Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mapa duszy miłosierdziem malowana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Mapa duszy miłosierdziem malowana - ebook

Czasem Bóg decyduje, aby wysłać kogoś na koniec świata i tam właśnie go spotkać. Jeżeli przyjmiemy zaproszenie i udamy się w wybrane przez Boga miejsce, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że Go tam spotkamy.
Wiele osobistych doświadczeń oraz spotkań odmieniło życie autora. Niektóre pomogły mu zrozumieć cel i wartość własnego życia. Wszystkie doznania z tego czasu uczyniły z niego osobę, którą jest dzisiaj.
W tej książce dzieli się z czytelnikiem jednym z wielu ciekawych doświadczeń i bogactwem nauk.
Ta publikacja to tajemnicza podróż Mirka - czasami okraszona cudami...

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-945036-1-1
Rozmiar pliku: 2,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dedykuję tę książkę:

Bogu, który jest przyczyną mojego życia oraz powstania tej książki.

Mojej żonie Reginie, która pewnego razu stwierdziła:

„Powinieneś to wszystko napisać", i cierpliwie

oraz z miłością towarzyszyła mi w tym dziele.

Wielu Aniołom w moim życiu, których drogi skrzyżowały się z moimi i które pozostawiły trwały ślad w moim życiu.

Mojej najukochańszej rodzinie oraz wspaniałym przyjaciołom za nieustanną miłość oraz wsparcie.

Tobie, mój drogi, za to, że zdecydowałeś się przeczytać tę historię.

Z wdzięczną modlitwą

„Oby mi Bóg dał słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co mi dano! On jest bowiem i przewodnikiem Mądrości, i tym, który mędrcom nadaje kierunek. W ręku Jego i my, i nasze słowa, roztropność wszelka i umiejętność działania".

Księga Mądrości 7:15‒16LUURNPA I ZIEMIA OBIECANA

Dawno, dawno temu wielki ptak Luurnpa (zimorodek) zamieszkał na południu. Kiedy zmęczyło go życie w samotności, postanowił znaleźć kogoś, z kim mógłby usiąść na gorącym piasku pustyni w jego części świata i śpiewać pieśni rytualne oraz tańczyć rytualne tańce (corroboree).

Pewnego dnia postanowił wzlecieć wysoko i rozejrzeć się za kimś, kto by mu towarzyszył. Podróżował na północ w głąb pustyni w poszukiwaniu ludzi. Szukał i szukał, a kiedy nie znalazł nikogo, wrócił smutny tą samą drogą, z północy na południe, do swojego domu. Nie znalazł nawet śladu żyjących istot.

Następnego dnia znowu wybrał się w podróż na północ. Zobaczył węża wyślizgującego się z otworu w ziemi tak małego jak czubek mrowiska. Otwór był na tyle niewielki, że Luurnpa musiał włożyć do niego czubek swojego dzioba, aby go powiększyć. Gdy tylko to zrobił, zobaczył z wielkim zdziwieniem, że wewnątrz są ludzie, którzy przypominają wyglądem kamienie. Wiedział, że byli tam, pod ziemią, bardzo długo.

Luurnpa tchnął głęboko w ten otwór i przywrócił ludzi do życia. Przyglądał się im przez dłuższy czas, aby wybrać tych, którzy byli zdrowi i mieli dość sił, by mu towarzyszyć. Słabych i umierających pozostawił, aby tam umarli. Wtedy powiedział do wybranych: „Chodźcie ze mną. Potrzebuję towarzystwa. Jestem bardzo samotny". I zabrał ich do swojego miejsca, które było dobre, aby tam żyli.

W czasie podróży Luurnpa wiódł ich wzdłuż szlaku, który obfitował w miejsca, gdzie można było znaleźć wodę, tak potrzebną na gorącej pustyni, aby przeżyć. Znajdowali ją w zakamarkach skalnych albo pod powierzchnią piasku. Luurnpa zatroszczył się w czasie tej drogi o picie dla nich, a także o pożywienie, zapewniając obfitość kangurów, waranów oraz wiele innej pustynnej żywności.

Kiedy tak podróżowali, Luurnpa z zadowoleniem spojrzał na towarzyszących mu ludzi i powiedział do siebie: „Och, co to za gawiedź podróżuje ze mną. To będą moi przyjaciele". Szlak, którym ich prowadził, nazywał się Wirrimanu. I tak Luurnpa oraz jego przyjaciele zamieszkali w regionie zwanym Kukatja. Luurnpa był bardzo szczęśliwy.

Historia opowiedziana przez Marukurru Sunfy, kustosza tej historii, z pomocą Johna Lee.

Rysunki: Matthew Gill z Wirrimanu.

Wstęp

Zajęło mi wiele czasu, aby być gotowym na podzielenie się z Tobą moimi przygodami i doświadczeniami. Przetrawienie wydarzeń z przeszłości zajmuje mojej duszy wiele czasu, a do tego jeszcze analizowanie oraz próba pojednania czasu i odwiedzonych miejsc, okazji życiowych i spotkań, związków i relacji z innymi ludźmi oraz okoliczności. Mój rozum stara się ciągle równoważyć to wszystko, ale nie zawsze wygrywa z duszą. Dlatego też po ponad dziesięciu latach zdecydowałem się podzielić z Tobą tym, co było błogosławieństwem, a jednocześnie wyzwaniem dla mnie od Boga. To jest pierwsza skromna próba opowiedzenia mojej historii.

Czasem Bóg decyduje, aby wysłać nas na koniec świata, by właśnie tam nas spotkać. Jeżeli przyjmiemy to zaproszenie i udamy się w to przez Niego wybrane miejsce, istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że Go tam spotkamy. Jednym z najbardziej niesamowitych, a jednocześnie pełnych wyzwań miejsc, do których Bóg postanowił mnie zaprosić, była Wielka Pustynia Piaszczysta w centralnej części Australii.

Było to dla mnie błogosławieństwem, a jednocześnie wielkim honorem, aby moja ścieżka życiowa skrzyżowała się z drogą życia Aborygenów oraz aborygeńskim Dreaming, Tjukurrpa (w języku aborygeńskim), czyli Czasem Snu, kiedy powstawała ziemia oraz wszelkie istoty żyjące na niej. Wiele osobistych doświadczeń oraz spotkań odmieniło moje życie. Niektóre pomogły mi zrozumieć cel i wartość mojego życia. Wszystkie doznania z tego czasu uczyniły ze mnie osobę, którą jestem dzisiaj, kiedy opisuję moją historię. W tej książce dzielę się z Tobą jednym z tak wielu ciekawych doświadczeń i bogactwem nauk, które z nich pobrałem. Chcę Cię zaprosić do mojej tajemniczej podróży, czasami okraszonej cudami.

Moja opowieść zaczyna się w miesiącu, w którym kończy się pora sucha i wszyscy na pustyni wyglądają pierwszej chmury zwiastującej deszcz. Ten czas zmiany i przełomu, adwentu nowego życia, pomiędzy suchą i deszczową porą, wypełniony jest całkowicie oczekiwaniem. Każdego ranka po przebudzeniu wąchałem powietrze oraz spoglądałem w górę, czy już widać jakiś znak zbliżających się chmur.

Czy wiesz, że można czuć zapach zbliżającego się deszczu? Możesz poczuć wilgoć w powietrzu, wdychając delikatny powiew wiatru. Powietrze wypełnione jest wilgocią. To nieopisanie wspaniałe doznanie. Lokalna społeczność mówiła o zaproszeniu zaklinacza deszczu, aby modlił się o niego bardzo starym, tradycyjnym tańcem. Tańczy przez wiele dni, błagając niebiosa, aby zesłały wodę na ziemię, z której ta woda pochodzi. Zawsze taniec kończy się sukcesem. Wszyscy pragniemy deszczu tak samo jak wyschła i spękana ziemia. Przynosi nam orzeźwienie, a spragnionej ziemi nowe życie. Oczekujemy nowego życia, nowego początku. Pomiędzy niebem a ziemią odbywa się mistyczny flirt, który przyniesie płodny deszcz. Możesz wyczuć w powietrzu szczególne napięcie pomieszane z nadzieją oraz niecierpliwością oczekiwania. Czas, aby zaczęły się dziać cuda.

Kutjungka, w języku aborygeńskim kukatja, znaczy jednoczyć się jako jedna rodzina. Kutjungka w sercu Wielkiej Pustyni Piaszczystej to region, który tworzy pięć społeczności żyjących w wioskach: Wirrimanu zwanej przez białych ludzi Balgo Hills (Wzgórza Balgo), Malarn zwanej także Mulan, Kururrungku zwanej Bililuna, Kundat Djaru zwanej Ringers Soak i niezamieszkanej już wiosce Yagga Yagga (Miejsce Spokoju), opuszczonej przez 47 mieszkańców po tragicznym samobójstwie młodego chłopca i długim czasie żałoby (sorry time). Te osady tworzą społeczność Tjurabalan. Codziennie używa się w tym regionie trzech podstawowych języków: walmatjarri, kukatja oraz jara. Rodziny zamieszkujące ten skrawek pustyni mają krewnych w każdym zakątku Wielkiej Pustyni Piaszczystej i bardzo często podróżują, aby ich odwiedzić. Wizyta nie jest planowana, to wynik naprędce podejmowanej decyzji. Zna czy to tyle, że ktokolwiek pojawi się w jednej z wiosek ze swoim sprawnym samochodem, staje się potencjalnym „autobusem do podróży". Podróże piesze należą obecnie do rzadkości, ale ciągle jeszcze można zobaczyć aborygeńskich nomadów na nogach. Czas jest przestrzenią wypełnioną podróżami oraz odwiedzinami. Jest odmierzany przez niesamowite wschody i zachody słońca na pustyni, co sprawia, że docelowe miejsce podróży to dłuższy czas radowania się ze spotkań z bliskimi. Często goście zatrzymują się w którejś wiosce tygodniami, czasem miesiącami. Jak ich przodkowie podróżowali po pustyni, śledząc zmiany zachodzące w naturze, pory deszczowe i pory suche, miejsca, w których można było znaleźć pożywienie oraz schronienie, tak i dzisiejsi robią mieszkańcy tego regionu. Więcej podróżuje się w sezonie suchym, ponieważ wszystkie miejsca są dostępne dla aut. Inaczej wygląda to w porze deszczowej, kiedy podróżowanie zależy od zalanych części pustyni, nieprzejezdnych dróg, które mogą spowodować duże utrudnienia w poruszaniu się pomiędzy wioskami. Ale pozwól, że tymi doświadczeniami podzielę się w innym opowiadaniu.

Aborygeni zamieszkujący obszar zwany Kutjungka nazywają Boga i Stwórcę Mama Kankarra, co oznacza Ojca, który jest wysoko, Ojca, który jest w niebie. Ja byłem ich Mamangku, co oznacza bycie przedstawicielem Mama Kankarra z nimi i dla nich. Byłem ich przyjacielem, spowiednikiem, kierowcą i towarzyszem w podróżach i życiu. Byłem ich księdzem. Wiele podróżowałem po regionie, spotykając się z rodzinami, bo byłem jednym z nich, a jednocześnie jednym z nimi – kutjungka znaczy zjednoczenie. Odwiedzałem wioski, aby doradzać duchowo oraz nieść świadectwo Boga i wiary w moim życiu. Byłem jedynym księdzem w tym czasie na całym olbrzymim terenie, co oznaczało wiele godzin spędzonych w podróży i wioskach. Chcę Cię zaprosić do przeżycia ze mną jednej z takich podróży. Zdecydowałem się wówczas odwiedzić bardzo odosobnioną wioskę, położoną z dala od tej, którą możemy nazwać bazą albo po prostu domem.

Wracałem z wioski Kururrungku wczesnym niedzielnym popołudniem drogą zwaną Tanami, kiedy zauważyłem dwie aborygeńskie kobiety z kilkorgiem dzieci oraz jednego starszego Aborygena, siedzących za samochodem. Kiedy podjechałem bliżej, rozpoznałem znajome twarze. Byli to mieszkańcy Balgo (Wirrimanu). Wyglądało na to, że byli tam od dłuższego czasu, chowając się przed słońcem w cieniu samochodu. Dorośli wypatrywali pomocy, by dostać się z powrotem do domu, oraz czuwali nad śpiącymi dziećmi. Na pustyni bardzo szybko nauczysz się, że czasem to sprawa życia i śmierci, kiedy napotkasz taką sytuację. Zatrzymałem się, aby zapytać, co się stało i czy wszystko w porządku. Kobiety odpowiedziały: „Palya", co znaczy: „wszystko jest dobrze". Ich samochód się zepsuł i chcą się dostać z powrotem do domu. Kobiety usadowiły w moim samochodzie najpierw dzieci, następnie starszy Aborygen usiadł obok mnie, a one obok dzieci, i tak kontynuowaliśmy naszą podróż w stronę Wirrimanu. Muzyka i rozmowa umilały nam godziny podróży. W czasie pogawędki dowiedziałem się, że w sporo oddalonej od Balgo na południe wioski są spokrewnione z moimi pasażerami rodziny, które bardzo by się chciały ze mną spotkać. Od jakiegoś czasu planowałem podróż do Alice Springs na zakupy, stąd też obiecałem, że spróbuję je odwiedzić, zwłaszcza że wioska położona była nieopodal. Robiłem zakupy w Alice Springs średnio co dwa miesiące z powodu odległości – 840 kilometrów – i czasu, jaki to zajmowało, gdy podróżowało się nieutwardzonymi drogami. Zaplanowałem więc pojechać w ciągu tygodnia. W momencie, kiedy skręcaliśmy z Tanami na drogę do celu, zauważyliśmy gęste, ciemne chmury płynące szybko po niebie. Poczuliśmy silny wiatr. Głęboko wdychając powietrze, poczuliśmy deszcz, a nasze dusze poczuły radość spieczonej i zmęczonej słońcem pustyni.

Gdy tylko wjechaliśmy do wioski, z nieba polała się woda – prawdziwe oberwanie chmury. Był to ciepły i orzeźwiający deszcz, tak bardzo oczekiwany przez wszystkich. Podwiozłem moich pasażerów do ich domów w dolnej części wioski i po krótkim po żegnaniu pojechałem do siebie. Och, jak cudownie było być przemoczonym błogosławieństwem deszczu z nieba. Mama Kankarra błogosławił nas deszczem. Rozpakowałem samochód, zaparzyłem kawę, usiadłem i licząc krople deszczu oraz słuchając pieśni błogosławieństwa deszczem, delektowałem się kawą. Kiedy tak zasłuchany i rozradowany rozpływałem się w błogości tej chwili, nagle poczułem niepokój w duszy i usłyszałem głos mówiący: „Powinieneś wyruszyć w swą podróż natychmiast. Nie zwlekaj ani chwili. Spakuj się i ruszaj!". Próbowałem rozumem ogarnąć ten głos i spierać się z nim. Powiedziałem, że robi się ciemno, a droga jest daleka. Ja jestem głodny i zmęczony. Im bardziej próbowałem argumentować w rozumny sposób przeciw celowości tej decyzji, tym głośniej i wyraźniej ów głos brzmiał w mojej duszy.

W końcu dałem za wygraną i ruszyłem w drogę. W przeszłości odwiedziłem tę wioskę, w której oczekiwano mojej wizyty, więc powiedziałem sobie: „Nie przejmuj się, chłopie. Znajdziesz tę osadę nawet w ciemności". Miałem ze sobą nawigację GPS i planowałem użyć tego systemu, gdy będę bliżej celu.

Po kilku godzinach podróży w ciemności i strugach deszczu wstukałem nazwę wioski, którą GPS rozpoznał. Na nawigacji wszystko wyglądało fajnie – zbliżałem się do osady. GPS skierował mnie z „głównej drogi" na mniej uczęszczaną. Wyglądała znajomo. „Trzymaj się lewej, skręć w prawo, skręć w lewo" – słuchałem komunikatów. Po jakimś czasie usłyszałem: „Po 400 metrach dotrzesz do celu twojej podróży". I za chwilkę: „Dotarłeś do celu twojej podróży". Tylko w rzeczywistości nie dotarłem tam.

Na zewnątrz było ciemno, ulewny deszcz nie przestawał padać. Znalazłem się gdzieś, ale nie tam, gdzie chciałem i planowałem się znaleźć. Spanikowany starałem się odnaleźć mapę w samochodzie i znaleźć drogę do wioski. Znalazłem mapę, ale jednocześnie się zorientowałem, że utknąłem. Mapy są przydatne tylko wtedy, jeżeli wiesz dokładnie, gdzie jesteś, aby znaleźć odniesienie do dalszej drogi. Ja nie wiedziałem, gdzie się znalazłem. Wiedziałem, skąd przyjechałem, i wiedziałem, dokąd zmierzam. Zgubiłem się pomiędzy skąd i dokąd.

Noc była ciemna. Niskie chmury powoli odpływały na zachód. Deszcz zaniechał zraszania pustyni, wiatr, który przesunął chmury na zachód, wstrzymał oddech i umilkł. Wtedy to na niebie pojawiła się najwspanialsza manifestacja piękna z mrugającymi gwiazdami i pełnym, uśmiechniętym księżycem. Było to jak wpatrywanie się w cudowny obraz na niebie, odzwierciedlający piękno Stwórcy. Czułem palec Boga w wyborze miejsca postoju. Teraz trzeba się było zająć przygotowaniem noclegu oraz rozpaleniem ogniska. Był to czas, aby odpocząć oraz – jak się później przekonałem – na pełną mądrości i tajemnic rozmowę.

Mirek „Tjangala" WoźnicaRelacje między nami

Wysiadłem z samochodu i natychmiast przypomniała mi się dobra rada mojego przyjaciela zwanego George'em z Pustyni. Poradził mi na początku mojego pobytu tu: „Zawsze powinieneś mieć w samochodzie duży zapas wody, kiedy podróżujesz przez pustynię, nawet jeżeli pada deszcz. W porze suchej bez wody twoje życie może się zakończyć po kilku godzinach albo przeżyjesz dzień lub dwa. Pora deszczowa jest bardziej miłosierna. Wody możesz potrzebować ty sam albo ktoś inny. Woda równa się życie na pustyni. Powinieneś także wozić ze sobą inne przydatne rzeczy, które pozwolą przetrwać tobie lub pomóc innym: narzędzia do naprawy opon i kół w samochodzie, narzędzia do kopania, podnośnik i temu podobne. Kiedy wybierasz się w podróż, nie myślisz tylko o sobie, ale i o innych, ponieważ prędzej czy później twoja ścieżka życia skrzyżuje się z drogami życia innych".

Tej szczególnej nocy powietrze było odświeżone deszczem. Temperatura była doskonała, aby cieszyć się nieoczekiwanym postojem. Pustynia nocą jest tajemnicza i nieprzewidywalna, a jednocześnie piękna i przerażająca. Odgłosy poruszających się w ciemnościach zwierząt oraz owadów, zakradający się znienacka powiew wiatru, który ociera się o pustynną roślinność oraz delikatny piasek pustynny, dochodzi do uszu jakby z różnych kierunków. Czas potrzebny do tego, aby zmysły przystosowały się do ciemności i odgłosów pustyni, może być bardzo nerwowy. Po zgromadzeniu kilku drobnych gałązek i rozpaleniu małego ogniska usiadłem na piasku. Rozpakowałem kanapkę i nalałem do kubka kawy wcześniej przygotowanej na podróż. Kawa w środku nocy na pustyni pachnie niesamowicie.

Właśnie przymierzałem się do pierwszego łyku, kiedy usłyszałem pytanie: „Nie miałbyś nic przeciwko temu, abyśmy dołączyli do ciebie?". Podskoczyłem, totalnie zaskoczony, ale głos brzmiał pokojowo, więc nie byłem przerażony.

Próbowałem zobaczyć, kto stoi w ciemności, ale osoba ta nie zbliżała się, czekając na moją odpowiedź. Niepewnym głosem powiedziałem: „Ależ proszę, zapraszam". Kiedy mogłem już coś dojrzeć, zorientowałem się, że to dwoje ludzi. Podeszli bliżej i nie zdejmując nakryć głowy, usiedli przy ognisku. Siedzieli w milczeniu, ich twarze pod kapeluszami zakrywała ciemność nocy. Zastanawiałem się przez chwilkę, kim są, ale jednocześnie po pewności, z jaką kroczyli w ciemności, odgadłem, że to ludzie pustyni, Aborygeni – starszy mężczyzna oraz chłopiec.

Wyciągnąłem z plecaka więcej kanapek. Kiedy napełniałem dużą blaszankę z dorobionym z drutu uchwytem zwanym billycan wodą, mężczyzna wysłał chłopca, aby poszukał więcej chrustu oraz suchych patyków. Kiedy przysiadłem się do ogniska, mężczyzna powiedział: „Słowa ujawniają serce i umysł człowieka, ale jeszcze bardziej »słowa« wypowiadane w gestach oraz naszym działaniu, naszych zachowaniach ciałem. Warto pamiętać, że nie wszystkie nasze słowa i czyny pochodzą od Boga; my nadajemy im sens i znaczenie, zmieniają znaczenie przez nasze ja dodawane w procesie porozumiewania się. Czasami słowa są bardzo nieudane i ich znaczenie nie jest takie, jak zamierzaliśmy, czasem słowa ranią, mimo że nie było to naszym zamiarem. Jako ludzie mamy taką możliwość, używając także słów, aby takie sytuacje wyjaśnić, urazy naprawić i przywrócić prawdziwe znaczenie słów. Jest jednak bardzo trudno ukryć znaczenie języka naszego ciała, naszych zachowań oraz gestów.

Uczynki oraz nasze działania wypływają w prosty sposób z dobroci, która jest wewnątrz nas. Przecież z obfitości serca usta mówią. Mówimy o sobie samych cały czas. Nigdy nie przestajemy. Kiedy nasze usta milkną, nasze ciało, oczy, ręce, każda część naszego ciała ciągle mówi.

Ty nie widziałeś nas zbliżających się w ciemności, dlatego musiałem delikatnie zaznaczyć naszą obecność, aby cię nie przestraszyć. Mój głos i słowa komunikowały pokój i miłość, ponieważ ciemność może być nieobliczalna i przerażająca. My widzieliśmy ciebie w świetle ogniska i wyglądałeś na dobrego człowieka, ale bez pokoju w sercu. Myślę, że teraz, kiedy i ty widzisz mnie z bliska w świetle rozpalonego ogniska i możesz słuchać nie tylko moich słów, ale także widzieć język mojego ciała, możemy rozmawiać ze sobą".

Kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć, zmieszany tak nieoczekiwaną mądrością, wybełkotałem: „Wydaje mi się, że to tak jak w tej historii z Ewangelii św. Łukasza. »Nie jest dobrym drzewem to, które wydaje zły owoc, ani złym drzewem to, które wydaje dobry owoc. Po owocu bowiem poznaje się każde drzewo« (Łk 6:43‒44a). Uczymy się, kim są inni ludzie, przez słuchanie i obserwowanie ich".

Mój rozmówca odparł: „Bóg oczekuje od nas, abyśmy zaczęli dostrzegać, ile Jego jest w nas i jak nasze gesty i zachowania uwidaczniają Go innym. Jesteśmy ludźmi, których wnętrza są widoczne na zewnątrz przez to, jak się porozumiewamy z innymi. Dam ci przykład. Dzieci w mojej wiosce oglądają dużo filmów, zbyt dużo moim zdaniem. Ja im ciągle przypominam, aby nie powtarzały wszystkiego, co usłyszą, bo często nawet nie znają znaczenia wyrazów albo gestów, których używają, i jaki mogą mieć wpływ na innych. Osoba, która wypowiada jakieś słowo, zna jego znaczenie. Co się dzieje, gdy używasz jakiegoś słowa, nie znając do końca jego znaczenia? Czy inni dowiedzą się prawdziwego i pełnego znaczenia tego słowa?".

Przerwał na chwilę. Byłem całkowicie zaskoczony łatwością jego wypowiedzi.

Kontynuował: „Czy twoi rodzicie zwrócili ci kiedykolwiek uwagę, abyś nie używał brzydkiego języka, a ty próbowałeś zobaczyć, czy twój język jest brzydki, czy nie? Nie jest to łatwe, aby zobaczyć swój język, jaki jest, a jeszcze trudniej używać tylko dobrego języka, tylko dobrych słów. O wiele trudniejsze jest jednak kontrolowanie naszych gestów, języka naszego ciała, ale powinniśmy to robić, dbać o to, by był to język prawdy wyrażonej z szacunkiem i miłością. Dajemy rady, pomagamy, wyrażamy miłość, wspomagamy duchowo, godzimy się, używając zdolności komunikowania się i jednocześnie używając tego samego – krzywdzimy, wyśmiewamy, osądzamy, dzielimy i zabijamy. To niesamowity dar niebios, że możemy się porozumiewać i komunikować. Od nas zależy, jak tego używać".
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: