Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Listy Teofila i Hersylii (z domu Becu) Januszewskich do Józefa Mianowskiego (1829-1837) - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Listy Teofila i Hersylii (z domu Becu) Januszewskich do Józefa Mianowskiego (1829-1837) - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 410 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SŁO­WO WSTĘP­NE.

Pani Sa­lo­me­ja z Ja­nu­szew­skich, wdo­wa po Eu­ze­bju­szu Sło­wac­kim, pro­fe­so­rze li­te­ra­tu­ry pol­skiej na uni­wer­sy­te­cie wi­le­ńa­kim, mat­ka Jul­ju­sza, we­szła w po­wtór­ne związ­ki mał­żeń­skie z drem Au­gu­stem Bécu, w 1818 r., pro­fe­so­rem me­dy­cy­ny na tym­że uni­wer­sy­te­cie i w Sierp­niu te­goż roku prze­nio­sła się wraz z syn­kiem swo­im do Wil­na.

Mał­żeń­stwo to wpły­nę­ło sil­nie na wy­cho­wa­nie, wy­kształ­ce­nie i dal­sze losy po­ety. Nie było ono wy­pad­kiem w ży­ciu jego szczę­śli­wym, gdyż wspo­mnie­nie oj­czy­ma pio­ru­nem śmier­tel­nie ra­żo­ne­go i uwiecz­nio­ne­go w III czę­ści "Dzia­dów", było po­wo­dem nie­jed­nej dla Sło­wac­kie­go go­ry­czy i za­wi­sło na sza­li jego prze­zna­czeń. Mał­żeń­stwo to jed­nak uro­bi­ło in­a­czej jego sto­sun­ki ro­dzin­ne, gdyż oprócz opie­ki męz­kiej, któ­rą za­pew­niał oj­czym, przy­by­ły mu dwie, star­sze od nie­go, sio­stry przy­bra­ne, któ­re po­ko­cha­ły go czu­le, jak bra­ta ro­dzo­ne­go. Były to: Alek­san­dra i Her­sy­lia Béca, ko­bie­ty pięk­ne, do­bre, ła­god­ne i wy­kształ­co­ne.

O pierw­szej z nich po­wia­da Ant. Edw. Ody­niec, że ja­śnia­ła peł­nym bla­skiem uro­dy, łą­cząc ze wspa­nia­łą po­sta­wą Pal­la­dy wdzięk ty­po­wej pol­skiej pięk­no­ści, błę­kit­no­okiej, po­god­nej, ła­god­nej, gdy młod­sza jej sio­stra, Her­sy­lia, od­zna­cza­ła się prze­ciw­nie ty­pem ra­czej wschod­nim na wzór ja­kiejś gre­czyn­ki czy arab­ki.

Te ko­bie­ty, wśród któ­rych wzrósł i wy­cho­wał się Sło­wac­ki, za­li­cza we "Wspo­mnie­niach" swo­ich, skłon­ny zresz­tą do za­chwy­tu Ody­niec, do naj­po­etycz­niej­szych dusz w ów­cze­snem spo­łe­czeń­stwie Wi­leń – skiem, do naj­świa­tlej­szych umy­słów w sfe­rze naj­tkliw­szych uczuć i po­jęć naj­szla­chet­niej­szych, opro­mie­nio­nych wdzię­kiem przy­ro­dzo­nej do­bro­ci i es­te­tycz­nych form wyż­sze­go świa­ta.

Nic dziw­ne­go, że w oko­ło ta­kich pa­nien gro­ma­dził się chęt­nie cały ów­cze­sny świat li­te­rac­ki wi­leń­ski: Adam Mic­kie­wicz, An­to­ni Go­rec­ki, Ju­lian Kor­sak, An­to­ni Ody­niec, Ka­rol Sien­kie­wicz, Eu­sta­chy Ja­nusz­kie­wicz, Lu­dwik Szpit­na­giel, Alek­san­der Chodź­ko i wie­lu in­nych. Uro­cze pan­ny Bécu mu­sia­ły być przed­mio­tem wes­tchnień i ta­jo­nej mi­ło­ści nie­jed­ne­go z tych mło­dych po­etów. Lu­dwik Szpit­zna­giel, przy­ja­ciel ser­decz­ny Sło­wac­kie­go, upa­mięt­nio­ny przez nie­go w po­ema­cie "Go­dzi­na my­śli", ko­chał się po­dob­no w pan­nie Alek­san­drze, o któ­rej znów Chodź­ko po­wie­dział:

Nie pa­trzaj­cie na Ole­się,

Kie­dy ma oczy spusz­czo­ne,

Ale gdy oczy pod­nie­sie,

Nie pa­trzaj­cie na Ole­się.

Lecz praw­dzi­wie szczę­śli­wa była mi­łość Her­sy­lii i star­sze­go bra­ta pani Bécu, Teo­fi­la Ja­nu­szew­skie­go, któ­ry z ama­tor­stwa zaj­mu­jąc się ma­lar­stwem, prze­miesz­ki­wał czas pe­wien w Wil­nie. Było to uczu­cie sil­ne, dłu­go­trwa­łe i na wza­jem­no­ści opar­te. "Ja­sio – brat nie­gdyś ba­wią­ce­go w Wil­nie Teo­fi­la, pi­sze w "Pa­mięt­ni­ku" swo­im Sło­wac­ki(1) – od­krył, że mi­łość dla tego ostat­nie­go w Her­sy­lii za­wsze trwa­ła i na­pi­sał o tem do Teo­fi­la. " Wi­dząc zaś groź­ny stan zdro­wia pani Bécu, któ­ra wów­czas czę­sto cho­ro­wa­ła, Jan Ja­nu­szew­ski przy­spie­szył mał­żeń­stwo mię­dzy nie­mi. Do Wil­na przy­je­chał z Krze­mień­ca Teo­fil z mat­ką swo­ją, Alek­san­drą Ja­nu­szew­ską i ślub od­był się dnia 30 kwiet­nia st… st. 1827 r.

Wie­lu kon­ku­ren­tów, jak pi­sze pani Bécu w nie­wy­da­nych jesz­cze li­stach do Odyń­ca, mia­ła też Alek­san­dra Bécu, lecz szczę­ście swo­je zna­la­zła w Wil­nie, od­daw­szy rękę dr. Jó­ze­fo­wi Mia­now­skie­mu, któ­ry już na uni­wer­sy­te­cie wi­leń­skim zwra­cał uwa­gę przez wy­bit­ne zdol­no­ści swo­je i po­wo­ła­nym był na asy­sten­ta Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go przy kli­ni­ce uni­wer­sy­tec­kiej.

W koń­cu swej ka­ry­ery był on rek­to­rem Szko­ły Głów­nej, war- – (1) "Prze­gląd pol­ski", li­piec, 1879 r.

szaw­skiej, tej wszech­ni­cy, któ­ra acz­kol­wiek li­czy­ła tyl­ko siedm lat ist­nie­nia, lecz świet­ne­mi gło­ska­mi za­pi­sa­ła się w dzie­jach umy­sło­wo­ści na­szej. Każ­dy z nas pa­mię­ta za­pew­ne tę wy­nio­słą, sym­pa­tycz­ną po­stać, tego przy­ja­cie­la mło­dzie­ży i przez mło­dzież tak uwiel­bia­ne­go. Imię jego żyć bę­dzie za­wsze i ja­śnieć na naj­pięk­niej­szych kar­tach w dzie­jach oświa­ty i li­te­ra­tu­ry pol­skiej, ono bo­wiem zwią­za­ne jest z jed­na z naj­pięk­niej­szych in­sty­tu­cyj na­szych: Kasą po­mo­cy jego imie­nia dla osób, pra­cu­ją­cych na polu na­uko­wem.

Wów­czas, gdy Mia­now­ski że­nił się z pan­ną Bécu, był to wy­so­ki bru­net, co­kol­wiek łysy, twa­rzy ścią­głej, wy­ra­zi­stej, cery śnia­dej, któ­ry przy obej­ściu nad­zwy­czaj uprzej­mem i sym­pa­tycz­nem, jed­nał so­bie wszę­dzie przy­ja­ciół. Po za­mknię­ciu uni­wer­sy­te­tu w Wil­nie, był on na­stęp­nie pro­fe­so­rem tam­tej­szej aka­de­mii me­dy­ko-chi­rur­gicz­nej, a w roku 1840 prze­niósł się do Pe­ters­bur­ga, gdzie cie­szył się wiel­ką prak­ty­ką w naj­wyż­szych sfe­rach to­wa­rzy­skich; wkrót­ce też po­wo­ła­no go na le­ka­rza Dwo­ru Ce­sar­skie­go. W roku 1860 otrzy­mał eme­ry­tu­rę, opu­ścił Pe­ters­burg i prze­niósł się do Włoch, zkąd na­stęp­nie mar­gra­bia Wie­lo­pol­ski za­we­zwał go na rek­to­ra Szko­ły Głów­nej war­szaw­skiej.

Teo­fil Ja­nu­szew­ski z żoną, po ślu­bie, po­wró­cił do Krze­mień­ca, gdzie zaj­mo­wał po­sa­dę bu­chal­te­ra przy ów­cze­snem Li­ceum, a Mia­now­scy prze­by­wa­li w Wil­nie.

Z tego ty­tu­łu po­wi­no­wac­twa za­wią­za­ła się mię­dzy Ja­nu­szew­skie­mi a Mia­now­skim w 1829 r. ko­re­spon­den­cya, któ­ra trwa­ła za­pew­ne do chwi­li przy­mu­so­we­go wy­jaz­du w 1838 roku w głąb Ro­syi, Teo­fi­la Ja­nu­szew­skie­go po­są­dzo­ne­go o udział w spra­wie Ko­nar­skie­go.

Na tle drob­nych na po­zór wy­pad­ków co­dzien­ne­go ży­cia i róż­nych spraw fa­mi­lij­nych, któ­re w tych li­stach są opi­sa­ne, prze­bi­ja­ją tam nie­jed­no­krot­nie spra­wy waż­niej­sze, ogól­niej­sze­go zna­cze­nia. Czy­tel­nik znaj­dzie mnó­stwo szcze­gó­łów o zwi­nię­ciu Li­ceum krze­mie­niec­kie­go, o lo­sach jego zbio­rów i bi­blio­tek, o ich prze­nie­sie­niu do Ki­jo­wa. Za­wie­ra­ją nad­to li­sty owe do­sad­ną cha­rak­te­ry­sty­kę osób, któ­re w nich wy­stę­pu­ją i są po­nie­kąd przy­czyn­kiem do ów­cze­snej hi­sto­ryi oby­cza­jów i ję­zy­ka to­wa­rzy­skie­go. Mają one nad­to pew­ną war­tość i z in­nych wzglę­dów. Oso­by w nich wy­stę­pu­ję­ce, to naj­bliż­sze i naj­ser­decz­niej­sze oto­cze­nie jed­ne­go z naj­więk­szych po­etów: Jul­ju­sza Sło­wac­kie­go. Ów Teo­fil, Her­syl­ka, dzia­du­nio, ba­bu­nia tak go­rą­co wspo­mi­na­ni w ka – żdyrn z jego li­stów do mat­ki; mia­sto i ów dom w tych li­stach czę­sto opi­sa­ne, – to wszyst­ko sta­no­wi ro­dzin­ne gniaz­do po­ety. Te szcze­gó­ły za­tem kre­ślą nam dzie­je ro­dzi­ny Sło­wac­kie­go, po jego wy­jeź­dzie z Krze­mień­ca do War­sza­wy w 1829 r. Są one więc nie­ja­ko ko­men­ta­rzem do jego cen­nych li­stów do mat­ki z owej epo­ki, a li­sty Ja­nu­szew­skich do Mia­now­skie­go ze wspól­ne­go po­by­tu z Jul­ju­szem we Wło­szech, są ma­te­ry­ałem uzu­peł­nia­ją­cym tę mało zna­ną epo­kę w ży­ciu po­ety. Ko­re­spon­den­cya owa za­wie­ra wresz­cie licz­ne do­pi­ski mat­ki Sło­wac­kie­go, oraz do­pi­ski po raz pierw­szy może wy­stę­pu­ją­cej w li­te­ra­tu­rze bab­ki po­ety, owej ba­bu­ni, spo­czy­wa­ją­cej pod cie­niem cze­re­szen­ki na ci­chym, krze­mie­niec­kim cmen­ta­rzu.

W smęt­nych ma­rze­niach swe­go ży­cia, Sło­wac­ki czę­sto­kroć za­bie­gał my­ślą do tego gro­bu i pra­gnął prze­spać snem nie­prze­spa­nym przy mo­gi­le tej uko­cha­nej…

List Her­sy­lii Ja­nu­szew­skiej bez daty i pod­pi­su.

(1829 r.)(1)

Sta­nę­li­śmy w Ja­no­wie o dwu­na­stej na po­pas. Jesz­cze kil­ka mil mam zro­bić, ale, że ani ży­dzi, ani ja nie wie­my pew­nie, gdzie nam sza­bas wy­pad­nie, cze­kać Cie­bie będę w Lu­bie­szo­wie(2), to jest przez cały po­nie­dzia­łek, a we wto­rek ni­szę da­lej, kie­dy się Cie­bie nie do­cze­kam. Nie ufam To­bie i boję się, że­byś pro­jek­tu nie zmie­nił. Do­pę­dzaj mnie pręd­ko, bo im bli­żej je­stem Krze­mień­ca, tem więk­sza nie­cier­pli­wość. Je­że­li z Lu­bie­szo­wa wy­ja­dę sama, nie do­cze­kaw­szy się Cie­bie, będę się co mo­ment oglą­dać, bo po­wi­nie­neś nas do­pę­dzić. Me­la­sia(3) zdro­wa, sama pi­sze do wu­jasz­ka. Ad­res: Mr. Mia­now­ski.

d. 28 sierp­nia 1829 r.

Krze­mie­niec.

Ko­cha­ny Pa­nie Jó­ze­fie!

Z Wer­by(4) je­cha­łeś po Ce­sar­sku, te bo­wiem ko­nie, co cię wio­zły, w Mły­no­wie mia­ły pójść w za­prząż do po­jaz­du W. X. He­le­ny i dla – (1)Wy­ra­zy w klam­ry uję­te do­da­ne są przez wy­daw­cę tych li­stów.

(2) Mia­stecz­ko i do­bra nie­gdyś w wo­je­wódz­twie brze­skiem, obec­nie w po­wie­cie piń­skim, nad rze­ką Stru­mie­niem albo Sto­cho­dem, przy go­ściń­ca pocz­to­wym, wio­dą­cym z Piń­ska na Wa­łyń do Rów­ne­go i Lac­ka.

(3) Có­recz­ka Teo­fi­la i Her­sy­lii Ja­nu­au­szew­skieh, któ­rą, z po­wo­du jej ta­len­ta po­etyc­kie­go, Sło­wac­ki w li­stash do mat­ki po­rów­ny­wał z Ur­szul­ką Ko­cha­now­ską.

(4) Mia­stecz­ko nad Ikwą w pow. du­bień­skim, przy li­nii dr. żel… po­łód… – za­chod­nich.

tego to po­sty­lio­ni tak świe­żo wy­stą­pi­li. Dziś mu­sisz już do­bie­gać do kre­su, a ju­tro pew­nie sta­niesz; cóż kie­dy w pią­tek do­pie­ro o 10 zo­ba­czysz Ole­się(1), chy­ba­byś rano ha­ła­sem i stu­kiem zmu­sił ją do wcze­śniej­sze­go wsta­nia. My tu tak, ja­kieś nas od­je­chał, Me­lan­ka tyl­ko zdrow­sza i Her­syl­ka usta­ła pła­kać. Roz­my­śla­li­śmy, po­wra­ca­jąc z Wer­by, nad pra­wem ko­łem u przo­du w bry­ce two­jej – je­że­li do­cią­gnę­ło do pia­sków, to i da­lej po­szło, je­że­li zaś pę­kło, to cię o grzech śmier­tel­ny przy­pra­wi­ło, boś mu­siał kląć i prze­kli­nać. No ale w tej chwi­li, to jest kie­dy to czy­tasz, już – je­steś za­do­wol­nio­ny, a tru­dy po­dró­ży w nie­pa­mięć po­szły. Odda ci ni­niej­sze Pit­sch­man, syn na­uczy­cie­la ry­sun­ków w Krze­mień­cu(2), je­dzie na me­dy­ka o swo­im kosz­cie, a ro­dzi­ce przez nas pro­szą, abyś pa­trzył na nie­go cza­sem. Nie od­mó­wisz i temu swo­ich wzglę­dów, bo kie­dy wi­sieć, to za obie nogi, jak mó­wią, a już i tak nada­wa­li­śmy To­bie pu­pi­lów. Pi­szę w łóż­ku złem pió­rem, ale do­brem ser­cem, ści­skam Cię i ży­czę wszel­kich dóbr ziem­skich, jed­nak­że tyle tyl­ko, ile się one zba­wie­niu Twe­mu prze­ciw­ić nie będą. Bądź zdrów i miej nas w przy­ja­znej pa­mię­ci.

Teo­fil Ja­nu­szew­ski.

Wró­ci­łam; do po­ko­ju. Uprzej­me wy­glą­da­nia z brycz­ki tych pa­nów a Two­je po­że­gna­nie miłe i czu­łe, dłu­go mi sta­ły w pa­mię­ci. Du­am­łam i za­sta­na­wia­łam się nad tem sło­wem, że­by­śmy ra­zem być mo­gli choć kie­dy w ży­ciu; po­psu­ło mi to hu­mor, nie we­so­ła by­łam, kie­dym Was że­gna­ła, smut­niej­sza jesz­cze, kie­dym roz­my­ślać za­czę­ła nad nie­po­do­bień­stwem wi­dze­nia, a tem bar­dziej jesz­cze miesz­ka­nia w jed­nem miej­scu. Me­lan­ka była głów­ną przy­czy­ną mo­ich ócz za­pła­ka­nych, któ­re Cię może dzi­wi­ły, ale i to nie mało się przy­czy­nia­ło, że Was może nie pręd­ko zo­ba­czę. Cią­gle z Teo­fi­lem mó­wi­my o Was, wy­sta­wia­my gdzie je­ste­ście. Wiem o tem, że pani Racz­kow­ska zro­bi­ła wra­że­nie na panu Wła­dy­sła­wie, wiem, że ubiór ele­ganc­ki po­sty­lio­na po­do­bał się panu Hen­ry­ko­wi, wiem i to, żeś się pan py­tał Teo­fi­la, dla­cze­gom pła­ka­ła; wiem wszyst­ko, bom się o wszyst­ko py­ta­ła i cie­szy­łam się, że bu­maż­ki na­go­to­wa­ne dla Be­cha zo­sta­ły w pu­la­re­sie. Mło­dy Pit­sch­man – (1) Alek­san­dra, żona Jó­ze­fa Mia­now­skie­go.

(2) Jó­ze­fa Pit­sch­ma­ca, zna­ko­mi­te­go w owym cza­sie ma­la­rza.

bie­rze nasz list, szko­da, że nie pręd­ko bę­dzie go mógł od­dać Ole­si, bo chy­ba wten­czas, jak wró­ci do Wil­na. Mniej­sza o to, wszak­że, wy nam pier­wej do­nie­sie­cie o przy­jeź­dzie. Pro­si­ła mnie mat­ka Pit­sch­ma­na, że­bym za nim pi­sa­ła do pana, pro­sząc, abyś na nie­go miał oko, ma się ro­zu­mieć ła­ska­we, jak moż­na po­kry­wa­ją­ce pu­sto­ty mło­do­ści. Ma być do­bry chło­piec. (1) Koń­czę, bo jesz­cze mam pi­sać do Ole­si. Niech pan przyj­mie ży­cze­nia naj­szczer­sze tego, cze­go sam naj­moc­niej pra­gnie.

Her­sy­lia.

Przy­pi­sek Teo­fi­la Ja­nu­szew­skie­go.

PP. Wła­dy­sła­wa i Żoł­nie­rza uści­śnij za mnie.

Ad­res:

á Mon­sieur

Mon­sieur Jo­seph Mia­now­ski

Do­cteur en Me­de­ci­ne a Vil­na.

Mia­now­skie­mu.

d. 1 grud­nia 1829 r.

Krze­mie­niec.

Na cóż te unie­win­nie­nia, ko­cha­ny P. Jó­ze­fie? Dla­cze­go lę­kasz się, że­by­śmy cię nie mie­li za spraw­cę cier­pień Ole­si; praw­da, nie zna­my się tyle, że­by­śmy jed­ni na dru­gich po­le­gać mo­gli, i to tyl­ko wy­mó­wić Cie­bie może, iż nas uwa­żasz za ob­cych pra­wie, że przed nami uspra­wie­dli­wiasz po­stę­po­wa­nie swo­je; ale jak da­le­ko mi­nę­li­śmy się w zda­niu! Ty po­wia­dasz, że z two­jej przy­czy­ny Ole­sia cier­pi, my za­wsze, za­wsze mó­wi­my, że dla niej i przez nią wy­sta­wio­ny je­steś na bo­le­sne prze­pra­wy. Wie­rzaj, ko­cha­ny Szwa­gier­ku, ze­msta tych, któ­rych za swo­ich uwa­żasz nie­przy­ja­ciół, wy­mie­rzo­na była prze­ciw Ole­si, prze­ciw niej jed­nej. Wie­dzie­li do­brze, zkąd ude­rzyć, uda­ło się im. Cóż ro­bić; niech to nie zra­ża was, wy­trwaj­cie, a Bóg od­mie­ni wszyst­ko. Nie moż­na prze­wi­dzieć, kie­dy się po­myśl­nie dla was to wszyst­ko ukoń- – (1)Jó­zef Pit­sch­man, uczęsz­czał na uni­wer­sy­tet wi­leń­ski, a na­stęp­nie w aka­de­mii tam­tej­szej uzy­skał w r. 1835 sto­pień le­ka­rza.

czy; wresz­cie w po­wi­kła­niu te­raź­niej­szem nie po­dob­na upa­trzyć zmia­ny na lep­sze, ale mamy na­dzie­ję, że kie­dyś uży­je­cie szczę­ścia. Po­trze­ba tyl­ko szu­kać środ­ków przy­spie­sze­nia go. Od­da­lo­ny, obcy zu­peł­nie bie­go­wi in­te­re­sów wyż­szych, nie wiem na­wet jak wam ra­dzić. Po wró­cić kosz­ta fun­du­szo­wi by­ło­by naj­pro­ściej i naj­le­piej, ale zda­je mi się, że za­padł ukaz, za­bra­nia­ją­cy tego środ­ka, więc szu­kaj­my da­lej Po­dadź się w po­wiat (!). Ale te­raz po­trze­bu­ją, me­dy­ków do ar­mii dzia­ła­ją­cej, wy­szłą tam, gdzie byś nie ży­czył sam je­chać, tem bar­dziej Żony pro­wa­dzić. Wresz­cie cier­pli­wość do kil­ku lat, ale ten ostat­ni śro­dek naj­cięż­szym jest ze wszyst­kich, bo ocze­ki­wa­nie dało mi się tak­że we zna­ki. My­śle­li­śmy o tem wszyst­kiem nie­raz, nie­raz wy by­li­ście przed­mio­tem na­szych fa­mi­lij­nych na­rad, bo wszy­scy uwa­ża­my was za dzie­ci na­szej ro­dzi­ny. Wresz­cie może się zmie­ni po nie­dłu­gim prze­cią­gu, może Ci tyl­ko chcie­li dać uczuć; więc ze wszyst­kie­go naj­lep­sze wy­trwa­nie.

dnia 9 grud­nia 1829 r.

Prze­szko­dy nie­prze­wi­dzia­ne nie po­zwo­li­ły nam wy­słać tego li­sta pod datą po­wyż­szą. Ale prze­szko­dy te były z ga­tun­ku we­so­łych, bo wie­czo­ry spa­ce­ry i t… p. Wczo­raj przy­je­chał tu Gro­chol­ski(1) z za­gra­ni­cy, to jest z Pa­ry­ża, zo­sta­wił tam Ga­łę­zow­skie­go(2), któ­ry rad­by po­wró­cić do kra­ju, bo mu zdro­wie nie słu­ży. Zo­sta­wił i Klem­bow­skie­go(3) za­mie­rza­ją­ce­go udać się do Włoch.

Da­ruj Jó­ze­fie, że nie pi­szę wię­cej, dziś bo­wiem oprócz expe­dy­cyi pocz­to­wych, mam jesz­cze ro­bót­kę w ka­sie. Że­gnam Cię, nie żą­dam, że­byś mnie ko­niecz­nie, chcąc nie chcąc, ko­chał, pra­gnę tyl­ko, że­byś mi się wy­wza­jem­nił i że­byś mnie miał za tak po­czci­we­go, jak ja mam Cie­bie. Bądź­cie zdro­wi.

Teo­fil.

–- (1) Jó­zef Gro­chol­ski, wy­cho­wa­niec szko­ły krze­mie­niec­kiej, na­stęp­nie pre­zes sądu su­mien­ne­go w gub… po­dol­skiej.

(2) Se­we­ryn Ga­łę­zow­ski ( ur. 1801 f w Pa­ry­żu 1878). Prof… chi­rur­gii w uni­wer­sy­te­cie wi­leń­skim, wal­czył w 1831 r., zna­ko­mi­ty le­karz i oby­wa­tel kra­ju.

(3) Bo­na­wen­tu­ra Klem­bow­ski na­uczy­ciel ry­sun­ków w szko­le krze­mie­niec­kiej.

d. 20 sierp­nia 1830 r.

Krze­mie­niec.

Ko­cha­ny pa­nie Jó­ze­fie!

Oba je­ste­śmy na tor­tu­rach. Ty, cze­ka­jąc chwi­li sta­now­czej szczę­ścia, ja, cze­ka­jąc Żony i dziec­ka. Ty przy­najm­niej wi­du­jesz czę­to swój przed­miot, ja dwa mie­sią­ce roz­łą­czo­ny z moim. nie wiem na­wet, kie­dy go zo­ba­czę, bo mie­li wró­cić na 15, do­tąd ich nie­ma. Nie pi­szą, dla­cze­go? więc za­pew­ne cho­rzy, po­ża­łuj­cie mnie i życz­cie, że­bym nig­dy przez tak drę­czą­ca nie­spo­koj­ność nie prze­cho­dził.

Jesz­cze jed­ne­go w two­ją opie­kę od­da­je­my, jest to syn przy­ja­ciół na­szych, lu­dzi do­brych, któ­rzy nam na­wet po­ma­ga­li, je­dzie z fun­du­szem; nie na fun­dusz więc, tyl­ko racz spo­zie­rać na jego po­stę­po­wa­nie i skarć, je­że­li po­trze­ba bę­dzie. Czu­ję, że nad­to się to­bie przy­krze­my, ale od­ma­wiać po­mo­cy nie moż­na tam, gdzie za­cho­dzą związ­ki przy­jaź­ni. Pro­si­my Cie­bie, ko­cha­ny Jó­ze­fie, opie­kuj się od­daw­cą Alek­san­drem Jar­kow­skim(1), któ­ry pierw­szy raz z pod opie­ki ro­dzi­ców wy­cho­dzi, od­da­la się od nich i bez do­świad­cze­nia pusz­cza się w świat. Kie­dyś Bóg na dzie­ciach Two­ich od­pła­ci To­bie pie­czo­ło­wi­tość dla dzie­ci cu­dzych, kie­dyś my uści­śnie­my Cie­bie za to, co na na­szą proś­bę ro­bisz.

Pi­suj cza­sem, a przy­najm­niej przy­pi­suj się w li­stach Ole­si. Zrób tę przy­jem­ność Her­syl­ce, któ­ra w Ole­si ma całą ro­dzi­nę te­raz, dla któ­rej wszyst­ko, co Ole­sia ko­cha, co jej szczę­ście sta­no­wi, jest mi­łem, ko­cha­nem.

Cze­ka­my was za­wsze, bo spo­dzie­wa­my się, że do Mamy na Krze­mie­niec żonę wieźć bę­dziesz. Uści­śnie­my Cię jako do­bre­go, jako życz­li­we­go, jako sta­no­wią­ce­go całe szczę­ście na­szej Ole­si. – Ko­chać nas mu­sisz ko­niecz­nie. Bo tego pra­gnie­my, bo two­ja do­broć nie od­mó­wi pew­nie tej po­cie­chy życz­li­wym so­bie. Bądź zdrów, po­zdrów Ba­liń­skich(2), Śnia­dec­kim(3) usza­no­wa­nie. Ukło­ny Ja­ro­sze­wi­czom(4)

Teo­fil.

–- (1)Wol­ny słu­chacz uni­wer­sy­te­tu wi­leń­skie­go, ukoń­czył na­stęp­nie aka­de­mię tam­tej­sza ze stop­niem le­ka­rza w 1835 r.

(2)Mi­cha­łów.

(3)Ro­dzi­na Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go.

(4)Dwóch było le­ka­rzy tego na­zwi­ska w Wil­nie: Jó­zef i Jul­jan.

Me­lan­ka od 1 sierp­nia do 6 mia­ła 3 pa­rok­sy­zmy fe­bry, bez za­zię­bie­nia; od­tąd nie wiem, co się z nią dzie­je bo 21 mil od­da­le­ni. Bie­da, bie­da, ko­cha­ny Jó­ze­fie, żeby już za­koń­czy­ła się nie­spo­koj­ność moja ich po­wro­tem.

Ad­res: Mon­sieur Jo­sepn

Mia­now­ski

Do­cteur en Me­de­ci­ne a Vil­na.

d. 3 czerw­ca 1832 r.

Krze­mie­niec.

Do­tknię­ty je­steś bo­le­śnie, ko­cha­ny Jó­ze­fie, tak krót­kie po­ży­cie z tyle do­brą oso­bą, tak pręd­ko za­koń­czo­ne szczę­ście two­je, jej ży­cie, któ­re­go do­pie­ro pra­wie za­czę­ła uży­wać. Jó­ze­fie, ze łza­mi roz­my­ślam o tem. Tem bar­dziej dzie­lę twój smu­tek, że sam do­tknię­ty by­łem może na­wet bo­le­śniej. Brat, z któ­rym na­dzie­je, za­mia­ry, sło­wem przy­szłość całą moją po­łą­czy­łem, nie żyje, a jesz­cze jak skoń­czył! (1) Żona jego w okrop­nym sta­nie, ju­tro wy­jeż­dżam do niej w tej my­śli, aby ją do Krze­mień­ca spro­wa­dzić. Stan jej bo­wiem zbli­ża­ją­cy się do tego, jaki Ole­sia na­sza prze­by­ła, jest za­trwa­ża­ją­cy; rad­bym, żeby była pod cią­głem okiem le­ka­rzy, wresz­cie po­trze­ba dla niej roz­tar­gnie­nia, któ­re­go na wsi mieć nie może i nie chce, bo żad­nych per­swa­zyi nie słu­cha, od­wie­dzin nie przyj­mu­je; sama so­bie zo­sta­wio­na, bo brat jesz­cze nie smo­że osiąść, cho­ciaż jest w kra­ju, mat­ka cały cię­żar in­te­re­sów dźwi­gać musi. Sło­wem, li­cha to po­cie­cha, ko­cha­ny Jó­ze­fie, że są rów­nie bied­ni, na­wet bied­niej­si od nas, ale le­piej do niej się uciec, niż wszel­kiej od­rzu­cić. Za­pew­ne z Her­syl­ką przy­je­dziesz, prze­ko­nasz się, że c sprzy­ja­my, że ra­dzi­by­śmy, aże­byś część przy­wią­za­nia przy­najm­niej tego, z ja­kiem by­łeś dla Ole­si, na nas zwró­cił. Ko­cha­ny Jó­ze­fie, – tyś się za­cią­gnął do szczu­płej na­szej ro­dzi­ny, te­raz, kie­dy się ona co­raz -

* Jan Ja­nu­szew­ski, za­bi­ty przez wło­ścian w po­wsta­niu po­dol­skiem, d. 23 maja st… at. 1831 r., ma­jąc lat 33. Żona jego Ju­lia z Mie­hal­skich prze­nio­sła się po śmier­ci męża wraz z syn­kiem swo­im, Sta­siem, do Krze­mień­ca.

umniej­sza, wę­zły ja­kie ją, łą­czy­ły po­win­ny co­raz się zbli­żać, ście­śniać się co­raz. Uwa­żaj nas za naj­lep­szych przy­ja­ciół, bo my­śmy ci win­ni krót­kie, ale praw­dzi­we szczę­ście bied­nej Ole­si – my­śmy ci za nią obo­wią­za­ni. Dzię­ku­ję ci za tro­skli­wość o mo­ich, o moją Syl­kę, rad­bym was już uści­snąć, a tu tak się skła­da­ją rze­czy, że może mnie nie za­sta­nie­cie, lu­boć nad 8 dni dłu­żej nie za­ba­wię, bo nie mogę – co chwi­la bo­wiem może przyjść roz­kaz wzglę­dem ra­chun­ko­wo­ści, gdyż Ly­ceum prze­no­si się do Ki­jo­wa. Po­zwo­lisz, że w two­im umiesz­czę kil­ka słów do Syl­ki, bo i tak małą mam na­dzie­ję, żeby ten list ją, za­stał, po­trze­ba bo­wiem na doj­ście jego 8 dni – tak mi się zda­je, że na­próż­no pi­szę.

Sylu! wy­sy­ła­ny z wodą sal­cer­ską do Wierz­chów­ki(1), dziś rano wró­cił. Mi­cha­lin­ka żąda ko­niecz­nie, że­bym przy­je­chał i to jak naj­spiesz­niej, za­raz więc po sza­ba­sie wy­ja­dę; w in­nym ra­zie nie ty­le­by mnie tu kosz­to­wa­ło, ale spo­dzie­wam się Cie­bie co chwi­la, nie do­cze­kać się i wy­jeż­dżać, to przy­kro. Cho­ciaż bo­wiem pi­szę do was, ale to ro­bię tyl­ko na wszel­ki przy­pa­dek, prze­cu­cie mi bo­wiem po­wia­da, że już je­ste­ście w dro­dze.

Ści­skam Cie­bie, Sylu, cie­bie Me­lan­ko, po­wra­caj­cie zdro­we. Pani Ba­liń­skiej rącz­ki uca­łuj­cie, Jego uści­śnij­cie. Ja­kó­ba i pan­nę Jó­ze­fę ści­skam. Że­gnam Was. Teo­fil.

My tu wszy­scy zdro­wi, Ko­rze­niow­skie­mu(2) wczo­raj koń nogę zła­mał, ale Be­au­pre(3) po­wia­da, że nie masz nie­bez­pie­czeń­stwa – z Mu­rów po­dob­no nas wkrót­ce wy­ru­szą.

Ad­res: a Mon­sieur

Mon­sieur Jo­seph Mia­now­ski, a Vil­no. Rue Ostro­bram­ska ma­ison du Pre­si­dent Żaba.

Stę­pel pocz­to­wy: W Wil­no od Be­kiu, Kre­mie­niec 1835 ju­nia 3 dnia.

–- (1)Mia­stecz­ko nad La­da­wą, do­pły­wem Dnie­stru, w pow. mo­by­low­skim, wła­sność Jó­ze­fa i Ka­ro­li­ny Mi­chab­kich, a dziś Bi­bi­ko­wa. O Wierz­chów­ce znaj­du­je­my wie­lo­krot­ne wzmian­ki w li­stach Sło­wac­kie­go do mat­ki.

(2)Jó­zef Ko­rze­niow­ski, wy­kła­da­ją­cy od 1823 r. li­te­ra­tu­rę pol­ską w li­ceum krze­mie­niec­kiem.

(3)An­to­ni Jó­zef de Be­au­pre ( ur. 1800 zm. 1872 r.) ko­le­ga szkol­ny Ju­liu­sza Sło­wac­kie­go i przy­ja­ciel jego ro­dzi­ny. Zaj­mo­wał się prak­ty­ką le­kar­ską w Krze­mień­cu, ce­nio­ny bar­dzo dla nie­zwy­kłych za­let umy­słu i pra­wo­ści cha­rak­te­ru. Po­zo­sta­ła po nim wdo­wa, p. Se­we­ry­na Be­au­pre, miesz­ka do­tych­czas z dzieć­mi w Kra­ko­wie.

Krze­mie­niec, d. 9 au­gu­sta 1832 r.

Wczo­raj nad spo­dzie­wa­nie moje ode­bra­li­śmy list od Cie­bie, list; ra­zem i od Ja­kó­ba, któ­ry nam do­no­si twój (!) wy­jazd do Li­ba­wy. Jak do­bra wia­do­mość przy li­ście two­im, bo jak­że mar­nie wy­sta­wia­łam so­bie twój po­byt w Wil­nie, ja­kąż mnie ulgę ro­bi­ła myśl, że już w nie­mnie je­steś. Przy­kre wra­że­nie ode­bra­nia li­stu twe­go, gdzie prócz jed­ne­go cha­rak­te­ru nie było naj­mniej­sze­go przy­pi­sku… trwa do­tąd we mnie.

Przy­po­mnie­nie two­je, żeby o niej(1) pa­mię­tać, jak­że było nie w miej­scu, Nie kładź go nig­dy w li­stach swo­ich. Cho­ciaż krót­ko by­łeś z nami i może nie do­syć mia­łeś cza­su do po­zna­nia nas do­brze, jak­kol­wiek­bądź lep­sze po­wi­nie­neś mieć wy­obra­że­nie o nas. Po od­pro­wa­dze­niu two­jem wró­ci­li­śmy do domu wca­le nie w naj­lep­szych hu­mo­rach, a pierw­sze wej­ście moje do po­ko­iku, gdzie jesz­cze wszyst­ko tak było, jak przy to­bie; na­wet łóż­ko za­sła­ne tą koł­drą, dla któ­rej z ta­kiem by­łeś usza­no­wa­niem, tak przy­kre było dla mnie, tak nie­mi­łe, a jasz­cze do tego – łą­czy­ła się i ta myśl, że ty tak nie­wy­god­nie trzę­siesz się na wóz­ku. Nie było chwi­li, że­by­śmy Cie­bie nie wspo­mi­na­li. Mama. Sali(2), Tat­ko, sło­wem wszy­scy, bo po obie­dzie i Pa­weł(3) przy­czy­nił się do tego. Bra­ko­wa­ło tyl­ko Zien­no­wi­cza(4), ale nie po­wi­nie­neś wąt­pić, że wspo­mnie­nie jego za­ka­so­wa­ło­by wszyst­kie inne, prócz mego, jed­nak mogę śmia­ło po­wie­dzieć, nie wspo­mi­na­łam Cie­bie in­a­czej, jak tyl­ko z bo­le­ścią praw­dzi­wą, żem Cię na tak dłu­żo po­że­gna­ła. Brak­nie nam Cie­bie bar­dzo, Teo­fil tak Cię po­lu­bił, Mama nie mówi o To­bie, żeby nie wes­tchnę­ła, nie pła­ka­ła. Do­tąd prócz na­szych, nikt jesz­cze nie wie, żem mia­ła list od Cie­bie, bom się jesz­cze z ni­kim nie wi­dzia­ła. Wszyst­kim oświad­czę ukło­ny two­je.

Te­raz po­wiem Ci, jak się mamy. Tat­ko jed­na­ko­wo, Mama do­brze. My zdro­wi zu­peł­nie, ale Me­lan­ka od ty­go­dnia ma fe­brę taką – (1)O zmar­łej Alek­san­drze.

(2)Mat­ka Ju­liu­sza Sło­wac­kie­go, tak na­zy­wa­na przez syna i w naj­bliż­szem oto­cze­niu swo­jem.

(3)Pa­weł Jar­kow­ski, ce­nio­ny bi­blio­graf, na­uczy­ciel li­ceum krze­mie­niec­kie­go.

(4)Ste­fan Zie­no­wicz wy­kła­dał che­mię i mi­ne­ra­lo­gię w li­ceum krze­mie­niec­kiem sama, jak mia­ła w Wil­nie. Zmi­zer­nia­ła, w złym hu­mo­rze cią­gle i te­raz co mo­ment pra­wie prze­ry­wam pi­sa­nie moje.

Chcia­łam na dzi­siej­sza pocz­tę na­pi­sać do Zosi(1) ale nie­po­dob­na.

Cze­kam od Was li­stu z Li­ba­wy. Wła­śnie w tej chwi­li od­bie­ram kar­tecz­kę od Mamy, pro­si mnie, że­bym Ci się ślicz­nie kła­nia­ła i Ba­liń­skim. Wszy­scy dzię­ku­ją Ci za pa­mięć.

Teo­fil za­pew­ne sam się przy­pi­sze, sie­dzi nad swe­mi ra­chun­ka­mi.

Ja cię że­gnam, bo Me­lan­ka pi­sać mi nie daje. Że­gnam Cię, ży­cząc Ci ser­cem spo­koj­ność!… Myśl o nas, myśl, jak o swo­ich, któ­rzy Cię bar – dzo ko­cha­ją, któ­rzy­by chcie­li, że­byś i ty ko­chał ich co­kol­wiek.

Her­sy­lia.

Zo­siu ko­cha­na, pi­sać nie mogę, ale cię ści­skam z twe­mi dzieć­mi, Na­pisz do mnie z Li­ba­wy, jak ci się ką­pie­le uda­ją, co ro­bisz z Ję­dru­siem, czy też się ką­pie. Kła­niaj mę­żo­wi. Wiem, że Jó­zio (2) ma syna, że się na­zy­wa Hen­ryk, po­win­szuj im ode­mnie.

Do­pi­sek Teo­fi­la Ja­nu­sze­io­skie­go.

Te­raz tu pła­cze cią­głe; przy­je­cha­ła Mi­chal­ska z Sie­rot­ką(3), za­ba­wi czas ja­kiś. Jó­ze­fie! wła­śnie jej przy­jazd wy­padł w porę, bo po two­im wy­jeź­dzie spra­wił nam pe­wien ro­dzaj roz­tar­gnie­nia, cho­ciaż bar­dzo nie­mi­łe­go. Mamy Ci za złe, żeś w Wil­nie dłu­żej nie wy­po­czął, siły swo­je mar­no­tra­wisz tak, jak­byś się miał za że­la­zne­go czło­wie­ka, cho­ciaż z dru­giej stro­ny wpra­wisz się do zno­sze­nia tru­dów po­dró­ży i prze­by­cie kil­ku­dzie­się­ciu mil do nas, bę­dzie dla Cie­bie frasz­ką. Po kil­ku dniach ode­tchnie­nia zno­wu za­sia­dam do pra­cy, spo­dzie­wa­ny bo­wiem do Krze­mień­ca Fi­ła­tiew, za­pew­ne dla urzą­dze­nia na­szej szko­ły, o by­cie któ­rej nic do­tąd nie wy­rze­czo­no sta­now­cze­go.

Ja­kób opi­sy­wał nam, ja­kie­ście ob­cho­dzi­li uro­dzi­ny wnu­ka p. Ję­drze­ja Śnia­dec­kie­go. "In­nym Bóg daje, a nam nie" – po­wie­dzia­ła Her­syl­ka, ale bez żad­nej za­wi­ści, bo już się prze­ję­ła zda­niem, czę­sto prze­zem­nie po­wta­rza­nem: wie Bóg, co robi. Ta­ba­ki jesz­cze nie do­sta­wio­no, ale pew­nie ją mieć będę i wy­szlę tak, ja­keś żą­dał i wierz, że do- – (1)Zo­fia ze Śnia­dec­kich Mi­cha­ło­wa Ba­liń­ska, żona hi­sto­ry­ka.

(2)Jó­zef Śnia­dec­ki, syn Ję­drze­ja.

(3)Ka­ro­li­na Mi­chal­ska, mat­ka Ju­lii ze Sta­siem, sy­nem Jana Ju­nu­szew­skie­go.

go­dze­nie to­bie bę­dzie dla mnie rów­nie praw­dzi­wą przy­jem­no­ścią, jak gdy­bym so­bie do­go­dził.

Wszy­scy Cię uprzej­mie po­zdra­wia­my. Ba­liń­skim przy­ja­zne ukło­ny. Jó­ze­fie, wy­glą­da­my Cie­bie w Krze­mień­cu.

Teo­fil.

Do­pi­sek .

Włó­czek róż­nych ko­lo­rów, byle w do­brym ga­tun­ku, kup dla Her­syl­ki do ro­bót kan­wo­wych, tyl­ko wy­bie­ra­jąc z cie­nia bierz naj­wię­cej po 5 spad­ków ko­lo­rów i tak, aby ko­lor od ko­lo­ru, czy­li spa­dek je­den od dru­gie­go dość znacz­nie od­bi­jał. Wresz­cie za­się­gnij rady p. Ba­liń­skiej.

Bar­dzo ci dzię­ku­ję, Jó­ze­fie, za pa­mięć, wie­rzaj, że poj­mu­ję rów­nie jak wszy­scy, do­brze cię, zna­ją­cy, twój stan obec­ny, lecz któż na tej zie­mi jest szczę­śli­wym? dla­te­go two­je nie­szczę­ście nie bierz względ­nie do sie­bie sa­me­go, ale po­rów­ny­waj z in­nych lu­dzi po­ło­że­niem, a prze­ko­nasz się, że wszę­dzie pra­wie cier­pie­nia są udzia­łem lu­dzi.

Be­au­pre.

Ad­res:

á Mon­sieur

Mon­sieur Jo­seph Mia­now­ski a Li­bau

See-Stras­se bei Mül­ler

Kur­landz­koj gu­ber­nii w Li­ba­wu

Stę­pel pocz­to­wy: Kre­mie­niec 1832, aw­gu­sta 8 dnia.

Po­łu­cze­no: Li­ba­wa, 23 aw­gu­sta 1832

d. 26 au­gu­sta 1832 r.

Krze­mie­niec:
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: