Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Literacki i polityczny spadek po A. Wielopolskim - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Literacki i polityczny spadek po A. Wielopolskim - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 274 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I.

Śmierć pra­wie nig­dy nie przy­cho­dzi w porę i naj­dłu­żej każe na sie­bie cze­kać tym wła­śnie, dla któ­rych by­ła­by ona jako naj­bar­dziej mi­ło­ści­wa pani. Do licz­by tych ostat­nich na­le­żał nie­za­prze­cze­nie mar­gra­bia Alek­san­der Wie­lo­pol­ski, po zej­ściu z wi­dow­ni po­li­tycz­nej w 1863 roku. Czar­na me­lan­cho­lia, w któ­rą był za­padł jesz­cze przed od­jaz­dem z War­sza­wy, od­dzia­ły­wa­nie mo­ral­nych cier­pień na fi­zycz­ny or­ga­nizm, atak apo­plek­tycz­ny w 1866 r., nad­mia­rem cier­pień spro­wa­dzo­ne usi­ło­wa­nie sa­mo­bój­stwa, prze­ra­ża­ją­ce w tak ener­gicz­nym i tak re­li­gij­nym czło­wie­ku, wresz­cze 11 lat po­wol­ne­go ko­na­nia w od­osob­nie­niu od świa­ta, w ni­czem nie prze­ry­wa­nej roz­pa­czy – to wszyst­ko ra­zem wzię­te za cięż­kie, jako brze­mię, na jed­nost­kę, cho­ciaż­by ko­lo­sal­nych roz­mia­rów. Mar­gra­bia wie­dział, że żywy do oj­czy­zny nie wró­ci (A. Wie­lo­pol­ski, przez A. Li­sic­kie­go. Kra­ków 1878. str. 444), że w wiel­kiej wal­ce na­ro­do­wo po­li­tycz­nej, w któ­rej całe swe ży­cie po­ło­żył, prze­grał wszyst­kie staw­ki co do jed­nej a "wo­dzo­wie co bi­twy prze­gry­wa­li nie­ma­ją pra­wa prze­cho­dzić do po­tom­no­ści" (I. 447). Wie­lo­pol­skie­mu na­wet po ka­ta­stro­fie nie za­bra­kło na po­czcie, acz­ko­wiek nie licz­nym, wia­ry jego po­li­tycz­nej spół­wy­znaw­ców; po­sia­dał on tez nie­co lu­dzi fa­na­tycz­nie do oso­by jego przy­wią­za­nych, ale to były kro­ple w mo­rzu, a ci­che gło­sy współ­czu­cia głu­szył pie­kiel­ny kon­cert szy­der­czych śmie­chów nie­przy­ja­ciół imie­nia pol­skie­go i prze­kleństw mio­ta­nych przez ogół roz­na­mięt­nio­nych ro­da­ków Mo­żeb­ność za­po­zna­nia ce­lów i czy­nów dzia­ła­ją­ce­go przez spół­cze­snych wcho­dzić musi w ra­chun­ki każ­de­go wiel­kie­go po­li­ty­ka, któ­ren nie pły­wa jak ko­rek po wierz­chu wy­pad­ków, ale usi­łu­je nad nie­mi za­pa­no­wać i wy­zy­skać je na ko­rzyść swo­jej idei. Wie­lo­pol­ski od daw­na tę mo­żeb­ność ob­li­czył jesz­cze w swych "My­ślach i Uwa­gach" (kwar­tal­nik na­uko­wy kra­kow­ski, wyd. przez Hel­cia 1835 r. prze­dru­ko­wa­ne w Kro­ni­ce Ro­dzin­nej 1878 r. 290): "każ­dy re­zy­gno­wać się na to po­wi­nien, iż od mas­sy, któ­ra drob­ne tyl­ko ato­my pod roz­biór brać umie, bę­dzie nie­po­zna­ny i temu sło­wa­mi nie­za­ra­dzi, tyl­ko roz­wi­nię­ciem swo­ich czy­nów w zu­peł­no­ści" (XXII). Hi­sto­rycz­ny czło­wiek we­dle W., ma pew­ną tyl­ko chwi­lę dzie­jo­wą, kto­rą po­wi­nien w lot po­chwy­cić: "każ­dy w pew­nem tyl­ko prze­si­le­niu się nie­ustan­ne­go ob­ro­tu dzie­jów jest szczę­śli­wy. Im wy­raź­niej od­zna­cza się jego cha­rak­ter, tem bar­dziej wy­łącz­nie pew­nej tyl­ko chwi­li dzie­jów prze­zna­cza go Opatrz­ność" (XXXI). Nie­raz czło­wiek hi­sto­rycz­ny nie do­cze­ka się przy­ja­znej dla jego idei kon­junk­tu­ry wy­pad­ków i nie zdo­ła "swych czy­nów roz­wi­nąć w zu­peł­no­ści." O ta­kich nie­do­szłych lu­dziach po­wia­da Wie­lo­pol­ski: "nie­raz przy­cho­dzą tacy lu­dzie za­wcze­śnie – wten­czas usu­wa ich zbieg oko­licz­no­ści… In­a­czej ta­kich mę­żów, cho­ciaż­by bie­giem cza­su wy­ści­gnio­nych, hi­sto­rya, in­a­czej mo­tłoch oce­nia. Dla hi­sto­ryi wie­ki wszyst­kie są jak­by dniem jed­nym, dla wrza­skli­wej zaś zgrai roz­pra­wia­czy dzień dzi­siej­szy je­st_ wszyst­kiem, je­den od­ci­nek ca­ło­ści wie­ków ich mia­rą" (XXXI). Jest za­pew­ne po­cie­cha w tem że rzu­ca­ją­cy ka­mie­nie – to mo­tłoch, że wrzesz­czą­cy – to zgra­ja roz­pra­wia­czy, wszak­że jest to tak zwa­na nie­wiel­ka po­cie­cha, a rzu­co­ny ka­mień ob­ra­ża i boli, szcze­gól­niej gdy go mio­ta­ją cho­ciaż­by za­śle­pie­ni, ale swoi. Cię­ża­ru ogól­ne­go po­tę­pie­nia nie od­czu­wa tyl­ko chy­ba fa­na­tyk, każ­de­go in­ne­go nie może nie tknąć zwąt­pie­nie: czym się ja nie omy­lił? Im kto po­tęż­niej­szy ro­zu­mem, tem czę­ściej ma na my­śli ro­zu­mu tego zbo­cze­nia i za­wo­dy. Czas jed­nak wszyst­ko ście­ra, śmierć wszyst­ko go­dzi. Kie­dy bić prze­sta­ło to ser­ce dum­ne, kie­dy na wie­ki spo­czął ten szer­mierz chro­bry, oka­za­ło się nad spo­dzie­wa­nie, że już przy­ga­sły ognie na­mięt­no­ści i że na­sta­ła pora roz­wa­gi. Nikt nie za­prze­czył, że zmar­ły był wiel­kim pa­try­otą, po­waż­ne mil­cze­nie to­wa­rzy­szy­ło po­grze­bo­we­mu po­cho­do­wi zwłok spro­wa­dzo­nych, by spo­czę­ły na go­rą­co umi­ło­wa­nej przez nie­bosz­czy­ka zie­mi oj­czy­stej. Wśród wiel­kich nie­po­wo­dzeń mar­gra­bia miał jed­no rzad­kie dla po­li­ty­ka szczę­ście, że nikt go nie po­są­dzał o nie­szcze­rość prze­ko­nań, o nie czy­ste in­ten­cye. Za­rzu­ty ty­czy­ły się tyl­ko sa­mej jego spra­wy, czy była ja­wem czy marą, praw­dą czy uro­je­niem? Po chwi­li mil­czą­ce­go za­sta­no­wie­nia bój za­wrzał zno­wu, jesz­cze go­ręt­szy, jak to zwy­kle bywa, nad tru­pem po­le­głe­go, o broń jego, o pro­gram, o cele, środ­ki i skut­ki.

Po­czął się ro­dzaj egip­skie­go sądu nad umar­łym, do któ­re­go jak naj­sku­tecz­niej przy­czy­ni­ła się fa­mi­lia, wy­da­jąc dla ogło­sze­nia p. Hen­ry­ko­wi Li­sic­kie­mu cały pa­pie­ro­wy spa­dek po ze­szłym mężu sta­nu, naj­cen­niej­szą po nim spu­ści­znę. Akta pro­ce­su leżą na sto­le do­stęp­ne każ­de­mu. W toku pro­wa­dzą­ce­go się ba­da­nia wy­świe­tlił się fakt je­den mało spo­dzie­wa­ny, że pod­czas po­wol­ne­go ko­na­nia w Dreź­nie zwy­cię­żo­ne­go wo­dza, po­my­sły jego cho­dzi­ły po gło­wach, tra­fia­ły do prze­ko­nań, zdo­by­wa­ły co­raz więk­sze ob­sza­ry grun­tu; że Wie­lo­pol­skie­mu nie trze­ba cze­kać jak An­hel­le­mu Sło­wac­kie­go "aż na­sta­nie po nocy wiel­kiej dzień wiel­ki i aż za­tęt­nią pod­ko­wy jeźdź­ca wo­ła­ją­ce­go o brza­sku: "tu był żoł­nierz, niech wsta­nie, po­wsta­ją na­ro­dy!"… Zmar­twych­wsta­nie od­by­ło się nie­po­strze­że­nie wśród nocy; umar­ły żyje i po­tęż­nie­je w skut­kach od tego na czem skoń­czył na­le­ży za­czy­nać i snuć ro­bo­tę opie­ra­jąc się na jego po­my­słach jak na pod­ło­żo­nym zrę­bie. Je­den z nie­po­pra­wio­nych za­pa­leń­ców na­ro­do­wych A. G. nie­upa­tru­ją­cy do dziś dnia w Wie­lo­pol­skim nic wię­cej nad naj­po­spo­lit­szy pan­sla­wizm, gnie­wa się że W. po nad gło­wy wy­ra­sta i że ucho­dzi za czło­wie­ka pra­wie tej mia­ry, a więk­szej dla na­ro­du waż­no­ści niż Ko­ściusz­ko (Ga­ze­ta na­ro­do­wa lwow­ska r. 1878). Zmie­ni­ła się na­wet na­tu­ra ro­bio­nych za­rzu­tów, inny te­raz plac boju, za­pa­śni­cy prze­nie­śli się na sta­no­wi­ska o sta­je od­le­głe od tych, na któ­rych bój się to­czył za cza­sów wiel­ko­rządz­twa Wie­lo­pol­skie­go, a na­przód sta­je jako fakt nie­zbi­ty, co­raz trud­niej­szy do wy­tłó­ma­cze­nia, ale nie­po­dob­ny do da­ro­wa­nia, że ruch 1863 r. był ob­ja­wem ro­dza­ju opę­ta­nia na­ro­do­we­go, go­rzej niż zbrod­nią, bo cięż­kim błę­dem po­li­tycz­nym, a ra­czej sumą kil­ku błę­dów, kil­ku naj­fał­szyw­szych przy­pusz­czeń: ni­czem nie uspra­wie­dli­wio­ne­go od­wo­ła­nia się do pię­ści przy peł­nej świa­do­mo­ści bra­ku sił wła­snych dla prze­pro­wa­dze­nia za­mia­rów, naj­próż­niej­szej w świe­cie na­dziei na po­moc ze­wnętrz­ną, że­bra­ną w upo­ka­rza­ją­cy spo­sób u cu­dzo­ziem­ców, gru­bej nie­zna­jo­mo­ści mo­ral­nej stro­ny prze­ciw­ni­ka w przy­pusz­cze­niu, że bę­dzie­my mie­li do czy­nie­nia li tyl­ko z rzą­dem tak zwa­ne­go "na­jaz­du," nie zaś z uspo­so­bie­nia­mi mas na­ro­du, któ­rych nie trze­ba draż­nić, bo gdy w wiel­kich od­stę­pach cza­su prze­bu­dza­ją, się za­cho­waw­cze na­ro­do­we in­stynk­ta tych mas zwy­kle drze­mią­cych i malo sie­bie świa­do­mych, tem więk­szą ce­chę gwał­tow­no­ści nosi każ­de ta­kie prze­bu­dze­nie się na­mięt­ne, śle­pe, nie­wstrzy­ma­ne. Dziś tego ro­dza­ju pew­ni­ki są w obie­gu, ucho­dzą za utar­te pra­wie ko­mu­na­ły, zaś przed laty dwu­dzie­stu, śmia­łek, któ­ry­by je wy­gła­szał, ucho­dził­by co naj­mniej za sprze­nie­wie­rza­ją­ce­go się spra­wie na­ro­do­wej. Roz­wa­ża­ją­ce­mu te od­mia­ny, przy­cho­dzi mi­mo­wol­nie na myśl zło­śli­wa uwa­ga mar­gra­bie­go (Bi­blio­te­ka Or­dy­na­cyi Mysz­kow­skiej, 1859. Wstęp 55): "opi­nia u nas po­nie­wcza­sie zwra­ca się do rze­czy za jej spra­wą pod­ko­pa­nych. W ta­kiej opi­nii każą nam na wzór daw­nych Egip­cy­an czcić kro­ko­dy­la, któ­ry zja­da mię­so a nad ko­ścia­mi pła­cze." – Obok tych za­ło­żeń, ca­łe­mu świa­tu dziś wia­do­mych, sa inne, nie mniej pew­ne, lecz mniej wia­do­me: że ruch nasz 1863 r. nie­sły­cha­nie szko­dli­wie od­dzia­łał na stan we­wnętrz­ny spo­łe­czeń­stwa ros­syj­skie­go, że ze­rwał sła­be za­wiąz­ki po­czy­na­ją­ce­go się po­ro­zu­mie­nia z Po­la­ka­mi, że z kwe­styi po­li­ty­ki ze­wnętrz­nej zro­bił spra­wę iście na­ro­do­wą, że wstrzy­mał w Ros­syi ruch re­form opo­dal od mety, że skraj­nych po­stę­po­wych (t… zw. czer­wo­nych) wy­cią­gnął, niby na pa­try­otycz­ną kru­cy­atę, na tę­pie­nie pol­skie­go pier­wiast­ku, a w iście ros­syj­skich pro­win­cy­ał spro­wa­dził szyb­ką re­ak­cyę, spra­wił zwrot ku naj­pro­strze­mu ab­so­lu­ty­zmo­wi. W sku­tek na­szej prze­gra­nej sta­li­śmy się przez lat kil­ka­na­ście szko­lą, w któ­rej się stop­nio­wo ćwi­czy­ły na­rzędz.a tej re­ak­cyi, ro­biąc na na­szej skó­rze do­świad­cze­nia i spo­ry za­pas tych jan­cza­rów de­spo­ty­zmu zro­bio­no na lat kil­ka­dzie­siąt. -

Gdy­by nie ruch 1863 r. może już o tej do­bie mie­li­by­śmy przed­sta­wi­ciel­stwo w Ros­syi, za­miast któ­re­go wi­dzi­my tyl­ko bia­ły ter­ro­ryzm i po ca­łem cie­le roz­sia­ny trąd ni­hi­li­zmu. Ze zmia­ną za­pa­try­wa­nia się na zna­cze­nie ru­chu z r. 1863 zmie­nić się sta­now­czo mu­sia­ła i oce­na pro­gra­mu Wie­lo­pol­skie­go, co przy­zna­ją i jego prze­ciw­ni­cy. "Dziś, po­wia­da hr. Tar­now­ski (Prze­gląd pol­ski 1879 r. li­stop. str. 152) re­zy­gno­wać – i pod­cho­dzić pod róż­ne jarz­ma kau­dyń­skie nie sztu­ka, ale przed­tem, ale w chwi­li kie­dy pa­no­wa­nie Au­stryi koń­czy­ło się we Wło­szech, kie­dy za­sa­da na­ro­do­wo­ści zda­wa­ła się ty­leż zna­czyć co za­sa­da spra­wie­dli­wo­ści, a in­te­res Fran­cyi był wszę­dzie gdzie była spra­wa do­bra i cy­wi­li­za­cyi, wte­dy taka re­zy­gna­cya by­ła­by dla ogrom­nej więk­szo­ści pra­wie do zro­zu­mie­nia nie­po­dob­ną," a wy­wód praw do bytu od trak­ta­tu wie­deń­skie­go na­wet naj­wy­traw­niej­si Ki­dzie po­czy­ty­wa­li za błąd po­li­tycz­ny. Mia­rą do­bro­ci pro­gra­mu nie może być nig­dy sto­pień gięt­ko­ści kar­ków ludz­kich i uzdol­nie­nie ich do prze­cho­dze­nia pod jarz­ma kau­dyń­skie wy­ma­gań tego pro­gra­mu. Do­bry pro­gram byt od po­cząt­ku do­brym, bo jak po­wia­da Wie­lo­pol­ski w nie­oce­nio­nych swych "My­ślach i Uwa­gach," był on już od razu "po­sa­dą gra­ni­to­wą, oko­ło któ­rej inne spo­łecz­ne zdo­by­cze jako pa­sma gór w roz­ma­itych kształ­tach za­le­ga­ją." Był on "pod­kła­dem," dla opar­cia na nim "naj­bliż­szej przy­szło­ści po­nad po­zio­ma­mi wie­ku dzi­siej­sze­go w ob­ło­kach się bie­lą­cej," (XII) i od po­cząt­ku od­po­wia­dał głów­ne­mu wiel­kiej po­li­ty­ki za­ło­że­niu: "za­sa­dę swe­go sta­no­wi­ska za­ło­żyć na istot­nych spo­łecz­no­ści pier­wiast­kach, nie zaś na po­bocz­nych, po­wierz­chow­nych oprzeć je wy­ma­ga­niach." Nie sztu­ka, od­po­wie­dzi­li­by­śmy hra­bie­mu Tar­now­skie­mu, uznać ko­niecz­ność pod na­ci­skiem kaj­dan­ków na rę­kach, ale sztu­ka prze­wi­dzieć tę ko­niecz­ność, po­go­dzić się z nią i uznać jej re­al­ne ugrun­to­wa­nie, jej uza­sad­nio­ną w ogro­mie rze­czy ludz­kich spra­wie­dli­wość. Na ta­kim pro­gra­mie spraw­dza­ły sk ulu­bio­ne przez W. i cy­to­wa­ne prze… zen (XLV) wier­sze Schyl­le­ra:

Des Ge­set­zes stren­ge Fes­sel bin­det Nur des Skla­wen Sinn der es ver­sch­mäht Mit des Men­schen Wie­der­stand ver­schwin­det Auch des Got­tes Ma­je­stät. -

Naj­le­piej uza­sad­nił ten pro­gram ad usum muri tem­po­ris p. Tar­now­ski w kształ­cie wy­mu­szo­ne­go po przej­ściu przez kau­dyń­skie fur­ki kom­pro­mi­su: ustąp bo in­a­czej zgi­niesz, a gi­nąć nie masz pra­wa, bo zgu­bisz wszyst­kie po­ko­le­nia, całą przy­szłość, któ­ra może być, i na­wet może być do­brą (151). Po prze­nie­sie­niu pro­gra­mu po za ob­ręb spor­nych kwe­styi, w tym ob­rę­bie po­zo­sta­nie chy­ba rzecz o nie­wła­ści­wem i nie­zręcz­nem wzię­ciu się Wie­lo­pol­skie­go do rzą­dów, o bra­ku gięt­ko­ści, tak­tu, sąd o po­czy­ta­niu mar­gra­bie­mu wszyst­kich złych wy­pad­ków 1863 r" któ­re mo­że­by nie za­szły, gdy­by oskar­żo­ny nie­co in­a­czej po­stę­po­wał. Na­wet ta wina roz­kła­da się przy po­czy­ta­niu, część jej spa­da na oskar­żo­ne­go, część na oj­ców na­ro­du, któ­rzy do­pu­ści­li że się sta­ło po­wsta­nie, część na dzie­ci, któ­re oj­ców za sobą po­cią­gnę­ły, część na rząd ros­syj­ski. Na­wet w tak zre­du­ko­wa­nem oskar­że­niu nie wszyst­ko ja­sne, nie wszyst­ko uza­sad­nio­ne i udo­wod­nio­ne. Co chwi­la gma­twa­ją się wy­obra­że­nia z cza­sów przed­pow­sta­nio­wych z po­ję­cia­mi i pew­ni­ka­mi now­szej daty, na­by­te­mi przez bo­le­śne do­świad­cze­nie. Spo­ro jed­no­stron­no­ści i nie­kon­se­kwen­cyi moż­na do­pa­trzeć w pi­smach dwóch głów­nych do dziś dnia w spo­rze o W. za­pa­śni­ków H. Li­sic­kim (A. Wie­lo­pol­ski 4 tomy. Kra­ków, 1878 i 1879 r. Do­mo­we spra­wy. Kra­ków, 1880 r. Le ma­rqu­is Wie­lo­pol­ski sa vie et son temps. Vien­ne, 1880 t I) i hra­bi S. Tar­now­skim. (Prze­gląd pol­ski, 1879, li­sto­pad, 1880. sty­czeń). By do­wieść tego za­ło­że­nia od­bę­dę po­bież­ny prze­gląd za­sad­ni­czych po­my­słów tak w ko­ści­stych, fak­ta­mi na­dzia­nych opra­co­wa­niach p. Li­sic­kie­go, jak i w wy­twor­nych, per­ła­mi sty­lu ozdob­nych roz­trzą­sa­niach hr. Tar­now­skie­go.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: