Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kocham Rzym - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
4 sierpnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kocham Rzym - ebook

A weekend w Rzymie miał być taki romantyczny…

Świat haute couture to nie tylko glamour i piękne ubrania. To także bezwzględny biznes. Intrygi, nieczyste zagrania, trzeba być czujnym. Jednak wybierając się na weekend do Rzymu, Catherine Lambert, przebojowa prawniczka z paryskiego domu mody, myśli tylko o romantycznym weekendzie z ukochanym. Tymczasem zamiast rozkoszować się winem, dobrym jedzeniem, słońcem i miłością, musi stawić czoła włoskiej mafii stojącej za podróbkami kreacji Diora, które Catherine przypadkiem  właśnie odkryła... To może skończyć się źle! Na szczęście nasza bohaterka ma wiele szczęścia i... przystojnego anioła stróża w postaci pewnego młodego architekta!

Isabelle Laflèche – przez wiele lat pracowała jako prawniczka w Nowym Jorku, Tornto i Montrealu. Dziś pisze książki i pracuje w branży modowej. Na łamach magazyny „Clin d’oeil publikuje artykuły poświęcone kulturze i modzie. Współpracuje także z magazynem internetowym dla mężczyzn Dandyblog.com. Dwie poprzednie powieści kanadyjskiej autorki – Kocham Nowy Jork i Kocham Paryż – były międzynarodowymi bestsellerami. Kocham Rzym właśnie trafia do księgarń

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-05878-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

— Co powiesz na romantyczny weekend we dwoje, ma chérie? — pyta Antoine, spoglądając na mnie znad stolika w Les Deux Magots, jednej z moich ulubionych kafejek na lewym brzegu Sekwany.

Rozsiadłam się wygodnie na krześle z widokiem na bulwar Saint-Germain i czytam weekendowe wydanie „Madame Figaro”, skubiąc tartę tatin. Coniedzielne wizyty w kawiarni stały się elementem naszego weekendowego rytuału i stanowią miłą odmianę po pracowitym tygodniu. Patrzę na Antoine’a i ujmuję jego dłoń. Zaczyna bawić się moim pierścionkiem od Diora, tym z napisem „oui”, który dał mi w prezencie, kiedy przeprowadziłam się z powrotem do Francji.

— Brzmi bosko, mon amour. Jakieś pomysły?

— Rzym. — Unosi ray-bany i puszcza do mnie oko.

Natychmiast się ożywiam. Przypominają mi się słowa Iris Apfel, bliskiej memu sercu amerykańskiej ikony stylu: „W chwili, gdy postawiłam stopę na włoskiej ziemi, poczułam się, jakbym wróciła do domu. Moim zdaniem Włosi są bardziej stylowi niż Francuzi… Italia to bardzo podniecające miejsce”. Podróż do zmysłowego, kolorowego kraju — oto, czego pragnie moja dusza i potrzebuje nasz związek.

Mamy za sobą z Antoine’em okres wzlotów i upadków podczas mojego niedawnego śledztwa w sprawie podróbek. Kosztowało mnie ono mnóstwo czasu i energii, że nie wspomnę już o grożącym mi niebezpieczeństwie. Weekendowy wypad we dwoje dobrze nam zrobi. Poza tym Antoine jest mistrzem, jeśli chodzi o tego typu eskapady. Wciąż z rozmarzeniem wspominam podróż do Granville w Normandii, którą zorganizował na zakończenie mojego pierwszego tygodnia pracy u Diora, żebym mogła odwiedzić dom rodzinny projektanta. Na myśl o tym wyjeździe, a zwłaszcza jego bardziej pikantnych momentach, rumieniec wypełza mi na policzki.

— Słyszałem w kancelarii o nowym hotelu w Rzymie. Podobno jest tam jakiś supermodny klub i fantastyczne pokoje. Z wielką chęcią cię tam zabiorę.

Zaskoczona odkładam magazyn. Modny hotel? Klub? Przecież Antoine nie przepada za tego typu miejscami. Ma dość osobliwe upodobania — woli hotele, które tchną szczególnym urokiem albo mogą się poszczycić bogatą historią. Nie zależy mu na tym, żeby się popisywać i bywać w modnych lokalach. To jedna z rzeczy, które tak w nim lubię. Jeśli któreś z nas jest zwierzęciem klubowym, to raczej ja — dzięki mojemu zawsze trzymającemu rękę na pulsie asystentowi Rikashowi, który rozkwita, gdy może wręczyć kluczyki do samochodu boyowi i usiąść w sektorze dla VIP-ów. Zaczyna kiełkować we mnie podejrzenie, że propozycja Antoine’a to objaw kryzysu wieku średniego, szybko jednak odpycham od siebie tę myśl. Przecież gdyby tak było, nie zabierałby mnie ze sobą, prawda?

Ponieważ milczę i patrzę na niego ze zdziwieniem, odgaduje, że nie jestem przekonana.

— O co chodzi, Catou? Nie lubisz Rzymu? Możemy się wybrać gdzie indziej. — Sprawia wrażenie rozczarowanego i odrobinę urażonego.

Spuszczam głowę, zawstydzona, że tak go zgasiłam i storpedowałam spontaniczną inicjatywę. Czuję się stara niczym rzymskie katakumby.

— Non! Nie zrozum mnie źle, z rozkoszą polecę z tobą do Rzymu! Zdziwiło mnie tylko, że wybrałeś taki hotel, to wszystko. Zwykle wolisz mniej rozrywkowe miejsca. Nie miałam pojęcia, że lubisz nocne życie.

— Doszedłem do wniosku, że odrobina różnorodności dobrze nam zrobi. Poza tym w kancelarii wszyscy się tym hotelem zachwycają. — Składa gazetę i upija łyk czerwonego wina.

Choć zgadzam się, że podróż do Włoch podniosłaby nieco temperaturę w naszym związku, fakt, że rekomendacje pochodzą od moich byłych kolegów z Edwards & White, międzynarodowej firmy prawniczej, w której rozpoczynałam karierę (to w jej nowojorskim oddziale poznałam Antoine’a), sprawia, że spoglądam na pomysł raczej obojętnie. Robię głęboki wdech i gryzę się w język, żeby uniknąć kłótni o drobiazgi.

— Sam jesteś świetnym organizatorem. Naprawdę potrzebujesz, żeby ktoś ci doradzał? Uwielbiam twoje pomysły.

— Możemy się wybrać, dokąd tylko chcesz, ma chérie. — Bierze moją dłoń i całuje czubki palców, co sprawia, że natychmiast mięknę.

Zmieniam zdanie. Skoro Antoine ma ochotę na clubbing, to pourquoi pas? Ostatni raz widziałam, jak podryguje na parkiecie na weselu mojej przyjaciółki Lisy na południu Francji. I mogę stwierdzić jedno: na pewno przydałoby mu się nieco praktyki.

— Wybacz, mon ange — grucham czule. — Rzym brzmi cudownie. Będę mogła podpatrzeć najnowsze trendy w modzie. — Pochylam się nad stolikiem, żeby go pocałować. — Nie mogę się doczekać. Kiedy lecimy?

Cieszę się zwłaszcza z tego, że udało mu się znaleźć czas na ten wypad właśnie teraz, bo wiem, że ma w kancelarii mnóstwo pracy w związku z pewną dużą transakcją.

— Zadzwonię do biura podróży i sprawdzę, jak szybko możemy zarezerwować miejsca.

Wstaje od stolika i wybierając numer w komórce, wychodzi na gwarną ulicę. Jedną rękę trzyma nonszalancko w kieszeni spodni. Wygląda jak chłopiec z dobrego domu, nic więc dziwnego, że przyciąga wzrok kilku ślicznych paryżanek siedzących nieopodal. Jednak gdy tylko napotykają moje spojrzenie, od razu wracają do swoich limonades.

Kilka minut później Antoine zjawia się z szerokim uśmiechem, całuje mnie w czoło i odkłada telefon na stolik.

— Wszystko załatwione, wylatujemy w przyszły piątek. Tylko ty, ja, trzy dni laby i włoski skwar. — Patrzy na mnie tak, że aż czuję ciarki na plecach.

Przytulam policzek do jego policzka. Wyczuwam odurzający zapach wody kolońskiej Musc Ravageur. Rozmarzona zaczynam planować, co spakuję. Na pewno bieliznę od Chantal Thomass, jakieś zmysłowe perfumy i nową jedwabną halkę Sabbia Rosa, tę pistacjową. Antoine czyta w moich myślach.

— Tylko nie zaprzątaj sobie głowy tym, co zabrać, ma chérie. Jedzenie będziemy raczej zamawiać do pokoju. Nie zamierzam go za często opuszczać. — Całuje mnie namiętnie, a ja czuję się jak Anita Ekberg w objęciach Marcella Mastroianniego w filmie Słodkie życie.

Oddycham z ulgą. Wygląda na to, że nocne klubowe życie nie będzie głównym punktem naszego programu. Będziemy się oddawać także innym ziemskim rozkoszom. Bardzo mi to odpowiada, grazie molte.

Pałaszujemy na spółkę talerzyk miniaturowych makaroników i pianek guimauve w kolorze mięty, a gdy wychodzimy na bulwar Saint-Germain, Antoine zarzuca mi płaszcz na ramiona. W kawiarniach panuje tłok, pełno w nich zatopionych w ożywionej rozmowie paryżan i dzieci dopraszających się smakołyków. Z kuchni i okien mieszkań unoszą się kuszące zapachy francuskich potraw. Zamiast iść prosto na najbliższą stację metra, Antoine prowadzi mnie w stronę Sekwany i wskazuje jakiś punkt w oddali.

— Chciałbym ci coś pokazać — mówi.

Spacerowym krokiem idziemy rue Bonaparte, trzymając się za ręce, a potem wzdłuż rzeki w kierunku katedry Notre Dame. Wreszcie docieramy do Pont de l’Archevêché, popularnego mostu dla pieszych. Paru malarzy rozstawiło sztalugi, by wykorzystać wspaniały widok na katedrę. Jest kilka par, które robią sobie zdjęcia, i grupka nastolatków leniwie przerzucających się uwagami. Stajemy pośrodku, by podziwiać panoramę.

— Nigdy nie mam dość tego widoku. Cudowny, prawda?

— Tak samo jak ty, ma chérie.

Całuję go namiętnie i powoli ruszamy w stronę domu, trzymając się za ręce i śmiejąc się jak para beztroskich nastolatków. Paryż — ten ze zdjęć Doisneau, z Moulin Rouge, Folies-Bergère, niezliczonymi ekskluzywnymi butikami z bielizną i słynnymi kurtyzanami — zawsze uchodził za najbardziej romantyczne miasto świata. Na nasz Paryż składają się natomiast cotygodniowe wizyty w Musée de la Vie Romantique, nieoczekiwany pocałunek, zapach uwodzicielskiej wody kolońskiej Antoine’a, ciepło jego ciała i od czasu do czasu wizyta w Hôtel Amour. A gdy w naszym mieszkaniu przy rue du Bac gasną światła i mój ukochany składa mi na ustach pocałunek strzelisty jak wieża Eiffla, czuję się bezkresna niczym rozległe niebo nad tym miastem światła.ROZDZIAŁ DRUGI

„Mówiłam, że będę gotowa za pięć minut, więc przestań mi zawracać głowę co pół godziny”, zirytowała się kiedyś Marilyn Monroe. To samo czuję na widok Antoine’a, który stoi przy drzwiach ze skórzaną torbą podróżną na ramieniu. W prostym czarnym garniturze, białej koszuli i skórzanych półbutach wygląda bardzo elegancko.

— Jesteś gotowa, Catou? Nie chcę się spóźnić na samolot. — Niecierpliwie tupie i ta dodatkowa presja sprawia, że zaczynam się pocić.

Wprawdzie radził mi nie brać zbyt wielu rzeczy, ale i tak się napracowałam, żeby wybrać idealną garderobę na nasz wypad do Rzymu. Bo choć można wyrwać dziewczynę z Diora, nie sposób wyrwać Diora z dziewczyny. Wzięłam ze sobą klasyczny trencz, śnieżnobiałą koszulę i długą spódnicę w stylu Audrey Hepburn, kilka vintage’owych sukienek, prostą czarną wieczorową suknię, dżinsy i parę swetrów z kaszmiru. Dorzuciłam do tego czółenka od Diora, seksowne szpilki i francuską bieliznę, bien sûr.

Na drogę ubrałam się w zestaw inspirowany gelati, czyli włoskimi lodami: spodnie z jasnoróżowej i kremowej wełny, kremowy jedwabny sweterek i beżowe baleriny.

Antoine bierze moją walizkę i idzie do drzwi.

— Poczekaj! Muszę jeszcze spakować kosmetyki! — wołam spanikowana.

Mimo że my, Francuzki, bardzo się staramy, żeby tego nie było widać, rzadko ruszamy się z domu bez całej baterii czarodziejskich eliksirów i środków do pielęgnacji urody.

— Za pięć minut mam telekonferencję. Będzie co najmniej dwadzieścia osób. Nie mogę się spóźnić. Może spotkamy się na lotnisku? W ten sposób zdążysz się spakować. Weź limuzynę, a ja złapię taksówkę.

Wobec tak nieromantycznego obrotu rzeczy rzednie mi mina. Tyle w temacie dodawania pikanterii naszemu życiu miłosnemu. Czuję się, jakbym leciała na romantyczny weekend z Warrenem Buffettem.

Antoine widzi rozczarowanie malujące się na mojej twarzy.

— Przykro mi, Catou, ale nic na to nie poradzę. Jestem w trakcie ważnych negocjacji i w drodze na lotnisko muszę wyjaśnić kwestie finansowe, które wyskoczyły w ostatniej chwili — mówi zaaferowanym, znanym mi aż za dobrze tonem. — Wiesz, jak to jest. Mam nadzieję, że nie weźmiesz mi tego za złe, ma chérie. — Całuje mnie w czubek głowy. — Do zobaczenia niebawem. — Wybiega na klatkę.

Wreszcie oddaję bagaż kierowcy i opadam na miękkie skórzane siedzenie. Mieliśmy razem spędzić spokojny dzień w podróży. Nie po to brałam wolny piątek, żebyśmy po drodze uczestniczyli w telekonferencjach albo jechali na lotnisko dwoma samochodami. Próbuję spojrzeć na sytuację z jaśniejszej strony: kiedy Antoine upora się z problemem, resztę weekendu będziemy mieli tylko dla siebie.

Gdy samochód wjeżdża na autostradę, uświadamiam sobie, że praca w branży mody, wśród pełnych pasji artystów, sprawiła, że lata spędzone w Edwards & White wydają mi się dziś bardzo odległe. Już nie muszę starać się upchnąć w grafiku spotkań, które wypadły w ostatniej chwili, ani harować całą dobę, by dotrzymać niemożliwych terminów. Widok Antoine’a w wirze pracy dla wielkiej finansjery sprawia, że zaczynam się zastanawiać, czy przepaść między naszymi światami zbytnio się nie pogłębia. Wyglądam przez okno, żeby otrząsnąć się z czarnych myśli. Postanawiam skupić się na hojnej naturze ukochanego i weekendzie, który nas czeka. Uwielbiam bystry umysł Antoine’a — to właśnie jego intelekt sprawił, że się nim zainteresowałam. Dzięki temu, że pracujemy w różnych branżach, mamy o czym rozmawiać, a to na dłuższą metę pozwala podtrzymać ogień w związku.

Samochód skręca i moje myśli powoli odpływają w stronę pracy. Z ulgą przypominam sobie, że większość pilnych spraw udało mi się zamknąć przed wyjazdem. Na szczęście ze względu na to, że ostatnio bardzo dużo pracowałam, mój szef Frédéric Canet wspaniałomyślnie zaoferował, że zajmie się kilkoma drobiazgami. Chyba on też uznał, że weekend w Rzymie dobrze mi zrobi.

Frédéric niedawno zaproponował, żebym razem z moim asystentem Rikashem zajęła się rozwijaniem działalności Diora za granicą. Ze względu na uczuciowe zawirowania w moim związku wciąż nie dałam mu odpowiedzi. Nie chcę, żeby odległość i przedłużające się rozstania naraziły na szwank moją relację z Antoine’em. Myślę, że romantyczny weekend z dala od Paryża pozwoli nam rozważyć wszystkie za i przeciw.

Wyciągam z torebki iPoda i włączam Fly Away Lenny’ego Kravitza. Ten kawałek wprawia mnie w odpowiedni nastrój — zapominam o wszystkich dużych transakcjach i propozycjach pracy w egzotycznych krajach. Pozwalam, żeby muzyka ukołysała mnie i wprowadziła w stan odprężenia.

Na lotnisku ruszam do stanowiska Air France dla pasażerów klasy biznesowej. Tam szybko przechodzę odprawę i zostaję skierowana do poczekalni, gdzie mam się spotkać z Antoine’em. Francja z całą pewnością opanowała sztukę eleganckiego podróżowania: wszyscy pasażerowie klasy biznes mają do dyspozycji miękkie kaszmirowe koce, zdrowe przekąski i butelki wody Jean-Paul Gaultier.

Wystrój wnętrza poczekalni jest minimalistyczny, a oświetlenie sprawia, że człowiek ma wrażenie, jakby otulał go kokon. Biorę kilka magazynów z modą, przepyszne ciasteczka i zamawiam cappuccino, będąc myślami już przy naszej romantycznej eskapadzie. Nie mogę się doczekać spacerów po wspaniałych ogrodach Villa Borghese, niespiesznych lunchów w kawiarnianych ogródkach i pocałunków kradzionych nieopodal Koloseum. Zważywszy na moją namiętność do mody, perspektywa zakupów przy via Condotti i na rozmaitych pchlich targach również przedstawia się obiecująco.

W oczekiwaniu na Antoine’a postanawiam przypudrować nos. Mojej zmęczonej twarzy na pewno przyda się pomoc. Spoglądając w lustro, próbuję zamaskować cienie pod oczami za pomocą balsamu cytrusowego firmy Aesop, polecanego przez Inès de La Fressange. Ta wyrocznia mody ponoć nigdy nie wybiera się bez niego w podróż. Nakładam grubą warstwę i moja wycieńczona skóra natychmiast ożywa, zmarszczki znikają, a ja znów przypominam siebie. Cierpki, energetyzujący zapach cytrusów pobudza wszystkie zmysły i sprawia, że jestem gotowa na miłość. Może nawet udałoby mi się skusić Antoine’a na jakieś szaleństwo w samolocie. W końcu życie jest krótkie, więc pourquoi pas?

Muskam różem policzki — à la Diana Vreeland, ikona stylu z dawnych lat i naczelna „Vogue’a” — i to dodaje mi pewności siebie. Jestem gotowa zrealizować swój nieprzyzwoity plan. Dla zwiększenia efektu pociągam usta szkarłatną szminką i w rezultacie uzyskuję wygląd femme fatale z lat czterdziestych. Odrobina Bas de Soie Serge’a Lutensa za uszami i jeśli to nie skusi mężczyzny, którego kocham, to już nic tego nie zrobi. Wychodzę z toalety ożywiona, odświeżona i tryskająca energią.

Wracam do poczekalni we frywolnym nastroju i widzę, że Antoine’a wciąż nie ma. Próbuję się nie martwić — pewnie chce skończyć telekonferencję przed wylotem. Ponieważ światło jest przygaszone, siadam i zamykam oczy, obmyślając szczegóły naszej wyprawy i sposób, w jaki zrealizuję swój nieprzyzwoity plan.

Kilka minut później czuję, jak ręka, zapewne Antoine’a, uspokajająco dotyka mojego ramienia. Nie odwracając się do niego, zamykam oczy i przybieram figlarny ton, żeby stworzyć odpowiednią atmosferę.

— A teraz, mon chéri, spraw, żebym się znalazła w siódmym niebie. Mów do mnie po włosku. I nie bój się świństw.

Antoine świetnie zna włoski. W college’u przeszedł rozszerzony kurs i zawsze, kiedy słyszę jego nienaganny akcent, dosłownie miękną mi nogi. Lubię też, jak nosi się w stylu eleganckiego mediolańczyka, uwielbiam jego kolorowe kaszmirowe swetry i ręcznie robione skórzane buty. Przypomina mi się wtedy moja pierwsza podróż do Włoch, kiedy razem z mamą pojechałyśmy kupować tkaniny we Florencji. Ona przeczesywała sklepy w poszukiwaniu kosztownych materiałów, a ja gapiłam się na miejscowych przystojniaków. To był bardzo udany wyjazd.

Oczy wciąż mam zamknięte, dlatego tylko wyczuwam, że Antoine przysuwa się bliżej. Na myśl o tym, że moje erotyczne fantazje już niedługo się spełnią, czuję cudowne podniecenie. Kiedy wreszcie przerywa ciszę, moje ciało aż pulsuje. Niestety słowa, które szepcze mi do ucha ktoś mówiący po włosku z nieprzyjemnym angielskim akcentem, wcale nie są romantyczne i nie mają nic wspólnego z seksem ani z miłością.

— Giorgio Armani, Dolce & Gabana, Roberto Cavalli…

Natychmiast rozpoznaję ten głos. Otwieram szybko oczy i widzę tuż obok twarz mojego asystenta Rikasha. O nie, au secours! Pomocy!

— Co ty, u diabła, tu robisz? — Zrywam się z miejsca.

— Buon giorno, principessa!

Potrzebuję trochę czasu, żeby oswoić się z tym widokiem. Owszem, jestem przyzwyczajona do obecności Rikasha, ale przecież nie tu. I nie w tej chwili.

— Też lecisz do Rzymu? Z nami?

Mój mózg pracuje jak oszalały. Czyżby Antoine zaprosił Rikasha, żeby mi zrobić niespodziankę? Jeśli tak, to się boję. Skąd ten pomysł? Zaczynam się martwić, że to może faktycznie kryzys wieku średniego. Niepokoi mnie też kwestia orientacji seksualnej ukochanego.

Rikash uśmiecha się i poprawia jedwabną poszetkę. Wstaje i okręca się wokół własnej osi, żeby zademonstrować elegancki zestaw: czerwone spodnie, lniana marynarka — beżowa i bardzo szykowna — musztardowa poszetka oraz dobrane pod kolor jedwabne skarpetki. Jak zwykle odrobił pracę domową i jest świetnie zorientowany w trendach obowiązujących we włoskiej modzie.

— Tak, skarbie, lecę! Nie cieszysz się?

Szczerze mówiąc, do radości to mi w tej chwili bardzo daleko. Jestem raczej zdezorientowana, zaniepokojona i rozczarowana.

Rikash ujmuje mnie za ręce i trzyma przez chwilę, patrząc mi w oczy. Czuję, że kroi się coś niedobrego.

— Kochanie, obawiam się, że źle to ujęłaś. Lecę do Rzymu nie z wami, tylko… z tobą.

Widzi, że jestem zawiedziona, rozgoryczona i mocno wkurzona. Podejrzewam, że moja twarz przybiera odcień jaśniejszy niż sweter, a z nozdrzy bucha mi para jak u byka szykującego się do ataku.

— Pojawił się pewien problem w negocjacjach, więc Antoine trzymał mnie w odwodzie na wypadek, gdyby się okazało, że musi wrócić do biura. — Rikash mówi to tak lekko, jakby informował mnie, że Antoine właśnie poszedł do toalety. — I oto jestem! — Otwiera ramiona i zbliża się, żeby mnie uściskać. Podejrzewam, że taki obrót spraw bardzo go cieszy.

Mnie nie.

— Merde! Chyba żartujesz?! Antoine zaplanował zastępstwo na romantyczny wypad we dwoje? Kto w ogóle robi coś takiego?

Znów myślę o tym, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Tym razem jednak budzi to we mnie nie smutek, tylko czystą, nieposkromioną wściekłość.

Zaglądam do telefonu i widzę mnóstwo przepraszających SMS-ów i nieodebranych połączeń. Próbuję oddzwonić, ale natychmiast włącza się poczta głosowa, co tylko pogarsza sprawę. Rzucam komórkę i torebkę na skórzaną kanapę i pozwalam dojść do głosu swojej wewnętrznej Avie Gardner, która powiedziała kiedyś: „Jak wyjdę z siebie, to możesz mnie już nie znaleźć, skarbie”. Mam ochotę wsiąść do taksówki i popędzić do Antoine’a, żeby mu powiedzieć, że to idiotyczny pomysł. Tak ma wyglądać nasze życie? Z zastępstwem w odwodzie, gdy planujemy romantyczny weekend?

— Spokojnie, mon amie, tylko się nie denerwuj. — Rikash łapie mnie za ramię i okrągłymi, szerokimi ruchami ręki pokazuje, że mam oddychać. — Tobie też się to zdarzało, pamiętasz? — Ma na myśli podróż do Szanghaju, która wypadła mi w ostatniej chwili w czasach, kiedy już pracowałam dla Diora, i kilka wcześniejszych wyjazdów służbowych, jeszcze w Edwards & White.

Próbuję zastosować się do jego rady, robię głęboki wdech, przez chwilę przytrzymuję powietrze, a potem je wypuszczam. To pozwala mi powstrzymać gonitwę myśli. Pochylam się i opieram dłonie na skórzanym siedzeniu, żeby się uspokoić.

— Wiem, że każdemu może coś wypaść w ostatniej chwili. Jestem prawniczką i mnie samej takie rzeczy się zdarzały. Ale nie pojawić się na lotnisku? Tak się nie robi. — Przygryzam wargę.

— Rozumiem cię, kochanie, spójrz na to jednak z jaśniejszej strony. Masz mnie i możemy się zabawić na koszt Edwards & White. Antoine planował, że spotka się z jakimiś klientami we Włoszech, dlatego część wydatków pokryje jego firma.

— O czym ty mówisz?

Teraz czuję się już naprawdę pogubiona. Jak to możliwe, że mój asystent wie więcej o sprawach Antoine’a niż ja? Wciąż mówimy o tym samym troskliwym i uważnym człowieku, w którym się zakochałam? Wygląda na to, że Antoine jest bardziej zainteresowany potrzebami swoich klientów niż moimi. Spoglądam na Rikasha w osłupieniu. Czyżby Antoine próbował ukryć przede mną fakt, że zamierza pracować cały weekend? To dlatego chciał mnie zabrać do Rzymu? Z poczucia winy?

— Wydatki pokrywa firma? Naprawdę? — pytam, sięgając po torebkę.

Rikash kiwa głową, łapiąc oznaczoną monogramem torbę podróżną.

— W takim razie, mon cher ami, lećmy się zabawić.

Zakładam parę zabójczych szpilek Sophii Webster, okręcam szyję apaszką, biorę skórzaną kurtkę i ruszam do wyjścia ze wzrokiem wbitym przed siebie i podniesioną głową, stukając obcasami.

— To już bardziej w twoim stylu, skarbie. — Rikash klepie mnie po plecach. — Jeśli chcesz, mogę przez cały weekend zwracać się do ciebie „kiciu” — mówi słodkim głosikiem.

— Lepiej nie przeciągaj struny.

Idę przed siebie pewnym krokiem, starając się sprawiać wrażenie opanowanej, choć w środku rozpadam się na kawałki.

Rikash uśmiecha się, zakłada ogromne okulary przeciwsłoneczne i rusza za mną do wyjścia.

Moje nadzieje na weekend w stylu Felliniego legły w gruzach. W tej chwili nastawiam się na podróż pod znakiem Traviaty Verdiego, opery opowiadającej o tragicznych losach nieszczęsnej kurtyzany. Co począć, taki los.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: