Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Marion, córeczko, dlaczego cię zadręczyli? - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Marion, córeczko, dlaczego cię zadręczyli? - ebook

Ta książka poraża. To krzyk matki – krzyk rozpaczy: do córki, do siebie, do kolegów, do nauczycieli, do ministra i do samego prezydenta Francji!
Dlaczego???


Dlaczego jej trzynastoletnia córka odebrała sobie życie?
Co przeżywała w szkole?
Dlaczego nikt nie reagował?
Dlaczego nauczyciele byli obojętni?
Dlaczego system jest tak bezduszny?


Przemoc w szkole dotyka co dziesiątego ucznia. Bo jest słabszy, inny, odstaje od grupy. Ofiary często nie proszą o pomoc. Boją się, wstydzą, nie chcą martwić rodziców. Marion też nic nie mówiła...
Matka chce zrozumieć. Prowadzi śledztwo, rozmawia z rodzicami, nauczycielami, szuka wskazówek w sms-ach do córki, na jej koncie na Facebooku. Znajduje potworne, obrzydliwe wyzwiska, groźby. I przeżywa kolejny szok: śmierć dziecka nie wywołuje skruchy, tylko agresję oprawców.
Jej książka to oskarżenie, studium agresji, tchórzostwa i bezkarności, wstrząsające jak thriller psychologiczny.
To ostrzeżenie – dla rodziców, nastolatków, nauczycieli. Żeby nie przegapić czyjego życia. Bo każdy może doprowadzić do śmierci dziecka.
To pełne bólu wołanie matki: „Niech twoja śmierć pomoże innym. Po to piszę tę książkę”.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6145-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2. Kłębowisko pytań

» Jesteś ciałem z mojego ciała, a nie mogłam Ci pomóc «

Zagadka Twojej śmierci nie dawała nam spokoju. Nigdy się nie skarżyłaś, że jesteś nieszczęśliwa, krzywdzona, umęczona. Nigdy nie dałaś poznać, że masz ochotę z tym skończyć. A może nie chciałaś, Marion?

Może chciałaś tylko zrobić sobie przerwę i odpocząć chwilę, uciec na kilka godzin – tak przypuszczaliśmy wtedy, tamtego popołudnia. Powiedziałaś „koniec”, ale tak naprawdę spodziewałaś się, że zdążę wrócić na czas. Zrobiłaś pętlę z szalika, ale nie wierzyłaś, że mógłby Cię unieść. To był wypadek. Chwila słabości. Niemożliwe, żebyś postanowiła odejść w ten sposób, nawet się nie oglądając, bez słowa pożegnania.

Byłaś wesoła, Marion, pamiętasz? Byłaś ciepła i pełna słodyczy, świetnie się uczyłaś. „Łatwa” córka. Nie dalej jak dziesięć dni wcześniej gratulowano nam z ojcem takiej pociechy jak Ty!

13 lutego to dzień przed walentynkami. Wyjaśnienie, chociaż żałośnie rozpaczliwe, nasuwało się samo: to przez złamane serce, tak, Marion? Romain Cię zostawił i pomyślałaś, że w takim razie już wolisz umrzeć… Kiedy się ma trzynaście lat, można zobaczyć całą swoją przyszłość w oczach jednego chłopca.

Ale nie Ty, Marion, nie Ty. Nie byłaś taka głupiutka. Romain musiał bardzo mocno Cię zranić. Musiał sprawić Ci jakąś straszną przykrość. Inaczej nie zrobiłabyś tego. Gdyby zachował się przyzwoicie, potrafiłabyś się z tym pogodzić. Chociaż byłaś w nim szaleńczo zakochana, to prawda. Tego dnia nienawidziliśmy go z całej duszy.

W poniedziałek, 11 lutego, opowiadałaś mi o nim. Chciałaś, żeby okazywał Ci więcej czułości, był bardziej „przylepny” przed kolegami. Próbowałam Cię jakoś pocieszyć.

– On cię kocha, moja mała Mayon, moja Marion. Po prostu chłopcy w grupie zachowują się trochę jak ludzie z Cro-Magnon.

Jak w tej piosence Zazie, Je suis un homme, którą sobie zaraz zanuciłyśmy i dostałyśmy ataku śmiechu.

– Nie przejmuj się, wszystko się ułoży. Powiedz mu, co czujesz. Ale bądź sprawiedliwa. Ty też czasami o nim zapominasz, kiedy się wygłupiasz razem z dziewczynami. A on pajacuje przy kolegach. Za to kiedy jesteście we dwoje, wszystko jest inaczej. Tak to już jest, zawsze tak było i pewnie się nigdy nie zmieni – dodałam z naciskiem. Tak mówiłam 11 lutego.

Ze łzami w oczach podeszłaś się do mnie przytulić, już wtedy wyższa ode mnie.

– Dziękuję, mamo. Od razu mi lepiej. – I dorzuciłaś: – Dobrze jest tak sobie czasem popłakać.

Nawet przez myśl mi nie przeszło tamtego wieczoru, że w głębi duszy przechodzisz takie męczarnie.

Wspomnienie tej rozmowy powróciło gwałtownie jak najgorsza tortura w ciągu godzin po Twojej śmierci. Następnego dnia był 14 lutego, Dzień Zakochanych. Ale Ty zdecydowałaś, że nie chcesz przeżyć tego dnia inaczej niż w swoich dziewczęcych marzeniach. Nie, jeżeli nie jesteś już księżniczką dla pewnego gimnazjalisty. Co za lekkomyślność!

Jeszcze raz zapytaliśmy policjantów, czy nie znaleźli listu. Zapewnili, że poinformują nas w pierwszej kolejności, jak tylko coś będzie wiadomo. Zabrali ze sobą Twój sprzęt komputerowy i telefon. Zaoferowano nam pomoc psychologa. Pomoc w czym?

My chcieliśmy zrozumieć. To było najważniejsze. Znaleźć wyjaśnienie, które odkryłoby prawdę i dało nam pojąć rozpacz, która pochłonęła Cię w głąb tak wcześnie, moja najdroższa Córeczko. Wieczorem, niczym dwoje pazernych włamywaczy, przetrząsnęliśmy Twój starannie wysprzątany pokój, rozpaczliwie szukając jakiejkolwiek wskazówki.

W Twojej starej torbie znaleźliśmy kluczyk i kłódkę do Twojej szafki w szkole. Jakbyś w ogóle z niej nie korzystała od czasu, kiedy w grudniu kupiłam Ci nową torbę. W tej drugiej znajdowało się mnóstwo rzeczy, równo poukładanych – jak wszystko u Ciebie. Piórnik, zeszyty, każdy przedmiot na swoim miejscu. Znaleźliśmy Twój dzienniczek. A właściwie dwa.

Spojrzeliśmy po sobie, Twój ojciec i ja. Jak to możliwe, że miałaś dwa dzienniczki? Nerwowo otworzyliśmy jeden. Znaliśmy ten dzienniczek, bo dawałaś nam go do podpisania od czasu, gdy zgubiłaś poprzedni – dzienniczek wzorowej uczennicy, a w każdym razie takiej, która nie daje najmniejszego powodu do niepokoju.

Potem złapaliśmy drugi, jakby nas miał poparzyć. To był dzienniczek, który, jak powiedziałaś, gdzieś Ci się w styczniu zapodział. Czyli nas okłamałaś.

Oszołomieni czytaliśmy uwagi nauczycieli, które chciałaś przed nami zataić. Poczynając od grudnia, zauważyli u Ciebie zmianę zachowania – rozmowy na lekcji i liczne, nieusprawiedliwione spóźnienia, czasem przychodziłaś nawet w połowie zajęć. Podrobiłaś pod nimi podpis Twojego taty. Zazwyczaj to ja podpisuję.

Przypomniał mi się dzień, kiedy powiedziałaś, że zgubiłaś dzienniczek. W listopadzie 2012 roku, a może to było już w grudniu… Przeszukałyśmy cały dom. Widzę siebie, jak mówię:

– Zaraz się znajdzie, to przecież niemożliwe.

– Dostanę uwagę za brak dzienniczka – denerwowałaś się.

– Ile kosztuje dzienniczek?

– Dwa euro, czy coś koło tego.

– Skoro go zgubiłaś, to sama kupisz nowy za swoje pieniądze.

Musiałam podpisać Ci oświadczenie, że pierwszy się gdzieś zawieruszył.

– Dziękuję, że zgodziłaś się wyrobić mi drugi.

Nie widziałam w tym nic dziwnego. Mnie też zdarza się posiać różne rzeczy.

Ten nowy, sfałszowany dzienniczek podpisaliśmy dwa dni przed Twoją śmiercią, 11 lutego. Była w nim następująca wiadomość od wychowawcy skierowana do wszystkich rodziców: „Uczniowie snują się po korytarzach w czasie lekci”. Tak, „lekci”, bez „j”. Zapytałam, czy Ty też snujesz się po korytarzach. Westchnęłaś:

– Nie, nigdzie się nie snuję.

Sama podrabiałaś odpowiedzi w drugim dzienniczku, tym, który przed nami ukrywałaś, a który czytaliśmy teraz ze ściśniętym sercem, Twój ojciec i ja. To w nim swoją dziecięcą rączką napisałaś: „Marion zostanie ukarana”.

To w tym dzienniczku nauczyciele zamieszczali swoje uwagi. Bardzo nieprzyjemne, jak się okazało. Zaczęło się 17 stycznia 2013 roku, na miesiąc przed Twoją śmiercią: „Telefon Marion dzwoni w czasie lekcji”. 22 stycznia: „Z powodu trzech nieusprawiedliwionych spóźnień Marion dostaje dodatkowe zadanie domowe: esej na temat przestrzegania regulaminu, do oddania w piątek, 25 stycznia, w pokoju opiekunów”. 1 lutego, dwanaście dni przed Twoją śmiercią: „Od jakiegoś czasu zachowanie Marion bardzo się pogorszyło. Często zdarza jej się rozmawiać na lekcji, a nawet przeklinać. Bardzo proszę pouczyć ją w zakresie kultury wymaganej w szkole”.

Spóźnienia, rozmowy, nieoddane prace… Jakim cudem w ciągu kilku tygodni dostałaś tyle uwag – przynajmniej z dziesięć upomnień – a my nie mieliśmy o niczym zielonego pojęcia? Mogli przecież skontaktować się z nami przez telefon, wysłać esemes lub e-mail, powinni nas byli uprzedzić. Po co ta maskarada, moja wzorowa Córeczko, po co to udawanie? Uznałaś nas za durniów? Za parę starych pierników? Za swoich wrogów, którzy i tak nic nie zrozumieją? Bałaś się, że będziemy się gniewać, martwić albo Ci robić wymówki? Że przestaniemy Cię kochać? Czego się bałaś tak bardzo, że musiałaś w ten nieudolny sposób podszywać się pod nas w dzienniczku?

Opanowała mnie złość. Miałam do Ciebie żal. Jak mogłaś nam to zrobić? Naopowiadałaś nam niestworzonych rzeczy, a potem postanowiłaś umrzeć, żeby uciec od odpowiedzialności? O to chodziło, Marion? Odeszłaś, bo nie chciałaś się przed nami do wszystkiego przyznać? Naprawdę uważałaś, że nam, teraz czy w dzieciństwie, nigdy nie zdarzyły się błędy? Nie przyszło Ci do głowy, że moglibyśmy Ci wybaczyć? Nie jesteśmy przesadnie surowi, wszystko Ci było wolno, wiedziałaś o tym i zawsze otwarcie mówiłaś nam o swoich sprawach. No więc dlaczego?

Te przeklęte pytania krążyły nam po głowie, gdy bezradni, z opuszczonymi rękami stanęliśmy z Twoim ojcem wobec faktu, że wiodłaś podwójne życie. Czy raczej, że w Twoim życiu był pewien czwarty wymiar, którego nie dostrzegaliśmy i który przed nami ukryłaś.

A tak dobrze zaczęłaś swój trzeci rok w gimnazjum. Chodziłaś do IV c, klasy z rozszerzonym hiszpańskim. Na koniec pierwszego trymestru uzyskałaś wspaniałe świadectwo. Podczas grudniowego zebrania rodziców, na którym dowiedziałam się, że masz z hiszpańskiego 20 punktów na 20, a przecież dopiero co zaczęłaś ten język, aż się rozpłakałam z radości. Po spotkaniu zapytałaś mnie przez telefon:

– I co, mamo, jesteś ze mnie dumna?

Tak, Marion, byłam z Ciebie dumna.

Twój wychowawca nie mógł się Ciebie nachwalić, byłaś dobrą uczennicą, sumienną i grzeczną:

– Świetnie jej idzie, jest jedną z najlepszych uczennic. Wiążemy z nią duże nadzieje, żebyśmy mieli więcej takich jak ona…

W szkole czasami mówili na Ciebie „kujon” – takie dogryzanie, typowe w niesfornych klasach. Zakochałaś się. Coś się musiało więc stać dopiero w ciągu tych ostatnich dwóch miesięcy. To fakt, że niekiedy zdawałaś się przygaszona. Jak każda nastolatka niepewna tego, co czuje i co czują inni. Nic nadzwyczajnego.

Pierwsza noc bez Ciebie to była istna męka, z tym jednym, obsesyjnie powracającym pytaniem: dlaczego nie zwróciła się do nas, skoro tak strasznie cierpiała?

W zamroczonym rozpaczą umyśle rozważałam wszelkie możliwe scenariusze. Może zbyt się wstydziłaś, żeby do nas przyjść, bo nie chciałaś nas rozczarować? A może tacy z nas beznadziejni rodzice, że nie byliśmy godni lub zdolni Cię wysłuchać? Do takiego wniosku doszliśmy ostatecznie. Może należeliśmy do tych rodziców, którzy wprowadzają w domu nazbyt silną presję, mają przerośnięte ambicje względem swoich dzieci albo nie poświęcają im dość dużo uwagi i zamiast dobrze je poznać, pielęgnują tylko swoje nadęte wyobrażenia?

Wieczorem w dniu Twojej śmierci zadzwonili z policji, żeby im podać Twój PIN. Telefon się rozładował, a chcieli go przeszukać. Ma się rozumieć, podkreślili raz jeszcze, dadzą nam znać, jak tylko pojawi się jakakolwiek poszlaka co do przyczyn Twojej decyzji.

Tego dnia po południu, około trzeciej, poszliśmy do Myriam przekazać tę straszną wiadomość Twojej siostrze. Odnaleźliśmy ją w dziecięcym pokoju. Nie mogłam wydobyć głosu. Twój tata z czułością nachylił się nad Clarisse.

– Musimy ci coś powiedzieć. To nie to, że Marion źle się poczuła. Marion nie żyje.

Twoja siostra zaczęła wyć jak obłąkana z rozszerzonymi przerażeniem oczami. Te oczy zostały jej takie jeszcze przez wiele miesięcy później.

Twój ojciec przytulił ją mocno i płakali oboje. Wreszcie Twój tata wyszeptał:

– Mamy jeszcze ciebie, nasza malutka córeczko.

W jednej chwili z młodszej siostry stała się najstarsza. Chciała jeszcze zostać pobawić się u Myriam. Wróciliśmy po nią później i odebraliśmy Baptiste’a od Zahii. Chcieliśmy być razem. Tuliliśmy się do siebie całą czwórką.

Następnego ranka Clarisse chciała iść do szkoły, jak zwykle. Ale zanim zdążyliśmy wyjść, do domu wpadła Myriam z ostrzeżeniem.

– Lepiej jej dziś nie puszczać.

W ręce trzymała poranne wydanie „Le Parisien”. Na pierwszej stronie pisali o Marion. Tak, tak, o Tobie, Córeczko. Artykuł donosił, że byłaś prześladowana w szkole, podobnie jak jeszcze jakiś chłopiec z innego gimnazjum. „Dwoje trzynastolatków odebrało sobie życie”, napisano. A wielki nagłówek na pierwszej stronie krzyczał: „Popełnili samobójstwo, bo szykanowano ich w szkole”. Dziennikarka wspomniała o liście, który podobno zostawiłaś. Szczegółowo opisałaś w nim, jak się nad Tobą znęcano, i wymieniłaś z imienia i nazwiska swoich prześladowców.

Byliśmy wstrząśnięci. Kogo tam wymieniłaś? Co oni Ci zrobili? Gdzie był ten list? Jakim cudem trafił do „Le Parisien”?

Razem z Twoim ojcem próbowaliśmy dodzwonić się do redakcji. Bez skutku. Skończyło się tylko na pozostawieniu wiadomości dla dziennikarki, która podpisała się pod artykułem. Nigdy nie oddzwoniła. Ani tego dnia, ani później.

Ale nagle to, co się stało, zaczęło nabierać sensu. Przypomniałam sobie o czymś, co wcześniej mi umknęło, kiedy ze wszystkich sił próbowałam przywrócić Cię do życia. Powiesiłaś pod antresolą swoją komórkę. Płynęła z niej muzyka, jedna i ta sama wżynająca się w umysł piosenka, na okrągło. Najpierw w ogóle jej nie dosłyszałam, dopiero kiedy pojawili się strażacy i odsunęli mnie od Ciebie. Wtedy zobaczyłam ten przeklęty telefon. Wisiał tam sobie na sznurku i wygrywał w kółko jeden kawałek reggae. Zabiłaś się przy muzyce, ale wcześniej na zawsze uciszyłaś swój telefon. To przez niego docierały do Ciebie wyzwiska i złośliwości. Narzędzie zbrodni. Symbolicznie je uśmierciłaś.

Tak, nagle wszystko zaczęło składać się w spójną całość. Opanowała nas wściekłość, potężna fala furii podeszła nam aż do gardła. A więc tak Cię zaszczuli, że powiesiłaś swoją komórkę i postanowiłaś uciec, bo nie mogłaś już znieść tej tyranii. A ludzie, którzy z ramienia gimnazjum Jean-Monnet de Briis-sous-Forges odpowiadali za Ciebie, nie zareagowali, nie zrobili nic, żeby Ci pomóc.

A przecież z nimi rozmawiałam. Mówiłam, jak narzekałaś, że nie możesz spokojnie pracować w tej rozwydrzonej klasie. Trzy razy próbowałam umówić się na spotkanie z dyrektorem szkoły. Ani razu nie wyraził zgody. Dzwoniłam do niego wielokrotnie, tłumacząc, że chcielibyśmy przenieść Cię do innej klasy. Na nasze prośby odpowiadał albo milczeniem, albo ironią.

Więc tak, po przeczytaniu tekstu w „Le Parisien”, z którego dowiedziałam się, że byłaś prześladowana, z całej duszy nienawidziłam tego dyrektora, który kompletnie Cię zlekceważył. Nienawidziłam nauczycieli, którzy nie potrafili Ci pomóc, nie chcieli nas wysłuchać, dostrzec Twoich kłopotów, zrozumieć naszego niepokoju, którzy woleli uprawiać politykę strusia i przymykać oko na dramat rozgrywający się tuż pod ich nosem.

Zdjęta gniewem wybrałam numer do szkoły i zapowiedziałam dyrektorowi oschłym tonem:

– Mówi mama Marion. Proszę przygotować jej rzeczy. Zabieram wszystko, łącznie z brudnopisami, każdą najdrobniejszą rzecz mojej córki. Nie życzę sobie jakiegokolwiek śladu Marion w państwa szkole i nie chcę mieć z wami więcej jakiegokolwiek kontaktu.

Wciąż roztrzęsiona po tym, co się stało, chciałam za wszelką cenę uniknąć spotkania z nim twarzą w twarz. Bałam się, że będzie próbował się usprawiedliwiać albo okazywać mi ubolewanie, a tego bym nie zniosła. Szybko okazało się, że on też nie miał ochoty się z nami zadawać. Nie rozumiałam dlaczego. Nadal nie rozumiem.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: