Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Mąż z grzeczności: komedya w 3 aktach - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mąż z grzeczności: komedya w 3 aktach - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 228 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MĄŻ Z GRZECZ­NO­ŚCI

Lwów i War­sza­wa na­kła­dem księ­gar­ni b.Po­ło­niec­kie­go

New York: The Po­lish Book Im­por­ting Co. Inc

OSO­BY:

BAR­BA­RA, wdo­wa WAN­DA, jej cór­ka PE­TRO­NE­LA

KA­PI­TAN DY­ONI­ZY KAP­CIU­LE­WICZ HI­LA­RY JĘ­DRZEJ

KLO­TYL­DA

FI­LO­ME­NA ZDZIE­RAL­SKI go­spo­darz OBE­TKA­ŁA HO­NO­RA­TA, słu­żą­ca AN­TO­NI, lo­kaj FED­KO, fo­ry­sic ka­pi­ta­na PO­SŁA­NIEC

Rzecz dzie­je się w mie­ście za na­szych cza­sów.

KIE­ROW­NIK LI­TE­RAC­KI; HEN­RYK CEP­NIK.

Z DRU­KAR­NI „PO­SPIESZ­NEJ” LWÓW, CHO­RĄŻ­CZY­ZNA 23

Sce­na przed­sta­wia po­kój ele­ganc­ko ume­blo­wa­ny.

SCE­NA PIERW­SZA. (Za pod­nie­sie­niem za­sło­ny Ho­no­ra­ta szy­ku­je do śnia­da­nia – sły­chać pu­ka­nie do drzwi).

HO­NO­RA­TA, DY­ONI­ZY.

Ho­no­ra­ta. Pro­szę! (Wcho­dzi Dy­oni­zy). A, to pan Dy­oni­zy!

Dy­oni­zy. (Tłu­sty, ma­łe­go wzro­stu, twarz wy­go­lo­na). Dzi­wi­cie moje ser­dusz­ko, że oznaj­miam moje przy­by­cie pu­ka­niem. Ho­no­ra­ta. Daw­niej pan wcho­dzi! bez pu­ka­nia! Dy­oni­zy. Wi­dzisz moja sar­necz­ko, sto­sun­ki się zmie­nia­ją! Od cza­su przy­by­cia tego pana.- jak on się tam na­zy­wa?… Ho­no­ra­ta. Pan Hi­la­ry? Dy­oni­zy (z iro­nia) A tak! pana Hi­la­re­go! Ho­no­ra­ta. Bar­dzo grzecz­ny czło­wiek. Dy­oni­zo. A ! bar­dzo., bar­dzo… to leż ja chcąc się wam przy­po­do­bać, wstę­pu­je w jego śla­dy!… Mia­łaś do­wód przed chwi­lą – za­pu­ka­łem, a wszedł­szy nie za­py­ta­łem na­wet, czy śnia­da­nie go­to­we. Wi­dzisz anioł­ku – nie­dłu­go będę grzecz­niej­szy od pana Hi­la­re­go.

Ho­no­ra­ta. Oj, co to, to nie! pan Hi­la­ry jest naj­grzecz­niej­szym męż­czy­zną pod słoń­cem; tak mó­wi­ła sama star­sza pani; to też go u nas wszy­scy lu­bią.

Dy­oni­zy (z iro­nia). Lu­bią go!… Cze­mu nie po­wiesz, moje ser­ce, ko­cha­ją! Nie że­nuj się, bo i ja go ko­cham! Do­wód, żem dziś dla jego mi­ło­grzecz­nej oso­by zro­bił parę mil dro­gi, aż nóg nie czu­ję i tak mi coś tu­taj… Ho­no­ra­ta. Przy­nieść roz­bra­tel? Dy­oni­zy. Nie!

Ho­no­ra­ta. Taki do­sko­na­ły, przy ko­ści, z ce­bul­ką!

Dy­oni­zy (sma­ku­jąc). Przy ko­ści, po­wia­dasz! i z ce­bul­ką? Nie! nie! za­trzy­mam się, aż pa­nie po­wró­cą.

Ho­no­ra­ta. Ależ pa­nie za­pew­ne nie pręd­ko po­wró­cą. Po­szły za spra­wun­ka­mi.

Dy­oni­zy. Wiem, wiem, w to­wa­rzy­stwie pana Hi­la­re­go. (Zbli­ża sic do Ho­no­ra­ty). Po­wiedz mi Ho­nor­ciu, ja­kie two­ja pani ma za­mia­ry wzglę­dem tego pana? Ty anioł­ku, mu­sisz coś o tem wie­dzieć (głasz­cze ją).

Ho­no­ra­ta (z am­bi­cyą).

No pa­nie! bar­dzo pro­szę! tyl­ko bez tych…

Dy­oni­zy. Prze­cież ci nic złe­go nie ro­bię, je­stem grzecz­ny Ho­no­ra­ta. Oj! pa­nie! żeby to pan­na Pe­tro­ne­la wie­dzia­ła! Dy­oni­zy. Pan­na Pe­tro­ne­la? Cóż ona może mieć za pre­ten­syę?

Ho­no­ra­ta (śmie­jąc się). No! no! nie­chno pan nie uda­je! ja wiem wszyst­ko! Parę dni temu, sprzą­ta­jąc w jej po­ko­ju, sły­sza­łam, jak mó­wi­ła do sie­bie: (na­śla­du­je) „Czy zgo­dzić się i wyjść za mąż za Dy­oni­ze­go, czy też wie­rzyć prze­czu­ciu i cze­kać na Ję­drze­ja?”

Dy­oni­zy. Cóż to za Ję­drzej?

Ho­no­ra­ta. To po­dob­no ja­kiś jej daw­ny na­rze­czo­ny, miał być nad­zwy­czaj pręd­ki i razu pew­ne­go ta­kich jej na­ga­dał sub­jek­cyi, że na­stą­pi­ło ze­rwa­nie.

Dy­oni­zy. Cóż da­lej?

Ho­no­ra­ta. Otoż dłu­go, bar­dzo dłu­go się na­my­śla­ła, na­resz­cie rze­kła: „Niech kar­ta za­wy­ro­ku­je” i po­sta­wi­ta ka­ba­łę. Dłu­go ra­cho­wa­ła, roz­kła­da­ła kar­ty, cią­gle coś mru­cząc, aż na­raz wy­krzyk­nę­ła z pła­czem: „Sta­ło się, Dy­oni­zy bę­dzie moim mę­żem! Że­gnam cię, Ję­drze­ju!”.

Dy­oni­zy (zły). Głu­pia ka­ba­ła! Po­wiedz.., więc praw­do­po­dob­nie ten grzecz­ny pa­nicz… coś tego… do pan­ny Wan­dy?…

Ho­no­ra­ta Ro­zu­mię się… prze­cież to ja­sne, że on dla niej tu bywa..

Dy­oni­zy. Je­steś pew­na tego?

Ho­no­ra­ta. Dla­cze­goż­by nie! mio­dy, przy­stoj­ny!

Dy­oni­zy (z iro­nią). Grzecz­ny!

Ho­no­ra­ta. Grzecz­ny!

Dy­oni­zy. Bar­dzo grzecz­ny. (Moc­no). Daj mi jeść! Ho­no­ra­ta Miał pan cze­kać aż pa­nie po­wró­cą? Dy­oni­zy (słod­ko krzy­wiąc się). Może dłu­go za­ba­wią!? Ho­no­ra­ta. Za­raz przy­nio­sę! (od­cho­dzi głę­bią).

SCE­NA DRU­GA.

DY­ONI­ZY (sam)

De­oni­zy (sam). ?le! źle!… pa – nie Dy­oni­zy, i jesz­cze raz żle!

Two­je pa­pie­ry spa­da­ją. Masz szczę­ście, ale do sta­rych bab! A pan­nę, dla któ­rej tyle tru­dów po­no­sisz, za­bie­ra ci z przed nosa ia­kiś przy­błę­da z koń­ca świa­ta! A ia tym ba­bom tak nad­ska­ki­wa­łem! Po­zwo­li­łem ro­bić z sie­bie ko­zia i ba­ra­na, wszyst­ko dla tej ma­łej, tej ślicz­no­ty, któ­ra po­sia­da w po­sa­gu czter­dzie­ści ty­sią­cz­ków. Ach, na samo wspo­mnie­nie, że mógł­bym to wszyst­ko utra­cić, sła­bo mi. Na­bie­ga­łem się po ca­łem mie­ście, aby za­się­gnąć in­for­ma­cyi co do tego mło­de­go grzecz­ni­sia; na szczę­ście mam, mam pasz­te­cik dla nie­go.

(Wcho­dzą Bar­ba­ra, Pe­tro­ne­la, Wan­da, Po­sła­niec. Pe­tro­ne­la ubra­na prze­sad­nie, lecz nie ka­ry­ka­tu­ral­nie, cią­gle rzu­ca czu­le spoj­rze­nia na Dy­oni­ze­go, Wan­da, mło­de, żywe dziew­cze, tro­chę roz­trze­pa­ne, nie zda­je so­bie spra­wy z tego, co mówi. Po­sła­niec wno­si za nie­mi pacz­ki).

SCE­NA TRZE­CIA.

BAR­BA­RA, PE­TRO­NE­LA

WAN­DA, DY­ONI­ZY, PO­SŁA­NIEC

Bar­ba­ra. Na­resz­cie je­ste­śmy w domu! Wan­da (sia­da­jąc). Mam­ciu, ja już nóg nie czu­ję!

Pe­tro­ne­la (do po­słań­ca). Po­staw to, mój przy­ja­cie­lu, tu­taj!

Bar­ba­ra, Pe­tro­ne­la, Wan­da (spo­strze­gł­szy Dy­oni­ze­go). A, pan Dy­oni­zy!…

Dy­oni­zy. Wi­tam dro­gie pa­nie! (Ca­łu­je w rękę Bar­ba­rę, po­tem Wan­dę).

Wan­da (śmie­jąc się). Mar­no! pan Dy­oni­zy w rękę mnie po­ca­ło­wał.

Dy­oni­zy. Prze­pra­szam, nie­uwa­ga, sa­dzi­łem, że to pani. (Ca­łu­je w rękę Pe­tro­ne­łę, któ­ra robi słod­ką mit­te). Oj, z tą Wan­dzią to trud­na spra­wa.

Bar­ba­ra (do Dy­oni­ze­go), Ach! bied­ny pan! cze­ka­łeś?…

Pe­tro­ne­la. Gdy­bym wie­dzia­ła!

Bar­ba­ra (opry­skli­wie). No to cóż­by sio­stra zro­bi­ła! Prze­cież na skrzy­dłach by­śmy nie przy­fru­nę­ły. Wpraw­dzie pan Hi­la­ry pro­po­no­wał po­wóz, ale nie wy­pa­da­ło przy­jąć – za mało się zna­my. Jaka dys­tynk­cya!

Dy­oni­zy (wpa­da­jąc). Jaka grzecz­ność!

Bar­ba­ra. Wy­szu­ka­na… Rzad­ki, rzad­ki czło­wiek! Nie­praw­daż, Wan­dziu?

Wan­da (któ­ra się huś­ta na krze­śle, nie zwa­ża­jąc, co mówi). Uhm!

Bar­ba­ra. Ale ja cał­kiem za­po­mnia­łam, że pan głod­ny. Dy­oni­zy. Nie, tyl­ko mi coś tu­taj…

Bar­ba­ra. Ach, mój Boże! bied­ny! to z gło­du, bo nie­po­trzeb­nie pan cze­ka­łeś.

Pe­tro­ne­la (do nie­go słod­ko). Gdy­bym wie­dzia­ła!

Bar­ba­ra (woła). Ho­no­ra­to!

Po­sła­niec. Czy będę jesz­cze po­trzeb­ny?

Bar­ba­ra (do Pe­tro­ne­li). Nie­chże go sio­stra od­pra­wi; po­trzeb­ne to było za­ku­py­wać tyle szmat. Go­to­wam cię po­są­dzić, że chcesz so­bie szyć wy­pra­wę! [Pa­trząc na nią). Albo ten ka­pe­lusz! Do­bry dla pa­nien­ki, ale nie dla…

Pe­tro­ne­la (bła­gal­nie wska­zu­jąc gło­wą na Dy­oni­ze­go). Sio­stro! (pła­ci po­słań­co­wi, któ­ry od­cho­dzi). Ho­no­ra­ta (wcho­dzi z ta­le­rza­mi).

Bar­ba­ra (do Ho­no­ra­ty). A! je­steś prze­cie. Czy nie wiesz, że pan Dy­oni­zy głod­ny?

Ho­no­ra­ta. W tej chwi­li przy­nio­sę. (Zo­sta­wia ta­le­rze i od­cho­dzi).

Wan­da (za­czę­ła gwiz­dać wal­ca z „We­so­łej wdów­ki'), Bar­ba­ra. Wan­dziu! a to co?

Wan­da (śmie­jąc się), E, nic ma­tecz­ko! Przy­po­mniał mi się pan Hi­la­ry!

Bar­ba­ra. I dla­te­go gwiz­dasz?

Wan­da. Bo on jest bar­dzo grzecz­ny. Idąc uli­cą obok mnie, nie prze­mó­wił ani słów­ka.

Bar­ba­ra In… s). Bie­dak za­ko­cha­ny.

Wan­da. Chcąc roz­po­cząć roz­mo­wę, za­py­ta­łam go, czy so­bie nie przy­po­mi­na wal­ca z „We­so­łej wdów­ki”, i pro­si­łam, aby mi za­nu­cił po ci­chu­teń­ku.

Bar­ba­ra. Jak­żeż moż­na na uli­cy.

Wan­da (na­śla­du­jąc go). „Śpie­wać nie umiem, ale za to gwiz­dam do­sko­na­le”. No to niech pan za­gwiz­da. „Z przy­jem­no­ścią”. I przez całą dro­gę gwiz­dał, a ja się śmia­łam do roz­pu­ku. To ma­mecz­ka tego nie sły­sza­ła?

De­oni­zy (n s.) To ja­kiś gwiż­dżą­cy amant.

Bar­ba­ra. Moja Wan­dziu, je­steś za­nad­to roz­strze­pa­na. Two­je żar­ty nie są na miej­scu; ja nie wiem do­praw­dy, gdzie cię tego na­uczo­no.

Wan­da (we­so­ło). Na pen­syi ma­tecz­ko! O, tam wie­lu rze­czy moż­na się na­uczyć.

Bar­ba­ra. Pan Hi­la­ry go­tów po­my­śleć, że żar­tu­jesz z nie­go! a po­win­naś już wie­dzieć, w ja­kich on tu bywa za­mia­rach,

Wan­da. Nie wiem, ma­tecz­ko.

Dy­oni­zy (któ­ry usiadł przy sto­le, za­wią­zał ser­we­tę pod szy­ję i cze­ka na je­dze­nie, ba­wiąc sit wi­del­cem – n… s.) Ona nic wie, a wie do­sko­na­le pta­szek,

Bar­ba­ra. Do­wiesz się po­źniej, Po śnia­da­niu po­mó­wi­my o tem ob­szer­niej.

Wan­da. To le­piej za­raz,

Dy­oni­zy (n… s.). Jak jej pil­no.

Bar­ba­ra. Nie, nie! Po śnia­da­niu – mó­wię! Te­raz idź prze­cze­sać wło­sy. Bied­ny pan Dy­oni­zy, cze­ka tak dłu­go.

Wan­da. A praw­da, bied­ny! (bie­gnie do nie­co). Pa­nie Dy­oni­zy, co panu jest?

Dy­oni­zy (wy­stra­szo­ny). Jak­to co?

Wan­da. Taki pan mi­zer­ny.

Bar­ba­ra. Ale co zno­wu!

Pe­tro­ne­la (zry­wa się). Bied­ny, gdy­bym wie­dzia­ła.

Dy­oni­zy. Mi­zer­ny? Ja mi­zer­ny?

Wan­da. Uhm!

Dy­oni­zy, Mi­zer­ny! Rze­czy­wi­ście? Tak mi coś tu­taj…

Wan­da (wska­zu­je ser­ce). Tu­taj, nie­praw­daż? (Do Pe­tro­ne­li). A to­bie cio­tecz­ko tak­że coś tu­taj (śmie­je się). No, do wi­dze­nia! Nie gnie­waj­cie się na mnie. (Ca­łu­je mat­kę i ciot­kę. Od­cho­dzi na pra­wo).

SCE­NA CZWAR­TA.

CIŻ prócz Wan­dy po­tem HO­NO­RA­TA

Pe­tro­ne­la (d… s). Skąd ona wie?

Dy­oni­zy. A to mały dja­blik!… Bar­ba­ra (za­ga­du­je). A te­raz, ko­cha­ny pa­nie Dy­oni­zy, mów, cze­goś się do­wie­dział o panu Hi­la­rym. Co to za czło­wiek, jaka po­zy­cya, fa­mi­lia, czy ma­jęt­ny?

Dy­oni­zy. Za po­zwo­le­niem! Naj­pierw mu­szę wie­dzieć, w ja­kim cha­rak­te­rze on tu bywa.

Bar­ba­ra. Jak­to? Nie wiesz? Mój brat, ka­pi­tan, po­le­cił mi pana Hi­la­re­go li­stow­nie, jako świet­ną par­tyę dla Wan­dzi. Więc je­że­li jego po­zy­cya…

Dy­oni­zy. Aha! Te­raz ro­zu­miem. Otoż ów pan Hi­la­ry… (Wcho­dzi Ho­no­ra­ta z tacą. – Pu­ka­nie do drzwi).

Bar­ba­ra. Pro­szę!

Hi­la­ry (wcho­dzi nio­sąc wa­chlarz i pa­ra­sol­kę).

SCE­NA PIĄ­TA.

CIŻ i HI­LA­RY.

Bar­ba­ra i Pe­tro­ne­la. A! pan

Hi­la­ry!

Hi­la­ry (po ko­lei się wita; do

Bar­ba­ry). Słu­ga naj­niż­szy! (Do Pe­tro­ne­li). Pa­dam do nó­żek. (Idzie do Dy­oni­ze­go, po­da­je mu rękę). Wi­tam pana do­bro­dzie­ja i ży­czę smacz­ne­go ape­ty­tu! (Dy­oni­zy po­da­je mu rękę, trzy­ma wi­de­lec, któ­ry upa­da). Prze­pra­szam, naj­moc­niej prze­pra­szam! (Pod­no­si i od­da­je ma wi­de­lec)

Dy­oni­zy (zły, d… s za­ga­du­jąc) Dwa­dzie­ścia razy na dzień przyj­dzie i dwa­dzie­ścia razy się wita!

Hi­la­ry. Wpa­dłem na małą chwi­lecz­kę, aby zwró­cić rze­czy, któ­re przez za­po­mnie­nie zo­sta­wi­ły pa­nie w ma­ga­zy­nie. Oto wa­chlarz i pa­ra­sol­ka.

Pe­tro­ne­la. Wa­chlarz mój! (z ukło­nem od­bie­ra). Bar­dzo dzię­ku­ję! (po­da­je mu rękę).

Hi­la­ry. O, pro­szę pani, drob­nost­ka! A pa­ra­sol­ka? Pe­tro­ne­la. Nie moja!

Hi­la­ry (do Bar­ba­ry). Więc za­pew­ne pani do­bro­dziej­ki?

Bar­ba­ra (oglą­da­jąc). Nie, nie moja. Za­pew­ne Wan­dzi. Jak­żeż ona się ucie­szy! Ale pan jej sam zwró­cisz. (Otwo­rzyw­szy drzwi z pra­wej, woła) Wan­decz­ko! (Wcho­dzi Wan­da).

SCE­NA SZÓ­STA.

CIŻ i WAN­DA.

Wan­da. Co mama roz­ka­że? (Spo­strze­gł­szy Hi­la­re­go, po­wstrzy­mu­je śmiech) A ! pan Hi­la­ry!

Hi­la­ry (po­mie­sza­ny). Przy­no­szę pa­ra­sol­kę, któ­rą pani zo­sta­wi­ła w skle­pie!

Bar­ba­ra (do Dy­oni­ze­go). Uwa­żasz pan, jak w niej za­ko­cha­ny?

Dy­oni­zy (z peł­ne­mi usta­mi). Uhm… uwa­żam!

Wan­da (otwie­ra dziu­ra­wą pa­ra­sol­kę i od­da­je mu). Dzię­ku­ię panu, ale to nie moja!

Dy­oni­zy (zo­ba­czyw­szy to, Iak sil­nie par­sk­nął śmie­chem, że aż się za­dła­wił; za­czy­na z wy­si­le­niem krzy­czeć). U! u! u! (po­ka­zu­jąc gar­dło).

Bar­ba­ra. Je­zus Ma­rya! udła­wił się!… Wody, prę­dzej! wody! (wszy­scy się roz­la­tu­ją po wodę. Dy­oni­zy daje znak Bar­ba­rze, aby go w kark pal­nę­ła, ona to robi). Nic nie po­ma­ga Boże dro­gi, jak jemu oczy wy­szły na wierzch! prę­dzej wody! (Wpa­da­ją wszy­scy. Pe­tro­ne­la nie­sie wodę, któ­rą na­lał z ka­raf­ki Hi­la­ry. Dy­oni­zy od­bie­ra od niej, pije, wszy­scy prze­ra­że­ni).

Dy­oni­zy (wy­piw­szy wodę, przy­cho­dzi do sie­bie – czu­le do Pe­tro­ne­li, ca­łu­jąc ją w rękę). Wdzięcz­ny do gro­bu! (za­bie­ra się z po­wro­tem do je­dze­nia).

Pe­tro­ne­la (robi słod­ką minc i spusz­cza oczy) Bar­ba­ra. O Boże! jak się prze­ra­zi­łam, ser­ce mi strasz­nie bije!

Dy­oni­zy (z po­lne­mi usta­mi – z ukło­nem). Już mi le­piej, nie­uważ­nie po­tkną­łem!

Hi­la­ry (do Wan­dy) Naj­moc­niej prze­pra­szam, mi­mo­wo­li po­peł­ni­łem nie­grzecz­ność.. ale są­dzi­łem, że to pani pa­ra­sol­ka… jesz­cze raz prze­pra­szam i…. mam za­szczyt!…

Bar­ba­ra. Już nas pan że­gnasz?

Hi­la­ry. Waż­ne za­ję­cia.

Bar­ba­ra. Nie masz pan nic do po­wie­dze­nia?

Hi­la­ry. W ja­kiej kwe­styi?

Bar­ba­ra. Tak w ogól­no­ści.

Dy­oni­zy (ci­cho) Nie spiesz się pani.

Hi­la­ry. Z no­win?… nie wiem żad­nej!… a nie, prze­pra­szam, mam jed­ną, ale ona mnie sa­me­go tyl­ko do­ty­czy.

Bar­ba­ra. Je­że­li do­bra, w ta­kim ra­zie i nas ucie­szy nie­zmier­nie..
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: