Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Lista. Historia zbrodni niedoskonałych... - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Marzec 2013
Ebook
22,00 zł
Audiobook
24,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lista. Historia zbrodni niedoskonałych... - ebook

Mieszkający z niezbyt sympatycznym kotem Adam traci intratną posadę na rzecz nudnej i pozbawionej perspektyw pracy w firmie ubezpieczeniowej. Problemy z regulowaniem rachunków sprawiają, że decyduje się na podnajem jednego z pokoi. Lokalem zainteresowana jest Agnieszka, nauczycielka samotnie wychowująca córkę Anię.

Okazuje się, że Adam w osobie Agnieszki zyskuje nie tylko lokatora, ale też kompana do skutecznego podreperowania dziury w domowym budżecie…

Kiedy uczciwe sposoby na poprawę sytuacji finansowej zawodzą, pozostaje droga przestępcza. Poddany dla żartu pomysł na wyjście z kłopotów niespodziewanie przechodzi w stan realizacji, ściągając na bohaterów całą lawinę problemów. Akcja przyspiesza, a trup ściele się gęsto.

Zdołowany Adam, ambitna Agnieszka, słodka Ania i wredna Niutka – kiedy ich drogi się spotkają, nic już nie będzie takie jak przedtem.


Magda Bielicka – redaktor naczelna rosyjskojęzycznego portalu. Wieloletni dziennikarz prasy lokalnej, a także redaktor prowadzący mediów branżowych. Absolwentka dziennikarstwa oraz politologii. Autorka bloga pt. "Z życia wąsatej kreatury". Pochodzi z Prabut. Mieszka w Pruszczu Gdańskim z mężem i kotem.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-298-2
Rozmiar pliku: 743 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział II

Zniosła do samochodu ostatni karton. Po raz kolejny pogratulowała sobie kombi. Już tyle razy jej się przydał. Oby to był przedostatni raz. Wróciła na górę rozejrzeć się po mieszkaniu. Wolała niczego nie zapomnieć. Nie lubi się wracać. Poza tym miała jeszcze dobre pół godziny do przyjścia pana Franciszka. Chciała zwrócić klucze i odebrać zaliczkę za niewykorzystany miesiąc.

Usiadła na taborecie w małej kuchni i rozejrzała się dookoła. W sumie to nic jej się tu nie podobało. W życiu nie kupiłaby zielonej kuchni. Jeszcze te niebieskie płytki na ścianach! Takie połączenie kolorów zniosłaby jedynie w łazience. Swoje mieszkania miała zaplanowane w najmniejszym detalu. Od paneli na podłodze po kolor zastawy stołowej.

Postanowiła wstać i zajrzeć w każdy kąt. Pod łóżkiem, gdzie, jak jej się zdawało, odkurzyła dokładnie, znalazła jeszcze jeden kawałek układanki i dwa klocki lego. Wyrzuciła je do śmietnika po zlewem, w którym wymieniła właśnie worek. Trudno, nie będzie idealnie czysty. Zajrzała też za okropne meble i wtedy coś jej błysnęło. Nie mogła dosięgnąć ręką, więc włożyła w szczelinę kij od szczotki. Przyciągnęła maleńki przedmiot do siebie. Okazał się nim złoty pierścionek. Zaczęła wkładać na kolejne palce. Pasował tylko na serdeczny. Gdyby była zabobonna, uznałaby to za dobry znak. Tymczasem schowała znalezisko do kieszeni.

W samą porę odłożyła szczotkę na miejsce – do małej komórki na akcesoria do sprzątania – gdy przyszedł właściciel.

Znów miał godną pożałowania minę. Nie patrząc na Agnieszkę, wręczył jej kopertę. Oddała mu klucze.

– To chyba wszystko – burknął, obserwując własne buty.

– Tak. W przypadku korespondencji...

– Zadzwonię, zadzwonię – zapewnił gorliwie.

– To ja już będę się żegnać. Do zobaczenia, panie Franciszku. Proszę pozdrowić żonę -wyciągnęła rękę do zakłopotanego mężczyzny. Wtedy o czymś sobie przypomniała.

– Znalazłam właśnie. To pewnie żony. – Wyjęła z kieszeni złoty pierścionek.

Pan Franciszek wziął biżuterię do ręki i obejrzał dokładnie.

– To nie żony. Pewnie poprzedniej lokatorki. Niech pani sobie weźmie – zaproponował nieśmiało.

– Nie, w żadnym wypadku. Niech żona zdecyduje, co z nim zrobić. Do widzenia!

Agnieszka i niespełna 4-letnia Ania przeprowadziły się do Adama tydzień po oględzinach. Miały ze sobą dwie duże walizki i dwa plecaki: jeden normalny, drugi dziecięcy. Książki, meble i inne sprzęty, jak poinformowała Adama nowa współlokatorka, znalazły przechowanie w wynajętym od znajomych strychu.

Rozpakowały rzeczy do szafy trzydrzwiowej, która stała w sypialni. Adam przeniósł swoje ubrania do komody w gabinecie.

Wieczorem, kiedy lokatorka położyła zmęczoną wrażeniami dziewczynkę spać, zaproponował drinka w gabinecie.

Podsunął Agnieszce swoje krzesło biurowe, a sobie przyniósł kuchenne.

– Z daleka się przeprowadzałyście? – zapytał, stawiając na biurku dwie szklanki, colę i tonik. Wcześniej podsunął średnio wyposażony barek-globus na kółkach, w którym znalazła się butelka johnniego walkera oraz pół flaszki ginu. Pozostałości po ostatnich gościach, czyli mniej więcej sprzed pół roku.

– Nie. Można powiedzieć, że mieszkałyśmy po sąsiedzku. – Usiadła wygodniej i wreszcie zaczęła patrzeć na Adama. Wcześniej sprawiała wrażenie skrępowanej. – Właściciel naszej stancji miał co do niej inne plany i musieliśmy szukać czegoś nowego. Wynajmowałyśmy kawalerkę.

– To trochę wam będzie ciasno teraz. – Przygotował Agnieszce gin z tonikiem, a sobie whiskey z odrobiną coli.

– Muszę przyoszczędzić. Staram się o kredyt – westchnęła i upiła drinka.

– Nie za mocny?

– Nie, w sam raz.

– A gdzie pracujesz?

– Uczę historii i angielskiego w podstawówce.

– O, to fajnie! Robisz to, co lubisz – stwierdził Adam, mimo że nie pozazdrościł przebywania z tępym motłochem.

– Lubię historię, ale nauczanie młodzieży, która ma gdzieś ciebie i twoje wywody, nie jest najbardziej satysfakcjonującym zajęciem na świecie. Jeśli już uczyć, to na wyższej uczelni.

– Co więc stoi na przeszkodzie?

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z głupoty, jaką palnął. Tak jakby sam miał wspaniałą pracę, którą podjął z pełną świadomością o własnym rozwoju i realizacji marzeń.

– Sorry, to głupie pytanie – zreflektował się, ale Agnieszka przerwała mu machnięciem ręki.

– Nie, w porządku. Przymierzam się do doktoratu. Kompletuję opublikowane artykuły, no i zbieram pieniądze. Wcześniej wiele lat pracowałam w marketingu Cos-Medu.

– Naprawdę?! To świetna firma! Dlaczego już tam nie pracujesz?

– Można powiedzieć, że zostałam zmuszona do odejścia, gdy Ania przyszła na świat. Nic nie mów – skomentowała jego zaskoczoną minę, jednocześnie upijając drinka tytułem wstępu do rozwinięcia swojej historii. – Wróciłam do firmy zaraz po macierzyńskim. Z bólem oddałam Anię do żłobka. Nawet nie wykorzystałam urlopu. Po pierwsze, nie chciałam im dawać powodu do niepodpisania ze mną kolejnej umowy, a po drugie, ze względów finansowych. Wiesz, na umowie, tak jak wszyscy, od woźnego do dyrektora, miałam najniższą krajową. Tak zwaną premię, a muszę przyznać, że nie była skromna, dostawałam do koperty. Na macierzyńskim ZUS wypłacał mi marny tysiąc złotych. Nie poradziłabym sobie bez oszczędności. Kiedy jednak wróciłam, okazało się, że nie ma już dla mnie koperty. Sama podstawa. Rozpoczęłam więc kurs pedagogiczny i przyjęto mnie do szkoły.

Przy kolejnym drinku Adam dowiedział się, że pracę w Cos-Medzie Agnieszka podjęła już na pierwszym roku zaocznych studiów – historii na Uniwersytecie Gdańskim. Zaczęła jako asystentka w dziale marketingu i PR. Przeszła całą ścieżkę kariery w tej firmie. Była młodszym i starszym asystentem, młodszym i starszym specjalistą, marketing menagerem, zastępcą dyrektora i wreszcie dyrektorem. Wtedy zaszła w ciążę. Skończyła właśnie 26 lat. Mimo że jej młodsze koleżanki miały już pociechy, Agnieszce nikt nie gratulował.

Entuzjazmu nie wykazał też jej chłopak – Mariusz – prawnik in spe, z którym wynajmowała dwupokojowe mieszkanie we Wrzeszczu. Najpierw zarzucił jej łapanie męża na dziecko, potem, w przypływie czułości, zasugerował rozwiązanie w postaci skrobanki, by wreszcie stwierdzić, iż zapewne puściła się z kimś z pracy, a on z jej bękartem nie chce mieć nic wspólnego.

Mariusz został w mieszkaniu, bo, jak zauważył, ma blisko do pracy, a Agnieszka wynajęła kawalerkę na Stogach. Stare budownictwo i smród stęchlizny rekompensowała bliskość morza.

Adam stwierdził, że czas na trzeciego drinka. Agnieszka kontynuowała.

– Budżetówka, nie powiem, ma wiele plusów: wakacje, ferie, wolne weekendy, żadnego wyścigu szczurów, lobbingu, dyskryminacji kobiet. Trzeba się postarać, żeby cię zwolnili.

– Ale kasa pewnie nie ta?

– Nawet nie to. Zaczęłam jako stażystka, więc na początku faktycznie było nieciekawie. Teraz, kiedy mam stopień mianowanego i dyplomowany przede mną, nie jest aż tak tragicznie. Raczej to środowisko mi nie odpowiada. Nauczyciele, jak by to delikatnie ująć, to bardzo wrażliwa grupa zawodowa. Są gorsi niż dzieci, które uczą. O byle co się dąsają, obrażają, są łasi na pochlebstwa. Trudno to opisać. Trzeba po prostu to przeżyć.

– Chyba wolę się nie przekonywać. – Zaśmiał się dla rozładowania atmosfery i sięgnął po jej szklankę. – Dolać?

Przysunęła szklankę.

– Może włączę jakąś muzyczkę? – Otworzył laptopa.

– Pewnie. Dla mnie może być cokolwiek.

– Mogą być Elektryczne Gitary?

– Jasne. Dawno nie słuchałam.

Adam wszedł na YouTube i wpisał: Spokój grabarza.

Słuchali bez słowa, sącząc drinki.

Spokój grabarza wszystko będzie dobrze.

Siódma dziesięć – kwas chlebowy w barze.

Pukanie w głowę, wszystko będzie dobrze.

Dobre chęci – ładne widoki.

Spojrzenie w górę, wszystko będzie dobrze.

Paproch w oku – Układ Słoneczny.

Niedaleko pada, wszystko będzie dobrze.

Człowiek człowiekowi orłem.

Machanie ręką, wszystko będzie dobrze.

Wspomnienie życia – dowód osobisty.

Dwadzieścia cztery godziny, wszystko będzie dobrze.

Na pochyłe drzewo każda koza.

Spokój grabarza, wszystko będzie dobrze.

Szerokiej drogi.

Spokój grabarza, wszystko będzie dobrze.

Siódma dziesięć – szerokiej drogi.

Na pochyłe drzewo, wszystko będzie dobrze.

Następny proszę.

– Zauważyłeś, że wszystkie teksty Elektrycznych Gitar są z pozoru kompletnie bez sensu? Ale jak się dobrze przysłuchać...

– Otóż to! Teraz jak nie ma w tekście „What the fuck?”, to nikt nie wie, o co chodzi!

Roześmiali się.

– Oglądałem ostatnio dobry film – podjął, uzupełniając szkło o bursztynowy płyn. – Idiokracja. Kojarzysz?

– Nie, chyba nie oglądałam.

– Wyobraź sobie więc, że inteligencja coraz rzadziej decyduje się na dziecko: a to studia, a to lepsza praca, a to większe mieszkanie i tak dalej. Tymczasem patologia z nizin społecznych pleni się aż miło. Dzieci rodzą dzieci, które wkrótce piją, palą i ćpają razem ze swymi rodzicielami.

– Przepraszam, że przerywam. Czy ty opowiadasz film, czy wygłaszasz ogólną prawdę? – Uśmiechnęła się.

Odpowiedział uśmiechem i zadowolony kontynuował:

– Za kilkadziesiąt lat na świecie mamy tylko debili. Nie ma żadnego postępu, cofamy się wręcz w rozwoju. Świat czeka nieuchronny koniec. Wtedy...

– Wiesz co, nie opowiadaj mi. Chętnie sama obejrzę. Zaciekawiłeś mnie. Czy to film amerykański?

– Tak, ale mimo tej strasznej skazy na życiorysie warto go obejrzeć. Jak chcesz, to zaraz ściągnę. Jutro sobie obejrzymy.

– Chętnie! – Agnieszka miała wspaniały humor. – Ja też nie cierpię tych amerykańskich gniotów, ale widać czasami im coś wyjdzie.

– Mnie osobiście najbardziej dobija w amerykańskich filmach ta dosłowność – rozkręcił się. – Wszystko jest wyłożone jak upośledzonemu umysłowo.

– Co się dziwisz? Muszą dostosować poziom do odbiorców.

– Masz rację. Wyobrażasz sobie, jaką bekę muszą mieć producenci, nagrywając te skończone głupoty?!

– No niestety, często potem tak jest, że jak oglądałeś jedną amerykańską komedię romantyczną, to oglądałeś wszystkie.

– A wiesz, co mnie najbardziej rozwala w amerykańskich filmach? Kiedy mają problemy, zawsze jadą na północ!

– Dokładnie! – Agnieszka roześmiała się głośno i zaraz zamarła przerażona, nasłuchując, czy nie obudziła Ani. – My też mamy problemy. Jedźmy więc na północ! – dodała konspiracyjnym szeptem, tłumiąc atak śmiechu.

– Mieszkamy w Gdańsku. Daleko nie zajedziemy! – wtórował jej Adam. – Chyba, kurde, do Rozewia!

– Do Rozewia! Hahaha – Agnieszka zasłoniła usta dłonią, a wolną ręką złapała się za brzuch. Adam od dawno nie przebywał w tak dobrym towarzystwie, ale i tak postanowił lać jej od teraz sam tonik.

– Albo do Elbląga! – Płakała ze śmiechu.

– Czemu do Elbląga? – nie zrozumiał.

Odczekał chwilę, aż się uspokoi, by mu wyjaśnić.

– Kiedyś był taki kawał – mówiła, ocierając łzy po ataku śmiechawki. – Przychodzi facet z maciorą do weterynarza i mówi: „Panie doktorze, ona się nie chce parzyć!”, a lekarz na to: „A czy ona nie jest przypadkiem z Elbląga?”. „Dlaczego?!”, pyta zdumiony facet. A lekarz: „A bo moja żona jest z Elbląga”.

– Hehe! Dobre! – Adam szczerze się zaśmiał.

Agnieszka znała mnóstwo dowcipów i dopiero o 2 w nocy stwierdzili, że czas rozejść się spać.

Adam siedział w biurze niewyspany, ale za to w bardzo dobrym humorze. Ściągnął Idiokrację i jeszcze jedną amerykańską komedię, która miała właśnie premierę w kinach – Szefowie wrogowie. Sądząc po tytule, film skłoni ich do dyskusji. Chciał, by spędzili wieczór tak wesoło, jak wczoraj. Przydałoby się też uzupełnić barek. Sprawdził zawartość portfela i dobry nastrój prysnął. Za 10 złotych kupi co najwyżej carskoje igristoje. Dziś musi wystawić parę gratów na Allegro. Może jakieś ciuchy, których nie nosi, albo duperelki, które znajomi poprzynosili na parapetówki? Do wypłaty, nieodmiennie przyprawiającej go o ból żołądka, pozostało jeszcze parę dni. Cały weekend!

Postanowił wziąć się w garść i powrócić do przeglądania ofert pracy. Wszedł na Pracuj.pl i wybrał województwo pomorskie. Zawód i branża były mu obojętne. Co my tu dzisiaj mamy? RF Product & Test Engineer, Application Engineer (Web Automation), Venue Logistics Coordinator, Product Sales Specialist Combines, Account Manager, Key Account Specjalist. „What the fuck? Co to, kuźwa, jest?” Upewnił się jeszcze, czy ta strona na pewno kończy się „.pl”, i nacisnął krzyżyk. Napuszenie dotarło nawet do ofert pracy. Słowo „akwizytor” źle się kojarzy i trzeba było je napisać po angielsku. Najlepiej na sto sposobów. Wtedy brzmi jak życiowa szansa. Nie ma to, jak omamić biednego człowieka anglojęzycznym napisem na wizytówce. Żenada.

Adam poczuł, że bez melisy się nie obejdzie. Nastawił czajnik, który szczęśliwie miał pod ręką, i włączył Spokój grabarza.

Dobranoc.

Agnieszka, jak większość osób, uwielbiała piątki. Zgodnie z planem lekcji kończyła pracę o 11:40 i czekały ją prawie trzy dni wolnego. Ania o tym wiedziała i już od drugiego śniadania wypatrywała mamy przez okno, ignorując wysiłki pań przedszkolanek, które przygotowywały właśnie grupę do jasełek. Ania, jako jeden z aniołów, nie miała specjalnie ambitnej roli i też się w nią zbytnio nie wczuwała. Nauczycielka nie zgodziła się, by była Marią. Twierdziła, że dziewczynka jest za niska. Mama pocieszała ją, że będzie za to najpiękniejszym z aniołków, ale Ania nie lubiła być jedną z wielu.

Na horyzoncie pojawił się znajomy samochód i dziewczynka zapomniała o swoich życiowych dylematach.

Tradycyjnie już, gdy tylko Agnieszka weszła do przedszkola, córka stała w szatni ubrana do wyjścia. Towarzyszyła jej wychowawczyni grupy, wysuszona blondyna z wyprostowanymi włosami sięgającymi ramion, która nigdy nie omieszkała spojrzeć na samotną matkę z wyższością, uśmiechając się przy tym fałszywie.

Agnieszka poprawiła dziecku czapkę i wyszły na ulicę.

– Mamo, kupisz mi jajko? – Ania prawie biegła przy mamie, kiedy były już w Biedronce. – Czemu idziesz tak szybko?

– Nie mamy czasu, kochanie. Jak mi starczy, to ci kupię.

Agnieszka wrzucała kolejne zakupy do koszyka, w myślach sumując rachunek. Przy kasie okazało się, że nie wydawała tak dużo, jak myślała, więc wzięła Ani kinder niespodziankę oraz gumy rozpuszczalne, które ta sprytnie dobrała, widząc, że mama ma jeszcze pieniądze.

W domu podała córce danio i odesłała oglądać bajki, a sama wzięła się za gotowanie. Postanowiła przygotować większą obiadokolację i zrobić trochę zapasów. Lodówka Adama świeciła bowiem pustkami. No, chyba żeby liczyć Niutkowe whiskasy. Poza tym uwielbiała gotować. Po pierwsze, kochała jeść. Miała to szczęście, że mogła się objadać do woli najbardziej tuczącymi przekąskami i nie tyła. Znajome z pracy, które przechodziły na kolejne diety, a w fitness klubie miały złote karty stałego klienta, strasznie jej tego zazdrościły. Wprost nie mogły patrzeć, jak na każdej przerwie zapycha się batonikiem albo chipsami. Częściej można ją było spotkać pod szkolnym sklepikiem, gdzie zajmowała kolejkę razem ze swoimi uczniami, niż w pokoju nauczycielskim czy spacerującą po korytarzu.

Po drugie, wszelkie prace domowe ją uspokajały, a tak kreatywna czynność jak gotowanie dodatkowo utwierdzała w przekonaniu, że potrafi nad czymś zapanować i nawet są tego rezultaty. Dziś miała jeszcze jeden powód, by upichcić coś dobrego: Adam. Nie żeby desperacko szukała tatusia dla Ani, ale cóż... porządny facet to dziś rzadkość, a już zbyt wiele dobrych okazji w życiu przepuściła. Niedawno przeczytała, że kolejne nieszczęścia, jakie na nią spadają, mogą być wynikiem jej negatywnego nastawienia. Postanowiła zakończyć użalanie się nad swoim losem, a zacząć działać. Złożyła podanie o kredyt, skontaktowała się z uczelnią w sprawie doktoratu i dała sobie rok na znalezienie miłości. Ma jeszcze jakieś 10 miesięcy.

Zaczęła od deseru, gdyż karpatka, którą chciała upiec, jest dość czasochłonna. Rozpuściła margarynę i postawiła do wystygnięcia. Wstawiła wodę na zupę i wzięła się za mięso, po które stała w masarni, gdyż nie ufała mrożonkom z marketu. Rozbiła piersi i schab. Przyprawiła i odstawiła do lodówki. Usiadła na krześle, przystawiła sobie kosz na śmieci i zaczęła obierać pieczarki.

Kiedy smażyła mięso częściowo w panierce z jajka i bułki tartej i częściowo z płatków kukurydzianych, o swojej obecności przypomniała kotka Adama.

– Mraau – rzekła na przywitanie, po czym wskoczyła na barek, skąd obserwowała poczynania Agnieszki.

– Jesteś głodna, Niutka?

– Mraau.

– Czemu nie jesz swojego whiskasa? Masz pełną miskę.

– Mraau.

– Chcesz trochę surowego mięska?

– Mraau.

Agnieszka odkroiła Niutce kawałek niedoszłego kotleta, który jeszcze nie przeszedł panierki, ale kotka tylko go powąchała.

– Ach, przepraszam, może ty w piątki nie jesz mięsa, co? – Agnieszka nie przepadała za kotką Adama, ale podobnie jak jej pan lubiła się z nią droczyć. – Może powinnam była ci podać łososia? A może wyskoczymy razem na sushi? Co ty na to?

Kotka zeskoczyła z barku i poszła skorzystać z kuwety.

– Małpa!

Około 16 postanowiła zadzwonić do Adama, by upewnić się, czy wraca po pracy do domu. Przygotowując obiad, ciasto i przekąski, nie pomyślała nawet, że może mieć inne plany. Domyśla się, że nie ma dziewczyny, ale nie ma przecież pojęcia, co porabia w weekendy. Jest w jego domu dopiero drugi dzień! Dziwne, bo czuje się, jakby mieszkali razem od zawsze...

Nie dodzwoniła się. Postanowiła zrobić sobie kąpiel.

– Ania, idę do łazienki. Jak coś chcesz, to krzycz. – Zajrzała do córki.

– Mogę pobawić się z Niutką? – Dziewczynka oglądała bajkę, której bohaterkami były wojowniczki w seksownych lateksowych strojach. Wyglądała na znudzoną.

– Możesz, ale uważaj, żeby cię nie podrapała.

– A mogę w pokoju Adama?

– Pana Adama. Nie możesz.

– Ja mogę mówić „Adama”.

Agnieszka wolałaby, żeby jej córka nie spoufalała się z Adamem, kiedy, mimo jej planów, nie wiadomo, co z tego wyniknie i jak długo zostaną w jego mieszkaniu. Ostatnio Ania coraz częściej pytała o tatę. Za każdym razem Agnieszka zbywała córkę, zmieniając temat. Wreszcie będzie musiała coś wymyślić.

– Baw się z Niutką w naszym pokoju. Tylko nie wychodź, bo otworzyłam okna w kuchni i salonie – powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu i zamknęła się w łazience.

„Kiedy wreszcie będę miała swoją łazienkę?” – zastanawiała się, nalewając wody do wygodnej wanny z wypustkami i dziurkami. Wlała płyn do kąpieli i ręką spotęgowała pianę. Wreszcie zanurzyła się w gorącej wodzie, na włosy nałożyła odżywkę, a na twarz maseczkę o słodkim zapachu kokosa i migdałów. Zasłużyła na relaks.

– Maaamoooooo! – dobiegł ją krzyk Ani, nim zdążyła przymknąć powieki.

Jak każda matka zareagowała błyskawicznie, nie pytając, co się stało. Owinęła się ręcznikiem i na boso, ociekając wodą z pianą, wyskoczyła z łazienki.

Niutka uciekała właśnie z kotletem w zębach, ale nie kocią kradzież miała Ania na myśli, wołając matkę. Niestety.

Okazało się, że nie tylko w kuchni i salonie były otwarte okna. Adam nawet zimą zostawiał uchylone okno w swoim gabinecie, by Niutka mogła wyjść na balkon, jeśli najdzie ją ochota, by przewietrzyć futro. Kiedy Ania i Niutka postanowiły wbrew zakazowi Agnieszki udać się do pokoju Adama, silny wiatr za oknem wkroczył do akcji. Zaczął od salonu, gdzie przewrócił stojący na parapecie wazon ze zwiędłymi już kwiatami, tworząc na podłodze kałużę, w którą Ania wdepnęła, biegnąc za kotem, któremu to w gabinecie było jednak za zimno. Wywinęła orła na rozlanej wodzie i teraz podnosiła się z podłogi, płacząc bardziej z zaistniałej sytuacji niż z bólu. Agnieszka najpierw podbiegła zamknąć okna, a potem pocieszać córkę. W międzyczasie stanęła gołą stopą na szkło z rozbitego wazonu. Sama aż krzyknęła z bólu i przysiadła na kanapie, by wyjąć paskudztwo z nogi. Krew lała się strumieniem, co wzmogło płacz dziecka i zainteresowało Niutkę. Kotka zaczęła zaczepiać łapkami krwawiącą ludzką stopę, a kiedy Agnieszka ją przegnała, poszła jak niepyszna, pozostawiając krwawe ślady kocich stópek na podłodze, dywanie i (o nie!) na kanapie!

– Niutka, złaź!!! – krzyczała na kotkę, która, tylko zachęcona, zaczęła się na nią rzucać, gryząc i drapiąc jej prawie nagie ciało. Nierówną walkę – wściekły kot kontra półnaga kobieta – przerwało pojawienie się przerażonego tym niemal apokaliptycznym widokiem Adama.

Agnieszka była wdzięczna żółtej maseczce na twarzy, że zakryła jej rumieńce.

Kiedy Adam zajmował się dezynfekcją i zakładaniem opatrunku na stopę lokatorki, ta siedziała bez słowa, wciąż owinięta tylko ręcznikiem, z odżywką na mokrych włosach i zaschniętą maską na twarzy. Ania, na prośbę Adama, poszła z Niutką do ich pokoju. Żółta kałuża ze śmierdzącej wody po kwiatach wciąż zdobiła podłogę. Agnieszce chciało się wyć.

Gorąca kąpiel i parę minut spokoju. Naprawdę tak dużo wymaga od życia? Czy po zrobieniu miliona dań nie zasłużyła na chwilę odpoczynku? Najwyraźniej nie.

Przechwyciła speszone jej półnagością spojrzenie Adama i utykając, poszła do łazienki.

Adam był zachwycony kuchnią Agnieszki. Dawno nie jadł domowego obiadu. Sam nawet nie pamiętał kiedy. Dziewczyny, które miewał, jakoś nie garnęły się do garów.

Współlokatorka podała najpierw zupę pomidorową z ryżem. Jego ulubioną. Potem miał do wyboru pieczone ziemniaczki ze schabem w panierce z płatków kukurydzianych lub z pieczarkami zapiekane z serem. Mógł też wybrać piersi w panierce z brzoskwiniami lub pieczarkami, również zapiekane z serem. Postanowił spróbować każdej wariacji na temat kotleta i w rezultacie bał się ruszyć z krzesła, tak był objedzony. Wtedy jego lokatorka podała deser – karpatkę, której nie mógł sobie odmówić. Zapytany, czy ma jeszcze na coś ochotę, poprosił o miętową herbatę.

Agnieszka, na początku przybita wcześniejszym zamieszaniem, odzyskiwała humor, gdy Adam sukcesywnie opróżniał talerz i chwalił kucharkę.

– Na kolację będą lżejsze przekąski – zapowiedziała.

– Co? To będzie jeszcze kolacja? – Zaśmiał się, ale był też poważnie zaniepokojony. Nie znał osobiście przypadków śmierci z przejedzenia, ale słyszał o takowych.

– Dopiero 18. Zgłodniejesz – stwierdziła zadowolona i wzięła się za wstawianie naczyń do zmywarki.

– Ściągnąłem fajne filmy – przypomniało mu się.

– Fajnie. Obejrzymy, jak Ania pójdzie spać.

Dziewczynka po zupie przystąpiła od razu do karpatki i teraz przymierzała wrednemu futrzunowi czapki dla lalek. Kotka grzecznie leżała na salonowej kanapie i bez miauknięcia poddawała się tym zabiegom. Stwierdzili z Agnieszką, że do pyszczka jej w czerwonej.

O 20:30, kiedy Agnieszka poszła poczytać Ani do snu, Adam otworzył kadarkę, na którą była dziś promocja w Biedronce. Z jego majątku wydano mu nawet 10 groszy reszty. Szaleństwo! Na zakup wina w niższej cenie skusiła się także Agnieszka, ale o tym miał się przekonać później.

Ustawił napełnione do połowy kieliszki na niskiej ławie w salonie i zajrzał do lodówki za jakąś przekąską. Wprawdzie był najedzony, ale jakoś głupio tak nic nie chrupać na filmie. Lodówka, którą przeważnie szybciej zamykał, niż otwierał, mile go zaskoczyła swoją zawartością. Jego uwagę przeciągnął talerz z pomidorami z mozzarelką w sosie winegret. A pomyśleć, że jeszcze niedawno szczytem ekstrawagancji na wieczorze filmowym były chipsy. Z szuflady dobrał sztućce, a z szafki dwa małe talerze i zaniósł wszystko do salonu. Zgasił światła, pozostawiając jedynie halogeny nad barkiem, ale się rozmyślił i przywrócił górne światło w salonie.

Idiokracja ubawiła Agnieszkę do łez, podobnie jak Szefowie wrogowie. Ten ostatni film, jak Adam podejrzewał, skłonił ich do dyskusji.

– Czy ciebie też molestowała szefowa? – zapytała rozbawiona.

– Niestety, takie „mobbingi” to tylko w Ameryce – rzekł, udając niepomierny smutek. – U nas raczej standard: zatrudnianie rodziny, niewypłacanie na czas wynagrodzenia, nierejestrowanie, pensje uwłaczające ludzkiej godności.

– No tak, nasi szefowie są nudni – przyznała w tym samym ironicznym tonie.

– Ale sam pomysł zemsty nie jest zły. Jak byś się zemściła na swoim szefie z Cos-Medu?

Agnieszka upiła łyka kadarki, co było znakiem, że poważnie zastanawia się nad odpowiedzią.

– Kiedyś życzyłam mu wszystkich nieszczęść świata, ale teraz sama nie wiem... może los sam się na nim zemści. – Upiła mały łyczek.

– Może losowi trzeba pomóc? – podpowiedział niby żartem, napełniając kieliszki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: