Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kolorowe szkiełka: nowele i obrazki - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kolorowe szkiełka: nowele i obrazki - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 231 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

JA­RO­SŁAW VRCHLIC­KY.

Wiel­ki po­eta, dra­ma­turg, i po­wie­ścio­pi­sarz cze­ski, któ­re­go zbiór utwo­rów po­wie­ścio­wych po raz pierw­szy zja­wia się w pol­skim prze­kła­dzie w wy­da­niu książ­ko­wem, za­li­cza się nie tyl­ko do naj­więk­szych chwał li­te­ra­tu­ry cze­skiej, ale jest tak­że jed­nym z naj­więk­szych po­etów ca­łej Sło­wiańsz­czy­zny. Dro­gi jego du­cha, za­wrot­ne szczy­ty na­tchnie­nia, nie­skoń­czo­ne pa­smo uczuć i na­stro­jów, ogrom­ne bo­gac­two for­my i kunszt ję­zy­ka, ugrun­to­wa­ły ty­tuł jego do wy­jąt­ko­we­go, przo­du­ją­ce­go sta­no­wi­ska, ja­kie za­jął wśród po­etów sło­wiań­skich.

W li­te­ra­tu­rze cze­skiej Ja­ro­sław Vrchlic­ky był jed­nym z tych wiel­kich opatrz­no­ścio­wych Lu­dzi, któ­rym da­nem było stać się wy­ra­zem umy­sło­wo­ści kil­ku po­ko­leń, któ­rzy sku­pia­ją w so­bie wszyst­kie pro­mie­nie kul­tu­ral­ne­go do­rob­ku swej epo­ki, są wy­pad­ko­wą wszyst­kich roz­licz­nych kie­run­ków współ­cze­snej doby.

Gu­staw Emil Fri­da (na­zwa Vrchlic­ky jest tyl­ko pseu­do­ni­mem) uro­dził się 16 lu­te­go 1853 r. w Lo­unie w Cze­chach. Do szkół gim­na­zy­al­nych uczęsz­czał w Pra­dze i Kla­tow­cach, na­stęp­nie wstą­pił na uni­wer­sy­tet, za­mie­rza­jąc po­cząt­ko­wo po­świę­cić się teo­lo­gii. Nie­ba­wem jed­nak po­rzu­cił ten za­miar i od­dał się stu­dy­om hi­sto­ryi, fi­lo­zo­fii, li­te­ra­tu­ry i ję­zy­ków no­wo­żyt­nych. Po ukoń­cze­niu uni­wer­sy­te­tu przy­jął cza­so­wo obo­wiąz­ki na­uczy­cie­la do­mo­we­go u hr. Mon­te­cuc­co­li-Lar­dec­chi we Wło­szech i tam­że cały rok prze­pę­dził. Po­wró­ciw­szy do kra­ju, prak­ty­ko­wał czas pe­wien przy Se­mi­na­ry­um na­uczy­ciel­skiem w Pra­dze, za na­mo­wą przy­ja­ciół po­rzu­cił jed­nak nie­wdzięcz­ny za­wód i przy­jął ofia­ro­wa­ne so­bie sta­no­wi­sko se­kre­ta­rza cze­skiej po­li­tech­ni­ki w Pra­dze. Z tąd po­wo­ła­ny zo­stał na ka­te­drą li­te­ra­tu­ry po­wszech­nej w uni­wer­sy­te­cie cze­skim w Pra­dze, któ­ry na kil­ka lat przed­tem ofia­ro­wał mu ty­tuł dok­to­ra fi­lo­zo­fii ho­no­ris cau­sa. Na­tem sta­no­wi­sku za­sko­czy­ła go śmierć w dniu 9 wrze­śnia 1912 r. w mie­ście Domažlice, gdzie w cięż­kiej nie­mo­cy cia­ła i du­cha, spę­dził ostat­ni rok ży­wo­ta.

Oto krót­kie i nie ob­fi­tu­ją­ce w nad­zwy­czaj­ne zda­rze­nia ko­le­je ży­cia zna­ko­mi­te­go cze­skie­go po­ety. Roz­le­gła jego twór­czość po­etyc­ka i dra­ma­tycz­na wy­ma­ga ob­szer­ne­go stu­dy­um, któ­re mu już po­świę­ci­li roz­licz­ni kry­ty­cy i ba­da­cze pi­śmien­nic­twa.

Tu ogra­ni­czyć się chce­my do za­zna­cze­nia naj­ważn­jej­szych faz jego dzia­łal­no­ści i za­kre­śle­nia po­bież­ne­go tej li­nii, po ja­kiej szła twór­czość Vrchlic­kie­go.

W chwi­li, gdy Vrchlic­ky wstę­po­wał na wi­dow­nię po­ezyi cze­skiej, umy­sło­wość cze­ska była na roz­sta­ju. Na wid­no­krę­gu jej roz­pa­lać się za­czę­ły póź­no roz­nie­co­ne świa­tła, roz­bu­dzo­ny do po­li­tycz­ne­go i kul­tu­ral­ne­go ży­cia duch na­ro­du, usi­ło­wał w sfe­rze po­ezyi przejść wszyst­kie eta­py, ja­kie bieg wie­ków za­zna­czył w po­cho­dzie i roz­wo­ju po­ezyj eu­ro­pej­skich. Vrchlic­ky umiał z cha­osu tych prą­dów wy­snuć nowy ide­al­ny kie­ru­nek dla cze­skiej po­ezyi. Splótł on du­cha ro­man­ty­zmu, z du­chem he­leń­skie­go od­ro­dze­nia i tą dro­gą pchnął po­ezyę cze­ską w sta­łe for­my, nadał jej cha­rak­ter i du­cha praw­dzi­wie eu­ro­pej­skie­go, no­wo­cze­sne­go, od­wró­cił ro­dzi­mą twór­czość cze­ską od wpły­wów nie­miec­kich, a pod­dał pod wpływ li­te­ra­tur ro­mań­skich. Roz­ko­cha­ny w Wik­to­rze Hugo, wpro­wa­dził do po­ezyi cze­skiej pier­wia­stek ro­man­tycz­ny, zmo­dy­fi­ko­wa­ny re­flek­syą ra­cy­ona­li­sty, któ­ry uzna­je za swe pra­wo, po­zna­nie wszyst­kich więk­szych po­etów tych na­ro­dów, któ­rych kul­tu­ra od­po­wia­da jego po­ję­ciom o pięk­nie i ety­ce. Tą dro­gą stwo­rzył ar­ty­stycz­ny ko­smo­po­lizm, nie wy­klu­cza­ją­cy by­najm­niej uczuć na­ro­do­wych. "Czem szer­szy masz po­gląd na świat – mówi Vrchlic­ky w jed­nem ze swych stu­dy­ów – tem droż­szą ci jest ta drob­na twa oj­czy­zna".

Z tego za­ło­że­nia uro­sło całe po­etyc­kie cre­do Vrchlic­kie­go.

Jak każ­dy umysł twór­czy, tak i Vrchlic­ky prze­cho­dził w swej po­etyc­kiej i li­te­rac­kiej ka­ry­erze pro­ces doj­rze­wa­nia my­śli i po­głę­bia­nia się twór­czo­ści. Jak wszy­scy po­eci tak i on hoł­du­je w pierw­szych pró­bach swej muzy tchnie­niom go­rą­ce­go ro­man­ty­zmu, bę­dą­ce­go na usłu­gach mi­ło­ści i uczuć ego­tycz­nych. Taką ce­chę mają pierw­sze tomy jego po­ezyj, ogła­sza­ne w la­tach 1875 do 1878 np.: "Z hlu­bin", "Sny o ste­sti", "Eklo­gy a pi­sne". Od nich prze­cho­dzi do akor­du sil­nej, mę­skiej mi­ło­ści w zbio­rze "Pon­ti k'El­do­ra­du" do roz­mi­ło­wa­nia się w sto­sun­kach kra­ju oj­czy­ste­go: "Rok na jihu" i "Na do­ma­ci pude". Na­stęp­nie śmia­łym rzu­tem wkra­cza w dzie­dzi­nę sze­ro­kich, kul­tu­ral­nych za­gad­nień, ogar­nia spoj­rze­niem wszech­świat i całe dzie­je ludz­ko­ści. Tu­taj na­le­żą utwo­ry: "Duch a svet", "Sfinks", "De­dic­tvi Tan­ta­lo­vo", "Bre­vir mo­der­ni­ho èlo­ve­ka" i w. i…

Za­rów­no w zbio­rach li­rycz­nych jak licz­nych pró­bach epicz­nych, ude­rza nie­sły­cha­ne bo­gac­two fan­ta­zyi, zdu­mie­wa­ją­ca eru­dy­cya i mi­strzow­skie za­wład­nię­cie for­mą. Śmia­ło rzec moż­na, że nie było przed Vrchlic­kym, a nie pręd­ko znaj­dzie się ktoś po nim, kto po­się­dzie w tym, co on stop­niu umie­jęt­ność wy­do­by­cia tylu barw z twar­de­go z na­tu­ry ję­zy­ka cze­skie­go i na­gię­cia go do tak wy­kwint­nych form li­te­rac­kich, ja­kie­mi on się po­słu­gu­je.

Osob­ny dział w ob­fi­tym twór­czym do­rob­ku Vchlic­kie­go zaj­mu­je twór­czość dra­ma­tycz­na. Przę­dza jej snu­je się albo oko­ło hi­sto­rycz­nych, na­ro­do­wych te­ma­tów, albo czer­pie z mo­ty­wów świa­ta sta­ro­żyt­ne­go, albo wresz­cie zwra­ca się do lek­kich ulot­nych, sa­ty­rycz­nych dro­bia­zgów. Na sce­nach cze­skich utrzy­mu­ją się sta­le jako pró­by kla­sycz­ne­go, na­ro­do­we­go dra­ma­tu: "Dra­ho­mi­ra", "Ju­lian Apo­sta­ta", "Noc na Karlsz­tej­ne", "La­ska a smrt", "Hip­po­da­mia", "Nad prze­pa­ścią", "Bar Koch­ba", "W becz­ce Dy­oge­ne­sa", "Uszy Mi­da­sa". Wszyst­kie do­cze­ka­ły się licz­nych prze­kła­dów na obce ję­zy­ki, w ich licz­bie i na pol­ski.

Ogro­mem twór­czo­ści, róż­no­rod­no­ścią po­ru­sza­nych w niej te­ma­tów, prze­rósł Vrchlic­ky wszyst­kich po­etów swej epo­ki. Jak ża­den przed nim pi­sarz cze­ski, zgłę­bił Vchlic­ky li­te­ra­tu­rę i po­ezyę po­wszech­ną, a wchła­nia­jąc jej wo­nie i bla­ski i prze­tra­wia­jąc je wła­snym ge­niu­szem, roz­ta­czał ar­cy­dzie­ła ob­cej po­ezyi w mi­strzow­skich prze­kła­dach przed swy­mi ro­da­ka­mi. Z nad­zwy­czaj­ną ła­two­ścią prze­no­sił się ze świa­ta współ­cze­sne­go, w epo­kę Od­ro­dze­nia lub wie­ków śred­nich, stam­tąd po­ry­wa­ły go skrzy­dła wy­obraź­ni do Gre­cyi i Rzy­mu i da­lej jesz­cze w sta­ro­żyt­ne dzie­je Egip­tu lub In­dyj. Prze­kła­dał z 12 ję­zy­ków. W sza­tach cze­skich po­dał ro­da­kom swo­im ar­cy­dzie­ła Dan­te­go, Pe­trar­ki, Wik­to­ra Hugo, Go­ete­go, Schil­le­ra, Ario­sta, Tas­sa, Le­onar­die­go, Ca­mo­en­sa, Cal­der­ma, Lope de Vega, Cor­ne­il­le'a, Mo­lie­ra, By­ro­na, Shel­leya, Po­ego, Pe­töfie­go, Mic­kie­wi­cza, Kra­siń­skie­go, Asny­ka, Ko­nop­nic­kiej, Mi­ria­ma i in­nych.

Z ro­syj­skie­go nig­dy nic nie tłó­ma­czył.

Ogó­łem cała spó­ści­zna pi­sar­ska Vrchlic­kie­go za­my­ka się w cy­frze oko­ło 200 to­mów, w tej licz­bie 50 to­mów po­ezyi, a oko­ło 80 to­mów prze­kła­dów po­etyc­kich, wśród któ­rych miesz­czą się tej mia­ry dzie­ła jak "Faust" (obie czę­ści) "Bo­ska ko­me­dya", "Je­ro­zo­li­ma wy­zwo­lo­na", lub "Or­land sza­lo­ny".

Pol­ską po­ezyę szcze­gól­nem oto­czył Vrchlic­ky umi­ło­wa­niem. Oprócz ca­łe­go prze­kła­du "Dzia­dów" Mic­kie­wi­cza, uzna­ne­go za je­den z naj­lep­szych i naj­bliż­szych ory­gi­na­łu ze wszyst­kich zna­nych tłó­ma­czeń, prze­ło­żył Z. Kra­siń­skie­go "Nie­bo­ska ko­me­dya", nad­to wie­le po­ezyj Ko­nop­nic­kiej, Asny­ka, Mi­ria­ma, Ros­sow­skie­go, A Lan­gie­go i Br. Gra­bow­skie­go, a nad­to pi­sał wie­le pro­zą o li­te­ra­tu­rze pol­skiej.

Pol­ska li­te­ra­tu­ra nie od­pła­ci­ła do­tąd Vrchlic­kie­mu rów­ną mia­rą. Z po­ezyj Vrchlic­kie­go za­le­d­wie mała część do­cze­ka­ła się prze­kła­du na ję­zyk pol­ski. Oprócz zbio­ru po­ezyj "Duch i świat" i po­ema­tu "Vic­to­ria Col­lon­na", prze­ło­żo­nych przez Mi­ria­ma, epo­su "Le­gen­da o św. Pro­ko­pie w prze­kła­dzie Fr. Krèe­ka i "Wy­bo­ru po­ezyj" do­ko­na­ne­go przez Br. Gra­bow­skie­go, bi­blio­gra­fia pol­ska no­tu­je tyl­ko prze­kład kil­ku jed­no­ak­tó­wek, i frag­men­tów po­etyc­kich, oraz kil­ku ob­raz­ków no­we­li­stycz­nych. Nie mamy na­wet prze­kła­du po­ema­tu "Twar­dow­ski" na mo­ty­wach z pol­skich po­dań osnu­te­go.

Ni­niej­szy zbiór no­we­li­stycz­nych utwo­rów Vrchlic­kie­go jest czę­ścio­wem spła­ce­niem dłu­gu wdzięcz­no­ści pol­skie­go pi­śmien­nic­twa wo­bec wiel­kie­go cze­skie­go pi­sa­rza. Prze­kład au­to­ry­zo­wa­ny przez ro­dzi­nę Vrchlic­kie­go, do­ko­na­ny zo­stał zbio­ro­we­mi si­ła­mi przy udzia­le p. Ma­cie­ja Szu­kie­wi­cza, któ­ry sam kil­ka­na­ście utwo­rów prze­tłó­ma­czył. Ob­ję­te nim są ob­raz­ki bel­le­try­stycz­ne ze zbio­rów "Po­vid­ky iro­nic­ne a sen­ty­men­tal­ni" i "Ba­re­vne støe­py" – dwóch ksią­żek, w któ­rych za­my­ka się cały no­we­li­stycz­ny do­ro­bek Vrchlic­kie­go. W drob­nych tych utwo­rach prze­ja­wia­ją­cych wszyst­kie cha­rak­te­ry­stycz­ne rysy ta­len­tu i in­tu­icyi Vrchlic­kie­go, za­pra­wio­nej głę­bo­kim fi­lo­zo­ficz­nym pod­kła­dem.

A jest to je­den z naj­wy­bit­niej­szych ry­sów umy­sło­wo­ści cze­skie­go po­ety, wy­no­szą­cy na wy­ży­ny jego imię i za­pew­nia­ją­cy mu nie­śmier­tel­ność. Ogar­nia on spoj­rze­niem twór­czej swej my­śli za­wsze sze­ro­ki krąg spraw ogól­no­ludz­kich i ogól­no­ludz­ką do nich sto­su­je fi­lo­zo­fię. Nie­po­spo­li­te jego wy­kształ­ce­nie fi­lo­zo­ficz­ne i głę­bia umy­sło­wa, po­da­ją­ca cią­gle po­etę do no­wych eks­pe­ry­men­tów li­te­rac­kich, za­kre­śla my­śli jego co­raz szer­sze dzie­dzi­ny. Po za opłot­ka­mi do­mo­we­mi wi­dzi on przed sobą szmat cały w swo­im ogro­mie, całą ludz­kość i całą cy­wi­li­za­cyę i to daje mu pra­wo i ty­tuł do za­ję­cia sta­no­wi­ska w wszech­świa­to­wej li­te­ra­tu­rze. Uskrzy­dlo­na fan­ta­zya Vrchlic­kie­go nie uzna­je gra­nic prze­strze­ni i cza­su, na stru­nach lut­ni jego dźwię­czy nuta ludz­ko­ści, oj­czy­zny, uwiel­bie­nia dla na­tu­ry i bał­wo­chwal­stwa dla sztu­ki. Duch jego szy­bu­je nad głę­bia­mi za­gad­nień ogól­no­ludz­kich al­tru­istycz­nych, szu­ka do­bra, pięk­na i praw­dy. I w tem jest zbli­żo­ny do Asny­ka, z któ­rym ma wie­le wspól­no­ści du­cho­wej. Jak nasz wiel­ki li­ryk fi­lo­zof, tak Vrchlic­ky stoi nie­wzru­sze­nie na stra­ży ide­ałów, pe­łen re­zy­gna­cyi, wia­ry i na­dziei. Na ho­ry­zon­cie li­te­ra­tu­ry świa­ta sło­wiań­skie­go jest on jed­ną z naj­ide­al­niej­szych, naj­szla­chet­niej­szych i naj­bar­dziej in­te­re­su­ją­cych po­sta­ci, któ­ra wsią­kła wszyst­kie pier­wiast­ki kul­tu­ry za­cho­du i z tego po­wo­du jest du­chem brat­nim na­szej umy­sło­wo­ści i na­sze­go na­ro­du, któ­re­go był za­wsze naj­wi­docz­niej­szym przy­ja­cie­lem.

Wła­dy­sław Pro­kesch.

my­śli za­wsze sze­ro­ki krąg spraw ogól­no­ludz­kich i ogól­no­ludz­ką do nich sto­su­je fi­lo­zo­fię. Nie­po­spo­li­te jego wy­kształ­ce­nie fi­lo­zo­ficz­ne i głę­bia umy­sło­wa, po­da­ją­ca cią­gle po­etę do no­wych eks­pe­ry­men­tów li­te­rac­kich, za­kre­śla my­śli jego co­raz szer­sze dzie­dzi­ny. Po za opłot­ka­mi do­mo­we­mi wi­dzi on przed sobą szmat cały w swo­im ogro­mie, całą ludz­kość i całą cy­wi­li­za­cyę i to daje mu pra­wo i ty­tuł do za­ję­cia sta­no­wi­ska w wszech­świa­to­wej li­te­ra­tu­rze. Uskrzy­dlo­na fan­ta­zya Vrchlic­kie­go nie uzna­je gra­nic prze­strze­ni i cza­su, na stru­nach lut­ni jego dźwię­czy nuta ludz­ko­ści, oj­czy­zny, uwiel­bie­nia dla na­tu­ry i bał­wo­chwal­stwa dla sztu­ki. Duch jego szy­bu­je nad głę­bia­mi za­gad­nień ogól­no­ludz­kich al­tru­istycz­nych, szu­ka do­bra, pięk­na i praw­dy. I w tem jest zbli­żo­ny do Asny­ka, z któ­rym ma wie­le wspól­no­ści du­cho­wej. Jak nasz wiel­ki li­ryk fi­lo­zof, tak Vrchlic­ky stoi nie­wzru­sze­nie na stra­ży ide­ałów, pe­łen re­zy­gna­cyi, wia­ry i na­dziei. Na ho­ry­zon­cie li­te­ra­tu­ry świa­ta sło­wiań­skie­go jest on jed­ną z naj­ide­al­niej­szych, naj­szla­chet­niej­szych i naj­bar­dziej in­te­re­su­ją­cych po­sta­ci, któ­ra wsią­kła wszyst­kie pier­wiast­ki kul­tu­ry za­cho­du i z tego po­wo­du jest du­chem brat­nim na­szej umy­sło­wo­ści i na­sze­go na­ro­du, któ­re­go był za­wsze naj­wi­docz­niej­szym przy­ja­cie­lem.

Wła­dy­sław Pro­kesch,ABI­SAG.

W ob­szer­nej kom­na­cie pa­ła­cu kró­lew­skie­go spo­czy­wał na łożu cy­pry­so­wem wiel­ki król Da­wid. U stro­pu wi­sia­ła ol­brzy­mia misa z bron­zu, w któ­rej go­rza­ły won­no­ści. Mi­go­tli­wy pło­mień oświe­cał wy­ło­żo­ne mi­ster­nie ce­drem ścia­ny i gwiaź­dzi­sty strop kom­na­ty.

Noc była ci­cha, wil­got­na i ja­sna.

Od stro­ny mia­sta do­cho­dził cza­sa­mi od­głos kro­ków stra­ży noc­nej, wraz z chrzę­stem mie­czów i dźwię­kiem tarcz. Od stro­ny win­nic, któ­re zie­lo­nym pa­sem oka­la­ły Je­ru­za­lem, co chwi­la da­wa­ły się sły­szeć prze­cią­głe ha­sła stró­żów. Księ­życ, po­dob­ny do zło­tej tar­czy, prze­glą­dał się w zwier­cia­dla­nych po­wierzch­niach da­chów, za­kre­ślał po­twor­ne cie­nie dwu­na­stu bram mia­sta, ką­pał się w prze­źro­czy­stych sta­wach, sre­brzył ich brze­gi, win­ni­ce i sady peł­ne uli, mi­go­tał w szpa­le­rach palm i sy­ko­mor, zmie­niał pył osia­dły na li­ściach w szcze­re sre­bro, zaj­rzał do cy­stern i na­wie­dził ustro­nia cmen­tar­ne, gdzie leżą ko­ści pra­dzia­dów, bło­go­sław onych i wy­klę­tych sy­nów Izra­ela.

Noc mknę­ła szyb­ko, jak sen­ne wi­dzia­dła w gło­wie pro­ro­ka.

Król nie po­ru­szał się na łożu. Nie­ru­cho­mo sie­dzie­li na­prze­ciw­ko obok sie­bie czte­rej mę­żo­wie, ko­ści­ste ich ręce spo­czy­wa­ły na gło­wach lwów, sta­no­wią­cych po­rę­cze wy­so­kich sie­dzeń; mi­ga­ją­cy pło­mień rzu­cał grę świa­teł i cie­ni na te mar­mu­ro­we ob­li­cza, ujaw­nia­jąc tkwią­cy w nich nie­po­kój i zmę­cze­nie.

Pierw­szy z do­stoj­ni­ków miał na so­bie pur­pu­rę ksią­żę­cą; włos gład­ko ucze­sa­ny i roz­dzie­lo­ny spa­dał w buj­nych kę­dzio­rach na sze­ro­kie ple­cy. Był to Sa­dok. Dru­gi w sza­tach wo­dza – to Ba­na­jasz, syn Jo­ja­da; dwaj ostat­ni w ubio­rze dwo­rzan kró­lew­skich – Sem i Rej; byli to ci, co nie trzy­ma­li z Adon­ja­szem. Na­masz­czo­ne ich wło­sy wy­da­wa­ły woń san­da­ło­we­go drze­wa i hia­cyn­tów. Odzież na pier­siach mie­li roz­dar­tą, al­bo­wiem smu­tek le­żał w ser­cach ich i mą­cił krew w ich ży­łach. Sie­dzie­li w mil­cze­niu, na po­do­bień­stwo po­są­gów i jak­by cze­goś ocze­ku­jąc, za­ta­pia­li oczy w punkt je­den. Punk­tem tym było łoże kró­lew­skie, gdzie pod przy­kry­ciem z lwiej skó­ry spo­czy­wał nie­po­ru­sze­nie król Da­wid. Ob­li­cze jego nie róż­ni­ło się od po­śmiert­nej ma­ski. Było prze­ra­ża­ją­co bla­de, bez naj­mniej­sze­go śla­du ży­cia, cia­ło bo­wiem kró­lew­skie za­czy­na­ło już sty­gnąć.

– Na­tan nie przy­cho­dzi – szep­nął Sa­dok.

Nikt nie od­po­wie­dział. Ba­na­jasz tyl­ko brwi nie­co ścią­gnął, Sem zaś i Rej głę­bo­ko wes­tchnę­li. I znów ci­sza dłu­ga, gro­bo­wa.

– Czy wie Bet­sa­ba, co chce uczy­nić Na­tan – za­py­tał Sem le­d­wo do­sły­sza­nym gło­sem.

– Wie – od­rzekł Sa­dok.

– I zga­dza się – py­tał Rej.

– Musi, aza­li nie mówi Bóg przez usta Na­ta­na?

– Ci­cho, król się po­ru­szył – szep­nął Ba­na­jasz.

– Nie, to ruch w przed­sie­niach, znać nie­wol­ni­cy nio­są na­czy­nia z roz­ża­rzo­ne­mi wę­gla­mi, aby je po­roz­sta­wiać wo­kół kró­lew­skie­go łoża.

Po chwi­li we­szło do kom­na­ty sied­miu nie­wol­ni­ków, ubra­nych w krót­kie tu­ni­ki. Każ­dy niósł wiel­ką misę z za­rze­wiem, na po­do­bień­stwo gwiaz­dy Sa­hil, gdy przez tu­ma­ny mgła­wic na śpią­cy świat spo­glą­da. Roz­sta­wio­no świa­tła w po­bli­żu kró­lew­skie­go łoża: dwa w no­gach, przy wez­gło­wiu trzy, z boku po jed­nem. Na­stęp­nie po­sy­pa­no na wę­gle pro­szek mir­ry i ziarn­ka ka­dzi­dła i nie­wol­ni­cy znik­nę­li jak sen­ne wi­dzia­dła.

Siedm ża­rzą­cych świa­teł, niby siedm gwiazd oświe­ca­ło kom­na­tę; mo­dre ob­łocz­ki dymu uno­si­ły się w górę, jak się uno­si mgła nad mo­rzem, sil­na woń na­sy­ci­ła po­wie­trze. Ob­li­cze kró­lew­skie jesz­cze strasz­niej­szem się zda­ło ze swą bla­do­ścią; ob­li­cza star­ców, na któ­rych buj­ny za – rost i brwi na­stro­szo­ne kre­śli­ły cie­nie, po­chy­li­ły się bar­dziej na pier­si.

Cie­pło let­niej nocy i żar sied­miu ognisk dzia­ła­ły tak sil­nie, że wkrót­ce pot ob­fi­ty wy­stą­pił na czo­ła czu­wa­ją­cych u kró­lew­skie­go łoża, błysz­czał wiel­kie­mi, niby szcze­re per­ły, kro­pla­mi rosy i ście­kał stru­mie­niem na na­masz­czo­ne won­no­ścia­mi bro­dy star­ców.

* * *

Po chwi­li mil­cze­nia zno­wu roz­war­ły się po­dwo­je kom­na­ty i sta­nął w nich czło­wiek do­bre­go wzro­stu, z roz­rzu­co­ną bro­dą, o wło­sach, któ­re nie zna­ły ma­ści, grze­bie­ni i no­życ. Sza­tę prze­pa­sy­wał dłu­gi po­wróz, bose, ży­la­ste nogi przy­by­sza po­kry­te były gru­bą war­stwą bło­ta i pyłu, z pod tu­ni­ki wid­nia­ła pierś goła osma­lo­na, jak pień ścię­tej pal­my fi­go­wej; oczy oko­lo­ne czar­ne­mi, ko­sma­te­mi brwia­mi, zda­wa­ły się go­rzeć jak dwa wę­gle, gru­be zaś war­gi drga­ły usta­wicz­nie, jak pod­czas szep­ta­nia mo­dli­twy.

– Na­tan! – wy­szło z ust czu­wa­ją­cych u łoża kró­lew­skie­go.

Po­wsta­li wszy­scy z po­wa­gą i szli na spo­tka­nie przy­by­sza.

W każ­dej twa­rzy wy­czy­tać mo­głeś inne wra­że­nie: w twa­rzy Sa­do­ka – cie­ka­wość tłu­mio­ną prze­stra­chem, w Be­na­ja­sza – spo­kój i ra­dość ze speł­nie­nia ży­czeń, w twa­rzach Sema i Reja – nie­wia­rę, po­łą­czo­ną ze czcią dla pro­ro­ka.

Na­tan ro­zej­rzał się po kom­na­cie i bli­żej przy­stą­pił.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: