Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kamień Łez - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
29 kwietnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kamień Łez - ebook

Drugi tom cyklu „Miecz Prawdy”.

Richard Cypher pokonał ostatecznie demonicznego Rahla Posępnego. Zaczyna też rozumieć dar magii, którym rozporządza. Wyrusza do leżącego w Starym Świecie pałacu Sióstr, by nauczyć panować się nad swoimi mocami i odkryć ciemne sekrety własnego dziedzictwa. Tymczasem Kahlan Amnell, ostatnia Matka Spowiedniczka i ukochana Richarda, musi powieść siły Midlanda do boju z okrutną armią Rahla. Nie może sama powstrzymać rzezi, lecz w Aydindril Zedd, ostatni prawdziwy czarodziej, trzyma być może klucz do ocalenia…

Terry Goodkind to niewątpliwie gwiazda światowej fantasy. Entuzjastyczne recenzje krytyków potwierdzili czytelnicy. Ich zainteresowanie sagą "Miecz Prawdy" sprawiło, że znalazła ona poczesne miejsce w kanonie gatunku, a autora wyniosła do panteonu jego pisarzy.

Dotychczas w cyklu „Miecz Prawdy” nakładem REBISU ukazały się:

  • Pierwsze prawo magii
  • Kamień Łez
  • Bractwo Czystej Krwi
  • Świątynia Wichrów
  • Dusza ognia
  • Nadzieja pokonanych
  • Filary Świata
  • Bezbronne imperium
  • Pożoga
  • Fantom
  • Spowiedniczka
  • Dług wdzięczności – prequel cyklu
  • Wróżebna machina
  • Pierwsza Spowiedniczka
  • Trzecie królestwo
  • Skradzione dusze
Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7818-384-6
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Rachel mocniej przytuliła lalkę i wpatrzyła się w ciemnego stwora, który przyglądał się jej z krzaków. Prawdę mówiąc – podejrzewała, że się jej przyglądał. Nie wiedziała tego na pewno, bo oczy bestii były równie ciemne jak cała reszta i tylko czasem złociście połyskiwały, odbijając światło. Dziewczynka widziała już przedtem leśne zwierzęta: króliki, szopy, wiewiórki i jeszcze inne, lecz ten stwór był od nich większy. Był tak duży jak ona sama, a może i większy. Niedźwiedzie były ciemne. Rachel zastanawiała się, czy to aby nie niedźwiedź.

Poza tym to nie był przecież prawdziwy las, bo rósł pod dachem pałacu, w jednym z pomieszczeń olbrzymiej budowli. Rachel nigdy wcześniej nie była w takim wewnętrznym lesie. Czy żyją tu takie same zwierzęta jak w prawdziwym?

Dziewczynka na pewno by się wystraszyła, gdyby nie obecność Chase’a. Wiedziała, że przy nim jest bezpieczna. Chase to najdzielniejszy ze znanych Rachel mężczyzn. Ale i tak trochę się bała. Strażnik powiedział małej, że jeszcze nigdy nie widział dziewczynki tak dzielnej jak ona. Toteż Rachel nie chciała, żeby pomyślał, że się wystraszyła jakiegoś sporego królika.

Bo może to i był tylko spory, siedzący na kamieniu królik. Ale króliki mają długie uszy. Więc może to jednak niedźwiedź. Dziewczynka wsunęła do buzi nóżkę lalki.

Rachel odwróciła się i popatrzyła w dół, wzdłuż dróżki – ponad ładnymi kwiatami, niskimi murkami i zieloną trawą – na Chase’a, rozmawiającego z Zeddem, tym czarodziejem. Stali obaj przy kamiennym stole, przyglądali się szkatułom i zastanawiali, co z nimi zrobić. Rachel cieszyła się, że nie dostał ich ten paskudny Rahl Posępny i że okrutnik już nigdy nikogo nie skrzywdzi.

Dziewczynka obejrzała się, sprawdzając, czy ciemny stwór nie podszedł bliżej. Zniknął. Rozejrzała się, lecz nigdzie go nie dostrzegła.

– Gdzie się podział, Saro? – szepnęła.

Lalka nie odpowiedziała. Rachel przygryzła stópkę Sary i ruszyła ku strażnikowi granicy. Chętnie by pobiegła, ale nie chciała, żeby Chase pomyślał, iż się wystraszyła; ona, taka dzielna. Przecież powiedział, że jest dzielną dziewczynką, i bardzo była zadowolona z tej pochwały. Mała zerkała przez ramię, lecz nigdzie nie spostrzegła ciemnego stwora. Pewno mieszkał w jakiejś norze i tam się teraz schronił. Bardzo chciała pobiec, jednak nie zrobiła tego.

Dziewczynka dotarła wreszcie do strażnika i przytuliła się do jego nogi. Chase rozmawiał z Zeddem, a Rachel wiedziała, że niegrzecznie jest przerywać rozmowę, więc ssała stópkę lalki i czekała, aż skończą.

– A co by się stało, gdybyś po prostu opuścił wieko? – spytał Chase czarodzieja.

– Skąd niby mam to wiedzieć!? – Zedd wyrzucił w górę kościste ramiona, przygładził siwe włosy, ale i tak sterczało kilka niesfornych kosmyków. – Wiem, czym są szkatuły Ordena, lecz to wcale nie znaczy, że mam pojęcie, co z nimi teraz zrobić, zwłaszcza kiedy Rahl otworzył jedną z nich. I magia Ordena zabiła go za to. Mogła zniszczyć świat. Może zginąłbym, gdybym zamknął szkatułę? A może stałoby się coś jeszcze gorszego?

– Nie możemy ich przecież tak zostawić, prawda? – westchnął Chase. – Chyba powinniśmy coś z nimi zrobić?

Czarodziej zmarszczył brwi. Wpatrywał się w szkatuły i zastanawiał. Przez chwilę panowała cisza. Rachel pociągnęła strażnika za rękaw i Chase spojrzał na nią.

– Chase…

– Chase? Przecież wyjaśniłem ci zasady. – Wsparł się pod boki i zachmurzył twarz, udając gniew, a mała chichotała i mocniej tuliła się do niego. – Dopiero od kilku tygodni jesteś moją córką, a już łamiesz zasady! Mówiłem ci, że masz się do mnie zwracać „ojcze”. Żadnemu z moich dzieci nie wolno mówić do mnie „Chase”. Rozumiesz?

– Tak, Ch… ojcze. – Rachel uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

Strażnik przewrócił oczami i potrząsnął głową. Zwichrzył czuprynę Rachel.

– O co chodzi?

– Tam, wśród drzew, jest jakieś duże zwierzę. Pewno niedźwiedź albo i coś gorszego. Powinieneś dobyć miecza i sprawdzić, co to.

– Niedźwiedź! – Chase zaśmiał się. – Tutaj? – Znów się roześmiał. – To wewnętrzny pałacowy ogród, Rachel. W takich ogrodach nie ma niedźwiedzi. To musiał być jakiś cień. Światło płata tu różne figle.

– Raczej nie, Ch… ojcze. – Dziewczynka potrząsnęła główką. – To mnie obserwowało.

Chase się uśmiechnął, zwichrzył jej włoski i wielką dłonią przytulił główkę Rachel do swojej nogi.

– No to zostań przy mnie i ten stwór nie będzie cię już niepokoił.

Mała przygryzła stópkę Sary i potakująco skinęła głową. Dotknięcie wielkiej dłoni strażnika uspokoiło ją, więc znów spojrzała między drzewa.

Ciemny potwór, niemal skryty za jednym z obrośniętych pnączami murków, przyskoczył bliżej. Dziewczynka mocniej przygryzła stópkę Sary i pisnęła cicho, zerkając na Chase’a. Akurat wskazywał na szkatuły.

– A cóż to za kamień, a może klejnot? Wypadł ze szkatuły?

– Tak – potwierdził Zedd. – Ale nie powiem, co to, dopóki się nie upewnię. A przynajmniej nie powiem tego głośno.

– On jest coraz bliżej, ojcze – jęknęła Rachel.

– No dobrze. – Chase spojrzał na dziewczynkę. – Obserwuj to coś dla mnie. – I znów rzekł do Zedda: – Dlaczego nie chcesz powiedzieć? Sądzisz, że ma to coś wspólnego z ewentualnym rozdarciem zasłony zaświatów?

Czarodziej zmarszczył brwi, pocierając równocześnie kościstymi palcami gładką brodę i patrząc na czarny klejnot leżący przed otwartą szkatułą.

– Tego się właśnie boję.

Rachel rzuciła okiem na murek, żeby sprawdzić, gdzie jest ów stwór. Zadrżała, widząc wysuwające się zza krawędzi ręce. Był dużo bliżej. I to nie były ręce, lecz szpony. Długie, zakrzywione szpony. Spojrzała na strażnika, na broń, którą był obwieszony, by się upewnić, iż mu wystarczy oręża. Chase miał za pasem noże, mnóstwo noży, zza ramienia sterczał mu miecz, u pasa wisiał topór i maczugi nabijane ostrymi szpikulcami, a przez plecy przewiesił łuk. Rachel miała nadzieję, że to wystarczy.

Cała ta broń odstraszała ludzi, lecz nie robiła żadnego wrażenia na potworze – był coraz bliżej. A czarodziej nie miał nawet noża. Odziany był w skromną, brązową szatę. I okropnie chudy. Wcale nie tak wielki jak Chase. Ale czarodzieje znają czary. Może jego zaklęcia odstraszą intruza.

Magia! Rachel przypomniała sobie ogniową pałeczkę, którą dostała od czarodzieja Gillera. Sięgnęła do kieszeni i zacisnęła paluszki na magicznym patyczku. Może Chase będzie potrzebował pomocy. Rachel nie pozwoli, żeby ten stwór zranił jej nowego ojca. Będzie dzielna.

– Czy to niebezpieczne?

– Jeśli to jest to, o czym myślę – Zedd spojrzał na strażnika – i jeżeli się dostanie w niepowołane ręce, to słowo „niebezpieczne” będzie o wiele za słabe.

– No to wrzućmy to do jakiejś głębokiej jamy lub zniszczmy.

– Nie. Może się nam przyda.

– A gdybyśmy to ukryli?

– O tym właśnie myślę. Lecz gdzie? Trzeba się nad tym dobrze zastanowić. Najpierw udam się z Adie do Aydindril, wspólnie zbadamy przepowiednie i dopiero potem zdecyduję, co uczynić z kamieniem i ze szkatułami.

– A co przedtem? Zanim będziesz wiedział?

Rachel obejrzała się na mrocznego stwora. Znów był bliżej, tuż za pobliskim murkiem. Oparł na nim szpony, uniósł łeb i spojrzał dziewczynce w oczy. Wyszczerzył się do niej w uśmiechu, ukazując długie i ostre zębiska. Wstrzymała oddech. Ramiona potwora dygotały. Śmiał się. Przerażona Rachel szeroko otwarła oczy, słyszała szum własnej krwi.

– Ojcze… – pisnęła cichutko.

Chase nawet na nią nie spojrzał. Po prostu ją uciszył. Stwór przeskoczył przez murek i opadł na ziemię, wciąż spoglądając na Rachel i rechocząc. Błyszczące ślepia łypnęły na Chase’a i Zedda. Zasyczał, znów się zaśmiał i przygarbił.

Dziewczynka pociągnęła strażnika za nogawkę.

– Ojcze… to się zbliża – wykrztusiła z trudem.

– Dobrze, dobrze, mała. Dalej nie wiem, Zeddzie…

Ciemny potwór z wrzaskiem wyskoczył na otwartą przestrzeń. Gnał tak szybko, że wyglądał jak smuga czerni. Rachel krzyknęła. Chase obrócił się; w tym momencie stwór uderzył. Szpony śmignęły w powietrzu. Strażnik upadł, a napastnik skoczył ku Zeddowi. Czarodziej uniósł ramiona; z palców strzelały błyskawice, odbijały się od mrocznej istoty i uderzały w ziemię, wzbijając kurz i rozrzucając odłamki kamieni. Monstrum powaliło Zedda na ziemię.

Bestia zaśmiała się dziko i skoczyła na Chase’a, sięgającego po wiszący u pasa topór. Szpony znów spadły na strażnika. Rachel wrzasnęła. Jeszcze nigdy nie widziała tak szybkiego stworzenia. Z przerażeniem patrzyła, jak rani jej ojca. Z ohydnym rechotem wyrwało mu z dłoni topór i szarpało Chase’a pazurami. Dziewczynka złapała ogniową pałeczkę, przyskoczyła do stwora i przytknęła do jego pleców.

– Zapal to dla mnie! – wykrzyknęła magiczną formułkę.

Mroczne monstrum stanęło w płomieniach. Z przeraźliwym wrzaskiem okręciło się ku Rachel. Szeroko rozwarło paszczę, kłapało zębiskami, całe w ogniu. Znów się zaśmiało, ale nie tak, jak się śmieją ludzie, kiedy ich coś rozbawi. Ten rechot wywołał u dziewczynki gęsią skórkę. Stwór skurczył się i płonąc, ruszył ku cofającej się przed nim Rachel.

Chase rzucił jedną z nabijanych ostrzami maczug. Wbiła się stworowi w plecy. Bestia obejrzała się na strażnika, zaśmiała i wyszarpnęła sobie maczugę z pleców. Zawróciła i znów szła ku strażnikowi.

Zedd zerwał się gwałtownie. Z jego palców strzelił ogień i okrył stwora jeszcze większym płomieniem. Tylko zarechotał. Płomienie zniknęły. Ciało potwora dymiło, lecz wyglądało tak samo jak przedtem – ogień go nie tknął. Prawdę powiedziawszy, jeszcze zanim Rachel go podpaliła, wyglądał jak zwęglony.

Pokrwawiony Chase poderwał się na nogi. Rachel patrzyła nań ze łzami w oczach. Strażnik zdjął z pleców łuk i strzelił. Grot utkwił w piersi stwora. Ów zaśmiał się straszliwie i wyszarpnął strzałę. Chase odrzucił łuk, dobył miecza, rzucił się ku bestii i ciął. Istota poruszała się tak szybko, że strażnik chybił. Zedd uczynił coś, co powaliło ją na murawę. Chase stanął przed Rachel; jedną ręką przytrzymywał dziewczynkę za sobą, w drugiej dzierżył miecz.

Stwór poderwał się na nogi, łypiąc na nich.

– Idźcie! – ryknął Zedd. – Nie biegnijcie! Nie stójcie!

Chase złapał małą za rękę i zaczął się cofać. Czarodziej również. Ciemny potwór przestał się śmiać i przyglądał się im, mrugając ślepiami. Strażnik ciężko dyszał. Jego kolczugę i skórzaną bluzę znaczyły ślady szponów. Rachel, widząc rany ojca, z trudem powstrzymywała płacz. Krew, spływająca mu z ramienia, plamiła dłoń dziewczynki. Mała nie chciała, żeby cierpiał. Bardzo go kochała. Mocniej ścisnęła Sarę i ogniową pałeczkę.

Zedd przystanął.

– Nie zatrzymuj się – polecił strażnikowi.

Stwór spojrzał na stojącego bez ruchu czarodzieja i wyszczerzył w uśmiechu ostre zębiska. Znów się ohydnie zaśmiał i skoczył ku Zeddowi jak błyskawica.

Czarodziej wyrzucił ramiona w górę. Ziemia i trawa uniosły się wokół bestii, ona także. Błękitne błyskawice uderzyły w mroczną istotę. Ryknęła śmiechem i głucho uderzyła o ziemię; dymiła.

Wydarzyło się coś jeszcze. Rachel nie wiedziała co, lecz monstrum zamarło z wyciągniętymi ramionami, jakby próbowało biec i nie mogło oderwać stóp od murawy. Zedd zatoczył ramionami koła i znów wyrzucił je w górę. Ziemia zadrżała jak przy uderzeniu pioruna, stwora ugodziły strzały ognia. Istota zaśmiała się tylko, coś trzasnęło niczym łamane drewno, znów ruszyła ku czarodziejowi.

Zedd zaczął iść. Potwór stanął i zmarszczył brwi. Czarodziej zatrzymał się, uniósł ramiona. Kula ognia pomknęła ku biegnącej do Zedda bestii. Mknęła z przeraźliwym rykiem, coraz większa i większa. Uderzyła z siłą, od której zadrżała ziemia. Błękitne i złote światło było tak jaskrawe, że cofająca się Rachel musiała zmrużyć oczy. Kula ognia płonęła z rykiem.

Dymiący stwór wyszedł z ognia, trzęsąc się ze śmiechu. Płomienie rozwiały się maleńkimi iskierkami.

– O kurna! – wyrwało się Zeddowi. Zaczął się cofać.

Rachel nie wiedziała, co to znaczy „kurna”, ale Chase zwrócił kiedyś czarodziejowi uwagę, żeby nie używał takich słów przy niewinnych dzieciach. I tego też nie zrozumiała. Siwe, zmierzwione włosy Zedda sterczały na wszystkie strony.

Rachel i Chase cofali się dróżką wśród drzew, byli już blisko wrót ogrodu. Czarodziej szedł ku nim tyłem, a stwór przyglądał się temu. Zedd przystanął i bestia znów ruszyła. Przed mroczną istotą pojawiła się ściana płomieni. Słychać było huk i łoskot, w powietrzu unosiła się woń dymu. Potwór przeszedł przez ogień. Zedd wywołał kolejną ścianę ognia. Bestia znów przeszła przez nią bez szwanku.

Czarodziej ponownie zaczął iść i monstrum zatrzymało się obok niskiego, porośniętego pnączami murku; obserwowało. Grube pnącza zsunęły się z murku i wydłużyły. Oplotły, omotały mrocznego stwora. Zedd był już blisko strażnika i Rachel.

– I co teraz? – spytał Chase.

– Przekonajmy się, czy zdołamy go tu zamknąć – odparł zmęczony czarodziej.

Pnącza przygniatały bestię do ziemi; szarpała je ostrymi pazurami. Trójka uciekinierów minęła wielkie wrota. Chase i Zedd zatrzasnęli je.

Z wnętrza dobiegł ryk i głośny trzask. Złote drzwi wybrzuszyły się, powalając czarodzieja na ziemię. Chase wsparł dłonie o oba skrzydła wrót i naparł na nie całym ciężarem, gdy stwór dobijał się od wewnątrz. Szarpał je pazurami, wrzeszczał, a metalowe wrota jęczały i trzeszczały pod uderzeniami jego szponów. Chase spływał potem i krwią. Zedd poderwał się i pomógł strażnikowi przytrzymywać podwoje.

W szparze pomiędzy skrzydłami wrót ukazał się pazur i przesunął się w dół, drugi pojawił się od spodu. Rachel słyszała rechot stwora. Chase stękał z wysiłku. Wrota skrzypiały i trzeszczały.

Czarodziej cofnął się, uniósł ręce, jakby napierał na powietrze. Trzaski ustały. Stwór zawył głośniej. Zedd złapał strażnika za rękaw.

– Uciekajcie.

– Czy to go powstrzyma? – spytał Chase, cofając się.

– Wątpię. Jeśli znów się na was rzuci, idźcie spokojnym krokiem. Ten, kto biegnie lub stoi, przyciąga jego uwagę. Powiedz to każdemu, kogo spotkasz.

– Co to za stwór, Zeddzie?

Rozległ się łomot i w skrzydle wrót pojawiło się nowe wybrzuszenie. Złotą płytę przebiły czubki pazurów, krojąc ją jak noże. Rachel aż uszy bolały od tego trzasku i huku.

– Uciekajcie! Natychmiast!

Chase podniósł dziewczynkę i pobiegł przez westybul.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: