Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Krzyk Icemarku - ebook

Data wydania:
18 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Krzyk Icemarku - ebook

Dzielna dziewczyna musi przeciwstawić się imperium, aby ocalić swoją ojczyznę, w porywającej opowieści fantasy, która łączy szybką akcję z fascynująco nakreślonymi postaciami. Po śmierci ojca uparta księżniczka Thirrin zostaje wojowniczą królową swojego kraju, Icemarku, broniąc go przed straszliwym najeźdźcą. Pomimo odwagi księżniczki i wsparcia ze strony Oskana, Syna Wiedźmy, zadanie okazuje się znacznie trudniejsze, niż Thirrin kiedykolwiek sobie wyobrażała. Musi zebrać armię, która dorówna przeciwnikowi. Trwa mroźna zima Icemarku, a bohaterka ma czas tylko do wiosny, żeby zjednoczyć dziwaczne stworzenia i przerażające potwory mieszkające zaraz za granicami jej ojczyzny. Czy pomysłowość i upór Thirrin pozwolą jej odnieść zwycięstwo?

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64297-27-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Thirrin Freya Silnoręka Lindenshield nosiła swoje imiona z godnością. Była wysoka jak na swoje trzynaście lat i jeździła konno równie dobrze jak najlepsi z żołnierzy jej ojca. Była również następczynią tronu Icemarku. Jej nauczyciel dodałby, że kiedy chciała, potrafiła być uważną uczennicą, a gdy jej zależało, była także bystra, temperament zaś odziedziczyła po ojcu. Niewielu porównywało ją do matki, która zmarła przy urodzeniu Thirrin. Ale ci, którzy pamiętali tę dumną młodą kobietę z dzikiej nacji Hipolitan, mówili, że Thirrin jest jej żywą kopią.

Żołnierz jadący jako jej eskorta nie przejmował się tym wszystkim. Od świtu polowali w lasach, on był zmęczony i zmarznięty, tymczasem Thirrin nie zdradzała ochoty na powrót do domu. Upierała się, że podążają śladami wilkołaka, a żołnierz obawiał się, że miała rację. Poluzował na wszelki wypadek włócznie w uchwytach, no i od godziny jechał z tarczą na ramieniu.

Wilkołaki zostały wygnane z Icemarku po Wojnach Duchów, w których ojciec Thirrin, król Redrought, pokonał armie Króla i Królowej Wampirów w bitwie pod Wilczymi Skałami. Wilkołak, którego tropiła obecnie, był zapewne samotnikiem szukającym łatwych ofiar na pastwiskach, ale ostrożność jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Thirrin pomyślała, że jeśli dopisze jej szczęście, zdoła go schwytać i zawieźć do miasta jako łup. I może zanim go stracą, uda się wyciągnąć z niego użyteczne informacje o Krainie Duchów.

– Posłuchaj! – szepnęła nagląco Thirrin, budząc się z przyjemnego zamyślenia o tym, jak to zdobędzie szacunek i wdzięczność ojca. – Tuż przed nami… Słyszę warczenie!

Żołnierz uwierzył jej na słowo i chwycił mocniej włócznię.

– Jedź za mną – powiedział, w chwili niebezpieczeństwa zapominając o etykiecie.

Zanim jednak zdążyli się poruszyć, poszycie leśne wzdłuż ścieżki eksplodowało i wyskoczyła z niego ogromna bestia. Miała kształt zbliżony do ludzkiego, ale była bardzo włochata, a twarz była mieszanką ludzko-wilczą. Przez moment potwór wpatrywał się w nich pełnymi nienawiści oczami, po czym zaatakował. Z łatwością uskoczył przed niezgrabnym ciosem żołnierza i rzucił się prosto na Thirrin, której przywykły do walki koń skoczył do przodu, odpowiadając na atak i uderzając bestię podkutymi kopytami.

Zaskoczony wilkołak otrzymał silny cios, ale cofnął się tylko na chwilę, po czym z wściekłością zaszarżował ponownie. Tym razem Thirrin wyciągnęła swój prosty miecz i jednym płynnym ruchem zawróciła konia, nachyliła się w siodle i cięła głęboko w ramię wilkołaka.

Żołnierz pozbierał się tymczasem i zaatakował, przewracając wilkoluda. Zanim bestia zdołała się podnieść, oba konie natarły na nią jednocześnie, parskając dziko i kopiąc.

Stwór podniósł się na nogi i wycofał w gęste poszycie, niedostępne dla koni. Przez chwilę lizał rany długim czerwonym językiem, po czym wynurzył się spośród kolczastych krzewów i bez ostrzeżenia natarł na konia Thirrin, zrzucając ją z siodła. Rumak uciekł, rżąc głośno z przerażenia, a ona leżała na ścieżce ogłuszona i paskudnie potłuczona. Przez moment miała wrażenie, że ogląda niemy i maleńki obraz świata sponad rozgrywających się wydarzeń. Jak przez mgłę docierała do niej świadomość jakiegoś zagrożenia, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, czym ono właściwie było. Patrzyła, jak żołnierz atakuje ogromnego wilkoluda, ale potwór łamie jego włócznię, a koń staje dęba i galopuje przed siebie z jeźdźcem usiłującym rozpaczliwie utrzymać się w siodle. A teraz wilkołak odwraca się i powoli podchodzi do niej.

Rzeczywistość powróciła. Świat ponownie wypełnił jej głowę po brzegi i Thirrin z przerażeniem przypomniała sobie, gdzie jest. Wilkołak przybliżał się umyślnie powolnym krokiem, jakby smakował chwilę tuż przed zabiciem ofiary. Jak kot zbliża się do bezbronnej myszy znajdującej się w zasięgu jego łap.

Miecz leżał tuż obok, więc Thirrin skoczyła na nogi, chwytając broń. Potwór zatrzymał się i warcząc, odsłonił rząd ogromnych zębów, zupełnie jakby się uśmiechał. Thirrin nie wahała się: zaatakowała, wydając z siebie okrzyk wojenny klanu Lindenshield.

Zanim wilkołak zdołał zareagować, ostrze wbiło się głęboko w jego ramię i potwór cofnął się, zaskoczony atakiem. W tej samej chwili buty Thirrin poślizgnęły się na mokrych liściach i dziewczyna upadła na ziemię.

Stwór natychmiast skoczył, wyrwał jej miecz z ręki i usiadł na piersi, blokując jej oddech swym ogromnym ciężarem. Thirrin nie straciła jednak jeszcze bitewnego zapału, więc kiedy wilkołak zbliżył kły do jej gardła, uderzyła go mocno pięścią w nos. Potwór potrząsnął głową i kichnął, całkowicie oszołomiony.

– Załatw mnie szybko, wilkoludzie, i pamiętaj, że rany mają być z przodu. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że uciekałam – wrzasnęła, usiłując nie zdradzić głosem przerażenia.

Potwór ponownie przybliżył głowę do jej twarzy, ale tym razem w jego oczach dostrzegła prawie ludzki wyraz zdumienia. Pozostawał w tej pozie przez niemal minutę, jakby dokładnie oglądał Thirrin. Po czym nagle odrzucił łeb do tyłu i zawył; jego głos osiągnął przeraźliwie wysokie tony, zanim umilkł. Następnie spojrzał na nią znowu, a jego oczy były tak ludzkie, że Thirrin miała wrażenie, iż można by do niego zagadać. Po czym potwór odskoczył, a ona z trudem chwytała powietrze, odzyskując oddech.

Powoli zdołała usiąść i patrzyła, jak wilkołak podnosi jej miecz i wskazuje jego ostrzem na gęste leśne listowie. A potem zrobił coś, co ją zdumiało: wielki stwór ukłonił się, kładąc jedną rękę na swojej piersi, a drugą wykonując skomplikowany gest, godny najmodniejszego z dworzan.

Mimo grozy sytuacji Thirrin omal się nie roześmiała. Wilkołak ponownie odrzucił głowę do tyłu, a z jego gardła wydobył się szorstki dźwięk przypominający kaszel i warczenie. Jakby stwór się śmiał. Następnie wbiegł między drzewa, pozostawiając za sobą jedynie rozkołysane gałęzie.

Thirrin wstała i podniosła miecz. Drżała z przerażenia, ale czuła również zainteresowanie. Dlaczego wilkołak jej nie zabił? Czy takie potwory potrafią myśleć i podejmować decyzje? A jeśli tak, to czy ten tutaj naprawdę postanowił oszczędzić jej życie?

Była szczerze zdumiona. Wszystko, czego ją uczono, wszystko, w co wierzyła, co wiedziała o wilczym ludzie, rozsypało się w proch. Zawsze uważała, że są to bezmyślni zabójcy, równie pozbawieni rozumu jak inne prymitywne i złe potwory spoza północnych granic Icemarku, a jednak ten wilkolud okazał… co? Chyba współczucie…

Ciąg jej myśli przerwały trzaski i łoskot, ujęła więc mocniej miecz, gotowa odeprzeć następny atak. Ale to był tylko jej towarzysz. Odzyskał kontrolę nad swoim koniem i przygalopował, gotów zginąć w jej obronie. Lepsze to niż śmierć jako kara za niedopełnienie obowiązków.

Thirrin musiała wytrzymać prawie dziesięć minut oglądania jej obrażeń, a także długie i szczegółowe wyjaśnienia, dlaczego nie miał szans uspokoić konia, kiedy ten spanikował. W końcu jednak żołnierz pozwolił jej wsiąść na swojego konia i powoli ruszyli do domu. Thirrin w milczeniu analizowała to, co się wydarzyło. Czy rzeczywiście mogła po prostu odrzucić wszystko, co kiedykolwiek przyjmowała za pewnik w kwestii wilkołaków? Jej bystry umysł nie przestawał obracać w myślach niezwykłej możliwości, że wilczy lud jednak kierował się rozumem, a może nawet czuł.

Po kilku minutach, które Thirrin spędziła w siodle za żołnierzem, jej własny koń wynurzył się kłusem spomiędzy drzew i zarżał z radości na widok ludzi.

– Na wiele mi się przydałeś – powiedziała ponuro Thirrin. – Powinnam była pozwolić wilkoludowi cię zjeść.

Ruszyli najkrótszą drogą do domu i w końcu gęstwina drzew ustąpiła niewielkim polankom i obozowiskom drwali, kiedy zbliżyli się do granicy lasu. Przed nimi rozciągała się równina. Zatrzymali się, spoglądając na szeroką panoramę ziem otaczających Frost­marris, stolicę Icemarku.

Równina była układanką żywopłotów oraz zielonych i urodzajnych podczas krótkiego lata w tym kraju sadów i ogrodów, za którymi spośród otaczających je pól uprawnych wznosiło się miasto – niczym ogromny kamienny statek w morzu złotej pszenicy.

Masywne bramy miejskie otwierały się na cztery strony świata, a nad południową wisiał ogromny spiżowy Dzwon Przesilenia, lśniąc w jaskrawych promieniach słońca, jakby zapraszał Thirrin i jej towarzysza do domu. W samym środku miasta widziała ojcowską fortecę wznoszącą się na wzgórzu ponad ulicami. Królewski sztandar z walczącym białym niedźwiedziem na niebieskim tle był doskonale widoczny, wygładzony przez chłodną bryzę i powiewający w powietrzu, jakby prowadził szarżę kawalerii króla Redroughta.

Thirrin spięła konia. Otrząsnęła się już z szoku po walce i nie mogła się doczekać, kiedy opowie ojcu o wilkołaku. Przegalopowali przez równinę, wzbijając chmury pyłu na suchej drodze, i wkrótce wjechali w bramę miasta, po czym zaczęli się wspinać główną ulicą. Był dzień targowy, więc wieśniacy z otaczających miasto wiosek i gospodarstw tłoczyli się w kramach wzdłuż ulic, sprzedając wszystko: od jarzyn i serów po jajka i świeże mięso. Było gorąco; roje much unosiły się nad krwią i podrobami, aż koń Thirrin zaczął kręcić się i parskać, kiedy powoli przeciskali się przez tłum.

– Miejsce dla księżniczki! – zawołał jej towarzysz, napierając na ludzi i rozpychając ich. Niektórzy z wieśniaków, rzadko przybywający do miasta i nieprzywykli do widoku osób z królewskiego rodu, gapili się na przejeżdżającą Thirrin. Niektórzy nawet cisnęli się do przodu, aby dotknąć rąbka jej tuniki albo butów do konnej jazdy, jakby to były jakieś święte przedmioty. Zawstydzało ją to bardzo, więc natychmiast poluzowała tarczę i trzymała ją na ramieniu, chowając się za maską swojej pozycji.

– Księżniczka! To księżniczka! – szept unosił się wśród tłumu wieśniaków. Thirrin żałowała, że nie ma na głowie hełmu zamiast prostej misiurki, którą zwykle zakładała na polowania. Hełm miał przynajmniej osłonę nosa zakrywającą część twarzy. Teraz mogła jedynie mieć nadzieję, że tłum brał jej rumieńce za zwykłą karnację wojownika.

W końcu dotarła do zewnętrznej bramy górnego miasta, a gwardziści na warcie zatrzymali ją zgodnie z regulaminem.

– Kto pragnie wjechać w obręb królewskiej domeny? – zapytali formalnie.

Thirrin wpatrywała się w nich z niemą dumą, czekając, aż jej towarzysz odpowie za nią.

– Królewska córka i dziedziczka, Księżniczka Thirrin Freya Silnoręka Lindenshield.

Gwardziści wyprężyli się na baczność i Thirrin wjechała do zamku. Gdy tylko przemierzyła wielki dziedziniec, zsiadła z konia, puszczając wolno wodze – wiedziała, że stajenny zajmie się zwierzęciem. Następnie pomaszerowała ku Wielkiej Sali fortecy swojego ojca.

Kiedy już znalazła się w sklepionym przejściu, zatrzymała się na moment, żeby pozwolić oczom przyzwyczaić się do przyćmionego światła. Powoli z mroku wynurzały się potrzaskane tarcze dawno nieżyjących huskarlów – zawodowych wojowników – i sztandary z dawnych wojen, a ona ruszyła dalej.

Kamienna posadzka zdawała się rozciągać w ukrytą w mroku nieskończoność, ale gdzieniegdzie niewielkie wysepki światła rozlewały się na zwietrzałych kamieniach: słońce wpadało tu przez otwory dymne w dachu. Na końcu sali dostrzegała już podwyższenie, na którym stał tron z czarnego dębu. Jego podłokietniki wyrzeźbiono w kształt przednich kończyn niedźwiedzia, a nogi w smocze łapy. Nad tronem wisiał bitewny sztandar Icemarku: stojący niedźwiedź polarny z wargami wykrzywionymi w złowrogim warczeniu i z wyciągniętymi przed siebie pazurami. Ten sztandar towarzyszył ojcu Thirrin, kiedy wreszcie pokonał armię Króla i Królowej Wampirów w bitwie pod Wilczymi Skałami.

Tron był pusty, więc kiedy Thirrin dotarła do podwyższenia, szybko przeszła na jego tył i schyliła głowę, żeby wejść w niskie drzwiczki. Za nimi znajdował się niewielki przytulny pokoik, w którym Król Redrought Silnoręki Lindenshield, Niedźwiedź Północy, potężny wojownik i mądry władca, moczył nogi w wielkiej miednicy z wodą. Siedział rozparty na fotelu pełnym miękkich poduszek. Miał zamknięte oczy. Thirrin wiedziała jednak, że nie śpi, ponieważ nie chrapał, a niewielki zasuszony człowieczek właśnie przestawiał swoją figurę na szachownicy.

– Znowu oszukujesz, Grimswald! – warknął król.

– Och, doprawdy? Na pewno nieumyślnie. Musiałem się pomylić. Zaraz cofnę gońca, dobrze? – odparł stary człowieczek piskliwym głosem.

Redrought otwarł zaczerwienione oko i spojrzał z wściekłością na Grimswalda.

– Tak, już cofam gońca – oznajmił tamten.

W tej samej chwili król dostrzegł córkę.

– Ach, Thirrin! Wejdź, wejdź! Możesz dolać wody do miednicy? Moje nagniotki mają się dziś wyjątkowo źle. – Ruchem głowy wskazał stojący na piecu sagan, w którym bulgotała woda. Thirrin posłusznie przeszła przez pokój, podniosła naczynie i dolała gorącej wody do miednicy.

– Najpierw zimnej! – ryknął Redrought, szybko wyciągając stopy z wody i rozchlapując jej większość po podłodze.

– Przepraszam – odparła uprzejmie Thirrin, po czym zmieszała zimną i gorącą wodę w wielkim dzbanie, zanim wlała ją do miednicy.

– No, dużo lepiej! – zadudnił Redrought.

Król sprawiał wrażenie, jakby zawsze ryczał, dudnił lub krzyczał, niezależnie od humoru. Nikt się tym jednak zbytnio nie przejmował – przynajmniej nie musiał się powtarzać.

Rozłożył się ponownie na poduchach, a Thirrin zauważyła, że wielka ruda broda, która rozlewała się po jego piersi niczym ogień w górskim lesie, zaczęła się kołysać i skręcać. Księżniczka z fascynacją patrzyła, jak pojawia się tam malutki pręgowany łebek. I mruga do niej.

– Och, Primplepuss, tu jesteś! – zawołał król, chwytając kotkę w wielkie sękate dłonie. – Wydawało mi się, że cię wcześniej widziałem. Muszę pamiętać o czesaniu brody, zanim położę się spać. Nie chcielibyśmy, żebym cię zgniótł, prawda?

Primplepuss miauknęła cicho w odpowiedzi, a Redrought spoglądał na nią z czułością, kiedy zabrała się za lizanie łapki.

– Ojcze, mam ważne wieści – odezwała się Thirrin, uznając, że może uda się jej odciągnąć jego uwagę od kotki.

– To doprawdy musi być ważne, Grimswald – oznajmił Red­rought w kierunku starca. – Ona nazywa mnie „ojcem” tylko wtedy, kiedy coś zbroiła albo grozi nam jakaś katastrofa.

– Niczego nie zbroiłam, ojcze.

– W takim razie co się stało?

– Dziś rano walczyłam w lesie z wilkołakiem.

– Wilkołakiem, hę? Ale nie jesteś ranna, prawda? – zapytał, chwytając ją za ręce i poddając je dokładnym oględzinom. Pokręciła głową, a po paru minutach starannego sprawdzania król pokiwał głową i ciągnął: – Cóż, nie możemy pozwolić wilczemu ludowi zadomowić się tutaj, prawda? Gdzie dokładnie go widziałaś? No i zabiłaś go?

– Zaraz za Przylądkiem, w pobliżu Czarnego Szczytu. I nie, nie zabiłam go. Jest ranny w lewe ramię, no i nieźle skopany przez konie.

– To nic dla wilkołaka. Muszę wysłać tam patrol.

– Tak! – zgodziła się Thirrin, podnosząc wzrok. Oczy jej się świeciły. – Ale najpierw muszę cię o coś zapytać, tato. – Urwała, usiłując zebrać myśli. – Czy… czy wilkołaki mogą czuć i myśleć? To znaczy tak jak ludzie. I czy one mogą… rozumieć, że my mamy… och, no nie wiem, myśli i uczucia, i życie, którego nie chcemy stracić?

Redrought milczał w zamyśleniu. Większość życia spędził na walkach z wilczym ludem i innymi stworzeniami spoza północnej granicy. Nigdy nie miał ani czasu, ani chęci, żeby się zastanawiać, czy te istoty myślą o czymkolwiek. Był jednak dobrym królem, a także człowiekiem dość bystrym, żeby się zorientować, że za pytaniami jego córki musi kryć się coś ważnego.

– Dlaczego pytasz? Co się stało?

Thirrin wzięła głęboki oddech.

– Ten wilkołak mógł mnie dziś zabić, ale nie zrobił tego. Rozbroił mnie i mógł mi rozszarpać gardło. Ale kiedy uderzyłam go pięścią w nos i powiedziałam mu, żeby nie zwlekał, on powstrzymał się i pozwolił mi odejść. A ja nie rozumiem dlaczego. Skoro wilczy ludzie nie potrafią myśleć ani czuć, dlaczego darował mi życie?

Redrought nie miał pojęcia, ale w tej chwili nic go to nie obchodziło. Czuł po prostu ogarniającą go ogromną ulgę. Nagle chwycił córkę w niedźwiedzi uścisk, który sprawił, że straciła oddech prawie tak jak wtedy, kiedy przygniótł ją do ziemi wilkolud.

– Nie będziesz więcej tak ryzykować! Słyszałaś!? – ryknął, ponieważ świadomość, że jego córka mogła tak łatwo zginąć, dołożyła się do jego gniewu.

– Ależ tato, ja nie ryzykowałam. Wilkołaki nie zapuszczają się zazwyczaj w nasze lasy. Skąd miałam wiedzieć, że on tam będzie?

Redrought wiedział, że to prawda, ale nie poprawiało to jego humoru. Wypuścił Thirrin z uścisku i ciężko usiadł.

– Wyślę natychmiast pełny patrol.

– A ja go poprowadzę.

– O nie, moja panno. Moja córka i dziedziczka zostanie bezpiecznie w zamku. Niech inni gorliwcy się zasługują – odparł twardo Redrought.

– Przecież będę musiała zaprowadzić ich we właściwe miejsce. Nikt poza mną nie wie, gdzie to było.

– Oprócz twojego towarzysza – podpowiedział król triumfalnym tonem.

– Oprócz mojego towarzysza – musiała niechętnie przyznać Thirrin.

– Doskonale! Grimswald, wezwij kapitana gwardii. Musisz podać mu szczegóły, Thirrin, a potem biegiem na lekcję. Dziś geografia, jeśli się nie mylę.

Grimswald gwizdnął ku drzwiom na gwardzistę, który wmaszerował z brzękiem zbroi.

– Kapitanie Edwaldzie. Księżniczka doniosła o obecności wilkołaka w pobliżu miasta. Wypytaj ją i wyślij patrol! – ryknął król, głaszcząc delikatnie Primplepuss. Kotka zmrużyła oczy na ryk Red­roughta, a kiedy Thirrin odeszła wraz z kapitanem, otarła pręgowany pyszczek o ogromny palec króla, łaskoczący ją w policzek.

Thirrin była wściekła. To ona powinna poprowadzić patrol w celu odnalezienia wilkołaka, a nie ten dzieciak! I nie chodziło tylko o to. Patrol zapewne zabije wilkołaka, gdy tylko go znajdzie, a ona nie czuła się z tym dobrze. Nie potrafiła zapomnieć, że potwór mógł bez trudu ją zabić, gdyby tylko chciał, nie potrafiła też zapomnieć, jak on komicznie ukłonił się jej i jak się roześmiał, zanim odbiegł. Maszerowała teraz gniewnie przez mroczny korytarz ku komnacie swojego nauczyciela, ukazując się w nagłych rozbłyskach słońca pod oknami niczym żądna pomsty bogini wojny.

Kiedy znalazła się pod drzwiami komnaty, uderzyła w nie raz uzbrojoną pięścią i wpadła do środka. Maggiore Totus popijał właśnie z kubka zimną wodę i rozchlapał większość płynu na swoją czarną szatę, otwarcie okazując zaskoczenie. Ale jedno spojrzenie w błyszczące gniewem oczy Thirrin sprawiło, że zrezygnował z wszelkich uwag na temat dobrych manier, które przydają się nawet księżniczkom. Uśmiechnął się zatem przyjaźnie i skinął na nią, nakazując jej usiąść koło okna.

– Czy Wasza Wysokość nie czułaby się lepiej w sukni zamiast kolczugi? – zapytał, posługując się formalnym językiem niczym tarczą chroniącą go przed złym humorem Thirrin.

– Nie! – odwarknęła. Ale ustępując nieco, odpięła pas z mieczem i powiesiła go na oparciu krzesła. Zadaniem Maggiorego Totusa były starania, aby była tak dobrze wykształcona, jak przystało następczyni tronu Icemarku. Ale ją interesowały wyłącznie lekcje z nauczycielami jazdy konnej i walki. Wszystkie inne sprawiały, że czas ciągnął jej się leniwie, a ona doskonaliła sztukę wpatrywania się w książki, podczas gdy jej myśli biegały po równinach lub też żeglowały po szarych morzach Icemarku.

Teraz, kiedy Maggiore Totus przeglądał swoje notatki, pozwoliła myślom odpłynąć ponownie, wyobrażając sobie, że podróżuje na jednej z ogromnych sów śnieżnych, które żyły na zimowym lodzie. Z punktu obserwacyjnego na szerokim białym grzbiecie sowy widziała góry zwane Wilczymi Skałami wznoszące się stromo z północnej równiny, strzelające poszarpanymi turniami niczym zębami ku zimnemu niebieskiemu niebu, podczas gdy na południu szczyty znane jako Tańczące Panny wznosiły się łagodnymi stokami nad horyzontem, a następnie zstępowały powoli jako niskie zielone wzgórza ku ziemiom imperium Polipontu. Maggiore twierdził, że ta dziwaczna nazwa oznacza „o wielu mostach” i odnosi się do wielkiej liczby rzek, które przepływają przez te bogate zielone ziemie.

Z wysokości wyobrażonej śnieżnej sowy widziała te rozliczne rzeki płynące przez imperialne ziemie niczym cienkie srebrne nitki naszyte na wspaniałą zieloną tkaninę, haftowaną w regularne wzory pól uprawnych oraz ciemne plamy lasów, bagien i pastwisk. Następnie poleciały nad miastami tego bogatego południowego kraju, nad rozciągającymi się pod nią ulicami z szarego kamienia. Miasta rozrosły się tak, że wykroczyły poza mury i groziły zielonym terenom ciemnymi fabrykami wyrzucającymi na wiele stóp w powietrze dym, jednocześnie napełniając skarbiec państwowy złotem. Dzięki temu bogactwu Polipont zbudował ogromną armię, która w ciągu wielu lat podbiła wielkie imperium, rozciągające się poza granice wiedzy Thirrin i we wszystkie strony świata. Tą armią dowodził straszliwy generał Scypion Bellorum, który nigdy nie przegrał żadnej wojny i wygrał wszystkie osobiście dowodzone bitwy.

Sowa z Thirrin leciała teraz nad ulicami miast imperium. Widziała tam ludzi. Niektórzy byli bogato ubrani i poruszali się z pewnością siebie, która zapewniała im łatwe przejście wśród tłumów wypełniających ulice. Wielu wyglądało na żołnierzy, gotowych bić się i umierać w wojnach prowadzonych przez imperium. Większość jednak nosiła łachmany, a niemało z nich było niewolnikami przypisanymi do fabryk produkujących broń potrzebną armii w walkach prowadzonych w odległych krainach.

Tak wyglądała rzeczywistość w imperium. Ludzi uważano tylko za narzędzia, którymi posługiwali się nieliczni rządzący tymi ogromnymi terenami. A jeśli Thirrin zastanawiała się kiedykolwiek, czy istniała naprawdę jakaś różnica w sytuacji wieśniaków w jej własnym kraju, mogła argumentować, że w Icemarku nikogo nie nazywano niewolnikiem i nie zmuszano do pracy w zatruwających powietrze i niszczących ziemię fabrykach. Fakt, że życie chłopa pańszczyźnianego na ziemiach jej ojca niewiele się różniło od losu niewolnika, nie zajmował jej. Ci ludzie przynajmniej mieszkali we własnych domach i jedli trochę z tego, co sami wyhodowali.

Teraz wyobrażona sowa zawróciła na północ, aż znalazły się ponownie nad Icemarkiem, a pod nimi pojawiły się lasy i pastwiska rozlewające się zielonym morzem wokół ufortyfikowanych wysp, jakimi były miasta. Tylko w zimie królestwo stawało się godne swojej nazwy i naprawdę było Icemarkiem: Lodową Marchią, białą i zamarzniętą od Wilczych Skał po Tańczące Panny przez siedem miesięcy w roku.

Maggiore Totus obserwował Thirrin wpatrującą się w nieokreślony punkt w przestrzeni i westchnął. Była najbardziej kłopotliwą uczennicą, z jaką kiedykolwiek miał do czynienia, ale też jedną z najzdolniejszych. Ta świadomość sprawiała, że nie rzucał posady królewskiego nauczyciela. Gdzieś w odległych zakamarkach włas­nego wybitnego umysłu pielęgnował nadzieję, że obudzi w tej wojowniczej księżniczce miłość do nauki i że pewnego dnia Icemark będzie rządzony nie tylko przez wojowniczkę, ale i uczoną.

Takie nadzieje wydawały się jednak odległe, a tymczasem nauczyciel postawił przed sobą zadanie przyciągnięcia na powrót jej uwagi.

– Myślę, że odłożymy na razie lekcję o głównych źródłach dochodów na Południowym Kontynencie i skupimy się zamiast tego na topografii ważnych pól bitew.

Thirrin mruknęła coś pod nosem i przytaknęła. Humor poprawił się jej nieznacznie, a największym zaskoczeniem okazało się to, że lekcja naprawdę się jej spodobała.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: