Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kuba i Mela dają radę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 sierpnia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Kuba i Mela dają radę - ebook

Drugi tom perypetii sympatycznego rodzeństwa, czyli tytułowych Kuby i Meli. Rodzice mało co rozumieją – to już wiemy. Posiadanie starszego brata/młodszej siostry (niepotrzebne skreślić) bywa uciążliwe. Ale każdy kolejny dzień to nowa przygoda i nawet jeśli czasem się ze sobą nie zgadzamy i kłócimy, to przecież i tak się kochamy. Pełna humoru i nie pozbawiona ironii książka o codziennym życiu i przygodach pewnej polskiej rodziny z obrazkami znanego satyryka, Henryka Sawki. Lektura nie tylko dla dzieci! Rekomendujemy również dorosłym, pod warunkiem, że potrafią zachować dystans do samych siebie.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-183-8
Rozmiar pliku: 7,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POCZĄTEK WAKACJI

Uwielbiam, kiedy zaczynają się wakacje. Mam na myśli ten dzień, kiedy wyjeżdżamy z Warszawy. Na ogół to jest tuż po zakończeniu roku szkolnego. Raz wyjechaliśmy nawet przed zakończeniem, no bo po prostu i tak nic ważnego się nie działo w szkole i rodzice postanowili, że wyjedziemy wcześniej i już. I nie było w szkole żadnego problemu, a tata odebrał świadectwo z sekretariatu w czasie wakacji. Tak było, kiedy skończyłam zerówkę. A teraz skończyłam pierwszą klasę i byłam na zakończeniu roku, sama odebrałam świadectwo. I dwa dni później wyjechaliśmy. Nad morze. Mama spakowała nas już dzień wcześniej, a tata wieczorem zniósł bagaże do samochodu, żeby rano nie tracić czasu, bo mieliśmy wyjechać około dziewiątej rano. Tata mówił, że wolałby jeszcze wcześniej, bo nad morze trzeba będzie długo jechać, ale mama zaprotestowała, że bez przesady, że dziewiąta wystarczy.

Leżałam już w łóżku i próbowałam zasnąć, ale nie było to łatwe, bo tata bez końca wychodził z bagażami i jeszcze głośno komentował i narzekał, że po co tyle tych tobołów. Chyba się bardzo zmęczył i spocił od tego noszenia, bo słyszałam, jak stęka w przedpokoju i wzdycha. Mój tata tak charakterystycznie wzdycha, jak mu się coś nie podoba. Wtedy trzeba przeczekać, najlepiej się nie odzywać i w końcu mu mija.

Rano było świetnie! Wstałam wcześnie, bo nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wyruszymy – lubię te nasze wspólne podróże samochodem, zwłaszcza na wakacje! Przygotowałam na podróż wszystkie moje ulubione misie i inne pluszaki, z Michaliną na czele – ona jest kapitalna. Jest rudobrązowa, miękka, średniej wielkości, taka idealna do spania i do podróżowania. Kiedyś mówiła, ale potem chyba baterie się skończyły i oczywiście nie mogę się doprosić rodziców, żeby wymienili te baterie. Więc kiedy jeszcze mówiła, to mówiła tak: „Jestem misio Rudy Pysio i chce mi się jeść, jest niedziela, zatem Mela pójdzie ze mną gdzieś.”

Oprócz Michaliny gotowych do podróży było jeszcze jedenaście pluszaków: Korneliusz (mały miś), Klara (blondynka, mała kicia), Ludwiczek (łaciaty pies, który cały czas mówi smętnie: „Cześć, jestem Ludwiczek, lubisz brukselkę?”), Śnieżka (konik biały i mały), I love you (czyli owieczka, która mówi: „I love you.”), Deru (małpka, która wiesza się na szyi), Aleks (piesek, który jest chłopakiem Klary), Maks (szary piesek, chłopak Michaliny), Miszo Skoczek (afrykańska mysz, która płata figle), Duża Kicia (najlepsza przyjaciółka Klary) oraz Bambo (słoń afrykański, naprawdę duży, szary).

I jeszcze muszę dodać, że Korneliusz, Michalina i Klara są rodzeństwem. No, ale oczywiście tata się nie chciał zgodzić na Bambo! Powiedział, że nawet mowy nie ma, żebym wzięła słonia, bo samochód jest już tak załadowany, że my się ledwo zmieścimy i że na pewno nie ma miejsca na słonia. W dodatku chciał, żebym zostawiła połowę pozostałych pluszaków, ale zrobiłam aferę, a mama mnie poparła i tata odpuścił.

Jak już siedzieliśmy w samochodzie gotowi do wyjazdu (tata za kierownicą, mama obok, z tyłu Kuba za tatą, Bambo w środku – przypięłam go pasami, oczywiście – ja za mamą), to mama poprosiła tatę, żeby jeszcze sprawdził w torbie w bagażniku (mamy duży bagażnik, bo samochód jest typu combi), czy jest ładowarka do komórki. Tata westchnął, jak to on, wysiadł, otworzył bagażnik, po chwili powiedział, że ładowarka jest, i wrócił za kierownicę. I już miał włączyć silnik, ale przypomniał sobie, że zapomniał dokumentów z domu, więc poszedł po dokumenty. Wtedy mama postanowiła sprawdzić, czy w bagażniku na pewno jest bluza, którą miała wziąć dla mnie, bo nad morzem na pewno będzie zimno. Sprawdziła i okazało się, że bluza jest. Wtedy wrócił tata z dokumentami. Włączył silnik i ruszyliśmy. Po chwili jednak zahamował, dość gwałtownie. Okazało się, że klapa bagażnika była otwarta, tak totalnie, na całego, bo mama jej nie zamknęła. Tata wysiadł i zaczął zbierać rzeczy, które powypadały z bagażnika. Na szczęście nie wszystko wypadło, tylko kilka mniejszych toreb takich z plastiku oraz jedna z materiału, w której były nasze kosmetyki. Niestety torba nie była zapięta, więc tata musiał zbierać z ulicy tubki z pastami do zębów, szczoteczki, szampony i inne podobne drobiazgi. Dobrze, że akurat nic nie jechało, bo jeszcze ktoś by przejechał po naszych rzeczach i to by było niefajne.

Mama, oczywiście, chciała pomóc tacie w zbieraniu naszych rzeczy, ale nie zdążyła, bo akurat zadzwoniła do niej babcia i powiedziała, że właśnie wrzuciła swoje klucze do pojemnika na śmieci razem ze śmieciami i nie wie, co robić. I pytała, czy już wyjechaliśmy. Więc jak tata wreszcie pozbierał wszystko z ulicy, wsadził do bagażnika i zamknął klapę, to pojechaliśmy do babci (na szczęście mieszka blisko) i tata chyba pół godziny szperał w pojemniku na śmieci i szukał kluczy, które babcia tam wrzuciła. Wszyscy staliśmy obok i kibicowaliśmy tacie, a on wzdychał po swojemu i wyjmował po kolei worki ze śmieciami, których niestety było dużo. Kuba zatkał nos i bez przerwy powtarzał: „Ale cuchnie! Ale cuchnie!” Babcia była bardzo zdenerwowana i wcale się jej nie dziwię, bo co by było, gdyby tata nie znalazł tych kluczy?! Nie mogłaby wrócić do domu, a tam czekała na nią Maksi, nasz piesek. Biedna babcia. Biedna Maksi.

Ale tata w końcu nie wytrzymał i wlazł, przepraszam – wszedł do tego pojemnika na śmieci i znalazł w końcu te klucze. Były oblepione jakąś mazią, ale mama wytarła je chusteczką, a tacie podała takie mokre płatki do wycierania rąk i tata wytarł sobie ręce. No więc wszystko się dobrze skończyło, babcia była zadowolona, podziękowała tacie i nawet chciała go ucałować, ale zrezygnowała, bo tata miał na ubraniu różne paprochy typu: kawałek ziemniaka, skórka pomidora, trochę masła (albo margaryny, trudno powiedzieć). Mama powycierała go chusteczkami, pożegnaliśmy się z babcią i ruszyliśmy wreszcie w drogę. Niestety w samochodzie był brzydki zapach od tych śmieci, a właściwie od taty, więc mama kazała nam otworzyć okna. A Kuba i tak zatkał sobie nos i powtarzał: „Ale cuchnie!”, więc go szturchnęłam, żeby przestał to mówić, bo tacie będzie przykro, i przestał. Ale nos trzymał zatkany jeszcze chyba z pół godziny.

Przed wyjazdem z Warszawy mieliśmy jeszcze zatrzymać się na stacji benzynowej, ale tata powiedział, że już tyle czasu straciliśmy, że nie ma mowy teraz o żadnej stacji.

– No, ale przecież mamy mało paliwa, sam mówiłeś – zauważyła wtedy mama.

– Mało, ale wystarczy, żeby dojechać do stacji przy autostradzie – powiedział tata, a mama już się nie odezwała, bo chyba nie chciała taty denerwować po tym, co przeszedł w tym śmietniku.

Jechaliśmy nową autostradą, tata puścił płytę z moimi ulubionymi utworami, Kuba grał w angry birds na komórce taty (bo swoją nową komórkę popsuł – owinął ją w mokry ręcznik i nie nadawała się do naprawy), a mama przeglądała jakieś pismo. Poza tym dała wszystkim kanapki i było naprawdę przyjemnie. A po pewnym czasie tata zapytał:

– No i gdzie ta stacja?

– Przy autostradzie chyba będzie zaraz jakaś, prawda? – powiedziała mama.

– Powinna być, ale niekoniecznie zaraz, bo to nowa autostrada – wytłumaczył tata.

– No to chyba wiedziałeś, że to nowa autostrada i że może nie być stacji, skoro to nowa autostrada – zdenerwowała się mama.

– No ale jak może tak długo nie być stacji benzynowej przy autostradzie, to jakiś skandal! – mruknął tata i westchnął. I zaczął wolniej jechać.

– Co tak wolno jedziemy, tato? – zapytał Kuba, odrywając się od angry birdsów.

– Pomyśl chwilę, to będziesz wiedział – burknął tata.

– Powiedz dziecku, jak grzecznie pyta – zwróciła tacie uwagę mama.

– Jak się wolno jedzie, to samochód mniej pali – wytłumaczył tata.

– Ale jak będziesz szybciej jechał, to szybciej dojedziemy do stacji benzynowej – powiedział Kuba i wrócił do gry w angry birds.

– Dobre, nie pomyślałem o tym – powiedział tata, ale nie przyspieszył, wciąż jechał bardzo wolno. A po kilku minutach jeszcze wolniej, bo samochód tak jakoś pierdnął, przepraszam za wyrażenie, potem drugi raz pierdnął i tata zatrzymał się na poboczu.

– Co, benzyna się skończyła?- zapytał Kuba, ale wcale się nie oderwał od angry birdsów.

– Owszem. Olej napędowy. Jeździmy dieslem – powiedział tata i westchnął.

– I co teraz? – zapytała mama.

– Zadzwonię na 112 i jakoś nam pomogą – odpowiedział tata. – Nikt nie wychodzi z samochodu – dodał i zabrał Kubie komórkę, żeby dzwonić. Kuba nie był zadowolony, bo w tej sytuacji nie mógł grać w angry birds, ale nic nie powiedział i słusznie, bo widać było, że tata jest naprawdę zdenerwowany.

Po chwili zdenerwował się jeszcze bardziej, bo okazało się, że bateria w jego komórce jest prawie rozładowana – przez to że Kuba tak długo grał w angry birds. I kiedy tata wreszcie dodzwonił się pod 112 – to jest taki numer alarmowy, zapamiętałam dobrze po tej wtopie z brakiem benzyny czy tam oleju – i zaczął tłumaczyć, o co chodzi, to bateria padła. Więc tata najpierw powiedział Kubie, co myśli o graniu w angry birds (ale mama broniła Kubę – powiedziała tacie, że gdyby nabrał paliwo w Warszawie, to nie byłoby tej całej historii z brakiem paliwa na autostradzie i wydzwanianiem pod jakieś alarmowe numery, i uważam, że mama miała rację), a potem zaczął dzwonić z komórki mamy (na szczęście miała pełną baterię).

Zanim dodzwonił się na ten numer 112, to minęło chyba pół godziny, a i tak to nic nie dało, bo oni pod tym numerem dali tylko tacie numer telefonu do jakiejś firmy, która jeździ z benzyną czy tam z olejem do takich jak my, którym skończyło się paliwo. No i tata do nich zadzwonił i potem to już wszystko było dobrze, to znaczy oni po godzinie przyjechali, dolali nam kilka litrów paliwa, żebyśmy mogli dojechać na stację, tata im zapłacił (chyba dużo, bo nie tylko za paliwo, ale też za to, że przyjechali i pomogli, ale nie wiem dokładnie ile, i pojechaliśmy. I uważam, że mimo wszystko początek wakacji był bardzo udany. Bo nawet jeśli są jakieś problemy na początku wakacji, to i tak to nie jest wcale takie ważne. Ważne jest, że jest początek wakacji i tyle!RZESZÓW

Lubię wakacje, a najbardziej lubię wakacje nad morzem. Kiedy skończyłem czwartą klasę i zdałem (bez problemów, średnia 4,6 – prawie czerwony pasek) do piątej, pojechaliśmy z rodzicami nad morze. My, to znaczy ja i moja siostra Mela, która zdała do drugiej klasy (też bez problemów). Opowiem wam, jak jednego dnia poszliśmy z rodzicami na spacer po plaży. Pogoda była słaba – dlatego poszliśmy „na spacer po plaży”, a nie „na plażę”. Bo gdyby było słońce, upał i tak dalej, poszlibyśmy po prostu na plażę, jak wszyscy, ale słońca nie było, więc poszliśmy nie na plażę, tylko na spacer. Na spacer po plaży. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale wiadomo, o co chodzi. Nie padało, ale były chmury i niezbyt wysoka temperatura. Dlatego mama kazała mi założyć sweter i kurtkę nieprzemakalną. Trochę bez sensu, bo to jednak lato, a nie jesień, ale z mamą nie ma dyskusji. To znaczy można próbować, ale i tak nic z tego nie wynika – i tak jest tak, jak ona chce. Na spacerach na ogół jest nudno, ale tym razem nie nudziliśmy się wcale, bo była ciekawa rozmowa. A zaczęło się od tego, że jak już byliśmy na plaży i zaczęliśmy ten cały spacer wzdłuż brzegu, i zaczynało wiać nudą, to nagle Mela powiedziała tak: „A jaki jest ten Rzeszów?”. Początkowo nawet nie zwróciłem uwagi na to pytanie, bo właśnie szukałem płaskiego kamyka, żeby puścić kaczkę (morze było spokojne i można było próbować; nie jestem w tym mistrzem, ale uczę się – od taty, który puszcza świetne kaczki, typu pięć, sześć i nawet więcej odbić), ale po chwili dotarło do mnie pytanie Meli i stwierdziłem, że przecież jest kompletnie bez sensu. I już miałem to skomentować, ale tata mnie uprzedził:

– A dlaczego pytasz o Rzeszów, Meluniu? – zapytał.

– A co, nie można zapytać o Rzeszów? – odparowała Mela. Co jak co, ale pyskata to ona jest.

– Tylko grzecznie, Melciu, dobrze? – wtrąciła się mama.

– Można, oczywiście, ale dlaczego pytasz akurat o Rzeszów? – kontynuował tata.

– No właśnie – powiedziałem. – Co ma Rzeszów do morza?!

– Nie wtrącaj się! – wrzasnęła Mela. – Pytam rodziców, nie ciebie, głupku!

– Sama jesteś głupkiem, debilko! – odgryzłem się, bo nie będę jej odpuszczał!

– Uspokójcie się! – powiedział tata.

– To ma być miły spacer, a nie kłótnie od razu na początku! – dodała mama.

Pokazałem Meli język, ale chyba nie zauważyła. Przez chwilę szliśmy w ciszy i już miałem rzucić patykiem w stronę kilku mew, które spacerowały po plaży blisko nas, gdy nagle moja siostra postanowiła kontynuować temat.

– No to jaki jest Rzeszów? – zapytała. Ona to potrafi zamęczać człowieka.

– Ale dlaczego pytasz o Rzeszów, może chodzi ci o Gdańsk? – powiedział tata. – Jesteśmy blisko Gdańska, który jest dużym miastem nad morzem.

– Nie, nie chodzi mi o Gdańsk, tato! Pytam o Rzeszów, przecież mówię wyraźnie – Rzeszów.

– Ale Rzeszów jest bardzo daleko stąd. Rzeszów leży po drugiej stronie Polski, więc nie rozumiem, dlaczego nagle pytasz o Rzeszów – cierpliwie tłumaczył tata i miał rację.

– Mela nie ma jeszcze geografii w szkole, więc w sumie można zrozumieć, że jej się miasta mylą – powiedziałem, bo to prawda.

– Nie wtrącaj się! Czy ja pytam ciebie?! – znowu krzyknęła Mela, a mama znowu powiedziała:

– Spokój, nie krzyczcie, to ma być miły spacer, poza tym nie jesteśmy sami na tej plaży!

– Tato, czy ja się mogę dowiedzieć, jaki jest Rzeszów? – zapytała Mela (uparta osóbka, nie ma co).

– No dobrze, powiem ci – tata zachowywał kamienny spokój – Rzeszów to spore miasto na Podkarpaciu, całkiem ładne, z pięknie odnowionym starym rynkiem.

– Aha – powiedziała Mela i nie miała już więcej pytań, więc znowu przez chwilę szliśmy w spokoju i w ciszy. I chyba wszyscy myśleliśmy o tym Rzeszowie i o pytaniach Meli.

– A powiesz mi, dlaczego pytałaś o Rzeszów? – tata po chwili wrócił do tematu.

– Bo tak. Bo chciałam wiedzieć – odpowiedziała Mela.

– A, no chyba że tak – powiedział tata, po czym podniósł z piasku płaski kamień i puścił superkaczkę, z co najmniej pięcioma odbiciami.

Już chciałem też znaleźć jakiś fajny płaski kamień i spróbować puścić kaczkę, ale pomyślałem, że nie mogę tak zostawić tej sprawy Rzeszowa.

– A nie rozumiesz, Melanio (starałem się być uprzejmy), że w ogóle nie rozumiemy, dlaczego nagle zamęczasz nas pytaniami o Rzeszów?! Może byś łaskawie jednak wytłumaczyła, dlaczego tak dopytujesz się o Rzeszów! Masz chłopaka z Rzeszowa? – tak powiedziałem, całkiem zgrabnie, nie? I zacząłem się śmiać, bo to wszystko było śmieszne, jak nie wiem co.

– Nie mam chłopaka z Rzeszowa, w ogóle nie mam żadnego chłopaka! – zaczęła krzyczeć Mela. – Mamo! Dlaczego on jest taki okropny?!

– Możesz coś z nimi zrobić? – powiedziała mama do taty. – To jest nie do wytrzymania, to miał być miły spacer!

Tata nie wiedział, co ma powiedzieć, więc postanowiłem jeszcze podokuczać tej mądrali:

– Mela ma chłopaka z Rzeszowa, Mela ma chłopaka z Rzeszowa! – krzyczałem sobie i biegałem dookoła Meli, a ona zaczęła płakać. No, jak ona płacze, to na ogół udaje, niezła z niej aktorka, więc się tym nie przejąłem i dalej biegałem dookoła mojej siostruni i krzyczałem, że ma chłopaka z Rzeszowa…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: