Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Królowa Marya: dramat - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Królowa Marya: dramat - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 279 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dra­mat

PRZE­ŁO­ŻYŁ

Jó­zef z Ma­zow­sza

WAR­SZA­WA.

NA­KŁAD i DRUK s. Lle­wen­ta la.

Nowy Świat, Nr 39.

1878.

Äîçâîëåíî Öåíçó­ðîþ.
Âàðøàâà, 18 ßíâàðÿ 1878 ãîäà.

Al­fred Ten­ny­son, współ­cze­sny nam, ge­nial­ny po­eta an­giel­ski, uro-
dził się roku 1810 w hrab­stwie Lin­coln, gdzie był oj­ciec jego pa­sto-
rem. Na­uki od­był i koń­czył w uni­wer­sy­te­cie w Cam­brid­ge (Kem-
brydż), a wy­so­ką zdol­no­ścią i pra­cą usil­ną, wcze­śnie już zwró­cił tu
na sie­bie po­wszech­ną uwa­gę. Po­nie­waż znacz­ny ma­ją­tek, któ­ry po
ro­dzi­cach w spad­ku otrzy­mał, uwol­nił go od po­trze­by po­szu­ki­wa­nia
so­bie chle­bo­daj­ne­go za­wo­du, prze­to idąc je­dy­nie za ulu­bio­ną skłon-
no­ścią, po­sta­no­wił wy­łącz­nie po­świę­cić się li­te­ra­tu­rze; w ogła­sza­niu
prze­cież prac swo­ich mło­dzień­czych da­wał do­wo­dy wiel­kiej wstrze-
mięź­li­wo­ści, i w pierw­szym-wy­da­nym na świat zbio­rze swo­ich po­ezyj,
p… t.: „Ly­ric po­ems” {Po­ezye li­rycz­ne; dwa tomy, 1830–—32), nieu-
bła­ga­ną ręką od­rzu­cał to wszyst­ko, co­kol­wiek pod wzglę­dem czy­sto-
ści my­śli czy for­my zda­wa­ło się jemu, że wy­wo­ła słusz­ne za­rzu­ty
kry­ty­ki. Od razu też te drob­ne po więk­szej czę­ści utwo­ry zjed­na­ły
mu w ca­łej An­glii roz­głos nie­zmier­ny; wi­ta­no je, jako za­po­wiedź
naj­świet­niej­sze­go ta­len­tu. W sa­mej rze­czy Ten­ny­son jest wy­bor-
nym ma­la­rzem uczuć czy­sto ludz­kich i ży­cia, opro­mie­nio­nych za­wsze
szla­chet­nym po­glą­dem mo­ral­nym, głę­bo­ką re­li­gij­no­ścią, –— pod wzglę-
dem zaś wier­ne­go ob­ra­zo­wa­nia przy­ro­dy, śmia­ło sta­nąć mogą jego
utwo­ry obok naj­szczę­śliw­szych po­ezyj ko­ry­fe­uszów „szko­ły je­zior”:
Word­sworth"a, Co­le­rid­ge'a i in­nych. Nie­mal wy­żej jesz­cze wzno­si
się Ten­ny­son uro­kiem for­my ze­wnętrznćj, któ­rej za­wdzię­cza mia­no
„naj­klas­sycz­niej­sze­go z an­giel­skich ro­man­ty­ków”. Zbiór ele­gij, p… t.:
„In me­mo­riam” (1850) na­tchnio­nych śmier­cią przed­wcze­sną przy­ja-
cie­la mło­do­ści, Ar­tu­ra Hal­lam, syna sław­ne­go hi­sto­ry­ka, –— da­lej
„Oda na śmierć Wel­ling­to­na”, –— „Epi­tha­la­mium” z po­wo­du mał­żeń-
stwa kró­lo­wej Wik­to­ryi i mnó­stwo in­nych, za­le­ty te jesz­cze sil­niej
uwy­dat­ni­ły. Ory­gi­nal­no­ścią uczu­cia i ko­lo­ry­tu ce­lu­ją jego bal­la­dy:
„The mi­liens dau­gh­ter” {Cór­ka mły­na­rza), „Ma­ria­na”, „Lady Cla­ra
Vere de Vere", „Dora”, „Gro­di­va” i „The lo­tos-eaters” (Ja­da­cze loto-
su), rów­nie jak po­ema­ta al­le­go­rycz­no-mo­ral­ne: „The two vo­ices”
(Diva gło­sy) i „The yision of sin” {Wi­dze­nie grze­chu). Za­chwy­ca­ły
tak­że szer­sze Ten­ny­so­na utwo­ry epic­kie, mia­no­wi­cie dwa wiel­kie cy­kly rap­so­dyj: „King Ar­thu­r44 {Król Ar­tur) i praw­dzi­we ar­cy­dzie­ło
now­szej epi­ki, p… t „Maud”, oraz epi­zod z woj­ny Krym­skiej: „The
char­ge of the li­ght bri­ga­des" (Sza­ria lek­kich bry­gad). W 1850 roku
kró­lo­wa, sta­ła wiel­bi­ciel­ka jego po­ezyj, udzie­li­ła mu god­ność po­ety
lau­re­ata, opróż­nio­ną po śmier­ci Word­swor­tha, a wy­bór ten w ca­łej
An­glii jed­no­gło­śnym przy­ję­to po­kla­skiem. Nie bez po­wo­dze­nia tak-
że do­świad­czał się Ten­ny­son w dra­ma­cie; już „Księż­na” (The prin-
cess), ob­ja­wi­ła w nim wiel­kie zwłasz­cza za­so­by ta­len­tu cha­rak­te­ry-
sty­ki, lubo w tym za­rów­no utwo­rze, jak w nie­któ­rych póź­niej­szych,
wa­run­ki dra­ma­tu, nie tyl­ko sce­nicz­ne, zbyt mało jesz­cze są za­cho-
wane. Tem świet­niej na­to­miast pod tym za­rów­no wzglę­dem, jak
pod in­ne­mi, przed­sta­wia się naj­now­sza tra­ge­dya tego po­ety: „Qu­een
Mary" {Kró­lo­wa Ma­rya), któ­rej wier­ny prze­kład mia­ro­wy, po­dob­nie
jak ory­gi­nał prze­pla­ta­ny pro­zą, czy­tel­ni­kom na­szym tu po­da­je­my.

KRÓ­LO­WA MA­RYA.

OSO­BY:

Kró­lo­wa Ma­rya.

Fi­lip, król Ne­apo­lu i Sy­cy­lii, póź­niej król hisz­pań­ski.
Księż­nicz­ka Elż­bie­ta.

Re­gi­nald Pole, kar­dy­nał i le­gat pa­piez­ki.
Si­mon Re­nard, am­ba­sa­dor hisz­pań­ski.
Siew de No­ail­les, am­ba­sa­dor fran­cuz­ki.
To­masz Cran­mer, ar­cy­bi­skup Can­ter­bu­ry.

Sir Mi­ko­łaj He­atli, ar­cy­bi­skup Yor­ku; lord kanc­lerz po Gar­di­ne­rze.
Edward Co­ur­te­nay, hra­bia De­von.

Lord Wil­liam Ho­ward, na­stęp­nie lord Ho­ward i lord ad­mi­rał na­czel­ny.
Lord Wil­liams of Tha­me.
Lord Pa­get.
Lord Pe­tre.

Ste­fan Gar­di­ner, bi­skup West­min­ster­ski i lord kanc­lerz.
Ed­mund Bon­ner, bi­skup Lon­dy­nu.
To­masz Thirl­by, bi­skup Ely.
przy­wó dcy spi­sko­wych:

Sir To­masz Wy­att,

Sir To­masz Staf­ford .

Sir Ralf Ba­gen­hall.
Sir Ro­bert So­uth­well.
Sir Hen­ryk Be­din­gjield.
Sir Wil­liam Ce­cil.

Sir To­masz Whi­te, lord ma­jor Lon­dy­nu.
w or­sza­ku Fi­li­pa:

Ksią­żę Alba,
Hra­bia de Fe­ria.

Pe­ter Mar­tyr.
Oj­ciec Cole.
Oj­ciec Bo­ur­ne.
Vil­la Gar­du.
Solo.

stron­ni­cy Wy­att'a:

Ka­pi­tan Brett
An­to­ni Kny­wet

Pe­ters, przy­bocz­ny lor­da Ho­war­da.

Ro­ger, słu­żą­cy de No­ail­les'a.

Wil­liam, słu­żą­cy Wy­att'a.

Mar­sza­lek dwo­ru księż­nicz­ki Elż­bie­ty.

Sta­ry No­kes i No­kes.

Mar­gra­bi­na Exe­ter, mat­ka Co­ur­te­nay'a.

damy przy­bocz­ne kró­lo­wej:

Lady Cla­ren­ce,

Lady Mag­da­le­na Da­cres,

Ali­cya.

Dama ho­no­ro­wa księż­nicz­ki Elż­bie­ty.
dwie ko­bie­ty wiej­skie:

Jo­an­na,

Tib.

Lor­do­wie i inni dy­gni­ta­rze, człon­ko­wie Rady Przy­bocz­nej, człon­ko­wie Par­la­men­tu,
dwóch szlach­ty, Al­der­me­no­wic, oby­wa­te­le miej­scy, wie­śnia­cy, szam­be­la­no­wie, po-
słań­cy, stra­że, pa­zio­wie, i t… d.

A K T I

SCE­NA I.

Bra­ma Ald­ga­te bo­ga­to przy­stro­jo­na.

Tłum ludu. Straż.
Do­wód­ca stra­ży.

Od­stąp, nie stój na dro­dze. Py­tasz się, kie­dy bę­dzie prze­jeż­dżać
kró­lo­wa? No, za­raz, na­tych­miast; na bok więc z wa­sze­mi łba­mi
i ro­ga­mi, nim ja ich wam przy trę. Ga­dać mo­że­cie co się wam
po­do­ba, by­le­by to nie była zdra­da. Niech żyje kró­lo­wa Ma­rya,
pra­wa i le­gal­na cór­ka Hen­ry­ka VIII. Krzy­czyć, chłop­cy!

Miesz­cza­nie.

Niech żyje kró­lo­wa Ma­rya!

Pierw­szy miesz­cza­nin.
Dziw­ne to sło­wo –— le­gal­na; cóż ono zna­czy wła­ści­wie?

Dru­gi miesz­cza­nin.
Zna­czy: z nie­pra­we­go łoża.

Trze­ci miesz­cza­nin.
Nie, zna­czy: ślub­nie uro­dzo­na.

Pierw­szy miesz­cza­nin.
Al­boż to par­la­ment nie uznał jej za uro­dzo­ną z le­wej ręki?

Dru­gi miesz­cza­nin.

Nie, to lady Elż­bie­tę.

Trze­ci miesz­cza­nin.
To było póź­niej, czło­wie­ku; to było póź­niej.

Pierw­szy miesz­cza­nin.

Któ­raż więc nie­pra­wa?

Dru­gi miesz­cza­nin.

Wła­ści­wie, obie one nie­pra­we, bo tak po­wie­dzia­no w ak­cie par-
la­men­tu i Rady.

Trze­ci miesz­cza­nin.

Ba, par­la­ment każ­de pra­we dziec­ko może prze­dzierz­gnąć w bę-
kar­ta. Czy z cie­bie, sta­ry Nok­sie, nie może zro­bić bę­kar­ta? Tyś
to prze­cie wie­dzieć po­wi­nien, ty, bia­ły jak trzech anio­łów

Sta­ry No­kes (pół­sen­nie).
Czyj to prze­jazd? Kró­la Edwar­da, czy kró­la Ry­szar­da?

Trze­ci miesz­cza­nin.

Nie, sta­ry Nok­sie.

Sta­ry No­kes.

Hen­ry­ka!

Trze­ci miesz­cza­nin.

Kró­lo­wej Ma­ryi.

Sta­ry No­kes.

Bło­go­sła­wio­nej Ma­ryi! (Pada na ko­la­na.)

No­kes.

Le­piej ojcu dać po­kój! on już, pa­no­wie, za­po­mniał o wa­szem py-
ta­niu.

Trze­ci miesz­cza­nin.

Więc ty za nie­go od­po­wiedz! I tyś prze­cie nie mło­dy ko­gu­tek,
uro­dzi­łeś się w koń­cu pa­no­wa­nia sta­re­go Hen­ry­ka VII.

No­kes.

Ech! to było jesz­cze przed­tem, nim się za­czę­ły ro­dzić bę­kar­ty.
Uro­dzi­łem się z pra­we­go łoża o go­dzi­nie pią­tej zra­na, na schył­ku
pa­no­wa­nia sta­re­go Hen­ry­ka, nikt więc nie może wy­strych­nąć mnie
na bę­kar­ta.

Trze­ci miesz­cza­nin.

Sko­ro par­la­ment może uznać kró­lo­wą za dziec­ko nie­pra­we, tem
ci mu ła­twiej zro­bić z cie­bie bę­kar­ta, zwłasz­cza żeś wy­tar­ty na
ko­la­nach, masz ob­szar­pa­ne łok­cie, grzbiet goły i buty dziu­ra­we.

No­kes.

Jam się uro­dził z pra­we­go męża i ślub­nej żony, i nie mam co
o tem roz­pra­wiać; ale, gdy­by było po­trze­ba, ja i moja sta­ra dali-
by­śmy się spa­lić za to.

Do­wód­ca stra­ży.

Co to za pa­pla­ni­na o bę­kar­tach pod sa­mym no­sem kró­lo­wej? Ja
was wy­tłu­kę, ja was spa­lę, jak mi Bóg miły!

Pierw­szy miesz­cza­nin.
Klnie się na Boga! Wiel­kie nie­szczę­ście!

Dro­gi miesz­cza­nin.

Słu­chaj­cie! G-łos ro­gów!

(Or­szak prze­cho­dzi; Ma­rya i Elż­bie­ta kon­no obok sie­bie; wjeż­dża­ją do bra­my.)

Miesz­cza­nie.

Niech żyje kró­lo­wa Ma­rya! precz ze zdraj­ca­mi! Niech Bóg ma
w opie­ce jej Mi­łość; śmierć Nor­tlium­ber­lan­cVo­wi!

(Od­cho­dzą. Zo­sta­je dwóch szlach­ty.)

Pierw­szy szlach­cic.

Na świa­tło­ści nie­bie­skie! Wspa­nia­ła isto­ta, praw­dzi­wie kró­le-
wska!

Dru­gi szlach­cic.

Wy­glą­da le­piej niż zwy­kle; ale zda­je mi się, że lady Elż­bie­ta
wię­cej ma w so­bie kró­lew­sko­ści i wspa­nia­ło­ści.

Pierw­szy szlach­cic.

Po­wiem wam coś o lady Elż­bie­cie. –— Czy sły­sze­li­ście –— moja
cór­ka co słu­ży przy niej, mó­wi­ła mi o tem –— że kie­dy spo­tka­ła kró-
lową w pięć­set koni w Wan­ste­ad, Ma­rya –— cho­ciaż nie­któ­rzy mó-
wią, że bar­dzo są po­róż­nio­ne –— uści­snę­ła ją za rękę, na­zwa­ła uko-
cha­ną sio­strą i uca­ło­wa­ła nie­tyl­ko ją samą, ale i wszyst­kie damy
z jej or­sza­ku.

Dra­gi szlach­cic.

To było tyl­ko w przy­stę­pie ra­do­ści; znaj­dzie się po­źniej mnó­stwo
wca­le nie sio­strza­nych czy­nów; przedew­szyst­kiem, ten Gar­di­ner co
ma zo­stać lor­dem-kanc­le­rzem, jak zwierz dzi­ki wy­pusz­czo­ny z klat­ki
rzu­ci się, żeby roz­szar­pać Cran­me­ra.

Pierw­szy szlach­cic.

Prócz tego, moja cór­ka po­wie­dzia­ła, że w roz­mo­wach o ostat­nim
ro­ko­szu od­zy­wa­ła się na­wet o Nor­thum­ber­lan­dzie bar­dzo li­to­ści­wie,
a o do­brśj lady Jo­an­nie, jako o po­czci­wem, nie­win­nem dziec­ku, któ­re
mu­sia­ło słu­chać ojca; dała się też sły­szeć, że ni­ko­go w tych cza­sach
nie spa­lą za ka­cer­stwo.

Dru­gi szlach­cic.

I owszem; cze­kaj­my lep­szych cza­sów.

Pierw­szy szlach­cic.

Jest jed­nak rzecz pew­na na prze­szko­dzie. Nie wiem czy­ście
sły­sze­li.

Dru­gi szlach­cic.

Do­my­ślam się, że mó­wi­cie o po­gło­sce, ja­ko­by Ka­rol, wład­ca
świa­ta, prze­zna­cza dla niej swo­je­go syna, Fi­li­pa, z pa­pie­żem i dja-
błem. Po­cie­szam się tem tyl­ko, że to po­gło­ska.

Pierw­szy szlach­cic.

Ona te­raz je­dzie do Tow­ru uwal­niać jeń­ców a w ich licz­bie
i Co­ur­te­nay'a, któ­ry ma być mia­no­wa­ny hra­bią De­von; prze­cież on
kró­lew­skie­go rodu, pięk­ną ma po­wierz­chow­ność, a na­ród cały i Rada
chcia­ły­by go wi­dzieć jej mę­żem. Może to przyjść do skut­ku, bo choć
nas wie­lu ka­to­li­ków, ale mało pa­pi­stów; za to za­go­rza­li ewan­ge­li­cy
osza­le­li­by chy­ba.

Dru­gi szlach­cic.

Al­boż ona nie była za­rę­czo­ną w dzie­ciń­stwie z sa­mym wiel­kim
ce­sa­rzem?

Pierw­szy szlach­cic.

Dziś już za sta­ry.

Dru­gi szlach­cic.

Prócz tego ze swo­im ku­zy­nem Re­gi­nal­dem Pole, dzi­siej­szym kar-
dy­na­łem; mó­wią, że on scho­rza­ły i zła­ma­ny przed­wcze­śnie.

Pierw­szy szlach­cic.

O, pa­pież może zdjąć z nie­go to kar­dy­nal­stwo ra­zem z cho­ro­bą
i osła­bie­niem, gdy­by o to tyl­ko cho­dzi­ło; ale czy nie pój­dzie­cie za
or­sza­kiem?

Dru­gi szlach­cic.

Nie; na dziś mam do­syć.

Pierw­szy szlach­cic.

A więc ja pój­dę; je­że­li się będę mógł zbli­żyć, sam osą­dzę, czy
kró­lo­wa ma skłon­ność dla sław­ne­go szcze­pu Plan­ta­ge­ne­tów. (Od-
cho­dzą.)

SCE­NA II.

Sala w pa­ła­cu Lam­beth.

Crau­mer.

Oto do Worm­su, Stras­bur­ga, An­twer­pii,
Do Ba­zy­lei już ze swo­ich sto­lic
Bi­sku­pi nasi uszli lub ujść my­ślą –—
Co­ver­dal, Po­inet, Bar­low; i dzie­ka­ni
Z Chri­ste­burch i Dur­ham i z Wells i z Exe­ter,
Na­przy­kład Ail­mer, albo ze stu in­nych.
Tak o tem sły­chać: mam­że sam po­zo­stać?
Nie; Ho­oper, Ri­dley, La­ti­mer nie zbie­gną.

(Wcho­dzi Pe­ter Mar­tyr.)

Pe­ter Mar­tyr.

Uchodź, Cran­me­rze! Two­je imię pierw­sze
W sze­re­gu lu­dzi, któ­rzy pod­pi­sa­li
Uchwa­łę przy­zna­ją­cą tron Jo­an­nie.

Cran­mer.

Dziś może pierw­sze, lecz było ostat­nie:

Ci, co dziś w ra­dzie przy­bocz­nej za­sie­dli,

Wprzód pod­pi­sa­li; przy­tem, sąd dał wy­rok,

Że mło­dy Edward mogł roz­rzą­dzać tro­nem,

Któ­ry mu oj­ciec w spu­ściź­nie zo­sta­wił.

Zda­łam był wów­czas, gdy mnie we­zwał Edward.

Umie­ra­ją­ce kró­lew­skie pa­cho­lę,

Wzrok wparł­szy we mnie, dłoń chu­dą, wil­got­ną,

Śmier­tel­nym po­tem, na mo­jej zło­ży­ło,

Szep­cząc, aże­bym, je­że­li je ko­cham,

Nie dał Ko­ścio­ła w moc wil­ków pa­pie­skich

I Ma­ryi; wte­dy rn uległ i –— dał pod­pis.

Tak, dla sa­me­go wsty­du i sprzecz­no­ści.

Nie może rad­ców zdra­dziec­kich po­mi­nąć,

I mnie jed­ne­go ska­zać.

Pe­ter Mar­tyr.

To ucho­dzi.
Mi­lor­dzie, czas ucie­kać! Ty nie wie­rzysz
W obec­ność cia­ła i krwi w Eu­cha­ry­styi,
I w ich opłat­ki, i w ofia­rę wiecz­ną,
A to ci wła­śnie śmierć zgo­to­wać może.

Cran­mer.

Po­śród roz­te­rek i gróźb, krok za kro­kiem,
Do pier­wot­ne­go do­tar­łem Ko­ścio­ła,
A w tym przy­byt­ku Chry­stus pa­trzy na mnie;
Uciecz­ka moja, cios za­da­jąc wie­rze,
Zgu­bić­by mo­gła wie­le dusz pro­sta­czych.
Nie, nie śmiem rzu­cać swe­go sta­no­wi­ska.

Pe­ter Mar­tyr.
Lecz tyś jej ojca roz­wiódł z Ka­ta­rzy­ną,
Więc jej nie­na­wiść wte­dy chy­ba zgi­nie,
Gdy i ty zgi­niesz.

Cran­mer.

Temu nie za­ra­dzę.
Sze­dłem uczo­nych ka­no­ni­stow śla­dem.
„Nie masz po­ślu­biać żony twe­go bra­ta”
Tak mówi pi­smo, „win­na być bez­dziet­ną”.
A jed­nak Ma­rya tak na świat ten przy­szła,

Przez co jej swa­tom od­mó­wi­ła Fran­cya,
Bo ją uzna­ła za płód ka­zi­rod­czy.
To roz­ją­trzy­ło kró­la i, jak wie­cie,
Przy każ­dem dziec­ku zda­rza­ły się star­cia
Gwał­tow­ne; król mi zwie­rzał swe skru­pu­ły.
Pio­trze, przy­się­gnę, że on miał te związ­ki
Za po­ka­la­ne. Lecz po­cóż za­bie­ram
Czas dro­gi, w któ­rymś wi­nien być da­le­ko
Ode­mnie i Lam­beth'u! Idź! Idź z Bo­giem!

Pe­ter Mar­tyr.
A jaki groź­ny list wy­go­to­wa­łeś,
W któ­rym kar­ci­łeś ostro ich prze­są­dy,
Kie­dy gło­szo­no, żeś miał w Can­ter­bu­ry
Mszę, chcąc po­chle­bić Ma­ryi.

Gran­mer.

Mnich po­chleb­ca

Mszę tę od­pra­wiał.

Pe­ter Mar­tyr.

Wiem o tem, mi­lor­dzie.
Lecz tak ży­we­mi chło­sta­łeś na­zwa­mi
Czar­ta, po­twar­ców, kłam­ców, an­ty­chry­sta,
Że ona nig­dy nie prze­ba­czy. Uchodź!

Gran­mer.

Tak, jam to pi­sał, Bóg mi da moc umrzeć.

Pe­ter Mar­tyr.
Mam list że­la­zny, a po­mi­mo tego
Me śmiem po­zo­stać. Drżę, drżę, przy­ja­cie­lu,
Czy cię zo­ba­czę jesz­cze; bądź zdrów, uchodź.

Cran­mer.

Uchodź; żyj zdro­wo a mnie zo­staw śmier­ci.

(Pe­ter Mar­tyr wy­cho­dzi. Wcho­dzi sta­ry słu­ga.)

Sta­ry słu­ga.

O, dro­gi pa­nie, przy­szła tu straż dwor­ska,
Chce was bez­zwłocz­nie od­sta­wić do Tow­ru.

Cran­mer.

Więc wpuść ich, wier­ny przy­ja­cie­lu. Pój­dę.
I Bogu dzię­ki, że uciec –— za­póź­no.

(Wy­cho­dzą.)

SCE­NA III.

Oj­ciec Bo­ur­ne na ka­zal­ni­cy. Tłum ludu. Mar­gra­bi­na Exe­ter. Cour-
te­nay. Sieur de No­ail­les i jego słu­żą­cy Ro­ger na przo­dzie sce­ny.

Wrza­wa.

No­ail­les.

Czyś po pa­ła­cu po­roz­rzu­cał kart­ki?

Ro­ger.

Tak… pa­nie.

No­ail­les.

Czy tę: „Dla Ma­ryi nie bę­dzie spo­ko­ju, do­pó­ki Elż­bie­ta gło­wy
na pniu nie po­ło­ży"?

Ro­ger.

Tak, pa­nie.

No­ail­les.

I tę dru­gą: „Niech żyje kró­lo­wa Elż­bie­ta”?

Ro­ger.

Tak, pa­nie; bę­dzie mu­sia­ła na­stę­po­wać na to.

No­ail­les.

Do­brze. Te świ­nie tak się roz­chrzą­ka­ły,
Ze ojca Bo­ur­nea do­sły­szeć nie mogę.

Ro­ger.

Uspo­kój­cie się choć na chwi­lę, moi pa­no­wie; po­słu­chaj­cie, co
kle­cha ma do po­wie­dze­nia na swo­ją obro­nę.

Tłum.

Ci­cho –— słu­chać!

Bo­ur­ne.

–— a oto kraj ten nie­szczę­sny, szar­pa­ny nie­zgo­dą, ode­rwa­ny od
wia­ry, po­wró­ci do praw­dzi­wej owczar­ni, po­nie­waż na­sza ła­ska­wa
kró­lo­wa dzie­wi­ca –—

Tłum.

Precz z pa­pie­żem! precz z pa­pie­żem!

Ro­ger (do ota­cza­ją­cych, na­śla­du­jąc Bo­ur­ne a).

Za­żą­da­ła na świę­te­go le­ga­ta od ojca świę­te­go pa­pie­ża, kar­dy-
nała Pole, aby nam wszyst­kim dał świę­te roz­grze­sze­nie, któ­re –—

Pierw­szy miesz­cza­nin.
Jak on świet­nie od­gry­wa sta­re­go Bo­ur­nea!

Dru­gi miesz­cza­nin.
Świę­te roz­grze­sze­nie! świę­tą in­kwi­zy­cyę!

Trze­ci miesz­cza­nin.
Precz z pa­pi­stą! (Wrza­wa.;

I te­raz oto do­bry nasz bi­skup, Bon­ner, któ­ry tak dłu­go ję­czał
W oko­wach za wia­rę –— ( Wrza­wa)

Al­fred Ten­nvson: Kró­lo­wa Ma­rya.

No­ail­les.

Idź, moj Ro­ge­rze, stań po­mię­dzy tłu­mem,
Zmuś to pa­skudz­two okrzyk­nąć Elż­bie­tę.
Patrz, tam jak zima sro­gi ewan­gie­lik, –—
Od nie­go za­cznij.

Ro­ger (idzie).

Klnę się na mszę świę­tą, sta­ry po­czciw­cze, że pa­pie­ża tu mieć
nie bę­dzie­my, do­pó­ki żyje lady Elż­bie­ta!

Ewan­gie­lik.

Czyś ty, mój chłop­cze, szcze­rze na­szej wia­ry, je­śli się na mszę
za­kli­nasz?

Ro­ger.

Szcze­rze, lecz no­wo­naw­ró­co­ny, więc na­łóg sta­ry plą­cze się na
ję­zy­ku.

Pierw­szy miesz­cza­nin.

Ma słusz­ność; ja mszą wam klnę się, że tu mszy nie bę­dzie.

Gło­sy z tłu­mu.

Ci­cho! słu­chać: po­zwól­cie pa­pi­ście po­tę­piać się wła­snym języ-
kiem. „Osą­dzą cię z two­ich słów wła­snych”. –— Roz­szar­pać go!

Bo­ur­ne.

–— i od chwi­li, gdy na­sza ła­ska­wa kró­lo­wa, któ­rą niech mi wol­no
bę­dzie na­zwać dru­gą Ma­ryą-Dzie­wi­cą, za­czę­ła od­bu­do­wy­wać pra-
wdzi­wy Ko­ściół –—

Pierw­szy miesz­cza­nin.

Ma­ryą-Dzie­wi­cą! Nie­po­trze­ba nam ta­kich dzie­wic –— wo­li­my
lady Elż­bie­tę! (Do­by­wa­ją mie­cze; nóz rzu­co­ny, świsz­cząc ude­rza i wię-
źnie w ka­zal­ni­cy; tłum ci­śnie się ku jej stop­niom.)

Mar­gra­bi­na Exe­ter.

Jak­to, po­zwo­lisz, Co­ur­te­nay, ty, syn mój,

Przy to­bie księ­dza tego za­mor­do­wać?

Zbaw go! wszak oni lu­bią cię, nie skrzyw­dzą.

Co­ur­te­nay (z ka­zal­ni­cy).

Wstyd, wstyd, pa­no­wie! Czy­ście wy An­gli­cy,
Że was ty­sią­ce ru­sza na jed­ne­go?

Tłum.

Co­ur­te­nay! Co­ur­te­nay!

(Od­dział stra­ży hisz­pań­skiej uka­zu­je sic w głę­bi.)

No­ail­les.

Przed cza­sem cią­gną te pta­ki wę­drow­ne:
Pod­burz­że mo­tłoch prze­ciw­ko Hisz­pa­nom.

Ro­ger.

Pa­no­wie, tłust­sza jest dla was zwie­rzy­na,
Niź­li ten sta­ry gap: tyl­ko spoj­rzyj­cie –—

Ksią­żę Hisz­pa­nii za­ślu­bia kró­lo­wę!

Na nie­go, chłop­cy! wy­pędź­cie go z mia­sta!

(Tłum chwy­ta ka­mie­nie i śpie­szy za Hisz­pa­na­mi. Mar­gra­bi­na Exe­ter dru­gą stro­ną od­cho­dzi z or­sza­kiem.)
No­ail­les (do Ro­ge­ra).

Stań tu przedem­ną. Gdy Elż­bie­ta pad­nie –—

To dla Fran­cyi bę­dzie.

Je­że­li tłu­my te­raz roz­ją­trzo­ne,

Po­wsta­ną, tro­nu po­zba­wią kró­lo­wą –—

To bę­dzie dla Fran­cyi.

I ja­ką­kol­wiek zdo­łam wznie­cić bu­rzę –—

Wszyst­ko dla Fran­cyi.

Wi­taj, lor­dzie De­von;
Dziel­ne masz ser­ce, wście­kłą czerń po­wścią­gasz!

Co­ur­te­nay.
Mat­ka wo­ła­ła: po­móż; i po­mo­głem.
Że złe­go mi nie zro­bią nic, wie­dzia­łem,
Bom wiel­ce u nich po­pu­lar­ny, No­ail­les.

No­ail­les.

Pa­trzysz na kró­la.

Co­ur­te­nay.

A cóż? jam z krwi kró­lów.
No­ail­les.

W dzi­siej­szym wi­rze moż­na kró­lem zo­stać.

Co­ur­te­nay.

A!

No­ail­les.

Czy jak z kró­lem z wami się ob­cho­dzi
Kró­lo­wa?

Co­ur­te­nay.

Gdzie­tam, prę­dzej jak z dzie­cia­kiem.

No­ail­les.

Na owym dwo­rze dzie­wi­czym dość smut­no
Iść musi ży­cie?

Co­ur­te­nay.

Ży­cie po­zie­wa­nia.
No­ail­les.

Gdy­byś, wie­czo­rem, od­wie­dzić mnie ze­chciał,
Od­żył­byś, lor­dzie, wśród mych świet­nych go­ści;
Zna­la­zł­byś księ­cia Suf­folk wprost z wię­zie­nia,
Sir Pio­tra Ca­rew, Sir To­ma­sza Wy­att,
I sir Staf­for­da, prócz in­nych; gra bę­dzie.

Co­ur­te­nay.

W co?

No­ail­les.

W sza­chy.

Co­ur­te­nay.

W sza­chy! Gram w nie bar­dzo do­brze
I mam na­dzie­ję po­bić was w tej wal­ce.

No­ail­les.

Lecz my z Hen­ry­kiem gra­my, z kró­lem Fran­cyi
I z jego dwo­rem.

Król za Ka­na­łem sta­wia swe fi­gu­ry,
A my tu swo­je; po­sło­wie prze­no­szą
Każ­dy ruch nowy.

Co­ur­te­nay.

Jak­to, w każ­dej par­tyi?
Więc par­tya chy­ba, sir, lata się cią­gnie.

No­ail­les.

Nie, nie tak dłu­go, my­ślę. To za­le­ży
Od do­świad­cze­nia i zręcz­no­ści gra­czy.

Co­ur­te­nay.
Ma król w tem wpra­wę?

No­ail­les.

Nie­in­czej, pa­nie.
Co­ur­te­nay.

Staw­ki wy­so­kie?

No­ail­les.

Nie nad wa­szą moż­ność.
Co­ur­te­nay.

Zresz­tą, zwy­cię­żę, bom gracz je­den z pierw­szych.

No­ail­les.

Przy na­szych ra­dach, w na­szem to­wa­rzy­stwie,
I przy uwa­dze na kró­lew­skie ru­chy,
Je­st­to mo­żeb­ne.

Co­ur­te­nay.

Czas ze­bra­nia?
No­ail­les.

W nocy.
Co­ur­te­nay (na stro­nie).
Pój­dę tam; zuch ten musi knuć coś z nimi;
Trze­ba tę mat­nię zgłę­bić. {Gło­śno.) Do wi­dze­nia,
No­ail­les. (Co­ur­te­nay od­cho­dzi.)

No­ail­les.

Że­gnaj, mi­lor­dzie, Dziw­na par­tya sza­chów!

Prze­ciw kró­lo­wej sta­wia król jej pio­ny,
A ona gra, by kró­la zna­leźć tyl­ko.
Tak, lecz ten ład­ny Co­ur­te­nay, z praw rodu,
Na pio­na chy­ba zbyt ksią­żę­cy. Więc to
Ko­nik jest z oślą za­miast koń­skiej gło­wy,
Ska­czą­cy śle­po z próż­no­ści lub stra­chu.
Do cze­go­kol­wiek go użyj­my, aby
Gar­di­ner, Re­nard, nie wy­szpie­go­wa­li
Gry tćj za­wcze­śnie. Ro­ge­rze, czy my­ślisz,
Że nikt nic nie wie, iż ty słu­żysz u mnie?

Ro­ger.

Nikt.

No­ail­les.

Zręcz­nie no­sisz ma­skę. Chodź­my da­lej!

(Od­cho­dzą.)

SCE­NA IV.

Lon­dyn. Sala pa­ła­co­wa.

Elż­bie­ta. Wcho­dzi Co­ur­te­nay.
Co­ur­te­nay.

Je­stem za­tem,

O ile mó­wią zwier­cia­dła i przy­jaźń,
Na ka­wa­le­ra lep­szy od Fi­li­pa.
Bah!

Kró­lo­wej ra­dzą źle; mam­że ją zdra­dzić?
We mnie to pra­wie już wmó­wi­li; jed­nak
Ja nie­co się prze­ra­żam tem; za­pew­ne,
Mi­ło­by było rolę Bo­ling­bro­ke'a
Przy­jąć na sie­bie, lecz w twych la­tach, pani,
Z po­sta­cią two­ją, ty mo­żesz mieć war­tość
Chy­ba w ko­ro­nie. (Spo­strze­ga­jąc Elż­bie­tę.)

Czy wi­dzę księż­nicz­kę?
Mo­że­by do niej –— ona jest ko­chli­wa.
Czy nie wie­dzia­no za cza­sów Edwar­da
O jej za­baw­kach z lor­dem-ad­mi­ra­łem?
Może przy­sta­nie. Z nia mógł­bym utwo­rzyć
W kra­ju stron­nic­two; za­tem –— któż wie –— może

Elż­bie­ta.

Mi­lor­dzie De­von –— nad czem ta za­du­ma?

Co­ur­te­nay.

Nad tem, czy kró­lo­wa…

Elż­bie­ta.

Co?

Co­ur­te­nay.

Wam ka­za­ła
Pójść pod zwierzch­nic­two dam Suf­folk i Len­nox
Wam do­mnie­ma­nej na­stęp­czy­ni tro­nu.

Elż­bie­ta.

Py­tasz, mi­lor­dzie? wszak wiesz do­brze o tem.

Co­ur­te­nay.

Cięż­ko ci… pani, bę­dzie to prze­no­sić.

Elż­bie­ta.

Wca­le. Jam wier­nie kró­lo­wej po­słusz­na.

Co­ur­te­nay.

Więc du­mam o tem: wro­gą jest kró­lo­wa
Dla nas oboj­ga: bądź­myż przy­ja­ciół­mi.

Elż­bie­ta.

Nie­na­wiść na­sza prze­ciw ko­mu­kol­wiek,
Li­chy to wę­zeł przy­jaź­ni, mi­lor­dzie.

Co­ur­te­nay.

Nie mógł­by mil­szych związ­ków być za­dat­kiem?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: