Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kroniki Wardstone 6. Starcie demonów - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
30 marca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kroniki Wardstone 6. Starcie demonów - ebook

Najważniejszym obowiązkiem Toma, jako ucznia starego Gregory’ego, jest dbanie o to, by siły zła nie szkodziły mieszkańcom Hrabstwa. Ostatnie wydarzenia i starcie z Złym sprawiły, że stosunki między uczniem a mistrzem nie układają się tak, jak powinny. Nie raz i nie dwa Tom, by ocalić życie, skorzystał z metod mroku… Teraz sytuacje staje się jeszcze bardziej skomplikowana. Matka Toma, Lamia i wiedźma, prosi syna, by przybył jej na pomoc. Ordeen, śmiertelnie niebezpieczna starożytna bogini jest o krok od powrotu do świata śmiertelników. Jeśli uda jej się przekroczyć barierę, tam, gdzie się pojawi, nie ostanie się nikt żywy. Do walki z Ordeen powołano władającą ogromną mocą grupę, jednak w jej skład wchodzą starzy nieprzyjaciele Stracharza, między innymi wiedźma zabójczyni Grimalkin. Jeśli tom uda się do Grecji, by zbratać się z tymi, z którymi powinien walczyć, wypowie posłuszeństwo swojemu mistrzowi i stanie się jego wrogiem. Tom staje wobec wyboru i musi sobie odpowiedzieć na pytanie - jak wiele będzie musiał poświęcić, by pokonać Ordeen zachować duszę?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-379-5
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kto jest kim

Tom

Thomas Ward jest siódmym synem siódmego syna. To oznacza, że urodził się z pewnymi zdolnościami, dzięki którym idealnie nadaje się na stracharza. Widzi i słyszy umarłych, jest naturalnym przeciwnikiem Mroku. Nie znaczy to jednak, że Tom się nie boi – a będzie potrzebował całej swej odwagi, by odnieść sukces tam, gdzie wcześniej zawiodło dwudziestu dziewięciu innych uczniów.

Stracharz

Stracharz jest człowiekiem jedynym w swoim rodzaju. Wysoki i groźny z wyglądu, nosi długi czarny płaszcz z kapturem i nie rozstaje się z laską oraz ze srebrnym łańcuchem. Podobnie jak jego uczeń Tom, jest leworęczny i urodził się jako siódmy syn siódmego syna.

Od ponad sześćdziesięciu lat strzeże Hrabstwa przed stworami Mroku.

Alice

Tom nie potrafi zdecydować, czy Alice jest dobra, czy zła. Dziewczyna umie przepłoszyć łobuzów z wioski, jest spokrewniona z dwoma okrutnymi klanami czarownic (Malkinami i Deane’ami) i zdarza jej się posługiwać czarną magią. Ale nauczono ją tej magii wbrew jej woli i kilka razy pomogła dzięki niej Tomowi w niebezpieczeństwie. Sprawia wrażenie wiernej przyjaciółki – lecz czy można jej ufać?

Mama

Mama Toma zawsze wiedziała, że jej syn zostanie uczniem stracharza. Nazywa go swym darem dla Hrabstwa. Choć jest kochającą matką i świetnie zna się na ziołach, różni się od innych kobiet. Pochodzi z Grecji i niewiele wiadomo o jej przeszłości. Jak również o wielu innych rzeczach z nią związanych…Obudziłem się nagle z dojmującym uczuciem, że coś dzieje się nie tak. Za oknem zajaśniała błyskawica, po której niemal natychmiast zabrzmiał ogłuszający łoskot gromu. Jednak wcześniej już wielokrotnie przesypiałem burze, toteż nie ona mnie zbudziła. Nie, natomiast poczułem, że zbliża się niebezpieczeństwo. Wyskoczyłem z łóżka i nagle lusterko, stojące na stoliku obok, pojaśniało. Pojawiło się w nim na moment czyjeś odbicie, po czym natychmiast zniknęło. Zdążyłem jednak rozpoznać twarz. Należała do Alice.

Choć przez dwa lata pobierała nauki u czarownicy, Alice stała się moją przyjaciółką. Po tym, jak stracharz ją przegnał, wróciła do Pendle. Tęskniłem, ale dotrzymałem danego mistrzowi słowa i nie zwracałem uwagi na wszelkie, podejmowane przez nią, próby nawiązania kontaktu. Tym razem jednak nie mogłem jej nie zauważyć. Napisała na lustrze przeznaczoną dla mnie wiadomość. Mimowolnie odczytałem treść, nim zniknęła.

Uwaga, zabójca! Menada w ogrodzie!

Co to takiego menada? Nigdy w życiu o niczym podobnym nie słyszałem. I w jaki sposób mógł do mnie dotrzeć jakikolwiek zabójca, skoro najpierw musiał pokonać ogród stracharza – ogród, którego strzegł potężny bogin? Kiedy ktokolwiek przekraczał granicę, bogin najpierw wydawał z siebie ryk, słyszalny w promieniu wielu mil, a potem rozszarpywał intruza na strzępy.

I skąd w ogóle Alice wiedziała o grożącym mi niebezpieczeństwie? Znajdowała się przecież wiele mil stąd, w Pendle. Mimo wszystko nie zamierzałem lekceważyć ostrzeżenia. Mój mistrz, John Gregory, wyruszył w podróż, by rozprawić się z natrętnym duchem, więc zostałem w domu sam. Nie miałem przy sobie niczego, co mogłoby posłużyć do obrony. Moja laska i torba leżały gdzieś w kuchni. Musiałem do nich dotrzeć.

Bez paniki, powiedziałem sobie w duchu. Nie śpiesz się i zachowaj spokój.

Ubrałem się szybko, naciągnąłem buty. Do wtóru kolejnego grzmotu ostrożnie otworzyłem drzwi sypialni i wyszedłem na pogrążony w mroku podest. Tam przystanąłem, wytężając słuch. W domu panowała cisza. Byłem pewien, że nikt nie zdołał wejść do środka, zacząłem zatem na palcach schodzić po schodach, starając się zachować ciszę. Korytarzem przekradłem się do kuchni.

Wsunąłem do kieszeni portek srebrny łańcuch. Ścisnąwszy w dłoni laskę, otworzyłem tylne drzwi, po czym z obawą przestąpiłem próg. Gdzie się podziewał bogin? Czemu nie bronił domu oraz ogrodu przed intruzem? Czekałem, nie zważając na chłoszczący mi twarz deszcz. Wytężając wzrok, wypatrywałem jakichkolwiek oznak ruchu na trawniku i pośród drzew. Powoli moje oczy przywykały do ciemności, nadal jednak niewiele widziałem. Mimo to skierowałem się w stronę drzew w zachodnim ogrodzie.

Zdążyłem pokonać zaledwie dziesięć kroków, gdy z mojej lewej dobiegł mrożący krew w żyłach wrzask i usłyszałem głośny tupot. Ktoś biegł przez trawnik wprost ku mnie. Naszykowałem laskę, nacisnąwszy zagłębienie, tak że z końca ze szczękiem wyskoczyło ukryte ostrze.

Błyskawica znów przecięła niebo. W końcu zobaczyłem, co mi grozi. Dostrzegłem wysoką, chudą kobietę, wymachującą trzymaną w lewej ręce długą, morderczą klingą. Włosy miała związane z tyłu, wychudzoną twarz, pokrytą ciemną farbą, wykrzywiał grymas nienawiści. Ubrana była w długą suknię nasiąkniętą wodą; jej stopy zamiast butów, okrywały strzępy skóry. A zatem to jest menada, pomyślałem. Przyjąłem pozycję obronną, wznosząc ukośnie laskę, tak jak mnie nauczył mistrz. Serce biło mi szybko, wiedziałem jednak, że muszę zachować spokój i wykorzystać pierwszą sposobność do zadania ciosu.

Ostrze noża opadło nagle ku mnie, o cal chybiając prawego ramienia. Odskoczyłem w półobrocie, próbując zachować dystans do przeciwniczki. Potrzebowałem przestrzeni, by móc zamachnąć się laską. Mokra od deszczu trawa była bardzo śliska i gdy menada znów pomknęła ku mnie, straciłem równowagę. O mało nie wywróciłem się na plecy, zdołałem jednak opaść na kolano. W ostatniej chwili uniosłem laskę, blokując pchnięcie, które inaczej przebiłoby mi ramię. Uderzyłem ponownie, trafiając mocno w przegub menady. Jej nóż poleciał na ziemię. W górze zalśniła błyskawica: zobaczyłem furię na twarzy kobiety, gdy pozbawiona broni znów zaatakowała. Wrzeszczała na mnie, oszalała z wściekłości – pośród ochrypłych gardłowych dźwięków rozpoznałem parę greckich słów. Tym razem odstąpiłem na bok, unikając wyciągniętych rąk oraz długich ostrych paznokci i poczęstowałem ją potężnym ciosem w bok głowy. Upadła na kolana; w tym momencie z łatwością mogłem wbić ostrze w jej pierś.

Zamiast tego przerzuciłem laskę do prawej dłoni, sięgnąłem do kieszeni, oplotłem wokół lewego przegubu srebrny łańcuch. Srebro działa na wszystkie sługi mroku – ale czy skrępuje menadę zabójczynię? Nie miałem pojęcia.

Skupiłem się. W chwili, gdy wstawała, oświetliła ją kolejna błyskawica. Znakomicie! Doskonale widziałem cel. Z głośnym brzękiem wypuściłem łańcuch. Wzleciał w górę, utworzywszy idealną spiralę, a potem oplótł jej ciało, powalając menadę na ziemię.

Ostrożnie okrążyłem kobietę. Łańcuch krępował jej ręce i nogi, zaciskał się wokół szczęki, nadal jednak mogła mówić. Obsypała mnie gradem słów, z których żadnego nie zrozumiałem. Wydawało się, że to greka – ale był to jakiś osobliwy dialekt.

Wyglądało, że łańcuch się sprawdził, toteż, nie tracąc czasu, chwyciłem menadę za lewą stopę i powlokłem przez mokry trawnik w stronę domu. Stracharz z pewnością zechce ją przesłuchać – jeśli oczywiście zrozumie, co mówi. Władałem greką co najmniej tak samo dobrze jak on, ale z bełkotu menady niewiele pojmowałem.

Z boku domu stała drewniana szopa, w której trzymaliśmy drwa na rozpałkę. Zaciągnąłem ją tam, osłaniając przed deszczem. Potem zdjąłem z półki w kącie lampę i zapaliłem, by lepiej przyjrzeć się schwytanej zabójczyni. Kiedy uniosłem lampę nad jej głowę, splunęła na mnie, różowa lepka ślina wylądowała mi na spodniach. Teraz czułem otaczający ją smród – mieszaninę starego potu i wina. Oraz coś jeszcze. Słaby odór gnijącego mięsa. Kiedy ponownie otworzyła usta, dostrzegłem tkwiące między zębami strzępki ciała.

Wargi miała fioletowe, podobnie język – oznaki, że piła czerwone wino. Twarz pokrywał misterny wzór, spleciony w zawijasy i spirale. Wyglądał jak czerwonawe błoto, lecz deszcz go nie zmył. Splunęła ponownie, cofnąłem się więc i powiesiłem lampę na jednym z tkwiących w suficie haków.

W kącie stał też stołek. Przesunąłem go pod ścianę, poza zasięg plującej kobiety. Do świtu została jeszcze co najmniej godzina, oparłem się zatem o ścianę i zamknąłem oczy, słuchając deszczu, bębniącego o dach komórki. Byłem zmęczony, mogłem sobie pozwolić na drzemkę. Srebrny łańcuch mocno skrępował menadę, nie miała szans się uwolnić.

Spałem zaledwie kilka minut, gdy obudził mnie głośny dźwięk. Usiadłem gwałtownie. Uszy wypełnił mi szum, ryk i świst, zbliżający się z każdą sekundą. Coś pędziło ku szopie i nagle pojąłem co.

Bogin! Zamierzał zaatakować!

Ledwie zdążyłem zerwać się ze stołka, gdy lampa zgasła, a mnie podmuch odrzucił na plecy, pozbawiając tchu. Chwytając oddech, słyszałem trzask polan uderzających o ścianę, lecz wrzaski menady niemal go zagłuszały. W ciemności trwało to i trwało bardzo długo; a potem zapadła cisza, zakłócana jedynie szumem i bębnieniem deszczu. Bogin zrobił, co do niego należało. Po czym zniknął.

Bałem się ponownie zapalić lampę. Bałem się spojrzeć na menadę. Ale i tak to zrobiłem. Była martwa, bardzo blada – bogin wysączył z niej całą krew. Na gardle, a także na ramionach pozostały rany oraz skaleczenia, suknia zwisała w strzępach. Twarz zastygła w grymasie przerażenia. Nic już nie mogłem zrobić. Nigdy wcześniej podobny przypadek mi się nie zdarzył. Skoro już ją skrępowałem, bogin nie powinien nawet tknąć intruzki. I gdzie w ogóle się dotąd podziewał, zamiast bronić ogrodu?

Wstrząśnięty tym wszystkim, zostawiłem trupa menady i wróciłem do domu. Przez moment zastanowiłem się, czy nie skontaktować się z Alice przez lustro. Zawdzięczałem jej życie, chciałem podziękować. Omal się nie złamałem, ale złożyłem stracharzowi obietnicę. Toteż, po dłuższych zmaganiach z własnym sumieniem, umyłem się tylko, przebrałem i czekałem na powrót mistrza.

***

Zjawił się tuż przed południem. Wyjaśniłem, co się stało. Poszedł obejrzeć martwą zabójczynię.

– No cóż, chłopcze, twoja przygoda budzi wiele pytań – rzucił stracharz, drapiąc się po brodzie. Wyglądał na mocno zaniepokojonego. Wcale się nie dziwiłem. Ja też czułem poważną troskę. – Do tej pory byłem pewny, że mój dom w Chipenden jest absolutnie bezpieczny – podjął – ale ten incydent daje do myślenia. Rodzi wątpliwości. Od dziś nie będę już tak spokojnie spał we własnym łóżku. Jakim sposobem menadzie udało się dostać do ogrodu, unikając przy tym bogina? Wcześniej żaden intruz tego nie dokonał.

Pokiwałem głową na znak zgody.

– I kolejna rzecz mnie martwi, chłopcze. Czemu bogin zaatakował i zabił później, kiedy już ją skrępowałeś? Wie, że nie powinien się tak zachowywać.

Ponownie przytaknąłem.

– Interesuje mnie jeszcze jedno: skąd wiedziałeś, że dostała się do ogrodu? Grzmiało, lał ulewny deszcz. Niemożliwe, żebyś ją usłyszał. Logicznie rzecz biorąc, powinna była wtargnąć do domu i zabić cię we śnie. Co zatem cię ostrzegło? – spytał stracharz, unosząc brwi.

Przestałem potakiwać. Wbiłem wzrok w podłogę, czując na sobie palące spojrzenie mistrza. W końcu odchrząknąłem i opisałem dokładnie, co zaszło.

– Wiem, że przyrzekłem, że nie użyję lustra do rozmów z Alice – dokończyłem. – Ale to się stało tak szybko, że nic nie mogłem poradzić. Już wcześniej próbowała się ze mną skontaktować, ale zawsze byłem posłuszny i odwracałem wzrok – do tej chwili. I dobrze, że tym razem przeczytałem jej wiadomość – dodałem z lekkim gniewem. – W przeciwnym razie już bym nie żył!

Stracharz zachował spokój.

– Cóż, owszem, jej ostrzeżenie ocaliło ci życie – przyznał. – Ale wiesz, co myślę o używaniu lustra i o rozmowach z tą małą czarownicą.

Najeżyłem się. Być może to zauważył, gdyż zmienił temat.

– Orientujesz się, czym jest menada zabójczyni, chłopcze?

Pokręciłem głową.

– Wiem tylko jedno: kiedy zaatakowała, była niemal obłąkana z wściekłości.

Stracharz przytaknął.

– Menady rzadko wypuszczają się poza granice swej ojczyzny, Grecji. To szczep kobiet, które zamieszkują tamtejszą głuszę, żywią się wszystkim, co znajdą – od leśnych jagód po zwierzęta, które wpadną im w ręce. Oddają cześć krwiożerczej bogini o imieniu Ordyna i czerpią moc z mieszaniny wina oraz surowego mięsa, doprowadzając się do morderczego szału. Wówczas ruszają na poszukiwanie nowych ofiar. Zazwyczaj żywią się ciałami zmarłych, ale bywa, że pożerają też żywych. Ta wymalowała sobie twarz, by wyglądać jeszcze groźniej; zapewne miksturą wina i ludzkiego łoju – a także wosku, który je utrwalił. Bez wątpienia niedawno kogoś zabiła.

Dobrze się spisałeś, ogłuszając ją i krępując, chłopcze. Menady są wyjątkowo silne. Zdarza się, że rozszarpują ofiary na kawałki gołymi rękami! Całe ich pokolenia żyły w ten sposób. W rezultacie tak bardzo cofnęły się w rozwoju, że ledwie przypominają ludzi. Bliższe są dzikim zwierzętom, ale nadal mają w sobie pewien spryt.

– Po co jednak przypłynęła aż tu, do Hrabstwa?

– Żeby cię zabić, chłopcze: to akurat jasne. Ale nie potrafię pojąć, jak miałbyś im zagrażać tam, w Grecji. Przebywa tam jednak twoja mama, walcząc z mrokiem. Możliwe zatem, że ów atak miał z nią coś wspólnego.

Potem stracharz pomógł mi odplątać łańcuch z trupa menady. Razem zaciągnęliśmy ją do wschodniego ogrodu, wykopaliśmy wąski, lecz głęboki dół – jak zwykle głównie ja machałem łopatą – po czym wsunęliśmy ją do ciemnego szybu, głową naprzód. Nie była wiedźmą, ale stracharz, mając do czynienia ze sługami mroku, wolał nie ryzykować – zwłaszcza jeśli niewiele o nich wiedzieliśmy. Którejś nocy podczas pełni księżyca, nawet martwa, mogłaby próbować wykopać się na powierzchnię. Dzięki zastosowanemu podstępowi nie miałaby pojęcia, że kieruje się akurat w przeciwną stronę.

Po wszystkim stracharz wysłał mnie do wioski, bym sprowadził miejscowego kamieniarza, a także kowala. Do późnego wieczora przykrywali grób kamieniami oraz prętami. Mój mistrz tymczasem znalazł odpowiedź na dręczące go pytania. Na skraju ogrodu odszukał dwa niewielkie drewniane koryta, pokryte plamami krwi. Zapewne krew wypełniała karmidła po brzegi, nim bogin ją wypił.

– Przypuszczam chłopcze, że do krwi domieszano czegoś, co uśpiło bogina albo zamąciło mu w głowie. Dlatego właśnie nie wyczuł, jak menada wdziera się do ogrodu, a później zabił ją, choć nie powinien. Szkoda, że zginęła. Moglibyśmy ją przepytać i dowiedzieć się, po co przybyła oraz kto ją przysłał.

– Czy może za tym stać Zły? – spytałem. – Może to on wysłał ją, by mnie zabiła?

Zły, zwany też Diabłem, od zeszłego sierpnia swobodnie krążył po świecie. Przywołały go trzy klany czarownic z Pendle – Malkinowie, Deanowie i Mouldheelowie. Teraz toczyły ze sobą wojnę – niektóre wiedźmy wstąpiły na służbę u Złego, inne jednak należały do jego najzacieklejszych wrogów. Od tamtego czasu zetknąłem się z nim trzykrotnie. Choć po każdym spotkaniu pozostawałem wstrząśnięty do szpiku kości, wiedziałem, iż mało prawdopodobne, by Diabeł próbował zabić mnie własnoręcznie. Bo został spętany.

Tak jak koń, któremu pęta się nogi, by nie odchodził zbyt daleko, Zły został spętany w przeszłości przez kogoś nieznanego, kto ograniczył jego moc. Gdyby osobiście mnie zabił, władałby światem zaledwie sto lat, a według niego to stanowczo zbyt krótko. Toteż, zgodnie z zasadami, musiał dokonać wyboru: sprawić, bym zginął z rąk jednego z jego dzieci albo spróbować przeciągnąć mnie na swoją stronę. Gdyby zdołał tego dokonać, rządziłby światem do kresu dni. To właśnie usiłował zrobić podczas naszego ostatniego spotkania. Oczywiście, gdyby zabił mnie ktoś inny – na przykład menada – Zły i tak zapanowałby nad światem. Czy zatem jej nie wysłał?

Stracharz patrzył na mnie z namysłem.

– Zły? To możliwe, chłopcze. Musimy bardzo uważać. Miałeś szczęście, że przeżyłeś atak.

Omal mu nie przypomniałem, że ocaliło mnie nie szczęście, lecz interwencja Alice. Ale uznałem, że lepiej ten fakt przemilczeć. To była ciężka noc, niczego bym nie zyskał, irytując mistrza.

***

Następnej nocy nie mogłem spać. Po jakimś czasie wstałem z łóżka, zapaliłem świecę i znów zacząłem czytać list od mamy, który dostałem wiosną.

Mój drogi Tomie,

Po długiej i ciężkiej walce z mrokiem w mojej ojczyźnie, zbliża się przełomowa chwila. Mamy jednak wiele do omówienia, muszę też odsłonić przed tobą pewne sprawy i o coś poprosić. Potrzebuję czegoś od ciebie. A także twojej pomocy. Gdyby w jakikolwiek sposób dało się tego uniknąć, nie prosiłabym cię. Ale tę rozmowę musimy odbyć twarzą w twarz, nie listownie, toteż zamierzam wrócić do domu z krótką wizytą, w przeddzień letniego przesilenia.

Napisałam do Jacka, informując go o moim przyjeździe, liczę zatem, że zobaczymy się na farmie w ustalonym dniu. Tymczasem przykładaj się do nauki, synu i nie trać otuchy, nieważne, jak mroczna wydaje się przyszłość. Jesteś silniejszy, niż zdajesz sobie sprawę.

Całuję,

Mama.

Do przesilenia letniego pozostał niecały tydzień – wkrótce ruszymy ze stracharzem na południe, by odwiedzić farmę mego brata Jacka i spotkać się z mamą. Tęskniłem za nią, nie mogłem się już doczekać, kiedy ją zobaczę. A do tego bardzo chciałem się dowiedzieć, czego ode mnie oczekuje.Następnego ranka powróciliśmy do codziennych lekcji. Już trzeci rok terminowałem u mojego mistrza, ucząc się walczyć z mrokiem: podczas pierwszego roku skupialiśmy się na boginach, podczas drugiego na wiedźmach, teraz główny temat stanowiła „Historia mroku”.

– No dobrze, chłopcze, szykuj się do notowania – polecił stracharz, drapiąc się po brodzie.

Otworzyłem notatnik, zanurzyłem pióro w kałamarzu i czekałem. Siedziałem na ławce w zachodnim ogrodzie. Był słoneczny letni ranek, na błękitnym niebie nie dostrzegłem nawet jednej chmurki. Dokładnie przed nami wznosiły się wzgórza, pokryte białymi plamkami owiec; zewsząd dobiegały ptasie śpiewy i miłe, senne brzęczenie owadów.

– Jak już wspominałem, chłopcze, mrok w różnych miejscach i w różnych czasach ukazuje się pod różnymi postaciami. – Stracharz zaczął jak zwykle przechadzać się tam i z powrotem przed ławką. – Jak jednak wiemy, a słono za tę wiedzę zapłaciliśmy, najgroźniejszym aspektem mroku w Hrabstwie i na całym szerokim świecie jest Zły.

Serce zabiło mi gwałtownie, gardło ścisnęło się nagle, bo przypomniałem sobie nasze ostatnie spotkanie. Zły wyjawił mi wówczas straszliwy sekret. Oznajmił, że Alice jest jego córką – córką Diabła. Niełatwo było mi w to uwierzyć. Alice przecież stała się moją najbliższą przyjaciółką i kilka razy ocaliła mi życie. Jeśli Zły faktycznie wyznał prawdę, stracharz miał rację, wypędzając ją: nigdy już nie będziemy mogli być razem. Myśl ta wydawała się nie do zniesienia.

– Lecz choć Zły oznacza największe zagrożenie – podjął stracharz – istnieją też inni mieszkańcy mroku, potrafiący z pomocą czarownic, magów oraz różnych nieprawych osób przedostawać się przez portale do naszego świata. Wśród nich znajdują się Starzy Bogowie, tacy jak Golgoth, z którym, jak zapewne pamiętasz, rozprawiliśmy się na moczarach Anglezarke.

Przytaknąłem. Nie zapomniałem ówczesnej ciężkiej przeprawy, ledwie uszedłem wtedy z życiem.

– Cieszmy się, że Golgoth znów zasnął – dodał mój mistrz. – Ale inni bynajmniej nie śpią. Weź na przykład ojczyznę twojej mamy, Grecję. Jak już mówiłem wczoraj, od niepamiętnych czasów nęka ją groźna bogini o imieniu Ordyna, czczona przez menady. Niezliczoną liczbę razy doprowadzała tam do ogromnych rzezi. Bez wątpienia to właśnie z nią próbuje rozprawić się twoja mama.

Niewiele wiem o Ordynie. Najwyraźniej jednak pojawia się wraz ze swymi wyznawcami, którzy zabijają wszystko, co istnieje w promieniu wielu mil. A menady, zazwyczaj rozproszone po całej Grecji, gromadzą się tłumnie, wypatrując jej przybycia. Są niczym sępy, gotowe pożerać ciała martwych i umierających. Dla nich to urodzajne żniwa, nagroda za cześć oddawaną Ordynie, a także jej poplecznikom. Bez wątpienia twoja mama będzie nam miała wiele do opowiedzenia – w moim bestiariuszu pozostało sporo pustych kart, czekających na zapełnienie.

Bestiariusz stracharza, jedna z największych i najciekawszych ksiąg w bibliotece, wypełniały opisy najróżniejszych złowrogich stworzeń. Nadal jednak pozostawało w nim mnóstwo luk, więc mistrz starał się przy każdej okazji uzupełniać swoją wiedzę.

– Wiem jednak, że w odróżnieniu od innych Starych Bogów, Ordyna nie potrzebuje ludzkiej pomocy, aby przejść przez portal wiodący do naszego świata. Nawet Zły musiał posłużyć się czarownicami z Pendle. Ona jednak przeprawia się, kiedy tylko zechce – i tak samo powraca.

– A ci poplecznicy, którzy jej towarzyszą, jak wyglądają? – spytałem.

– To mieszkańcy mroku: demony oraz żywiołaki. Demony zwykle przypominają z wyglądu mężczyzn i kobiety, dysponują jednak niewiarygodną siłą, w dodatku są niezmiernie okrutne. Poza tym Ordynie towarzyszą wengiry – latające lamie. Tak wiele wengir do niej dołączyło, że tylko nieliczne pozostały na swobodzie – żyją samotnie bądź w parach, jak siostry twojej mamy. Wyobraź sobie, jaki to widok, gdy przybywa Ordyna – chmara owych stworzeń, opadających z nieba i rozszarpujących ciała ofiar! Lepiej o tym nie myśleć, chłopcze!

Bez wątpienia. Dwie siostry mamy były latającymi lamiami. W bitwie o Wzgórze Pendle walczyły po naszej stronie, siejąc grozę w szeregach trzech klanów czarownic.

– O tak, Grecja to niebezpieczne miejsce. Twoja mama ma tam wiele trosk… Są jeszcze dzikie lamie – te, które biegają na czterech nogach. W Grecji bardzo pospolite, zwłaszcza w górach. Radzę, byś po zakończeniu lekcji poszedł do biblioteki, poczytał o nich w bestiariuszu, uzupełnił swą wiedzę i streścił wszystko w notatniku.

– Wspominał pan o tym, że Ordynie towarzyszą też „żywiołaki”? Co to takiego? – spytałem.

– Żywiołaki ognia: coś, czego nie mamy w Hrabstwie, chłopcze. O nich jednak opowiem ci kiedy indziej. Na razie zajmijmy się lepiej nauką Dawnej Mowy, to znacznie trudniejszy język niż łacina czy greka.

***

Stracharz miał rację: reszta lekcji okazała się tak trudna, że rozbolała mnie od niej głowa. Wiedziałem jednak, że nauka Dawnej Mowy ma ogromne znaczenie: posługiwali się nią Starzy Bogowie i ich uczniowie, w niej także pisano grimoiry: księgi czarnej magii, używane przez nekromantów.

Ucieszyłem się, kiedy lekcja dobiegła końca, bo mogłem pójść do biblioteki mistrza. Bardzo lubiłem ją odwiedzać. Biblioteka stanowiła oczko w głowie stracharza, odziedziczył ją wraz z domem po swym własnym mistrzu, Henrym Horrocksie. Niektóre z tych ksiąg należały do stracharzy z wcześniejszych pokoleń, inne napisał sam John Gregory. Zawarł w nich wiedzę zgromadzoną przez wszystkie lata praktykowania fachu i walki z mrokiem.

Stracharz zawsze martwił się, że coś złego może spotkać księgi: kiedy Alice mieszkała z nami, polecił dziewczynie przepisywać zawartość ręcznie. Pan Gregory uważał, że jednym z jego najważniejszych obowiązków jest zachowanie biblioteki dla przyszłych stracharzy i nieustanne wzbogacanie owego źródła wiedzy.

Na regałach stały tysiące tomów, ja jednak skierowałem się wprost ku bestiariuszowi. Zawierał w sobie spisy najróżniejszych stworzeń, od boginów i demonów po żywiołaki i czarownice, a także osobiste relacje oraz szkice opisujące, jak stracharz poradził sobie z daną istotą. Przerzucałem kartki, póki nie dotarłem do lamii.

Pierwsza Lamia była potężną czarodziejką wielkiej urody. Kochała Zeusa, przywódcę Starych Bogów, żonatego z boginią Herą. Nierozważna Lamia urodziła Zeusowi dzieci. Odkrywszy to, w szale zazdrości Hera zabiła wszystkie, prócz jednego. Oszalała z żalu, Lamia zaczęła zabijać każde dziecko, które napotkała, tak że strumienie i rzeki spłynęły krwią, a powietrze drżało od rozpaczliwych krzyków rodziców. W końcu bogowie ukarali nieszczęsną, odmieniając jej postać. Dolna połowa ciała wydłużyła się i porosła łuskami, jak u węża.

Tak odmieniona, skupiła się teraz na młodych mężczyznach. Nawoływała ich na leśnych polanach, ukazując sponad bujnej trawy jedynie piękną głowę i ramiona. Kiedy zwabiła któregoś blisko, oplatała ciasno ofiarę wężowymi splotami, wyciskając z bezradnego ciała oddech i wbijała zęby w szyję, wysysając krew do ostatniej kropli.

Później Lamia znalazła sobie kochanka, imieniem Chaemog, pajęczego stwora, żyjącego w najgłębszych jaskiniach ziemi. Urodziła mu trojaczki, dziewczynki: to właśnie były pierwsze lamie. W dniu trzynastych urodzin posprzeczały się z matką. Po straszliwej kłótni wyrwały jej ręce i rozszarpały ciało na części. Szczątkami, łącznie z sercem, nakarmiły stado dzików.

Następnie księga opisywała różne odmiany lamii – ich wygląd, zachowanie i, co najważniejsze dla stracharza, podawała wskazówki, jak się z nimi rozprawić. Wiedziałem już o lamiach całkiem sporo. Stracharz przez wiele lat mieszkał z udomowioną lamią, Meg, a jej dziką siostrę, Marcię, przetrzymywał w jamie w piwnicy domu w Anglezarke. Obie powróciły do Grecji, lecz podczas pobytu w Anglezarke sporo się o nich dowiedziałem.

Czytałem dalej, sporządzając zwięzłe notatki. Powtórka bardzo mi się przydała. Znalazłem wzmiankę o latających lamiach, zwanych wengirami, o których wcześniej wspominał stracharz, i moje myśli powędrowały ku mamie. Już jako małe dziecko wiedziałem, że różni się od innych. Mówiła z lekkim akcentem, świadczącym, że nie urodziła się w Hrabstwie. Unikała promieni słońca, za dnia często zaciągała w kuchni zasłony.

Z czasem moja wiedza na temat mamy rosła. Dowiedziałem się, jak tato ruszył jej na ratunek w Grecji. A potem usłyszałem od mamy, że jestem wyjątkowy. Będąc siódmym synem siódmego syna, stanowię jej dar dla Hrabstwa, broń w walce z mrokiem. Nadal jednak brakowało mi ostatnich elementów układanki. Do jakich właściwie istot zaliczała się mama?

Siostry mamy okazały się wengirami – latającymi dzikimi lamiami, które, jak dopiero co tłumaczył stracharz, rzadko spotyka się poza portalem Ordyny. Obecnie przebywały w wieży Malkinów, strzegły skrzyń mamy, zawierających pieniądze, mikstury i księgi. Uznałem zatem, że mama najprawdopodobniej także jest lamią. I pewnie wengirą. To wydawało się najprawdopodobniejsze.

Oto kolejna tajemnica, którą musiałem rozwiązać – choć nie mogłem spytać wprost. Wyglądało, że mama będzie musiała powiedzieć mi to sama. I możliwe, że już niedługo poznam odpowiedź.

Późnym popołudniem, gdy stracharz dał mi parę godzin wolnego, wybrałem się na przechadzkę po wzgórzach: wdrapałem się wysoko na Pikę Parlicka, skąd śledziłem cienie chmur, przepływające powoli dnem doliny, słuchając charakterystycznych krzyków czajek.

O, jakże tęskniłem za Alice! Spędziliśmy tu wspólnie wiele szczęśliwych godzin, spacerując i podziwiając widoki rozciągającego się pod nami Hrabstwa. Samotne przechadzki to nie to samo. Nie mogłem się już doczekać końca tygodnia, kiedy wraz ze stracharzem wyruszymy na farmę Jacka. Bardzo chciałem znów zobaczyć mamę i dowiedzieć się, czego ode mnie chce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: