Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mansfield Park - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 stycznia 2009
Ebook
17,92 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mansfield Park - ebook

"Gdy w maju 1814 roku ukazywała się powieść Mansfield Park, Jane Austen (1775-1817) była już autorką Rozważnej i Romantycznej (1811) oraz Dumy i uprzedzenia (1813). Książka, podobnie jak dwie poprzednie, okazała się sporym, choć anonimowym sukcesem. Pierwsze powieści wydane pod nazwiskiem Jane Austen, Perswazje i Opactwo Northanger, ukazały się dopiero po śmierci pisarki, podane do druku przez jej brata Henry’ego. Powieści Austen opisują życie angielskiej klasy wyższej z początku XIX wieku. Zmysł obserwacji, umiejętność portretowania kobiecej psychiki i subtelny humor sprawiły, że już za życia pisarki jej powieści cieszyły się dużym uznaniem. Od połowy XX wieku przeżywają drugą młodość za sprawą adaptacji filmowych. Największym zainteresowaniem reżyserów cieszy się Duma i uprzedzenie, ale i Mansfield Park doczekał się kilku adaptacji filmowych: w 1983 na podstawie powieści powstał serial BBC, w 1999 obraz pełnometrażowy, a w 2007 film telewizyjny. Do tytułowej posiadłości Mansfield Park należącej do bogatego wuja baroneta przybywa dziesięcioletnia Fanny Price. Proces dorastania i dojrzewania tej skromnej, chorobliwie nieśmiałej ubogiej krewnej staje się osią konstrukcyjną powieści. Podobnie jak w innych powieściach Austen akcja koncentruje się wokół problemów uczuciowych bohaterów, kwestii kojarzenia się małżeństw oraz związanych z tym problemów społecznych i moralnych."

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7895-210-7
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Mniej więcej trzydzieści lat temu posiadająca zaledwie siedem tysięcy funtów majątku panna Maria Ward z Huntington miała szczęście zdobyć serce sir Thomasa Bertrama z Mansfield Park w hrabstwie Northampton i w ten sposób zdobyć pozycję żony baroneta, co pociągnęło za sobą liczne przywileje oraz wejście w posiadanie pięknego domu i zacnego dochodu. Całe Huntingdon zgodnie twierdziło, że to wspaniała partia, a jej wuj, prawnik, przyznał, że miała co najmniej trzy tysiące za mało, aby się spodziewać takiego zamążpójścia. Panna Maria miała dwie siostry, które mogły skorzystać na jej awansie społecznym. Ci, którzy je znali, uważali, że panna Ward i panna Frances są równie urocze jak panna Maria i spodziewali się, że obie wyjdą za mąż równie dobrze. Kłopot w tym, że na świecie nie ma tylu majętnych mężczyzn, co pięknych panien, które na nich zasługują. Minęło zatem prawie sześć lat, zanim pannę Ward udało się skojarzyć z wielebnym panem Norrisem, niemal pozbawionym majątku przyjacielem jej szwagra. Panna Frances trafiła dużo gorzej, gdy bowiem przyszło co do czego, małżonek panny Ward okazał się wcale nie taki zły, jako że sir Thomas z radością zaoferował przyjacielowi ciepłą posadkę na plebanii w Mansfield, więc pan i pani Norris wkroczyli w krainę małżeńskiego szczęścia z rocznym dochodem niewiele niższym niż tysiąc funtów rocznie. Tymczasem panna Frances wyszła za mąż żeby, jak to się mówi, zrobić na złość rodzinie, co przyszło jej bez trudu, związała się bowiem z pozbawionym wykształcenia, majątku i koneksji pułkownikiem piechoty morskiej. Trudno sobie wyobrazić bardziej niefortunny wybór. Thomas Bertram miał możliwości, których chętnie by użył na korzyść siostry lady Bertram – płynęło to z jego zasad i dumy, a również z ogólnej chęci czynienia dobra oraz pragnienia, by wszyscy z nim spokrewnieni cieszyli się należytym szacunkiem. Trudno jednak było coś zdziałać, zważywszy na profesję męża szwagierki. Zanim zdołał obmyślić sposób, jak przyjść jej z pomocą, kontakt między siostrami całkowicie się urwał. Był to naturalny skutek sposobu postępowania obu stron, częsty w przypadkach nieroztropnego zamążpójścia. Aby oszczędzić sobie wysłuchiwania bezcelowych protestów rodziny, pani Price napisała do nich o wszystkim, gdy była już po ślubie. Lady Bertram, kobieta spokojna, o wybitnie beztroskim i leniwym usposobieniu, szybko puściłaby w niepamięć postępek siostry i zapomniała o całej sprawie. Za to pani Norris nosiła w sobie niespokojnego ducha, który nie zaznał spoczynku, dopóki nie napisała do Fanny długiego i pełnego złości listu, w którym wytykała jej głupotę i straszyła wszelkimi możliwymi konsekwencjami. Wtedy z kolei pani Price poczuła gniew i urazę. Jej odpowiedź zawierała tak wiele ciętych słów pod adresem obu sióstr i lekceważących uwag na temat dumy sir Thomasa, że pani Norris absolutnie nie mogła zatrzymać treści owego listu dla siebie, co na dłuższy czas położyło kres rodzinnym stosunkom.

Ich domy były tak odległe, a kręgi, w których się obracali, tak różne, że przez następne jedenaście lat praktycznie nie mieli sposobności słyszeć o sobie nawzajem. Toteż sir Thomas zdumiewał się zawsze, gdy pani Norris co jakiś czas oznajmiała gniewnym głosem, że Fanny urodziła kolejne dziecko. Jednak pod koniec tych jedenastu lat pani Price nie mogła już sobie pozwolić na pielęgnowanie dumy i urazy ani na ignorowanie jedynych ludzi, którzy mogli jej przyjść z pomocą. Duża i ciągle powiększająca się rodzina, mąż niezdolny do czynnej służby, za to świetnie usposobiony do towarzystwa i dobrego alkoholu, a do tego bardzo mały dochód, który musiał wystarczyć na zaspokojenie ich potrzeb, sprawiły, że zapragnęła odzyskać bliskich, których kiedyś tak beztrosko odtrąciła. Wysłała więc do lady Bertram list, w którym opisywała nadmiar dzieci połączony z niedoborem wszystkiego innego. List ten wyrażał taką skruchę i przygnębienie, że nie można było zareagować inaczej niż wyciągnięciem ręki na zgodę. Pani Price przygotowywała się właśnie do dziewiątego połogu. Gdy już się wyżaliła na tę okoliczność oraz wyraziła nadzieję, że siostry zadbają o mające się narodzić dziecię, wyznała, jak bardzo liczy na ich wsparcie w sprawie zapewnienia odpowiedniej przyszłości pozostałym ośmiorgu, które już były na świecie. Jej najstarszy syn ma dziesięć lat – dobry, żwawy chłopak, który nie może się doczekać, żeby poznać świat. Ale cóż ona może dla niego zrobić? Czy jest choć cień szansy, że przyda się sir Thomasowi w jego posiadłościach w Indiach Zachodnich **(Indie Zachodnie – początkowo nazwa nadana całemu kontynentowi amerykańskiemu, wynikająca z błędnego mniemania Krzysztofa Kolumba, że płynąc na zachód, dotarł do Indii, później używana w odniesieniu do wysp położonych na Morzu Karaibskim, obecnie określenie wyspiarskiej część Ameryki Środkowej, obejmująca archipelagi Antyli i Bahamów.)**? Chłopak mógłby się zająć czymkolwiek – a co sir Thomas myśli o Woolwich **(Woolwich – miejscowość, w której znajdował się Arsenał królewski, obecnie w granicach Wielkiego Londynu.)**? W jaki sposób można by wysłać chłopca na Wschód?

List nie pozostał bez odzewu. Ponownie zagościły zgoda i życzliwość. Sir Thomas przesłał przyjazne rady i pozdrowienia, lady Bertram dołączyła pieniądze i wyprawkę dla niemowlęcia, a pani Norris wzięła na siebie napisanie listów.

Takie były pierwsze efekty, a nie minął rok, gdy przed panią Price roztoczyły się perspektywy jeszcze poważniejszych korzyści. Pani Norris wielokrotnie wspominała przy ludziach, że nie może przestać myśleć o swojej biednej siostrze i jej rodzinie. Choć zrobili już dla niej tak wiele, to jej się wydawało, że można by zrobić jeszcze więcej. W końcu wyznała wprost, że jej życzeniem jest ulżyć pani Price, całkowicie przejmując obowiązki i koszta związane w wychowaniem jednego dziecka spośród jej licznej gromadki. A może wzięliby na siebie wychowanie jej najstarszej córki, dziewczynki obecnie dziewięcioletniej, a więc będącej w wieku, kiedy potrzebuje więcej uwagi, niż jej biedna matka jest jej w stanie ofiarować? Cóż znaczą trud i wydatki związane z taką decyzją wobec wielkoduszności podobnego uczynku?

Lady Bertram natychmiast przyznała siostrze rację:

– Uważam, że to najlepsze, co możemy zrobić – powiedziała. – Poślijmy po to dziecko.

Sir Thomas nie mógł się zgodzić tak natychmiast i bez zastrzeżeń. Rozważał i wahał się – byłoby to wszak poważne zobowiązanie. Dziewczynkę, którą się bierze na wychowanie, należy odpowiednio wyposażyć, bo inaczej zabranie jej od rodziny byłoby aktem nie tyle dobroci, co okrucieństwa. Myślał też o czwórce własnych dzieci – o dwóch synach, o wypadkach, gdy kuzyni zakochiwali się w sobie, i tak dalej, i tak dalej. Zanim jednak zdołał podzielić się wątpliwościami z innymi, głos zabrała pani Norris:

– Drogi sir Thomasie, doskonale cię rozumiem. Doceniam twoją hojność i delikatność uczuć, które doprawdy pozostają w zgodzie z twoim postępowaniem. Całkowicie się z tobą zgadzam, jeśli chodzi o wyposażenie dziecka, gdybyśmy się podjęli jego wychowania, i z całą pewnością byłabym ostatnią osobą na świecie, która w takiej sytuacji skąpiłaby grosza. Sama nie mam dzieci, więc komu miałabym ofiarować tę odrobinę, którą mam, jeśli nie dzieciom moich sióstr? Jestem pewna, że pan Norris myśli tak samo. Wiesz, że jestem kobietą, która nie uznaje próżnego gadania i pustych deklaracji. Oby jakieś błahostki nie powstrzymały nas przed dobrym uczynkiem. Zapewnij dziewczynie wykształcenie, wprowadź ją w świat, a stawiam dziesięć do jednego, że to wystarczy, żeby jej zapewnić odpowiednią przyszłość, bez ponoszenia dalszych kosztów. Można powiedzieć, że dla naszej siostrzenicy, sir Thomasie, a zwłaszcza dla twojej, już samo dorastanie w tej okolicy będzie miało wiele zalet. Nie mówię, że wyrośnie z niej taka piękna panna jak z jej kuzynek. Podejrzewam, że nie. Zostanie jednak wprowadzona w towarzystwo w tak sprzyjających okolicznościach, że – wedle wszelkiego prawdopodobieństwa – zdoła sobie zapewnić korzystne zamążpójście. Myślisz o swoich synach – czyż jednak nie wiesz, że jest to najmniej prawdopodobna rzecz pod słońcem, jeżeli będą wychowywani razem jak bracia i siostra? Jest to moralnie niemożliwe. Nigdy o czymś takim nie słyszałam. Szczerze mówiąc, to jedyny pewny sposób, żeby zapobiec takiemu związkowi. Powiedzmy bowiem, że wyrośnie z niej ładna dziewczyna, a Tom albo Edmund zobaczą ją pierwszy raz za jakieś siedem lat – wtedy problem gotowy. Już samo to, że była zmuszona dorastać daleko stąd, że cierpiała w ubóstwie i zapomnieniu, wystarczy, aby któryś z tych kochanych chłopców o złotym sercu natychmiast się w niej zakochał. Pozwól im jednak dorastać razem, a choćby była piękna jak anioł, będą w niej widzieć tylko siostrę.

– Jest wiele prawdy w tym, co mówisz – odpowiedział sir Thomas – i nie mam najmniejszego zamiaru dla kaprysu sprzeciwiać się tak rozsądnemu planowi. Pragnę tylko zauważyć, że takiego zobowiązania nie powinno się podejmować lekko. Żeby pomóc pani Price, a sobie przysporzyć chwały, musimy zapewnić temu dziecku lub też przyjąć zobowiązanie, że zapewnimy mu w przyszłości wszystko, co należne młodej damie, jeśli ona sama, wbrew twoim optymistycznym przewidywaniom, nie zdoła sobie tak łatwo zapewnić korzystnego zamążpójścia.

– Doskonale cię rozumiem – wykrzyknęła pani Norris. – Jesteś samą hojnością i wrażliwością; jestem pewna, że nigdy nie dojdzie między nami do nieporozumień w tym punkcie. Gdybym tylko mogła coś zrobić! Jak dobrze wiesz, nigdy nie zwlekam, gdy idzie o uczynienie co w mojej mocy dla dobra tych, których kocham. I chociaż nigdy nie zdołałabym pokochać tej dziewczynki nawet w setnej części tak bardzo, jak kocham twoje dzieci – nie jest mi bowiem pod żadnym względem tak bliska – to znienawidziłabym samą siebie, gdybym ją zaniedbała. Czyż nie jest dzieckiem mojej siostry? I czy mogłabym znieść myśl, że chodzi głodna, podczas gdy ja mam kawałek chleba, którym mogłaby się posilić? Drogi sir Thomasie, nie jestem pozbawiona wad, ale mam też serce i choć jestem uboga, to raczej sama zrezygnowałabym z koniecznych do życia rzeczy, niż zachowała się małodusznie. Więc jeśli nie jesteś temu przeciwny, napiszę jutro do mojej biednej siostry i złożę jej tę propozycję, a kiedy wszystko zostanie ustalone, zajmę się osobiście przywiezieniem dziecka do Mansfield, żebyś ty nie musiał się tym trudzić. Na to, że ja będę miała kłopot, jak wiesz, nigdy się nie skarżę. Wyślę Nanny do Londynu, gdzie będzie mogła przenocować u swojego kuzyna rymarza, a dziewczynkę jej tam dostarczą. Nie powinni mieć problemu z wysłaniem jej z Portsmouth do miasta dyliżansem, pod opieką jakiejś godnej zaufania osoby, która akurat będzie tam jechać. Jak sądzę, w dyliżansie zawsze się znajdzie jakaś szacowna żona kupca albo ktoś taki.

Poza szturmem na kuzyna Nanny sir Thomas zgodził się na wszystko i gdy plan zastąpiono mniej oszczędnym, a za to poważniejszym, projekt można było uznać za ustalony i wszyscy mogli się cieszyć swym chwalebnym przedsięwzięciem. Ściśle mówiąc, wdzięczność nie każdemu należała się po równo, bo to sir Thomas wziął na swe barki ciężar prawdziwej i nieustającej opieki nad wybranym dzieckiem, podczas gdy pani Norris nie zamierzała ponosić jakichkolwiek kosztów związanych z jego utrzymaniem. Dopóki chodziło o rozmowy i snucie planów, jej dobroczynność nie miała sobie równych; nikt lepiej niż ona nie dyktował innym, jak być hojnym. Jej miłość do pieniędzy była jednak równie wielka jak zapał do komenderowania innymi. Pani Norris świetnie opanowała sztukę oszczędzania własnych, a wydawania cudzych pieniędzy. Gdy wyszła za mąż za człowieka z dochodem mniejszym, niż się spodziewała, uznała skromny tryb życia za konieczność. Zaczęła więc oszczędzać z rozsądku, lecz wkrótce stało się to jej przyjemnością i chlubą, choć nie miała dzieci, które mogłyby na tym zyskać. Gdyby posiadała potomstwo, być może nigdy nie zdołałaby nic odłożyć, ale skoro nie musiała zaprzątać sobie głowy troskami macierzyństwa, nic nie kładło tamy jej oszczędności ani nie umniejszało przyjemności, jaką było dorzucanie okrągłej sumki do rocznego dochodu, z którego małżonkowie nigdy w pełni nie korzystali. Tej zaślepiającej namiętności w żaden sposób nie równoważyła miłość do siostry; nie była zdolna dać z siebie więcej niż zaprojektowanie i zaaranżowanie kosztownego aktu dobroczynności. Z drugiej strony w tak nikłym stopniu znała samą siebie, że po tej rozmowie wracała do domu pełna krzepiącego przekonania, że jest najhojniejszą siostrą i ciotką na świecie.

Gdy ponownie podniesiono ten temat, poglądy pani Norris były już jaś niej określone. Kiedy lady Bertram spokojnie zapytała: „W takim razie u kogo dziewczynka najpierw zamieszka, siostro, u ciebie czy u nas?”, sir Thomas ku swojemu zaskoczeniu usłyszał, że osobiste zajęcie się wychowaniem dziecka absolutnie przekracza możliwości pani Norris. Sir Thomas sądził, że dziewczynka będzie szczególnie mile widziana na plebanii jako towarzyszka pozbawionej własnego potomstwa ciotki. Przekonał się jednak, jak bardzo był w błędzie. Pani Norris z przykrością musiała zakomunikować, że – przynajmniej tak jak się rzeczy obecnie mają – pobyt dziewczynki u niej absolutnie nie wchodzi w grę. Kiepski stan zdrowia biednego pana Norrisa całkowicie to wykluczał – nie mógłby on znieść w pobliżu hałasującego dziecka, podobnie jak nie potrafiłby wznieść się w powietrze i latać. Oczywiście gdyby udało mu się kiedyś przezwyciężyć trapiącą go podagrę, sprawy miałyby się całkiem inaczej – wtedy z radością przyjęłaby pod swój dach dziewczynkę, nie bacząc na związane z tym niedogodności. Teraz jednak opieka nad biednym panem Norrisem zajmuje cały jej czas, a jego samego wspomnienie o takim planie z pewnością wytrąciłoby z równowagi.

– W takim razie niech lepiej zamieszka u nas – powiedziała lady Bertram z niezmąconym spokojem, a sir Thomas po krótkiej pauzie dodał z godnością:

– Tak, niech nasz dom stanie się jej domem. Spróbujemy wypełnić zobowiązania wobec niej, a tutaj przynajmniej będzie miała towarzyszy zabaw w swoim wieku oraz guwernantkę.

– Całkowita racja! – wykrzyknęła pani Norris. – Obie te sprawy z pewnością należy wziąć pod uwagę. Pannie Lee nie będzie robiło żadnej różnicy, czy uczy trzy dziewczynki, czy dwie; dla niej to wszystko jedno. Gdybym tylko mogła być bardziej przydatna! Jak widzisz, robię wszystko, co w mojej mocy. Nie należę przecież do osób, które próbują oszczędzić sobie trudów. Wyślę po dziewczynkę Nanny, jakkolwiek będzie to dla mnie kłopot pozbywać się jej na całe trzy dni. Jak mniemam, siostro, umieścisz dziecko na tym białym stryszku, niedaleko starych pokoi dziecinnych. Będzie to dla niej najlepsze miejsce: tak blisko panny Lee, niedaleko dziewcząt i pokojówek, które mogą pomagać jej się ubierać i zająć się jej garderobą. Bo, jak sądzę, nie uważasz za stosowne, żeby Ellis zajmowała się nią tak jak twoimi córkami. W rzeczy samej to jedyne miejsce, w którym możesz ją umieścić.

Lady Bertram nie sprzeciwiła się.

– Mam nadzieję, że okaże się dziewczynką o dobrym charakterze – mówiła dalej pani Norris – i będzie świadoma, jakie miała szczęście, że los zesłał jej takich przyjaciół.

– Gdyby się okazało, że ma naprawdę zły charakter – powiedział sir Thomas – nie będziemy jej mogli zatrzymać ze względu na dobro własnych dzieci, ale nie ma powodu przypuszczać, że tak będzie. Zapewne dostrzeżemy w niej wiele cech, które trzeba będzie zmienić; musimy się również przygotować na wielką ignorancję, pospolitość sądów i nieprzyjemną ordynarność zachowania, nie są to jednak wady nie do wyeliminowania. Nie przypuszczam też, aby stanowiły zagrożenie dla jej towarzyszek. Gdyby moje córki byłyby od niej młodsze, wtedy zastanowiłbym się nad wprowadzeniem w ich życie takiej towarzyszki, ale tak, jak się rzeczy mają, sądzę, że nie muszę się o nie obawiać, a można się wiele spodziewać, jeśli chodzi o wpływ tej znajomości na nią.

– Zupełnie tak samo uważam! – wykrzyknęła pani Norris. – Nie dalej jak dziś rano mówiłam to mężowi. Już samo przebywanie z kuzynkami, tak mu powiedziałam, wiele jej da; nawet gdyby panna Lee niczego jej nie nauczyła, od nich będzie czerpać przykład, jak być dobrą i mądrą dziewczynką.

– Mam nadzieję, że nie będzie dokuczać mojemu mopsowi – zaniepokoiła się lady Bertram. – Dopiero co udało mi się wyperswadować Julii, żeby go zostawiła w spokoju.

– Czeka nas pewna trudność, pani Norris – zauważył sir Thomas – związana z dokonaniem odpowiedniego rozróżnienia między dziewczętami, kiedy będą dorastać. Jak utrzymać w umysłach moich córek świadomość, kim są, a jednocześnie nie dopuścić, żeby myślały o swojej kuzynce z pogardą? A z drugiej strony, jak – nie dopuszczając do jej zbytniego poniżenia – sprawić, by pamiętała, że nie jest panną Bertram? Życzyłbym sobie, aby zostały przyjaciółkami i w żadnym wypadku nie popierałbym jakiejkolwiek wyniosłości ze strony moich córek w stosunku do ich krewnej; ale jednak nie mogą być sobie równe. Klasa, z której pochodzą, majątek, prawa oraz oczekiwania zawsze będą różne dla nich i dla niej. Jest to kwestia szczególnie delikatna i musisz nas wspierać w wysiłkach podążania najwłaściwszą drogą.

Pani Norris była gotowa służyć pomocą. Choć jednak zgadzała się całkowicie ze szwagrem, że sprawa jest trudna, to zapewniała go, że łatwo sobie z nią poradzą.

Nietrudno się domyślić, że list pani Norris do siostry nie pozostał bez odzewu. Pani Price wydawała się być nieco zaskoczona, że zdecydowali się na dziewczynkę, podczas gdy ona miała tylu zdatnych chłopców, ale przyjęła propozycję z najwyższą wdzięcznością, zapewniła krewnych, że jej córka jest dobrą, pogodną dziewczynką, i wyraziła nadzieję, że nigdy ich nie zmusi, aby ją oddalili. Pisała również, że dziecko jest nieco delikatne i słabowite, ale równocześnie wyrażała szczerą nadzieję, że zmiana powietrza dobrze jej zrobi. Biedna kobieta! Najwyraźniej uważała, że zmiana powietrza dobrze by zrobiła każdemu z jej licznych dzieci.2

Dziewczynka odbyła bezpiecznie długą podróż, a w Northampton czekała już na nią pani Norris, która pospieszyła na spotkanie jako ta, która najbardziej niecierpliwie jej oczekiwała. Ona też wzięła na siebie zadanie przedstawienia dziecka innym i polecenia go ich dobroci.

Fanny Price miała wówczas dziesięć lat, a choć być może nie miała daru natychmiastowego zjednywania sobie ludzi, to w każdym razie nie miała w sobie również niczego, co by zraziło do niej krewnych. Była drobna jak na swój wiek, blada i nieszczególnie ładna; wyjątkowo nieśmiała i wystraszona, gdy ktoś zwracał na nią uwagę. Choć jednak zupełnie brakowało jej obycia, jej maniery nie były prostackie, głosik miała pełen słodyczy, a kiedy się odzywała, jej twarzyczka nabierała uroku. Sir Thomas i lady Bertram powitali ją bardzo życzliwie, a sir Thomas – widząc, jak bardzo trzeba jej dodać otuchy – próbował ją nieco ośmielić, w czym mocno przeszkadzała jego wrodzona powaga. Lady Bertram, która nie zadała sobie nawet w połowie tyle trudu, wypowiadając zaledwie jedno słowo na jego dziesięć, zjednała sobie serce dziewczynki dobrotliwym uśmiechem.

Kuzyni i kuzynki byli w domu i wzięli udział w powitaniu z dużą serdecznością i zupełnie bez zażenowania, przynajmniej chłopcy, którzy mając szesnaście i siedemnaście lat i dosyć wysoki jak na swój wiek wzrost, w oczach młodziutkiej kuzyneczki byli już poważnymi mężczyznami. Dziewczynki były nieco zdezorientowane, ze względu na swój młodszy wiek i lęk przed ojcem, który napomniał je w niepotrzebnie wyszukany sposób. Ale obie zanadto już przywykły do towarzystwa i komplementów, by wykazywać jakąś naturalną nieśmiałość, a całkowity brak pewności siebie kuzynki tylko wzmacniał ich własną, więc wkrótce z całkowitą obojętnością przyglądały się jej twarzy i sukience.

Byli wyjątkowo miłym dla oka rodzeństwem – synowie bardzo przystojni, córki urodziwe, a wszyscy wyrośnięci i dojrzali nad wiek. Ich wygląd tak się różnił od wyglądu kuzynki, jak edukacja, którą otrzymali, różniła się od jej wykształcenia. Nikomu nie przyszłoby do głowy, że te trzy dziewczęta są niemal rówieśnicami. Pomiędzy młodszą kuzynką a Fanny były zaledwie dwa lata różnicy. Julia Bertram miała dwanaście lat, a Maria zaledwie rok więcej. Tymczasem mały gość czuł się bardzo nieszczęśliwy. Fanny była wystraszona i zawstydzona, a na dodatek tak strasznie tęskniła za domem, który opuściła, że nie śmiała podnieść wzroku ani się odezwać dostatecznie głośno, by ją usłyszano, nie roniąc przy tym łez. Pani Norris przez całą drogę z Northampton tłumaczyła jej, jak bardzo los się do niej uśmiechnął i jaka powinna być w związku z tym wdzięczna i grzeczna. Ona zaś czuła coraz większe przygnębienie na myśl, że jest najwidoczniej złym dzieckiem, skoro wcale nie czuje się szczęśliwa. Szybko dało też o sobie znać zmęczenie spowodowane długą podróżą. Na nic się zdały prawione z dobrego serca uprzejmości sir Thomasa i natrętne perswazje pani Norris; na próżno lady Bertram się uśmiechała i zapraszała ją do siebie na kanapę, obok mopsa. Jej oporów nie przełamał nawet widok agrestowego placka – ledwo przełknęła dwa kęsy, a już nie mogła powstrzymać łez. Uznano więc, że sen jej dobrze zrobi, i zaprowadzono ją na górę, żeby mogła się wypłakać w poduszkę.

– To nie jest zbyt obiecujący początek – powiedziała pani Norris, gdy Fanny wyszła z pokoju. – Myślałam, że po tym wszystkim, co jej mówiłam po drodze, lepiej się zachowa. Tłumaczyłam, jak wiele zależy od tego, czy od razu zrobi dobre wrażenie. Oby się nie okazało, że ma skłonność do dąsów jak jej biedna matka. Ale w końcu takie dziecko musimy traktować pobłażliwie. Być może zresztą żal z powodu opuszczenia domu dobrze o niej świadczy. Mimo wszelkich niedostatków, to był jej dom. A przecież nie jest jeszcze w stanie zrozumieć, jak bardzo skorzystała na tej zmianie; we wszystkim jednak trzeba zachować umiar.

Przywyknięcie do Mansfield i pogodzenie się z rozłąką z najbliższymi zajęło Fanny więcej czasu, niż była skłonna się spodziewać pani Norris. Dziewczynka była niezwykle wrażliwa, a żaden z domowników nie zrozumiał tego na tyle, żeby jej pomóc. Nikt nie był dla niej niedobry, ale też nikt się specjalnie nie wysilił, by poczuła się jak w domu.

Wolny dzień, który nazajutrz urządzono obu pannom Bertram, by się mogły zaprzyjaźnić i pobawić z młodziutką kuzynką, nie stał się początkiem zażyłości. Uznały, że jest uboga, bo miała tylko dwie szarfy i nigdy nie uczyła się francuskiego. Gdy zaś zauważyły, że duet, który tak ślicznie grały, nie zrobił na niej większego wrażenia, nie pozostało im nic innego jak hojnie obdarować Fanny zabawkami, którymi same nie miały ochoty się bawić, i oddać się ulubionemu w tamtym czasie zajęciu, to jest robieniu sztucznych kwiatów albo raczej marnowaniu złotego papieru.

Fanny, czy to w towarzystwie kuzynek, czy też z dala od nich, w pokoju szkolnym, w salonie czy w parku czuła się jednakowo opuszczona. Każda osoba i każde miejsce budziły jej strach. Milczenie lady Bertram ją onieśmielało, poważny wygląd sir Thomasa trwożył, a upomnienia pani Norris przytłaczały. Kuzynki peszyły ją, wytykając niski wzrost i czyniąc uwagi na temat jej nieśmiałości; panna Lee dziwiła się jej ignorancji, a służące wyśmiewały jej ubrania. Do tych zmartwień dochodziło jeszcze wspomnienie braci i sióstr, dla których była towarzyszką zabaw, nauczycielką i opiekunką, więc jej serce wciąż przepełniał wielki smutek.

Ogrom domu ją olśniewał, ale nie przynosił pociechy. Pokoje były zbyt wielkie, by się po nich swobodnie poruszać; wciąż się bała, że coś zniszczy, i lękała się jeśli nie tego, to czego innego. Często uciekała do swojego pokoiku i tam zalewała się łzami. Mała dziewczynka, o której mówiono w salonie, gdy już poszła spać, że wydaje się świadoma wyjątkowego szczęścia, jakie ją spotkało, kończyła każdy dzień, płacząc tak długo, aż zasnęła. Tak minął tydzień, a że była cichutka i nie rzucała się w oczy, nikt nie zauważył niczego szczególnego w jej zachowaniu. Aż pewnego poranka młodszy kuzyn Edmund zastał ją płaczącą na schodach wiodących na stryszek.

– Moja droga kuzyneczko – spytał z delikatnością człowieka o prawdziwie dobrym sercu – co się stało?

Usiadłszy przy niej, próbował ją nieco ośmielić i przekonać, by szczerze z nim porozmawiała. Czy jest chora? Czy ktoś się na nią rozgniewał? A może pokłóciła się z Marią albo z Julią? A może na lekcji nie zrozumiała czegoś, co mógłby jej wyjaśnić? Czy, mówiąc krótko, potrzebuje czegoś, co mógłby jej dać lub dla niej zrobić? Przez dłuższy czas jedyną odpowiedzią było: „nie, nie – ależ nie – dziękuję”. On jednak nie dał za wygraną, a gdy skierował rozmowę na jej dom, głośniejsze łkanie wyjaśniło mu przyczyny jej smutku. Próbował ją pocieszyć.

– Przykro ci, że opuściłaś mamusię, moja mała Fanny – powiedział. – A to znaczy, że jesteś dobrą dziewczynką. Musisz jednak pamiętać, że jesteś teraz u krewnych, którzy cię kochają i pragną, żebyś była szczęśliwa. Chodź, przejdziemy się po parku i opowiesz mi wszystko o swoich braciach i siostrach.

Podczas spaceru Edmund dowiedział się, że choć drodzy jej byli wszyscy bracia i wszystkie siostry, jedno z rodzeństwa zajmowało w jej sercu miejsce szczególne. Był to William, o którym najwięcej mówiła i którego najbardziej pragnęła zobaczyć. Najstarszy, o rok starszy od Fanny towarzysz jej zabaw i przyjaciel, zawsze wstawiał się za nią u matki, której był ulubieńcem. William nie chciał, żeby wyjeżdżała, mówił, że będzie za nią bardzo tęsknił.

– Jestem pewien, że do ciebie napisze.

– Tak, obiecał, że napisze, ale chciał, żebym to ja napisała pierwsza.

– Więc kiedy myślisz to zrobić?

Fanny zwiesiła główkę i odparła z wahaniem, że nie wie, gdyż nie ma papieru.

– Jeżeli tylko na tym polega trudność, to dam ci papier i potrzebne przybory, żebyś mogła pisać do Williama, kiedy tylko zechcesz. Czy wtedy będziesz szczęśliwa?

– Tak, bardzo.

– Więc zajmijmy się tym od razu. Chodźmy do pokoju śniadaniowego. Znajdziemy tam wszystko, czego nam trzeba, i nikt nam tam nie będzie przeszkadzał.

– Ale, kuzynie… czy ten list zostanie wysłany?

– Tak, możesz mi wierzyć. Pójdzie razem z innymi listami, a twój wuj zatroszczy się o znaczki **(zatroszczy się o znaczki – w dawnej Anglii koszty usług pocztowych ponosił adresat; sir Thomas, będąc członkiem parlamentu, był zwolniony z opłat pocztowych.)** i William nie będzie musiał nic płacić.

– Wuj! – powtórzyła Fanny z przerażeniem w oczach.

– Tak. Kiedy list będzie gotowy, zaniosę go ojcu, żeby go ofrankował.

Fanny wydawało się, że to z jej strony zuchwalstwo, ale nie sprzeciwiała się dłużej i poszli razem do pokoju śniadaniowego. Tam Edmund przygotował papier i poliniował go z taką usłużnością, z jaką zrobiłby to jej własny brat, a znacznie przy tym staranniej. Towarzyszył jej cały czas, by służyć scyzorykiem, znajomością ortografii albo czymkolwiek, czego potrzebowała; a do tego – i tym sprawił jej największą radość – dopisał własnoręcznie pozdrowienia dla Williama i jeszcze przesłał mu pod pieczęcią pół gwinei. Fanny przepełniały uczucia, których nie była w stanie opisać, lecz wyraz jej twarzyczki i kilka prostych słów najlepiej świadczyły o jej wdzięczności i radości, co sprawiło, że kuzyn uznał ją za osóbkę godną zainteresowania. Gdy porozmawiał z nią dłużej, upewnił się, że ma czułe serce i szczerze pragnie dobrze postępować. Doszedł do przekonania, że trzeba otoczyć kuzynkę większą troską, bo sytuacja, w jakiej się znalazła, musi być szczególnie trudna dla tak nieśmiałej dziewczynki. Wprawdzie wcześniej nigdy świadomie nie sprawił jej przykrości, teraz jednak czuł, że kuzynka potrzebuje więcej serdeczności, i starał się na początek uśmierzyć jej lęk przed domownikami i zachęcić, żeby się częściej bawiła z Marią i Julią i była tak wesoła, jak tylko potrafi .

Od tego dnia Fanny poczuła się lepiej. Wiedziała, że ma przyjaciela, a życzliwość kuzyna Edmunda dodawała jej odwagi w kontaktach z innymi. Dom przestał się jej wydawać taki obcy, a jego mieszkańcy tak onieśmielający. Jeżeli niektórych nie przestała się bać, to przynajmniej poznała ich obyczaje i nauczyła się do nich dostosowywać. Pewne potknięcia i niezręczności, które z początku niemile zakłócały spokój wszystkich, łącznie z samą Fanny, przydarzały się jej znacznie rzadziej. Nie bała się już stanąć przed wujem i nie drżała na dźwięk głosu pani Norris. Kuzynki od czasu do czasu zapraszały ją do wspólnych zabaw. Choć ze względu na młody wiek i brak siły nie nadawała się na stałą towarzyszkę ich rozrywek, to przecież niektóre zajęcia zyskiwały na udziale trzeciej osoby, zwłaszcza że ta trzecia osoba była usłużna i potulna. Gdy więc ciotka dopytywała o jej wady lub Edmund przypominał, że powinny traktować kuzynkę życzliwie, nie mogły nie przyznać, że „Fanny jest całkiem miła”.

Edmund był dla niej niezmiennie dobry, a ze strony Toma nie groziło jej nic gorszego nad to, że czasami bywała dla niego obiektem żartów, jakie siedemnastoletni młodzieniec może sobie stroić z dziesięcioletniego dziecka. Właśnie rozpoczynał dorosłe życie, rozpierała go energia i miał wszystkie liberalne skłonności typowe dla najstarszego syna, który uważa, że urodził się, by wydawać pieniądze i się bawić. Życzliwość okazywana kuzynce była odzwierciedleniem jego pozycji i praw: kupował jej piękne prezenty i śmiał się z niej.

W miarę jak poprawiały się jej wygląd i samopoczucie, sir Thomas i pani Norris z rosnącym zadowoleniem myśleli o swoim dobrym uczynku; szybko też oboje doszli do wniosku, że choć nie można jej nazwać bystrą, to jest posłuszna i prawdopodobnie nie sprawi im wiele kłopotu. Nie tylko oni tak nisko oceniali możliwości Fanny. Dziewczynka potrafiła czytać, szyć i pisać, nigdy jednak nie uczono jej niczego więcej, więc gdy kuzynki odkryły, że nie ma pojęcia o wielu rzeczach, na których one od dawna się znały, uznały ją za wyjątkowo głupią. Przez pierwsze dwa czy trzy tygodnie ciągle wpadały do salonu ze świeżymi relacjami na ten temat. „Droga mamusiu, niech sobie mamusia wyobrazi, że kuzynka nie potrafi ułożyć mapy Europy!” albo: „Kuzynka nie potrafi wymienić najważniejszych rzek w Rosji!”, albo: „Nigdy nie słyszała o Azji Mniejszej!”, albo: „Nie wie, czym się różnią pastele od farb wodnych!”, „Jakie to dziwne!”, „Czy słyszała kiedyś mamusia coś równie głupiego?”.

– Moje drogie – odpowiadała ich troskliwa ciotka – to bardzo przykre, ale nie możecie oczekiwać, że nauka każdemu będzie szła równie szybko i łatwo jak wam.

– Ale ciociu, ona naprawdę nic nie wie! Wczoraj wieczorem zapytałyśmy ją, jak się dostać do Irlandii, a ona na to, że przez wyspę Wight. Myśli tylko o wyspie Wight i mówi o niej „Wyspa”, jakby na świecie nie było innych wysp. Naprawdę, byłoby mi wstyd za siebie, gdybym tego nie wiedziała, nawet gdy byłam dużo młodsza od niej. Nie pamiętam, kiedy nie wiedziałam tych rzeczy, o których ona dotąd nie ma pojęcia. Od jak dawna, ciociu, potrafimy wymienić królów Anglii w chronologicznym porządku, z datami wstąpienia na tron i najważniejszymi wydarzeniami, które miały miejsce za ich panowania!

– Tak, i jeszcze cesarzy rzymskich aż do Sewerusa – dodała druga siostra. – Poza tym znamy wiele mitów i wiemy wszystko o metalach, półmetalach i wielkich filozofach.

– To prawda, moje drogie, wy jednak jesteście obdarzone doskonałą pamięcią, a wasza kuzynka wydaje się jej zupełnie pozbawiona. Pamięć pamięci nierówna – wszystko na świecie jest zróżnicowane – musicie więc traktować waszą biedną kuzynkę z pobłażliwością i współczuć jej z powodu tych braków. Pamiętajcie również, że choć wiecie już tak wiele i jesteście takie mądre, powinnyście być skromne. Choć bowiem tyle już umiecie, to wiele jeszcze przed wami.

– Tak, wiem, że musimy się jeszcze uczyć, póki nie skończymy siedemnastu lat. Ale muszę powiedzieć cioci coś jeszcze o Fanny, coś dziwacznego i głupiego. Wie ciocia, że ona nie chce się uczyć grać na żadnym instrumencie ani rysować?

– To z pewnością bardzo niemądre, moje drogie, i pokazuje wielki brak talentu i ambicji. Jednak, biorąc wszystko pod uwagę, sama nie wiem, czy tak nie jest lepiej. Jak wam nieraz mówiłam, wasz tatuś i wasza mamusia są tak dobrzy, że pozwalają jej wychowywać się z wami, ale wcale nie jest konieczne, żeby zdobyła takie same umiejętności, jak wy. Wręcz przeciwnie, dobrze się stanie, jeżeli będzie między wami różnica.

Takie właśnie wskazówki pani Norris przyczyniały się do kształtowania umysłów siostrzenic; nic więc dziwnego, że choć posiadały tak obiecujące talenty i wiele wiedziały, to całkowicie brak im było mniej powszechnych przymiotów – samoświadomości, wielkoduszności i pokory. Dbano o ich wykształcenie, lecz nie o charaktery. Sir Thomas nie wiedział o tym przeoczeniu, choć bowiem był prawdziwie troskliwym ojcem, nie potrafił okazywać czułości, a jego pełne rezerwy zachowanie sprawiało, że dzieci nie zwierzały mu się ze swych myśli.

Lady Bertram w ogóle nie interesowała się edukacją córek. Nie miała czasu na podobne sprawy. Spędzała całe dnie, siedząc w pięknej sukni na kanapie, zajęta haftowaniem jakiejś mało przydatnej i pozbawionej urody robótki, częściej myśląc o swoim mopsie niż o dzieciach, choć dzieci chętnie rozpieszczała, jeśli tylko nie wymagało to od niej żadnego wysiłku. We wszystkich ważnych sprawach szła za radą sir Thomasa, a w mniej ważnych – siostry. Gdyby nawet znalazła więcej czasu na wychowanie dziewcząt, pewnie i tak uważałaby to za zbędne – były przecież pod opieka guwernantki, miały odpowiednich nauczycieli, nie mogły potrzebować niczego więcej. Gdy zaś chodziło o tępotę Fanny, mogła tylko powiedzieć, że to bardzo przykre, ale niektórzy ludzie są tępi, i Fanny musi się po prostu bardziej przyłożyć do nauki. Nie sądzi, by coś jeszcze dało się w tej sprawie zrobić. Musi jednak dodać, że poza ową tępotą nie dostrzega w biedactwie innych wad; Fanny zawsze jest uczynna, szybko wykonuje polecenia i skwapliwie przynosi to, czego jej ciocia potrzebuje.

Mimo swoich wad – ignorancji i nieśmiałości – Fanny stała się częścią Mansfield Park, na który przeniosła część przywiązania, jakim obdarzała dom rodzinny, i dorastała tu wcale szczęśliwie wśród kuzynostwa. Maria i Julia nie były wobec niej nazbyt złośliwe, a choć nieraz ją upokarzały swoim zachowaniem, Fanny nie uważała, by miała prawo czuć się tym zraniona.

Mniej więcej w tym czasie, gdy Fanny weszła do rodziny, lady Bertram z powodu niewielkich problemów zdrowotnych oraz lenistwa zrezygnowała z prowadzenia domu w Londynie, w którym spędzała co roku wiosnę, i osiadła na stałe na wsi, pozostawiając sir Thomasa samego na czas, gdy musiał pełnić obowiązki w parlamencie, i nie zastanawiając się, czy jej nieobecność zwiększy czy też zmniejszy jego wygodę. Tak więc panny Bertram ćwiczyły dalej swoją pamięć, grały duety oraz rosły i stawały się kobietami na wsi, a ojciec stwierdzał, że zarówno ich uroda i maniery, jak i umiejętności spełniają w zupełności jego oczekiwania. Jego najstarszy syn był lekkomyślny i rozrzutny, co już zdążyło mu przysporzyć wielu zmartwień, lecz pozostałe dzieci zapowiadały się świetnie. Sądził, że córki będą przydawać nazwisku Bertram nowego blasku, a zmieniając je, przysporzą rodzinie znakomitych koneksji. Charakter Edmunda, jego zdrowy rozsądek i prawość obiecywały, że będzie on pożytecznym i honorowym człowiekiem, który zapewni szczęście sobie i swoim bliskim. Miał zostać duchownym.

Mimo trosk i radości, których dostarczały mu własne dzieci, sir Thomas nie zapominał wspomagać dzieci pani Price; nie szczędził pieniędzy na wykształcenie i pomógł znaleźć zajęcie jej synom, gdy już dorośli na tyle, by rozpocząć samodzielne życie. Fanny, choć niemal odcięta od rodziny, zawsze z największą radością słuchała o udzielanej im pomocy czy o czymkolwiek, co miało poprawić ich byt. Raz i tylko raz w ciągu tych wszystkich lat miała szczęście spotkać się z Williamem. Nikogo innego z rodziny nie widywała. Nikt jakoś nie pomyślał o tym, żeby ją wysłać do domu, choćby tylko z wizytą; wydawało się, że tam za nią nie tęsknią. Tylko William, który wkrótce po wyjeździe siostry postanowił zostać marynarzem, był zaproszony na tydzień do hrabstwa Northampton, zanim wypłynął na morze. Można sobie wyobrazić, jak czułe było spotkanie rodzeństwa, jak wielka radość, że ponownie są razem, ile szczęśliwych godzin wspólnie spędzili, ile odbyli rozmów. Można też sobie wyobrazić optymizm brata aż do chwili rozstania i smutek siostry, gdy ją opuszczał. Na szczęście owa wizyta miała miejsce w Boże Narodzenie, gdy Fanny mogła znaleźć natychmiastową pociechę u kuzyna Edmunda; ten zaś opowiedział takie cudowne rzeczy o tym, co William będzie robił i kim będzie, skoro obrał sobie taką profesję, aż musiała w końcu przyznać, że ich rozłąka może przynieść jakąś korzyść. Zawsze mogła liczyć na przyjaźń Edmunda – nic się w tym względzie nie zmieniło, gdy opuścił Eton, by się kształcić w Oksfordzie, a nawet miał teraz częściej sposobność dawać Fanny dowody życzliwości. Nie chwaląc się, że robi więcej niż inni, ani nie obawiając się, że robi za dużo, zawsze jej sprzyjał i miał wzgląd na jej uczucia – chciał, aby inni docenili jej zalety, a ona sama zwalczyła nieśmiałość, przez którą owe zalety nie rzucały się w oczy; doradzał jej, pocieszał i dodawał otuchy.

Lekceważona przez wszystkich, nie mogła nabrać śmiałości dzięki wsparciu jednego tylko człowieka, lecz dzięki trosce kuzyna jej umysł doskonalił się i ogarniał coraz szersze horyzonty. On widział, że jest inteligentna, bystra, a ponadto nie brak jej zdrowego rozsądku i lubi czytać, co samo w sobie, jeśli wskazywał jej właściwe lektury, stanowiło znakomitą edukację. Panna Lee uczyła ją francuskiego i codziennie przepytywała z kolejnej partii historii, lecz to Edmund podsuwał jej książki, które z przyjemnością czytała w wolnym czasie, dbał o jej dobry gust i umiejętność formułowania sądów. Dzięki niemu lektury przynosiły pożytek, gdyż rozmawiał z nią o tym, co przeczytała, i rozumną pochwałą tym bardziej ją do nich zachęcał. Ona zaś w zamian obdarowała go taką miłością, jaką nie darzyła nikogo z wyjątkiem Williama; serce Fanny należało do nich dwóch.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: