Kow­na, a ztam­tąd do Jug­bor­ga, gdzie przez czas nie­ja­ki za­ba­wiał się my­śli­stwem.

MI­KO­ŁAJ POD­KANC­LE­RZY KRÓ­LE­STWA POL­SKIE­GO WSTĘ­PU­JE NA AR­CY­BI­SKUP­STWO HA­LIC­KIE, A JĘ­DRZEJ NA BI­SKUP­STWO KA­MIE­NIEC­KIE

Gdy ko­ściół me­tro­po­li­tal­ny Ha­lic­ki po zej­ściu Ja­kó­ba ar­cy­bi­sku­pa, mni­chu za­ko­nu Fran­cisz­kań­skie­go, osie­ro­ciał, za wsta­wie­niem się Wła­dy­sła­wa kró­la Pol­skie­go, pa­pież Jan XXIII, w Rzy­mie, dnia dzie­więt­na­ste­go Czerw­ca, w cza­sie zgub­ne­go ro­ze­rwa­nia ko­ścio­ła, wy­niósł na rze­czo­na, sto­li­ce Mi­ko­ła­ja z San­do­mie­rza, pod­kanc­le­rze­go kró­le­stwa Pol­skie­go, ro­dem Po­la­ka, syna Wil­hel­ma, szlach­ci­ca her­bu Trą­by, ma­ją­ce­go za go­dło trzy trą­by w polu bia­łem, zo­sta­wiw­szy mu wszyst­kie jego be­ne­fi­cia, jako to, pro­bo­stwo Ś. Flo­ry­ana na przed­mie­ściu Kra­ko­wa, tu­dzież pre­ben­dy w za­ni­kach Gnieź­nień­skim, Kra­kow­skim, Ka­li­skim, San­do­mier­skim, Ś. Je­rze­go w Kra­kow­skim, Ś. Wita w Krusz­wic­kim, i al­ta­ryą w ko­ście­le Kra­kow­skim; a to z przy­czy­ny szczu­płe­go upo­sa­że­nia, ja­kie miał ko­ścioł Ha­lic­ki. W dniu zaś je­de­na­stym Maja, na bi­skup­stwie Ka­mie­niec­kiem czy­li Po­dol­skiem, osie­ro­co­nem po śmier­ci Ale­xan­dra bi­sku­pa, za wsta­wie­niem się Wła­dy­sła­wa II kró­la Pol­skie­go, Jan XXIII Cos­sa, któ­ry w cza­sie trwa­ją­ce­go ro­ze­rwa­nia w ko­ście­le od swych zwo­len­ni­ków uzna­ny był pa­pie­żem, po­sa­dził Ję­drze­ja.

KRÓL WŁA­DY­SŁAW WY­SY­ŁA Z WIEL­KIE­MI DA­RA­MI PO­SŁÓW DO PA­PIE­ŻA JANA XXIII, DLA ZŁO­ŻE­NIA MU HOŁ­DU PO­SŁU­SZEŃ­STWA.

Kie­dy Wła­dy­sław król Pol­ski w Jud­bor­gu za­ba­wiał się ło­wa­mi, zwra­ca­jąc uwa­gę na spra­wy kra­jo­we, wy­pra­wił w po­sel­stwie do Rzy­mu, do Jana XXIII pa­pie­ża, dla zło­że­nia mu hoł­du po­słu­szeń­stwa, Ję­drze­ja La­ska­re­go z Go­sła­wic pro­bosz­cza Wło­cław­skie­go, Mar­ci­na z Wro­ci­mo­wic cho­rą­że­go Kra­kow­skie­go, i Zbi­gnie­wa z Ole­śni­cy, swe­go se­kre­ta­rza, przez któ­rych po­słał mu wiel­kiej ceny upo­min­ki, jako to: czte­ry misy zło­te, dwie cza­sze rzad­kiej ob­ję­to­ści, tak­że zło­te, trzy szu­by so­bo­la­mi pod­bi­te, nie­mniej po­kry­cie sze­ro­kie na loże, z jed­nej stro­ny fu­tra­mi róż­ne­go ro­dza­ju, z dru­giej gro­no­sta­ja­mi pod­szy­te. Gdy więc rze­cze­ni po­sło­wie kró­lew­scy w Pią­tek przed uro­czy­sto­ścią Na­ro­dze­nia N. Ma­ryi Pan­ny wjeż­dża­li do Rzy­mu, pra­ła­ci i ka­pła­ni ku­ryi pa­pie­skiej wy­szli prze­ciw nim za mia­sto i przy­ję­li ich z wiel­ką czcią i przy­stoj­no­ścią. Po uzy­ska­niu zaś po­słu­cha­nia, ciż po­sło­wie kró­lew­scy do­pra­sza­li się u Jana pa­pie­ża w imie­niu kró­la Wła­dy­sła­wa czte­rech głów­nych rze­czy. Na­przód, "aby pa­pież uznał, że król Wła­dy­sław z mi­strzem i za­ko­nom Krzy­żac­kim spra­wie­dli­wą pro­wa­dził woj­ny. " Po­wtó­re "aby kró­lo­wi wol­no było wszyst­kie zdo­by­cze w Pru­sach z ko­ścio­łów za­bra­ne przy so­bie za­trzy­mać i in­nym ko­ścio­łom w kró­le­stwie Pol­skiem po­roz­da­wać." Po trze­cie, "aże­by pa­pież ze­zwo­lił na po­wszech­ną prze­ciw Ta­ta­rom woj­nę krzy­żo­wą. " Po czwar­te, "aby od­pu­sty, któ­re ko­ścioł N. P. Ma­ryi w San­do­mie­rzu, Kra­kow­skiej dy­ece­zyi, z daw­nych cza­sów w dniu dru­gim Czerw­ca zwy­cza­jo­wo ob­cho­dzi, swo­im li­stem Apo­stol­skim upo­waż­nił i po­twier­dził. " Gdy więc Wła­dy­sław król Pol­ski od Jana pa­pie­ża słusz­nych rze­czy żą­dał, pa­pież przy­chy­la­jąc się do jego proś­by, na trzy żą­da­nia swym wy­ro­kiem ze­zwo­lił, to jest, przy­znał, "iż król z Krzy­ża­ka­mi spra­wie­dli­wą pro­wa­dził woj­nę, i że wol­no mu zdo­by­cze za­bra­no z ko­ścio­łów Pru­skich za­trzy­mać i Pol­skim roz­dać ko­ścio­łom. " Nad­to, od­pu­sty w ko­ście­le San­do­mier­skim N. P. Ma­ryi, w dy­ece­zyi Kra­kow­skiej, do­tych­czas przy licz­nych po­boż­ne­go ludu ze­bra­niach dnia dru­gie­go Czerw­ca zwy­cza­jo­wo ob­cho­dzo­ne, dla­te­go, że po­dob­no w tym dniu nie­gdyś mia­sto od Ta­ta­rów było zdo­by­te i krew Pol­ska ob­fi­cie prze­la­na, po­twier­dził, uprzy­wi­le­jo­wał, po­mno­żył i wzno­wił. Na czwar­te żą­da­nie, to jest wy­pra­wę krzy­żo­wą prze­ciw Ta­ta­rom, któ­rej sprze­ci­wia­li się po­sło­wie kró­la Rzym­skie­go Zyg­mun­ta i Krzy­ża­ków, żad­ną mia­rą ze­zwo­lić nie chciał, oświad­cza­jąc, że już inną ogło­sił woj­nę Krzy­żo­wą prze­ciw Wła­dy­sła­wo­wi Du­raz­zo kró­lo­wi Ne­apo­li­tań­skie­mu, któ­rej dru­ga wy­pra­wa prze­ciw Ta­ta­rom, gdy­by na nię ze­zwo­lił, prze­szka­dza­ła­by i uj­mo­wa­ła wagi. Od­po­wiedź ta wię­cej po­zor­ną była niż­li praw­dzi­wą; nie chciał bo­wiem pa­pież ob­ra­żać kró­la Wła­dy­sła­wa i jego po­słów, przez któ­rych tak zna­ko­mi­te ode­brał dary. A tak po­sło­wie Pol­scy, za­ba­wiw­szy w Rzy­mie dzie­więć ty­go­dni, wró­ci­li na świę­ta Na­ro­dze­nia Pań­skie­go szczę­śli­wie do Kra­ko­wa, cho­ciaż licz­ne po dro­dze za­sta­wia­no na nich si­dła.

MI­KO­ŁAJ KU­ROW­SKI AR­CY­BI­SKUP GNIEŹ­NIEŃ­SKI, WPRZÓD NIM SIĘ ZDO­ŁAŁ USPRA­WIE­DLI­WIĆ PRZED KRÓ­LEM Z ZA­RZU­TU CU­DZO­ŁOZ­TWA, W DRO­DZE UMIE­RA: CZŁEK BO­GACTW; WIĘ­CEJ NI­ŻE­LI CNO­TĄ ZNA­KO­MI­TY.

Z Jud­bor­ga Wła­dy­sław król Pol­ski udał się do Wil­na; na­stęp­nie zaś dni kil­ka za­ba­wiw­szy w Po­łoc­ku, Wi­teb­sku, Smo­leń­sku, przy­był do Krze­czo­wa i Za­sła­wia, zkąd zno­wu rze­ką Dnie­prem po­pły­nął do Ki­jo­wa. To­wa­rzy­szył mu w tej po­dró­ży Ale­xan­der wiel­ki ksią­żę Li­tew­ski z żoną swo­ją Anną, i sta­rał się dla Jego Kró­lew­skiej Mi­ło­ści o róż­ne po­dar­ki i wszel­kie rze­czy po­trzeb­no. Z Ki­jo­wa, zo­sta­wiw­szy w nim Ale­xan­dra, wiel­kie­go ksią­żę­cia Li­tew­skie­go, siadł zno­wu na sta­tek i po­pły­nął do Czer­kas; zkąd przez Zwi­ni­grod, So­ko­lec, Ka­ra­wul i Bra­cław przy­był do Ka­mień­ca. Z Ka­mień­ca do Lwo­wa, ze Lwo­wa udał się do Gli­nian, do­kąd już wcze­śniej zdą­żył był Ale­xan­der wiel­ki ksią­żę Li­tew­ski, po­dług ta­jem­nej z kró­lem umo­wy, dla zło­że­nia su­ro­we­go sądu na Mi­ko­ła­ja z Ku­ro­wa ar­cy­bi­sku­pa Gnieź­nień­skie­go, ja­ko­by win­ne­go cięż­kiej ob­ra­zy ma­je­sta­tu, za na­ma­wia­nie Anny kró­lo­wej do spra­wy mi­ło­snej, jak sama kró­lo­wa ze­zna­wa­ła. Aliż­ci rze­czo­ny Mi­ko­łaj Ku­row­ski, ar­cy­bi­skup Gnieź­nień­ski, gdy się wy­brał w dro­gę do Gli­nian, kędy miał być są­dzo­ny, z stłu­cze­nia, któ­re­go się był na­ba­wił przez upa­dek z ko­nia w Krze­czo­wie, za­padł­szy w nie­moc i le­d­wo ścią­gnąw­szy do Rop­czyc, w Nie­dzie­lę przed dniem Na­ro­dze­nia P . Ma­ryi, sa­mym tyl­ko opa­trzo­ny Sa­kra­men­tem Spo­wie­dzi, w nocy ży­cie za­koń­czył. Zwło­ki jego od­pro­wa­dzo­no do Gnie­zna, i po­cho­wa­no u wej­ścia do chó­ru. Ze­brał on dla swo­ich bra­ci i sy­now­ców ogrom­ne skar­by w zlo­cie, sre­brze, klej­no­tach, zam­kach, wsiach i fol­war­kach, wy­sy­ła­jąc cią­gle do Flan­dryi stat­ki z mię­si­wem i zbo­żem. Po śmier­ci ar­cy­bi­sku­pa roz­dra­pa­li je bra­cia i krew­ni jego, a zwłasz­cza brat ro­dzo­ny Piotr Ku­row­ski, lubo Wła­dy­sław król Pol­ski o po­zy­ska­nie ich sta­ran­ne czy­nił za­bie­gi, a na­wet po­słał był pod za­mek Unie­jow­ski, gdzie były prze­cho­wy­wa­ne, zbroj­ny po­czet ry­cer­stwa, pod spra­wą Mi­ko­ła­ja z Mi­cha­ło­wa wo­je­wo­dy San­do­mier­skie­go i sta­ro­sty Sie­radz­kie­go. Po­wia­da­no, że gdy rze­czo­ny ar­cy­bi­skup wy­jeż­dżał do Gli­nian, wie­dząc do­brze, jak su­ro­wy sąd go cze­kał, wziął z sobą nie małą ilość zło­ta, w tej my­śli że wiel­kie­mi da­ra­mi po­tra­fi roz­bro­ić nie­na­wiść swo­ich oskar­ży­cie­li. Gło­śne jest jego imię bar­dziej z ogrom­nych bo­gactw, któ­re bra­tu swe­mu Pio­tro­wi Ku­row­skie­mu zo­sta­wił, ni­że­li z dziel chwa­leb­nych, dla do­bra ko­ścio­ła lub oj­czy­zny pod­ję­tych.

KRÓL WŁA­DY­SŁAW OD­RZU­CIW­SZY WOJ­CIE­CHA JA­STRZĘB­CA, MIA­NU­JE GNIEŹ­NIEŃ­SKIM AR­CY­BI­SKU­PEM MI­KO­ŁA­JA TRĄ­BĘ AR­CY­BI­SKU­PA HA­LIC­KIE­GO, A ME­TRO­PO­LIĄ Z HA­LI­CZA PRZE­NO­SI DO LWO­WA.

Z Gli­nian, ode­sław­szy Ale­xan­dra wiel­kie­go ksią­żę­cia Li­tew­skie­go do Li­twy, Wła­dy­sław król Pol­ski wró­cił do Lwo­wa. Te­goż cza­su ka­pi­tu­ła Gnieź­nień­ska, przy­stą­pi­ła do wy­bo­ru no­we­go pa­ste­rza, i zgod­ne­mi gło­sy jed­no­myśl­nie ob­ra­ła Woj­cie­cha Ja­strzęb­ca, bi­sku­pa Po­znań­skie­go, ar­cy­bi­sku­pom Gnieź­nień­skim. Ten zje­chaw­szy do Lwo­wa, do­pra­szał się u Wła­dy­sła­wa kró­la Pol­skie­go, jako swe­go świec­kie­go zwierzch­ni­ka, ze­zwo­le­nia na ten wy­bór, do­ko­na­ny zgod­nie i praw­nie. Ale Wła­dy­sław król Pol­ski, ob­ra­ziw­szy się nie­słusz­nie, że ka­pi­tu­ła Gnieź­nień­ska bez jego wie­dzy i po­ra­dy ofia­ro­wa­ła gło­sy swo­jo Woj­cie­cho­wi Ja­strzęb­co­wi, mia­no­wał Mi­ko­ła­ja ar­cy­bi­sku­pa Ha­lic­kie­go, pod­kanc­le­rze­go kró­le­stwa, ar­cy­bi­sku­pem Gnieź­nień­skim, Woj­cie­cha zaś Ja­strzęb­ca z słusz­ne­mi i praw­ne­mi żą­da­nia­mi od­da­lił. Ten ba­cząc, że trud­no i szko­dli­we by­ły­by spo­ry z kró­lom i mo­nar­chą, zwłasz­cza w owym cza­sie zgub­ne­go w ko­ście­le ro­ze­rwa­nia, nie chciał po­pie­rać swej praw­nej elek­cyi, acz nie­za­dłu­go po­tem na sto­li­cę Kra­kow­ską wci­skał się mniej przy­zwo­ite­mi niż na pa­ste­rza przy­sta­ło dro­ga­mi. Aby zaś mia­no­wa­nie Mi­ko­ła­ja Trą­by me­tro­po­li­ty Ha­lic­kie­go ar­cy­bi­sku­pem Gnieź­nień­skim, nie­praw­no i nie­słusz­ne, tem ry­chlej mo­gło osię­gnąć sku­tek, wy­słał król Jana Śle­dzia dok­to­ra i swe­go ka­pła­na na­dwor­ne­go z li­sta­mi i proś­bą do Jana XXIII pa­pie­ża: któ­ry przy­chy­la­jąc się do żą­da­nia kró­la, gdy zwłasz­cza nikt w tej mie­rze nie sta­wiał opo­ru, w Rzy­mie, kędy pod ów czas prze­by­wał, dnia czwar­te­go Sierp­nia, Mi­ko­ła­ja ar­cy­bi­sku­pa Ha­lic­kie­go prze­niósł na sto­li­cę Gnieź­nień­ską; Jana zaś Rze­szow­skie­go, pro­bosz­cza ś. Mi­cha­ła na zam­ku i ka­no­ni­ka Kra­ko­wa­kie­go, szlach­ci­ca her­bu Pół­ko­zy, sto­sow­nie do ży­cze­nia i proś­by kró­lew­skiej, osa­dził na ar­cy­bi­sku­po­wi o Ha­lic­kiem, zo­sta­wiw­szy przy nim oba­dwa wprzód po­sia­da­no bo­ne­fi­cia. Póź­niej­szym cza­sem, na proś­bę te­goż Wła­dy­sła­wa kró­la, me­tro­po­lią z Ha­li­cza prze­niósł do Lwo­wa, i mia­sto Lwów po­dwój­ną, to jest ar­cy­bi­sku­pią i me­tro­po­li­tal­ną za­szczy­cił god­no­ścią.

CHO­RĄ­GWIE ZA­BRA­NE KRZY­ŻA­KOM KRÓL WŁA­DY­SŁAW ZA­WIE­SZA W KO­ŚCIE­LE KA­TE­DRAL­NYM KRA­KOW­SKIM.

Ze Lwo­wa Wła­dy­sław król Pol­ski w dzień Ś. Mar­ci­na zje­chał do Nie­po­ło­mic, gdzie za­ba­wiw­szy przez dni pięt­na­ście, wy­brał się po­tem pie­szo do Kra­ko­wa dla na­wie­dze­nia gro­bów Św, Sta­ni­sła­wa, Wa­cła­wa i Flo­ry­ana; i w dzień Ś. Ka­ta­rzy­ny, oto­czo­ny licz­nem gro­nem pra­ła­tów i ry­ce­rzy, nio­są­cych przed nim roz­wi­nię­to cho­rą­gwie Krzy­ża­ków, w wiel­kiej bi­twie pod Grun­wal­dem zdo­by­te, przy­był naj­przód do mia­sta Ka­zi­mie­rza, a ztąd udał się na Skał­kę. Tu od­daw­szy na­boż­nie cześć re­li­kwiom Świę­tych, szedł na za­mek Kra­kow­ski do ko­ścio­ła ka­te­dral­ne­go, do­kąd po­prze­dza­ły go cho­rą­gwie Krzy­żac­kie, i w rze­czo­nym ko­ście­le Ś. Sta­ni­sła­wa w Kra­ko­wie na pa­miąt­kę sław­ne­go zwy­cięz­twa zło­żył wszyst­kie pro­por­ce, któ­re po dziś dzień wi­sząc na ścia­nach z pra­wej i z le­wej stro­ny, uka­zu­ją tak swo­im jako i ob­cym wiel­kie wi­do­wi­sko, try­umf kró­la i klę­skę Krzy­ża­ków. Z Kra­ko­wa król Wła­dy­sław udał się do Li­twy, gdzie więk­szą część zimy prze­pę­dził. Wnie­sio­no w ów­czas do ko­ścio­ła Kra­kow­skie­go, któ­ry jest przed­niej­szym i zna­ko­mit­szym ko­ścio­łem w Pol­sce, owe pięć­dzie­siąt i jed­na cho­rą­gwi Krzy­żac­kich, przy­da­ły ozdo­by i za­szczy­tu ko­ścio­ło­wi, i po­win­ny w nim wiecz­ne­mi cza­sy jak sław­na pa­miąt­ka strze­żo­no być i prze­cho­wy­wa­ne, a w miej­sce bu­twie­ją­cych inne mają być pod­ra­bia­no, aże­by trwa­ła pa­mięć tak ol­brzy­miej i nie­sły­cha­nej bi­twy, i od­nie­sio­ne­go w niej zwy­cięz­twa, i aby ją po­świad­cza­ły bądź toż samo cho­rą­gwie, bądź inne, któ­re­by się temi sa­me­mi wy­da­wa­ły. Wte­dy tak­że uchwa­lo­no, i roz­po­rzą­dze­niom Wła­dy­sła­wa kró­la, jako też zgod­ną wolą wszyst­kich sta­nów du­chow­nych i świec­kich, po­sta­no­wio­no, aby dzień Ro­ze­sła­nia Apo­sto­łów w ca­łej Pol­sce uro­czy­ście był ob­cho­dzo­ny; iżby za­tem oj­co­wie za­le­ca­li sy­nom, wnu­kom, pra­wnu­kom i wszyst­kim po­tom­kom swo­im świę­ce­nie i uro­czy­ste ob­cho­dze­nie dnia tego, w któ­rym Bóg opatrz­ny ra­czył oka­zać mi­ło­sier­dzie… swo­jo i ła­skę Po­la­kom; i aby wszyst­kie ko­ścio­ły tak miej­skie jako i wiej­skie, w ca­łem kró­le­stwie Pol­skiem, wla­ści­we­mi ob­cho­da­mi, na­bo­żeń­stwy i pro­ces­sy­ami, świę­ci­ły wraz z lu­dem swo­im ten dzień, i skła­da­ły Bogu dzięk­czy­nie­nia za wy­świad­czo­no Po­la­kom tak wiel­kie do­bro­dziej­stwo.

HEN­RYK V. PLAU­EN MISTRZ PRA­SKI KA­RZE ŚMIER­CIĄ NIE­KTÓ­RYCH RY­CE­RZY SWO­ICH BEZ SĄDU.

Mistrz Pru­ski Hen­ryk v. Plau­en, przy koń­cu te­goż roku, roz­gnie­wa­ny sro­dze na cho­rą­że­go i in­nych Cheł­miń­skich ry­ce­rzy, ob­wi­nio­nych, ja­ko­by prze­ciw nie­mu i za­ko­no­wi Krzy­żac­kie­mu zdra­dziec­ko po­stę­po­wa­li, i prze­nie­wier­cze kno­wa­li za­my­sły, uka­rał ich śmier­cią, nie do­zwo­liw­szy im żad­nej na­wet praw­nej obro­ny. Tym ce­lem za­pro­siw­szy do zam­ku Gdań­skie­go na obiad Mi­ko­ła­ja zwa­ne­go Niksz cho­rą­że­go Cheł­miń­skie­go, Ja­nu­sza Orze­chow­skie­go, Kon­ra­da z Rop­ko­wa, ry­ce­rzy, nad­to dwóch raj­ców Gdań­skich, to jest Pio­tra Nec­ko i Bar­tło­mie­ja Gros­sa, ka­zał ich po­ści­nać, od­mó­wiw­szy im na­wet spo­wie­dzi i ostat­niej re­li­gij­nej od­pra­wy; cia­ła zaś ich, ja­ko­by mało jesz­cze za ży­cia po­nie­śli kaź­ni, gno­jem przy­rzu­cić ka­zał. Cho­ciaż bo­wiem za­rzu­ca­no im zbrod­nie nie były na­le­ży­cie udo­wod­nio­ne, mistrz wsze­la­ko osą­dziw­szy, że słusz­nie cze­ka­ło ich wię­zie­nie, sam wy­ro­kiem śmier­ci uprze­dził tę karę.ROK PAŃ­SKI 1415.

ALE­XAN­DER WO­JE­WO­DA MOŁ­DAW­SKI W ŚNIA­TY­NIE SKŁA­DA URO­CZY­ŚCIE HOŁD PO­SŁU­SZEŃ­STWA KRÓ­LO­WI I KRÓ­LE­STWU POL­SKIE­MU. WŁA­DY­SŁAW KRÓL POL­SKI PO­SY­ŁA PA­TRY­AR­SZE I CE­SA­RZO­WI GREC­KIE­MU, PRZCI­ŚNIO­NYM WOJ­NĄ. TU­REC­KĄ, WIEL­KIE ZA­PA­SY ZBO­ŻA. NAD­ZWY­CZAJ­NE ZA­ĆMIE­NIE SŁOŃ­CA. MISTRZ INF­LANT­SKI LAN­DER PO­DEJ­MU­JE KRÓ­LA WSPA­NIA­LE I PO­DA­RUN­KA­MI OB­DA­RZA.

Wła­dy­sław król Pol­ski po świę­tach Na­ro­dze­nia Pań­skie­go opu­ściw­szy Li­twę, zwy­kłą dro­gą przy­był do Je­dl­ny, gdzie z mał­żon­ką swo­ją, kró­lo­wą Anną, któ­ra go wra­ca­ją­ce­go z Li­twy spo­tka­ła w Par­czo­wie, dni za­pust­ne prze­pę­dził. Po­czem, zna­jo­me­mi so­bie go­ściń­cy, na­przód do San­do­mie­rza, z San­do­mie­rza do No­we­go mia­sta, a ztąd przez Tu­chów, Kro­sno, Ja­sło, Łań­cut, Prze­myśl, Ja­ro­sław, we Śro­dę przed Wiel­ka­no­cą przy­był do Lwo­wa, gdzie świę­ta Zmar­twych­wsta­nia Pań­skie­go ob­cho­dził. Na­stęp­nie w mie­sią­cu Maju kil­ka dni za­ba­wiw­szy w Sa­no­ku, zno­wu do Lwo­wa po­wró­cił; a ztąd wy­ru­szyw­szy przez Gli­nia­ny i Busk (Bo­scz) na uro­czy­stość Wnie­bo­wstą­pie­nia Pań­skie­go zje­chał do Trem­bow­li. Po­tem na Bu­czacz, Ha­licz, Ko­ło­my­ję, przed Zie­lo­ne­mi Świąt­ka­mi przy­był do Śnia­ty­nia. Tu spo­tkał Jego kró­lew­ska Mi­łość Ale­xan­der wo­je­wo­da Moł­daw­ski wraz z żoną, swo­ją i licz­ną ry­cer­stwu dru­ży­na. Wła­dy­sław król Pol­ski, ma­ją­cy przy so­bie tak­że mno­gi i oka­za­ły po­czet ry­cer­stwa, przy­jął go uprzej­mie i z wiel­ką czcią po­dej­mo­wał. Chcąc wo­je­wo­da Wła­dy­sła­wo­wi kró­lo­wi Pol­skie­mu oka­zać swo­ję wier­ność i przy­chyl­ność, sie­dzą­ce­mu na ma­je­sta­cie i z ko­ro­ną na gło­wie skła­dał wraz z wszyst­ki­mi bo­ja­ra­mi Wo­ło­skiej zie­mi hołd uro­czy­sty pod­dań­stwa i przy­się­gę wier­no­ści, rzu­ca­jąc pod nogi kró­lew­skie swo­je pro­por­ce. Na co wy­dał ra­zem i akt pi­śmien­ny, któ­ry ku wiecz­nej pa­miąt­ce do­tych­czas w skarb­cu jest prze­cho­wa­ny. Po­tem kró­la i kró­lo­wą Annę, tu­dzież wszyst­kich pa­nów i ry­ce­rzy kró­lew­skich za­pro­sił na bie­sia­dę i hoj­nie ugo­ścił. Dary ta­kie zna­ko­mi­te zło­żył kró­lo­wi i kró­lo­wej, nie­mniej pa­nów przed­niej­szych kró­le­stwa hoj­ne­mi po­czcił upo­min­ki. Przy­by­li pod te cza­sy do Wła­dy­sła­wa kró­la Pol­skie­go po­sło­wie pa­try­ar­chy i Ce­sa­rza Grec­kie­go z li­sta­mi i urzę­do­we­mi pi­smy (bul­lae plum­be­ae), pro­sząc, "aby im ści­śnio­nym ze­wsząd i za­gro­żo­nym od Tur­ków przy­najm­niej zbo­ża udzie­lić ra­czył. " Wła­dy­sław król, li­tu­jąc się nad ich nie­do­lą, ka­zał im wy­dać żą­da­ną ilość zbo­ża, a do ode­bra­nia go na­zna­czył port swój kró­lew­ski Ka­czu­be­jów. Ob­da­rzyw­szy na­wza­jem Ale­xan­dra wo­je­wo­dę Moł­daw­skie­go i jego żonę upo­min­ka­mi, a kró­lo­wą Annę ode­sław­szy do Kra­ko­wa, udał się do Ka­mień­ca, ztam­tąd zaś przez Smo­trycz, Nie­śwież (Ny­ewy­ecz), Krze­mie­niec, Raj­sko, Sa­do­wie, Tu­rzy­sko, Ko­bryń, Myto, przy­był do Li­twy, czy­niąc za­do­syć Ale­xan­dro­wi Wi­toł­do­wi, któ­ry go był do sie­bie za­pro­sił. Kie­dy z Ko­bry­nia je­chał do Myta, w Pią­tek po okta­wie Bo­że­go Cia­ła, w go­dzi­nie pa­cie­rzy ka­płań­skich ter­cyą zwa­nych przy­pa­dło wiel­kie za­ćmie­nie słoń­ca, któ­re jako nie­spo­dzie­wa­ne, kró­la, i wszyst­kich któ­rzy z nim je­cha­li, w wiel­kie za­dzi­wie­nie a po­tem w bo­jaźń prze­sąd­ną wpra­wi­ło. Tak bo­wiem ciem­na sta­ła się po­mro­ka, że pta­ki na­głą ćmą prze­lęk­nio­ne na zie­mię upa­da­ły, a gwiaz­dy jak­by w nocy świe­ci­ły. Nie mo­gąc je­chać dla wiel­kiej ciem­no­ści, przy­mu­szo­ny był król Wła­dy­sław za­trzy­mać się chwi­lę na go­ściń­cu, póki za­ćmie­nie słoń­ca nie mi­nę­ło. Z Myta ru­szyw­szy w dal­szą po­dróż, przez Woł­ko­wy­ski, Wa­si­lisz­ki i Ej­szysz­ki (Sziz­ky) przy­był do Trok. Ksią­żę Ale­xan­der Wi­told wraz z mi­strzem Inf­lant­skim wy­je­chał prze­ciw nie­mu na milę dro­gi, przy­jął go z ra­do­ścią i czcią wiel­ką, i od­pro­wa­dziw­szy go do Wy­so­kie­go zam­ku (ca­strum al­tum), le­żą­ce­go na je­zio­rze, z całą dru­ży­ną ry­cer­stwa, wspa­nia­le po­dej­mo­wał. Na­za­jutrz wziął z sobą kró­la Wła­dy­sła­wa do skar­bu ksią­żę­ce­go, i ofia­ro­wał mu w da­rze dwa­dzie­ścia ty­się­cy grzy­wien sze­ro­kich gro­szy, czter­dzie­ści szub pod­bi­tych so­bo­la­mi, sto koni i sto szat pur­pu­ro­wych; nie­mniej ry­ce­rzy dwo­ru kró­lew­skie­go wszyst­kich upo­min­ka­mi ob­da­rzył. Otrzy­ma­ne dary król Wła­dy­sław przez swe­go pod­kanc­le­rze­go Do­ni­na i kil­ku pa­nów Pol­skich ode­słał do Kra­ko­wa i ka­zał zło­żyć w skarb­cu kró­lew­skim; póź­niej zaś wszyst­ko to mię­dzy ry­cer­stwo i za­ufa­nych to­wa­rzy­szów swo­ich wspa­nia­lej po­roz­da­wał.

WŁA­DY­SŁAW KRÓL POL­SKI Z ZYG­MUN­TEM KRÓ­LEM RZYM­SKIM I WĘ­GIER­SKIM STWIER­DZA­JĄ I UŚWIĘ­CA­JĄ PRZY­SIĘ­GĄ, ZA­WAR­TE WPRZÓ­DY PRZY­MIE­RZE.

Z Trok wy­je­chaw­szy król Wła­dy­sław z po­wro­tem, w to­wa­rzy­stwie Ale­xan­dra Wi­tol­da przy­był do Kow­na. Tam po­że­gnał się z ksią­żę­ciem Ale­xan­drem i stat­kiem po­pły­nął do zbu­do­wa­ne­go świe­żo zam­ku Wie­lo­ny. Z Wie­lo­ny udał się do Wił­ko­mie­rza le­żą­ce­go nad rze­ką Świę­tą; po­tem do Du­bi­nek, gdzie Ale­xan­der Wi­told wy­sta­wił był nowy za­mek. Z Du­bi­nek zbo­czyw­szy na Nie­mien­cza­ny, Berz­da­ny (By­ez­da­ni), Ko­ste­ry, pusz­cze ło­wiec­kie, na dzień Na­wie­dze­nia N. Ma­ryi Pan­ny przy­był do Wil­na, gdzie za­ba­wił przez dni siedm, a po­tem na Ru­do­mi­ny, Lidę, No­wo­gro­dek, Czy­rzy­ny, Kłoc­ko (Klecz­ko) zbli­żył się do gra­ni­cy Pol­skiej. Z Kłoc­ka rze­ką Słu­czą spu­ścił się do rze­ki Pry­pe­ci; po­tem przez Gro­dek, Łuck, Sa­do­wie, Wło­dzi­mierz, Lu­bom­lę, Chełm, Kra­sny­staw, Żu­ko­wiec, przy­był do San­do­mie­rza, gdzie ob­cho­dził świę­to Na­ro­dze­nia N. Ma­ryi. W Wi­śli­cy cze­ka­ła go i przyj­mo­wa­ła kró­lo­wa; zkąd przez Nowe mia­sto udał się do Przy­szo­wa, z Przy­szo­wa do zie­mi Lu­bel­skiej i Do­bro­stan (Do­bre­sta­ni), a da­lej zwy­kłe­mi dro­ga­mi wy­je­chał na Ruś. Kie­dy zaś znaj­do­wał się w Do­bro­sta­nach, przy­był do nie­go po­słu­ją­cy na so­bo­rze Kon­stan­cy­eń­skim Ja­nusz z Tu­lisz­ko­wa kasz­te­lan Ka­li­ski, a opo­wie­dziaw­szy kró­lo­wi wszyst­ko co w Kon­stan­cyi on i to­wa­rzy­sze jego po­sel­stwa zdzia­ła­li, ode­brał na­przód od kró­la Wła­dy­sła­wa, a po­tem od Ale­xan­dra Wi­tol­da, któ­ry z Do­bro­stan je­chał do Li­twy, uro­czy­stą przy­się­gę na za­cho­wa­nie przy­mie­rza daw­niej już za­war­te­go z Zyg­mun­tem kró­lem Rzym­skim i Wę­gier­skim; a gdy wró­cił do Kon­stan­cyi, oznaj­mił te­muż Zyg­mun­to­wi o po­twier­dze­niu przy­mie­rza, zło­żył mu pi­sma w tym celu przez kró­la i ksią­żę­cia wy­da­ne, i wziął od nie­go wza­jem­ne świa­dec­two i przy­się­gę. Król Wła­dy­sław zwie­dziw­szy Ruś, przy­był na Ś. Mar­cin do Nie­po­ło­mic, a ztąd zno­wu wy­brał się do Li­twy. Li­sto­pad i Gru­dzień po­świę­cił ulu­bio­nym za­ba­wom my­śliw­skim, świę­ta zaś Na­ro­dze­nia Pań­skie­go ob­cho­dził w Wil­nie.

TRZY KLASZ­TO­RY PA­NIEN ZA­KON­NYCH ZA­MIE­NIO­NE NA JE­DEN BU­SKI.

Te­goż sa­me­go roku, kie­dy Wła­dy­sław król Pol­ski świę­to Wnie­bo­wzię­ciu N. Ma­ryi Pan­ny ob­cho­dził w Wi­śli­cy, trzy klasz­to­ry żeń­skie za­ko­nu Pre­mon­stra­teń­skie­go, któ­re utrzy­my­wa­ły się w szczu­płej licz­bie pa­nien w Im­ra­mo­wi­cach, w Bu­sku i w Krzy­ża­no­wi­cach, za po­zwo­le­niem Sto­li­cy Apo­stol­skiej i ka­pi­tu­ły ge­ne­ral­nej Pre­mon­stra­teń­skiej, a aa spra­wu Woj­cie­cha Ja­strzęb­ca bi­sku­pa Kra­kow­skie­go, tu­dzież opa­tów Brze­ziń­skie­go i Wi­tow­skie­go, exe­ku­to­rów i ko­mi­sa­rzy, prze­niósł do Bu­ska, i z trzech zgro­ma­dzeń jed­no utwo­rzył, wzbro­niw­szy prze­cho­dze­nia z jed­ne­go klasz­to­ru do dru­gie­go; i rze­czo­ne­mu klasz­to­ro­wi przez sie­bie za­ło­żo­ne­mu w Bu­sku, i za­kon­ni­com w nim miesz­ka­ją­cym, nadał wiecz­nym za­pi­sem z zup Bo­cheń­skich czte­ry bał­wa­ny soli gru­bej, czte­ry be­czuł­ki szy­bi­ko­wej (zu­zalcz) i czte­ry kor­ce soli drob­nej. A lubo z dwóch po­mie­nio­nych klasz­to­rów, Im­ra­mow­skie­go i Krzy­ża­now­skie­go, po prze­nie­sie­niu pa­nien za­kon­nych do Bu­ska, wsie i dzie­się­ci­ny do nich na­le­żą­ce po­win­ny były tak­że do Bu­ska być przy­dzie­lo­ne; wsze­la­ko, cho­ciaż wsie i dzie­się­ci­ny od­ję­te klasz­to­ro­wi Krzy­ża­now­skie­mu przy­łą­czo­no do klasz­to­ru w Bu­sku, klasz­tor Im­ra­mow­ski za­trzy­mał nie­słusz­nie i nie­wła­ści­wie wsie i dzie­się­ci­ny przez ta­ko­we prze­nie­sie­nie od nie­go od­ję­te, i od lat bli­sko sied­miu­dzie­siąt cią­gle je po­sia­da.

JANA HUSA I HIE­RO­NI­MA Z PRA­GI, SPA­LO­NYCH NA SO­BO­RZE W KON­STAN­CYI, CZE­SI CZCZĄ, JAK­BY ŚWIĘ­TYCH. TRZY­DZIE­ŚCI TY­SIĘ­CY CZE­CHÓW PRZY­STĘ­PU­JĄ, DO SA­KRA­MEN­TU KIE­LI­CHA.

So­bor zgro­ma­dzo­ny w Kon­stan­cyi pra­cu­jąc usil­nie nad dzie­łem, dla któ­re­go był zwo­ła­ny, po­zwał przed swój try­bu­nał Jana Husa Cze­cha, czło­wie­ka ni­skie­go rodu i zna­cze­nia, któ­ry kró­le­stwo Cze­skie zgub­ne­mi błę­da­mi od­szcze­pień­stwa za­ra­żał: a gdy ten, na za­sa­dzie je­dy­nie udzie­lo­nej mu od te­goż so­bo­ru i Zyg­mun­ta kró­la Rzym­skie­go rę­koj­mi, sta­wił się w dniu wy­zna­czo­nym, so­bor za­rzu­cał mu he­re­zye, któ­re w Cze­chach roz­sie­wał. Hus wy­pie­rał się z sta­ło­ścią za­rzu­ca­nej so­bie winy: za­czem po­ka­za­no mu pi­smo jego wła­sno­ręcz­ne, któ­re my nie raz oglą­da­li­śmy w Kra­ko­wie, a w któ­rem ze­brał był wszyst­kie na­uki ka­cer­skie w Pra­dze opo­wia­da­ne lu­do­wi. A lubo nie mógł się już za­pie­rać swo­jej wła­snej ręki, prze­ko­na­ny licz­ne­mi świa­dectw tych, któ­rzy pi­smo jego zna­li; nie dał się prze­cież naj­zdrow­sze­mi ra­da­mi i upo­mnie­nia­mi na­kło­nić do od­wo­ła­nia szko­dli­wych nauk i błę­dów, ja­kie mię­dzy Cze­cha­mi, po­chop­ne­mi do chwy­ta­nia no­wo­ści, wy­stęp­ki roz­sie­wał. Spra­wie­dli­wym prze­to wy­ro­kiem so­bo­ru, bez wzglę­du na udzie­lo­ną mu rę­koj­mię bez­pie­czeń­stwa, któ­ra nie po­win­na ochra­niać he­re­ty­ków, na zgro­ma­dze­niu po­wszech­nem od czci od­są­dzo­ny (de­gra­da­tus) i we­dle słów Ś. Paw­ła Apo­sto­ła, wła­śnie na Nie­dzie­lę ów­cze­sną przy­pa­da­ją­cych: "Cia­ło grze­szą­ce nie­chaj bę­dzie znisz­czo­ne" (De­stru­atur cor­pus pec­ca­ti) jako ka­cerz po­tę­pio­ny, od wła­dzy świec­kiej na sto­sie spa­lo­nym zo­stał. Po­pio­ły na­wet jego, aby od zwo­len­ni­ków prze­stęp­cy nie były ku rani pod­ję­te, rzu­co­no w je­zio­ro przy mie­ście Kon­stan­cyi. Taka jed­nak Cze­chów zwo­len­ni­ków jego opa­no­wa­ła śle­po­ta, że dzień uro­dzin Husa, to jest szó­sty mie­sią­ca Lip­ca, jak­by uro­czy­stość ja­kie­go świę­te­go i mę­czen­ni­ka ob­cho­dzą. Dzi­wić się za­iste trze­ba, że lu­dzie na­wet roz­sąd­ni i świa­tli mo­gli w taki błąd po­paśdż, że od­szcze­pień­ca po­tę­pio­ne­go od ca­łe­go ko­ścio­ła, któ­ry ich ród za­cny i kró­le­stwo swo­ją prze­wrot­ną na­uką po­ka­ził, czczą, jak­by świę­te­go, wzgar­dziw­szy in­ne­mi Świę­te­mi, któ­rych ko­ścioł czci i uzna­je. Nie pa­mię­ta­ją po­dob­no, jak sro­dze nie­gdyś uka­rał Bóg Izra­eli­tów, lud na ów czas so­bie miły i wy­bra­ny, za od­da­wa­nie czci zło­te­mu ciel­co­wi, uro­bio­ne­mu pod górą Sy­nai. Przy­był po­tem na so­bór Hie­ro­nim Czech, tym sa­mym za­ni­żo­ny błę­dem co i Jan Hus, ale od Jana na­uką i wy­mo­wą nie­rów­nie wyż­szy. Ten, od roku bli­sko w wię­zach trzy­ma­ny, żad­ne­mi do­wo­da­mi, żad­ną na­uką i prze­stro­gą oj­ców so­bo­ru, mę­dr­ców w pra­wie Bo­skiem i ludz­kiem bie­głych, nie dal się od­wieśdż od swo­ich błę­dów. Za­czem i on, po­dob­nym­że wy­ro­kiem so­bo­ru, spa­lo­ny ze­słał na sto­sie. Oba­dwaj po­nie­śli karę ognia z sta­ło­ścią, żad­ne­go nie wy­rze­kł­szy sło­wa, z któ­re­go­by wno­sić było moż­na o ich żalu i skru­sze ser­ca. Po­pio­ły tak­że Hie­ro­ni­ma wrzu­co­no w je­zio­ro, aby ich Cze­si nie za­bra­li. I on rów­nież u Cze­chów czczo­ny jest jak mę­czen­nik. Tym­cza­sem, kie­dy w Pra­dze gruch­nę­ły wie­ści o spa­le­niu Jana i Hie­ro­ni­ma w Kon­stan­cyi, zwo­len­ni­cy ich zło­ży­li mię­dzy sobą zbór, i na­przód plu­nięć ich uświę­ci­li, po­sta­no­wiw­szy co­rocz­nym czcić ją ob­cho­dem, a po­tem wy­jed­naw­szy so­bie u Wa­cła­wa kró­la nie­któ­re ko­ścio­ły, po­czę­li jaw­nie opo­wia­dać na­ukę i Sa­kra­men­tów udzie­lać lu­do­wi. Po­tem klasz­tor zna­ko­mi­ty bra­ci za­ko­nu ka­zno­dziej­skie­go na przed­mie­ściu mia­sta Kłodz­ka (Glatz) zbu­rzy­li i z zie­mią zrów­na­li. Wnet rzu­ci­li się i na inne ko­ścio­ły i klasz­to­ry; świą­ty­nie wspa­nia­łe, Bogu po­świę­co­ne, ra­bo­wa­li, pa­li­li, pu­sto­szy­li. Zgro­ma­dzi­ło się po­tem pod zam­kiem Be­chin­gne oko­ło trzy­dzie­stu ty­się­cy lu­dzi, któ­rzy pod go­łem nie­bem roz­sta­wiw­szy prze­szło trzy­sta sto­łów, uży­wa­li Sa­kra­men­tu kie­li­cha. Za­trwo­ży­ło to Wa­cła­wa kró­la, aby prze­ciw nie­mu nie pod­nie­sio­no ro­ko­szu i nie po­zba­wio­no go ra­zem ży­cia i tro­nu. Ale ksiądz Wa­cław Ko­ran­da, ka­żąc do ludu, sta­rał się go prze­ko­nać, "że cho­ciaż król był rze­czy­wi­ście gnu­śni­kiem i pi­ja­ni­cą, jed­nak­że spo­koj­ny i ła­ska­wy, po­zwa­lał im żyć we­dług woli, i wy­zna­niu ich by­najm­niej nie prze­szka­dzał. " A tak stłu­mił w za­cząt­ku sa­mym bu­rzę, je­że­li się na jaką prze­ciw kró­lo­wi za­no­si­ło, i ozię­bił do resz­ty umysł Wa­cła­wa, któ­ry księ­dza Ko­ran­dę za taka do ludu prze­mó­wi; mię­dzy przy­ja­cioł swo­ich po­li­czył. I nie usta­la wca­le mię­dzy Cze­cha­mi, w tym na­ro­dzie nie­gdyś tak za­cnym i roz­sąd­nym, owa za­ra­za: trwa owsa­mi u nich ten szał nie­ro­zum­ny, a rze­cze­ni Jan Hus i Hie­ro­nim Ja­kó­bek (Ja­co­bel­lus), gło­wy ich od­szcze­pień­stwa, tu­dzież inni zwo­len­ni­cy ich błę­dów, od­bie­ra­ją cześć naj­więk­szą jak­by świę­ci.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: