Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Michała Wiszniewskiego podróż do Włoch, Sycylii i Malty. Tom 1. - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Michała Wiszniewskiego podróż do Włoch, Sycylii i Malty. Tom 1. - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 413 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

TOM I

WAR­SZA­WA,

Na­kład i druk S. Or­gel­bran­da Księ­ga­rza i Ty­po­gra­fa przy uli­cy Mio­do­wej Nr 496.

1848.

Wol­no dru­ko­wać, z wa­run­kiem zło­że­nia w Ko­mi­te­cie

Cen­zu­ry po wy­dru­ko­wa­niu, pra­wem prze­pi­sa­nej licz­by eg­zem­pla­rzy.

War­sza­wa dnia 719 Lip­ca 1847 r.

Cen­zor L. T. Trip­plin.

I.

Try­est, – Przy­jazd do We­ne­cyi. – Ry­nek S. Mar­ka, -

Ko­ściół i wie­ża S. Mar­ka.- Wi­dok z niej na pły­wa­ją­ce mia­sto i la­gu­ny. – PIAZ­ZE­TA. – Min­ca.- Pro­ku­ra­cye-

Pa­łac Do­żów.

SPIS PRZED­MIO­TÓW

W TO­MIE TYM ZA­WAR­TYCH.

Stron,

ROZ­DZIAŁ I. Trycst.–Przy­jazd do We­ncyi.–Ry­nek Ś. Mar­ka.– Ko­ściół i wie­ża S – Mar­ka. – Wi­dok z niej na pły­wa­ją­ce mia­sto i la­gu­ny.–Piaz­ze­ta.–Min­ca.–Pro­ku­ra­cye.–Pa­łac do­żów. 1

ROZ­DZIAŁ II. Pa­ła­ce i szlach­ta we­nec­ka.–Ko­ścio­ły.–Ar­se­nał.– 39

ROZ­DZIAŁ III. Sa­lon pani Al­brizzL – Li­te­ra­tu­ra i pie­śni we­nec­kie. –Mu­zeum Cor­re­ra – Dru­kar­stwo.– Bi­blio­te­ka S. Mar­ka.– Głów­ne ar­chi­wum, w któ­rem się znaj­du­ją waż­ne do hi­sto­ryi pol­skiej do­ku­men­ta.–Ogród bo­ta­nicz­ny……….85

ROZ­DZIAŁ IV. Mu­zeum we­nec­kie.– Aka­de­mia sztuk pięk­nych.– Szko­ła ma­lar­ska we­nec­ka,– Ma­la­rze dzi­siej­si.– Ka­no­wa i sny­ce­rze dzi­siej­si………………109

ROZ­DZIAŁ V. Przed­mie­ścia i oko­li­ce We­ne­cyi.–Or­mia­nie.–La­gu­ny i dźwi­ga­ją­cy się na nowo han­del we­nec­ki…….145

ROZ­DZIAŁ VI. Oby­cza­je.–Za­byt­ki daw­ne­go ita­lic­kie­go ple­mie­nia.– Ży­dzi.–Kli­mat We­ne­cyi.–Gon­do­lie­ry.–La Tom­bo­la i la Re­ga­ta. 179

ROZ­DZIAŁ VII Pa­dwa.–Ka­wiar­nia Pe­drok­ki.–Na­grob­ki pol­skie w ko­ście­le S. An­to­nie­go. – Al­bum Po­la­ków w aka­de­mii.–Pro­fes­sor Me­nin.–Aka­de­mie.–Ogród bo­ta­nicz­ny.–Za­mek śred­nich wie­ków Pa­kie­rot­te­go…………….201

ROZ­DZIAŁ VIII. Góry eu­ga­nej­skie.– Pe­trar­ka, jego dom i gro­bo­wiec. –- Sta­ro­żyt­no­ści rzym­skie w pa­ła­cu Ca­ta­jo.–Este i Mon­se­li­cze, sław­ne w wie­kach śred­nich zam­ki……..229

ROZ­DZIAŁ IX. Dro­ga z la Ba­ta­glio do Wi­czen­cy, na Al­ba­no; gdzie się uro­dził Li­wiusz.–Wi­czen­za z wil­la­mi u stóp śnież­nych Alp ty­rol­skich.–Dro­ga do We­ro­ny. – We­ro­na.–Am­fi­te­atr rzym­ski.–Ko­ścio­ły. – Gro­by Ska­li­ge­rów. – Grób Ro­mea i Ju­liet­ty.–Dro­ga do

Me­dy­ola­nu……………….259

ROZ­DZIAŁ X. Ka­te­dra me­dy­olań­ska – Bra­ma sym­ploń­ska.–Ko­ściół Ś. Am­bro­że­go San­ta Ma­ria de­lia Gra­zia i wie­cze­rza Pań­ska; fre­sko Le­onar­da da Vin­ci. –Sta­ro­żyt­ne ko­lum­ny S Lo­ren­zo.–Bi­blio­te­ka i mu­zea.–Oby­cza­je i te­atra………..292

I.

TRY­EST – PRZY­JAZD DO WE­ME­CYI. – RY­NEK Ś. MAR­KA. – KO­ŚCIÓŁ I WIE­ŻA Ś. MAR­KA. – WI­DOK Z NIEJ NA PŁY­WA­JĄ­CE MIA­STO I LA­GU­NY – PIAZ­ZE­TA-

MIN­CA.– PRO­KU­RA­CYE.- PA­ŁAC DO­ŻÓW.

Prze­byw­szy naj­wyż­szy szczyt al­pów sty­ryj­skich, do­li­nę rze­ki Murr ota­cza­ją­cych, wjeż­dża się koło wio­ski sło­wiań­skiej Ob­czy­ny, na ich grzbiet nad Ad­ry­aty­kiem pa­nu­ją­cy, z któ­re­go jak­by cza­ro­dziej­ską rószcz­ką na­gle pięk­na Ita­lia z błę­kit­nem nie­bem, zło­cą­cem wszyst­ko słoń­cem, z ca­łym wdzię­kiem i świet­no­ścią roz­twie­ra się. Won­no­ścia­mi na­po­jo­ne po­wie­trze, sre­brzy­sto­błę­kit­ne mo­rze, jak je­zio­ro wów­czas (w maju) spo­koj­ne, drze­wa na któ­rych owo­ce obok kwia­tów ro­sną, tyle pa­mią­tek, tyle za­byt­ków od­le­głej sta­ro­żyt­no­ści, tyle wspo­mnień hi­sto­rycz­nych, taką przy­by­wa­ją­ce­go upa­ja­ją ro­sko­szą, iż się mi­mo­wol­nie wy­dzie­ra­ją z ust sło­wa rzad­ko, zbyt rzad­ko po­wta­rza­ne: „Boże! jak­żem szczę­śli­wy że żyję i od­dy­cham.” Ja­dąc po dro­dze nad Try­estem wi­ją­cej się, uj­rze­li­śmy Wło­chy przed wscho­dem słoń­ca, przy­ćmio­ne, ta­jem­ni­cze i mil­czą­ce; a tym­cza­sem co­raz inne wi­do­ki z po­mię­dzy gór się wy­chy­la­ły. Wil­le la­to­ro­ślą win­ną ocie­nio­ne, we­so­łe pa­gór­ki, bia­ła­we ża­gle ry­ba­ków igra­ją­ce z fa­la­mi roz­ry­wa­ły na­tę­żo­ną cie­ka­wość, na­resz­cie bia­ły Try­est z rzę­dem pro­stych ulic i okrę­tów mię­dzy Molo S. Car­lo a mor­ską la­tar­nią, co­raz wy­raź­niej ry­so­wał się. Cała góra skła­da się z łup­ku uko­śnie war­stwa­mi le­żą­ce­go, któ­ry pra­co­wi­ta ręka win­ną la­to­ro­ślą i drze­wa­mi owo­co­we­mi po­kry­ła. Od­tąd rząd pięk­nych wil­li da­chów­ką po­kry­tych, do sa­mej ro­gat­ki try­est­skiej pro­wa­dzi, gdzie już nie Pas­se ale pas­sa­por­ti od nas za­żą­da­no. Zdzi­wi­łem się, iż Try­est tak zwło­szał w oby­cza­jach i ję­zy­ku. Ruch han­dlo­wy wiel­ki: bo tu się koń­czy naj­więk­sza dro­ga han­dlo­wa pań­stwa au­stry­ac­kie­go; bur­sa wspa­nia­ła, fa­bry­ka okrę­tów, ka­na­ły, port, ogrom­ne ka­mie­ni­ce, wszyst­ko bia­łe, schlud­ne, nowe jak­by wczo­raj zbu­do­wa­ne. Nad sta­rem tyl­ko mia­stem pa­nu­je za­mek na gó­rze Ti­be­rio, koło któ­re­go wzno­si się sta­ro­żyt­na ka­te­dra z pierw­szych cza­sów chrze­ści­jań­skich. Front z oknem okrą­głem, we­wnątrz ni­skie ko­lum­ny i łuki bi­zan­tyń­skie, świad­czą o jej sta­ro­żyt­no­ści. Obok w ogród­ku wśród zbio­ru po­mni­ków rzym­skich, na­gro­bek Win­kel­ma­na, przy­ja­cie­la Go­the­go, któ­ry zgi­nął od za­zdro­snej ręki w r. 1708. Pierw­szy to raz uj­rza­łem z ra­do­ścią po­są­gi, ka­pi­te­le, pła­sko­rzeź­by i inne po­gru­cho­ta­ne sta­re­go Rzy­mu za­byt­ki.

To­wa­rzy­stwa as­se­ku­ra­cyj­ne przy­braw­szy do spół­ki in­nych kup­ców, za­ło­ży­ły Lloyd au­stry­ac­ki, któ­ry nie­tyl­ko, jak an­giel­ski i fran­cu­ski, zaj­mu­je się rze­cza­mi han­dlu, ale wszyst­kiem, co się ty­cze że­glu­gi, kunsz­tów, rę­ko­dzieł i wszel­kie­go ro­dza­ju prze­my­słu. Ksią­żę Met­ter­nich, a po nim naj­wyż­si ce­sar­stwa urzęd­ni­cy, przy­stą­pi­li do tego to­wa­rzy­stwa; we­zwa­no tak­że sław­nych li­te­ra­tów, zaj­mu­ją­cych się sta­ty­sty­ką, eko­no­mią po­li­tycz­ną, teo­ryą han­dlu i na­wi­ga­cyą, któ­rzy do­star­czy­li do dzien­ni­ka wie­le zaj­mu­ją­cych roz­praw. Dzien­nik ten za­wie­ra naj­śwież­sze wia­do­mo­ści o wy­cho­dzą­cych i przy­by­łych okrę­tach, z wy­szcze­gól­nie­niem, skąd i s czem przy­by­ły; wia­do­mo­ści po­wzię­te od ka­pi­ta­nów z roz­ma­itych por­tów przy­by­wa­ją­cych wzglę­dem ta­mecz­ne­go han­dlu; o zda­rzo­nych na mo­rzu nie­szczę­ściach któ­re wi­dzie­li, albo o któ­rych sły­sze­li. O ilo­ści róż­nych to­wa­rów, o ty­go­dnio­wej sprze­da­ży lub kup­nie, o przy­wo­zie i wy­wo­zie, o ce­nie bie­żą­cej; opi­nia o po­więk­szyć się lub zmniej­szyć mo­gą­cych ce­nach i jej po­wo­dy; kurs pie­nię­dzy i pa­pie­rów pu­blicz­nych, zmia­ny ceł, uchwa­ły ko­mor róż­nych kra­jów. Lloyd au­stry­ac­ki skła­da się z pięt­na­stu dy­rek­to­rów, z rząd­cy któ­ry wszyst­kim za­wia­du­je z se­kre­ta­rza któ­ry pi­su­je i od­bie­ra li­sty, z pi­sa­rza któ­ry jest ra­zem ar­chi­wi­stą, z trzech agen­tów, z dwóch ka­pi­ta­nów mor­skich, któ­rzy zbie­ra­ją wia­do­mo­ści od ka­pi­ta­nów okrę­tów świe­żo przy­by­łych, zwie­dza­ją okrę­ta co do wszyst­kich szcze­gó­łów i opi­su­ją; a to wszyst­ko wpi­su­ją w księ­gę, któ­ra słu­ży za pra­wi­dło dla to­wa­rzy­stwa as­se­ku­ra­cyj­ne­go. Da­lej z urzęd­ni­ka na­zwa­ne­go in­di­ca­to­re, któ­ry opa­trzo­ny do­brym te­le­sko­pem, wy­cho­dzi co­dzień na górę na pół­noc Try­estu le­żą­cą i stam­tąd prze­glą­da, ja­kie okrę­ta i wie­le ku Try­esto­wi pły­nie, i o tem za­raz znać daje. Wszyst­kie wia­do­mo­ści *) tym spo­so­bem ze­bra­ne, leżą na sto­le otwar­te dla każ­de­go człon­ka sto­wa­rzy­sze­nia. Prócz tego, znaj­du­je się tu zbiór kart geo­gra­ficz­nych i hi­dro­gra­ficz­nych, i naj­lep­sze książ­ki o han­dlu, na­wi­ga­cyi… as­se­ku­ra­cy­ach i prze­my­śle.

W Try­eście krót­ko za­ba­wiw­szy, te­goż sa­me­go wie­czo­ra wsie­dli­śmy na sta­tek pa­ro­wy, któ­ry nas na­za­jutrz rano na mały ry­nek we­nec­ki wy­sa­dził. Wjazd do po­etycz­nej We­ne­cyi, oso­bliw­sze na­strę­cza wi­do­wi­sko: „mia­sto pły­wa­ją­ce na mo­rzu”; przy­jezd­ny nie umie­ją­cy jesz­cze roz­róż­nić la­gu­ny od mo­rza, nie poj­mu­je zra­zu ja­kim spo­so­bem tu mia­sto stać może. Tu go na pierw­szym za­raz wstę­pie rze­czy nie­zwy­czaj­ne, oso­bli- -

*) W ostat­nich dzie­się­ciu la­tach, od 1835 do 1845, licz­ba przy­cho­dzą­cych co roku do Try­estu okrę­tów z da­le­kich po­dró­ży, po­więk­sza­ła się z 1,000 na 1,300 i wię­cej; mię­dzy temi sa­mych au­stry­ac­kich 500, a grec­kich te­raz licz­ba po­dwo­iła się: za­miast 150 jak pier­wej, przy­by­wa 300, an­giel­skich oko­ło 100, sy­cy­lij­skich pier­wej 45, te­raz 90; z pół­noc­nej Ame­ry­ki 50 i t… d.

Ilość przy­by­wa­ją­cych stat­ków pa­ro­wych sa­me­go Lloy­du au­stry­ac­kie­go z 110 na 310 rocz­nie zwięk­szy­ła się. Opły­wa­ją­cych brze­gi z 7,500 zmniej­szy­ło się na 6,600; bo te­raz znacz­nie więk­sze okrę­ta bu­du­ją.

War­tość to­wa­rów spro­wa­dzo­nych mo­rzem r. 1835. wy­no­si­ła 57 mi­lio­nów zł… reńs. a 1844. 56 15 mi­lio­nów zł… reńs. W środ­ku zaś 1836 pod­nio­sła się do 77 mi­lio­nów, a 1841 spa­dła do 49 mi­lio­nów.

War­tość to­wa­rów lą­dem spro­wa­dzo­nych wy­no­si­ła 1835 r. 46 mi­lio­nów, a 1844 r. 41 14 mi­lio­nów zł… reńs. W środ­ku 1836 pod­nio­8ła się do 54 mi­lio­nów zł… reńs. a w 1841 r. spa­dła na 37 mil­jo­nów. Przy­czy­ną tego mię­dzy in­ne­mi jest: zmia­na cen róż­nych to­wa­rów. Stąd ogól­ny przy­wóz mo­rzem i lą­dem 1844 r, był 78 12 mi­lio­nów zł… reńs., a wy wóz i kon­sump­cya 78 mi­lio­nów.

wsze, jak­by z po­wie­ści arab­skich wzię­te cze­ka­ją; za­miast dłu­gich a czę­sto­kroć nie bar­dzo po­wab­nych przed­mieść, roz­sy­pa­ne po la­gu­nie wy­sep­ki; za­miast do­li­ny, na któ­rych zwy­kle mia­sta sto­ją, rów­na i lśnią­ca jak zwier­cia­dło la­gu­na, plew­ką srebr­ną po­kry­ta; za­miast mu­rów ota­cza­ją­cych mia­sto, ol­brzy­mie gro­ble z ogrom­nych skał zbu­do­wa­ne; za­miast bra­my, sto­ją­ca na trzę­sa­wi­skach twier­dza S. An­drze­ja z czer­wo­ne­mi mu­ra­mi i strzel­ni­ca­mi z tra­wy buj­nej wy­glą­da­ją­ce­mi, moc­na jak­by w ży­wej była wy­ku­ta ska­le, choć ją roz­hu­ka­ne bał­wa­ny Ad­ry­aty­ku nie­ustan­nie tłu­ką. W tem­to miej­scu co­rocz­nie doża na zło­co­nym stat­ku zwa­nym Bu­cen­to­re (od ła­ciń­skie­go wy­ra­zu bu­cen-tau­rum) wy­je­chaw­szy, brał ślub z Ad­ry­aty­kiem. Od roku 1520 do upad­ku Rze­czy­po­spo­li­tej, 250 pier­ście­ni tu wrzu­co­nych prze­ta­cza się po dnie mor­skiem, po­mię­dzy ro­śli­na­mi i musz­la­mi; bo je­den tyl­ko po­łknię­ty przez rybę póź­niej zna­le­zio­no; wy­pa­dek, któ­ry Pa­ris Bor­do­ne w pięk­nym ob­ra­zie uwiecz­nił. Stąd pły­nąc ku mia­stu, cała We­ne­cya z wie­ża­mi i ko­pu­ła­mi chwie­je się i ko­ły­sze, jak­by na czół­nie pły­nę­ła; na­resz­cie po krót­kiej że­glu­dze wcho­dzi się od razu na ry­nek naj­pięk­niej­szy, naj­oso­bliw­szy, za­lud­nio­ny, ży­ją­cy, ozdob­ny, a jed­nak ci­chy, jak­by się bano obu­dzić śpią­ce du­chy do­żów w owym arab­skim pa­ła­cu. Na ryn­ku al­bo­wiem Ś. Mar­ka nie sły­chać tur­ko­tu po­wo­zów, nie­masz koni prócz czte­rech bron­zo­wych, nie trze­ba się oglą­dać, żeby kto nie prze­je­chał i dy­sz­lem nie trą­cił; jest to prze­pysz­ny, ogrom­ny sa­lon, po któ­rym wy­god­nie i bez­piecz­nie prze­cha­dzać się moż­na. Tu się scho­dzą wszy­scy cu­dzo­ziem­cy, wszy­scy co lu­bią i mogą tra­wić czas na próż­no­wa­niu. Przy wie­czor­nym chło­dzie i mu­zy­ce woj­sko­wej, nie­jed­ni,; miłą chwi­lę prze­pę­dzić tu moż­na pod ar­ka­da­mi, któ­re idą cią­giem przez trzy boki ryn­ku S. Mar­ka. W sta­rych pro­ku­ra­cy­ach są skle­py i księ­gar­nie nie bar­dzo wiel­kie, nie tak po­kaź­ne jak w Lon­dy­nie i w Pa­ry­żu, ale do­syć ozdob­ne i we wszyst­ko opa­trzo­ne. Nad skle­pa­mi są ni­skie po­ko­iki Ca­si­no, któ­re pa­nie we­nec­kie wy­naj­mu­ją i tu wi­zy­ty przyj­mu­ją. Rzecz bo­wiem oso­bliw­sza, ma­jąc ogrom­ne pa­ła­ce, w któ­rych le­d­wie ja­kiś ką­cik zaj­mu­ją, pa­no­wie we­nec­cy nie przyj­mu­ją w nich go­ści, tyl­ko albo w Ca­si­no, albo w loży na te­atrze, albo na ryn­ku S. Mar­ka. Do do­mów idą tyl­ko ci, co bi­le­ta­mi wi­zy­ty zby­wa­ją. Tu więc w pew­nych dniach prze­sia­du­ją i przyj­mu­ją od­wie­dzi­ny. Nie raz wi­dzieć moż­na damy bar­dzo wy­stro­jo­ne, któ­re od­wie­dziw­szy gu­ber­na­to­ro­wą w no­wych pro­ku­ra­cy­ach, idą pie­cho­tą bez ka­pe­lu­szów do sta­rych pro­ku­ra­cyj na Ca­si­no. W tych wresz­cie pro­ku­ra­cy­ach, na­le­żą­cych te­raz do róż­nych osób, miesz­ka hra­bi­na Ci­co­gna­ra, wdo­wa sław­ne­go au­to­ra Hi­sto­ryi ar­chi­tek­tu­ry, po­sia­da­ją­ca dwa pięk­ne ko­lo­sal­ne Ka­no­wy po­pier­sia: hra­bie­go Ci­co­gna­ri i sław­nej Be­atry­ki Dan­te­go. Tu mają wy­kwint­ne po­ko­je: księż­na Gon­za­go, hra­bi­na So­ran­zo, hra­bi­na Po­lca­stro, hra­bia Con­ta­ri­ni i pan Pi­gaz­zi. Pod pro­ku­ra­cy­ami zaś no­we­mi gdzie są ka­wiar­nie, kan­cel­la­rye no­ta­ry­uszów, agen­tów stat­ków pa­ro­wych i t… d… prze­cha­dza­ją się Sło­wia­nie z Dal­ma­cyi i Gre­cy w na­ro­do­wych bar­dzo pięk­nych ubio­rach. Wie­czo­rem przy świe­tle księ­ży­ca, przy­jem­nie pły­nę­ły chwi­le na pla­cu S. Mar­ka; lecz oświe­ce­nie ga­zem uję­ło tego uro­ku We­ne­cyi, i razi bar­dzo oczy, już i tak bla­skiem słoń­ca dzien­ne­go zmę­czo­ne.

Wsze­la­ko nie moż­na za­prze­czyć, iż świa­tło 170 lamp ga­zo­wych, aż nie­mal do wierz­choł­ka wie­ży do­cho­dzą­ce, wspa­nia­ły spra­wu­je wi­dok. Tu wresz­cie znaj­du­je się ka­wiar­nia Cafe Flo­rian al Ge­nio, któ­ra od r. 1797 tyl­ko przez jed­ną noc była za­mknię­tą.

Za cza­sów Rzpl­tej, Or­mia­nie z per­skie­mi i tu­rec­kie­mi je­dwa­bia­mi, sie­dzie­li koło trzech słu­pów, na któ­rych po­wie­wa­ły za­tknię­te cho­rą­gwie Kan­dyi, Cy­pru i Mo­rei, opra­wio­ne przez Le­opardc­go w mo­sięż­ne try­to­ny i nim­fy; se­na­to­wi to za­wa­dza­ło, ka­zał więc spę­dzić stam­tąd Or­mia­nów, lecz je­den z nich po­ka­zał przy­wi­lej, kil­ka set lat temu dany jego przod­ko­wi za ja­kąś przy­słu­gę w Kon­stan­ty­no­po­lu Rzpl­tej wy­świad­czo­ną, po­zwa­la­ją­cy im pod cho­rą­gwia­mi przeda­wać je­dwab­ne to­wa­ry.

Daw­niej by­wa­ły tu co roku jar­mar­ki (fie­ra fran­ca) na któ­re kup­cy i cu­dzo­ziem­cy z ca­łe­go świa­ta zjeż­dża­li się. Wte­dy ry­nek Ś. Mar­ka przy­bie­rał po­stać mia­sta drew­nia­ne­go, gdzie peł­no było skle­pów, bo­ga­tych rze­czy i ca­cek. We­ne­cy­anie za­ko­cha­ni w wi­do­wi­skach, mie­wa­li wie­le świąt i uro­czy­sto­ści, a wszyst­kie na tym ryn­ku się ob­cho­dzi­ły. Po obio­rze doży, ma­ry­na­rze ob­no­si­li go na krze­śle po ryn­ku; lecz doża To­masz Mo­ce­ni­go bo­jąc się nie­chęt­nych, ka­zał mię­dzy lu­dem pie­nią­dze roz­sy­py­wać: co tak sku­tecz­nem się oka­za­ło, że i na­stęp­ni do­żo­wie dla bez­pie­czeń­stwa ten zwy­czaj za­cho­wy­wa­li. Przy schył­ku jed­nak­że Rzpl­tej, gdy po­sta­no­wio­no, aby po­zo­sta­łe na mied­ni­cy pie­nią­dze szły na ma­ry­na­rzy, tak pręd­ko dożę ob­no­szo­no, iż cała uro­czy­stość kil­ku mi­nut nie trwa­ła. Zwy­czaj ob­no­sze­nia doży po ryn­ku po­cho­dził z trzy­na­ste­go wie­ku.

od doży Lo­ren­zu Tie­po­lo, któ­re­go ma­ry­na­rze, nie dla po­sta­no­wio­ne­go ob­rząd­ku, ale z unie­sie­nia wdzięcz­no­ści ob­no­si­li, za zwy­cię­stwo nad Ge­nu­en­sa­mi na mo­rzu sy­ryj­skiem od­nie­sio­ne. Po zdo­by­ciu Kan­dyi w 1365 r. trzy dni tur­nie­je, wy­ści­gi gon­do­la­mi, i inne od­by­wa­ły się uro­czy­sto­ści. Wie­le szlach­ty wło­skiej wte­dy się zje­cha­ło i spro­wa­dzi­li z sobą ko­nie, rzecz nie­sły­cha­na, na ry­nek Ś. Mar­ka, któ­ry wte­dy miał jesz­cze bruk nie­rów­ny; przy­pa­try­wał się temu Pe­trar­ka, sie­dząc przy boku doży Mar­ka Cor­na­ro. Nie­dłu­go po­tem 1441 r. od­by­wa­ło się wspa­nia­łe we­se­le mło­de­go Fo­ska­re­go. Fran­ci­szek Sfo­rza, mar­gra­bia i Este bili się w tur­nie­jach z mło­dym Fo­ska­rym, któ­ry przy­wdział wów­czas zbro­ję God­fry­da de Bo­uil­lon. Pa­trzał na to sta­ry doża, oj­ciec Fo­ska­re­go, nie my­śląc wca­le, iż nie­baw­nie przyj­dzie mu słu­chać wy­ro­ku wska­zu­ją­ce­go te­goż syna na wy­gna­nie, a na­stęp­nie i wy­ro­ku śmier­ci.

Pa­try­ar­cha akwi­lej­ski przy­sy­łał w tłu­sty czwar­tek dla Rze­czy­po­spo­li­tej byka i dwa­na­ście wie­przów za karę, że je­den z jego po­przed­ni­ków w dwu­na­stym wie­ku, ko­rzy­sta­jąc z woj­ny We­ne­cy­an z ce­sa­rzem Fry­de­ry­kiem ru­do­bro­dym, za­brał był z swe­mi dwu­na­stu ka­no­ni­ka­mi wy­sep­kę Gra­do, do We­ne­cyi na­le­żą­cą. Lud odzie­wał te zwie­rzę­ta w róż­ne bła­zeń­skie ubio­ry, opro­wa­dzał po ryn­ku Ś. Mar­ka z krzy­kiem i drwin­ka­mi, a po­tem na środ­ku, w przy­tom­no­ści doży i kil­ku dy­gni­ta­rzy, za­bi­jał i opra­wiał, a mię­so ubo­dzy w gar­nusz­ki roz­bie­ra­li. Oprócz ta­kich uro­czy­sto­ści i ob­cho­dów, dwa razy na tym ryn­ku We­ne­cy­anie z sobą bój­kę sto­czy­li. Pierw­szą roz­po­czął Bo­je­mun­do Tie­po­lo, na cze­le znie­chę­co­nych prze­ciw doży Gra­de mgo pa­try­cy­uszów. Zo­sta­ła z tej woj­ny do­mo­wej pa­miąt­ka na do­mie, koło wie­ży ze­ga­ro­wej; to jest: pła­sko­rzeź­ba, sta­ra baba prze­wra­ca­ją­ca moź­dzierz; kro­ni­ki z wiel­kie­mi szcze­gó­ła­mi po­da­nie to opi­su­ją. W roku 1310 czerw­ca 15go, zgra­ja po­wstań­ców prze­cho­dzi­ła z Mer­cze­ryi koło domu pani Ros­si, któ­ra krzyk usły­szaw­szy, otwo­rzy­ła okno i w pręd­ko­ści prze­wró­ci­ła moź­dzierz, któ­ry padł pro­sto na gło­wę na­czel­ni­ka po­wsta­nia i za­bił go, ten przy­pa­dek oca­lił dożę i wie­lu oby­wa­te­li. Wszak­że to po­da­nie nie zga­dza się z hi­sto­ryą; bo Bo­je­mun­do-Tie­po­lo jesz­cze dłu­go żył na wy­gna­niu. Oprócz moź­dzie­rza, tro­chę po­waż­niej­sza tego wy­pad­ku zo­sta­ła pa­miąt­ka Con­si­glio dei die­ci, któ­re dru­gie i ostat­nie po­wsta­nie Ma­ri­na Fa­lie­ra pręd­ko za­tłu­mi­ło.

plac Ś. Mar­ka, któ­ry w każ­dym przy­cho­dzą­cym pierw­szy raz po­dzi­wie­nie wznie­ca, wy­glą­da jak ogrom­ny i naj­pięk­niej­szy na świe­cie sa­lon, o któ­rym Na­po­le­on po­wie­dział, iż tyl­ko nie­bo god­ne być jego skle­pie­niem. W rze­czy sa­mej jest to coś nie­spo­dzia­nie pięk­ne­go, coś do sen­ne­go ma­rze­nia po­dob­ne­go; ta­kie­go dru­gie­go ryn­ku nie ma na świe­cie. Z trzech stron ota­cza­ją go pro­ku­ra­cye nowe i sta­re, w łuki trzy­pię­tro­we zbu­do­wa­ne, gdzie miesz­ka­li pro­ku­ra­to­ro­wie S. Mar­ka, któ­rzy po Ra­dzie dzie­się­ciu naj­więk­szą w Rzpl­tej pia­sto­wa­li wła­dzę. Koło pro­ku­ra­cyi sta­rych wzno­si się wie­ża ze­ga­ro­wa, któ­ra swą ory­gi­nal­no­ścią, jak tu wszyst­ko, bar­dzo za­sta­na­wia. Piotr Lom­bard, któ­re­go imię czę­sto się tu po­wta­rza, po spa­le­niu drze­wia­nej, zbu­do­wał te­raź­niej­szą roku 1496. Front zdo­bi ogrom­ne koło z zo­dia­kiem, ze zmia­na­mi księ­ży­ca, tu­dzież koło ber­na­to­ra zna­le­zio­no wie­le in­nych go­łę­bi, któ­re na po­sył­ki cho­wa­no, któ­re Tre­vi­sa­no, wraz z wia­do­mo­ścią o zdo­by­ciu Kan­dyi, po­słał do We­ne­cyi, a któ­re lud jako naj­więk­szą od­nie­sio­ne­go zwy­cięz­twa po­moc sza­no­wał i za nie­ty­kal­ne po­czy­tał. Kar­mio­no je kosz­tem skar­bo­wym aż do upad­ku Rzpl­tej; i te więc go­łę­bie są tu pa­miąt­ką hi­sto­rycz­ną, któ­rą We­ne­cy­anie sza­no­wać umie­ją.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: