Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Lord Mord - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Lord Mord - ebook

Praga końca XIX wieku. Napięcia między złaknionymi niepodległości Czechami a niemieckojęzyczną ludnością stają się trudne do wytrzymania. Modernizacja żydowskiej dzielnicy, Josefova, przyczynia się do zniszczenia średniowiecznej zabudowy Pragi. W tym zamęcie przemierza miasto Lord Mord – uzależniony od absyntu i narkotyków gruźlik, wyrzutek z kompletnym bzikiem na punkcie starych budynków. Postanawia kupić dom na Josefovie i rzucić wyzwanie biurokratom z urzędu miasta. Tymczasem nocami nawiedza Pragę mityczny potwór, Kleinfleisch. Czy to on morduje prostytutki? Pewnej nocy znika także kochanka Lorda, a on sam zostaje wessany w wir wydarzeń. Oszałamiająca mieszanka tajemnicy, krwawej historii i grozy gotyckiej powieści.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-64887-33-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog I

Nowe zjawiska i nowe burze wciąż niepokoją królewskie miasto Pragę.

Jej dobra sława odeszła już niemal w niepamięć, tak więc Praga jawi się dziś jako jedno z najbardziej zacofanych, najuboższych w inteligencję miast.

Ba, nawet gorzej, Praga, dając zły przykład, staje się nieomal jakąś zarazą, cuchnącym gniazdem wszelkiego bezguścia i zuchwałego barbarzyństwa, jej epidemiczny smród zaś zaczyna opanowywać najpiękniejsze stare miasta królestwa.

Nawet cudzoziemcy nie kryją już swego zdania, a ludzie miłujący nasz naród i mający dla niego zrozumienie wyjeżdżają z niegdyś tak ukochanego miasta zapewne na zawsze, głosząc, że na to samobójcze dzieło bez bólu patrzeć nie mogą i nie będą. „Na litość boską, co się u was dzieje? Kto to sprawił? To pewnie znowu ci wasi Niemcy!”. Ze wstydu i w konwulsjach skręca się pióro, kiedy poza granicami ma wyjaśniać: nie Niemcy, ale nasi właśni ludzie, wróg ze wszystkich wrogów najgorszy! Ponieważ – akurat tego Niemcom nie można odmówić – dopóki stali na czele naszej gminy, nikt nie dopuszczał się takiego okrucieństwa. A Praga, ta sławna, ta królewska, ta zabytkowa, o stu wieżach, Praga złota, „gdzie nie ma kamienia, który by nie został uświęcony krwią naszych przodków” – ale też nie ma kamienia, na który by się rada miejska nie ośmieliła podnieść swej asenizacyjnej siekiery – ta Praga wciąż jeszcze nie jest świadoma swego barbarzyńskiego dzieła, ciągle pustoszy i dopuszcza się wandalizmu, i nie ma tygodnia, a nawet dnia, żeby człowiek nie brał gazety do rąk ze strachem, czy nie przeczyta w niej znowu, że jakiś „geniusz” za zgodą całej rady przedstawił nowy projekt i grozi, iż podłoży ładunek wybuchowy również w tych miejscach, które po tylu burzach i protestach uważano za nietykalne: wieża mostowa, cmentarz żydowski, synagoga, przebicie szerokiej ulicy z Rynku Staromiejskiego nad Wełtawę, zburzenie domów po północnej stronie Rynku Staromiejskiego, przebicie tunelu w skale wyszehradzkiej!

Vilém Mrštík, Bestia triumphans
(1897, fragment zmieniony)Prolog II

Obudziło mnie walenie w drzwi mieszkania. Rozejrzałem się po pokoju, byłem u siebie, na szczęście, a jasny dzień udzielił mi drugiego błogosławieństwa. Chwała Bogu. Zawołałem: „Proszę”, i nie poznałem swojego głosu. Odkaszlnąłem. Wstrząsnął mną kaszel i jakimś cudem go powstrzymałem, z rana człowieka zaskakuje, w ciągu dnia męczy, a wieczorem zmusza do przewartościowania wszystkiego. Powietrze było stęchłe, ale wpuszczenie świeżego przez okno mogło być jeszcze gorsze, oskrzela to delikatny organ. Do mieszkania ktoś wszedł, sądząc po krokach – dozorca. Zapukał i otworzył drzwi sypialni, wcześniej nie zajrzał do środka. W razie gdybym miał gościa. Nie miałem. A więc wszedł. Przeprosił za zuchwałość, ale przecież nie było zamknięte… Zapytałem, czego chce. Potrząsnął głową, spuścił wzrok, skulił ramiona. Aha, ktoś przyszedł, pewnie stoi na zewnątrz. Skinąłem, żeby go wpuścił. Wyszedł niepostrzeżenie, ale wcześniej żwawo podał mi szklankę wody. Bystry człowiek, szkoda, że znikł. Ponieważ wszedł ktoś inny. Dwie czarne zjawy, bez głów i bez oczu, bez widzialnych ciał. Wpłynęły do pokoju, jedna od drugiej nie do odróżnienia, i stanęły przy łóżku. Dozorca zamknął za sobą, a ja zostałem sam z tymi straszydłami.

Najpierw przyszło mi do głowy, że to czyjeś czarne dusze. Były w żałobie, obie z czarną woalką na twarzy. Jedna miała na głowie wielki, czarny kapelusz, druga – trochę mniejszy. Ta pierwsza niosła
bukiet czarnych róż, w rzeczywistości były ciemnoczerwone, druga zaś – bukiet jasnoczerwony, przewiązany czarną wstążką. Bolała mnie głowa, przełyk chłodziła mi zimna woda, oskrzelami wstrząsał powstrzymywany kaszel, a myśli opanowała ciekawość, jak niezwykła może być śmierć. Tylko nie wiedziałem, czyja to śmierć.

Kapelusz poruszył się, głowa pod nim się kręciła i zobaczyłem pasmo jasnych włosów. Woalka za-
falowała, przeszło przez nią westchnienie, ale bez głosu. Ręka w czarnej rękawiczce wskazała na krzesło obok łóżka. Na siedzeniu leżał wysoki cylinder, na oparciu wisiały wyprasowane spodnie z lamówkami. Dozorca przyniósł je wczoraj, a mi w nocy udało się nawet ich nie dotknąć. Touché. Jedna z kobiet odłożyła bukiet na pierzynę, doszła do bieliźniarki, otworzyła szufladę, wybrała którąś z białych koszul, parę białych kalesonów, długie czarne skarpety oraz podwiązki do nich i położyła mi to na łóżko. Potem przypomniałem sobie, po co to wszystko. I że śmierć już była – przed wszystkimi innymi. A to jej następstwo.

Poprosiłem kobiety, żeby się odwróciły, i zrobiły to bez słowa. Wysikałem się do nocnika. Włożyłem bieliznę i spodnie, zamrugałem oczami przed lustrem, opłukałem się w porcelanowej umywalce, proszkiem umyłem zęby, przejechałem ręką po twarzy – ujdzie – i spryskałem się perfumami z flakonu. Z szafy przyniosły mi kamizelę i frak, ta w mniejszym kapeluszu je zapięła, ale przypomniałem jej, że frak zostawia się niezapięty. Uczesałem przedziałek i przygładziłem wąsy przed lustrem, wsunąłem do kieszeni chusteczkę do nosa, wsadziłem do prawego oczodołu złotą oprawkę monokla, a na głowę wcisnąłem wypucowany cylinder. Rozejrzałem się za swoim zegarkiem, nie było go jednak w żadnej z kieszeni.

– Na śniadanie chyba nie zdążymy – powiedziałem pro forma, żeby przełamać ciszę.

– Wiedziałam, że zaśpisz – stwierdziła jedna.

– Że zaśpisz specjalnie – dodała druga – żebyś nie musiał tam iść.

Potem z obu stron chwyciły mnie za przedramiona. Wyprowadziły mnie z mieszkania przed dom. Byłem im wdzięczny, że przez całą drogę do kaplicy cmentarnej miały woalki na twarzach i że nikt nie widzi, z kim przechadzam się po Starym Mieście. Niektórzy mogliby rozpoznać moje towarzyszki.

Obrzęd trwał krótko. Ksiądz dobrze wiedział, jaki nieboszczyk idzie dziś pod ziemię i kto przyszedł go pożegnać. A był to dobry ksiądz, wszystkich mierzył jedną miarą.

Dziewczyny, które się sprzedawały w Židach, były różnego wyznania. Rosina Weinerová, o ile mogłem sobie przypomnieć, nigdy nie mówiła ani o Bo-gu, ani o Miłosierdziu, ani o Opatrzności. Cieszy-
łem się, że mogliśmy ją pochować na cmentarzu, nie za nim. Skromny grób pod murem. Oderwałem jeden pąk z czarnego i jeden z czerwonego bukietu i oba rzuciłem w dół, na trumnę.

Stypy nie było, do domu każdy wracał sam. Praga huczała, po ulicy biegały dzieci, goniły za jakąś zabawką. Nie można było rozpoznać, co to właściwie jest, wszystko działo się zbyt szybko.

Zaszedłem do kawiarni Karpelesa, wisiał tam na ścianie taki zegar jak na dworcu. Do dwunastej czytałem czeskie i niemieckie gazety, pijąc jedną kawę za drugą. Po południu Karpeles przyniósł mi kanapkę z sałatką włoską i praską szynką, którą nazywał „wiedeńską”, a do niej wielki dzbanek piwa z szynku obok.

Poprosiłem go jeszcze o gorzałkę. Skoro już obchodzę tę żałobę. Postawił ją przede mną pod
warunkiem, że nie będzie musiał ze mną pić.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: