Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Księga Wszechrzeczy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Listopad 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Księga Wszechrzeczy - ebook

„Piętnaście lat temu Biały Książę rzucił, na Międzyziemie trzy wszechpotężne klątwy, by przechwycić Księgę Wszechrzeczy, zawładnąć trzema wymiarami i stać się półboską istotą . Od tej pory świat pogrążył się w mroku, a jego mieszkańcy, na mocy jednej z klątw stracili swe człowieczeństwo, przestali mówić, tworzyć i kochać. Ale nadszedł czas odkupienia, Księga Wszechrzeczy wyznaczyła wybrańców…Czy czwórka nastolatków zdoła spełnić żądania księgi? Czy podejmie walkę o ocalenie Międzyziemia?

Dwie międzyziemskie wieże przeobraziły się w zgliszcza, zdewastowane czarnoksięską zagładą. Pozostała tylko jedna, wieża rodu Gasparow. „Ale z czasem nadejdą dni, kiedy białomagiczne zaklęcie, zacznie słabnąć, a wieża będzie ulegać stopniowej degradacji. I jeśli klątwy Białego Księcia nie zostaną zdjęte, wieża przemieni się w proch, a Święte Drzewo na zawsze straci swą moc, po czym przepadnie wraz z całym Międzyziemiem.”


Zanurz się w magicznych wersetach Księgi Wszechrzeczy, odkryj nieznane dotąd przestworza międzyziemskiego świata i razem z bohaterami powieści zdejmij klątwy Białego Księcia! Odkryj świat, którego jeszcze nikt nie odkrył! Poznaj historię, o której jeszcze nikt nie słyszał! Przeczytaj księgę, jakiej jeszcze nie czytałeś! A gdy słowa wedrą się do twego umysłu klątwa ustąpi…Zło przegra walkę o twoją duszę…



V.G. Soque
Urodziła się w Międzyziemiu, w hrabstwie Ardenii, w mieście Navar. Gdy miała cztery lata wybuchła Wojna Teodozjuszy,  która ogarnęła całą krainę. Tuż przed rzuceniem klątw przez Białego Księcia rodzice autorki, wraz z innymi czarodziejami wyemigrowali do krajów Europy Zachodniej i Środkowej. Obecnie V.G.Soque mieszka we Francji w okolicach Clermont-Ferrand. Jej pasją są podróże, także te po nieznanych wymiarach i nadrealnych rzeczywistościach. Uwielbia muzykę klasyczną, zwłaszcza utwory Fryderyka Chopina oraz dzieła operowe, baletowe i symfoniczne Piotra Czajkowskiego. W wolnym czasie najczęściej opisuje losy Międzyziemia, czyta książki i wędruje po górach.


Monika Pitas
Urodzona w pierwszym roku Wojny Teodozjuszy, podobnie jak autorka książki wyemigrowała wraz z rodzicami do niemagicznego wymiaru. Już jako dziecko uwielbiała malować międzyziemskie pejzaże, znając je zaledwie z opowieści rodziców. W niemagicznym świecie ukończyła plastyczne liceum, a obecnie studiuje grafikę na jednym z europejskich uniwersytetów. Jej pasją jest fotografowanie, szczególnie dzikiej przyrody, a także piesze wyprawy do lasu, w poszukiwaniu odgłosów natury i magicznych miejsc w zupełnie niemagicznym świecie.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63080-34-1
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

V. G. Soque

urodziła się w Międzyziemiu, w hrabstwie Ardenii, w mieście Navar. Gdy miała cztery lata wybuchła Wojna Teodozjuszy, która ogarnęła całą krainę. Tuż przed rzuceniem klątw przez Białego Księcia rodzice autorki, wraz z innymi czarodziejami wyemigrowali do krajów Europy Zachodniej i Środkowej. Obecnie V. G. Soque mieszka we Francji w okolicach Clermont-Ferrand. Jej pasją są podróże, także te po nieznanych wymiarach i nadrealnych rzeczywistościach. Uwielbia muzykę klasyczną, zwłaszcza utwory Fryderyka Chopina oraz dzieła operowe, baletowe i symfoniczne Piotra Czajkowskiego. W wolnym czasie najczęściej opisuje losy Międzyziemia, czyta książki i wędruje po górach.

ROZDZIAŁ 1 NIESPODZIEWANY WYJAZD

Zapadał zmierzch. Ciemnoszare sylwetki śnieżnych płatków wirowały szaleńczo w mroźnej przestrzeni. Jedne pokrywały puchową kołderką dachy domów i kamienic, inne ubierały w skrzący biały kostium konary drzew. Jeszcze inne opadały spokojnie na szybę domu państwa Książkowskich. A przemieniając się rychło w krystaliczną ciecz, kończyły swój żywot w czarnych oczach siedzącej na parapecie obserwatorki.

– Luizo! Luizo! – zza zamkniętych drzwi do salonu rozległ się zniecierpliwiony głos matki. – Luizo gdzie jesteś?

Dziewczyna pospiesznie zeskoczyła z parapetu, gdy matka nacisnęła klamkę.

– Wszędzie cię szukam! Co robisz? – zapytała, wchodząc do pokoju i stając na środku dywanu. Ciemne włosy pani Emilii Książkowskiej opadały sprężystymi lokami na ramiona, a ciemne, bystre oczy wpatrywały się w zmieszaną córkę.

– No… No… W sumie… Tak tylko siedzę – wyjąkała piętnastolatka, a na jej bladym policzku pojawił się rumieniec.

– Lektury przeczytane? – zapytała kobieta podpierając boki.

– Noooo nie.

– W takim razie marsz do pokoju! – rozkazała. – Przecież macie z Julią sprawdzian po świętach. Jak chcecie go dobrze napisać skoro nic czytacie? – Spojrzała z politowaniem na córkę.

– Właśnie, że czytamy! – Zacisnęła pulchne pięści dziewczyna, kierując się w stronę drzwi.

Na czole kobiety pojawiła się sieć zmarszczek.

– Tylko, co! Gazety dla nastolatek! – nie dawała za wygraną matka, coraz bardziej podnosząc głos.

– Właśnie, że nie! – przekonywała Luiza.

– No tak! Ty gapisz się w okno, Julia ogląda telewizję…

– Czy ty musisz zawsze ze wszystkiego robić problem! – rzuciła Luiza, machając rękoma. Po czym wybiegła z pokoju, kierując się w stronę drewnianych schodów.

Pani Emilia wzięła głęboki oddech, odwracając się na pięcie.

– Do kolacji chcę widzieć przeczytane przynajmniej trzy rozdziały! – rozkazała, stając na progu pokoju. – Przepytam was obie dokładnie! – zapewniła, wychylając głowę zza futryny.

Luiza złapała się poręczy krzycząc.

– Do szóstej na pewno nie zdążę!

– Dziś kolacja będzie o piątej!

– To jeszcze lepiej! – prychnęła ze złością nastolatka. – Nienawidzę czytać! Nienawidzę książek! – warczała dziewczyna wchodząc po schodach, które skrzypiały pod jej stopami.

Trzaskając drzwiami weszła do prześlicznie urządzonego pokoju siostry. Na wprost drzwi znajdowało się okno przyozdobione śnieżnobiałą firanką i zasłonami w kolorze lawendy. Po prawej stronie stała różowa sofa i biała szafa, a po lewej biurko i regał z kosmetykami.

– Znowu się kłóciłyście? – zapytała Julia, nie podnosząc swych błękitnych oczu znad cieniutkiej książeczki, którą czytała.

– Taa… – westchnęła. – A ty, co robisz? Chyba mi nie powiesz, że czytasz, bo nie uwierzę! – Spojrzała z pogardą na siostrę, siedzącą przy biurku.

– Czytam! Czytam! Ale opracowanie. I matka daje mi spokój.

– Wzruszyła ramionami, na które opadały jasne blond loki.

– Schodzisz na psy – stwierdziła z pogardą Luiza, po czym opadła na różową kanapę. – Tak się poświęcasz, a matka i tak myśli, że oglądasz telewizję.

Wbijając łokieć w oparcie kanapy, przekręciła się niezgrabnie na sofie, która skrzypnęła boleśnie. A następnie ku przerażeniu siostry położyła pięty na miękkim, atłasowym podgłówku.

– Ej! Zabieraj te brudne buciory z mojej kanapy! – krzyknęła Julia, podrywając się gwałtownie i czyszcząc ręką różowy tapczan.

Luiza prychnęła, patrząc na siostrę z ironicznym uśmieszkiem.

– Masz jakąś obsesję. To się wyczyści!

Choć Julia i Luiza były bliźniaczkami, różniło je prawie wszystko. Luiza była brunetką o przebiegłym spojrzeniu, zadartym nosku i postrzępionych czarnych krótkich włosach. Zawsze ubrana na czarno, z przewiązaną na szyi arafatką. Jej nadgarstki ozdobione były kolczastymi bransoletkami, a uszy miała przebite kolczykami z trupimi czaszkami. Poobgryzane paznokcie malowała czarnym lakierem, a zewnętrzną cześć dłoni tatuowała henną. Czasami nosiła czerwoną opaskę na włosach, która dodawała jej nieco dziewczęcości i łagodziła ponury wygląd. Była uparta i małomówna, czasami złośliwa i prześmiewcza wobec rodziny i rówieśników. Gderliwa i zamknięta w sobie Luiza nie miała zbyt wielu przyjaciół. Jej paczkę stanowiło grono kilku starannie wyselekcjonowanych przyjaciółek i kolegów. Gdy coś ją dręczyło, zamykała się na całe popołudnia w swoim oblepionym plakatami, zaśmieconym pokoju, by rozładować napięcie grą na komputerze lub partią szachów rozgrywaną ze samą sobą.

Julia z kolei sprawiała wrażenie spokojnej i delikatnej. Ale to były tylko pozory. Tak naprawdę dziewczyna miała gwałtowny temperament połączony z wesołym, towarzyskim usposobieniem, które zjednywało jej przyjaciół. Była pyskata i impulsywna, wiecznie kłóciła się z matką i siostrą. Bezkompromisowa i władcza, nie uznawała sprzeciwu. Potrafiła jednak łatwo nawiązywać nowe znajomości i podlizywać się nauczycielom. Obdarowana przez naturę anielską urodą, uważała się nieskromnie za największą piękność w okolicy. Jej jasne, długie blond loki idealnie współgrały z alabastrową cerą, kształtnym nosem i błękitnymi niczym niezapominajki oczami. Czerwone, zgrabne usta, odziedziczone po matce, kontrastowały z lśniącymi, drobnymi ząbkami. Nie znosiła spodni i sportowych butów, hołdując szpilkom i sukienkom. Codziennie wkładała na siebie coś innego. Buty zawsze dopasowywała do torebki, kolor bluzki do koloru spódnicy. Pedantycznie dbała o dłonie, włosy i cerę, spędzając przed lustrem długie godziny. W przeciwieństwie do siostry była próżna i łasa na komplementy.

Było jednak coś, co łączyło córki państwa Książkowskich. A mianowicie nienawiść do książek i szkoły. Obie nastolatki wolały spędzać czas na wagarach, szkolnych imprezach i przetrząsaniu galerii handlowych, nie przejmując się zupełnie nadchodzącym egzaminem gimnazjalnym ani walką o dostanie się do dobrego liceum. Zamiast lektur wolały kolorowe gazety dla nastolatek pełne plotek i plakatów przystojnych gwiazdorów show biznesu. Opera i teatr jawiły im się jako staromodne imprezy dla staruszek i sztywniaków. Ponadto maszyna do pisania, którą posługiwał się ich ojciec, w oczach bliźniaczek była jedynie reliktem minionego stulecia. W nowoczesnym świecie wszyscy przecież posługują się komputerami.Po krótkiej drzemce na miękkiej sofie, Luiza podniosła się, poprawiając czarny, szeroki sweter.

– Mama jest podenerwowana! Zauważyłaś?

Julia przerwała malowanie paznokci, machając gwałtownie rozczapierzonymi palcami, by lakier szybciej wysechł.

– Taa… Może coś z tatą? Może został ranny w Darfurze? – snuła domysły Julia.

– Nawet tak nie myśl! – upomniała ją siostra, marszcząc brwi, które swym kształtem przypominały teraz matematyczne znaki mniejszości i większości.

Złote światło świec wymykało się przez uchylone drzwi salonu, kładąc się jasnymi smugami na ścianach przedpokoju. W całym domu unosił się apatyczny zapach bigosu i zupy grzybowej przyrządzonej przez panią domu, która wraz z córkami zasiadła do kolacji.

Ciszę panującą tego wieczoru podczas posiłku przerywał tylko szczękot sztućców i wiatr, który świszczał na zewnątrz, wdzierając się przez szpary okien do domu.

Pani Emilia pierwsza skończyła posiłek, odkładając sztućce na talerz. Spojrzała badawczym wzrokiem na córki, opierając nadgarstki o kant stołu.

– Yhm! – chrząknęła, chcąc zwrócić uwagę córek.

Julia i Luiza czuły, że coś się święci, że matka ma im coś ważnego do powiedzenia. Tak długie milczenie było całkowicie nienaturalne z jej strony. Pani Emilia była bowiem niezwykle gadatliwą osobą. Zazwyczaj podczas kolacji prowadziła z córkami nudne wychowawcze rozmowy, wypytując o wszystko, co robiły w ciągu dnia. Choć niejednokrotnie krzyczała na bliźniaczki za ich lekkomyślność i niezdyscyplinowanie, to jednak nigdy na jej twarzy nie pojawił się cień smutku. Zawsze niezwykle energiczna i pełna optymizmu, teraz wydawała się przygaszona i przytłoczona jakimś niewidzialnym ciężarem.

W głowach dziewczyn plątały się różne czarne myśli i scenariusze. Obie myślały o tym, czy czasem mama nie dowiedziała się o ich zeszłotygodniowej ucieczce ze szkoły, albo o szalonych zakupach w galerii handlowej, podczas których wydały niemal całe swoje miesięczne kieszonkowe, świeżo otrzymane od matki.

Pani Emilia, spojrzała badawczym wzrokiem na córki, które jadły z zapałem gorący bigos, udając, że nie czują na sobie wzroku matki.

– Yhm! – chrząknęła ponownie pani Emilia, próbując skupić uwagę córek.

– Cośśś… Coś się stało? – zapytała niepewnie Julia, goniąc widelcem czarną kulkę pieprzu.

Luiza przełknęła z trudem ślinę. Była pewna, ze za chwilę obie z siostrą dostaną ostrą reprymendę od matki za swoje ze-szłotygodniowe wyskoki. Już w myślach liczyła się ze szlabanem na komputer, telewizor i kieszonkowe.

– Muszę wam o czymś powiedzieć – oświadczyła w końcu pani Emilia. Skrzyżowała dłonie, podpierając nimi brodę i zerkając smutnym spojrzeniem raz na jedną, raz na drugą córkę. Widać było, że wyraźnie coś ją nękało. Zebrała myśli, zacisnęła wargi, wzdychając. – Ojciec został ranny w Darfurze! – wyrzuciła z siebie jednym tchem kobieta. Jej czarne oczy zaszkliły się od łez.

– Jak to ranny? Co z nim? – wypytywały bliźniaczki.

Na twarzach obu dziewczyn malowało się zaskoczenie pomieszane z przerażeniem. Były wprawdzie przyzwyczajone do długich, dziennikarskich podróży ojca po najniebezpieczniejszych zakątkach świata, aczkolwiek zawsze wracał z nich cały i zdrowy.

To, co się wydarzyło było dla nich kompletnym zaskoczeniem.

W ich głowach szamotały się najczarniejsze scenariusze oraz mnóstwo pytań do matki, których nie miały odwagi zadać.

Kilka tygodni temu przed wyjazdem ojca, rodzice pokłócili się o jego kolejną misję reporterską. Tym razem miał przygotować film o wojnie w Darfurze, gdzie toczą się walki między arabskimi wojownikami zwanymi Dżandżawidami a niearabskimi mieszkańcami tego rejonu. Pani Emilia miała pretensje do męża, że ciągle nie ma go w domu, że nieustannie naraża życie, że gdy wraca pisze całymi dniami książki, nie interesując się w ogóle rodziną. W dodatku miała złe przeczucia, co do tego wyjazdu. Czuła, że tym razem coś się wydarzy, coś złego. Z telewizji raz po raz dobiegały informacje o ofiarach krwawych mordów, o kryzysie humanitarnym, o bezsilności żołnierzy międzynarodowych dywizji stacjonujących w tamtejszym regionie. Nie mieściło jej się w głowie, że w tę piekielną otchłań ma pojechać jej mąż.

Julia poderwała się gwałtownie z krzesła, podbiegając do matki, by kucnąć przy jej boku i przytulić się. Pani Emilia objęła córkę drżącą, dłonią.

Luiza zaś siedziała naprzeciwko matki i siostry, bacznie się im przyglądając. Czuła w sobie ogromne napięcie. Ale nie potrafiła wybuchnąć płaczem jak siostra czy matka. Była powściągliwa, starając się nie okazywać emocji.

– Nie wiem… Nnie wiem jjak to się stało… Nie znam szczegółów – szlochała kobieta, ocierając łzy serwetką.

– Chcesz tam pojechać? – zapytała Luiza z opanowaniem w głosie.

Pani Emilia spojrzała na córkę ze zdziwieniem. Planowała ten wyjazd od chwili, kiedy tylko dostała wiadomość od redakcyjnego kolegi męża o tym straszliwym zdarzeniu. Ale nie zwierzała się z tych planów córkom. Czyżby Luiza umiała czytać w jej myślach?

– Tak. – zawiesiła na chwilę głos kobieta, nie mogąc przestać płakać – Chchccemyy z bbabcią Alicją tam ppojechchać. Ja. juttro wyllattujemy! – oznajmiła, szlochając.

Luiza już chciała zadać kolejne pytanie, ale postanowiła poczekać aż matka i siostra trochę się uspokoją.

Myślami wracała do momentów, kiedy ojciec był w domu. Zamykał się wtedy w swym małym, wiecznie zadymionym od dymu kubańskich cygar, gabinecie na poddaszu. I pisał. Pisał otoczony mnóstwem książek stojących na regałach, wałęsających się po wyblakłym dywanie, leżących na parapecie i szerokim, starym, dębowym biurku.

W rogu pokoju stał adapter, z którego płynęły piosenki Edith Piaf – ulubionej śpiewaczki ojca – zawsze, gdy pisał słuchał jej utworów, racząc się raz po raz szklaneczką whisky. Na ścianach wisiały portrety w złotych ramach, przedstawiające pradziadków dziewczynek. Mała żarówka zwisająca z sufitu i lampa stojąca na biurku rozświetlały nieco ponure wnętrze gabinetu.

Pan Edward nikomu nie pozwalał wchodzić do swej pisarskiej pracowni poza Luizą. Tylko ona mogła siedzieć na starym krześle z bladozieloną poduszką i oparciem, by przyglądać się pracy ojca.

Nie przeszkadzał jej wtedy, ani duszący dym, który unosił się w powietrzu niczym mgła, ani hałas wydawany przez ponad trzydziestoletnią maszyną do pisania, ani przestarzałe piosenki francuskiej śpiewaczki. Uwielbiała te bezcenne chwile spędzane z wiecznie zapracowanym ojcem.

Pani Emilia po raz kolejny otarła łzy, chcąc się uspokoić. Ale ciężko było jej opanować negatywne emocje, które gromadziły się w niej od samego rana, kiedy to zadzwonił telefon, by przekazać straszliwą wiadomość.

Julia usiadła na krześle obok niej, wydmuchując nos. A Luiza uznała, że to dobry moment, aby zapytać matkę, o to czy jadą razem z nią do Afryki, co było bardzo mało prawdopodobne, czy może zostają w domu same na święta i sylwestra. Co było z kolei kuszącą perspektywą.

– A co z nami, mamo? – zapytała ściszonym głosem.

Pani Emilia prawie natychmiast przestała szlochać, wbijając wzrok w spokojną, pucołowatą twarz córki. Nie mogła uwierzyć w to, że Luiza może być tak spokojna i opanowana w obliczu takiego nieszczęścia. Nie zauważyła na jej twarzy niemal żadnych emocji, co wzbudziło w niej siłę do zdecydowania, dokąd pośle dziewczynki.

– Postanowiłam, że pojejedziecie – zanosiła się jeszcze momentami kobieta, prostując fałdy sukienki drżącą dłonią – do ciotki Kunegundy do Francji.

– Co? – poderwały się niemal jednocześnie dziewczyny, nie dowierzając słowom matki.

– Chyba nie mówisz poważnie? – Wykrzywiła gniewnie twarz Julia. Jeszcze przed chwilą chlipała na kolanach matki, a teraz na wysoko podniesionym czole dziewczyny rysowały się groźne marszczenia. – Dlaczego mamy jechać do tej wariatki? Ty chyba zwariowałaś? – krzyknęła z nieukrywaną złością.

Luiza założyła ręce na piersi, czekając na rozwój wydarzeń. Starała się uspokoić, choć wewnątrz rozsadzała ją złość, której nie chciała pokazać zrozpaczonej matce. Huśtała się, więc na krześle i cmokała nerwowo ustami, tępo wpatrując się w stół.

Bezczelny ton córki spowodował, że w pani Emilii coś drgnęło. Zacisnęła zęby, zmarszczyła brwi, napięła palce dłoni do granic możliwości, niczym przeciągający się kocur. Wstała z krzesła, spoglądając z góry na córkę.

Julia wiedziała już, że przeholowała, ale jej upór i duma nie pozwalały na to, by spuścić z tonu. Stała przed matką, mierząc ją wyzywającym wzrokiem, choć czuła jak mięśnie łydek zaczynają jej nerwowo drgać.

– Po pierwsze nie mów do mnie takim tonem. – Zacisnęła zęby kobieta, siląc się, by powstrzymać lawę złości, żalu, strachu i bólu, która w niej wrzała. – Po drugie pojedziecie do Francji i nie obchodzi mnie to, że nie znosicie starej ciotki Kunegundy.

Nastolatki patrzyły z lękiem, jak przez napiętą skórę skroni matki widać niewielką, błękitną i nerwowo pulsującą żyłkę.

– Po trzecie nie zostawię was samych w domu, ponieważ jesteście za młode, za głupie i kompletnie nie odpowiedzialne!

Julia i Luiza jednocześnie zastanawiały się czy matka ma na myśli ich ostatnie ekscesy.

– Jedziecie do Francji i bez dyskusji! Możecie już pakować walizki! – dodała na koniec ostro, dziwiąc się samej sobie, że zdobyła się na taką stanowczość, gdy jeszcze przed chwilą tonęła we łzach, nie mogąc powstrzymać ogarniającej ją rozpaczy i bezsilności.

Luiza wstała gwałtownie, aż krzesło, na którym siedziała odchyliło się wprzód i w tył. W jej sercu tlił się żal do matki oraz złość. Nie zgadzała się z decyzją matki, jednak nie miała w zwyczaju wszczynać awantur w przeciwieństwie do swej rodzonej bliźniaczki. Wybiegła, więc z pokoju z zaciśniętymi wargami i założonymi na piersi rękoma. Po chwili jej głośne tupanie po schodach rozległo się głośnym echem w przedpokoju i salonie.

Julia spojrzała na matkę z wyrzutem i złością.

– Jak mogłaś nam to zrobić? To będą najgorsze święta w naszym życiu – krzyczała, zalewając się łzami. – Ta stara wariatka będzie nam kazała uczyć się po całych dniach i czytać setki bezwartościowych, starych ksiąg! – żaliła się, drżąc na całym ciele.

– Zamknij się!

– Czy nie możemy jechać do babci Stasi, skoro babcia Alicja jedzie z tobą? Czy nie mogłabyś nas zostawić z wujkiem Pawłem i jego rodziną? Czemu mamy jechać do tej starej jędzy?

Pani Emilia dygotała pod wpływem szalejących w niej emocji.

– Zejdź mi z oczu! – Wskazała palcem drzwi. – Za godzinę macie być obie spakowane!

– Aaa…

– Bez dyskusji!

Julia tupnęła nogą, czmychając z obrażoną miną.

ROZDZIAŁ 2 ŚLEPA ULICZKA

Ciemne chmury zgromadzone nad malowniczymi, francuskimi miasteczkami całkowicie zasłoniły niebo. Granatowe kłęby zawisły złowrogo nad ziemią, przybierając przedziwne kształty. Tego dnia, śnieżnobiałe obłoki musiały ustąpić miejsca rzęsistym strugom spływającym z ponurej powały.

Gwałtowne burze oraz silne gradobicia przemierzały od kilku dni całą północną Francję wzdłuż i wszerz powodując ogromne szkody. W mediach, co chwila pojawiały się informacje o kolejnych ofiarach, ginących pod szczątkami zniszczonych przez huragany domów albo rażonych śmiertelnie piorunami.

Od rana w radiu i telewizji pogoda była tematem dnia. Dziennikarze i meteorolodzy przestrzegali kierowców, aby ostrożnie poruszali się po drogach. Prosili, by w miarę możliwości pozostać w domach, gdyż ciągłe gradobicia i szalejące burze zbierały nieustannie żniwo w postaci nowych ofiar. Po godzinie dziesiątej odwołano loty wszystkich samolotów, wprowadzając tym samym panikę na lotniskach. A samolot, którym leciały córki państwa Książkowskich był opóźniony o półtorej godziny i o mały włos, nie przerwał lotu we Frankfurcie. Tegoroczne święta zapowiadały się fatalnie.

Monotonne dudnienie ulewnego deszczu, rozbijającego się o żelazny dach samochodu oraz ponura sceneria krajobrazu towarzyszyły Julii i Luizie w drodze do domu ciotki.

Czerwony Volkswagen przebijał się przez ścianę deszczu, rozpryskując na boki głębokie kałuże i przedzierając się przez wartkie strumienie płynące po asfalcie.

Córka ciotki Kunegundy, Claudette, prowadziła samochód, gawędząc wesoło z Julią. Już w pierwszej chwili, gdy tylko spotkały się na lotnisku, znalazły wspólny język: moda, kosmetyki, imprezy. Luiza siedziała zaś na tylnym siedzeniu w milczeniu, marszcząc czoło i wzdychając lekceważąco na ciągłe „ochy” i „achy” siostry.

Claudette była piękną, około trzydziestoletnią kobietą. Szczupła, wysoka, ścięta na boba brunetka, poruszała się i mówiła z wielką gracją i wdziękiem. Miała duże zielone oczy skrywające niebywały czar i nutkę tajemniczości. Jej pełne, czerwone usta z wydatniejszą dolną wargą, zgrabny nos i idealna, jakby wyrzeźbiona sylwetka były piorunującą mieszanką niezwykłego wręcz piękna. Claudette swą niebywałą urodę podkreślała subtelnym makijażem, ubraniami w najmodniejszych fasonach i zmysłowym zapachem wyszukanych, francuskich perfum.

Po przejechaniu kilku skrzyżowań czerwony Volkswagen ven-to wjechał w krętą, brukowaną uliczkę. Niebo stało się jeszcze bardziej ciemne niż przed chwilą, choć deszcz przestał już prawie padać, przeobrażając się w drobną mżawkę.

Po prawej i lewej stronie wznosiły się stare, zniszczone domy. Jedne wysokie schowane za gołymi bezlistnymi drzewami i dziurawymi płotami, drugie zaś niskie oplecione szarą, jesienną winoroślą. Okolica zdawała się być wyludniona; nie szczekały psy, nikt nie przechadzał się wyboistymi chodnikami, dzieci nie bawiły się na placu zabaw. I to bynajmniej nie przez smętną pogodę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: