Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Koniec wędrówki - ebook

Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
20 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Koniec wędrówki - ebook

Dwunasta i ostatnia część cyklu hippicznego dla młodszych nastolatek, którego akcja rozgrywa się w malowniczej i tajemniczej Szkocji.

Rodzina Mandersów zmęczona życiem w dużym mieście przenosi się w oddalone od cywilizacji górzyste rejony Szkocji – do niewielkiej wioski Finmory. Główna bohaterka Jinny jest kochającą zwierzęta niepokorną nastolatką. 

Jinny przygotowuje się do startu w rajdzie długodystansowym. Marzy o tym, by wygrać ze swoją odwieczną rywalką, Klarą Burnley. Jednak gdy dowiaduje się o planach budowy obwodnicy, treningi schodzą na dalszy plan. Jinny postanawia walczyć o ocalenie muzeum Wiltona – tajemniczego miejsca, w którym nadal żywa jest pamięć o pradawnym celtyckim kulcie koni.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-271-5506-1
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

tój! – wołała na całe gardło Jinny Manders, biegnąc ile sił w nogach na łąkę, gdzie czekała na nią jej klacz. – Przestań! Shanti, nie! Nie!

Dziewczynka pędziła do bramy ze szkolną torbą dyndającą na ramieniu, a rozwiane rude włosy zasłaniały jej twarz.

– Stój! – wrzasnęła jeszcze raz do swojej arabki, ale było za późno. Mogła już tylko przyglądać się bezradnie, jak Shanti rozkręca się coraz bardziej, galopuje dokoła łąki z rozwianą grzywą i wysoko uniesionym ogonem, parskając i prychając na powitanie. Wtem klacz przystanęła, wystrzeliła przednimi kopytami wysoko w powietrze i pogalopowała niczym błyskawica w stronę bramy.

Mandersówna zacisnęła dłonie tak mocno, że paznokcie wbiły jej się w skórę, i niczym zaczarowana patrzyła, jak arabka szybuje nad bramą, tworząc w powietrzu idealny łuk, po czym zgrabnie ląduje i galopuje prosto na swoją panią. Kilka cali przed miejscem, w którym stała Jinny, klacz zatrzymała się gwałtownie i trąciła głową ramię dziewczynki.

– Nie powinnaś tego robić! Nie wolno ci wyskakiwać w ten sposób! – złościła się dziewczynka, jednak tak jak zwykle przy powitaniu zarzuciła ramiona na szyję klaczy i przytuliła policzek do jej jedwabistej grzywy, wdychając tak dobrze znany zapach arabki.

Kto bowiem mógłby naprawdę złościć się na konia, który na jego widok przeskakuje z radości bramę wysoką na pięć stóp, którego piękno zapiera dech w piersiach, ciemne, błyszczące oczy są pełne tajemniczej magii, a pysk miękki w dotyku jak aksamit?

– Jinny Manders – dziewczynka upomniała samą siebie surowo. – Natychmiast przestań się cieszyć! Wyskakuje tylko dlatego, że się nudzi, i dlatego, że Mike kończy lekcje wcześniej i zdążył już zabrać jej towarzystwo, czyli Jeżynka.

Mandersówna przerzuciła torbę przez ramię, chwyciła Shanti za grzywę i zaprowadziła z powrotem na łąkę.

Jinny miała czternaście lat, a Mike, jej młodszy brat – jedenaście. Mieszkali w Finmory, w północno-zachodniej Szkocji, w kamiennym domu w pobliżu zatoki. Z tyłu posiadłości rozciągały się skaliste wzgórza, a za nimi rozległe wrzosowiska. W oddali majaczyło pasmo górskie.

Każdego dnia, od poniedziałku do piątku, Jinny i Mike jeździli konno do najbliższej wioski, Glenbost, skąd dojeżdżali autobusem do gimnazjum w Inwerburgu. Podczas pierwszego etapu tej podróży Jinny dosiadała Shanti, kasztanowej arabskiej klaczy, którą trzy lata wcześniej ocaliła od okrutnego losu w objazdowym cyrku. Mike jeździł na Jeżynku, karym kucu highlandzkim, teoretycznie wypożyczonym ze stadniny panny Tuke, ale w praktyce właściwie zaadoptowanym przez rodzinę Mandersów. Petra, ich szesnastoletnia starsza siostra, uczęszczała do szkoły z internatem w Duniver, a Jinny i Mike dojeżdżali z Glenbost autobusem do gimnazjum w Inwerburgu. Jinny uważała, że to bardzo dobrze, bo nie potrafiła sobie wyobrazić Petry przedzierającej się przez wrzosowiska w trakcie zimowej zawieruchy. Najstarsza Mandersówna lubiła kosmetyki, magazyny o modzie i przesiadywanie przed lustrem. Zamierzała zostać w przyszłości nauczycielką muzyki, a teraz przez większość czasu po prostu działała młodszej siostrze na nerwy.

– To już trzeci raz samowolnie przeskoczyłaś bramę – Jinny upomniała klacz, przeczesując jej grzbiet zgrzebłem. – Mówię ci, w końcu zabronią nam korzystać z tej łąki. I co wtedy zrobimy? Tata każe mi cię sprzedać. Powie, że jesteś zbyt niebezpieczna i utrzymanie cię za dużo kosztuje. Tak właśnie powie.

Shanti uskoczyła w bok, unikając kłującego ją zgrzebła.

– Uspokój się... – mruknęła gniewnie dziewczynka, gdy klacz omal nie nadepnęła jej na stopę kopytem.

Jinny osiodłała arabkę, poprawiła torbę na ramieniu i założyła na głowę toczek, po czym wymaszerowała przez bramę, prowadząc za sobą klacz. Ta, drobiąc kopytami u boku dziewczynki, zarżała donośnie, a jej głos niósł się daleko po wrzosowiskach, pomiędzy rozrzuconymi po wzgórzach zagrodami, domkami wakacyjnymi, warsztatem samochodowym z przylegającym do niego podwórzem pełnym zardzewiałych wraków, budynkiem wiejskiej szkoły oraz sklepikiem wielobranżowym pani Simpson i stojącym niedaleko na wzgórzu niewielkim kościółkiem.

Jinny starannie zamknęła za sobą bramę i wiedząc, że w takim nastroju Shanti nie potrafi ustać spokojnie w miejscu, podciągnęła się szybko na siodło i sadowiła się, gdy arabka galopowała już wiejską drogą.

Kiedy mijały sklep, drzwi otworzyły się na oścież i wypadła z nich rozwścieczona pani Simpson.

– Jinny Manders! – wrzasnęła. – Wracaj mi tu zaraz, mam ci coś do powiedzenia! Wszystko widziałam! Ta dzika bestia znowu sama przeskoczyła przez bramę!

– Nie mogę się zatrzymać! – krzyknęła w odpowiedzi dziewczynka, nie próbując nawet zwolnić.

– W takim razie porozmawiam sobie z twoim ojcem! Albo z policją! To zwierzę jest niebezpieczne i ja nie mam najmniejszego zamiaru tolerować jej wybryków!

Nawet kiedy skryły się już za zakrętem, dziewczynce wciąż rozbrzmiewały w uszach słowa sklepowej. Kiedy zyskała pewność, że pani Simpson już jej nie widzi, usiadła wygodnie w siodle i zwolniła najpierw do kłusa, a potem do stępa.

– Wystarczy – mruknęła z irytacją, pociągając za wodze tak długo, aż Shanti uspokoiła się i zaczęła posłusznie wykonywać komendy.

Co za pech, poprzednim razem, wyskakując przez bramę, Shanti o mało nie stratowała synowej pani Simpson, pchającej wózek z niemowlęciem, rozmyślała gorzko Jinny. Nawet kiedy przypomniała potem sklepowej, że klacz ominęła wózek i nikomu nic się nie stało, pani Simpson wciąż upierała się, że Shanti stanowi niebezpieczeństwo dla wszystkich wokół.

– Ktoś mógłby pomyśleć, że wierzgasz kopytami na prawo i lewo – mruknęła dziewczynka. – Albo gryziesz kogo popadnie.

Wiedziała jednak, że obawy pani Simpson są uzasadnione. Jeśli Shanti zacznie wyskakiwać z zamkniętej łąki, kiedy tylko będzie miała na to ochotę, może się to naprawdę źle skończyć. Może przecież wpaść wtedy pod samochód albo pogalopować na wrzosowiska i złamać nogę lub utonąć w zdradliwym bagnisku i Jinny już nigdy więcej jej nie zobaczy.

– To wszystko twoja wina – zarzucał zwykle siostrze Mike. – Po co karmisz ją tak, jakbyś szykowała ją do zawodów? Dajesz za dużo owsa i roznosi ją energia. Poczekaj, aż tata dostanie rachunek od pana MacKenzie. Zobaczysz, że przetrzepie ci skórę.

Dziewczynka wiedziała, że młodszy brat ma sporo racji, ale nie mogła znieść myśli, że przez zimę Shanti miałaby stracić formę.

Coś w tym może jest, myślała, wiedząc, że gdyby zmniejszyła porcje dla klaczy, ta prawdopodobnie zaprzestałaby swoich ekscesów. Ale nie była to cała prawda.

W rzeczywistości Jinny wcale nie przeszkadzało, że arabka ma tyle energii. Wystarczał zaledwie delikatny ruch łydki, by klacz rwała się do galopu, przeskakiwała przez kamienne murki tak, jakby to było nic takiego, i potrafiła niezmordowanie biec kłusem, czerpiąc przyjemność z własnej siły i umiejętności.

Na drodze wymijał je jadący szybko samochód, więc Shanti w popłochu uskoczyła na porośnięte trawą pobocze.

A może pogalopujemy, zdawała się pytać dziewczynkę, gryząc niecierpliwie wędzidło i drobiąc w miejscu kopytami.

Przed nimi rozciągały się wrzosowiska. Był piątkowy wieczór i Jinny uznała, że praca domowa może zaczekać do weekendu.

– Dlaczego nie? – szepnęła dziewczynka do rwącej się do biegu klaczy i pozwoliła jej puścić się galopem.

Jinny pochyliła się w siodle i poluzowała wodze. Wiatr rozwiewał jej włosy i osuszał łzawiące oczy, a ona przyciskała zaciśnięte na rzemieniach dłonie do karku arabki, poganiając ją do jeszcze szybszego biegu.

Zwolniła dopiero wtedy, gdy dotarły już nad skaliste urwisko, skąd rozciągał się widok na wrzosowiska. Na lewo można było dostrzec smugę dymu wijącą się w oddali na niebie nad domem w Finmory, a tuż przed nimi migotała tafla wody w zatoce.

Jinny zeskoczyła z siodła, bo chociaż po Shanti nie było widać najmniejszych nawet oznak zmęczenia, wszystkie podręczniki do nauki jazdy zalecały, by tak właśnie postępować po galopie.

– Jesteś w doskonałej formie – dziewczynka pochwaliła klacz. – To dlatego tak skaczesz. Po prostu rozpiera cię energia. Coś musi się wydarzyć, potrzebujemy jakiegoś wyzwania, a nie zmniejszania racji owsa.

Jinny taką właśnie Shanti kochała – silną i pełną energii.

– Coś musi się wydarzyć – powtórzyła dziewczynka, podstawiając otwartą dłoń pod pysk klaczy. – Potrzebna nam jakaś wygrana, żeby utrzeć im wszystkim nosa.

Jinny spojrzała w kierunku Glenbost, starając się z całych sił nie wracać myślami do pani Simpson. Patrzyła na rozciągające się wokół wrzosowiska, kamieniołom, należące do pana MacKenzie stada owiec oraz pasące się kuce szetlandzkie, a także posiadłość Craigvaar, w której stał dworek o bielonych ścianach, własność państwa Burnleyów, otoczony zadbanym ogrodem, oraz pobliski wijący się pomiędzy kępkami wrzosów strumyk.

Gdy jej wzrok prześlizgnął się po raz kolejny po białym domu i jego otoczeniu, dostrzegła na podwórzu otwarty na oścież boks dla koni.

Złodzieje, pomyślała dziewczynka, zastanawiając się, czy nie powinna podjechać i zamknąć drzwi. Gospodarze tego miejsca mieszkali w Sussex, a ze swojej posiadłości w Szkocji korzystali jedynie w czasie wakacji. Klara Burnley miała dziewiętnaście lat i uczęszczała na kursy sekretarskie oraz zajęcia z gotowania. Zwykle przyjeżdżała do Szkocji razem z rodzicami i przywoziła swoje doskonale wyszkolone konie, które zgarniały wszystkie nagrody na miejscowych zawodach i konkursach. Nie należała do kręgu ulubionych znajomych Jinny.

Po chwili w oknach kuchni zajaśniało światło.

Chyba rzeczywiście przyjechali, doszła do wniosku dziewczynka. Wyjątkowo wcześnie w tym roku. Ciekawe, jakie konie przywiozła tym razem? Może są jakieś zupełnie nowe... Nie zaszkodzi chyba, jeśli przejadę obok i popatrzę.

Dosiadła klaczy i skierowała się w stronę Craigvaar.

– Tylko na chwilę, żeby zobaczyć konie – zapewniła arabkę. – Bynajmniej nie po to, żeby spotkać się z Klarą.

Posiadłość Burnleyów leżała na równinie porośniętej niską trawą, poprzetykaną gdzieniegdzie szarymi skałami. Jinny podjechała kłusem do pobielonego ogrodzenia, za którym mieściły się zielony ogród, stajnia oraz padok. Chociaż drzwi do boksu dla koni były szeroko otwarte, wokół nie było widać żywej duszy.

Dziewczynka wstrzymała konia i uniosła się w strzemionach, żeby lepiej widzieć szczegóły. W rozświetlonej kuchni dostrzegła kobiecą sylwetkę, ale nie była to ani Klara, ani pani Burnley. Być może to pani Grant szykowała dom na przyjazd właścicieli.

Kiedy Jinny już szykowała się, by odjechać, do jej uszu dotarł odgłos zbliżającego się od strony Glenbost samochodu. Słyszała, jak zwolnił, prawdopodobnie przed zakrętem, i po chwili zaturkotał na wyboistej drodze dojazdowej do Craigvaar. Nie minęło kilka minut, gdy na podjazd przed domem zajechało auto do przewozu koni.

Mandersówna przygotowała się, że za chwilę zobaczy znienawidzoną Klarę Burnley.

Na pewno znowu przywiozła te swoje konie, ciągnąc je tu całą drogę aż z południowej Anglii, żeby zdeklasować konkurencję, myślała ponuro Jinny. Chce sobie odbić za poprzedni rok, kiedy to Shanti zajęła pierwsze miejsce na podium.

Samochód zatrzymał się, jednak z szoferki zamiast dobrze zbudowanej, jasnowłosej Klary wyskoczyła drobna, zwiewna dziewczyna z krótką, ciemną fryzurką, ubrana w czerwone bryczesy, ortalionową kurtkę i tweedową czapkę. Jinny przyglądała się, jak nieznajoma podchodzi do przyczepy, sprawnie opuszcza rampę i wyprowadza bułanego konia. Był wysoki na jakieś szesnaście stóp i przy dość jasnym ubarwieniu miał gęstą czarną grzywę, a na pysku biały ślad przypominający błyskawicę.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: