Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kiedy wiosna nie nadchodzi - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 października 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiedy wiosna nie nadchodzi - ebook

„Kiedy wiosna nie nadchodzi” Anny Wysockiej – Kalkowskiej to książka bez skomplikowanej i dogłębnej filozofii, za to o różnych odcieniach miłości zdradzonej, rodzinnej, przyjacielskiej i tej, która rodzi się mimo lęku.

Główną bohaterką powieści jest Julia, właścicielka agencji reklamowej, samotna mężatka, której mąż od ośmiu lat przebywa za granicą i nie zamierza wracać do kraju. Weronika – oddana przyjaciółka i prawa ręka w firmie namawia ją na rozwód, ale Julia nie chce o tym słyszeć. Dziewczyna twierdzi, że wciąż kocha swojego partnera, mimo że ze wszystkimi problemami jest sama, nawet wtedy, gdy umierają jej rodzice. Osamotniona po tragicznych przejściach rzuca się w wir pracy, wracając wieczorami do luksusowej, wielkiej, ale wiejącej chłodem willi. Kumulacja problemów powoduje, że kobieta jest coraz bardziej zamknięta w sobie, nie cieszą ją rzeczy, które kiedyś sprawiały radość, za to pogrąża się w coraz większej izolacji od świata.

Przełom wydarzeń i negatywnej aury następuje w dniu trzydziestych piątych urodzin bohaterki, kiedy otrzymuje bukiet białych róż od Bernarda, starszego pana, od którego kupiła dom w Kazimierzu Dolnym zaraz po ślubie. Julia postanawia odwiedzić to miasteczko w celu uporządkowania spraw z przeszłości. Na zmianę jej dotychczasowego życia będzie miał też wpływ list od swojej nieżyjącej matki, który odkryje rodzinną tajemnicę...

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7900-274-0
Rozmiar pliku: 840 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Niegdyś myślałam, że urodziłam się pod szczęśliwą gwiazdą, że jestem dzieckiem miłości, bo od kiedy pamiętam, zawsze otaczali mnie kochający ludzie. Z czasem okazało się, że może urodziłam się blisko tej gwiazdy, ale z pewnością nie pod nią. A moje życie, które dotąd obfitowało w barwy łagodnej lecz soczystej tęczy, zaczęło przybierać kolory jesiennej burzy. W dodatku nie przestawało padać.

Kiedyś jednak świat był dla mnie łaskawy, obca była mi samotność, lęk czy ból. Byłam jedynaczką, więc rodzice spełniali każdą moją zachciankę. Kiedy skończyłam szkołę średnią, bez problemu dostałam się na wymarzone studia, które zresztą ukończyłam z wyróżnieniem. Krótko po tym zostałam menadżerem w banku z zagranicznym kapitałem. Chcieli kogoś, kto będzie biegle mówił po włosku, a ja nie miałam z tym problemu. Po niecałym roku awansowałam na szefa placówki. Czułam się spełniona i szczęśliwa, a kiedy zostaliśmy z Marcinem parą, wydawało mi się, że żyję w bajce. Miałam wszystko, o czym zawsze marzyłam.

Poznaliśmy się w taki banalny sposób… Wpadłam na niego podczas zakupów na targu, a on rozsypał reklamówkę pełną jabłek. Zbierałam te nieszczęsne owoce i prosiłam Boga, aby zatrzymał czas, ale nie zatrzymał. Bóg zrobił coś o wiele lepszego, przedziurawił moją siatkę i rozsypał trzy kilogramy śliwek. Zbieraliśmy więc śliwki, a potem Marcin zapytał, czy mam ochotę zjeść z nim jabłko w parku obok. Pół roku późnej wzięliśmy ślub. W podróż poślubną pojechaliśmy do Kazimierza. Miesiąc pełen miłości i szczęścia w miejscu stworzonym na snucie marzeń. Mieszkaliśmy u sympatycznego staruszka, który wynajął nam chatę pod strzechą. Był niesamowicie mądrym człowiekiem i do tego niezwykle serdecznym. Popołudniami pijaliśmy razem kawę na tyłach wynajmowanego przez nas domku, gdzie mieścił się olbrzymi ogród. Otoczenie pełne kwiatów sprawiało, że kawa smakowała jak afrodyzjak. Bernard często opowiadał nam o swojej żonie, mówił, że mu ją przypominam, że tak samo odgarniam włosy z czoła i podobnie się uśmiecham. Żona Bernarda zginęła kilka lat wcześniej w wypadku samochodowym, ale on ją nadal kochał i dla niej pielęgnował ten piękny, wielki ogród. Była jesień, z podziwem obserwowałam jak Bernard codziennie wywozi z niego tony liści. Marcin mu często pomagał , mówił, że zakochał się w tym miejscu i możliwość dbania o nie, to dla niego prawdziwy zaszczyt. To był cudowny czas. Wieczorami spacerowaliśmy przeuroczymi uliczkami Kazimierza, czasami aż bałam się oddychać, by nie zburzyć tego niczym nienaruszonego szczęścia.

Kiedyś weszliśmy do pięknej galerii wis a`wis kościoła. Na półkach stało tysiące aniołów, jeden z nich przykuł szczególnie moją uwagę. Anioł miał twarz uroczej dziewczynki, Marcin spojrzał na niego i szepnął: cudownie byłoby mieć dziecko, a potem kazał go zapakować. Niestety, ekspedientka nam go nie sprzedała. Okazało się, że anioł -jedyny w swoim rodzaju- jak twierdziła, przyniósł jej syna. Wieloletni anioł, jej osobisty.

Nasz miesiąc miodowy nieuchronnie dobiegał końca. Ostatniego wieczoru Bernard zawołał nas na kolację i zapytał, czy nie chcielibyśmy kupić chaty pod strzechą. Pomyślałam: taka szansa trafia się raz na milion, mam pieniądze po ojcu, kupimy więc nasze marzenia. Tak też się stało, kupiliśmy chatę pod strzechą i tysiąc metrów ogrodu.

– Jestem spokojny - powiedział Bernard, kiedy miesiąc później finalizowaliśmy transakcję. Martwiłem się, że chatę pełną wspomnień o Helenie sprzedam komuś z przypadku. Wy jesteście gwarancją na to, że o nią zadbacie, że będzie nadal żyła. Ja nie mam już sił jej remontować, 70 lat to i tak sędziwy wiek. Mój dom po śmierci oddam kościołowi, ale chata i ta działka ma dla mnie wyjątkową wartość. Pragnę, by było w niej prawdziwe życie, pełne skrajnych emocji od miłości poprzez rozczarowania, a pewnie czasami łzy, których życzę wam jak najmniej. Ponadto rzadko zdarza się, że w tym wieku kogoś się jeszcze wpuszcza do serca, a ja was wpuszczam jak przybrane dzieci, których nigdy nie miałem, ale gdybym miał to chciałbym, aby były właśnie takie. Szczere, dobre i spontaniczne, bezgranicznie ufające miłości.

Patrzył na nas z olbrzymią ufnością. Nikt z nas nie sądził wtedy, że nasze życie tak diametralnie się zmieni, że czeka nas tyle bólu i tyle rozczarowań, że tak bardzo się pogubimy.

To było 8 lat temu, od tego czasu ani razu nie widziałam naszego domu pod strzechą. Kiedy Marcin wyjechał, czekałam aż wróci, żebyśmy pojechali razem… ale on nie wrócił, a ja nie mam siły wspominać i znowu tak mocno tęsknić. Boję się, że to miejsce mogłoby mnie zabić, chociaż czasami zastanawiam się, czy aby już nie jestem martwa.

Każdego dnia kręcę się na fotelu w gabinecie mojego biura i myślę o tym samym. Za jaką cenę? Codziennie też to moje dumanie przerywa Weronika, moja asystentka i przyjaciółka. Ktoś, kto nigdy mnie nie zawiódł.

- Cześć. Mam dla ciebie te papiery. Podpisz wyślij i posprzątaj w swoim życiu. – powiedziała jednym tchem, zamykając drzwi gabinetu.

- Nie dzisiaj, mamy jakichś klientów? – zapytałam udając zapracowaną.

- Jak to: nie dzisiaj? – krzyknęła poirytowana. - Kiedy więc? Za miesiąc? Dwa? A może za kolejny rok? Albo osiem? Do cholery skończ to raz na zawsze i zacznij żyć! Wiosna przyszła!

- To tylko słońce świeci, to nie wiosna, nie dla mnie.

- No właśnie, a kiedy będzie wiosna dla ciebie? – zapytała poirytowana i nie czekając na odpowiedź kontynuowała - On nie wróci, chociażbyś płakała, groziła, nie wiem nawet czy wróciłby gdybyś zachorowała. Ma facet tupet, wiesz, zmarnował ci osiem najpiękniejszych lat w życiu i jeszcze śmie zapewniać o tym, że cię kocha. Ale jeśli kocha, to pytam cię Julka, gdzie on teraz jest? Przecież dzisiaj obchodzisz trzydzieste piąte urodziny. Jakoś nie widzę tutaj tego zakochanego palanta.

- Starczy, starczy Weronika, daj mi spokój – krzyknęłam nerwowo. Jej słowa kłuły jak pokrzywy. Mimo to, choć bardzo chciałam, nie mogłam być na nią zła. W głębi serca wiedziałam, że on już nie wróci. Z drugiej strony coś mówiło mi: walcz o twoją miłość, twoje życie.

- Nie mogę, Weronika, rozumiesz? Nie mogę – odparłam po chwili już całkiem spokojnie.

- Nie możesz – powtórzyła. - Nie możesz do niego jechać, bo nie dadzą ci wizy, nie możesz go tu ściągnąć, bo on nie chce wrócić. Ale dlaczego nie możesz wziąć rozwodu? Tego nie wiem.

- Bo go kocham – odparłam

- Kochasz? Po ośmiu latach nieobecności, w tym siedmiu proszenia, żeby wrócił, ty go kochasz - podsumowała cynicznie, a zaraz potem dodała – Nie, moja droga, ty nie kochasz, ty żyjesz wspomnieniami, sztucznie podtrzymujesz przy życiu uczucie, które już dawno powinnaś pogrzebać. Nie możesz kochać kogoś, kogo nie znasz. Przykro mi to stwierdzić, ale po tylu latach nieobecności nie możesz znać swojego męża. To obcy człowiek. Od ośmiu lat wycieram twoje łzy, od ośmiu lat próbuję zrozumieć człowieka, którego nienawidzę, bo złamał życie mojej przyjaciółce. I wiesz co, mam dosyć! Zrób coś z tym albo kup sobie paczkę chusteczek, bo ja i mój rękaw wysiadamy z tego pociągu.

Drzwi trzasnęły, Weronika znikła a ja postanowiłam powspominać. Przypomniałam sobie początek, chwilę, w której Marcin oświadczył mi, że ma szansę na pracę w Stanach. Mówił, że nie chce mnie zostawiać, ale to tylko na rok, że potem będzie mu łatwiej znaleźć w Polsce lepszą pracę, że taki staż za granicą to olbrzymi atut. Zgodziłam się, pomyślałam, że rok szybko minie, że chcę, aby miał szansę na samorealizację.

Tę jakże trudną dla nas decyzję postanowiliśmy uczcić w pięknej restauracji tuż za rogiem naszego domu. Mój mąż kupił mi wtedy tuzin róż od ulicznej kwiaciarki. Miały kolor dojrzałego miodu, pachniały miłością i zbliżającą się ukradkiem jesienią. Czasami zamykam oczy, by jeszcze raz przeżyć tę chwilę, ale choć bardzo się staram, nie pamiętam ich zapachu. Zabawne, taki cudowny moment, a stanowił początek końca.

Moje wspominki przerwał telefon. Na komórce wyświetliło się imię mojego męża. No tak, przecież jeszcze nie dzwonił z życzeniami.

- Witaj kochanie, dzwonię, by złożyć ci życzenia – powiedział jakbyśmy widzieli się wczoraj.

- Halo Julia, jesteś? Julia?

- Jestem.

- No, co tam kotku, gdzie będziesz świętować?

- Marcin, chcę rozwodu – powiedziałam z determinacją w głosie.

- Słucham?

- Chcę rozwodu, pytałam prawników, w sytuacji kiedy jesteś tak długo poza granicami kraju, nie powinno być z tym problemu, prześlę ci papiery pocztą. Proszę, zapoznaj się z nimi.

- Ale Julia, jak możesz?

- Jak co mogę?

- A co z naszym małżeństwem?

- Jakim małżeństwem? Nie widzieliśmy się osiem lat, nie ma już naszego małżeństwa.

- Kochanie, już niedługo wrócę, obiecuję. Ale wiesz przecież, że wiza skończyła mi się już dawno i kiedy teraz zdecyduję się na powrót, to już nigdy mnie do Stanów nie wpuszczą.

- A po co ci tam być? – zapytałam ze łzami na końcu nosa.

- Jak to po co, przecież zarabiam tutaj więcej niż ty w Polsce, choć prowadzisz własny interes.

- Nie chcę tych pieniędzy, od pięciu lat nie wzięłam z nich złotówki. Jutro zrobię przelew, zwrócę ci wszystko co do grosza. A pieniądze, za które wybudowałam dom… Cóż, sprzedam kazimierską chatę i w ten sposób spłacę i dom.

- Oszalałaś! – krzyknął wściekły

- Nie, po prostu nie mam już sił na takie życie.

- Nigdy nie zgodzę się na rozwód, kocham cię.

- Żegnaj Marcinie.

Do oczu napływały mi łzy, dostałam gęsiej skórki na całym ciele. Jak mogłam to powiedzieć, pytałam samą siebie. Czułam się tak, jakbym zabijała w sobie to, co ma dla mnie największą wartość. Nigdy nie byłam jeszcze tak samotna. Pomyślałam, że jestem zupełnie sama na tym wielkim świecie, że nikogo już nie mam. Zastanawiałam się, co by powiedziała moja mama, gdyby żyła. Nie miałam siły dalej pracować, zadzwoniłam więc do Weroniki.

- Powiedziałam Marcinowi, że chcę rozwodu. Właśnie wychodzę z firmy, proszę, dopilnuj wszystkiego.

- Tak, oczywiście. Julka zobaczysz, wszystko się teraz ułoży – powiedziała z wyraźnym entuzjazmem w głosie, co spowodowało, że się rozłączyłam.

Wyłączyłam telefon i zastanawiałam się, co się ma ułożyć, pewnie za kilka miesięcy oficjalnie zostanę rozwódką, więc co do cholery ma się ułożyć?

***

Kiedy dojechałam do domu, na podjeździe stał mały kotek. Pomyślałam, że jest tak samo samotny jak ja. Bez żadnych perspektyw na kogoś naprawdę bliskiego. Wzięłam więc kociaka do domu, teraz mieszkają tutaj dwie samotne istoty, mające świadomość, że nie są jednak same. Zabawne.

- Mam urodziny kotku, więc może poświętujemy? Naleję ci miseczkę mleka i zrobię sobie kawę. Taką, jaką lubię najbardziej: sypaną z dodatkiem cynamonu. Niech chociaż na chwilę zapachnie szczęściem.

Dom wypełnił się zapachem cynamonu i kawy, ale nie przyniósł mi uczucia szczęścia, raczej spowodował nagły atak płaczu, z którego jednak szybko przyszło mi się pozbierać, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.

-Pani Julia Dobrzańska? – spytał stojący w drzwiach kurier.

- Już niedługo – odparłam.

- Słucham? – zapytał zdziwiony.

- Nie, nic ważnego, to ja słucham pana.

- Mam dla pani przesyłkę.

- Przesyłkę?

- Tak, to kwiaty, proszę podpisać, zaraz wyjmę z samochodu.

- Kwiaty, kwiaty na dowód, że wróci, tylko za ile lat? Proszę powiedzieć, że nie przyjęłam.

- Na pewno? To….

- Wiem, piętnaście miodowych róż.

- Nie, pięćdziesiąt białych róż.

- Słucham? Pięćdziesiąt białych róż? – spytałam z niedowierzaniem. - Od kogo są te kwiaty?

- Przesyłkę nadał nijaki pan Bernard Mech. To jak, przyjmuje pani?

- Tak, oczywiście przyjmuję.

- Kobiety, kto was zrozumie? – powiedział kręcąc wymownie głową, a następnie wręczył mi olbrzymi bukiet i życzył miłego dnia. Stałam z tymi różami jak kołek chyba jeszcze przez najbliższe piętnaście minut. A potem poczułam, że ciążą, więc zaczęłam rozpaczliwie szukać wazonu. Kiedy w końcu udało mi się go znaleźć, był za mały, więc ponownie się rozpłakałam. Wtedy zauważyłam bilecik, a na nim słowa:

- Niech wiosna trwa wiecznie. Bernard.

Zawołałam do Boga, by dał mi siły, ale nie odpowiadał. Tylko po cichu, jakby na paluszkach, podszedł do mnie ten wychudzony kociak, łasił się, jakby chciał dać mi nadzieję w tym dniu bez nadziei.

Usnęłam, obudziła mnie dopiero Weronika.

Julka, - krzyczała nerwowo - co ty robisz na podłodze?

- Śpię?

Dlaczego na miłość boską na podłodze? A… no tak, rozumiem - powiedziała patrząc na kwiaty. - Widzę, że tym razem się szarpnął, już nie piętnaście róż, ale cały ogród.

- Daj spokój, nie są od Marcina.

- Nie? A od kogo i co ty robisz na podłodze? Masz cztery sypialnie w tym domu.

- Od Bernarda.

- Kto to jest Bernard?

- No nie patrz na mnie z takim zdziwieniem, nie mam kochanka.

- To akurat szkoda.

- Tak, szkoda.

- Powiesz mi, kim jest Bernard?

- To ten staruszek, od którego kupiliśmy chatę w Kazimierzu. Chyba muszę tam pojechać.

- Do Kazimierza? Po co?

- Chcę sprzedać chatę, żeby spłacić połowę domu Marcina.

- Zatrudnij kogoś od nieruchomości.

- Nie, i tak zawiedliśmy Bernarda. Ta chata była dla niego ważna. Sprzedał ją nam, bo wierzył, że o nią zadbamy. Nie mogę tego tak załatwić.

- Daj spokój, minęło osiem lat, dostałaś nieźle w kość, nic nikomu nie jesteś winna.

- Weronika, no co ty? - Nie poznaję cię. Mam tylko ciebie na tym świecie, nigdy nie byłaś zimną i bezwzględną zołzą. Ty powinnaś najlepiej rozumieć, że muszę to osobiście załatwić. Weronika? Słuchasz mnie? – zapytałam, bo Weronika stała się jakby nieobecna.

- Tak, tak, słucham – odpowiedziała wyraźnie zamyślona.

- Zbladłaś, coś się stało?

- Nie. – powiedziała bardzo stanowczo, a zaraz potem dodała - To znaczy nie wiem, to znaczy nie.

- Dziwnie się zachowujesz, wstaw proszę te kwiaty do wody, a ja zrobię nam herbatę.

-Zostaniesz dzisiaj na noc?

- Tak, oczywiście - odpowiedziała jakby nieobecna.

- Na pewno nic ci nie jest? – dopytywałam zdziwiona jej zachowaniem.

- Nie. Zrób tę herbatę.

Poczułam nagłą ulgę, nawet pomyślałam, że dam radę, że może jeszcze kiedyś będę szczęśliwa. Wtedy usłyszałam straszny krzyk Weroniki i dźwięk tłuczonego szkła.

- Cholera jasna, co tu jest grane – wrzeszczała .

Głos dobiegał z piętra, więc pobiegłam tak szybko, że prawie połamałam nogi. W łazience u góry dostrzegłam moją przyjaciółkę siedzącą wśród szkieł na podłodze.

- Julka, ktoś podrzucił ci kota. O mało zawału nie dostałam. – powiedziała na widok mojego nowego przyjaciela.

- To mój kot.

- Jak to: twój kot? Skąd? Od kiedy?

- Znalazłam go pod bramą, pomyślałam, że jest tak samo samotny jak ja i wzięłam.

- Przecież ty masz uczulenie na koty.

- E, jakoś to będzie.

- Oszalałaś.

- No, jedno jest pewne, kwiaty trzeba będzie włożyć do słoika – podsumowałam.

Cała ta sytuacja wydała mi się nawet zabawna, roześmiałam się więc, ale Weronika nadal była jakoś dziwnie daleko. Jak gdyby nie do końca ona.

- Daj spokój, stoisz nad tym wazonem jakbyś zbiła co najmniej wazę z dynastii Ming. Nic się nie stało. Chodź już, herbata stygnie – powiedziałam wskazując na drzwi.

- Julka, jesteś pewna, że chcesz tam jechać? –zapytała popijając herbatę.

- Tak. Jak niczego na tym świecie.

- Widzisz, w takim razie muszę ci coś powiedzieć. – stwierdziła i nerwowo przeczesała włosy. - Kiedy Twoja mama umierała, dała mi dla ciebie list, powiedziała też co w nim jest. Poprosiła, bym dała ci go w odpowiednim czasie, kiedy przestaniesz już rozpaczać po jej stracie i kiedy, no nie wiem… kiedy będzie czas.

- List? Co w nim jest?

- Masz brata Julka. On mieszka w Kazimierzu.

- Co?

- Masz brata – powtórzyła.

- Mam brata, a ty nic mi nie powiedziałaś? Jak mogłaś? – pytałam podenerwowana.

- Nie wiem, po prostu nie wiedziałam czy już czas.

- Weronika, minęło pięć lat od kiedy mama odeszła. Tyle razy żaliłam ci się, że jestem sama na tym świecie.

- Nie sama. Ze mną – sprostowała stanowczo.

- Do cholery, wiesz o co mi chodzi! – wykrzyknęłam.

- O co Julka, o krew?

W tonie głosu Weroniki słychać było oburzenie moją reakcją. Ale w tym momencie zupełnie mnie to nie obchodziło, myślałam tylko o tym, co jest w liście.

- Daj mi list. Masz go tutaj? Daj mi ten list – krzyczałam.

- Kocham cię, Julia – powiedziała ze spokojem w głosie. - Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam, nie chciałam cię skrzywdzić. Myślałam, że skoro twoja mama tak długo żyła z tą tajemnicą, to musiała mieć powód. Nie chciałam też fundować ci wspomnień o Marcinie. Przepraszam.

- Nieważne, daj mi proszę ten list.

Sięgnęła do torebki i podała mi nieco zżółkniętą kopertę, a potem stwierdziła, że położy się spać i wyszła.

Trzymałam kopertę, która miała zmienić moje życie. Kopertę, która była gwarancją na istnienie bliskiego mi człowieka. Człowieka, o którym nie miałam pojęcia, ale za którym zawsze tęskniłam. Trzęsły mi się ręce, chciałam otworzyć list, a jednocześnie bałam się. Po godzinie bicia się z myślami udałam się do sypialni Weroniki.

- Coś nie tak? – zapytała z zatroskaniem w głosie.

- Nie mogę sama. Przeczytasz mi?

- Jesteś pewna, że nie chcesz tego zrobić sama?

- Nie mogę, przeczytaj, proszę.

Weronika szybkim ruchem otworzyła kopertę. Poprosiła, bym usiadła w fotelu, a potem głośno i wyraźnie zaczęła czytać.

Zapraszamy do skorzystania z oferty naszego wydawnictwa.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: