Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiedy twój rodzic staje się twoim dzieckiem - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 lipca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kiedy twój rodzic staje się twoim dzieckiem - ebook

KEN ABRAHAM, pisarz, którego trzynaście książek znalazło się na prestiżowej liście bestsellerów „New York Timesa”, opowiada, jak towarzyszył swojej mamie w jej podróży przez demencję. Ken Abraham z początku postrzega zmiany w zachowaniu swojej mamy – utratę pamięci, spadek formy fizycznej, nietypowe reakcje – jako normalne dla osób w podeszłym wieku. Wkrótce jednak uświadamia sobie, że to demencja; i że nieodwracalnie zmieni ona życie jego mamy, a także życie całej rodziny.

Rejestrując pogarszający się systematycznie stan matki, Abraham podpowiada, w jaki sposób radzić sobie z chorobą i jej konsekwencjami w gronie rodzinnym. Z humorem, a zarazem przypominając, że Dekalog nakazuje nam czcić rodziców, dodaje czytelnikom odwagi w podejmowaniu obowiązków, częstokroć trudnych, proponuje wiele praktycznych rad, które rodziny mogą zastosować, aby uczynić to doświadczenie bezpieczniejszym, lepszym, znośniejszym dla osoby dotkniętej chorobą.

Nie pozwól się zaskoczyć – bądź poinformowany, zanim stawisz czoła wyzwaniom i trudnościom związanym z chorobą Alzheimera lub demencją u drogiej ci osoby. Ta książka może ci w tym pomóc.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7516-770-2
Rozmiar pliku: 693 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Niezwykle poruszająca i zwycięska – Ken przedstawił nam inspirującą i pouczającą relację, z domieszką humoru i mądrym przesłaniem o ludzkiej godności, wierze w Boga i miłości do ludzi, którzy tyle dla nas poświęcili.

– Senator Bob Doyle

Towarzyszyłem i doradzałem wielu rodzinom, które odbyły tę emocjonalną podróż. Każda z nich ma swoją historię do opowiedzenia, a Ken wyraził ich nadzieje i obawy. Uczciwie i z odwagą relacjonuje zarówno początkowe wyparcie, jak i po akceptację. Ta książka na pewno będzie inspiracją, pomoże zmierzyć się z postępami tej choroby, okradającej ze wspomnień nie tylko tych, których dotknęła, ale i ich bliskich.

– Dr n. med. Stephen D’Amico

Subtelność i przejrzystość, z jakimi Ken podszedł do tego tak trudnego tematu, przyniosą wielu ludziom zrozumienie i nadzieję.

– Dan Miller, autor bestselleru „New York Timesa”

48 days to the Work You Love

Abraham to świetny gawędziarz, dzięki niemu przypadki podróży jego rodziny ożywają, a książka świetnie się czyta... Abraham opowiada z zaangażowaniem, czytelnicy z łatwością mogą odnieść się do tego, o czym pisze. Uczciwie pokazuje, jak pomocne w trudnych sytuacjach mogą być współczucie, solidarność i wiara.

– „Publishers Weekly”Rozdział 1

Mężczyźni w białych garniturach

Jak to możliwe, utracić ukochaną osobę, kiedy ona jeszcze żyje? Osoba, którą znałeś i kochałeś, siedzi naprzeciwko ciebie, rozmawia z tobą, uśmiecha się – ale w jakiś sposób odeszła lata temu. Dostrzegasz subtelne dziwactwa i kaprysy, które z czasem się nasilają, a mimo to jesteś nieświadom prawdy – że to nie upór i nieumyślne złośliwości starszej osoby; że stoisz wobec wyniszczającej choroby, z którą musisz się zmierzyć, a do walki z nią masz niewiele narzędzi.

*

Inni dostrzegli zmiany u mamy wcześniej niż ja. Dave Saunders, przyjaciel, który chodzi do tego samego kościoła co nasza rodzina, przyglądał się mamie człapiącej przez dziedziniec w kierunku kościelnych drzwi.

– Czy coś się stało twojej mamie?

– Nie, dlaczego pytasz?

– Wydaje mi się, że porusza się znacznie wolniej niż ostatnio – zauważył Dave.

– Tak, chyba rzeczywiście jej kroki są wolniejsze – przyznałem. Tak naprawdę nie widziałem dużej różnicy, ponieważ był to stopniowy proces. Jednak inni ludzie, którzy nie widywali mamy codziennie, twierdzili, że się zmieniła. To była pierwsza wskazówka, że coś jest nie tak.

Powinienem zacząć coś podejrzewać, kiedy pewnego ranka mama zadzwoniła do mnie trzynaście razy, ale nadal nie zdawałem sobie sprawy z jej stanu. Nie chodziło o nic konkretnego. Chciała tylko powiedzieć nam „dzień dobry” – i zrobiła to, dzwoniąc raz, drugi i trzeci, przy czym nie pamiętała poprzednich połączeń. Następne telefony były mniej więcej takie same, wszystkie nagrane na mojej automatycznej sekretarce.

– Ken, tu mama. Chciałam ci tylko powiedzieć, że zjadłam pyszne śniadanie. Jajka na bekonie, tosty i suszone śliwki. Mnóstwo suszonych śliwek.

– Och, świetnie, mamo! Cieszę się, że tak dobrze się odżywiasz.

Drugi telefon był taki sam jak pierwszy, a jedenasty, dwunasty i trzynasty niewiele się różniły. Mój brat ostrzegał mnie, ale stanowczo odrzucałem tę myśl, że moja matka – a miała wówczas, w roku 2007, osiemdziesiąt pięć lat – nie jest już tak sprawna umysłowo jak dawniej. Ach, oczywiście, były pewne objawy, ale tłumaczyłem je sobie po prostu jako jej dziwaczny sposób bycia. Mieszkałem z dala od mamy od ponad dwudziestu lat, więc kaprysy czy drobne złośliwości były dla mnie raczej zabawne niż irytujące.

Zauważałem u niej pewnego rodzaju paranoje, kiedy przyjeżdżała do nas z Orlando. Zawsze jednak lekceważyłem nieco to jej podenerwowanie, brałem je za lęk, rzeczywisty lub wyimaginowany, starszej osoby, która znalazła się w obcym miejscu.

Pewnej nocy, około dwunastej, zawołała mnie.

– Ken, na podjeździe przed domem stoi jakiś człowiek.

– Co…? – Byłem zaspany. – Nie, mamo, nikogo tam nie ma. Wracaj do łóżka.

– Cały czas tam jest, Ken. Widzę go, wyraźnie jak w dzień.

Wyszedłem z łóżka i podszedłem do okna, nie spodziewając się, że cokolwiek zobaczę, ale chciałem to po porostu sprawdzić. Wpatrywałem się przez okno w ciemność. Nic.

– Nikogo tam nie ma, mamo. Idź spać.

– Nie będę spać, kiedy ktoś stoi na dole i gapi się na twoje okna.

– Mamo…

Nie wiem, które z nas było bardziej zirytowane. Mama czy ja. Cały czas upierała się, że ktoś kręci się koło domu, przed podjazdem.

– On tam jest – mówiła zdenerwowana.

– Mamo, nikogo tam nie ma – odparłem głosem pełnym empatii, zakładając okulary, aby widzieć wyraźniej i po prostu się upewnić.

– Patrz, jest tam – powiedziała mama ze strachem. – Rusza się. Teraz jest tam. Stoi po prawej stronie, przed domem!

Przysunąłem twarz jeszcze bliżej okna i przetarłem oczy, wpatrując się znowu w ciemność. Niczego nie zobaczyłem, ale zauważyłem, że wiatr porusza nieco czubkami drzew, tworząc na ziemi przedziwne cienie. Mogłem zrobić tylko jedno. Odwróciłem się i chwyciłem mamę za rękę.

– Chodź, mamo. Idziemy na dół.

Tylko nie myślcie, proszę, że jestem typem Rambo, w każdej chwili gotowym skopać komuś tyłek. Nie, zwykle nie szukam kłopotów. Byłem spokojny. Wyraźnie widziałem z okna, że na podjeździe nie czekają mnie żadne kłopoty. Lampy uliczne znajdowały się w odległości zaledwie trzech metrów od naszego domu i oświetlały teren wystarczająco dobrze, abym mógł zobaczyć, że nikogo tam nie ma. Jednak mama nadal się upierała, że przy naszej skrzynce na listy stoi jakiś mężczyzna. Zamierzałem jej udowodnić, że ma zwidy.

– No to chodź – powiedziałem. – Idziemy na dół.

– Nie! – krzyknęła. – On może być niebezpieczny. Może mieć pistolet czy kij lub coś takiego.

– Mamo, nikogo tam nie ma. I zamierzam ci to udowodnić. Zaufaj mi. Chodź ze mną. – Pociągnąłem ją w kierunku drzwi.

Mama niechętnie podążyła za mną; wyszliśmy na zewnątrz, zeszliśmy schodami na ścieżkę prowadzącą na podjazd. Posuwała się wolno, dostosowując się do mojego tempa, niechętnie przemierzyła całą długość podjazdu, czyli jakieś cztery metry. Kiedy w końcu zatrzymaliśmy się, zwróceni twarzami w kierunku domu, objąłem mamę ramieniem i wyciągnąłem dłoń, wskazując w różnych kierunkach.

– Mamo, widzisz tam coś?

– Nic.

– A tam?

– Nie, tam nic nie ma.

– A z tej strony?

– Ken, wyraźnie widziałam. Na dole stał mężczyzna i patrzył na twój dom.

Właśnie w tym momencie, wiatr zakołysał koronami drzew, których liście rzuciły dziwaczny cień na skraj podjazdu. Chcąc ją uspokoić, a jednocześnie mając nadzieję, że uda mi się przegonić jej lęki, powiedziałem:

– Mamo, może właśnie to widziałaś. Liście powiewające na wietrze. Widzisz, jaki cień rzuca drzewo przy skrzynce na listy? Rozumiem, że mogłaś pomyśleć, że kogoś widziałaś, ale chciałbym, abyś wiedziała, że nie ma się czego bać.

Wpatrywała się w konary drzewa, a potem w podjazd wyłożony cegłą.

– Może rzeczywiście to widziałam – przyznała.

– Tak. Na pewno tak było. Wracajmy do środka. Idziemy spać. – Byłem zadowolony. Przekonałem ją stanowczo, ale i delikatnie, że jej lęki były bezpodstawne. Jednak moja radość trwała zaledwie kilka sekund. Idąc podjazdem, usłyszałem, jak mruczy pod nosem:

– Mógł się ukryć gdzieś w krzakach, a może uciekł do lasu.

Nie było warto się o to kłócić.

Był to pierwszy z wielu podobnych incydentów. Większość z nich była nieszkodliwa: mama budziła się w środku nocy, zdenerwowana tym, że na podwórku przed domem stoją jacyś mężczyźni, ubrani na biało. Kiedyś tak bardzo wytrąciło ją to z równowagi, że zaczęła płakać.

– Nie kłamię, Ken. Tam są jacyś ludzie, przynajmniej sześciu lub siedmiu, i mają białe uniformy. Widziałam ich!

Ból, jaki dostrzegłem w jej oczach, ścisnął mi serce.

– Wierzę ci, mamo – powiedziałem, obejmując ją ramieniem. – Wierzę, że coś widziałaś, ale popatrz, nikogo tam nie ma.

Kilka dni później, kiedy pracowałem wieczorem w swoim biurze, usłyszałem jej krzyk dobiegający z pokoju gościnnego na górze.

– Ken! Chodź szybko. Świecą światłami w moje okno. – Zerwałem się i pognałem schodami na piętro. Mama, ubrana w koszulę nocną, stała w ciemnościach zesztywniała ze strachu. – Tam – wskazała na okno. – Czy teraz mi uwierzysz? Tylko spójrz.

Spojrzałem na opuszczone rolety weneckie, które zakrywały okno. Z pewnością nie padało na nie żadne światło.

– Mamo, nic nie widzę.

– No tutaj! – krzyknęła cicho. – Nie widzisz tutaj światła? Przesuwa się w górę i w dół na rolecie.

Znów spojrzałem. I nic.

– Mamo, nic tu nie ma. Żadnego światła. Nic.

– Ken, dobrze się przyjrzyj! – Była bardzo zdenerwowana.

Podszedłem do rolet, podniosłem je, aby spojrzeć przez okno. Nic.

– Mamo, nic tam nie ma.

– Ale ja je widziałam!

– Wierzę, że coś widziałaś, mamo. Może psuje ci się wzrok albo wracają problemy z kataraktą, które kiedyś miałaś. Ale nie ma tu żadnego światła i nikogo nie ma na podwórku. Widzę wszystko dokładnie, bo lampy oświetlają podwórko,i jeszcze raz powtarzam, nikogo tam nie ma.

Mam wróciła do łóżka, a ja do pracy, napawając się swoim małym zwycięstwem – przekonałem mamę, że to, co widziała, nie istnieje. Ale nie zdawałem sobie sprawy z jednego: przekonanie osoby z demencją, iż się myli, jest prawie niemożliwe. Jedyny ratunek w takiej sytuacji to skierować rozmowę na inny temat. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mama ma demencję.

Przekonaliśmy się dotkliwie na własnej skórze, że pozostawianie mamy samej nie jest już bezpieczne. Pewnego wieczoru, kiedy u nas była, moja żona Lisa i ja mieliśmy pójść na ślub i zostać na uroczystej kolacji. Często zabieraliśmy mamę na różne wydarzenia kościelne, śluby, absolutoria, przyjęcia z okazji narodzin dziecka i inne uroczystości. Jednak tym razem mamy nie uwzględniono w zaproszeniu. Zabieranie jej ze sobą wydawało nam się niewłaściwe. Rozważaliśmy nawet i to, że nie pójdziemy na ślub, ponieważ nie chcieliśmy zostawiać jej samej.

– Och, nic mi się nie stanie – zapewniała nas. – Nie boję się zostać na chwilę sama. Przecież na Florydzie też mieszkam sama. Macie iść i dobrze się bawić.

– No dobrze – odpowiedziałem, a oczyma wyobraźni widziałem tańczących mężczyzn w białych garniturach. – Pojedziemy na ślub, ale nie zostaniemy tam długo. Wrócimy około ósmej. Gdyby były jakieś problemy lub gdybyś czegoś potrzebowała, zadzwoń do mnie na komórkę.

Ślub trwał nieco dłużej, niż przewidywano, i chociaż na kolacji zabawiliśmy dosłownie chwilę, wystarczyło, aby nasz dom zdążyli otoczyć mężczyźni w białych uniformach. Kilka minut po ósmej wyszliśmy z kolacji i pojechaliśmy do domu. Całą drogę rozmawialiśmy wesoło, dzieląc się wrażeniami z pięknego ślubu i przyjęcia, i w ogóle nie przyszło nam do głowy sprawdzić wiadomości w telefonie komórkowym. Byliśmy zaledwie piętnaście minut drogi od domu, więc nawet nie pomyślałem, by włączyć telefon. Do momentu, kiedy musiałem zwolnić na naszej ulicy. Wtedy zobaczyłem migające czerwone światła na dachu policyjnego samochodu, stojącego przed naszym domem. Moje serce zamarło na chwilę.

Zatrzymałem się tuż za wozem policyjnym i szybko wyskoczyłem z samochodu. Natychmiast przywitało mnie dwóch uzbrojonych policjantów.

– Pan Abraham?

– Tak, proszę pana.

– Komisarz Thomas, a to jest komisarz Jones. Zadzwoniła do nas pana matka, zgłaszając, że wokół pana domu i w środku znajdują się jacyś intruzi. Natychmiast zareagowaliśmy na to wezwanie i przeszukaliśmy wszystkie pokoje w pańskim domu. Nie ma żadnych intruzów. Wszystko wydaje się być w porządku.

Z wyjątkiem mamy, pomyślałem.

– Bardzo panom dziękuję. Jestem naprawdę wdzięczny za przybycie. Mam ostatnio stała się trochę nerwowa.

– Jest pan pisarzem, prawda? – zapytał policjant Jones.

– Tak, proszę pana.

– Pana mama oprowadziła nas po pańskim gabinecie. Ma pan niezłą bibliotekę. A pana nazwisko znajduje się na wielu książkach.

– E… tak. Mama lubi się tym chwalić.

– Tak – kontynuował policjant Jones. – Pokazała nam wszystkie książki, które pan napisał.

– Naprawdę? – Do tego czasu napisałem ich nieco ponad siedemdziesiąt.

– Tak, każdą.

– No cóż… Bardzo panom dziękuję. Przepraszam, że mama sprawiła panom taki kłopot.

– Och, nic się nie stało, panie Abraham. Miło było pana poznać. – Policjanci pomachali na pożegnanie i uszyli w kierunku swojego samochodu.

– A, tak… Mi również miło było panów poznać. – Zmusiłem się do uśmiechu, kiedy machałem policjantom na pożegnanie. Wsiadłem do samochodu i przestawiłem go, aby mogli odjechać.

Będąc już w domu, postanowiłem skonfrontować się z mamą.

– Mamo! Coś ty znowu wymyśliła! Dlaczego zadzwoniłaś na policję?

Mam natychmiast zaczęła się bronić.

– Nie zadzwoniłam na policję. Zadzwoniłam na 911.

– Tutaj jest to numer policji.

– Na dworze byli jacyś mężczyźni i po prostu się bałam.

– Mamo!

– A ci policjanci, jak już byli na werandzie i zobaczyli mnie w drzwiach, zapytali: „Proszę pani, czy bierze pani jakieś leki?”. Nie zapytali o te podejrzane typy. Nie zapytali, czy coś mi się stało. Pytali tylko, czy biorę leki. Co ich obchodzi, czy biorę jakieś leki, czy nie? To nie ich sprawa.

– Może i nie, mamo – odparłem. – Ale to ich sprawa, kiedy ludzie podnoszą fałszywy alarm, choć nie ma realnego zagrożenia.

– Nie dzwoniłam na policję. Dzwoniłam na 911.

– Zgadza się! I nie rób tego nigdy więcej, kiedy jesteś u nas, chyba że w domu wybuchnie pożar.

Mama, obrażona, poszła spać i cała noc przebiegła spokojnie, bez najmniejszych zakłóceń z jej strony.

Pomimo powtarzających się incydentów z mężczyznami w białych garniturach, czającymi się na naszym podwórku, halucynacje mamy traktowałem raczej jak rodzinny żart, dziwactwo, coś, z czego można się pośmiać przy obiedzie w Święto Dziękczynienia, kiedy opowiadamy sobie z moimi braćmi i ich rodzinami zabawne anegdoty. Wtedy nie wiedziałem jeszcze o tym, o czym usłyszałem później: że były to pierwsze oznaki demencji.Rozdział 2

Rozpoznanie wroga

– Demencja? Do licha, co to takiego? – zapytałem mojej żony, Lisy, kiedy wróciła z mamą po pierwszej wizycie u lekarza w Tennessee.

Nigdy się tym jakoś specjalnie nie interesowałem. Nawet teraz czuję się zawstydzony swoją ówczesną ignorancją. Muszę przyznać, że nie wiedziałem, czym jest demencja, i szczerze mówiąc, nie miałem ochoty się dowiadywać. Z jakichś powodów nawet sama nazwa mnie odpychała. Wszystkie te „nowoczesne” choroby wprawiały mnie w lekką konsternację. Alzheimer? Czy przypadkiem Ronald Reagan nie cierpiał na to w ostatnich latach życia? Choroba Parkinsona? Billy Graham i Michael J. Fox na to chorują, prawda? A stwardnienie boczne – choroba Lou Gehriga? Jedyne, co na jej temat widziałem, to że prawdopodobnie pokonała Lou Gehriga.

Być może byliście świadkami, jak terminu demencja używano niemalże w uwłaczający czyjejś godności sposób, jakby chodziło o osobę poniekąd dziwaczną, niebezpieczną lub zdemoralizowaną (to pewnie zakorzenione jest w czasach, kiedy demencja była kojarzona z ostatnim stadium syfilisu). Demencja jednak nie ma z tym wszystkim nic wspólnego. Nie jest również synonimem „obłąkania”. Termin demencja pochodzi od dwóch łacińskich słów, znaczących „z dala, poza” i „umysł”. I to jest zapewne najprostsza definicja demencji – osoba, która zapadła na tę chorobę, cierpi z powodu utraty lub osłabienia swoich zdolności umysłowych. Jakaś część jej umysłu odchodzi i nigdy już nie wraca.

Demencja może dopaść każdego – biednego i bogatego – bez względu na rasę, środowisko czy wykształcenie. Mogą na nią cierpieć jednostki błyskotliwe i niezbyt rozgarnięte, optymiści i żartownisie, osoby z „dobrych” rodzin i ze „złych” rodzin, ludzie każdej profesji. Nie ma powodu, aby czuć zażenowanie, jeśli ta choroba dotknęła kogoś w twojej rodzinie.

Demencja przybiera różne formy. Najbardziej znana to choroba Alzheimera, która jest nieodwracalna i na którą obecnie nie ma żadnego lekarstwa. Drugą, najczęściej opisywaną formą tej choroby jest demencja naczyniowa – ta również jest nieodwracalna, ale nie postępuje tak gwałtownie i osobie chorej oraz jej rodzinie można do pewnego stopnia pomóc w zmaganiach z nią. Chociaż efekt końcowy w obu przypadkach jest ten sam, rozwój choroby Alzheimera przypomina równię pochyłą, natomiast demencja naczyniowa rozwija się skokowo. Stan zdrowia pacjenta często przez długi czas utrzymuje się na tym samym poziomie, po czym następuje gwałtowne pogorszenie. I zatrzymuje się na tym nowym poziomie, zanim coś znów nie wywoła znacznego pogorszenia stanu chorego. Czasami pacjent z demencją naczyniową wydaje się nawet czynić pewne postępy, funkcjonować stosunkowo normalnie. Ale potem wydarza się coś – upadek, sprzeczka z kimś z rodziny albo jakiś incydent – i stan pacjenta z demencją naczyniową przeskakuje kilka poziomów w dół, dramatycznie się pogarsza.

Przyczyny tych chorób były szeroko dyskutowane, ale środowisko medyczne nie wypracowało jednoznacznej opinii na ten temat. W przypadku mojej mamy lekarze byli przekonani, że seria przemijających ataków niedokrwienia, powszechnie zwanych miniudarami mózgu, spowodowała utratę pamięci krótkotrwałej. Mimo że mama potrafiła odtworzyć szczegółowo wydarzenia, które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu, miniudary zniszczyły pewien obszar tkanki mózgowej, powodując utratę pamięci krótkotrwałej i innych sprawności intelektualnych – na tyle dużą, że mama często nie pamiętała, co jadła na śniadanie. Z pewnością z wiekiem pamięć może się nieco pogorszyć, ale nie powinno to przeszkadzać w codziennym życiu. Wielu starszych ludzi żyje aktywnie w wielu siedemdziesięciu, osiemdziesięciu, a nawet dziewięćdziesięciu lat. Billy Graham wygłaszał swoje płomienne kazania, będąc dobrze po osiemdziesiątce. Astronauta Buzz Aldrin brał udział w lotach w stanie nieważkości w wieku siedemdziesięciu kilku lat, a jako osiemdziesięciolatek wystąpił w programie telewizyjnym Taniec z gwiazdami. Senator Bob Dole był ciężko ranny podczas II wojny światowej, a mimo to nieprzerwanie działał aktywnie na amerykańskiej scenie politycznej nawet jako osiemdziesięciolatek. Moja mama jeszcze jako osiemdziesięcioparolatka prowadziła samochód, poruszała się nim po Orlando w dużym natężeniu ruchu drogowego.

Ale potem niespodziewanie zaatakowała ją demencja. Ponieważ osoba z łagodnymi objawami demencji zwykle jest w stanie wykonywać większość rzeczy, które robiła do tej pory, chorobę może być trudno rozpoznać od razu. Zachowania takiej osoby często racjonalizujemy lub usprawiedliwiamy. „Mama zawsze była trochę dziwna”, stwierdzałem jak i inni członkowie rodziny. „No cóż, w końcu się starzeje”. Czasami przypisywaliśmy dziwne zachowania mamy jej samotności, zmęczeniu lub znudzeniu. Z początku były one dość frustrujące dla rodziny, ponieważ próbowaliśmy przemówić jej do rozsądku. Następnie jej zachowanie zaczęło wprawiać nas w zakłopotanie, aż w końcu większość bliskich mamie osób po prostu nie chciała już tolerować jej nieuprzejmych komentarzy, kaprysów i absurdalnych występków. Z ich powodu – lub dlatego że nie zdawali sobie sprawy, z jaką potwornością mieli do czynienia – obrażali się, oddalali albo po prostu unikali mamy, bądź też ignorowali ją w miarę możliwości.

Czasami zamiany spowodowane demencją są drastyczne i rzucają się w oczy. Osoba cierpiąca na tę chorobę doświadcza wyjątkowych huśtawek nastroju i poziomu energii. Może stać się bierna, strachliwa, porywcza i nadzwyczaj wymagająca. Niektórzy ludzie z demencją lub chorobą Alzheimera doświadczają halucynacji, często widzą, słyszą lub nawet czują rzeczy, których nie ma. Kiedy mama zaczęła widzieć w nocy mężczyzn w białych garniturach przed naszym domem, nie zdawałem sobie sprawy, że przemawiała przez nią choroba. Nie wiedziałem, że ma demencję. Wierzyłem, chociaż trudno mi to wyjaśnić, że jej halucynacje były dla niej prawdziwe. Ona naprawdę myślała, że widzi ludzi na naszym podwórku, i naprawdę była przerażona. W tamtym momencie nie było sensu spierać się o to, czy ktoś rzeczywiście wpatruje się w nasze okna. Najlepsze, co mogłem wówczas zrobić, to zgodzić się, że ich widzi, ale jednocześnie zapewnić ją, podając za argument moją prawdomówność, że nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo.

Niektóre osoby z demencją nabierają nawyku chowania rzeczy. Stają się podejrzliwe w stosunku do innych ludzi, często oskarżają ich o kradzież przedmiotów osobistych. Mama ciągle to robiła. Chowała torebkę lub prawo jazy. Potem nie mogła ich znaleźć i twierdziła, że ktoś ją okradł. Sądziliśmy, że zmienia jej się charakter lub że przeraża ją życie w pojedynkę. Często odkładała swoje rzeczy w niewłaściwe miejsca lub nie pamiętała, że je posiada. Nawet nie będę próbował liczyć, ile razy zgubiła swój telefon komórkowy we własnym mieszkaniu.

Zapewne znacznie bardziej przygnębiająca była niezdolność mamy do kontrolowania oddawania moczu lub wypróżniania. Na początku sądziliśmy, że ma problemy z pęcherzem, ale fizycznie wszystko było w porządku. Po prostu nie pamiętała, żeby pójść do łazienki w odpowiednim czasie i zapobiec „wypadkom”.

U niektórych ofiar demencji te lub inne symptomy pojawiają się z dnia na dzień. U innych choroba atakuje ciało i umysł stopniowo, niepostrzeżenie. Jeśli będziesz świadom objawów choroby Alzheimera, rozpoznasz je i natychmiast zwrócisz się o pomoc. W innym razie prawdopodobnie wczesne oznaki choroby rozpoznasz dopiero po czasie. Być może, patrząc wstecz, przypomnisz sobie jakiś szczególny incydent i wtedy stwierdzisz: Po tamtym zdarzeniu mama nigdy już nie była taka sama.

W przypadku mojej mamy takim istotnym zdarzeniem była seria miniudarów. Udar następuje w wyniku przerwania dopływu krwi i tlenu do mózgu. Jeśli szybko się tego nie naprawi, blokada dopływu krwi może doprowadzić do całkowitego zniszczenia mózgu. W przypadku udaru liczy się czas. Jeśli przerwę w dopływie krwi do mózgu spowodował zakrzep w naczyniu krwionośnym, można ten zakrzep rozbić odpowiednim lekiem, pod warunkiem, że poda się go w przeciągu kilku godzin. Jeśli przerwa jest spowodowana zerwaniem naczynia krwionośnego, nastąpi krwotok wewnątrz mózgu, co jest znacznie poważniejszą sprawą. Do najczęstszych objawów udaru można zaliczyć drętwienie twarzy, ręki lub nogi – zwykle po jednej stronie ciała. Oznakami udaru mogą być również trudności z mówieniem i widzeniem, silne bóle głowy, płytki oddech, zawroty głowy, utrata przytomności.

Udar mogą wywołać najróżniejsze czynniki – wysokie ciśnienie i wysoki poziom cholesterolu, a także nadwaga lub siedzący tryb życia i niewystarczająca ilości ćwiczeń fizycznych. W przypadku mojej mamy zaistniały wszystkie te czynniki – oraz jeszcze jeden, o którym nie mieliśmy pojęcia, dopóki nie trafiła do szpitala. Tam lekarze zdiagnozowali u niej migotanie przedsionków, zaburzenie rytmu, które wprawiało jej serce w lekkie kołatanie, utrudniając przepływ krwi wewnątrz organu i zwiększając możliwość powstania zatoru krwi płynącej z serca do mózgu.

Mama mieszkała sama, więc kiedy nastąpił udar, nikt z naszej rodziny nie dowiedział się, iż wystąpiły u niej pewne charakterystyczne objawy – mimo że nalegaliśmy, by nas o wszystkim informowała.

– Och, nie wiem – ignorowała pytania. – Trochę się źle czułam, więc poszłam tu obok do lekarza, a on wysłał mnie do szpitala.

Nie zdawaliśmy sobie również sprawy z powagi jej stanu. Przeleżała kilka dni, a potem dosłownie wyskoczyła z łóżka i funkcjonowała dalej, jakby nic się nie stało. Prawdę mówiąc, my również myśleliśmy, że nic się nie stało. Opuściła szpital – zresztą nie informując nikogo z rodziny – taka, jaką ją znaliśmy od zawsze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: