Mikołajek ma kłopoty - ebook
Mikołajek ma kłopoty - ebook
Mikołajek, Joachim, Euzebiusz, Maksencjusz, Alcest, Ananiasz… To imiona najpopularniejszych łobuziaków w historii literatury dziecięcej. Ich przygody bawią polskich czytelników już od pół wieku!
Przez lata książki ukazywały się w niezmienionej szacie graficznej – ten charakterystyczny kwadratowy format rozpoznawał każdy fan serii.
Na pięćdziesiątą rocznicę pierwszego polskiego wydania serii wreszcie pojawia się wersja elektroniczna.
Nowoczesna forma e-booka zawiera jednak te same przezabawne ilustracje i historie, które ciągle zdobywają nowych czytelników w różnym wieku, zachwycając kolejne pokolenia.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-10-12764-8 |
Rozmiar pliku: | 4,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– No, gratuluję ci, Joachimie! Cieszysz się, prawda?
Dziwiliśmy się coraz bardziej, bo chociaż dawniej nasza pani też była dla Joachima bardzo miła (ona jest strasznie fajna i miła dla każdego), to jednak nigdy, przenigdy mu nie gratulowała. Ale Joachim jakoś się nie ucieszył i ciągle tak samo nie w humorze usiadł w swojej ławce, obok Maksencjusza. Odwróciliśmy się wszyscy, żeby na niego popatrzeć, ale pani uderzyła linijką w biurko i powiedziała, żebyśmy się nie kręcili, zajęli swoimi sprawami i przepisywali, co jest na tablicy, tylko proszę bez błędów.
A potem usłyszałem za sobą głos Gotfryda:
– Podaj dalej! Joachimowi urodził się braciszek!
Na przerwie zebraliśmy się wszyscy wokół Joachima, który stał oparty o ścianę z rękami w kieszeniach, i zapytaliśmy, czy to prawda, że urodził mu się braciszek.
– Uhu – powiedział Joachim. – Wczoraj rano obudził mnie tata. Był ubrany i nieogolony, śmiał się, pocałował mnie i powiedział, że w nocy urodził mi się braciszek. A potem kazał mi się ubrać i pojechaliśmy do mamy do szpitala. Leżała w łóżku i widać było, że cieszy się tak samo jak tata, a obok leżał mój braciszek.
– Za to po tobie – powiedziałem – nie widać, żebyś się specjalnie cieszył.
– A z czego mam się cieszyć? – zapytał Joachim. – Po pierwsze, on jest okropnie brzydki. Jest strasznie mały, cały czerwony i bez przerwy krzyczy, i wszyscy uważają, że to śmieszne. A mnie, jak krzyknę w domu, to zaraz każą siedzieć cicho i jeszcze tata mówi, że jestem bałwan i że mu pękają uszy.
– Uhu, wiem coś o tym – powiedział Rufus. – Ja też mam braciszka i ciągle są jakieś draki. On jest oczkiem w głowie i wszystko mu wolno, a jak mu przyłożę, to zaraz skarży się rodzicom i potem nie pozwalają mi w czwartek iść do kina!
– U mnie na odwrót – powiedział Euzebiusz. – Mam starszego brata i to on jest oczkiem w głowie. Mówi, że z nim zaczynam, i mnie bije, i wolno mu do późna oglądać telewizję i palić papierosy!
– Odkąd jest mój braciszek, ciągle się mnie czepiają – powiedział Joachim. – W szpitalu mama chciała, żebym go pocałował, ja oczywiście nie miałem ochoty, ale pocałowałem go mimo wszystko i tata zaczął krzyczeć, żebym uważał, że o mało nie przewróciłem kołyski i że nigdy nie widział takiego niezgraby.
– Co się je, kiedy się jest takim małym? – zapytał Alcest.
– Potem – mówił Joachim – wróciliśmy z tatą do domu, a w domu bez mamy jest strasznie smutno. Tym bardziej że obiad robił tata i złościł się, że nie może znaleźć otwieracza do konserw, i były tylko sardynki i mnóstwo zielonego groszku. A dzisiaj rano, przy śniadaniu, tata mnie skrzyczał, że mleko wykipiało.
– Jeszcze zobaczysz – powiedział Rufus. – Najpierw, jak go przywiozą do domu, będzie spał w pokoju twoich rodziców, ale potem wpakują go do ciebie. I za każdym razem, jak zacznie płakać, będą myśleli, że mu coś zrobiłeś.
– U nas – powiedział Euzebiusz – mój starszy brat mieszka razem ze mną i specjalnie mi to nie przeszkadza. Tylko jak byłem całkiem mały, dawno temu, ten pajac uwielbiał mnie straszyć.
– O, nie! – krzyknął Joachim. – Może się wypchać, ale nie będzie spał u mnie! Pokój jest mój i niech sobie poszuka innego, jeśli chce mieszkać u nas w domu!
– Coś ty! – powiedział Maksencjusz. – Jeżeli rodzice powiedzą, że ma mieszkać z tobą, to będzie mieszkał z tobą i koniec.
– Nie, mój drogi! Nie, mój drogi! – krzyknął Joachim. – Położą go, gdzie będą chcieli, ale nie u mnie! Zamknę się na klucz, no nie, jeszcze czego!
– Dobre są sardynki z groszkiem? – zapytał Alcest.
– Po południu – mówił dalej Joachim – tata znowu zabrał mnie do szpitala. Był już tam wujek Oktawiusz, ciocia Edyta i ciocia Lidia i wszyscy mówili, że mój braciszek podobny jest do mnóstwa ludzi, do taty, do mamy, do wujka Oktawiusza, do cioci Edyty, do cioci Lidii, a nawet do mnie. A potem powiedzieli, że na pewno bardzo się cieszę i że teraz będę musiał być bardzo grzeczny, pomagać mamie i dobrze się uczyć. Tata powiedział, że liczy na to, bo dotąd byłem nygusem, i że muszę stać się przykładem dla mojego braciszka. A potem przestali się mną zajmować, oprócz mamy, która mnie pocałowała i zapewniła, że kocha mnie tak samo jak mojego braciszka.
– Słuchajcie, chłopaki – zaproponował Gotfryd – może zagramy w nogę, zanim się skończy przerwa?
– Właśnie! – powiedział Rufus. – Jak będziesz chciał wyjść pobawić się z kolegami, to każą ci siedzieć w domu i pilnować braciszka.
– Aha, jeszcze czego! Sam będzie się pilnował! – oświadczył Joachim. – W końcu nikt go do nas nie zapraszał. I będę się bawił z kolegami za każdym razem, jak będę miał ochotę!
– Będą ci robić draki – powiedział Rufus – a potem ci powiedzą, że jesteś zazdrosny.
– Co? – krzyknął Joachim. – Dobre sobie!
I powiedział, że wcale nie jest zazdrosny i że to głupota mówić, że nie zajmuje się braciszkiem – on tylko nie lubi, jak mu się zawraca głowę i śpi w jego pokoju, no i jak mu się nie pozwala bawić z kolegami, i że nie lubi oczek w głowie, a jeśli mu będą za bardzo dokuczać, to ucieknie z domu i wtedy dopiero będą mieli kłopot – że mogą sobie zatrzymać swojego Leoncjusza, że wszystkim będzie żal, jak on sobie wyjedzie, szczególnie kiedy rodzice dowiedzą się, że jest kapitanem na okręcie wojennym i zarabia dużo pieniędzy, że i tak ma dość domu i szkoły, że nikogo mu nie potrzeba i że to wszystko go okropnie śmieszy.
– Kto to jest Leoncjusz? – zapytał Kleofas.
– To właśnie mój braciszek – odpowiedział Joachim.
– Dziwne ma imię – powiedział Kleofas.
Ciąg dalszy w wersji pełnej