Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Karolina Tom 2: powieść w trzech tomach - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Karolina Tom 2: powieść w trzech tomach - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 291 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KA­RO­LI­NA.

ROZ­DZIAŁ VII.

Pierw­sza po­dróż Pań­stwa mło­dych.

Łzy i du­ma­nie na któ­rych Leon zszedł Ka­ro­li­nę, mia­ły przy­krzej­sza, może go­rycz od tych, na ja­kich scho­dzi­li­śmy ją nie­raz. Po­bud­ką im była ja­kaś zu­peł­nie nowa nie­spo­koj-uość, obu­rze­nie, i coś na­kształt cie­ka­wo­ści; w po­do­bień­stwie do tego co dzie­je się z nami, kie­dy pod­słu­cha­my słów kil­ku zaj­mu­ją­cej a gor­szą­cej ta­jem­ni­cy, któ­rej wie­dzieć nam się nie go­dzi­ło; ra­dzi­by­śmy i za­po­mnieć, to co­śmy usły­sze­li, i do­wie­dzieć się resz­ty. – Bo Ka­ro­li­na już tra­ci­ła na­dob­ną i szczę­śli­wą nie­win­ność umy­słu; tchnie­nie choć prze­mi­ja­jąc

Tom II

ze­psu­tych prze­sy­co­nych i nie­bacz­nych łu­dzi zdmuch­nę­ło pył świe­ży tego lu­be­go kwia­tu; juz jak szkło na na­głą zmia­nę po­wie­trza wy­ba­wio­ne, lek­ką parą za­cho­dzi­ła czy­sta jej du­sza; już w niej tak wy­raź­nie jak do­tąd przej­rzeć się nie mo­gła, i snu­ły się w jej my­śli dzi­wacz­ne i nie­zna­ne ob­ra­zy. –

Szko­da! po­wie tu może nie­jed­na z czy­tel­ni­czek; za­pew­ne, że szko­da; i mnie żal owej pier­wot­nej, przej­rzy­stej Ka­ro­li­ny; żal mi skra­cać dla niej owe ra­jo­we nie­do­świad­czo­nej mło­do­ści chwi­le, żal wy­pchnąć ją na ska­żo­ną zie­mię, i ob­ry­wać po list­ku, ów kwiat le­d­wie roz­wi­ły. – Lecz taka jest ko­niecz­na rze­czy stwo­rzo­nych ko­lej; od czło­wie­ka do ro­śli­ny nic kwit­nąć za­wsze nie może; i nie by­ło­by nig­dy owo­cu, gdy­by pier­wej ozdo­by kwia­tu nie zni­kły. –

Ko­ro­li­na jak pra­wie każ­da mło­da oso­ba w za­ci­szu do­mo­wem, bo­go­boj­nie wy­cho­wa­na i pil­nie strze­żo­na, żyła do­tąd po­cząt­ko­wym, pa­try­ar­chal­nem ży­ciem. W domu ro­dzi­ciel­skim wi­dzia­ła je­dy­nie cno­tę i po­rzą­dek; wszyst­ko w niej i koło niej było zgod­ne, ła­twe, go­dzi­we, zba­wien­ne. – W sta­ro­pol­skich ro­dzi­nach pa­no­wa­ła daw­niej – a za­pew­ne i dziś pa­nu­je – wiel­ka bacz­ność na sło­wa i rze­czy przed dzieć­mi i przed mło­dzie­żą mó­wio­ne. Owa bacz­ność nie koń­czy­ła się na uni­ka­niu lub ob­cho­dze­niu wy­ra­zów i szcze­gó­łów nie­skrom­nych, obej­mo­wa­ła złe wszel­kie. Uzna­wa­li tam w pro­stej mą­dro­ści, że każ­da cno­ta ma wstyd swój, każ­dy wy­stę­pek swą zgro­zę; i że czy­stość du­szy nie za­wi­sła na jed­nej tyl­ko skrom­no­ści, jak stan po­myśl­ny cia­ła nie za­le­ży od zdro­wia jed­nej czę­ści. – W owych ro­dzi­nach, w któ­rych dzie­ci i mło­dzi dłu­go dzieć­mi i mło­de­mi byli, ksią­żek złych i nie­bez­piecz­nych wca­le nie da­wa­no w nie­doj­rza­łe ręce; nowy to jest wy­na­la­zek i dla fran­cuz­kich ro­man­sów od­kry­ty, po­zwa­lać pa­nien­ce czy­tać całą książ­kę, prócz kil­ku za­ło­żo­nych kar­tek; jak gdy­by duch szko­dli­wy dzie­ła nie za­ra­ził każ­dej stron­ni­cy!

Cze­śni­kow­stwo obo­je prze­ję­ci byli tą sta­ro­świec­ką bacz­no­ścią, któ­rą dziś wie­lu zby – i *

tecz­ną na­zy­wa; nig­dy sło­wo nie­przy­zwo­ik w żad­nym ro­dza­ju nie obi­ło się o uszy ich cór­ki; nig­dy nie tknę­ła się książ­ki, któ­rej­by ca­łej prze­czy­tać z po­żyt­kiem nie mo­gła: Wzro­sła tez nie­win­na, pro­sta, ufa­ją­ca, taka ja­ka­by w ży­ciu ci­chem, w wiej­skiej ustro­ni, wśród rów­nych so­bie nie­mal na za­wsze ucho­wać się po­tra­fi­ła, ale jaką na wiel­kim świe­cie zo­stać nie­po­dob­na. –

Do­tąd, w jej nie­doj­rza­łem prze­ko­na­niu do­bre po­stę­po­wa­nie było nie tyl­ko po­win­no­ścią re­li­gij­ną, wa­run­kiem we­wnętrz­ne­go szczę­ścia, ale na­wet je­dy­nym środ­kiem do na­by­cia przy­zwo­ite­go mie­nia i po­wszech­nej wzię­to­ści; każ­da cno­ta, każ­dy pięk­ny uczy­nek spro­wa­dzał wi­docz­ną i ry­chłą cześć i na­gro­dę, każ­dy wy­stę­pek, każ­dy błąd wzgar­dę i karę. – O złych lu­dziach wie­dzia­ła że są, ale pra­wie pew­ną była, iż nig­dy nie na­po­tka żad­ne­go; a w resz­cie spo­tkaw­szy po­zna od razu; bo ili lu­dzie mu­szą wy­glą­dać zu­peł­nie in­a­czej niż inni; mają za­pew­ne ja­kieś wła­ści­we pięt­no; jak owi zło­czyń­cę za któ­re­mi do­zor­cy po uli­cach cho­dzą, róż­nią się od uczci­we­go ludu. – W wy­so­kiem po­wa­że­niu dla wiel­kich pa­nów, któ­rem prze­sią­kła z do­mo­we­go przy­kła­du, pew­ną była, że im kto zna­mie­nit­szy ro­dem i zna­cze­niem, tem jest ro­zum­niej­szy i cno­tliw­szy; zgo­ła, wy­sta­wia­ła so­bie świat jak zwy­kle mło­dzi, nie jak jest, ale jak być po­wi­nien.

List Le­ona mogł był otwo­rzyć jej co­kol­wiek oczy jeź­li nie co do zło­ści, to przy­najm­niej co do prze­wrot­no­ści ludz­kie­go umy­słu. Prze­cież nie spra­wił ta­kie­go skut­ku. Zdzi­wił ją, zmar­twił, ale jej nie zgor­szył. – Ka­ro­li­na sły­sza­ła ogól­nie z ust star­szych o gwał­tow­nych na­mięt­no­ściach, mło­de­go wie­ku, jak o bu­rzach na mo­rzu, o wul­ka­nach w da­le­kich kra­jach; wie­dzia­ła, że się tra­fia­ją mię­dzy ludź­mi wiel­kie obłą­ka­nia, przy­kła­dy ich czy­ta­ła na­wet w księ­gach świę­tych; lecz sły­sza­ła tak­że, iż czło­wiek wy­cho­dzi lep­szy z tej wal­ki błę­du z praw­dą. Roz­ko­cha­na w Le­onie, jak się ko­cha w ośm­na­stu le­ciech, może i rada w du­szy, iż gra rolę w nad­zwy­czaj­nej przy­go­dzie, mia­ła cią­gle na­dzie­ję, że czy po­źniej, czy prę­dzej, po­myśl­na zmia­na w mężu na­stą­pi, a ona przy­czy­ni się do zna­le­zie­nia tej owiecz­ki zgu­bio­nej, co wię­cej ra­do­ści spra­wi na zie­mi i w nie­bie, od dzie­więć­dzie­siąt dzie­wię­ciu, któ­re nie zbłą­dzi­ły nig­dy. – W nie­zna­jo­mo­ści zu­peł­nej mia­ry cza­su, sił wła­snych i cię­ża­ru dłu­gie­go nie­szczę­ścia, wi­dzie­li­śmy jak peł­na cno­tli­wych chę­ci, to dzię­ko­wa­ła Bogu, że jej tak wznio­słe cier­pie­nie wy­dzie­lił, to upa­da­ła znie­chę­co­na kie­dy owo cier­pie­nie dłu­żej trwa­ło nad trzy dni.

Lecz wszyst­ko to do­tąd, jesz­cze że tak po­wiem na dzie­wi­czość jej du­szy się nie tar­gnę­ło; jesz­cze we­wnętrz­na jej har­mo­nia roz­tro­jo­ną nie była, wia­ra w cno­tę ni­czem nie za­chwia­na. Sło­wem, jako nowa Ewa – boć nie­mal wszyst­kie po­wta­rza­my spól­nej mat­ki hi­sto­ryą – szła ku drze­w7u wia­do­mo­ści, ale ani wi­dzia­ła, ani pra­gnę­ła owo­ców jego; zły duch nie na­su­nął jej jesz­cze zdra­dli­wych pod­szep­tów; jesz­cze ani do Boga, ani do lu­dzi przy­zna­ne­go żalu nie mia­ła; jesz­cze nie wy­szło z jej ust żad­ne: Dla cze­go? –

Po­byt go­ści w Mo­dro­gó­rze, lubo tyl­ko dwu­dzie­sto­dnio­wy, po­pro­wa­dził ją szyb­ko ku tej zmia­nie. Byli oni prób­ką owe­go tak zwa­ne­go wiel­kie­go świa­ta, co zwy­kle w ży­ciu ko­bie­ty do nie­go prze­zna­czo­nej węża ku­si­cie­la za­stę­pu­je; a jeź­li jej zu­peł­nie do błę­du nie na­mó­wi, na­peł­ni ją przy­najm­niej cie­ka­wo­ścią; obu­dzi w niej próż­ność, ową py­chę nie­wie­ścią; wrz­nie­ci żal, że pa­trzy a nie uży­wa, kie­dy dru­dzy uży­wa­ją; odej­mie jej nie­win­ność, za­kłó­ci swo­bo­dę i spra­wi: że po cięż­kiej do­pie­ro pró­bie, do­cho­dzi do cno­ty i wra­ca do we­wnętrz­ne­go po­ko­ju. –

Po­dob­ny za­rzut zna­mie­ni­tym go­ściom Mo-dro­gór­skim uczy­nio­ny, a w ich oso­bie, wiel­kie­mu świa­tu, wy­ma­ga może raz na za­wsze nie­ja­kie­go wy­tło­ma­cze­nia; ile, że w cią­gu ni­niej­szej po­wie­ści po­wta­rza­ny jesz­cze bę­dzie.

Wie­my wszy­scy, bar­dzo do­brze, iż nie na sa­mym tyl­ko wiel­kim świe­cie, złe miesz­ka; ści­śle mó­wiąc, pod wzglę­dem cnot pu­blicz­nych i do­mo­wych, klas­sa naj­wyż­sza uro­dze­niem, ma­jąt­kiem, po­lo­rem, nie jest gor­szą od resz­ly lu­dzi: ale każ­dy na lo się zgo­dzi, że moż­na być wzglę­dem niej su­row­szym; bo jest słusz­ne pra­wo wy­ma­ga­nia od niej wię­cej. – Na­przód, m któ­rzy ją sła­da­ją, acz są w ma­łej licz­bie, mają w so­bie to głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że są naj­pierw­si mię­dzy ludź­mi, że garst­ka ich więk­szą ma wagę niż mi­lio­ny niż­szych; po­wtó­re, oni są na świecz­ni­ku, a „Im wy­żej, tem wi­docz­niej, Naj­ja­śniej­szy Pa­nie*).” Na­resz­cie, oni są co do ziem­skich da­rów, wy­bra­ne­mi losu; mają wy­cho­wa­nie, imie, zna­cze­nie, i mniej wię­cej, ową ma­mo­nę, owo zło­to, dla któ­re­go nie­mal wszel­kie złe na świe­cie się dzie­je. Je­że­li więc grze­szą, sto­kroć są win-niej­si od tych, któ­rych lek­ce ważą. Czło­wiek z ni­cze­go co się spodli dla chle­ba, dla wy­nie­sie­nia się, mniej obu­rza od czło­wie­ka for­tu­ny i imie­nia, któ­ry grzęź­nie w ka­łu­ży jak­by z na­ło­gu albo dla ucie­chy; a dziew­czy­na ubo­ga ro za suk­nią lub po­wóz wstyd przeda, za­praw­dę, mniej god­na po­gar­dy, od wiel­kiej damy,

Kra­sic­ki w sa­ty­rze do Kró­la.

któ­ra ma­jąc stro­jów, przy­jem­no­ści ży­cia do syta, prze­cież cno­ty nie­wie­ściej nie strze­że, nie dba o to co lu­dzie o niej mó­wią, i po­kąt­nych uciech, nie­przy­zwo­itych za­baw szu­ka. Tam­tych wie­le rze­czy umie­win­nia, tych wszyst­ko po­tę­pia. –

Wra­ca­jąc do na­szych go­ści Mo­dro­gór­skich przy­znać po­trze­ba, że i mię­dzy nie­mi, było za­pew­na kil­ka za­cnych osób płci oboj­ga, nie zna­la­zło­by się żad­nej bez ja­ko­wejś za­le­ty i za­słu­gi; ale zda­nia, roz­mo­wy nie­mal wszyst­kich, samo zdroż­ne po­ło­że­nie nie­któ­rych, tak były prze­ciw­ne temu, w czem Ka­ro­li­na wzro­sła, a przy­tem owi pa­no­wie sta­ro­daw­nych imion, w7y­so­kiej edu­ka­cyi, pięk­ne­go ukła­du, tak mało mie­li po­do­bień­stwa z jej wy­obra­że­niem o złych lu­dziach: że ra­zem była i zdzi­wio­na i zgor­szo­na, a co wię­cej nie­kon­ten­ta z sa­mej sie­bie; to, wy­ma­wia­ła so­bie że po­są­dza nie­słusz­nie, to zno­wu, że ma upodo­ba­nie w złem; bo zdroż­no­ści ją ra­zi­ły, a oso­by i za­ba­wy dziw­nie jej się po­do­ba­ły. Ża­ło­wa­ła prze­to, że ją los w tę ot­chłań po­pchnął, a obok tego cie­szy­ła się, że do owych wy­bra­nych ziem­skich już od­tąd na­le­ży; a czy żal prze­mógł, czy ra­dość, za­wsze bra­ła ją cie­ka­wość po­zna­nia le­piej owe­go wiel­kie­go świa­ta, i do­wie­dze­nia się czy to ona, czy dru­dzy się mylą?

Ja­koż nie wcho­dząc w zgor­sze­nia za­kry­te, nie otwie­ra­jąc ta­jem­nych kro­nik owej prób­ki klas­sy naj­wyż­szej, ze­bra­nej w Mo­dro­gó­rze, do­syć bę­dzie na­po­mknąć o tem co z wierz­chu ra­zić w niej mo­gło nie­win­ny umysł; bo pa­mię­tać i to na­le­ży, że ka­zi­ły ją za­byt­ki po cza­sach naj­więk­sze­go ze­psu­cia oby­cza­jów u nas, po cza­sach Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta.

W gro­nie tych osób wy­so­ko edu­ko­wa­nych i ubra­nych mod­nie, było tyl­ko jed­no mał­żeń­stwo zgod­ne i ko­cha­ją­ce się, i to nie­daw­ne, bo od roku; mie­li za to z sobą czte­ro­let­nie­go syn­ka, któ­ry szcze­bio­cąc za­wsze po fran­cuz­ku, mó­wił ty ojcu i mat­ce. Dama ce­lu­ją­ca uro­dą i ro­zu­mem, obec­nych mę­żów mia­ła dwóch, a przy­ja­cioł­ki wró­ży­ły jej trze­cie­go; bo z pierw­szym się roz­wio­dła i ten oże­nił się z jej ro­dzo­ną sio­strą, z dru­gim była źle; a grzecz­no­ści in­nych męż­czyzn, zwłasz­cza jed­ne­go, przyj­mo­wa­ła bar­dzo mile. Po­waż­na mat­ka z dwie­nia do­ro­słe­mi cór­ka­mi, pew­nie Cze­śni­ko­wej wie­ku, wię­cej się gor­so­wa­ła stro­iła, wdzię­czy­ła od có­rek; one też śmia­ły się z niej na boku. – Du­chow­ny wy­so­kie­go stop­nia nad­ska­ki­wał da­mom, ca­ło­wał je po rę­kach, a za­miast bre­wia­rza czy­ty­wał Hel­we-cy­usza. Je­den ze zna­ko­mit­szych męż­czyzn, or­de­ra­mi kil­ku dwo­rów okry­ty, ma­ją­tek zro­bił z kart, i do­tąd go przy­spa­rzał tym­że sa­mym spo­so­bem. – Prócz tego, każ­da pan­na, wdo­wa, roz­wód­ka, mę­żat­ka (wy­jąw­szy ową jed­ną z syn­kiem) mia­ła obiekt swój, któ­rym prze­śla­do­wa­ły się na wza­jem, do któ­re­go wzdy­cha­ły gło­śno. Wszyst­kie wte­dy były mó­wią­ce, we­so­łe, przy­jem­ne, kie­dy mło­dzi męż­czyź­ni na­le­że­li do to­wa­rzy­stwa; w obec sa­mych ko­biet albo doj­rza­łych męż­czyzn złe­go były hu­mo­ru. Czę­sto tak­że na­pa­da­ły je i mi­ja­ły rów­nie pręd­ko, ja­kieś na­głe sła­bo­ści, pła­cze nie­łza­we, bo­jaź­nie, wstrę­ty, o ja­kich Ka­ro­li­na nig­dy nie sły­sza­ła. Zwa­ły to spa­zma­mi. Dwie z nich na­wet mdla­ło nie­kie­dy; ale wśród i omdle­nia nie tra­ci­ły przy­tom­no­ści, i umia­ły pa­dać z wiel­ką gra­cyą. Naj­szczer­sze na po­zór przy­ja­cioł­ki ob­ma­wia­ły się bez li­to­ści; le­d­wie jed­na z nich za drzwi wy­szła, już wy­śmia­ną była, czę­sto z tego sa­me­go co w niej do­pie­ro w oczy chwa­lo­no. Mło­de pan­ny na­śla­du­jąc sta­re mó­wi­ły źle o wszyst­kich; wie­le śmie­chu, wię­cej zło­ści; taka była tre­ści sól ich słów.– A w ogól­nych roz­mo­wach naj­star­szych na­wet osób, ja­każ swa­wo­la, ja­kie skrzy­wie­nie w zda­niach! W ze­bra­niu tak do­bre­go tonu nie po­zwa­la­no so­bie za­pew­ne wy­ra­zów gru­bych, oso­bli­wie po pol­sku; ale w za­mian nie szczę­dzo­no dwu znacz­nych ucin­ków i anek­dot, wszy­sko w śmiech ob­ra­ca­no, na­wet Re­li­gią!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: