Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Martwa dolina - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 lutego 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Martwa dolina - ebook

1 sierpnia 1986 roku wieczorem, księżyc był wtedy w nowiu, z doliny w północno-wschodnim Kamerunie zniknęło wszelkie życie. Kurczaki, pawiany, zebu i ptaki leżały martwe w trawie – tak samo jak dwa tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci. Nie było żadnych strat materialnych: chaty i drzewa palmowe stały nietknięte.

Takie są fakty. Ale co się wydarzyło?

W swojej książce „Martwa Dolina” Frank Westerman bada każdy najmniejszy aspekt tej zagadkowej masowej śmierci. W charakterystycznym dla siebie obrazowym stylu opisuje te same wydarzenia z trzech odmiennych perspektyw. Prowadzi czytelnika przez gąszcz różnych historii, w które obrosły tamte wydarzenia na przestrzeni dwudziestu pięciu lat.

W jaki sposób słowa i obrazy przekształciły fakty i przerodziły się mity? Jak rodzą się historie?


Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-947254-0-2
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Były to czasy wielkiej migracji ludności. Komowie przyszli ze wschodu. Nikt nie wie, dlaczego pewnego dnia opuścili swoje pola fasoli i kleśnicy. Czy to z powodu poganiaczy wielbłądów z Darfuru, którzy napadali na kobiety i dzieci? Czy z powodu ślepoty rzecznej?

Pewnego dnia Komowie założyli na głowy garnki i garnce, łopaty, zapasy manioku oraz kukurydzy i wyruszyli na zachód. Szli wzdłuż równika. Kobiety i dziewczyny niosły na plecach niemowlaki zawinięte w chusty. Brodząc ostrożnie, omijali łukiem kąpiące się hipopotamy i przeszli przez rzekę będącą granicą ich ziemi. Czasem trzeba się było zatrzymać: kogoś pochować, ktoś się narodził, a inni mieli czas na odpoczynek.

Po drugiej stronie rzeki Komowie weszli w góry, szli gęsiego rozciągniętą wstęgą. Las przerzedził się, ustąpił miejsca sawannie. Gdzieniegdzie leżały na niej wioski, ukryte w słoniowej trawie. Wódz, fon, wysyłał naprzód zwiadowców, wojowników uzbrojonych we włócznie. W razie niebezpieczeństwa lub podejrzanych szelestów maczali ostrza w jadzie kobry. Ale nieśli też ze sobą kalebasy z winem palmowym. Kiedy napotykali plemię łagodne, nastawione pokojowo (co można było rozpoznać po spokojnym rytmie tam-tamów), puszczali w krąg kalebasy i było dużo śmiechu i radości.

Na równinie Ndop, gdzie rosną palmy rafiowe, Komowie natrafili na plemię Bamessi. Ich wódz urządził dla migrantów wielkie powitanie i zaprosił ich, żeby zamieszkali razem z nimi. Ile księżyców byli w drodze? Tego nikt już nie pamiętał.

W noc przybycia na równinę „księżyc ukrył się za liściem banana”. To zjawisko – licząc według starego kalendarza zaćmień – można przypisać całkowitemu zaćmieniu księżyca z 1735 roku. Zapewne więc wtedy Komowie przybyli na równinę Ndop. Serce Afryki było jeszcze nienaruszone, ale Portugalczycy, Duńczycy i Holendrzy podskubywali wybrzeża kontynentu jak mięsożerne ryby. Łowy na niewolników, w których jedno plemię polowało na członków drugiego, posuwały się w głąb kontynentu.

Czy Bamessi szukali wsparcia? Spodziewali się bezpieczeństwa przez zwiększenie liczby ludności? Jeśli takie było zamierzenie wodza, fona Bamessi, to plan się udał. Komowie rozmnażali się szybko, ich liczba rosła. Byli bardzo płodni, jakby chcieli nadrobić straty wywołane wędrówką. Przez pierwsze dziesięć–piętnaście lat stosunki między plemionami były dobre, lecz potem Bamessi zaczęli się obawiać, że ich goście z mniejszości wyrosną na większość. Staną się zagrożeniem. Wzrost liczby Komów wywołał zazdrość u Bamessi, którzy musieli im coraz bardziej ustępować. W końcu, aby powstrzymać eksplozję przyrostu ludności, fon Bamessi wezwał fona Komów do swojego pałacu. Siedząc na tronie pokrytym lamparcią skórą, zaproponował środek zaradczy: każdy z fonów miał zbudować wielką chatę i zwołać do niej wszystkich mężczyzn. Jak tylko wejdą do środka, zarygluje się drzwi i podpali.

Przy budowie chat pomagali wszyscy, starzy i młodzi. Dachy były skonstruowane z wielkich płyt bambusowych, wiązanych sizalowym sznurem i pokrytych suchą trzciną. Na otwarcie mężczyźni cisnęli się do środka, nie wiedząc, co ich czeka. Obaj fonowie podpalili chaty, poświęcając tym samym swoich synów dla przetrwania plemion. Zapłonął smutny, ale konieczny stos ofiarny. Iskry strzelały w górę, a ponad trzaskami unosiły się jęki nieszczęśników zamkniętych w środku.

Dziwnym trafem z chaty Bamessi nie dochodziły żadne krzyki. Chata spaliła się na popiół. Jednak mężczyźni uciekli przez ukryte z tyłu drzwi.

Fon Komów, wściekły z powodu zdrady, zbiegł do lasu palmowego. Śpiewał bez końca smutne piosenki i rozmyślał. Tylko swojej siostrze Nandong, jedynej, która go odwiedzała, zdradził plan pomszczenia Komów: postanowił się powiesić. Nikt nie miał prawa go odciąć i pochować.

„Pewnego dnia pojawi się pyton – powiedział. – Idźcie za nim. Odpoczywajcie tam, gdzie on odpoczywa. Pełzając, zaprowadzę was do miejsca, gdzie mój lud zamieszka”.

Fon powiesił się na gałęzi. W niedługim czasie z jego ciała zaczęły spływać krew i żółć, które utworzyły kałużę, potem bajoro, a następnie jezioro. Tłuste robaki wydobywające się z fona spadały do jeziora i zamieniały się w ryby.

Myśliwy Bamessi, który badał brzegi nowo powstałego jeziora, pierwszy zauważył ryby. Zawiadomił o tym fona. Woda nie tylko lśniła w słońcu, ale również kipiała i bryzgała mnóstwem płetw. Kiedy doradcy wodza orzekli, że stan jeziora jest przyjazny, wódz Bamessi ogłosił dzień połowów. Wszyscy mężczyźni i chłopcy zebrali się z koszami na brzegach jeziora. Na znak fona wskoczyli do wody i stojąc w niej po pas, machali zawzięcie koszami. Nie wiedzieli, że wybiła godzina zemsty. W trakcie tego zamieszania, chlapania i krzyków dzieci wody jeziora uniosły się, rozprysnęły na wszystkie strony i zabierając ze sobą wszystkich rybaków Bamessi, zostały z powrotem wessane do otworu w ziemi.

Zaraz potem z zarośli wypełznął pyton. Nandong i jej towarzysze zabrali swój dobytek i podążyli za czarno-żółtym wężem. Nowa wędrówka trwała krócej niż pierwsza. Kiedy po dwóch księżycach zdziesiątkowany lud Komów dotarł do wznoszącego się dumnie górskiego grzbietu, Nandong zobaczyła, że pyton znika w podziemnej jamie. W tym miejscu jej syn Jinabo I kazał wybudować pałac. Było to w roku 1755.

Otoczona murem siedziba królewska, wzniesiona z bloków gliny, obejmująca świątynie, sądy i chaty haremu, króluje niedostępna nad ziemią Komów – kilkoma zielonymi dolinami, usianymi niebieskimi jeziorami.

Tajemnicza śmierć w afrykańskiej dolinie

Jaunde, 25 sierpnia 1986 roku. W odległej dolinie w Kamerunie Zachodnim z nieznanej do tej pory przyczyny poniosło śmierć co najmniej tysiąc dwieście osób.

Tragedia zdarzyła się w dolinie Nyos, ponad trzysta kilometrów na północny zachód od stolicy kraju Jaunde, w nocy z 21 na 22 sierpnia.

Wydaje się, że większość ofiar zmarła we śnie. Nie ma żadnych oznak zniszczenia domostw ani pól. W dolinie znaleziono wiele martwych zwierząt, w tym krowy, ptaki i owady.

Radio Kamerun podaje, że ratownicy, wyposażeni w maski gazowe i butle tlenowe, próbują wejść na teren katastrofy.

Setki rannych przewieziono tymczasem do szpitala w Wum. Lekarz zajmujący się chorymi opisuje obrażenia jako „pęcherzowate ropnie” i „objawy typowe dla duszenia się”.

Wieczorem 21 sierpnia w okolicy słychać było głośny wybuch. Naoczni świadkowie twierdzą, że zerwał się gwałtowny wiatr, wzniecił silne fale na jeziorze Nyos, a jego przezroczyste wody zabarwiły się na czerwono.

Dwa lata wcześniej, 15 sierpnia 1984 roku, trzydziestu siedmiu robotników plantacji poniosło śmierć w okolicy jeziora Monoun, sto kilometrów od jeziora Nyos. Przyczyny tej katastrofy do tej pory nie zostały wyjaśnione (BBC, Reuters).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: