Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Komornica, czyli tajemnica życia wojskowego - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Komornica, czyli tajemnica życia wojskowego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 231 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zoś­ka po­cie­sza­ła mat­kę, mó­wiąc: „Nie tur­buj­cie się ma­tu­siu, bo choć­by mnie lu­dzie chcie­li oczer­nić, to tego nie po­tra­fią, jeź­li będę przed Pa­nem Bo­giem czy­stą i bie­luch­ną4

Po­cie­cha ta acz sku­tecz­na, bo prze­ko­ny­wa­ją­ca, nie­mo­gła jed­nak uspo­ko­ić mat­ki. Skar­żył i się juź przed po­łu­dniem, źe ją bar­dzo gło­wa boli. Zoś­ka zwią­za­ła jej gło­wę mo­krą szma­tą, ale gdy ku wie­czo­ro­wi zim­ne dresz­cze za­czę­ły mat­kę prze­cho­dzić, uło­ży­ła ją w łóż­ko, a sama po­bie­gła do karcz­my ku­pić kwa­ter­kę wina. W karcz­mie gdy jej żyd żą­da­ne­go kor­dy­ja­łu od­mie­rzył pół­kwa­te­rek, rap­tem się Zoś­ka spo­strze­gła, iź nie mia­ła czćm za­pła­cić. Zmie­sza­na i zmar­twio­na pro­si­ła źyda, aby jej zbor­go­wał, za­rę­cza­jąc, iż z pierw­szych za­ro­bio­nych pie­nię­dzy dług swej za­pła­ci. Żyd jed­nak ofuk­nąw­szy ją mó­wił, źe ko­mor­ni­com nie bor­gu­je, tyl­ko go­spo­da­rzom; bo gdy­by miał wszyst­kim dzia­dom kre­dy­to­wać, toby mu­siał wszy­stek swej ma­ją­tek utra­cić i zejść na ta­kie­go nę­dza­rza, jak jest jej mat­ka. Tę roz­mo­wę i ten targ sły­sze­li go­spo­da­rze sie­dzą­cy w karcz­mie za sto­łem. Je­den z nich rzekł: „Słusz­nie źyd mówi, bo prze­cież nie spo­sób lada komu bor­go­wać.” Dru­gi do­dał: „Już­by się źyd ze swe­mi pić­niądz­mi nig­dy nie zo­ba­czył, bo moźe bab­sko kłap­nie i gdzież­by jej szu­kał, chy­ba na tam­tym świe­cie?” Trze­ci zno­wu śmie­jąc się, rze­cze: „Ani na tam­tym świe­cie­by jej żyd nie do­go­nił, bo by tam świę­ty Piotr żyda za nią nie pu­ścił i tyl­ko-by za wro­ta­mi wrzesz­cza­ło źy­do­sko o swej dług.u Wszyst­kie te żar­ty na­der były dla Zoś­ki bo­le­sne i upo­ka­rza­ją­ce. Od­wią­zaw­szy z sie­bie za­pa­skę da­ro­wa­ną przez Woj­cie­cha, ofia­ro­wa­ła ją w za­staw ży­do­wi za ów pół­kwa­te­rek wina. Żyd roz­wi­nął za­pa­skę do świa­tła pa­trząc, czy nie dziu­ra­wa i rzekł: „To sta­rzy­zna i co ja mam z tem zro­bić?”

– Bę­dzie­cie mieć czem odziać ba­cho­ra (rze­cze je­den z chło­pów).

– Cze­góż chce­cie ży­dzie (doda dru­gi), przy­da się wam na łaty do pie­rzy­ny, bo pa­sia­sta.

– Weź­cie aren­da­rza i nic się nie bej­cie (rzekł trze­ci) bo ob­sta­nie za pół­kwa­te­rek wina, i sam ją od was ku­pię dla pa­ster­ki, co lata za gę­sia­mi.

Żyd zwi­nął za­pa­skę, po­ło­żył na szynk­fa­sie a Zo­sia za­pła­ka­na bie­gła czem­prędzśj z flasz­ką do domu, aby nieść mat­ce ra­tu­nek, – Chło­pi, któ­rzy po­zo­sta­li w karcz­mie, mó­wi­li mię­dzy sobą, ii pew­no Re­gi­na kłap­nie, bo na bab­sku nie­ma mię­sa, tyl­ko sama skó­ra i ko­ści. O dzie­wu­sze roz­ma­wia­li, iżby ona jesz­cze uszła, ale ie się tćra przy mat­ce, a ba­ła­mu­ci z Józ­kiem.

– Py­ta­nie (rze­cze je­den), co ma ksiądz w tóm, że tych dzia­dó­wek tak bro­ni?

– Bo mu ple­wią w ogro­dzie (rze­cze dru­gi) ze sa­mej tyl­ko stra­wy.

– Ej! nie to jest, (rze­cze trze­ci), tyl­ko, że mu­siał mu ko­wal ku­pu­jąc młyn, dać jaką ofia­rę, aby za nie­go Pana Boga prze­jed­nał i on te­raz

Iba­bom świad­czy za ko­wa­la. – Nie baj­cie! (rze­cze pierw­szy) boby mu tam ko­wal nic nie dał, ale­by jesz­cze i wziął, jako cią­gnie z księ­dza od rol­ne­go na­czy­nia i od ku­cia. – Ale, dla­cze­góż dwór (rze­cze dru­gi) tak się temi ko­mor­ni­ca­mi opie­ku­je? – A bo musi (rzekł trze­ci), bo któż­by przy­szedł do nie­go na ro­bo­tę, jeź­li nie taki chu­dak, co juź nie ma co w gębę wra­zić.

Gdy tak roz­ma­wia­li chło­pi w karcz­mie, po­pi­ja­jąc, Zoś­ka przy łóżu cho­rej mat­ki sie­dzia­ła… głasz­cząc ją po twa­rzy, ca­łu­jąc po no­gach, a od cza­su do cza­su po­le­wa­jąc jej gło­wę kro­pla­mi przy­nie­sio­ne­go wina.

– Nie ulży­ło wam się tóż co, ma­tu­siu? (rze­cze Zoś­ka) lu­bu­je wam iii to wino?…. Moźe wam się koł­tun z wije, ma­tu­siu, to wszyst­kę cho­ro­bę z was wy­cią­gnie.

– Dzię­ku­ję ci, moja cór­ko (rze­cze Re­gi­na) juź mnie gło­wa tak nie łu­pie, tyl­ko mnie do ko­lan mro­zi i we wną­trzu mię taki źal ści­ska.

– Ofia­ruj­cie się Panu Bogu i Mat­ce naj­święt­szej, ma­tu­siu (od­po­wie Zoś­ka) i niech was ten źal nie tra­pi, bo Bóg jest naj­lep­szy świa­dek a naj­pierw­szy obroń­ca spra­wie­dli­wo­ści. Ja się tam nic nie fra­su­ję, a owszem mo­dlić się będę za złych łu­dzi, aby im Bóg na­szą krzyw­dę prze­ba­czył.

Mat­ka słu­cha­jąc cór­ki, ci­che łzy ro­ni­ła, ręce zło­ży­ła do mo­dli­twy, oczy wznio­sła w górę i mil­cza­ła. Zoś­ka z po­chy­lo­ną gło­wą po­kor­nie uło­żo­ną za­se­ła­ła za­pew­ne do Boga ta­jem­ną mo­dli­twę, nie od­wa­ża­jąc się prze­ry­wać du­ma­nia mat­ki. Chwi­la to była, gdzie wza­jem­na tych dwóch nie­szczę­śli­wych istot mo­dli­twa wzla­tu­jąc ku nie­bu, spo­ty­ka­ła się u stóp Naj­wyż­sze­go. Ostat­ni pro­mień do­go­ry­wa­ją­ce­go słoń­ca pa­dał przez wąz­kie okien­ko na bla­dą twarz ko­mor­ni­cy. Co­raz ciem­niej przy­świe­wał on nie­szczę­śli­wej Re­gi­nie, a póź­niej gasł, i cie­nie nocy za­peł­ni­ły te iz­deb­kę, któ­ra tyle cnot, i tyle nie­szczęść mie­ści­ła.

– Czy śpi­cie, ma­tu­siu? (prze­rwie nie­spo­koj­na Zo­sia) – nic się tez do mnie nie od­zy­wa­cie, aż mnie okrop­ny smu­tek ogar­nia!

– Nie śpię, moja cór­ko (rze­cze Re­gi­na), tyl­ko so­bie my­ślę, kto cię tóż biód­na si­śro­to przyj­mie, i kto cię do sie­bie przy­gar­nie, jak­by mnje Pan Bóg za­brał z tego świa­ta? Przy zdro­wiu tom się nie bała śmier­ci, bo mi się zda­wa­ło, źe ci le­piej bę­dzie sa­mej, a te­raz to mnie zdej­mu­je trwo­ga i tak się cze­goś lę­kam, źe cała w so­bie dy­go­czę.

Zo­sia łka­jąc rzu­ci­ła się pra­wie cała w ob­ję­cia mat­ki i pa­lą­cą twarz swo­ją na zim­nych jej li­cach skła­da­jąc, chcia­ła­by ży­cie swo­je w cia­ło mat­ki prze­lać, zdro­wie swo­je mat­ce swej od­stą­pić i cie­płem mi­ło­ści ją za­grzać. Mat­ka chu­de­mi rę­ka­mi ob­ję­ła szy­ję swej cór­ki i nie mo­gąc mó­wić bez wzru­sze­nia, ja­kieś tyl­ko si­ne­mi war­ga­mi nio­sła jej bło­go­sła­wień­stwo; aż póź­niej głę­bo­ko ode­tchnąw­szy, rze­kła cór­ce: „Le­piej mi Zoś­ko, ulży­ło mi się – bądź­źe spo­koj­ną i nie la­men­tuj.”

Zoś­ka po­bie­gła do ko­mi­na, aby ogień roz­pa­lić, się­ga pod ko­min, lecz nowy kło­pot, bo drze­wa nie było. Z pło­tu są­sia­do­we­go nie go­dzi się wziąść pa­ty­ka, bo grzóch, a tu w domu nió­ma co spa­lić, prócz jed­nej sta­rej fa­ski, w któ­rej się otrę­by dla pro­się­cia skła­da­ły. Trud­no! – trze­ba i tego uźyć, aby mat­ce ogrzać ka­mień w nogi i zmar­z­łe cia­ło ucie­plić. Ten sprzęt, pra­wie ostat­ni, po­ła­ma­ła na ogień, a wkrót­ce wy­buch­nął on pło­mie­niem ser­decz­nej ofia­ry. W nocy mat­ka róż­ne dzi­wy ma­rzy­ła, a Zoś­ka nad­słu­chi­wa­ła każ­de­go sło­wa, czer­piąc z nie­go na prze­mian to po­cie­chę, to roz­pacz. Przed pół­no­cą rap­tem prze­bu­dzo­na, rze­kła Re­gi­na do­no­śnym gło­sem: „Sły­szę i idę za­raz.” Zoś­ka za­py­ta­ła: „Gdzie ma­tu­siu idzie­cie? prze­cież wy w łóż­ku le­ży­cie cho­ra.Mat­ka na to nic nie od­po­wie­dzia­ła; i czy w isto­cie za­snę­ła lub tez uda­wa­ła źe śpi, tego trud­no wie­dzieć; dość, źe Zoś­ka temi sło­wa­mi str­wo­żo­na, usia­dła na kra­wę­dzi łóż­ka i ucho pra­wie do ust mat­ki na­chy­li­ła.

Wja­ki.4 czas póź­niej bied­na Re­gi­na uśmie­chać się przez sen po­czę­ła, i ru­sza­jąc war­ga­mi, zda­wa­ła się roz­ma­wiać z przy­ja­zną so­bie oso­bą. Zoś­kę i to trwo­ży­ło, bo tak daw­no usta jej bićd­nej mat­ki nie skła­da­ły się do uśmie­chu, a jej twa­rzy nie oży­wia­ła we­so­łość, iź w tóm upa­try­wa­ła coś oso­bli­we­go i nad­zwy­czaj­ne­go, Za­czę­ła więc po­ru­szać mat­kę, aby ją obu­dzić, gdy ta, jak­by Ben swej wy­ra­zić chcia­ła, rze­kła: „Pięk­na Kró­lo­wo zie­mi i nie­ba! wi­tam cię głę­bo­kim po­kło­nem.”

Zoś­ka nie wie­dzia­ła czy to mo­dli­twa na ja­wie, czy sen, i pyta mat­ki: „Cóź wy ma­tu­siu o Kró­lo­wej nie­ba i zie­mi mó­wi­cie? czy się mo­dli­cie?'

Mat­ka zno­wu na za­py­ta­nie nic nie od­po­wie­dzia­ła, ale rze­kła tyl­ko: „Nie budź mnie Zoś­ko, bo mi się tak pięk­nie śni.” I ja­koś wkrót­ce za­snę­ła, i zno­wu ten sam uśmiech na ustach po­wró­cił, a ja­sno­śó pa­lą­ce­go się na ko­mi­nie drze­wa, tóm wy­dat­niej­szym ten wdzięk czy­ni­ła.

Juź była pra­wie trze­cia po pół­no­cy, roz­bu­dzo­na kura kwo­czeć po­czę­ła i otrze­pu­jąc się na grzę­dzie, gła­ska­ła dzio­bem roz­czo­chra­ne po noc­nym spo­czyn­ku skrzy­dła. Pro­sie od­zy­wa­ło się w sie­ni, i wszyst­ko co źyło, wi­ta­ło po­wrót dnia. Re­gi­na tyl­ko spa­ła snem twar­dym, a czu­wa­ją­ca przy niej Zo­sia, stru­dzo­na bez­sen­no­ścią, oba­wą, i smut­kiem, dy­go­ta­ła od zim­na i czę­sto do ko­mi­na, na któ­rym się juź ogień do­tle­wał, do­cho­dzi­ła. Pierw­szy brzask po­wra­ca­ją­ce­go słoń­ca zwia­sto­wał po­go­dę, ale wkrót­ce po­tem chmu­ry ćmić' ją po­czę­ły i zro­bi­ło się po­sęp­no na świe­cie, tak, jak było po­sęp­ne ser­ce bićd­nej Zosi, Moźe w go­dzi­nę po­tem Re­gi­na się obu­dzi­ła, a wi­dząc Zo­się sie­dzą­cą przy niej na kra­wę­dzi łóż­ka, rze­kła do niej z ża­ło­ścią: „Cóź ty biód­na cór­ko, całą noc przy mnie po­ku­tu­jesz, i ani spo­czniesz na chwil­kę?!… Mnie już nic nie boli (rze­kła da­lej Re­gi­na) i gło­wa mi się ustat­ko­wa­ła, tyl­ko­bym tez bar­dzo pra­gnę­ła księ­dza. Świę­ta spo­wiedź ni­ko­go nie umo­rzy, ale każ­de­go po­dźwi­gnie a ra­da­by­ra przy­jąć Pana Je­zu­sa (cho­ciaż je­ste­śmy tego nie­god­ni) do na­szej li­chej cha­ty.

Zoś­ka acz­kol­wiek go­rą­cą mia­ła wia­rę i po­boż­ność, prze­ra­zi­ła się tórn żą­da­niem i rze­kła ze łza­mi: „Prze­cież nie je­ste­ście tak cho­rzy ma­tu­siu, aby­ście księ­dza po­trze­bo­wa­li; gdy wy­zdro­wie­je­cie, to się wy­słu­cha­cie4

– Nie moja cór­ko! (rze­cze Re­gi­na) opóź­niać ani od­kła­dać ta­kich rze­czy nie moż­na, bo czło­wiek w zdro­wiu po­wi­nien być za­wsze na śmierć go­to­wym, a gdy jest cho­rym, to bez opa­trze­nia świę­te­mi Sa­kra­men­ta­mi zo­sta­wać nie może. Zbierz się więc moja cór­ko i idź do księ­dza pro­bosz­cza a proś go, aby ry­chłej przy­cho­dził. Ja się tu tym­cza­sem będę do spo­wie­dzi go­to­wa­ła, kie­dy mi się na gło­wie ulży­ło.

Zoś­ka za­la­na łza­mi odzia­ła się rajn­tu­chem i koło cmen­ta­rza bie­gła ku ko­ścio­ło­wi, kie­dy wro­na sie­dzą­ca na to­po­li za­sa­dzonćj w cmen­ta­rzu, prze­raź­li­wie kra­kać po­czę­ła. Zo­się to prze­stra­szy­ło i splu­nę­ła po­trzy­kroć, ale jej to kra­ka­nie przy­po­mnia­ło od razu owe­go pusz­czy­ka, któ­ry hu­kał w nocy, gdy mat­ka pierw­szy raz cho­ro­wa­ła. Przy­byw­szy do księ­dza pro­bosz­cza, opo­wie­dzia­ła z pła­czem o cho­ro­bie swej mat­ki, i o go­rą­cem jśj żą­da­niu przy­ję­cia Pana Je­zu­sa, a ra­zem o trwo­dze swo­jej, po­cho­dzą­cej z noc­nych ma­rzeń mat­ki. Ksiądz pro­boszcz na­tych­miast po­słał po ko gci­til­ne­go, dzia­dek w dzwon ude­rzył, na uczcze­nie naj­święt­sze­go Sa­kra­men­tu, bły­snę­ły świa­tła na oł­ta­rzu, dziad wziął dzwo­nek i la­tar­nią i po­prze­dzał księ­dza pro­bosz­cza, nio­są­ce­go na piers:ach Roga Zbaw­cę, Boga je­dy­ne­go w tro­istói oso­bie, Bga ba­ran­ka Bo­że­go, któ­ry gła­dzi grzć­chy świa­ta. Zo­sia za­la­na łza­mi, z po­chy­lo­ną na dół gło­wą po­stę­po­wa­ła za księ­dzem pro­bosz­czem. Dzwo­nek gło­sił po­chód ży­we­go Boga do przy­byt­ku ubo­gićj Re­gi­ny; kto do­sły­szał, uklęk­nął, krzy­żem się św. prze­że­gnał, a czyj słuch był znrów­no twar­dy jak i ser­ce, nie sły­szał i nie ncz­cił św. go­ścia, lecz le­ni­wo spo­czy­wał jesz­cze w łóżu, lub się koło spraw ziem­skich krzą­tał. Jed­nym z tych ostat­nich był Piotr, któ­ry nic nie wie­dział i nie sły­szał; lecz gdy mu po­wie­dzia­no, źe ksiądz prze­szedł z Pa­nem Je­zu­sem do Re­gi­ny, po­bladł i bar­dzo się str­wo­żył. Wy­jął coś po­ta­jem­nie ze skrzyn­ki, wło­żył do kie­sze­ni i wy­szedł z domu. Gdzie wy­szedł? nie wia­do­mo.

Nikt nie po­więk­sza! po­boż­ne­go or­sza­ku idą­ce­go za prze­naj­święt­szym Sa­kra­men­tem. Bóg źywy w Ho­styi świę­tej ksiądz, Zo­sia i dziad ko­ściel­ny byli je­dy­ny­mi gośd­mi, któ­rzy się do łóża umie­ra­ją­cej Re­gi­ny zbli­ży­li. Zo­sia i dzia­dek wy­szli z izby na po­dwór­ko, zo­sta­wia­jąc sa­me­go księ­dza pro­bosz­cza z cho­rą. Spo­wiedź nie trwa­ła dłu­go, a przez ten czas Zo­sia klę­cząc przy twę­gle domu rzew­nie pła­ka­ła, kie­dy dzia­dek po­cie­szał ją sło­wy: Ii Bóg jej nie opu­ści; źe Bóg ma za­wsze nad sie­ro­ta­mi zli­to­wa­nie, i że jeź­li dwór lub ksiądz pro­boszcz do służ­by cię nie we­zmą, to każ­dy cię go­spo­darz od no­we­go roku przyj­mie. Mó­wił tak­że, źe jesz­cze le­piej bę­dzie jej bez mat­ki, bo ła­twiśj jed­ne­mu jak dwoj­gu.

Ta nędz­na po­cie­cha, bo­dła w ser­ce biód­ną Zo­się, ale przez usza­no­wa­nie dla wie­ku dziad­ka nic mu nie od­po­wia­da­ła, tyl­ko tem rzew­niej jesz­cze pła­cząc, łą­czy­ła się w du­chu z tą wiel­ką spra­wą, któ­ra się w tej chwi­li w iz­deb­ce od­by­wa­ła, i od któ­rej Sąd, Mi­ło­sier­dzie, Kara lub Zba­wie­nie za­le­ży.

Ksiądz pro­boszcz wy­szedł przed cha­tę, ka­zał dzia­do­wi za­dzwo­nić dzwon­kiem, dla za­wia­do­mie­nia lu­dzi, o udzie­lić się ma­ją­cym świę­tym Chle­bie po­dróż­nych, przy­wo­łał Zo­sie i wo­bec nich naj­święt­szy Sa­kra­ment zło­żył w usta roz­ja­śnio­nej szczę­ściem i wiel­kiem pra­gnie­niem Re­gi­ny. Zo­sia pa­dła na twarz; dłu­go w tej po­sta­wie le­ża­ła, gdy ksiądz pro­boszcz po udzie­lo­nem bło­go­sła­wień­stwie, mo­dli­twy sto­sow­ne roz­po­czął.

W tem się iz­deb­ka na­peł­niać ludź­mi po­czę­ła, a mię­dzy nimi przy­bie­gła za­dy­sza­na Agniósz­ka, któ­ra tóż obok Zosi na twarz upadł­szy, rzew­nie pła­ka­ła. Po­źniej nie­co przy­szedł Woj­ciech i Jó­zek i uklę­kli w pro­gu drzwi. Jó­zek zaś bla­dy i łza­mi za­la­ny trzy­mał pa­cior­ki w ręku i beł­ko­tał w roz­tar­gnie­niu mo­dli­twę, a po­źniej, po­wstaw­szy, skło­nił się księ­dzu pro­bosz­czo­wi i rzekł, ie chce je­chać po dok­to­ra na swej koszt, i za­pła­ci, co bę­dzie po­trze­ba, aby Re­gi­nę do zdro­wia przy- ' pro­wa­dzić. Ksiądz pro­boszcz od­niósł tę ofia­rę – Józ­ka do Re­gi­ny, któ­ra di żacy m gło­sem rze­kła: „Niech mu Bóg pła­ci, ale nie chce juź dok­to­ra, kie­dy mam w ser­cu Pana Je­zu­sa; jak Bóg ze­chce, że­bym żyła, to niech się dzie­je Jego wola, a gdy mi śmierć prze­zna­czy, to ją z reki Bo­skiej wdzięcz­nie przyj­mę.”

Zoś­ka tym tar­giem jak­by do ży­cia po­wró­co­na, ze­rwa­ła się na­gle, i pro­si­ła mat­ki, iżby na dok­to­ra ze­zwo­li­ła, obie­cu­jąc za­pła­cić lśka­rza i ap­te­kę war­to­ścią pro­się­cia od Agniesz­ki. Agnić-azka tez po­wsta­ła mó­wiąc, źe ona bie­rze koszt na sie­bie a pro­si, iżby dok­tór przy­je­chał. Jó­zek nie cze­ka­jąc dłu­źej, biegł czem­prę­dzey do domu, aby wóz sło­mą wy­słać i spie­szyć po ló­ka­rza.

Ksiądz pro­boszcz do­peł­niał po­tom w roz­rzew­nie­niu Sa­kra­men­tu ostat­nie­go na­masz­cze­nia, wzmac­nia­jąc tę pięk­ną du­sze do po­tycz­ki ze śmier­cią, i uspo­so­bia­jąc ją do od­by­cia po­dró­ży

2 kra­iny łez i nie­do­li, do oj­czy­zny bło­go­sła­wio­nych i miej­sca wie­ku­istej chwa­ły. Wszy­scy obec­ni od­ma­wia­li po­tom spól­nie z księ­dzem pro­bosz­czem mo­dli­twy, a Zoś­ka klę­cząc przy no­gach mat­ki, ze łka­niem ostat­nie sło­wa li­tau­ii po­wta­rza­ła prze­ry­wa­jąc ja tyl­ko czę­stym n5g mat­ki po­ca­łun­kiem. Ka­płań­ska po­słu­ga juź się skoń­czy­ła, ksiądz pro­boszcz po­cie­szył jesz­cze i po­bło­go­sła­wił cho­rą, rów­nież po­cie­szył cór­kę i wró­cił do sie­bie. Lud po­boż­ny zno­wu się róż­ne­mi ściesz­ka­mi po wsi roz­sy­pał, a pry cho­rej Re­gi­nie po­zo­sta­ła tyl­ko cór­ka, sta­ra Agniesz­ka i Woj­ciech. Ten ostat­ni zbli­żył się do łóża cho­rej, mó­wiąc jej uro­czy­ście: – Mia­łem przyjśd do was mły­nar­ko, w przy­szłą nie­dzie­lę, i skło­nid się wam do nóg o wa­szą Zoś­kę dla mo­je­go Józ­ka, ale kie­dy­ście tak za-kiep­śnie­li, źe moźe z was i nic nie bę­dzie, więc was te­raz pro­szę, aby­ście mi Zoś­ki nie od­ma­wia­li, bo ją so­bie Jó­zek na­praw­dę upodo­bał i in­nej dzie­wu­chy po­jąć nie chce, tyl­ko ją samą. Ja im grunt spusz­czę i przy nich będę sie­dział, bo mi krzyw­dy dzie­ci nie zro­bią, gdyż Jó­zek jest uczci­wy, a Zoś­ka wa­sza tak­że. Więc póki ży­je­cie mły­nar­ko, to im po­bło­go­sław­cie i bę­dzie wam spo­koj­niej umie­raó, jak bę­dzie­cie wie­dzieć', źe wa­sza cór­ka na bić­dę nie zej­dzie.

Re­gi­na jak­by z gro­bu do zmar­twych­wsta­nia po­wo­ła­na, wznio­sła się na łóżu i za­pa­dłe w gło­wie oczy zwra­ca­jąc na Woj­cie­cha, ba­da­ła, czy to praw­da lub uda­nie, i czy to sły­szy we śnie lub na ja­wie? Od­gar­nę­ła na bok wło­sy, któ­re jej na skroń spa­da­ły, i szu­ka­ła wzro­kiem to Zoś­ki, to Józ­ka: to zno­wu wo­dząc błęd­ne spoj­rze­nie po Agniesz­ce i Woj­cie­chu, sło­wa prze­mó­wić nie mo­gła. Po chwil­ce zaś ode­zwa­ła sie do Woj­cie­cha:

– Jak­że­by sie to stać mia­ło, mej go­spo­da­rzu, aby­ście Józ­ka z moją Zoś­ką że­ni­li, kie­dy Zoś­ka nic nie ma ma­jąt­ku i jest ubo­ga, ja­kiej dru­giej w ca­łej na­szćj wsi ni­ći­na. Z cze­góż­by-ście ją bra­li i cóż­by ona wam do domu przy­nio­sła?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: