Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Medalion na pancerzu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 lutego 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Medalion na pancerzu - ebook

Najnowsza książka Tomasza Łysiaka, znanego publicysty historycznego, Medalion na pancerzu to doskonała lekcja historii Polski i patriotyzmu w jednym. W kilkudziesięciu esejach autor prowadzi czytelnika szlakiem swoich, a właściwie naszych bohaterów.
Te wspaniałe wizje polskiej przeszłości, nie tylko bronią naszej pamięci przed „naprostowaniem”. Są tutaj wpisane w najważniejsze pytania dotyczące nie tylko historycznych, ale naszych, dzisiejszych wyborów.

 

* * * * *

Tomasz Łysiak prowadzi nas przeciw zniechęceniu. Szlakiem swoich, naszych bohaterów. Do nadziei. Do nowego świtu. Prowadzi nas z szacunkiem i pasją jednocześnie, prowadzi z miłością dla prawdy o Polsce. Możemy poznać ją, ale nigdy całą, i dlatego możemy i powinniśmy poznawać ją coraz więcej. (...) Tu, między okładkami tej książki, mamy okazję zbliżyć się do Polski.

Prof. Andrzej Nowak

* * * * *

Historia bez namiętności jest jak zimna zupa bez smaku. Ale opowiedziana przez kogoś, kto kocha i nienawidzi, kto wierzy i cierpi, staje się żywym bytem. Talent Tomasza Łysiaka polega na tym, że zestawem erudycyjnych szpargałów potrafi rozemocjonować współczesnego człowieka, skłonić go do refleksji, i na pewno nie pozostawia obojętnym.
Miłość do Ojczyzny jest zaraźliwa, a Łysiak niczym anty-Almanzor przynosi ją jak zbawienną szczepionkę, po której każdy staje się odporny na cynizm, relatywizm, kosmopolityzm i zaczyna rozumieć jedno – polskość to normalność.
Lektura obowiązkowa!
Marcin Wolski

Kategoria: Esej
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61344-89-6
Rozmiar pliku: 5,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

…A nas, nas wszyst­ko do boju po­ry­wa:

Każ­da piędź zie­mi mo­gi­ła­mi żywa,

To ja­sne nie­bo, co nie­sie w ob­ło­ku

Cie­nie po­le­głych, wid­ne du­szy oku

I cała prze­szłość, ta prze­szłość wie­ko­wa,

Co w swo­im ło­nie tyle sła­wy cho­wa!

Bo­go­wie z nami! Jed­no na­sze ra­mię

Ty­siąc na­jem­ców zgru­cho­ce i zła­mie.

Bo­go­wie z nami! Oni nas pro­wa­dzą!

Oni nam siłę Ty­ta­nów nada­dzą!

Niech­że nas wspie­ra ich bło­go­sła­wień­stwo!

A lud wy­krzyk­nął: „Śmierć albo zwy­cię­stwo!”

KOR­NEL UJEJ­SKI, MA­RA­TONPol­sko, żad­ne­go nie prze­kli­naj z sy­nów,

Ani za­po­mnij z dzie­ci swych ni­ko­go!

Dla ka­ino­wych miej po­gar­dę czy­nów,

Ale każ­de­mu po­zwól iść swą dro­gą,

Choć z róż­nych ście­żek, zej­dą się na koń­cu,

By od­dać po­kłon wscho­dzą­ce­mu słoń­cu,

Gdy się na błę­kit wy­to­czy!

ar­tur op­p­man, głos Ma­ła­chow­skie­go

CO jest te­ma­tem tej książ­ki? Pol­ska. Ale nie byle jaka. Tu cho­dzi o Pol­skę, któ­rą two­rzą naj­trud­niej­sze, naj­wię­cej kosz­tu­ją­ce wy­bo­ry: he­ro­izm i mar­ty­ro­lo­gia. Te wy­bo­ry, któ­re były naj­bar­dziej ośmie­sza­ne, wy­szy­dza­ne w ostat­nim 25–le­ciu, a może na­wet 60–le­ciu – od ka­ba­re­ci­ków PRL–u, wcze­sne­go, głup­ko­wa­te­go Mroż­ka i prze­wrot­nych dzieł fil­mo­wej szko­ły pol­skiej po­czy­na­jąc. Jesz­cze wcze­śniej po­ję­cia, po­sta­wy i po­sta­ci, któ­re tu To­masz Ły­siak przy­wo­łu­je, ma­ni­pu­lo­wa­ne i zo­hy­dza­ne były pro­pa­gan­dą sta­li­now­ską. Jesz­cze wcze­śniej przez an­ty­brą­zow­ni­ków z „No­wych Wid­no­krę­gów” i „Czer­wo­ne­go Sztan­da­ru”. Jesz­cze wcze­śniej przez pu­bli­cy­stycz­ne nad­uży­cia kra­kow­skich „stań­czy­ków”. A jesz­cze wcze­śniej?

Po­zwo­lę so­bie ge­ne­alo­gię tego zja­wi­ska – oplu­wa­nia pol­skie­go pan­ce­rza i wy­śmie­wa­nia me­da­lio­nu na nim – przed­sta­wić na przy­kła­dzie się­ga­ją­ce­go dwóch epok cy­ta­tu. Pi­sał te sło­wa Jó­zef Igna­cy Kra­szew­ski kil­ka lat po Po­wsta­niu Stycz­nio­wym, a na­wią­zy­wał do cza­sów „kró­la Sta­sia”. Pi­sał o swo­jej do­bie – po klę­sko­we­go zwąt­pie­nia – i na­wią­zy­wał do po­cząt­ków wiel­kie­go kom­plek­su ma­łej, nic nie war­tej Pol­ski, do epo­ki Oświe­ce­nia i rzą­dów są­siedz­kich am­ba­sa­do­rów w (for­mal­nie) nie­pod­le­głej Rzecz­po­spo­li­tej.

Pi­sał tak: „Wów­czas może wię­cej jesz­cze niż dzi­siaj ary­sto­kra­cja pol­ska, pra­gnąc zrzu­cić z sie­bie wszel­ki po­zór bar­ba­rzyń­stwa, zrzu­ca­ła ra­zem na­mięt­nie wszyst­kie pol­sko­ści ce­chy. Wów­czas jak dzi­siaj ha­słem jej była re­zy­gna­cja i szy­der­stwo z go­rą­ce­go pa­trio­ty­zmu. Wiel­ki świat z cza­sów Sej­mu Czte­ro­let­nie­go bo­lał tyl­ko, że mu­siał po tro­sze być pol­skim. Pol­ska dla nie­go była tak smut­ną, iż z niej cią­gle się ucie­kać chcia­ło, ona przed­sta­wia­ła obo­wią­zek, trud, twar­de za­pa­sy z lo­sa­mi, a wszy­scy tak pra­gnę­li ży­cia i uży­cia! Po ci­chu ileż to ser­ce biło do tego, aby raz so­bie kto Pol­skę za­brał. byle w niej było spo­koj­nie, byle pa­trio­ci prze­sta­li ha­ła­so­wać, byle re­wo­lu­cje prze­sta­ły wy­bu­chać, byle wziąw­szy pie­nią­dze z domu moż­na było uciec nad brze­gi Arnu lub Se­kwa­ny. To uspo­so­bie­nie wiel­kie­go świa­ta ubie­ra­ło się chęt­nie jak dziś w po­zo­ry kon­ser­wa­ty­zmu, or­to­dok­sji, le­gi­ty­mi­zmu i byle ja­kiej dok­try­ny, któ­ra by do­zwa­la­ła sie­dzieć z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi wy­god­nie, nic nie ro­biąc, a na­pa­wa­jąc się ży­ciem . Nie­for­tun­ne wy­bu­chy re­wo­lu­cyj­ne i woj­ny o nie­pod­le­głość nie­szczę­śli­we, uspra­wie­dli­wia­jąc nie­ja­ko świat wiel­ki, dały mu tyl­ko moż­ność nie­do­łę­stwo swe zmie­nić w teo­rię nie­wzru­szo­ną. Mi­łość oj­czy­zny w tym sfran­cu­zia­łym świe­cie scho­dzi­ła do tak drob­nych roz­mia­rów, iż się w koń­cu sta­wa­ła nie­do­strze­żo­ną. Pa­trio­tów zwa­no po ci­chu don­ki­szo­ta­mi jak dzi­siaj, a sa­lon nie­na­wi­dził uli­cy, co też prze­trwa­ło do dni na­szych. Wiel­kie pa­nie zmu­szo­ne były po­kla­ski­wać fe­tom pa­trio­tycz­nym i da­wać rącz­ki do po­ca­ło­wa­nia bo­ha­te­rom uli­cy, ale po ci­chu jak­że się z nich wy­śmie­wa­no. Ni­g­dy u nas ze­wnętrz­ne­go po­lo­ru nie umia­no odłą­czyć od we­wnętrz­nej czło­wie­ka war­to­ści. Kto był choć tro­chę śmiesz­nym, wy­da­wał się głu­pim.” (J.I. Kra­szew­ski, Sto dia­błów. Mo­zai­ka z cza­sów Sej­mu Czte­ro­let­nie­go, War­sza­wa 1956, pier­wo­druk w kra­kow­skim „Kra­ju” w 1869–1870, książ­ko­wy: Kra­ków 1870).

To­masz Ły­siak sta­je tu po stro­nie don­ki­szo­tów: hu­sa­rzy spod Wied­nia, ar­cy­bi­sku­pa Ja­ku­ba Świn­ki, rot­mi­strza Pi­lec­kie­go, ge­ne­ra­ła Bła­si­ka – prze­ciw­ko war­szaw­sko–kra­kow­skie­mu sa­lo­ni­ko­wi, któ­ry boi się tyl­ko jed­ne­go: śmie­chu za­chod­nie­go „nad­sa­lo­nu”. No i tej wiel­kiej nie­wy­go­dy, jaką może nieść ze sobą dum­ne sło­wo: Pol­ska. Sta­je ta książ­ka po stro­nie wier­nej pa­mię­ci – prze­ciw­ko na­ka­zo­wi za­po­mnie­nia. Sfor­mu­ło­wał do­bit­nie ów na­kaz na pro­gu na­szej epo­ki pro­fe­sor Mar­cin Król: „Pol­ska w swej naj­now­szej hi­sto­rii li­czą­cej 200 lat kra­jem nor­mal­nym nie była, a więc po to, żeby stać się kra­jem nor­mal­nym – Pol­ska musi za­po­mnieć samą sie­bie” („Res Pu­bli­ka Nowa”, nr 3/1991). Dziś po­wta­rza go pi­sar­ka dwu­krot­nie wy­róż­nio­na Na­gro­dą Nike (cóż za szy­der­cza, zwróć­my uwa­gę, na­zwa). W paź­dzier­ni­ku 2015 roku pi­sar­ka sa­lo­nu do­ra­dzi­ła nam, by­śmy „na­uczy­li się od Niem­ców na­pro­sto­wać swo­ją hi­sto­rię”, by­śmy „spró­bo­wa­li na­pi­sać ją tro­chę od nowa, nie ukry­wa­jąc tych wszyst­kich strasz­nych rze­czy, któ­re ro­bi­li­śmy jako ko­lo­ni­za­to­rzy, jako wła­ści­cie­le nie­wol­ni­ków czy mor­der­cy Ży­dów”.

Moż­na tak pa­trzeć na hi­sto­rię, żeby uspra­wie­dli­wić swo­je ko­lej­ne na­gro­dy i zdo­by­wać po­klask sa­lo­nów – tak­że tych „znad Arnu czy Se­kwa­ny”. Moż­na tak pa­trzeć na hi­sto­rię – przez pry­zmat nik­czem­ne­go uogól­nie­nia, fał­szy­we­go zrów­na­nia win ko­lo­ni­za­tor­skich Po­la­ków z wi­na­mi dzie­wię­ciu rze­czy­wi­stych, za­chod­nio­eu­ro­pej­skich ko­lo­nial­nych im­pe­riów. Moż­na za­po­mnieć o roli, jaką część z tych im­pe­riów, choć­by nie­miec­kie, ale tak­że inne, wschod­nio­eu­ro­pej­skie: ro­syj­skie czy osmań­skie – od­gry­wa­ły wo­bec na­ro­dów tej tak po­gar­dza­nej i wciąż po­ucza­nej w owym ste­reo­ty­pie ca­łej Eu­ro­py Środ­ko­wej. Moż­na za­po­mnieć o tej przy­wo­ły­wa­nej tu­taj hi­sto­rii im­pe­rial­nej opre­sji, któ­rej Pol­ska, jej bo­ha­te­ro­wie prze­ciw­sta­wia­li się nie w mi­cie, tyl­ko w rze­czy­wi­stej ofie­rze i po­świę­ce­niu. Moż­na jed­nym zda­niem po­sta­wić na tej sa­mej płasz­czyź­nie rolę pol­skie­go i nie­miec­kie­go na­ro­du w II woj­nie świa­to­wej.

Moż­na tak mó­wić o hi­sto­rii, moż­na tak kła­mać. To się opła­ca. Ale trze­ba spoj­rzeć w twarz rze­czy­wi­stym bo­ha­te­rom – tej książ­ki, czy­li pol­skiej hi­sto­rii. Trze­ba tak­że spoj­rzeć w twarz cał­ko­wi­cie za­po­mnia­nym, ale nie mniej przez to rze­czy­wi­stym ofia­rom – na przy­kład: 111. 091 roz­strze­la­nym na pod­sta­wie jed­ne­go roz­ka­zu Sta­li­na i Je­żo­wa, z sierp­nia 1937 roku, za­mor­do­wa­nym na pod­sta­wie jed­ne­go tyl­ko po­dej­rze­nia – że byli Po­la­ka­mi. Trze­ba spoj­rzeć i za­sta­no­wić się: czy oni nie za­słu­gu­ją na pa­mięć? Co czy­ni ich „gor­szy­mi” od ofiar Ho­lo­cau­stu? Na­ro­do­wość? Kry­te­rium ra­so­we? Trze­ba spoj­rzeć w twarz 1932 księ­żom, 580 za­kon­ni­kom, 289 za­kon­ni­com – za­mor­do­wa­nym w cza­sie II woj­ny świa­to­wej za to wy­łącz­nie, że byli obroń­ca­mi POL­SKIE­GO du­cha. A może, za­bi­ja­jąc ich, Niem­cy i So­wie­ci, po­mo­gli po pro­stu „na­pro­sto­wać na­szą hi­sto­rię”?

Ta książ­ka, te wspa­nia­łe, pió­rem Au­to­ra uskrzy­dlo­ne wi­zje pol­skiej prze­szło­ści nie tyl­ko bro­nią na­szej pa­mię­ci przed ta­kim „na­pro­sto­wa­niem”. Są tu­taj wpi­sa­ne naj­waż­niej­sze py­ta­nia do­ty­czą­ce nie hi­sto­rycz­nych, ale na­szych, dzi­siej­szych wy­bo­rów. Czy sami je­ste­śmy inni niż inne wspól­no­ty? Czy jest w na­szej in­no­ści coś war­to­ścio­we­go? Czy chce­my (je­ste­śmy zde­ter­mi­no­wa­ni), by po­zo­stać inni, by utrzy­mać na­szą od­ręb­ność, a przy­naj­mniej to, co uzna­je­my w niej za war­to­ścio­we? Czy chce­my ra­czej – pod ha­słem mo­der­ni­za­cji – upodob­nić się do in­nych wspól­not, któ­re uzna­je­my za lep­sze, wyż­sze? Czy chce­my in­nych „na­wra­cać” „eks­por­to­wać” na­szą in­ność – jako war­tość? A może tę „in­ność” po­trak­tu­je­my po pro­stu jako część za­po­mnia­ne­go dzie­dzic­twa daw­nej, wspa­nial­szej Eu­ro­py i swój w niej obo­wią­zek – jako przy­po­mnie­nie. Jak dłu­go trwa­my przy swej wie­rze i war­to­ściach – nie wy­jąt­ko­wych ab­so­lut­nie, lecz wła­śnie łą­czą­cych nas z ko­rze­nia­mi tra­dy­cji eu­ro­pej­skiej i chrze­ści­jań­skiej – tak dłu­go kwe­stio­nu­je­my ide­olo­gię i pro­gra­my po­li­tycz­ne, cza­sem tak­że swo­istą wia­rę i kul­tu­rę po­tęż­niej­szych od nas sił, któ­re dziś mają twarz Mar­ti­na Schul­za, Jean–Clau­de Junc­ke­ra z jed­nej stro­ny, czy Wła­di­mi­ra Wła­di­mi­ro­wi­cza Pu­ti­na – z dru­giej. Bę­dzie­my więc tak dłu­go, jak dłu­go upie­ra­my się stać przy bo­ha­te­rach tej książ­ki, przez te po­tę­gi po­ucza­ni, pięt­no­wa­ni, od­rzu­ca­ni. Czy je­ste­śmy go­to­wi to zno­sić?

Wspól­no­ta dąży do trwa­nia i prze­trwa­nia: trosz­czy się o wy­cho­wa­nie swej mło­dzie­ży – w swo­im du­chu i tra­dy­cji. Albo bę­dzie to taka wspól­no­ta, jaką przy­po­mi­na, przy­wo­łu­je tu­taj To­masz Ły­siak, albo taka, jaką moż­na zbu­do­wać po znisz­cze­niu tej pierw­szej, bar­dzo swo­ista wspól­no­ta lu­dzi bez wła­ści­wo­ści, któ­rych gło­wy wy­peł­nia ak­tu­al­ny ko­mu­ni­kat dnia – z te­le­wi­zji, ga­ze­ty, por­ta­lu, re­kla­my, pia­ru. Nie moż­na na­le­żeć do dwóch wspól­not jed­no­cze­śnie: oka­zu­je to mo­ment pró­by, gdy dwie wspól­no­ty ze­trą się mię­dzy sobą. Wo­bec wła­snej wspól­no­ty nie ma neu­tral­no­ści. W star­ciu wspól­not nie ma po­zy­cji bez­stron­ne­go ob­ser­wa­to­ra. Trze­ba do­ko­ny­wać wy­bo­ru.

Cza­sem, jak po roz­bio­rach, jak po prze­gra­nym po­wsta­niu, jak po la­tach przy­zwy­cza­je­nia do rzą­dów ob­cych am­ba­sa­do­rów, po­ja­wia się po­ku­sa, by się scho­wać w pry­wat­nym ogród­ku, żeby zre­zy­gno­wać z wal­ki z prze­ciw­ni­kiem zbyt już po­tęż­nym, z wła­snym znie­chę­ce­niem. Wte­dy przy­cho­dzi ta myśl, któ­rą sfor­mu­ło­wał pierw­szy od­no­wi­ciel po­ję­cia nie­pod­le­gło­ści, mą­dry ksiądz Sta­ni­sław Ko­nar­ski (1700–1773). W swo­jej Mo­wie, jak od wcze­snej mło­do­ści wy­cho­wy­wać uczci­we­go czło­wie­ka i do­bre­go oby­wa­te­la pi­sał tak: „Przy­po­mnę wam sło­wa ojca, któ­ry po wie­lu roz­mo­wach z sy­nem tak mu na ko­niec po­wie­dział: ży­cie two­je bę­dzie upły­wa­ło albo wśród pry­wat­nych spraw do­mo­wych, albo w krę­gu spraw pań­stwo­wych. Ja, któ­ry ze­sta­rza­łem się wśród za­jęć pu­blicz­nych, je­śli będę żył, nie po­zwo­lę ci sie­dzieć w domu; nie dla sie­bie bo­wiem chcia­łem dzie­ci, lecz dla oj­czy­zny. Ty zaś – pa­mię­tam – po­wie­dzia­łeś, że nie wi­dzisz, co ta­kie­go dali Rze­czy­po­spo­li­tej w tych ze­psu­tych i nie­szczę­śli­wych cza­sach ci, któ­rzy jak ja po­świę­ci­li cały swój wy­si­łek na to, aby ją wspo­ma­gać i wspie­rać. Wszyst­ko sta­cza się w prze­paść i zo­sta­wi­my na­szym po­tom­kom Rzecz­po­spo­li­tą w gor­szym sta­nie, niż ją sami otrzy­ma­li­śmy. Stąd – zda­je się – two­ja nie­chęć i od­ra­za do spraw pu­blicz­nych . Gdy­by wszy­scy do­brzy oby­wa­te­le tak my­śle­li, tak mó­wi­li, tak czy­ni­li, wte­dy na­sza Rzecz­po­spo­li­ta wpa­dła­by nie­wąt­pli­wie w ręce złych i prze­nie­wier­nych lu­dzi; ci zaś, za­gar­nąw­szy wła­dzę, ja­kież miej­sce, ileż zie­mi, ja­kąż prze­strzeń zo­sta­wią w ca­łym pań­stwie dla do­brych? Ni­g­dy nie na­le­ży tra­cić na­dziei, je­śli cho­dzi o Rzecz­po­spo­li­tą”.

To­masz Ły­siak na­le­ży do tych sy­nów pol­skiej Oj­czy­zny, któ­rzy rady mą­dre­go pi­ja­ra po­słu­cha­li. I nas, swo­ich czy­tel­ni­ków, pro­wa­dzi prze­ciw znie­chę­ce­niu. Szla­kiem swo­ich, na­szych bo­ha­te­rów. Do na­dziei. Do no­we­go świ­tu. Pro­wa­dzi nas z sza­cun­kiem i pa­sją jed­no­cze­śnie, pro­wa­dzi z mi­ło­ścią dla praw­dy o Pol­sce. Mo­że­my po­znać ją, ale ni­g­dy całą, i dla­te­go mo­że­my i po­win­ni­śmy po­zna­wać ją co­raz wię­cej. Ta praw­da jest bo­wiem więk­sza od nas i nie da się jej zdo­być na wła­sność – to ra­czej ona, w mia­rę jak ją po­zna­je­my, bie­rze nas w po­sia­da­nie – jak to kie­dyś o in­nej, naj­więk­szej Praw­dzie, po­wie­dział oj­ciec Ja­cek Sa­lij OP.

Tu, mię­dzy okład­ka­mi tej książ­ki, mamy oka­zję zbli­żyć się do Pol­ski. War­to do niej wejść. War­to za­pro­sić do niej jak naj­wię­cej „tu­tej­szych”– lu­dzi, któ­rzy za­tra­ci­li swo­ją pięk­ną toż­sa­mość, albo ni­g­dy jej nie po­sie­dli. I war­to za­pro­sić no­wych przy­by­szów, któ­rzy – jak kie­dyś Ma­tej­ko, Op­p­man, Bru­eck­ner, Asz­ke­na­zy, Cho­pin, Pohl (Pol), Le­śmian – będą mo­gli za­chwy­cić się tą pięk­ną Pol­ską. I dać się JEJ wziąć w po­sia­da­nie. Przed tymi, któ­rzy chcie­li­by Pol­skę pod­bić, nie po­ko­chać – mu­si­my się bro­nić. Tak jak bo­ha­te­ro­wie tych opo­wie­ści.

prof. an­drzej no­wakNa ko­niec chciał­bym po­dzię­ko­wać.

Po pierw­sze mo­je­mu Ojcu. Wzra­sta­łem w domu prze­peł­nio­nym du­chem pa­trio­ty­zmu i sza­cun­ku wo­bec do­ko­nań prze­szłych po­ko­leń. Bez tego wy­cho­wa­nia, któ­re otrzy­ma­łem, nie by­ło­by wszyst­kich ar­ty­ku­łów, ja­kie dane mi było na­pi­sać, a obec­nie Pań­stwu przed­sta­wić w książ­ko­wym wy­bo­rze.

Chciał­bym po­dzię­ko­wać tak­że mo­jej ko­cha­nej Żo­nie, któ­ra każ­dy mój tekst pod­da­je nie­zbęd­nym za­bie­gom re­dak­cyj­nym. Dzię­ku­ję Jej oraz moim Sy­nom, Ka­zi­mie­rzo­wi i Ta­de­uszo­wi – Wa­sza obec­ność to nie­zwy­kły dar, za któ­ry je­stem głę­bo­ko wdzięcz­ny Bogu.

Prze­sy­łam tak­że tą dro­gą wy­ra­zy wdzięcz­no­ści dla pana Mar­ci­na Wol­skie­go oraz pana prof. An­drze­ja No­wa­ka, szcze­gól­ne­go ro­dza­ju „pro­mo­to­rów” mo­jej pra­cy, a tak­że wy­da­nia tej książ­ki.

Je­stem wdzięcz­ny za oka­za­ne za­ufa­nie re­dak­to­rom na­czel­nym, któ­rzy uży­czy­li mi ła­mów swo­ich ty­go­dni­ków – panu To­ma­szo­wi Sa­kie­wi­czo­wi („Ga­ze­ta Pol­ska”) oraz pa­nom Mi­cha­ło­wi i Jac­ko­wi Kar­now­skim („wSie­ci”).

Wresz­cie – dzię­ku­ję wy­daw­cy panu Paw­ło­wi To­bo­le–Per­t­kie­wi­czo­wi za pod­ję­cie się tru­du wy­da­nia tych ese­jów.

Bóg za­płać!

To­masz Ły­siak
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: