Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Meteorolog - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
20 października 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Meteorolog - ebook

Bohaterem tej książki, łączącej cechy powieści biograficznej i eseju historycznego, jest Aleksiej Fieodosjewicz Wangenheim — jedna z licznych ofiar stalinowskiego Wielkiego Terroru 1937–1938. Choć pochodził z osiedlonej na Ukrainie rodziny szlacheckiej, zaakceptował idee rewolucji październikowej i z entuzjazmem pracował na rzecz ZSRR. W 1929 r. został pierwszym szefem państwowej Służby Hydrometeorologicznej, która na terenie całego ogromnego kraju dokonywała pomiarów odgrywających zasadniczą rolę w ustalaniu prognoz pogody, co z kolei miało wpływ na planowanie w rolnictwie. Niektóre z jego koncepcji — np. pomysł wykorzystania energii słonecznej i wiatrowej – znacznie wybiegały w przyszłość. Za swoją wiedzę i pracę dla wspólnego dobra Wangenheim jednak nie doczekał się nagrody – przeciwnie, ósmego stycznia 1934 r. został aresztowany. Ktoś przecież musiał ponieść odpowiedzialność za klęskę kolektywizacji wsi i meteorolog rzekomo fałszujący przepowiednie pogody był idealnym kandydatem na kozła ofiarnego. Zarzucono mu działalność kontrrewolucyjną i skazano na dziesięć lat „reedukacji przez pracę” w łagrze na Wyspach Sołowieckich. Pomimo tej jawnej niesprawiedliwości Aleksiej nie stracił wiary w partię, rewolucję i Stalina, oczekując, że pewnego dnia błąd zostanie naprawiony. Pisał o tym w listach do żony, córeczkę zaś starał się edukować za pomocą pieczołowicie wykonanych rysunków przedstawiających np. figury geometryczne, zjawiska przyrody i zwierzęta, a także zielników, w których umieszczał i opisywał rozmaite gatunki północnej flory. Niestety, nie będzie mu dane ponownie spotkać się z rodziną, a tajemnica jego śmierci zostanie wyjaśniona dopiero po sześćdziesięciu latach…

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7392-611-0
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Jego domeną były chmury. Długie lodowe pióra cirrusów, pączkujące wieże cumulonimbusów, szarpie stratusów, stratocumulusy, co marszczą niebo jak fale piasek plaży, altostratusy przysłaniające słońce woalką – wszystkie te wielkie formy, które dryfują obrębione światłem, olbrzymy z waty zsyłające i deszcz, i śnieg, i pioruny. A przecież – tak myślę – nie chodził z głową w chmurach. Nic z tego, co o nim wiem, nie pozwala sądzić, że był oderwany od rzeczywistości. Reprezentował ZSRR w Międzynarodowej Komisji do Badania Chmur, brał udział w radzieckich kongresach poświęconych przyczynom powstawania mgieł, w 1930 roku utworzył Biuro Pogody, ale tamte poetyczne terminy nie skłaniały go do marzeń, podchodził do sprawy poważnie, jak naukowiec, który wykonuje swój zawód – bez wątpienia – w służbie budowy socjalizmu; to nie był jakiś profesor Nimbus^(). Nie śnił, obserwując sunące po niebie obłoki, nie miał w sobie ani odrobiny lekkości, posądzam go nawet o pewną sztywność. W 1929 roku został pierwszym szefem Służby Hydrometeorologicznej ZSRR i rozpoczął prace nad katastrem wodnym oraz katastrami wiatrów i słońca. W kartografii zjawisk ulotnych zapewne nie widział niczego romantycznego, żadnej zachęty do puszczenia wodzy wyobraźni, interesował go konkret, wymierna rzeczywistość, zderzenia wielkich mas powietrza, najniższy stan rzek, ruszenie lodów, mechanizm deszczów, wpływ tych zjawisk na rolnictwo i życie sowieckich obywateli. Socjalizm budowano także na niebie.

Urodził się w 1881 roku we wsi Krapiwna na Ukrainie...

Komiksowa postać, którą stworzył w 1937 roku francuski rysownik André Daix (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).2

Lecz zanim zacznę opowieść o życiu i śmierci człowieka, który zamierzał poświęcić się spokojnej obserwacji natury, a padł ofiarą szaleństwa historii, wspomnę pokrótce o okolicznościach, w jakich skrzyżowały się nasze drogi, do czego doszło długo po tym, jak zginął (przekonamy się, że w jego przypadku to słowo nabiera pełnego sensu). Opowieści nie spadają z nieba czy z obłoków, niech więc przedstawią listy uwierzytelniające. W 2010 roku zaproszono mnie na uniwersytet w Archangielsku. Zostałem przyjęty z ową serdecznością tak typową, obok obojętności, a nawet brutalności, dla rosyjskiego życia. Czekał na mnie powitalny transparent i fotografie z poprzedniej podróży (jestem tam stałym bywalcem), co miało ten minus, że ukazywało oznaki upływającego czasu, ale było miłe z ich strony. Przyjęto mnie może nie jak prezydenta, ale, powiedzmy, jak podprefekta. Lubię Archangielsk za jego nazwę – Miasto Archanioła, za otaczające go szerokie ujście rzeki, po którym zimą chodzi się po deskach położonych na lodzie, rozjaśnione nocą bladymi girlandami świateł, za drewniane domy, jeszcze liczne podczas moich pierwszych pobytów (dziś już niewiele oparło się zakusom deweloperów), i ponieważ wydaje mi się, że dziewczyny są tu szczególnie piękne (mam w oczach, jak w maju, eskortowane przez ważki, suną na rolkach po grobli ciągnącej się wzdłuż Dwiny, z nagimi, opalonymi nogami i włosami rozwianymi na wietrze: to są moje proustowskie dziewczęta na rowerach...). Zdaje się, że Cendrars pisze gdzieś o złotych dzwonach (czy może złotych dzwonnicach?) Archangielska, ale ja nigdzie ich nie widziałem. Nieważne, pisarze nie są jedynie tym, co napisali, ale też tym, co sądzimy, że napisali.

Potem wsiadłem do małego samolotu (Antonowa-24 dla ścisłości), który dwa razy na tydzień lata z Archangielska na Wyspy Sołowieckie, archipelag na Morzu Białym. Kiedy morze pokrywa lód, co trwa sześć miesięcy w roku, nie ma innej komunikacji. Obok mnie w samolocie siedział młody pop, podobny do Georges’a Pereca (nie jestem pewien, czy porównanie podobałoby się Perecowi, a popowi, gdyby wiedział, kim był Perec, to, że go przypomina). Świątobliwy mąż posługiwał się czytnikiem e-booków, który wówczas wydawał mi się szczytem nowoczesności – sam jeszcze takiego nie miałem – i w rękach duchownego, zwłaszcza rosyjskiego, wyglądał nieco szokująco. Urządzenie osłaniało skórzane etui z reprodukcją ikony maryjnej, którą pop okrywał pocałunkami. Zerkałem na ekran z nadzieją, że czyta jakąś powieść erotyczną, ale nie.

Zdecydowałem się na podróż, zwabiony pięknymi fotografiami tego miejsca. I rzeczywiście, ledwie wyszedłem z drewnianego niebieskiego budynku lotniska, na widok otulonych śniegiem murów, przysadzistych wież i dzwonnic (złotych...) obronnego monastyru stojącego na przesmyku między zatoką i jeziorem, zrozumiałem, że dobrze zrobiłem, przyjeżdżając. Piękno w duchu Mont Saint-Michel, tyle że obiekt różni się zasadniczo: ten monastyr i kazamaty na środku morza rozciągają się w poziomie, podczas gdy Saint-Michel strzela pionowo w górę. Poza tym nie ma tłumów i pamiątek turystycznych. Przez kilka dni chodziłem po drogach wyspy w czarno-białym pejzażu zamarzniętych jezior i lasów iglastych długo skąpanych w krwawym blasku zachodu. Zatrzymałem się w hoteliku Prijut, czyli Schronienie; jego szefowa, Katia, okazała się uroczą osobą, lubiła się śmiać (co, muszę przyznać mimo pewnej rusofilii, którą wytykają mi znajomi, nie jest tak częste), była niczego sobie, myślę, że w jej przypadku pasowałoby nieco staromodne słowo „zażywna”, i w uprzejmościach posuwała się tak daleko, że chwaliła mój rosyjski. Wieczorem z okna pokoju widziałem mury obronne i pokryte łuską cebulki wież gorejące na lodzie. Nie miałem pojęcia, że zaczyna we mnie kiełkować książka – ale zawsze tak jest, proces odbywa się w ukryciu.

Monastyr, założony w XV wieku przez świętych eremitów, jest jednym z najstarszych w Rosji. Ale każda epoka ma innego ducha i od 1923 roku w klasztorze znalazł schronienie (jeśli to słowo jest na miejscu...) pierwszy obóz przyszłej Centralnej Dyrekcji Obozów o otoczonym ponurą sławą skrócie GUŁag (od Gławnoje Uprawlenije Łagieriej). Po powrocie przeczytałem wszystkie dostępne książki na ten temat. I w ten sposób dowiedziałem się, że w łagrze istniała biblioteka z trzydziestoma tysiącami tomów, utworzona pośrednio lub bezpośrednio z książek należących do deportowanych, pośród których było wielu ziemian i intelektualistów, czyli bicz, które to słowo w języku policji politycznej nie oznaczało angielskiej kurwy, ale było skrótem od bywszyj inteligientnyj czełowiek, były inteligent. Powoli zrodził się pomysł nakręcenia filmu i w 2012 roku wróciłem na Sołowki, żeby przeprowadzić rekonesans.

Odwiedziłem wówczas Antoninę Soczinę, jedną z chodzących kronik wyspy. Była to urocza starsza pani, bystra rudawa blondynka o niebieskich oczach, w dżinsach i golfie. Miała dom pełen książek i roślin, robiła wspaniałe konfitury z uwielbianych przez Rosjan owoców – jagód, brusznicy, żurawin i moroszki, która wygląda jak pomarańczowa malina, rośnie na mokradłach i ma taki wyjątkowy smak, że podobno nawet Puszkin poprosił o nią na łożu śmierci. (Jagody i grzyby odgrywają dużą rolę nie tylko w jadłospisie, ale też w rosyjskiej ikonografii; dziwna rzecz: szef policji politycznej GPU, potem NKWD, w latach 1934–1936 nazywał się właśnie Jagoda, Gienrich Jagoda, i odegra pewną rolę w tej historii). Pośród książek, które pokazywała mi Antonina, znajdował się album z chmurami na okładce, niedostępny w księgarniach, wydany przez córkę jednego z więźniów dla uczczenia pamięci ojca, Aleksieja Fieodosjewicza Wangenheima, meteorologa deportowanego na Sołowki w 1934 roku. Połowę albumu stanowiły reprodukcje jego listów wysyłanych z obozu do córki Eleonory, która, kiedy go aresztowano, miała niespełna cztery lata. Były tam zielniki i rysunki nakreślone pewną linią, naiwne, kolorowane kredkami lub akwarelą. Przedstawiały zorzę polarną, lód na morzu, czarnego lisa, kurę, arbuz, samowar, samolot, statki, kota, muchę, świecę, ptaki... Zielniki i rysunki były piękne, ale nie powstały jedynie po to, by cieszyć oko, miały cel edukacyjny. Za pomocą roślin ojciec tłumaczył córce podstawy arytmetyki i geometrii. Uczył ją liczyć na blaszkach liści, ich kształty ilustrowały symetrię i asymetrię, a sosnowa szyszka spiralę. Rysunki były odpowiedziami na zagadki.

Wzruszyła mnie ta rozmowa na odległość z córeczką, której ojciec nigdy już nie zobaczy, jego starania, aby z daleka mieć udział w edukacji dziecka. A także niezachwiana miłość córki do tak mało znanego ojca, o czym świadczy poświęcony mu album, który przeglądałem u Antoniny. Eleonora pisze w nim, że ojciec był wspaniałym pianistą, pamięta, jak grał Appassionatę, Sonatę Księżycową i Schubertowskie Impromptu. Lubił Puszkina i Lermontowa. Matka czekała na jego powrót aż do pośmiertnej rehabilitacji w 1956 roku. Kiedy byłam niegrzeczna – wspomina Eleonora – mówiła, że jak ojciec wróci, będzie mi wstyd, i odtąd nabrałam zwyczaju patrzenia na swoje życie jego oczami.

Zapragnąłem opisać historię tego człowieka, jednej z milionów ofiar szaleństwa stalinizmu. Utwierdziło mnie w tym zamiarze późniejsze spotkanie w Moskwie z ludźmi, którzy znali Eleonorę u schyłku jej życia. Była cenionym paleontologiem. Nie zdążyłem się z nią spotkać, zmarła na krótko przed moim przyjazdem, w okolicznościach, o których opowiem. Szkoda, że już się nie dowiedziała, iż album, który poświęciła pamięci ojca, nieoczekiwanie przyczynił się do powstania innej książki, daleko, w innym kraju, w innym języku.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: