Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kromka chleba - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
8 lutego 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kromka chleba - ebook

Poruszające wspomnienia z syberyjskiego zesłania. Wyjątkowy powrót po 70 latach na miejsce zsyłki.

Przejmująca opowieść. - Wiesław Adamczyk, autor bestsellera „Kiedy Bóg odwrócił wzrok” Ta historia towarzyszyła mi od zawsze, z nią dorastałam i szłam przez życie (…). Nigdy nie była moją własną historią, lecz historią przeżyć mojej rodziny z lat 1940-1946 i dziejów syberyjskiego zesłania moich dziadków. Po latach wyrywkowego obcowania z nią przyszedł czas, żeby wszystko uporządkować, zapisać, przekazać dalej. - Dagmara Dworak

W ten sposób powstał unikatowy zapis wspomnień dwojga żyjących uczestników tamtych wydarzeń – Danuty i Bogusława. Ich przeplatające się wypowiedzi malują całościowy obraz najpierw przedwojennego rodzinnego życia w Hajnówce, potem tragedię wywózki, dramat syberyjskiej tułaczki, powrót do Polski, a wreszcie podjętą po dziesięcioleciach próbę odtworzenia trasy dawnej tułaczki i odwiedzenia miejsc zesłania.

Ta historia jest mi szczególnie bliska. Też straciłem na Wschodzie w mrokach totalitaryzmu rodzinę, a z nią ważną część tożsamości. Wiem, jak obsesyjna może być potrzeba powrotu. Dlatego rozumiem, ale i podziwiam bohatera, że po siedemdziesięciu latach wraca do dziecięcej traumy. Przemierza szlaki rodzinnej tułaczki, szuka grobu matki, decyduje się spojrzeć w oczy historii. Podziwiam i zazdroszczę, że tyle udało się odnaleźć. Polecam Kromkę chleba, książkę i film. - Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”

"Jak ocenić historię, wobec której jest się kompletnie nieobiektywnym? Ilością wypłakanych łez. Jak wyrazić pragnienie, żeby tę historię poznali inni? Wybuchami niepohamowanego śmiechu i minutami głębokiego wzruszenia...Znam tę historię od dziecka. Wzrastałam, słuchając jej zimowymi wieczorami. Teraz i Ty możesz ją poznać. Historię piękną i straszną. Tym bardziej wstrząsającą, że płynącą z głębi serca dzieci, które ją przeżyły. Dzięki Danusi i Bogusławowi, mojemu ukochanemu Wujostwu, wszyscy możemy przekonać się, jakimi szczęściarzami jesteśmy, żyjąc w czasie pokoju... Cieszę się bardzo, że została spisana. Dzięki temu i moje dzieci będą bogatsze o te wyjątkowe wspomnienia" - Joanna Brodzik, aktorka, najstarsza z pięciorga wnucząt Jadzi

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8062-788-8
Rozmiar pliku: 8,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1. Hajnówka – tu wszystko się zaczęło

(do 10 lutego 1940)

* * *

1 września 1939 roku wojska hitlerowskich Niemiec przekroczyły zachodnie granice Rzeczypospolitej.

Kilkanaście dni później – 17 września – ze wschodniej strony na polskie tereny wkroczyła Armia Czerwona. O świcie tego dnia w Moskwie polskiemu ambasadorowi wręczono notę – nieprzyjętą przez polską stronę – zawierającą oświadczenie władzy sowieckiej o rozpadzie państwa polskiego, co stało się pretekstem do zerwania zawartych z Polską umów. W ten sposób Związek Sowiecki złamał pakt o nieagresji, podpisany z Rzeczpospolitą jeszcze w 1932 roku, który miał obowiązywać do roku 1945.

Rosjanie wywiązywali się jednak z innego zobowiązania – z umowy z Trzecią Rzeszą. Zrealizowali bowiem założenia tajnego protokołu, będącego załącznikiem do zawartego pomiędzy Niemcami a Związkiem Sowieckim paktu Ribbentrop–Mołotow, od nazwisk ministrów spraw zagranicznych obu państw – Joachima von Ribbentropa i Wiaczesława Mołotowa – którzy sygnowali ten dokument. Był to pakt o nieagresji, podpisany w Moskwie 23 sierpnia 1939 roku, zaledwie osiem dni przed atakiem Niemiec na Polskę. Tajny protokół dodatkowy dotyczył podziału stref wpływów w Europie Wschodniej pomiędzy Trzecią Rzeszą i Związkiem Sowieckim. Zapisy tego sekretnego załącznika dotyczyły rozbioru terytoriów lub rozporządzania Polską, Litwą, Łotwą, Estonią, Finlandią oraz Rumunią. W myśl tego dokumentu linię podziału terytorium Polski wyznaczono wzdłuż rzek Narwi, Wisły i Sanu.

Najeżdżając zbrojnie tereny Rzeczypospolitej, Niemcy i Związek Sowiecki podzieliły między sobą jej terytorium. Pierwotnie uzgodniona linia podziału została zmodyfikowana w wyniku późniejszych porozumień między okupantami. Ostatecznie granicę niemiecko-sowiecką wyznaczono wzdłuż rzek Pisa i Narew do Ostrołęki, dalej Bugiem w górę rzeki do Małkini i od Leżajska w górę Sanu. Dlatego niejako awansem zajęte w wyniku działań wojennych miasta: Brześć, Augustów, Białystok, Przemyśl i inne pomniejsze hitlerowcy zaraz po 17 września przekazali we władanie swym sowieckim sojusznikom. W ten sposób we wrześniu 1939 roku połowa terytorium Rzeczypospolitej trafiła pod okupację niemiecką, a druga – pod okupację sowiecką.

* * *

DANUTA

Nie wiem, jak i kiedy dla naszego ojca zaczęła się wojna. Tego nie wiem. Dostał wezwanie czy zgłosił się na ochotnika? Brał udział w zgrupowaniu leśników w Kosowie Poleskim czy był powołany do normalnego wojska? Jakoś nigdy go o to po wojnie nie zapytaliśmy. Nie pamiętam też, czy kiedy wyruszał z domu, miał na sobie mundur wojskowy czy mundur leśnika. Faktem jest, że już 27 sierpnia 1939 roku ojca nie było w domu. Ten dzień dobrze zapamiętałam, bo to były moje urodziny. Ojciec miał taki zwyczaj, że w każde urodziny podrzucał dziecko w górę tyle razy, ile kończyło lat.

Wtedy bardzo żałowałam, że taty nie ma i ten zwyczaj, który jako dzieci wszyscy bardzo lubiliśmy, właśnie mnie ominął. Pamiętam też, że kilka dni później, kiedy po raz pierwszy szłam do szkoły – 1 września 1939 roku – towarzyszyła mi tylko mamusia, która była bardzo, bardzo smutna.

Dworzec kolejowy w Hajnówce, 1935 r.

BOGUSŁAW

1 września rozpoczął się rok szkolny, a Danusia poszła wtedy do pierwszej klasy.

DANUTA

Jak zaczęły się bombardowania Hajnówki, nasz dom wypełnił się ludźmi. Przenieśli się do nas przyjaciele rodziców. Mieszkały u nas dwie rodziny: Uludowiczów i Szyndeckich. Pan Uludowicz był chyba kolejarzem, a pan Szyndecki urzędnikiem. Państwo Uludowiczowie mieli chłopca Maniusia, niewiele starszego od Jadzi, a Szyndeccy dwoje dzieci: Rysia w wieku naszej Róży i Dorotkę, młodszą ode mnie, ale starszą od Bogusia. Będąc razem, czuliśmy się bezpieczniej. Potem przyjechał jeszcze pan technik z nowo poślubioną żoną, ale jak zobaczyli, że tyle jest już u nas ludzi, pojechali szukać schronienia gdzie indziej.

Za schron służyła nam piwnica. Tak nazywaliśmy osobny budynek leżący w granicy naszej posesji, bardzo solidnie pobudowany. Część zagłębiona w ziemi była betonowa. Nad tym podpiwniczeniem, na poziomie podwórka, znajdowało się pomieszczenie gospodarcze z bali, w którym darło się pierze, wietrzyło pościel, a ojciec trzymał tam wszystkie swoje pszczelarskie akcesoria. Były też haki do wieszania różnych rzeczy. Do tego pomieszczenia wchodziło się z podwórka. Całość była pokryta spadzistym dachem, dlatego mieścił się tam także mały stryszek.

Do betonowej, podziemnej części schodziło się całe piętro w dół. Tam były dwa pomieszczenia. W pierwszym stały ławki i drewniane regały na przetwory. Zimą przechowywało się w nim też ziemniaki, buraki. Podręczny zapas żywności trzymało się w domu, w małej spiżarni przy kuchni i w piwniczce pod kuchenną podłogą.

W drugim piwnicznym pomieszczeniu trzymano produkty, które wymagały dużo niższej temperatury. Tam było naprawdę zimno. Lód zawinięty w maty utrzymywał chłód nawet upalnym latem. Mięso, mleko, masło czy kwas chlebowy zanosiliśmy zawsze do tego właśnie pomieszczenia. Kwas chlebowy z chleba i rodzynek robiło się wtedy chyba w każdym domu. To był zdrowy, smaczny i bardzo orzeźwiający napój. Taka nasza coca-cola.

Któregoś razu podczas bombardowań siedzieliśmy z naszymi gośćmi w piwnicy, w tym pierwszym pomieszczeniu z przetworami, przez cały dzień. Wokół ciągle słychać było wybuchy.

Jak tata poszedł na wojnę i zaczęły się bombardowania, to Boguś nie chciał jeść kolacji, płakał, że taty nie ma. Do tej pory tata na kolacji zawsze był w domu. A w nocy, jak mały zgłodniał, wstawał i wołał o jedzenie. Rozgardiasz wokół, ojca nie ma, w domu dużo ludzi, raz uciekają do piwnicy, raz do lasu. Dziecko się rozregulowało. Matka bardzo się martwiła.

BOGUSŁAW

Kiedy i w jakich okolicznościach nasz ojciec wrócił do domu z wojny, nie wiadomo, ale było to na pewno przed przybyciem Niemców do Hajnówki.

DANUTA

Tuż po wybuchu wojny, ale wtedy, gdy Niemcy jeszcze do Hajnówki nie dotarli, do naszego domu przyszedł szpicel albo szabrownik, tak potem uznaliśmy. W domu była tylko mama i my, dzieci. Do obejścia zastukał mężczyzna w polskim mundurze. Mówił, że jest ranny, ale rany nie było widać, a on sam był przesadnie gadatliwy i z wielkim zaciekawieniem rozglądał się po domu. Opowiadał przy tym różne, nie do końca klejące się historie. Mówił po polsku. Mamusia wzięła apteczkę i zaproponowała, że mu opatrzy ranę. On jednak się nie zgodził. Tłumaczył przy tym pokrętnie naszej zaskoczonej mamie, że przed nocą chce zajść do znajomych, jakiejś rodziny szwagra, i tam opatrzą go, jak trzeba.

Jadzia, jak usłyszała, że on nie chce pozwolić na opatrzenie rany, zachowała się bardzo przytomnie: wyskoczyła z domu i pobiegła do znajomych. Osobliwy gość chyba się wtedy zorientował, że ona pospieszyła po pomoc, bo szybko się ulotnił – wyszedł z domu i zniknął w lesie.

Dokąd pobiegła Jadzia? Prawdopodobnie do państwa Kwapiszewskich – bo tam było najbliżej – lub do nadleśnictwa, do państwa Chorążych.

BOGUSŁAW

Niemcy wkroczyli do Hajnówki 17 września 1939 roku, jednak wycofali się po kilku dniach, oddając te tereny Sowietom.

* * *

Wrzesień 1939 roku był dla Hajnówki podwójnie trudny.

17 września po zbombardowaniu składnicy amunicji i okolic dworca PKP oraz po pokonaniu oporu kilku stanowisk ciężkich karabinów maszynowych wojska hitlerowskie wkroczyły do miasta. Po kilku dniach wycofały się jednak, ustępując miejsca Armii Czerwonej, zgodnie z niemiecko-sowieckimi ustaleniami modyfikującymi ostateczną linię podziału terytorium Polski. W miejsce wojsk niemieckich do Hajnówki wkroczyły wojska sowieckie.

* * *

DANUTA

Tuż przed zajęciem Hajnówki przez Niemców wrócił z wojny nasz tata. Mimo że niezmiernie się z tego cieszyliśmy, atmosfera była napięta. Rodzice byli bardzo przygnębieni. Często rozmawiali między sobą przyciszonymi głosami, tak żebyśmy my, dzieci, nie mogły ich usłyszeć.

Jadzia to się nawet wyspecjalizowała w podsłuchiwaniu ich. Nam wyjaśniła, że nie robi nic złego, bo jako harcerka powinna wiedzieć o wojnie jak najwięcej, żeby w razie potrzeby mogła być przydatna. Zapewniła z miną znawcy, że harcerze już w niejednej wojnie odegrali bardzo ważną rolę, bo pomagali nie tylko cywilom, ale i wojskowym. Jednak żeby pomóc, trzeba być dobrze zorientowanym, i ona właśnie zbiera informacje.

Kiedy w Hajnówce byli już Niemcy, doszło do dziwnego zdarzenia. Nie pamiętam dokładnie daty, ale było to słoneczne popołudnie. Wracałam z siostrami do domu, chyba ze szkoły, a przy furtce czekała nasza służąca Andzia. Z miną konspiratora powiadomiła nas, że nie możemy wejść do domu przez ganek, tylko mamy iść od podwórza, bezpośrednio do kuchni. Rodzice są z trzema Niemcami w stołowym pokoju. Uspokoiła nas, że nie dzieje się nic złego, bo Niemcy nie krzyczą, nie grożą, są uprzejmi. Byłyśmy przerażone, w każdym razie ja i Róża. Postanowiłyśmy siedzieć w kuchni dopóty, dopóki Niemcy nie opuszczą naszego domu. Jadzia natomiast oznajmiła, że poczeka na Niemców na ganku i jak będą wychodzić, spojrzy im z pogardą prosto w oczy. Nie jest przecież tchórzem.

Po tej wizycie chciałyśmy się czegoś od rodziców dowiedzieć. Ojciec powiedział nam wtedy, że Niemcami nie musimy się przejmować, ponieważ oni już się wycofują. Zabrzmiało to dla nas bardzo wiarygodnie. Poczułam wielką ulgę, bo naiwnie myślałam, że to koniec wojny i wrócą spokojne dni.

Potem wydało się jednak, że wizyta niemieckich żołnierzy nie była bezcelowa. Nasz ojciec miał odznaczenie wojskowe – Krzyż Niepodległości. Z tego odznaczenia my – dzieci – byłyśmy bardzo dumne. Otóż Niemcy wiedzieli o tym odznaczeniu i „poprosili”, aby ojciec ten Krzyż złożył im do depozytu wojskowego. Gotowe pokwitowanie przynieśli ze sobą. W tej sytuacji nie było jak odmówić. Bardzo przeżywaliśmy to rozstanie z „naszym” odznaczeniem.

BOGUSŁAW

Krzyż Niepodległości to było odznaczenie państwowe przyznawane po 1930 roku osobom, które przysłużyły się czynnie sprawie niepodległości Polski w okresie przed pierwszą wojną światową lub podczas jej trwania oraz w trakcie polskich walk zbrojnych w latach 1918–1921, z wyjątkiem wojny polsko-bolszewickiej na obszarze Polski.

Ojcu przyznano Krzyż Niepodległości już w 1932 roku, ale ze względu na stosunkowo wysoką opłatę pobieraną przy jego wydawaniu tata odebrał go dopiero tuż przed wybuchem wojny w 1939 roku.

Dokumenty dotyczące przyznania Krzyża Niepodległości Leonardowi Żukowskiemu i przebiegu jego służby

DANUTA

Po kilku dniach do Hajnówki wkroczyli Rosjanie. Jak tylko przyszli, zaczęli wprowadzać swoje porządki. Między innymi usunęli ze szkoły wszystkich polskich nauczycieli. W zamian przyszły białoruskie i ukraińskie nauczycielki, które prawdopodobnie nie miały wykształcenia pedagogicznego, ale znały język polski, bo pochodziły z tych terenów, i mogły się swobodnie porozumieć z polskimi dziećmi. Zaczęto uczyć nas tylko w języku rosyjskim. Ojciec wtedy nam powiedział: „Dzieci, uczyć się musicie, bo język wroga trzeba znać. Koniecznie! Nie musicie, a nawet nie powinnyście ich kochać, ale ich język musicie znać”.

Pamiętam, jaka byłam przerażona tą zmianą… Przez kilka dni uczyła nas nasza przemiła, ładna pani, a teraz przyszła taka jakaś gburowata – jak mówiliśmy – „kociówa”, z wielkim burym kokiem.

W urzędach, między innymi na poczcie, Rosjanie również wymienili polskich urzędników na Ukraińców. Wtedy zapanowały zupełnie nowe porządki. Poczta zaczęła pracować według nieznanych dotąd standardów. Nie wiem, czy przez cenzurę, czy z innego powodu zaczęły ginąć listy, a nawet paczki.

BOGUSŁAW

Tak było z przesyłkami wysyłanymi do nas w 1940 i 1941 roku, co ustaliliśmy po wojnie z bratem taty, stryjem Jankiem Żukowskim, który wojnę przeżył we Włodzimierzu Wołyńskim. Wysyłane przez niego paczki nie docierały do nas.

DANUTA

W Hajnówce w zakładach drzewnych znajdujących się na terenie tartaku produkowano meble. Kiedy do miasta weszli Sowieci, sporo gotowych znajdowało się w składzie. Rosjanie nie wstrzymali drwali, tartak pracował pełną parą, a wszystko, co wyprodukowano, nie tylko meble, ale wszystko, co się dało, ładowali na wagony kolejowe i masowo wywozili na wschód. „Serce się kraje, serce się kraje, całe pociągi tego idą” – żalił się ojciec.

Trzeba dodać, że w tym czasie żołnierze sowieccy robili także prywatne paczki dla swoich rodzin. Nie wysyłali ich jednak pocztą. Wszystkie zaadresowane pakunki zanosili do specjalnego wagonu, który stał na bocznicy stacji kolejowej tak długo, aż cały się zapełnił – wtedy ruszał w drogę. Skąd te prywatne paczki? Oni niczego przecież nie kupowali ani też od nikogo nie dostawali w prezencie. Rabowali z cichym przyzwoleniem swoich przełożonych.

Na początku plądrowali sklepy i magazyny. Jednym z pierwszych obrabowanych miejsc był należący do żydowskiego właściciela sklep z luksusowymi jak na owe czasy artykułami przemysłowymi, w którym sprzedawano rowery, maszyny do szycia i inne drogie produkty. Pod byle pretekstem wszystkie te towary skonfiskowali sowieccy żołnierze. A trzeba wiedzieć, że przed wojną maszyna do szycia czy rower to była naprawdę bardzo cenna rzecz.

Potem szybko przyszła kolej na plądrowanie prywatnych posesji. Żołnierze zaczęli od rekwirowania siana i owsa dla koni, które już wcześniej skonfiskowali Polakom na potrzeby Armii Czerwonej.

Kiedy już było wiadomo, że od zachodu napadli na nas Niemcy, a od wschodu Rosjanie, że sowiecki okupant stoi na polskiej ziemi i głosi, że pozostanie tu po wsze czasy, wszyscy mieli świadomość, że ta wojna nie skończy się szybko. Ludzie zaczęli poważne przygotowania, aby przetrwać ten trudny czas. Gromadzono zapasy żywności. Kto tylko mógł – robił zapasy.

BOGUSŁAW

Początkowo nasza rodzina całe zapasy, głównie produkty zbożowe, zgromadziła w spichlerzyku w stodole. Jednak kiedy sowieccy żołnierze zaczęli z prywatnych domostw zabierać owies i siano dla koni, lotem błyskawicy rozniosła się wśród Polaków wiadomość, że wkrótce zaczną po chałupach rabować, co się da, przede wszystkim żywność. Wtedy rodzice postanowili podzielić rezerwy żywności i część ze spichlerza przenieśli na strych domu.

DANUTA

Ojciec z przyjacielem, panem Uludowiczem, dwa razy zakopywał „najcenniejsze rzeczy” na terenie naszej posesji. Od dębu, od piwnicy i jeszcze od trzeciego punktu – tak wytyczali drogę do zamaskowanego miejsca.

Za pierwszym razem ukrywali zalakowaną butelkę z dokumentami i wartościowymi rzeczami, wśród których było pokwitowanie wydane ojcu przez Niemców za odebrany Krzyż Niepodległości. Potem zakopywali galowy mundur legionowy ojca i maszynę do szycia. Maszyna była nowoczesna, nie z tych na korbkę, jakich wtedy z reguły używało się po domach, ale taka „deptana”, na pedał! To był dla nas naprawdę wartościowy przedmiot.

Ja wtedy nasłuchiwałam, bo wiedziałam, że coś ważnego robią, i próbowałam podglądać. Najpierw z nasmołowanych deseczek zbili na te nasze skarby skrzynię. Widziałam potem, jak nasączonymi oliwą szmatami owijali mechaniczne części urządzenia. Ale jak usłyszałam, że skrzynia jest nasmołowana, to się przeraziłam, że wspaniały mundur taty ubrudzi się od tej smoły, i zaczęłam protestować. Ależ ja rozpaczałam, wręcz wpadłam w histerię. Wydało się wtedy, że podsłuchiwałam…

To zakopywanie odbywało się w wielkiej tajemnicy, nawet przed sąsiadem zza płotu. Po tym, jak się zachował w dniu wejścia Armii Czerwonej do Hajnówki, bano się już mu zaufać.

BOGUSŁAW

Ten sąsiad mieszkający za płotem był gajowym, podobnie jak nasz ojciec. Miał żonę i dwie córki. Z pochodzenia był Białorusinem. Jego starsza córka była już w wieku szkolnym i chodziła do prawosławnej szkoły.

Gdy do Hajnówki wkraczali Rosjanie, nasz sąsiad wybiegł na próg domu i krzyczał:

– Naszy idut! Naszy idut!

– Uważaj, żeby „nasi” bokiem ci nie wyszli – powiedział mu wtedy nasz ojciec.

DANUTA

To był niespokojny czas. Polacy nie mogli czuć się bezpiecznie. Coraz częściej dochodziło do niepokojących zdarzeń prowadzących do zastraszenia polskiej ludności. Byliśmy świadkami jednego z nich, no i bezpośrednio nas ono dotyczyło.

Otóż mieliśmy pastucha Wołodię, Ukraińca. Każdego dnia zabierał krowy nasze i sąsiada na pastwisko, a wieczorem zaganiał je do obory. Pewnego dnia zwierzęta nie wróciły, a pastuch zniknął. Późnym wieczorem ojciec z sąsiadem poszli na pastwisko zobaczyć, co się stało. Jedna z naszych jałówek, ta najdorodniejsza, leżała bez głowy w trawie, w olbrzymiej kałuży krwi. Reszta krów stała nieopodal, były wystraszone, ale całe i zdrowe. Ojciec z sąsiadem zagnali je do domu. Obaj oniemieli, gdy zbliżając się do swych domów, zobaczyli oderżniętą krowią głowę złowrogo zatkniętą na naszym płocie.

Oczywiście pastuch Wołodia już nie wrócił do pasienia naszych krów, a jego ojciec z butą oświadczył:

– Teraz to my będziemy panami, a wy, Polacy, będziecie u nas pastuchami.

Pamiętam, jak później dorośli żartowali, że ten nierób znalazł sposób na życie: po prostu będzie panem.

Ponieważ jego nazwisko kończyło się na „-czuk”, nazywaliśmy go PanCzuk. A mówiło się o nim coraz więcej i coraz gorzej. Służalczo współpracował z Sowietami. Zaskarbił sobie ich przychylność już na samym początku, gdyż to właśnie on – PanCzuk – kroczył na czele delegacji witającej kwiatami, chlebem i solą Armię Czerwoną zajmującą Hajnówkę. Ten zdrajca i szpicel nie krył swojej wrogości do Polaków, wręcz przeciwnie, chętnie na każdym kroku ją manifestował.

BOGUSŁAW

Wraz z wojenną zawieruchą zaczęły się jaskrawo ujawniać wszelkie animozje narodowościowe i sympatie czy antypatie polityczne. Nastał czas bardzo niebezpieczny dla polskiej ludności. Pojawiły się uzbrojone bandy Rusinów, które bezkarnie napadały, rabowały, a często też mordowały Polaków.

DANUTA

Nasza Jadzia miała koleżankę, swoją imienniczkę Jadźkę Rydzewską. Jej rodzice mieli lewicowe przekonania. Jej tata, z tego, co pamiętam, nie miał pracy. Kiedy ona czasami przychodziła do nas do domu, mama zawsze pilnowała, żeby ją przy okazji nakarmić.

Pewnego razu Jadźka Rydzewska, gdy była u nas na obiedzie, oświadczyła, że nie pójdzie z innymi dziećmi w pochodzie na trzeciego maja. W tym dniu corocznie organizowano defiladę i brały w niej udział również hajnowskie szkoły. Jadzia Rydzewska stwierdziła wtedy hardo, że oni obchodzą w maju tylko jedno święto – pierwszego maja.

Jak nasz tata to usłyszał, powiedział:

– O, mała komunistka.

Nie rozumiałam, co to znaczy „komunistka”, ale słowo to skojarzyłam z komunią. Zazdrościłam więc jej, że jest komunistką i przystępuje do zakazanej dla mnie komunii. Wiedziałam, że komunia to coś, w czym uczestniczą dorośli i starsze dzieci. Przyznam, że byłam mocno zazdrosna o tę komunię. Moja interpretacja słowa „komunistka” wydała mi się na tyle logiczna, że nikogo już nie spytałam, co dokładnie ono oznacza. Znalazłam wszak swoje wytłumaczenie.

Po wejściu Armii Czerwonej do Hajnówki wszyscy wiedzieli, że w lasku za cmentarzem powstał obóz sowieckich żołnierzy. Jadźka Rydzewska postanowiła odwiedzić to niezwykłe miejsce w towarzystwie mojej najstarszej siostry. Jadzia początkowo się opierała, twierdząc, że to są nasi wrogowie, ale ostatecznie z ciekawości uległa namowom koleżanki i sile jej argumentów, że ci żołnierze są niewiarygodnie sympatyczni, że ona już tam była, a jej przyjaciółka bezwarunkowo musi zobaczyć to niezwykłe koczowisko. Tak więc dziewczynki pomaszerowały do sowieckiego obozu. Gdy podeszły, żołnierze gotowali w kotle kawę i chcieli je poczęstować.

– No to co, napijemy się? – zapytała Jadzia Rydzewska.

– Od wrogów ja nie mogę – stwierdziła stanowczo nasza Jadzia, która nagle się zreflektowała, po czym obróciła się na pięcie i uciekła.

Za nią ruszyła zdezorientowana Jadźka Rydzewska. Dziewczynki pędem przybiegły do naszego domu.

BOGUSŁAW

Nie trzeba było długo czekać na spełnienie proroczych słów ojca, wypowiedzianych do sąsiada zza płotu w dniu wkroczenia Armii Czerwonej do Hajnówki. Tego samego dnia co my – 10 lutego 1940 roku – sąsiad został wygnany wraz z całą rodziną z domu i wywieziony w tym samym co my transporcie w głąb Rosji. Trafiliśmy najpierw do tego samego wagonu, a potem do tego samego miejsca zesłania.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: