Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krew nie woda. Polskie zapiski współczesne - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 listopada 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Krew nie woda. Polskie zapiski współczesne - ebook

Kolejny w dorobku znanego dziennikarza i reportera zbiór krótkich, publicystycznych migawek, w których przegląda się Polska na przestrzeni ostatnich kilku lat.

 Teksty, które teraz zuchwale cisnę Państwu przed oczy, pisałem z myślą o Naszym Kraju, o tym, co czeka go w najbliższych latach.

Często pisane były szybko, z przeświadczeniem, że trzeba działać już, teraz! Bo ominie nas coś ważnego.

 Jaka jest zatem ta polska krew?

Jasna, bulgocząca w tętnicach, czy też ciemna, wolno tocząca się przez żyły?

Kto zna pełny skład tej biało-czerwonej substancji, kto potrafi określić jej idealną konsystencję i skład?

Na pewno jest małopolska (lekko porywcza i pracowita), wielkopolska (zapobiegliwa, gospodarna), podlaska (dumna i przywarta do krzyża), świętokrzyska (zwariowana, impresyjna), kaszubska, trochę tatarska, ariańska, żydowska, niemiecka...

Piwna, swarliwa, z grubym karkiem i… lekka jak palce Chopina.

Gdyby polska krew nie była potrzebna Panu Bogu, to już dawno wypłu¬kałby ją ze świata ruskimi i niemieckimi transfuzjami.

Jest więc tajemnicą naszego Stwórcy, dlaczego ta właśnie – polska krew – ma się toczyć w żyłach niedużego kraju.

I niech tak zostanie…

Witold Gadowski o sobie:

Jestem człowiekiem w nieustannym ruchu. Uważam się za dziennikarza, reportera opisującego rzeczywistość taką jaka ona jest. Bywam pisarzem, poetą, autorem piosenek, zajmuję się także filozofowaniem i publicystycznym opisem otaczającego mnie świata. Staram się być niezależny i prawdomówny.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7674-939-6
Rozmiar pliku: 5,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kiedy w dzieciństwie dowiedziałem się, że moja grupa krwi oznaczona jest symbolem Rh+, pomyślałem: w porządku – jestem po dobrej stronie.

Ciągle jednak brakowało mi jakiegoś dopełnienia tego znaku.

Kolejne litery A, B, C… jakoś mnie satysfakcjonowały, aż wreszcie – wiele lat później – doszedłem do wniosku, że całkowity opis mojego wewnętrznego napędu powinien brzmieć: P.

Wiem, że z medycznego punktu widzenia wypisuję tu jakieś herezje, ale mniejsza o to. Ma być P i tyle….

Wyrosłem już z wieku, kiedy obchodziło mnie zdanie pieczeniarzy wyżerających tłuste kąski z pańskich spodków. Nie obchodzi mnie przy tym to, czy spodki mają biskupie czy też sekretarzowskie insygnia.

Od dawna szukam polskiego sensu. Zacząłem od siebie, stąd też wybaczcie osobisty ton.

Ta litera P z czasem wydała mi się najważniejsza w całym alfabecie.

Bo to litera utkana ze sztychów Grottgera, cudownego wieczornego szeptu „Trylogii”, pożółkłych fotografii dzieciaków tamtej Warszawy w za dużych hitlerowskich hełmach, powstańców z lat 1944, 1945..., 1953, bohaterów zamęczonych w piwnicach NKWD i UB, na Sybirze, brzemiennych jak krople liter „Solidarności” z 1980 roku.

Zbudowana z luźnej sieci cytatów Piłsudskiego, sejmowej godności socjalisty (z duszy), premiera Jana Olszewskiego, cichego, spokojnego uporu matek, których synowie biegli krzycząc – Polska?!

To litera zanurzona w strofach człowieka, który najpiękniej ujął gest wstawania z kolan – największego polskiego poety – Zbigniewa Herberta.

Ta litera nie uosabia zimnego rozsądku, wyrachowania, kalkulacji, strategii wyrafinowanego szachisty.

Ta litera nie pachnie „zmysłem bezwzględnej ekonomii”. Jest w niej za to dobra naiwność, gościnna tolerancja dla przybyszów, których wianem bogaciła się przez wieki. Jest też słodkie usypianie w momentach powodzenia i lenistwo, które sprawia, że czasem traci się wszystko.

Dodałem sobie do opisu krwi literę P, bo jestem Polakiem nie tylko z powodu miejsca urodzenia, mam wiele ważniejszych powodów, aby tak określać swoją krew.

Moją Polskość czerpałem z przedwojennych „Płomyków” i „Płomyczków”, którymi reakcyjnie (w czasach PRL) karmiła mnie babcia Holyńska – Sybiraczka, z powieści Sergiusza Piaseckiego, z epickich reportaży Melchiora Wańkowicza, z czytanych przy latarce, pod kocem, książek Alfreda Szklarskiego (wtedy jeszcze nie znałem jego życiorysu) o przygodach Tomka, z cudownego poczucia humoru mistrza Edmunda Niziurskiego.

Malowałem ją sobie w myślach obrazami, które widziałem za oknem, a z okna mojego rodzinnego domu widać było wprost krzyż na Giewoncie.

Polska nie jest najważniejszym krajem świata, nie wzbudza postrachu, nie skłania do oddawania jej hołdu. Ona jest normalna jak jesienna szaruga i słodka jak wybuchająca nagle wiosna.

Polska ma kolor zachmurzonego nieba i błotnistych pól. Bywa chłodna i wilgotna, ale jest w nią wpisana też euforia niespodziewanego lata i pieszczota miękkiego języka, przyjemnego szeleszczenia swojskich, niepowtarzalnych zgłosek.

Taki mi się utkał emocjonalny kolaż... Tak wyobrażam sobie tętniącą w żyłach krew.

*

Kiedyś starsza aktorka opowiadała mi historię małego Frania.

Trwała wojna 1939 roku, Wybrzeże się broniło. Ginęli polscy żołnierze. Do wojskowej komisji codziennie przychodził mały, siedmioletni Franio. Niezmiennie łapał sanitariuszkę za rękaw i prosił, aby wzięła od niego krew. Kobieta uciekała przerażona.

Franiu wracał jednak i z uporem w dziecięcym spojrzeniu powtarzał swoje żądanie.

Pewnego dnia Franiu przyszedł wraz ze swoją mamą, która gorąco poprosiła, aby wzięli od synka choć kroplę krwi.

– On nie może w nocy zasnąć i ciągle płacze, że nie może oddać krwi dla polskich żołnierzy – matka prosiła, wyjaśniając, że boi się o to, że syn w końcu się załamie.

Krew oficjalnie pobrano i szczęśliwy Franiu odszedł wraz z mamą.

*

Teksty, które teraz zuchwale cisnę Państwu przed oczy, pisałem z myślą o naszym kraju, o tym, co czeka go w najbliższych latach.

Często pisane były szybko, z przeświadczeniem, że trzeba działać już, teraz! Bo ominie nas coś ważnego.

Staram się analizować miejsce mojego kraju we współczesnym świecie, jego realną siłę. Staram się też podpowiadać politykom (choć oni zwykle niewiele słyszą) ważne – moim zdaniem – rozwiązania.

Chłostałem Donalda Tuska i Ewę Kopacz ile wlazło, ale nie z nienawiści, nie z powodu tępego resentymentu, nie z odruchu kibola, dla którego liczą się tylko ci, którzy myślą dokładnie tak samo jak ja. Uważam, że rządy PO i PSL były bardzo złe dla Polski, nie znaczy to jednak, że patrzę przez palce na ludzi Prawa i Sprawiedliwości.

Oni będą ważni tylko wtedy gdy realnie uczynią coś dla naszego kraju. I… przeminą, bo taka jest maszyna polityki – Polska jednak pozostanie.

Dopóki zatem krew obraca w piersi Naszą Gwiazdę, nikt nie zwolni nas z polskich obowiązków. Niemożliwa jest żadna „europejska transfuzja” – nikt z Was nie pozbędzie się polskiej krwi.

Nawet ci, którzy gwałtownie usiłowali ją barwić na bardziej czerwoną czy tęczową. Twoja krew zawsze Cię określi i zawsze powie Ci, gdzie masz iść i po co.

Chciałbym, aby dziś moja Polska wiedziała, jaki ma kierunek, co jest jej pożywieniem i jakie środowisko jest dla niej najbardziej sprzyjające.

Nikt z nas nigdy nie zostanie zwolniony z polskiego myślenia, nikomu nie zostanie odpuszczona dezercja, bezmyślność i zdrada.

Historia Polski tak mocno przyspieszyła, że na gwałt musimy współcześnie określić jej kształt, wartości i kierunek życia.

Polska może być niepotrzebna nikomu na świecie, jest jednak nieodzowna dla naszego życia i nawet po wielu latach upomni się o każdego z nas.

Jaka jest zatem ta polska krew? Jasna, bulgocząca w tętnicach czy też ciemna, wolno tocząca się przez żyły? Kto zna pełny skład tej biało-czerwonej substancji, kto potrafi określić jej idealną konsystencję i skład?!

Na pewno jest małopolska – lekko porywcza i pracowita, wielkopolska – zapobiegliwa, gospodarna, podlaska – dumna i przywarta do krzyża, świętokrzyska – zwariowana, impresyjna, kaszubska, trochę tatarska ze wschodnim zaśpiewem, ariańska, żydowska, niemiecka… Piwna, swarliwa, z grubym karkiem i… lekka jak palce Chopina. Gdyby polska krew nie była potrzebna Panu Bogu, to już dawno wypłukałby ją ze świata ruskimi i niemieckimi transfuzjami.

Jest więc tajemnicą naszego Stwórcy, dlaczego ta właśnie polska krew ma się toczyć w żyłach niedużego kraju.

I niech tak zostanie…

Byle tylko nigdy nie lała się już strumieniami tylko dlatego, że przez polską równinę wyznaczyły sobie przemarsz obce wojska.

Mamy sporo do zrobienia.

Witold Gadowski

Smoleńsk – pętla na gardle Polski

grudzień 2012

O tragedii w Smoleńsku napisano już całe tomy. Wokół katastrofy rozsnuto najbardziej niezwykłe teorie, a sama „smoleńska narracja” stała się przykładem niezwykłej agresji i propagandy.

Zwykle rzeczone publikacje dzielą się na te, których autorzy gorliwie udowadniają, że prezydenckiego tupolewa doszczętnie rozwaliła niewielka brzoza, oraz te, w których autorzy – na własną rękę – poszukują właściwej przyczyny wydarzeń, które miały miejsce w Smoleńsku rankiem 10 kwietnia 2010 roku.

Smoleńsk stał się tematem newralgicznym, sprawą bez rozwiązania, której nigdy nie zakończymy. To wciąż zaostrzający się spór pomiędzy zwolennikami rządowej „normalności” i samotnymi poszukiwaczami prawdy.

Nie napiszę niczego odkrywczego, jeżeli stwierdzę, że bez rozwikłania smoleńskiej zagadki nie postąpimy nawet kroku w przód. Bez prawdy o Smoleńsku zdegenerujemy się jako społeczność, jako zbiorowość określająca się wspólnym mianownikiem: Polski Naród.

Konsekwencje lekceważenia Smoleńska mogą być jednak znacznie bardziej brzemienne w skutki, niż nam się na pierwszy rzut oka wydaje.

Spójrzmy zatem bez emocji i z należytym, badawczym dystansem na to, co lekceważenie „Smoleńskiej Zagadki” może przynieść w niedalekiej przyszłości.

Sfera polityki międzynarodowej

Jeżeli polski rząd nadal – z uporem godnym lepszej sprawy – odmawiał będzie zrealizowania najbardziej oczywistej drogi wyjaśnienia przyczyn katastrofy, jaką jest sięgnięcie po satelitarne nagrania będące w dyspozycji amerykańskiej NSA i izraelskiego „Instytutu”, to tym samym przestanie być traktowany poważnie – jako reprezentant suwerennego państwa polskiego.

Rząd, który panicznie ucieka przed nowymi materiałami mogącymi służyć wyjaśnieniu tajemnicy śmierci prezydenta Polski i 95 innych osób należących do elity społeczeństwa, nie zasługuje na poważne traktowanie. Skoro zatem taki rząd reprezentuje państwo polskie, to interesy takiego państwa nie powinny, w żaden sposób, zajmować sobą głów zagranicznych polityków.

Jeśli bowiem dzisiejszy rząd polski boi się narazić na gniew prezydenta Rosji, pana Władimira Putina, to za każdym razem, gdy reprezentanci innych krajów będą chcieli uzgodnić coś, co zatrąca o polskie interesy, zagraniczni partnerzy Polski zwrócą się wprost do Putina.

Skoro polski rząd boi się Rosji Putina, to szkoda zawracać sobie głowę negocjowaniem z Polakami, wystarczy sprawy uzgadniać z tym, którego premier Tusk, prezydent Komorowski i minister Sikorski tak panicznie się boją.

Strach jest jednym z najlepszych elementów uprawiania polityki zagranicznej. Jeśli ktoś się nas boi, to posuwamy się tak daleko, jak głęboko sięga ten strach. Władze państwa kontrolowanego przez służby specjalne, jakim jest dzisiejsza Rosja, do perfekcji opanowały dyplomację strachu.

Oczywisty strach przed Rosją, prezentowany przez dzisiejszą elitę władzy w Polsce, jest najbardziej namacalnym dowodem na staczanie się polskiej polityki zagranicznej po równi pochyłej ku absolutnemu wasalstwu wobec imperium terroryzującego własny naród za pomocą postkomunistycznych służb specjalnych.

Brak dbałości o rozwiązanie zagadki śmierci własnego prezydenta, strach przed Rosją, który przejawiają najwyższe polskie władze, degraduje Polskę do roli państwa wasalnego, półkolonii zarządzanej za pomocą kija i marchewki ze strony imperium.

Możemy zapomnieć o jakiejkolwiek polskiej polityce zagranicznej, jeżeli w światku dyplomatycznym będzie się opowiadać anegdotę o roztrzęsionych łydkach polskiego premiera i jego lęku przed sięgnięciem po międzynarodowe dowody w sprawie smoleńskiej katastrofy.

Dziś Polska nie posiada żadnej agendy w dziedzinie polityki zagranicznej, bo też i taka agenda jest naszym władzom zupełnie niepotrzebna. Wasalność wobec Rosji i uniżone spełnianie wytycznych Komisji Europejskiej to w zasadzie całe streszczenie „wysiłków” polskiej dyplomacji przez ostatnie pięć lat.

Polityka wewnętrzna

Brak jakichkolwiek energicznych działań władz, brak chęci do wyjaśnienia Smoleńska już stały się powodem, dla którego wielu Polaków odmawia obecnie rządzącym legitymacji do dalszego sprawowania władzy w kraju.

Im bardziej kurczowo władze będą trzymać się niedorzecznej i podrzuconej przez rosyjskie służby specjalne tezy o „pancernej brzozie”, tym bardziej będzie tężał opór przeciw premierowi i prezydentowi oraz służącym im środkom masowej propagandy.

Bunt przeciwko zdrowemu rozsądkowi nigdy nie wydawał dobrych owoców. W rezultacie obróci się on nie tylko przeciwko władzom, ale niestety także przeciwko samej instytucji państwa, rachitycznego i niedoskonałego, ale jedynego państwa Polaków, jakie posiadamy.

Brak dbałości o smoleńskie śledztwo demoralizuje szerokie kręgi społeczeństwa, ostatecznie podważa wiarę w możliwość odbudowy polskiej niepodległości.

Smoleńska hańba, jak już niektórzy nazywają postawę władz Polski w ciągu ostatnich dwóch lat, rodzi także zgoła niebezpieczne – by nie rzec zatrute – pomysły. Oto bowiem (prawdopodobnie nie bez podszeptów Moskwy) w Polsce objawia się całe grono radykałów wzywających do gwałtownej zmiany na szczytach władzy, nawołujących ni mniej, ni więcej, tylko do jakiejś mitycznej rewolucji ulicznej.

Otóż pragnę przed takimi pomysłami ostrzec jak najgłośniej. Z rewolucji nie wyniknie nic dobrego, na karku rewolucji zawsze jeżdżą najgorsze męty. Rewolucja na ulicach Warszawy najbardziej na rękę będzie… Władimirowi Putinowi, który podobnie jak w 2008 roku w Gruzji zacznie sarkać na polską niezdolność do osiągnięcia porozumienia i zaoferuje, że gotów jest postawić nad Wisłą korpus najbardziej pokojowych wojsk na świecie, które strzec będą Polaków przed samymi sobą, strzec po to, aby łbów sobie nie pourywali.

Już widzę, jak na europejskich salonach zapanuje entuzjazm dla takiego pomysłu. Polska z głowy, Niemcom lżej.

Rola rosyjskiej agentury działającej wśród polskich elit polityki, kultury, dziennikarstwa i nauki nieustannie rośnie. Rośnie tym bardziej, im mniej w Polsce realnej obecności NATO i USA.

Strzeżmy się zatem tych, którzy najgłośniej krzyczą.

Skutki gospodarcze i społeczne

Znieczulenie, wywołane karykaturą smoleńskiego śledztwa, tragicznie odbije się na procesie prywatyzacji polskich przedsiębiorstw i fatalnie rokuje perspektywie wydobycia w Polsce gazu łupkowego. Dziś już wiadomo, że Rosja ostrzy sobie zęby na przejęcie polskiego przemysłu chemicznego, szczególnie zakładów w Puławach i Tarnowie.

Rosyjski państwowy biznes dąży także do zakupu Rafinerii Gdańskiej oraz PKP Cargo. Ten ostatni zakup to zresztą od lat niezrealizowane rosyjskie marzenie – zmonopolizować przewozy towarowe na równinie polskiej pomiędzy Niemcami i Rosją.

Władze, które nie potrafią pisnąć w sprawie Smoleńska, nie wydadzą z siebie także głosu, gdy Rosjanie – legendowani w różny sposób – zapragną przejąć polską energetykę i inne strategiczne dla bezpieczeństwa kraju gałęzie gospodarki.

Smoleńsk wyraźnie oddziela to, co w polskim społeczeństwie jest patriotyczne i zdroworozsądkowe, od ogromnej rzeszy ludzi cynicznych i nastawionych na niewolnicze powtarzanie suflowanych przez rosyjską agenturę wpływu przekazów.

To, co w polskiej tkance jest podłe, zapiekłe i niewolnicze, dziś toczy nasze społeczeństwo jak gwałtownie rozwijający się wirus.

Jeśli pozostaniemy w oparach strachu i rosnącej buty ludzi Putina, szarogęszenia się rosyjskich czynowników w Polsce, to nie tylko stracimy niepodległość, nie tylko biernie zgodzimy się na okradanie Polski przez ludzi Moskwy, ale także będziemy winni przed następnymi pokoleniami.

Za kilkadziesiąt lat nikt zdrowy na umyśle nie zrozumie postawy dzisiejszych elit władzy. Jeśli ucieczka przed prawdą o Smoleńsku dziś nazywana jest realizmem i pragmatycznym pojmowaniem polityki, to za kilkadziesiąt lat ta sama postawa zostanie określona na podstawie skutków, jakie przyniosła. Ucieczkę przed prawdą o Smoleńsku historia usytuuje tuż obok targowiczan, Bieruta, PZPR – czyli tam, gdzie polskie dzieje wyrzucają tych, którzy pobrudzili sobie ręce zdradą.Putin i sprawa polska

kwiecień 2014

Francis Fukuyama, autor Końca historii, powinien dziś klęczeć na grochu i ciężko pokutować. Historia właśnie, po raz kolejny, wierzgnęła kopytem i przyspieszyła.

Władimir Putin sprawił, że od miesiąca żyjemy w całkiem nowej rzeczywistości. Zdarzenia, które jeszcze pół roku temu wydawały się jedynie produktem wybujałej fantazji twórców fabuł z dziedziny political fiction, następują po sobie w tempie, którego nie jest w stanie objąć uwaga najbardziej doświadczonych komentatorów.

Naraz okazało się, że żyjemy w epoce agresywnej tyranii, takie bowiem oblicze współczesnej Rosji objawił nam jej imperator, Władimir Władimirowicz Putin. Dzieje się tak, jakby w spokojny pejzaż naraz wdarła się trąba powietrzna, która jeszcze nie wiadomo którędy przejdzie i jakie wyrządzi szkody. Nas oczywiście najbardziej interesuje rodzimy mikroklimat i konsekwencje, jakie odsłonięcie prawdziwego oblicza postsowieckiego samodzierżawia może przynieść dla polskiej sceny politycznej i układu sił nad Wisłą.

Cień Smoleńska

Od momentu, gdy 10 kwietnia 2010 roku na lotnisku Siewiernyj pod Smoleńskiem rozbił się samolot prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wiemy, że śledztwo w tej sprawie nie toczy się normalnym torem. Wraz z upływem kolejnych miesięcy widzimy, jak wiele kłamstwa, manipulacji i propagandy wsączono w rozważania nad tą największą od II wojny światowej polską katastrofą. Coraz wyraźniej widzimy też listę smoleńskich kłamców. Są na niej zarówno dziennikarze, jak i politycy oraz tzw. eksperci.

Wśród kłamców prym wiedli: Monika Olejnik, Jacek Żakowski, Janina Paradowska, Piotr Kraśko, Tomasz Lis, Jarosław Gugała, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Justyna Pochanke, Tomasz Sobieniowski, Tomasz Sekielski, Jan Osiecki, dzisiejszy wojewoda małopolski Jerzy Miller, prokuratorzy wojskowi i cywilni… Lista hańby jest długa. Nikt – choćby te wymienione przeze mnie postaci po stokroć zmieniały swoje poglądy – jej nie zapomni.

Wokół „Smoleńska” rozpętano totalitarną histerię, niszczono i niszczy się do dziś każdego, kto śmiałby w tej sprawie zadawać proste, zdroworozsądkowe pytania. Kłamstwo smoleńskie przybrało postać peerelowskiej propagandy, ludzi niezależnych o mało nie zamykano do psychuszek. Opluwano i zaszczuwano każdego odważnego komentatora i eksperta, po kraju krążył „seryjny samobójca”. I nagle to wszystko może okazać się bezskuteczne, może zdać się psu na buty.

Nagle może się bowiem okazać, że smoleńskie łgarstwa nie są już na nic potrzebne Władimirowi Putinowi! Jego wizerunku, po agresji na niepodległą Ukrainę, nic już nie może zepsuć. Już mu nie jest potrzebny międzynarodowy poklask, zrzucił go z siebie jak przyciasny frak, w którym nigdy nie czuł się zbyt komfortowo. Putin nie potrzebuje już ani na jotę kręcić w sprawie Smoleńska. Jednocześnie wszystkie najważniejsze karty w tej rozgrywce są w jego rękach. Jeżeli w rozgrywce z możnymi tego świata będzie mu wygodnie ujawnić prawdę o postawie Donalda Tuska w pierwszych dniach po katastrofie smoleńskiej, to uczyni to bez zmrużenia powieki.

Co będzie, gdy Putin – kanałem oficjalnym bądź za pomocą nieoficjalnych przecieków – ujawni treść rozmów na sopockim molo, szczegóły zachowania Tuska w Smoleńsku, udział ludzi z ekipy Tuska w wykrzywianiu prawdy o katastrofie? Co będzie, gdy putinowscy czynownicy upublicznią szczegóły rozmów dotyczących rozdzielenia wizyt w Katyniu, szczegóły wizyt Arabskiego w Rosji? Oczywiście rządowi propagandziści będą usiłowali wszystko to wrzucić do kosza pod nazwą „rosyjska prowokacja”, będą starali się odwracać kota ogonem. Skuteczność takich działań będzie jednak wątpliwa. Już dziś bowiem widać, że los prezydenta Bronisława Komorowskiego i premiera Donalda Tuska spoczywa w rękach pułkownika KGB.

Paradoksalnie więc rozpętana przez Putina wojna może nas znacząco przybliżyć do prawdy o katastrofie w Smoleńsku.

Patriarcha Putin

Putin ma w dłoniach moc zresetowania całego rządzącego dziś Polską pseudosalonu. Jest to jednak gracz inteligentny i brutalny – kiedy więc użyje narzędzi, które posiada, kiedy przystąpi do bardziej (niż dziś) aktywnego wpływania na wydarzenia w Polsce? Odpowiedź jest najprostsza z możliwych – uczyni tak, gdy przyda mu się to do realizacji jego imperialnych ambicji.

Tusk miota się dziś w potrzasku, naraz używa patriotycznej retoryki, która go uwiera i nie jest dla niego naturalna, naraz stara się zatrzeć wszelkie ślady po prowadzonej przez siebie – jeszcze niedawno – polityce osłabiania polskiego państwa. Ma jednak świadomość, że nie może zbyt mocno (w praktyce) nastąpić Putinowi na odcisk. To sytuacja spoconej myszy zagonionej do kąta. Putin wysadzi go z siodła – mocą swojej wiedzy i dokumentów – tylko wtedy, gdy uzna, że przychodzący po Tusku układ polityczny będzie dla niego korzystniejszy. I tu napotykamy na arcyciekawy rebus. Putin może liczyć na to, że dochodzący do władzy Jarosław Kaczyński będzie dla niego lepszym partnerem do gry niż coraz bardziej skompromitowany Donald Tusk, spełniający dziś już tylko życzenia kanclerz Niemiec Angeli Merkel.

Przykład Victora Orbána pokazuje, że takie rachuby wcale nie są pozbawione podstaw. Orbán, w momencie gdy skonfliktował się z lewackim salonem rządzącym dziś Unią Europejską, musiał znaleźć nowego sojusznika. Praktycznie sam się wydał na pastwę Władimira Putina. Dziś może stawać okoniem elitom Unii Europejskiej, ale wobec polityki Putina musi być uległy i przyjmować aprobującą postawę. To dziś wielki dylemat dla polityków z Europy Środkowej, którzy chcą prowadzić politykę w interesie własnych narodów.

W przypadku Polski Putin może liczyć na to, że Kaczyński, który zastąpi serwilistycznego i pozbawionego własnego zdania wobec UE Tuska, rychło wejdzie w konflikt z lewacką elitą UE. W takiej sytuacji dynamika polityczna rzuci Kaczyńskiego w objęcia Rosji. Takie są pewnie rachuby pułkownika KGB, ale to od wielkości i inteligencji przyszłego premiera Polski zależy, czy taka mechanika zadziała. Być może to równanie z jedną niewiadomą ma jednak więcej niż dwa rozwiązania. Tu możemy jedynie liczyć na szachowe zdolności i przebłysk geniuszu ze strony lidera polskiej opozycji.

Dylematy konserwatysty

Pułapka Putina jest dziś o wiele sprytniej zastawiona, niż to się nam – jeszcze niedawno – mogło wydawać. Putin ustroił się dziś w szatki jedynego prawdziwego obrońcy wartości… europejskich! To on broni dziś religii, tradycyjnej rodziny, wartości patriotyzmu i poświęcenia dla ojczyzny. To Putin jawnie i spektakularnie gromi dziś homoseksualny ruch polityczny, sprzeciwia się ideologii gender i skutecznie stawia tamę marksizmowi kulturowemu. Paradoks polega na tym, że Putin występuje dziś w zbroi obrońcy europejskich wartości, obrońcy przed… samą Europą.

Zamieszanie pogłębia niedawny spektakl pojednania polskich hierarchów Kościoła katolickiego z patriarchą Cerkwi moskiewskiej, prywatnie agentem KGB, Cyrylem. Dziś, gdy Europa wzmaga ofensywę kulturowego marksizmu, gdy bezpardonowo ruguje Kościół z przestrzeni publicznej, gdy rozbija tradycyjną rodzinę i umożliwia skuteczny atak dewiantek-genderystek na społeczny ład i porządek, Putin pokazuje, jak rozprawia się z homoseksualistami, jak wsadza do więzienia rozszalałe feministki. Putin kreuje się dziś na uosobienie szacunku dla tradycji i chrześcijaństwa. Na to wszystko spogląda tradycyjny katolik, konserwatysta… i co ma zrobić?

Ukraińcy – banderowcy

Wielkorusy, które nigdy nie rozliczyły się ze zbrodni katyńskiej, dziś na wszelkich swoich portalach i w mediach upowszechniają wizje rewolucji na kijowskim Majdanie jako dzieła faszystowskich sotni neobanderowców. Dziś nagle wielkorusy przypomniały sobie o zbrodniach UPA, o masakrze Polaków na Wołyniu. Wielkoruskiej, putinowskiej propagandzie wtórują w tym polskie środowiska narodowe, a także wielu szlachetnych ludzi, którzy słusznie uznają, że naród ukraiński nigdy sprawiedliwie nie rozliczył się ze zbrodni dokonanych na Polakach. Ruska propaganda gra dziś na wielu fortepianach. Dąży jednak do jednego celu, chce podzielić okoliczne narody i każdy z nich zjeść w osamotnieniu. Dziś odcina się „Słowian” od „ukraińskich striłców z Majdanu”, jutro – kiedy Rosja upora się z Ukrainą – przyjdzie kolej na Litwę, Łotwę i Estonię, a w końcu i na… Polskę.

Kto tego nie widzi, cierpi na postępującą polityczną ślepotę.

Jeśli nie dojrzymy w kijowskim Majdanie przebudzenia się społeczeństwa obywatelskiego na Ukrainie, to nigdy wspólnie nie wyrwiemy się spod rosyjskiego cienia. Dziś sprawa Ukrainy to sprawa polska. Nie zapominając o bolesnej historii, musimy budować mosty na przyszłość.

*

Putin ani nie jest obrońcą chrześcijan, ani promotorem „wolności Krymu”, ani też demokratą. To satrapa niewahający się użyć każdego narzędzia, które może posłużyć mu do odbudowy imperium i zapewnienia sobie niewzruszonej pozycji ruskiego cara. Zło nigdy nie może odegrać pozytywnej roli – uwagę tę dedykuję wszystkim, którzy w Putinie coraz mocniej upatrują wodza antygenderowej krucjaty. Z niego taki chrześcijanin jak z Adolfa Hitlera postawny, błękitnooki Aryjczyk.

Putin stanowi zagadkę jedynie dla tych, którzy lubią karmić się złudzeniami. W sytuacji dzisiejszego konfliktu na Ukrainie wybór spokoju za wszelką cenę pachnie Monachium z roku 1938. Nie jest w stanie zatrzymać nadciągającej wojny, a jedynie rozbestwia drapieżnika. Wściekłemu drapieżnikowi należy skręcić kark – dla dobra ogółu. Tyle, ot cały międzynarodowy dylemat związany z marsowym obliczem kagiebowskiego pułkownika. Ze Złym się nie dyskutuje, nie paktuje. Zło trzeba likwidować. Szkoda, że o takiej prawdzie zapomnieli – chwilowo – liderzy wolnego świata. O marionetkowych włodarzach dzisiejszej Polski nie godzi się nawet w tym kontekście wspominać.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: