Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jej orgazm najpierw. - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 marca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Jej orgazm najpierw. - ebook

Od niepamiętnych czasów mężczyźni walczą z szybkimi reakcjami na bodźce seksualne, by znaleźć sposób na doprowadzenie do orgazmu znacznie wolniej reagującej kobiety, cóż, odpowiedź leży na końcu męskiego języka. Jej orgazm najpierw to kompendium wiedzy o technikach seksu oralnego, który jest niezawodnym sposobem na zapewnienie partnerce prawdziwej rozkoszy. Autor - seksuolog kliniczny twierdzi, że seks oralny przez długi czas uważany jedynie za element gry wstępnej, powinien stanowić główne danie erotycznego menu. Wychodząc z założenia, że niewielu mężczyzn potrafi poprosić o pomoc i wskazówki dotyczące życia seksualnego, Ian Kerner postanowił napisać książkę dla nieśmiałych. Powstał poradnik, dzięki któremu kobiecy orgazm przestaje być dla mężczyzn tajemnicą!

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-353-0
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP: Wyznania nieopierzonego kogucika

Przesłanie tej książki jest proste. Jeżeli na akt zaspokojenia kobiety spojrzeć przez pryzmat miłości, okaże się, że każdy mężczyzna powinien używać swego języka równie biegle jak wtedy, gdy posługuje się ojczystą mową. Autorka cieszących się wielkim powodzeniem publikacji z dziedziny seksuologii Lou Paget napisała: „Przyzna to większość kobiet, jeśli oczywiście będą szczere, że najbardziej rozpala je coś, co zarazem zdarza się niezwykle rzadko, mianowicie gdy mężczyzna potrafi odpowiednio władać językiem”.

Tak jednak jak w każdej mowie, by wyrazić się płynnie i potraktować temat z należnym mu szacunkiem, potrzebne jest gruntowne wtajemniczenie w reguły gramatyki i stylu. Jedną z mych ulubionych książek poświęconych tej dziedzinie jest niezastąpione klasyczne dzieło The Elements of Style. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym przebrnąć przez pierwszy rok studiów czy zrobić specjalizację, gdybym kiedykolwiek rozstał się z tą książeczką w miękkiej okładce o pozaginanych rogach. Wyłożone w niej przez kompetentnych autorów Strunka i White’a zasady gramatyki nie były ani zrozumiałe, ani wyraziste. Były po prostu piękne. Książka ta zachęcała czytelników do „odważnych wypowiedzi i stawiania konkretnych wniosków”. Wciąż pozostając pod wpływem nieprzemijającego ducha tego dzieła, starałem się ująć bogactwo doświadczeń oraz fachowości w prostej i zwięzłej formie poradnika. Opierając się na tych samych klasycznych podstawach, nawiązując do tej samej filozofii, napisałem ni mniej, ni więcej jak tylko konkretny przewodnik po tajnikach seksu oralnego. Jeśli chcesz się nauczyć, jak doprowadzić kobietę do rozpalającego zmysły orgazmu, jest to książka dla ciebie.

Chociaż zrobiłem doktorat w dziedzinie seksuologii klinicznej, książka ta jest napisana przede wszystkim z perspektywy praktyka, kogoś, kto zna i uwielbia język stymulacji oralnej oraz docenia jego rolę w nawiązywaniu twórczego dialogu z kobietą. A także kogoś, kto rozbudował metodologię konsekwentnego doprowadzania kobiety do orgazmu. Opiera się ona na przekonaniu, że stymulacja oralna to nie tylko pewien przejaw inicjatywy, ale samo sedno filozofii seksualnego zadowolenia. Nazwijmy to „drogą języka”.

Nie zrozumcie mnie jednak źle. Nie jestem jakimś tam casanową czy donżuanem, który w swej próżności przelewa słowa na papier po to, by się chełpić. Od tego jestem daleki. Przez większość życia ogromnie cierpiałem z powodu seksualnej niemocy i nazbyt dobrze znam smak upokorzenia, lęku i rozpaczy, towarzyszących całkiem nieudanym próbom zadowolenia partnerki. Napisaniu tej książki przyświecała raczej szczera nadzieja, że innym mężczyznom dane będzie rozwinąć skuteczne „nawyki” – takie, które pozwolą im, a także ich partnerkom, cierpieć mniej niż ja, a może nawet wcale. Tennessee Williams w swej sztuce Kotka na rozpalonym blaszanym dachu pisał o łożu małżeńskim: „Kiedy małżeństwo zmierza na skały, te znajdą się dokładnie na jego drodze”. No dobrze, oto nadchodzi wybawienie od skał i bezpieczna żegluga po spokojnym morzu.

Kiedy pierwszy raz wkroczyłem w świat seksu oralnego, było to dalekie od triumfalnego wjazdu. Szukałem tam szansy na zrekompensowanie mej seksualnej nieudolności, a zarazem skłaniałem się ku przekonaniu, że to tylko skromna przystawka przed uciechą i świetnością „prawdziwego seksu”. Wielu uważa podobnie. Uznałem za pewnik, że „właściwym sposobem” doświadczania orgazmu przez pary jest stosunek. Ku swemu zaskoczeniu odkryłem jednak, że „droga języka” bynajmniej nie ustępuje tradycyjnemu zbliżeniu. Co więcej – przerasta je, i w wielu przypadkach, pomijając masturbację, stanowi jedyny sposób, by zapewnić kobiecie ciągłą i rytmiczną stymulację niezbędną do osiągnięcia orgazmu. Szybko uświadomiłem sobie, że prawdziwy seks to seks oralny. Potem zdarzyło mi się trafić na egzemplarz przygotowanego przez Shere Hite¹ przełomowego sprawozdania dotyczącego seksualności kobiet. Utwierdziło mnie ono w przekonaniu, że kobiety uważają pieszczoty oralne za „jedną ze swych ulubionych i najbardziej podniecających form aktywności seksualnej”. Ankietowane nieustannie wskazywały, jak bardzo je uwielbiają. Jeżeli mowa o zapewnianiu sobie rozkoszy, nie sposób nawet wspominać o dobrym czy złym sposobie na orgazm. Jedyną złą rzeczą w tych okolicznościach jest pogląd, że kobieta oczekuje lub zasługuje na mniej, niż może dokonać jej partner.

W artykule Just Be a Man: Six Simple Suggestions specjalizująca się w tematyce seksuologicznej Amy Sohn od razu zauważa: „Faceci schodzą na psy. I nie ma pomiłuj. Szkoda złudzeń”.

Ale co wobec tego powinni robić mężczyźni? Ogromna większość kobiet uskarża się na takich, którzy nie lubią tego robić, nie wiedzą jak albo po prostu nie robią tego prawie wcale. Flannery O’Connor² miała rację – trudno znaleźć prawdziwego mężczyznę, zwłaszcza takiego, który lubi zapuszczać się coraz niżej na nieśpieszne spacery. Z drugiej strony jednak raz odkryty językowy talent rzadko kiedy pozostaje niedoceniony. W eseju Lip Service: On Being Cunning Linguist autorka artykułów o tematyce seksuologicznej Anka Radakovich wychwala swego przyjaciela, który wykazuje się biegłością w seksie oralnym: „Stałam się uzależniona od jego języka i nawet proponowałam mu, że zrobię za niego pranie, jeśli tylko zechce wpaść i mnie zadowolić. Po dwóch miesiącach postawiłam sobie na biurku oprawione zdjęcie jego języka”.

Pora jednak wyjść poza jej kategorie myślenia. Kiedy dochodzi do pieszczot oralnych, każdy mężczyzna powinien wziąć sobie do serca słowa, jakie Rhett Butler kieruje do Scarlett O’Hary w Przeminęło z wiatrem: „Chcę, aby ci było słabo. Powinno ci być słabo. Czekałaś na to od lat. Żaden z tych głupców, których znałaś, nie całował cię w ten sposób, prawda?”³.

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem człowiekiem skromnym. Nawet do głowy by mi nie przyszło, by zwierzać się całemu światu z moich zmagań z niemocą seksualną, gdybym nie był w pełni przekonany, że taką konieczność dyktuje ta książka. Powstała ona w nawiązaniu do moich lektur, wykładów, i co najważniejsze, osobistych doświadczeń z pracy w charakterze seksuologa klinicznego. Spostrzegłem mianowicie, że kobiety nie tylko pragną seksu oralnego, nie tylko sprawia im on rozkosz. One tego wymagają. Każdy seksuolog terapeuta przyzna, że skarga numer jeden, nieustannie powtarzana przez kobiety, dotyczy ich niemożności doświadczenia orgazmu w trakcie tradycyjnej penetracji. Rozwiązaniem nie jest tutaj „więcej gry wstępnej”, za której brak często besztają nas czasopisma. Chodzi raczej o umiejętne rozbudowanie tych czynności, które kojarzymy z grą wstępną – mianowicie stymulacji oralnej – do rangi odrębnego, w pełni świadomego miłosnego aktu. Gra wstępna przeobraża się zatem w grę zasadniczą.

Nie występuję tutaj przeciw typowym technikom, lecz popieram niekonwencjonalne rozwiązania. Zbliżenie, które wykracza poza penetrację, niesie ze sobą wspólną przyjemność i lepiej odpowiada żeńskiej anatomii, pobudzając kobietę do osiągnięcia ekstazy. Model ten nie wyklucza tradycyjnych stosunków, lecz proponuje mężczyznom odłożenie zaspokojenia do chwili, w której kobieta osiągnie pierwszy, chociaż niekoniecznie ostatni, orgazm. Takie opóźnienie przynosi podwójny zysk. Partnerka może doznać satysfakcji, co również znacząco wzmaga doznania mężczyzny w momencie spełnienia. Jestem za odroczeniem wypłaty, ale nie za odroczeniem przyjemności.

Książka ta proponuje mężczyznom i kobietom podejście „na pewniaka”, gwarantujące udany seks, jako przeciwieństwo ryzykownego „wszystko albo nic” pod postacią tradycyjnego stosunku. Nadszedł czas, by zapełnić luki w świadomości seksualnej i wznieść się na wyższy poziom, gdzie pole do popisu otwiera się przed wymianą przyjemności. Seks oralny to znacznie więcej niż sposób doświadczania wzniosłego finału. Stanowi on sedno nowego paradygmatu, który radośnie wychwala wspólne doświadczanie rozkoszy, bliskości, szacunku i zadowolenia. Jest to również jeden z największych podarunków miłości, jaki mężczyzna może ofiarować kobiecie.

Jak czytać tę książkę

Część I, zatytułowana „Elementy stylu seksualnego”, wprowadzi cię w arkana wielkiej filozofii, ujawniając bądź rewolucjonizując twe podejście do seksu oraz związków. Dowiesz się, jak:

- położyć kres „niewiedzy” i pielęgnować prawdziwe zrozumienie kobiecej seksualności,
- skupić myśli na łechtaczce i stymulacji, nie zaś na pochwie i penetracji,
- opóźnić moment zaspokojenia, nie rezygnując przy tym z przyjemności,
- zamienić preludium gry wstępnej w arię główną,
- umiejętnie sterować reakcjami partnerki, doceniając rolę łechtaczki jako najważniejszego źródła rozkoszy,
- osiągnąć stan świadomości, w którym orgazm kobiety, będący często zjawiskiem nieuchwytnym, stanie się wyraźnie i niewątpliwie rozpoznawalny.

Poświęcimy również uwagę istotnym, choć często opacznie pojmowanym kwestiom, takim jak „prawdziwa” anatomia kobiecych genitaliów, higiena oraz bezpieczny seks.

Spróbujemy odnaleźć się w społecznym i kulturalnym kontekście, który kształtuje sposób postrzegania i traktowania miłości oralnej.

O ile w Części I pojawiać się będzie pytanie „dlaczego?”, o tyle Część II, „Sposób użycia”, odpowiada na wszystkie „jak?”. Odsłoni ona przed tobą sprawdzone techniki oralne, które pozwolą ci pomyślnie doprowadzić kobietę do zasadniczej fazy aktu seksualnego, czyli czegoś, co zwykłem nazywać „stanem rozkoszy”.

Zważywszy na to, że wiele książek poświęconych tej tematyce poprzestaje zaledwie na wytłumaczeniu czytelnikowi, co robić, jestem przekonany, że nie mniej istotne jest kiedy. Wszystko zależy tu od koordynacji, zatem Część III, „Podsumowanie”, zawiera klarowne scenariusze, które płynnie łącząc opisane wcześniej techniki w jednolitą praktykę, pozwolą tobie oraz twej partnerce osiągać nowe szczyty seksualnego zadowolenia.

W tej książce znajdziesz również ilustracje, wskazówki, ćwiczenia, interesujące fakty oraz najczęściej zadawane pytania. Natrafisz w niej także na szczere odpowiedzi niektórych mężczyzn oraz kobiet, z którymi rozmawiałem o seksie, związkach, technikach oralnych oraz ich osobistych upodobaniach i zahamowaniach.

Wreszcie na końcu książki znajdziesz szereg dodatków, które odnoszą się do wielu istotnych zagadnień oraz specyficznych sytuacji.

Książka ta traktowana całościowo reprezentuje najbardziej gruntowne z aktualnie dostępnych opracowań na temat sztuki seksu oralnego. Nauczysz się z niej wszystkiego, co potrzebne, by opanować gramatykę języka miłości. Znajdziesz również odpowiedź na wszystkie pytania, jakie tylko mogłyby się nasunąć.

Kończąc lekturę, nie tylko spojrzysz na seks z innej perspektywy, ale też nie będzie już dla ciebie tajemnicą, jak raz za razem, używając języka, doprowadzać kobietę do orgazmu.

Quiz

Czytając tę książkę, czuj się swobodnie i wybierz sposób, jaki uznasz za najwygodniejszy. Jeśli jednak masz zamiar pominąć Część I i od razu przejść do technik omówionych w Części II, chciałbym poprosić cię o chwilę zastanowienia nad kilkoma prostymi pytaniami:

- Czy wiedziałeś, że łechtaczka składa się z osiemnastu części, z których każda odgrywa istotną rolę w dostarczaniu przyjemności? Potrafisz je rozpoznać?
- Czy wiedziałeś, że ogromna większość zakończeń nerwowych, które odpowiadają za orgazm kobiety, jest skupiona wokół wejścia do pochwy, zatem penetracja nie jest konieczna, by pobudzić je w celu doprowadzenia do orgazmu?
- Ilu różnych rodzajów orgazmu jest w stanie doświadczyć kobieta?
- Czy możesz z całą pewnością przyznać, że wiesz, jak odnaleźć punkt G? Czy potrafisz nazwać inne ukryte strefy rozkoszy?
- Czy wiesz, dlaczego stymulacja oralna jest najlepszym sposobem na doprowadzenie kobiety do orgazmu?
- Czy wiesz, dlaczego mężczyzna jest częściowo odpowiedzialny za zapach genitaliów partnerki?
- Czy jesteś całkowicie pewien, że twoja partnerka nigdy nie udawała orgazmu i potrafisz jednoznacznie odróżnić oryginał od imitacji?

Jeśli nie udało ci się udzielić odpowiedzi na żadne z tych ważnych pytań, chciałbym zachęcić cię, byś przeczytał tę książkę od początku do końca. Niezależnie jednak od twego doświadczenia oraz tego, w jaki sposób zamierzasz ją studiować, liczę, że okaże się ona lekturą, do której zechcesz wracać wiele razy.

Obiecujący smak

Na przesłanie dzieła Elements of Style składa się kilka podstawowych reguł, które powinieneś sobie przyswoić.

1. Naucz się doceniać wartość ironii. Pełno jej we wszystkim, co dotyczy ludzkiej seksualności. Na początek weź pod uwagę fakt, że męskie i żeńskie genitalia zostały uformowane z tej samej embrionalnej tkanki, a jednak trudno o większe różnice między płciami, jeżeli chodzi o przeżywanie rozkoszy. Założyciele magazynu „Men’s Health” Stefan Bechtel i Laurence Roy Stains w książce Sex: A Man’s Guide ujmują to w sposób zwięzły: „Badania wykazują, że trzy czwarte mężczyzn osiąga satysfakcję w ciągu pięciu minut stosunku. Tymczasem kobietom często trzeba co najmniej piętnastu minut, by osiągnąć stan pobudzenia wystarczający do osiągnięcia orgazmu. I w tym jest cały ból, tu tkwi przyczyna całej wściekłości i fruwających garnków oraz doniczek”.

Używając terminologii zaczerpniętej z gramatyki, powiedzielibyśmy, że większość kobiet doświadcza frustracji z powodu „niedokończonych zdań” wypowiadanych przez partnera w „trybie przedwcześnie dokonanym”. Dlatego właśnie ta książka akcentuje przede wszystkim konieczność odłożenia męskiej satysfakcji na potem, o czym mówi sam jej tytuł – Najpierw ona. Jak dowodzi Paula Kamen w Her Way, a Survey of Contemporary Young Women, „Orgazmy kobiet nie uchodzą już za premie dla szczęściarzy czy nieprzewidziany wstępnym planem dodatek, który uwalnia mężczyznę od poczucia winy i pozwala kobietom zaznać tego, co dla ich partnerów jest chlebem powszednim”.

Pragnąc dać kobiecie zadowolenie, nie zapominaj o starożytnej maksymie taoistycznego mistrza Wu Hsiena: „Mężczyzna musi kontrolować sytuację i bez zbytniego pośpiechu czerpać radość z zespolenia”.

2. Nie pomyl jej podmiotu z przedmiotem. Chodzi o łechtaczkę. Osiem tysięcy zakończeń nerwowych, czyli dwa razy więcej, niż znajdziesz w penisie, daje jej godną pozazdroszczenia zdolność doprowadzania swej właścicielki do wielokrotnych orgazmów podczas jednego zbliżenia. Nie przeznaczono jej żadnych zadań poza dawaniem przyjemności, czy dziwi zatem, że William Masters i Virginia Johnson⁴ okrzyknęli łechtaczkę „organem wyjątkowym na skalę całej ludzkości”? Składa się ona z osiemnastu części, widocznych, jak i ukrytych, które biorą udział w zapewnianiu rozkoszy. Czytając dalej, dowiesz się, jak ujarzmić każdą z nich. Przeciwnie, niż głoszą obiegowe prawdy, powszechne przynajmniej tak jak krem Ben-Gay⁵ w zardzewiałej szafce sportowca, łechtaczka to coś znacznie więcej niż „guziczek miłości”. To wyrafinowana sieć czułych punktów, która kryje w sobie więcej energii niż uśpiony wulkan.

3. Język może więcej niż miecz. Zwłaszcza kiedy dochodzi do pobudzenia łechtaczki. Nawet Ron Jeremy, gwiazdor filmów porno, dumny z posiadania ćwierćmetrowego przyjaciela, zauważa: „Dzięki mojemu językowi szczytowało więcej kobiet niż dzięki penisowi”. Shere Hite, autorka raportu na temat seksualności, odważyła się powiedzieć wprost: „Tradycyjny stosunek nigdy nie był równoznaczny z doprowadzeniem kobiety do orgazmu”. Jedną z podstaw takiego stwierdzenia jest fakt, że łechtaczka jest oddalona od wejścia do pochwy mniej więcej o trzy centymetry. Zazwyczaj podczas penetracji członek w ogóle jej nie dotyka.

Autorzy książki Sex: A Man’s Guide przytaczają wynik badania, któremu poddano dziewięćdziesiąt osiem kobiet żyjących w szczęśliwych i trwałych związkach. Każda z nich prowadziła dziennik, w którym odnotowywała częstotliwość swego współżycia oraz poziom osiąganej satysfakcji. Wśród wszystkich opisanych zbliżeń najbogatsze w doznania okazały się te z udziałem stymulacji oralnej. Za najbardziej satysfakcjonujące uznało je osiemdziesiąt dwa procent kobiet, do zadowolenia z penetracji przyznało się zaś jedynie sześćdziesiąt osiem procent. Ankietowane kobiety oznajmiły, że orgazm przyniosło im tylko dwadzieścia pięć procent tradycyjnych stosunków. Tymczasem stymulacja oralna pozwoliła im szczytować ponad trzy razy częściej. W książce New Joy of Sex doktor Alex Comfort napisał o tej metodzie: „Można w ten sposób dać kobiecie tuziny orgazmów, a ona wciąż będzie chciała więcej”.

4. Ucz się na własnych błędach. Shane Mooney pisze o dorastających chłopcach z jednej z Wysp Cooka, Mangaia, którzy uczeni są pobudzania piersi, stymulacji oralnej i opóźniania wytrysku, by zagwarantować satysfakcję swym przyszłym partnerkom. Edukacja na Zachodzie, oceniana w tym świetle, wydaje się poważnie wybrakowana. Kiedy Shere Hite badała recepcję technik oralnych, znaczna większość kobiet nie szczędziła krytycznych uwag pod adresem swych partnerów. Skarżyły się, że są oni zbyt brutalni i zbyt niecierpliwi, zbyt szybcy albo zbyt powolni, nie trafiają we właściwe miejsce albo zmieniają rytm w nieodpowiednim momencie. Jedna z kobiet oznajmiła nawet: „To wygląda tak, jakby chciał zetrzeć moją łechtaczkę”.

O rety!

Wiele kobiet nie zdaje sobie jednak sprawy, że mężczyznom tęskno do wymiany doświadczeń i rad. Dopraszają się wskazówek, ale rozmowy na temat seksu nie należą do łatwych, gdyż w chwilach uniesienia słowa często zawodzą. W książce Talk Dirty to Me: An Intimate Philosophy of Sex Sally Tisdale stwierdza: „Tak naprawdę nie potrafimy wytłumaczyć swego podniecenia, tego, czym jest orgazm, a im głębsze są nasze doznania, tym mniejszą wartość mają słowa i tym rzadziej w ogóle ich używamy”.

Sięgamy zatem po książki albo czasopisma na temat seksu, albo, co gorsza, po kiepskie filmidła pornograficzne i pieprzne knajpiane dowcipy. Większość książek reprezentuje encyklopedyczne podejście do seksualności – wszystkiego po trochu i niczego pod dostatkiem. Kładą one nacisk raczej na ilość niż na jakość, miłości oralnej zaś w najlepszym wypadku poświęcają tyle samo uwagi, co innym zagadnieniom. Kiedy dochodzi do omówienia poszczególnych technik, większość opracowań poświęca każdej z nich najwyżej kilka stron i prawie wszystkie traktują stymulację oralną raczej jako aspekt gry wstępnej niż odrębny proces rządzący się własnymi prawami. Takie opracowania są niczym opasłe książki kucharskie, które ograniczają się do podania kilku przepisów w każdej z kategorii. Tymczasem seks oralny to uczta sama w sobie i można w niej uczestniczyć na setki, jeśli nie tysiące, sposobów.

Uwaga, panowie

Z mojej książki może skorzystać każdy, kto chce dowiedzieć się czegoś o kobiecym orgazmie i poznać finezyjne techniki, które do niego prowadzą. Została ona jednak napisana przede wszystkim dla mężczyzn, którzy pragną stać się lepszymi, wrażliwszymi kochankami, oraz dla kobiet chętnych, by zyskać na ich wiedzy.

Prawda jest taka, że kobiety i mężczyźni znacząco różnią się od siebie, jeśli chodzi o sposoby zdobywania wiedzy na temat seksu. Raport Kinseya, znany projekt badawczy dotyczący ludzkiej seksualności, ujawnił w 1953 roku: „To oczywiste, że ani młode dziewczęta, ani starsze kobiety nie rozmawiają o swych seksualnych doświadczeniach w sposób tak otwarty, jak czynią to mężczyźni”. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. W zaktualizowanym w 1990 roku Kinsey Report on Sexual Literacy autorzy odnotowują, że kobiety w wieku od osiemnastu do dwudziestu dziewięciu lat mają lepszą wiedzę na temat seksualności niż ich męscy rówieśnicy. Zauważają też zmiany wśród kobiet, które „nabierają coraz większego przekonania o swym prawie do edukacji seksualnej oraz dostępnych opracowań o tematyce zdrowotnej”. Mogłoby się zatem wydawać, że zarówno ruch feministyczny, jak i propagatorzy bezpiecznego seksu, kładący nacisk na przejrzystość i obiektywizm, w ciągu ostatniego półwiecza uczynili całkiem sporo dla świadomości kobiet na temat ich ciała oraz seksualności.

A co z facetami?

Prowadząc moje badania, zauważyłem, że wiedza kobiet dotycząca seksu jest ogólnie rzecz biorąc większa. Wykazują one większą ochotę do swobodnych i szczerych rozmów na ten temat. Wypowiadając się o różnych formach aktywności seksualnej, a zwłaszcza miłości oralnej, wykazują znacznie większą świadomość dotyczącą zarówno aspektów jakościowych, jak i szczegółów technicznych. Podkreślając znaczenie osobistego doświadczenia w zdobywaniu wiedzy, kobiety potwierdzały również, że wiele informacji dotyczących seksu uzyskały od przyjaciół i rodziców, ale też zaczerpnęły z książek, czasopism oraz Internetu.

Tymczasem wiedza mężczyzn na temat seksu nie jest aż tak bogata. Mają oni skłonność do opisywania takich form współżycia jak seks oralny w sposób bardziej obrazowy i pełen konkretnych detali. Przyznają również, że poszukując informacji na temat kobiecej seksualności, wolą polegać raczej na pornografii oraz bezpośrednich doświadczeniach. Poruszając tak intymne tematy w rozmowach z przyjaciółmi bądź rodzicami, czują się bardzo niezręcznie.

Gdzie zatem mężczyzna może poszukiwać specyficznych i szczegółowych informacji na temat tego, jak pobudzać kobietę podczas zbliżenia? Media bombardują nas seksem siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Chociaż programy o tej tematyce są adresowane głównie do mężczyzn, trudno tam o szanse na poważniejszą dyskusję. Jak na ironię, niektórzy z moich rozmówców twierdzą, że serial telewizyjny Seks w wielkim mieście, pełen szczerych zwierzeń na temat współżycia, orgazmów i innych kwestii, stanowi dla nich główne źródło informacji o kobiecych potrzebach i poglądach. Inni przyznają, że objawieniem jest dla nich lektura magazynów takich jak „Cosmo’ albo „Jane”, gdzie natrafili na rzeczy, jakich próżno by szukać w czasopismach dla mężczyzn.

Jeden z facetów podsumowuje: „Jeśli chodzi o tę tematykę, „Cosmo” i „Glamour” są o wiele bardziej kompetentne niż męskie pisma typu „Playboy” bądź „Maxime”, które wprawdzie nieustannie nawiązują do seksu, ale nie seksualności. Bardziej nastawiają się na ekspansję niż na udzielanie rad i często skupiają się na gadżetach, terapiach odchudzających i karierze zawodowej. „Men’s Health” zdecydowanie podnosi poprzeczkę, ale to zaledwie jeden taki magazyn, który i tak skłania się raczej w stronę idealnej abstrakcji niż życiowych porad”.

Niestety, obie płcie cierpią wskutek braku odpowiedniej wiedzy. Mężczyźni błyskawicznymi ruchami języka naśladują gwiazdorów porno, przyjmując pozycje, w których prawdziwe pobudzenie łechtaczki jest raczej niemożliwe. Generalnie brak im pojęcia o kobiecej anatomii oraz procesach, jakie zachodzą podczas zbliżenia.

Jeśli chodzi o przyswojenie reguł gramatyki seksu oralnego, potrzeba czegoś więcej niż garści wyrywkowych porad zaczerpniętych z ostatniego numeru „Maxime’a” czy „Cosmo”. Potrzeba nam prawdziwego podręcznika, w roli którego tak znakomicie sprawdziła się książka Elements of Style. Potrzeba nam dzieła zwięzłego, skoncentrowanego na metodach, które mają sens, zawierającego przystępne wyjaśnienia i proponującego sprawdzone rozwiązania. Potrzeba książki, która potrafi zainspirować do poszukiwań swego własnego niepowtarzalnego brzmienia oraz wyczucia stylu. Książkę taką właśnie trzymasz w ręku.

Nieważne, czy wkraczasz dopiero na ścieżkę kliteratury, czy należysz już do grona kliteratów – przygotuj się do zgłębienia reguł gramatyki i stosowania ich we własnej twórczości.

Po co napisałem tę książkę

Moja własna edukacja lingwistyczna bierze swój początek z seksualnej niemocy i długotrwałych zmagań z przedwczesnym wytryskiem. Znajdowałem się w beznadziejnie dramatycznej sytuacji. Wystarczył widok nagiego kobiecego ciała, bym tracił nad sobą panowanie, a gra wstępna szybko zamieniała się w smutny epilog. Mówiąc językiem miłości, nie byłem w stanie wykrztusić nic poza pierwszą sylabą. Byłem przekonany, że na moim nagrobku powinno znaleźć się epitafium następującej treści: „Przybył. Ujrzał. I musiał poprosić o powtórkę”.

Później, studiując dorobek prekursora seksuologii Alfreda Kinseya, dowiedziałem się, że typowy mężczyzna jest w stanie spisywać się należycie zaledwie przez około dwie i pół minuty penetracji. Ta wiadomość nie poprawiła mi humoru, choć może poczułem się mniej samotny. Często zastanawiałem się, co to za „biologiczna klątwa” doprowadza mnie do orgazmu w tak krótkim czasie. A może to pozostałość po ewolucyjnych bojach o przedłużenie gatunku, kiedy to samiec musiał jak najszybciej przekazać nasienie, by zapewnić przetrwanie swego materiału genetycznego? Czyżby Karol Darwin pokazał mi właśnie, że to, co uważałem za bolesną przypadłość, w rzeczywistości przynosi mi przewagę w walce o byt? Być może, lecz i tak oznaczało to dla mnie jedynie przynależność do grona nieszczęśników.

Dzisiaj jestem przekonany, że jedną z głównych przyczyn przedwczesnego wytrysku są niewłaściwe przyzwyczajenia związane z masturbacją. Chłopcy są nauczeni, choć właściwie nikt ich tego nie uczył, by robić to szybko i ukradkiem, cała zaś sprawa stanowi wstydliwe tabu. Nie trzeba zatem wiele, by młody człowiek nastawił się na szybkie poszukiwanie przyjemności, a taki zły nawyk trudno wykorzenić. Przypuszczalnie gdyby ktoś wcześniej poradził mi, bym onanizował się, wyobrażając sobie orgazm partnerki, a nie swój, oszczędziłoby mi to wielu lat rozterek.

Byłem seksualnym kaleką, a techniki oralne stały się moją jedyną podporą. Skoro nie mogłem zapewnić kobiecie satysfakcji za pomocą penisa, było więcej niż pewne, że zadowolę ją ustami! Nadal jeszcze pamiętam wszystkie te obawy, przesądy i wpadki związane z moimi pierwszymi doświadczeniami wieku szkolnego. Wkraczając w świat miłości oralnej, nie różniłem się zbytnio od wielu innych mężczyzn. Pełen wahania i niepewności zapuszczałem się w dolne partie, by tylko polizać parę razy tu i ówdzie. Stosując metodę prób i błędów, uświadomiłem sobie wreszcie, że seks oralny to coś znacznie więcej niż jedna z opcji gry wstępnej. Okazał się on samodzielnym procesem, posiadającym początek, rozwinięcie i zakończenie, służącym do przeprowadzenia kobiety przez wiele etapów pobudzenia, aż do punktu kulminacyjnego. Pozwolił mi nie tylko zaspokoić kobietę w sposób pełny i gruntowny, ale również przestać się martwić o seks i zacząć czerpać z niego przyjemność. Postępując w ten sposób, byłem w stanie wyzbyć się niepokoju, zyskać lepszą samokontrolę i w ogóle stać się lepszym kochankiem. Cunnilingus bez wątpienia był ocaleniem dla mego życia seksualnego. Kiedy przypomnę sobie całą tę depresję i cierpienia, jakich przysparzały mi porażki w walce z przedwczesnym wytryskiem, nie będzie zbytnią przesadą, gdy powiem, że ocalił moje życie w ogóle.

Nigdy nie zapomnę, jak pierwszy raz doprowadziłem partnerkę do orgazmu za pomocą języka. Był to moment przełomowy. Ogarnęło mnie uczucie podobne do tego, jakie opisał w swoich wspomnieniach E.B. White. Kiedy rozpoczynał karierę pisarską w Nowym Jorku, przeglądając listy podczas obiadu w restauracji Child’s na Czternastej Ulicy, odkrył czek za swój pierwszy artykuł. Napisał: „Wciąż pamiętam to uczucie, że to jest właśnie to, że właśnie stałem się zawodowcem. Czułem się świetnie i bardzo smakował mi obiad”.

Mało co może trafniej oddać mój ówczesny nastrój.

Obecnie, żyjąc w udanym małżeństwie, jestem w stanie bez problemów uprawiać seks, ale wciąż pozostaję zagorzałym wyznawcą „drogi języka”. To po prostu przypomina narzędzie doskonale przystosowane do swego zadania. Co więcej, wierzę, że jest to najbardziej intymna, pełna szacunku i wdzięczna forma zbliżenia, w jaką może zaangażować się mężczyzna. Jak napisała Sally Tisdale: „Zbliżenie oralne może być najpotężniejszym z aktów seksualnych. Swoją moc czerpie z najdelikatniejszej intymności”.

Niektórzy ludzie, mówiąc o seksie oralnym, używają terminologii muzycznej. Skoro tak, to przypuszczam, że jako muzykowi nie można odmówić mi talentu. Ale odkryłem go dopiero w chwili, w której poznałem moją żonę, odkąd trafiłem na mego stradivariusa, niepowtarzalny, piękny i bezcenny instrument. Jeżeli ona to moje skrzypce, ja jestem jej smyczkiem. Zachęcam was, byście nie ustawali w poszukiwaniach. A każdy, komu się uda, niech chroni swoją partnerkę, pielęgnuje ją i będzie wytrwały, bo tylko w ten sposób nauczy się grać jak wirtuoz.

W miarę jak będę omawiał podstawowe techniki prowadzące do osiągnięcia sukcesu, stanie się jasne, że każda kobieta jest inna. Cunnilingus natomiast stanowi ukoronowanie indywidualnego aktu wzajemnego poznawania i dawania. Nie chodzi mi wcale o to, że nie można przypadkiem zaznać mnóstwa przyjemności, jakkolwiek takie wzloty to mimo wszystko pościg za perfekcją, choć pozbawiony określonego celu. Bardziej pirotechnika niż prawdziwe fajerwerki. By pójść na całość, trzeba zawierzyć rytmowi wydarzeń i w odprężeniu zapaść się w głębszą, bardziej instynktowną część siebie. Pociąga to za sobą wspólnie przeżywany proces, polegający na wzajemnym wyzwoleniu i zespoleniu się na każdym z poziomów. Tego nikt nie potrafi udawać. Tu trzeba czegoś więcej niż samej tylko techniki. Należy ją połączyć z całym swoim wyczuciem i wyobraźnią. Musisz być obecny, musisz być autentyczny, musisz tam być całym swoim ciałem, umysłem i duchem.

E.B. White napisał: „Styl wynika raczej z tego, kim jesteś, niż z tego, co umiesz. Jest jednak parę wskazówek, które pozwolą ci zyskać przewagę”.

Mając to na uwadze, ruszajmy naprzód.ROZDZIAŁ 1: Najpierw ona. Liczy się kurtuazja

Drodzy panowie, na ogół najpierw przepuszczamy panie. Gdy jednak idzie o zapewnienie satysfakcji kobiecie, daleko nam do tej drobnej, staroświeckiej uprzejmości.

Żebyś nie pomyślał, że waga takiego gestu jest niewielka, przypomnij sobie Lorenę Bobbit. Zapytana przez policję, dlaczego obcięła swemu mężowi członek, odparła: „On zawsze ma orgazm i nie czeka na mnie. To nie jest w porządku”.

Czy trzeba coś jeszcze dodawać?

Mężczyzna jest stworzony do tego, by być wydajnym. Nie trzeba wiele, by pobudzić nas do działania i jest to raczej nieskomplikowany proces. Zazwyczaj dochodzimy tylko raz, tuż przed osiągnięciem „fazy niesforności”, znanej również jako etap, kiedy przewracamy się na drugi bok i zaczynamy chrapać. W zależności od wieku faza ta może trwać od kilku minut do kilku dni.

Jest czymś naturalnym, że osiągnięcie orgazmu przychodzi mężczyźnie z łatwością. Masters i Johnson określają to jako „nieuchronność wytrysku”, a nieżyjący już doktor Alfred C. Kinsey, który zasłynął z przeprowadzenia tysięcy wywiadów dotyczących życia seksualnego, ogłasza, że siedemdziesiąt pięć procent mężczyzn kończy przed upływem dwóch minut.

Jeśli zaś chodzi o orgazm kobiety, nie ma nic pewnego. Sally Tisdale pisze:

Męska seksualność zdaje się gruntownie różnić od mojej. On nie musi angażować niczego poza głową i ostrzem penisa. Żadnej innej części ciała nie potrzebuje niepokoić, dotykać, obnażać czy zawstydzać. Zawsze miałam wrażenie, że męski orgazm wyrywa się właściwie znikąd i jest nieskończenie bardziej gorliwy od mojego.

Orgazm kobiety to bardzo skomplikowane zagadnienie i zazwyczaj trzeba znacznie więcej czasu, by podczas zbliżenia do niego doszło. Szczególnie trudny do osiągnięcia jest pierwszy orgazm, wymagający nieustannego pobudzania, skupienia i odprężenia. Czy może więc być zaskoczeniem wynik badań przeprowadzonych przez naukowców z uniwersytetu w Chicago? W wydanym w 1994 roku Sex in America Survey ogłosili oni, że mężczyźni osiągają satysfakcję w czasie stosunku znacznie częściej niż kobiety. Orgazm za każdym razem przeżywa trzy czwarte panów, ale tylko niespełna jedna trzecia ich partnerek. Niespełna jedna trzecia! Oznacza to, że przeciętnie na trzy kobiety przypadają dwie, którym nie było dane dostąpić ekstazy. Dobry powód, byś zaczął chować ostre przedmioty.

Mężczyzna to jang.

Jang ma to do siebie, że łatwo go pobudzić.

Ale też łatwo ustępuje.

Kobieta to jin.

Jin ma to do siebie, że powoli się pobudza.

Ale też powoli osiąga przesyt.

(mistrz tao Wu Hsien)

W proces dojrzewania każdego z nas wpisana jest gorzka i okrutna ironia. Istota tak wyjątkowa w swej seksualności jak kobieta, wyposażona zarówno w organ stworzony wyłącznie do dostarczania przyjemności, jak i zdolność doświadczania wielokrotnych orgazmów podczas jednego zbliżenia, tak często odkrywa, że jej ogromny potencjał zaledwie się tli. A wszystko to z braku zapałki, która mogłaby rozpalić ten płomień.

Wielu mężczyzn twierdzi, że problem nie tkwi w zapałce, lecz w tym, że lont jest zbyt długi. Być może należałoby teraz zadać pytanie, jak bardzo za długi. Badania, takie jak te przeprowadzone przez Kinseya czy Mastersa i Johnson, dowiodły, że wśród kobiet, których partnerzy poświęcają na grę wstępną nie mniej niż dwadzieścia minut, tylko siedem i siedem dziesiątych procent nie osiąga regularnie orgazmów. Ta zmiana proporcji jest niczym ruch tektoniczny. Od niebędących w stanie osiągnąć ekstazy dwóch trzecich kobiet do dziewięciu dziesiątych, które doznają satysfakcji. A wszystko to kwestia paru minut.

Niewiele problemów świata da się rozwiązać, poświęcając im zaledwie dwadzieścia minut uwagi, tymczasem tu, w złożonym, socjopolitycznym krajobrazie sypialni, mamy szanse osiągnąć wspólne zadowolenie. Kiedy potraktujemy ten problem w kontekście pokoju i równości, dwadzieścia minut skupienia nie wydaje się zbyt wielkim wysiłkiem, zwłaszcza gdy może uratować nasze życie seksualne.

Stań się więc prawdziwym gentlemanem i odłóż własną przyjemność na potem. Jak napisał sir Thomas Wyatt, ojciec angielskiego sonetu: „Moją poezją będzie cierpliwość”.

Doprowadzanie kobiety do orgazmu zarówno cieszy, jak wyzwala. Kiedy ona dochodzi jako pierwsza, znikają napięcie i niepokój. Zyskujesz śmiałość i całkowitą pewność, że teraz masz prawo sięgnąć po swoją nagrodę – uniesienie, które będzie tym większe, im dłużej na nie czekałeś.

Uwielbiam doprowadzać moją dziewczynę do orgazmu. Uwielbiam doświadczać tego wszystkiego, falowania rozkoszy, zapadania w ekstazę, spazmu nasycenia i chwilowego zatracenia. Dzięki temu jestem jeszcze bardziej świadom, czego dokonałem.

(David, 27 lat)

Czy mężczyzna może żądać wspanialszej nagrody?ROZDZIAŁ 2: Jej łechtaczka – mała maszyna, która potrafi

ILUZJA: Łechtaczka to „drobniutki guziczek miłości”, „różowa perełka”, „maleńki groszek”, „pączuszek”, „klejnocik”, „cypelek”, „gałeczka” oraz „maciupeńki kutasik”.

ALUZJA: Łechtaczka to coś więcej, niż widać. Znacznie więcej. Nie należy mylić okrytej kapturkiem wypukłości, określanej również jako żołądź lub główka, z całą łechtaczką. O czym jeszcze będzie mowa, główka to tylko szczyt góry lodowej, zwodniczy znak prowadzący do ukrytej studni rozkoszy⁶.

Podobnie jak antyczna kolumna, łechtaczka jest zbudowana z trzech elementów – głowicy, trzonu i bazy, znajdujących się w rejonie miednicy. Widoczne części tego organu opasują cały obszar krocza, od kości łonowej aż po odbyt, natomiast te ukryte mieszczą się wewnątrz pochwy. Przełomowe dzieło A new View of a Woman’s Body: A Fully Illustrated Guide, wydane przez Federację Feministycznych Centrów Zdrowia Kobiety, wyróżnia osiemnaście widocznych oraz niewidocznych elementów składających się na strukturę łechtaczki.

Wyposażona w ponad osiem tysięcy końcówek nerwowych łechtaczka posiada ich więcej niż jakakolwiek inna część ludzkiego ciała. Ponadto współdziała ona z piętnastoma tysiącami końcówek ulokowanymi na całym obszarze miednicowym. Ten niezmierzony erogenny teren dosłownie pulsuje od potencjalnych przyjemności. Natalie Angier, autorka opracowań naukowych, porównuje nerwy łechtaczki do wilków albo ptaków, podążających śladem tego spośród nich, który zacznie nawoływać. Przestań więc widzieć w niej mały guziczek i zacznij postrzegać ją jako złożony układ, kopułę rozkoszy, rajski ogród kobiecej seksualności.

Właśnie dlatego i nie tylko. Wskutek pobudzenia łechtaczka napełnia się krwią i, podobnie jak penis, staje się większa. W istocie rzeczy organ ten ukształtował się w fazie rozwoju embrionalnego z tej samej tkanki, z której powstaje penis, i może być z nim szczegółowo porównywany. W przeciwieństwie jednak do penisa, obarczonego odpowiedzialnością za reprodukcję oraz wydalanie, łechtaczka służy wyłącznie do sprawiania przyjemności i obdarza kobietę „tak nieskończenie wielką wrażliwością na doznania, o jakiej mężczyznom nawet się nie śniło”. Jeden z mitów greckich opowiada o tym, jak Zeus i Hera postanowili rozstrzygnąć, czy seks dostarcza większej przyjemności kobietom, czy mężczyznom. Zwrócili się w tym celu do Tyrezjasza, który był obojnakiem. Odpowiedział on: „Gdyby suma miłosnych rozkoszy wynosiła dziesięć, dziewięć punktów przypadałoby kobiecie, a tylko jeden mężczyźnie”.

Podobnie jak podróż Krzysztofa Kolumba w stronę nieznanego, twoje spotkanie z łechtaczką doprowadzi cię do odkrycia nowego świata. Tych jednak, którzy słabo znają geografię, czeka długa droga. Ani Ziemia nie jest płaska, ani łechtaczka nie jest guziczkiem miłości. Zapoznaj się z mapami i wiedz, że każda podróż jest jedyna w swoim rodzaju.ROZDZIAŁ 3: Wybiegaj myśleniem poza jej schematy

Wypowiadając się na temat seksu w stylu szatni dla chłopców, mężczyźni wykazują tendencję do stosowania słownictwa nawiązującego do penetracji. Świadczą o tym choćby takie określenia jak „twardy” czy „głęboko”. Idąc dalej, pozwalamy sobie na stwierdzenia typu: „Przeleciałem ją na wylot”. Tak jakby rozkosz była czymś zakopanym głęboko w macicy, niczym bryłka złota, którą trzeba wykuć, odłupać i uwolnić za pomocą potężnego samczego narzędzia.

Rzadkością jest mężczyzna, który mówi: „Pieściłem ją tak lekko i subtelnie jak piórkiem”, albo „Muskałem jej łono z delikatnością skrzydeł motyla”, czy też „Zaledwie jej dotknąłem, a przeżyła głęboką ekstazę”. Tymczasem takie słowa byłyby bardziej odpowiednie, ponieważ wnętrze pochwy jest w gruncie rzeczy mniej czułe niż pozostała część damskich genitaliów znajdująca się na zewnątrz. Prowadząc serię doświadczeń, doktor Kinsey poprosił pięciu ginekologów o zbadanie genitaliów około dziewięciuset pacjentek, by odkryć, które obszary są najwrażliwsze. „Tak naprawdę głęboka wewnętrzna ściana pochwy ma niewiele zakończeń nerwowych i jest zupełnie nieczuła na lekkie uderzenia i uciskanie”. Kiedy jednak delikatnie dotykali łechtaczki, odczuwało to 98 procent kobiet.

Wyższość łechtaczki nad pochwą w procesie pobudzenia kobiety wystarczy, by wielu mężczyzn doprowadzić do załamania i sprawić, by zaczęli zadawać sobie pytania o sens życia albo przynajmniej o sens penisa. Choć to jednak niebywale trudne, ważne jest, by oddzielić kwestię prokreacji od kwestii przyjemności. Penis poprzez swoje dopasowanie do pochwy może odgrywać zasadniczą rolę w tym pierwszym, co nie znaczy, że idealnie nadaje się do tego drugiego.

Takie podejście nie jest jednak popularne, głównie dlatego, że kwestionuje wszystko to, na czym opiera się nasze społeczne pojmowanie seksu. Podaje w wątpliwość znaczenie tradycyjnego stosunku jako podstawy modelu wzajemnej przyjemności. Począwszy od utraty dziewictwa czy konsumowania związku aż po wspólnie przeżywaną ekstazę, nasza kultura uświęca rolę genitalnej penetracji, uznając ją za jedyną możliwą formę heteroseksualnego współżycia. Zresztą, czym bez tego byłyby randki, na których dochodzi do zbliżenia.

Idea głosząca, że penetracja może być poważnie przereklamowana, jest gorzką pigułką do przełknięcia, zwłaszcza dla tych mężczyzn, którzy poczucie własnej wartości utożsamiają z penisem. Jak się wkrótce okaże, „negacja łechtaczki” ma w naszej kulturze długą historię, która sięga czasów Freuda. Jest to sposób myślenia, który bardzo głęboko zagnieździł się w naszej zbiorowej świadomości. Nawet kobiety są skłonne raczej kwestionować i poskramiać naturalne instynkty, reakcje oraz odczucia związane z własnym ciałem albo też udawać je, niż rzucić wyzwanie utartym mądrościom albo urazić męskie ego. Czy zatem coś w tym dziwnego, że według Lou Paget pytanie numer jeden, jakie zadają czytelniczki magazynu Cosmopolitan, brzmi: Co powinnam zrobić, by osiągnąć orgazm w trakcie stosunku? Odpowiedź jest prosta: Nie odbywać stosunku. Albo przynajmniej potraktować go jako część większego zdarzenia, a nie zdarzenie samo w sobie.

Ta pigułka nie musi być gorzka i można przełknąć ją od razu, a co więcej, poczuć się niezwykle wyzwolonym. Kiedy dowiemy się, jak rozpoznać proces aktywności seksualnej kobiety i jak nim pokierować, kiedy zrozumiemy rolę łechtaczki w budzeniu tego procesu, seks stanie się łatwiejszy, prostszy i wdzięczniejszy. Uświadomimy sobie, że partnerkę można zadowolić nie tylko penisem, ale też za pomocą rąk, ust, ciała i umysłu. Będziemy umieli podczas zbliżenia otworzyć się na nowe, twórcze sposoby doświadczania przyjemności. Nie są to rozwiązania, na jakie moglibyśmy wpaść, będąc typowymi samcami, ale ostatecznie sprawią, że staniemy się bardziej męscy. Seks nie jest już uzależniony od penisa i możemy porzucić tradycyjne niepokoje dotyczące rozmiaru, wytrzymałości i wydajności. Teraz możemy zaangażować się w seks całym sobą.ROZDZIAŁ 4: Orgazm kobiety – na chłopski rozum

W całej tradycyjnej wiedzy dotyczącej seksualności kobiety widoczny jest zamęt, jaki wywołują domniemane różnice między orgazmem łechtaczkowym, pochwowym, mieszanym oraz wywołanym przez pobudzanie punktu G. Orgazm łechtaczkowy często jest krytykowany jako lekki i powierzchowny, podczas gdy inne uchodzą za bardziej gruntowne i poważne. Wnikliwe studia nad anatomią dowodzą jednak, że wszystkie orgazmy mają łechtaczkową naturę. Organ ten stanowi seksualne epicentrum, generator orgazmów, którego uwagi nie uchodzi żadne doznanie. Natalie Angier, opisując niesławny punkt G, obszar miękkiej tkanki usytuowany wewnątrz pochwy, twierdzi, że korzenie łechtaczki wbrew pozorom sięgają głęboko. Jest zatem wysoce prawdopodobne, że również ulegają pobudzeniu. Innymi słowy, punkt G to nic innego jak tylne zakończenie łechtaczki.

Co zatem z orgazmami pochwowymi oraz jękami rozkoszy, jakie często towarzyszą penetracji? Przykro odzierać was ze złudzeń, panowie. Cóż, skoro wolicie wierzyć, że doznanie przejmującej ekstazy dobywa się z głębi pochwy za sprawą wielkiej siły naszych straszliwych pchnięć… W rzeczywistości jednak są one „wywołane naciskiem na części łechtaczki, które otaczają wejście do pochwy”, co Rebecca Chalker określa jako „mankiet łechtaczki”. Gdy ten niezwykle wrażliwy obszar zostaje pobudzony, napełnia się krwią i przybiera kształt łukowatej formy u wejścia do pochwy, pocierając i uciskając penisa, co ma zasadniczy wpływ na wywołanie męskiego orgazmu. W pewnym sensie zatem zarówno męski, jak i kobiecy orgazm zależny jest od stymulacji łechtaczki.

Wszystkim niewiernym Tomaszom, którym wciąż trudno wyzbyć się waginalnych poglądów, pragnę uświadomić, że średnio jedna na pięć tysięcy kobiet cierpi na nietypowe zaburzenia genitalne zwane niedorozwojem pochwy. Kobieta taka rodzi się praktycznie pozbawiona tego narządu, ma jednak normalnie rozwinięte zewnętrzne genitalia, łącznie z większymi i mniejszymi wargami sromowymi. Nie może zajść w ciążę bez zabiegu chirurgicznego albo poddania się skomplikowanej terapii, ale jest w stanie doświadczać satysfakcji seksualnej i przeżywać orgazm, ponieważ mimo braku pochwy posiada w pełni sprawną łechtaczkę. Niestety, nie można tego samego powiedzieć o kobietach, które zostały poddane okrutnemu zabiegowi klitoridektomii⁷. To bolesne okaleczenie, często określane jako kobiece obrzezanie, pozostawia u kobiet trwałe okaleczenia i uraz psychiczny, pozbawiając je łechtaczki, a tym samym szansy na osiągnięcie przyjemności z seksu.

Oba te przykłady pokazują, że nawet jeśli ktoś jest zatwardziałym zwolennikiem teorii orgazmów pochwowych albo orgazmów związanych z punktem G, łechtaczka to bezspornie „rozrusznik” albo katalizator podniecenia. O ile można doznać orgazmu łechtaczkowego bez obecności pochwy, o tyle w zasadzie niemożliwe jest doświadczyć go wskutek stymulacji pochwy, tudzież punktu G, nie posiadając łechtaczki.

Biorąc zatem pod rozwagę wszystkie najrozmaitsze określenia oraz odmiany kobiecego orgazmu, które często przeplatają się ze sobą, możemy uprościć sprawę, przyjmując zasadę „brzytwy Ockhama”. Sformułowana przez średniowiecznego filozofa Wilhelma Ockhama, leży u podstaw tworzenia wszystkich teorii naukowych. Brzmi ona Entia non sunt multiplicanda necessitatem, co oznacza: Bytów nie należy mnożyć ponad potrzebę.

Kiedy oddajemy się spekulacjom nad naturą jakiegoś fenomenu, na przykład kobiecego orgazmu, zasada ta zobowiązuje nas do eliminowania tych koncepcji, pojęć oraz konstrukcji, które nie są niezbędne, by dać opis danego zjawiska. Postępując zgodnie z nią, pozbywamy się nieścisłości, dwuznaczności oraz zbędnych powtórzeń, jak również prawdopodobieństwa błędu.

Nie ma zatem potrzeby wszczynać utarczek natury semantycznej, jeżeli chodzi o rozpoznawanie odmian orgazmu. Wszystkie one koncentrują się wokół łechtaczki. O wiele lepiej użyć języka do wywołania orgazmu, niż tracić czas na spory.ROZDZIAŁ 6: Jej bóstwo domowe

Wyobraź sobie świat, w którym orgazm kobiety, tak samo jak orgazm mężczyzny, stanowi konieczny i decydujący element aktu rozmnażania. Świat, w którym przetrwanie ludzkości jest zależne od doznania orgazmu przez oboje partnerów w momencie zapłodnienia. W tym dziwacznym świecie o wyborze partnera nie decyduje jego zdolność do walki o terytorium czy piękny wygląd, ale umiejętność zapewniania ekstazy partnerce. Jedynie ci, którzy są w stanie doświadczać własnej przyjemności jako części przyjemności kobiety, znajdą akceptację w grupie. Pozostałych czeka wykluczenie, zepchnięcie na margines, wygnanie.

Brzmi to dziwnie, jak żywcem wyjęte z powieści Margaret Atwood⁹ albo obscenicznego epizodu z serialu Strefa mroku. Nie zmienia to jednak faktu, że od osiemnastego wieku naukowcy, lekarze i filozofowie byli przekonani, że orgazm kobiety jest integralnym składnikiem procesu rozmnażania. Natalie Angier zauważa, że również starożytni nie widzieli różnicy pomiędzy zdolnością kobiet i mężczyzn do osiągania seksualnej przyjemności oraz uważali, że jej satysfakcja jest niezbędna do zapłodnienia. Galen głosił zaś, że kobieta nie może zajść w ciążę, jeżeli nie zaznaje ekstazy.

Taki typ „nienaukowego” myślenia sięga tysiące lat wstecz, do czasów poprzedzających patriarchów. W erze matriarchatu oraz kultu bogiń, kiedy seksualność kobiety znajdowała społeczne uznanie jako życiodajna siła, oddawano jej cześć w formie wyszukanych rytuałów odprawianych w świątyniach z użyciem specjalnych strojów, kadzideł, poezji, muzyki, potraw i wina.

Zwykliśmy uznawać za oczywiste, że nasze społeczeństwo traktuje seks jako proces linearny, składający się z gry wstępnej, penetracji pochwy i męskiego orgazmu. Z uwagi na rolę w akcie prokreacji szczytowanie mężczyzny połączone z wytryskiem jest w naszej kulturze utożsamiane z definicją seksu. Zdaje się wyznaczać sens aktu seksualnego, niezależnie od miejsca, jakie zajmuje w nim kobieta, oraz bez względu na jej biologiczną zdolność do przeżywania wielokrotnego orgazmu. Orgazm mężczyzny jest znaczącym wydarzeniem, które decyduje zarówno o tym, co następuje przedtem, jak i potem. Przez swą nieodzowność zyskuje społeczne uznanie, w przeciwieństwie do doznań kobiety.

Jak do tego doszło? Jeszcze do siedemnastego wieku zachodnia nauka oraz społeczeństwo przyjmowały „jednopłciowy” sposób postrzegania ludzkiej anatomii, twierdząc, że męskie i żeńskie genitalia są podobne i w podobny sposób funkcjonują, doprowadzając do orgazmu. Tak długo, jak dominował ów punkt widzenia, zdolność kobiet do doświadczania przyjemności, choć nie zawsze respektowana, spotykała się ze zrozumieniem.

Jak twierdzi Rebecca Chalker, autorka wnikliwej książki The Clitoral Truth, w osiemnastym i dziewiętnastym wieku wraz z postępem cywilizacji Zachodu, a jednocześnie wraz ze wzrostem kobiecych frustracji, „żeńska seksualność zaczęła być postrzegana jako zupełnie inna od męskiej – coraz bardziej słaba, nieskalana i beznamiętna”.

„Anatomowie zaczęli przyporządkowywać elementy łechtaczki do układu rozrodczego albo wydalniczego – kontynuuje Chalker. – Ilustracje w podręcznikach medycznych stawały się coraz bardziej uproszczone, części tego organu pozostawiano bez opisu. W czasach wiktoriańskich orgazm, dotąd akceptowany jako naturalny element seksualnego repertuaru kobiety, zyskał opinię niepotrzebnego, gorszącego, a nawet niezdrowego”.

A potem, jak gdyby łechtaczce mało było jeszcze problemów, pojawił się psychoanalityk z Wielkim Cygarem… Chociaż czasami, niezależnie od rozmiaru, cygaro to po prostu tylko cygaro.

W pierwszych słowach eseju zatytułowanego The Functions and Disorders of the Reproductive Organs znany wiktoriański lekarz William Acton stwierdził: „Pozwolę sobie zaznaczyć, że większości kobiet (na szczęście dla społeczeństwa) nie nękają zbytnio żadne doznania seksualne. To, co dla mężczyzn jest normalne, dla kobiet stanowi jedynie wyjątek”.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: