Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Miles - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 października 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miles - ebook

PIERWSZA CZĘŚĆ TRYLOGII „PLEJADY”

Millie z nikim się nie spotyka, nie ubiera się tak, jak nakazują szkolne trendy, a w dodatku lubi astronomię – to nie są cechy, dzięki którym zyskuje się popularność w ekskluzywnej nowojorskiej szkole. To, że jej ojciec jest znanym politykiem, również nie pomaga jej w zdobyciu przyjaciół. Wszystko zmienia się o 180 stopni, kiedy w jej życie wkracza Aries. Tajemniczy, przystojny brunet to nie tylko kolega z równoległej klasy, ale i postać z innego świata, do którego, jak się okazuje, należy również Millie.

Milena Wiktoria Jaworska – młodziutka autorka i blogerka (ur. 05.05.1999 r.) mieszkająca w małej miejscowości w pobliżu Żelazowej Woli. Uczęszcza do Liceum Ogólnokształcącego im. Fryderyka Chopina w Sochaczewie. Wolne chwile spędza na pisaniu, czytaniu, rozmyślaniu o górach, słuchaniu muzyki i recenzowaniu książek.
Prowadzi bloga pod adresem www.laciatyblogksiazkowy.blogspot.com

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7942-935-6
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział pierwszy

Cieszę się, czując na skórze lekki podmuch wiatru. Upał w Nowym Jorku jest nie do zniesienia. Wychodzę na Times Square i wtapiam się w morze ludzi pędzących w różne strony, trudno im się dziwić, mamy godziny szczytu. Nie zdążyłam przywyknąć jeszcze do tego miasta, jego mieszkańców, a tym bardziej – do pogody. Wcześniej mieszkaliśmy w Londynie, gdzie pada właściwie dwadzieścia cztery godziny na dobę, tutaj jest odwrotnie. Szczerze mówiąc, nienawidzę tego miejsca, ale to żadna nowość, Londyn też nie przypadł mi do gustu. Miasta ograniczają przestrzeń, są brudne, zatłoczone i nie pozwalają nawet na odrobinę prywatności.

Mój dom, a raczej przeogromne mieszkanie, znajduje się w centrum Nowego Jorku, w jednym z najsłynniejszych budynków w mieście. Kiedy mijam szklane, masywne drzwi, owiewa mnie chłodne powietrze z klimatyzatorów ulokowanych w różnych zakamarkach pomieszczenia. Personel posyła w moją stronę uśmiechy, które zwykle uważam za przesadnie miłe, a nawet sztuczne. Mijam wszystkich, machając im na powitanie, a oni kiwają głowami, odpowiadając grzecznie „dzień dobry”. Jedna z wind jest wolna, więc wsiadam do niej i wciskam guzik oznaczający ostatnie piętro. Sunę powoli ku górze, czując pod stopami drżenie posadzki. Uszy zatykają się z powodu nagłej zmiany ciśnienia, a ja delektuję się tym, że na moment opieram się grawitacji i tracę kontakt z ziemią. Wychodzę na korytarz, a stopy zapadają się w miękki dywan. Kiedy dochodzę do drzwi mieszkania, wkładam klucz do zamka i przekręcam go do momentu, gdy stawia opór, a drzwi odpuszczają z cichym westchnieniem. Wchodzę do środka i ostentacyjnie trzaskam drzwiami, oznajmiając domownikom, że wróciłam do domu.

– Cześć, kochanie. Jak tam w szkole? Poznałaś kogoś? – pyta mama, wychylając się z kuchni ze ścierką w ręce.

– Nie – mówię zgodnie z prawdą i ruszam w stronę swojego pokoju.

Zamykam drzwi i ściągam wilgotną od potu koszulkę, po czym wyjmuję z szafki świeżą i przez chwilę, zanim ją założę, wdycham jej zapach, trzymając materiał tuż przy nosie.

– Millie, może powinnaś być bardziej otwarta i pewna siebie…? – słyszę za plecami głos mamy.

– Nie możesz nauczyć się pukać?! To nie jest obora! – krzyczę z wyrzutem.

– Dobrze, przepraszam – mama przytakuje dla świętego spokoju, co wyczuwam po jej lekko poirytowanym tonie głosu.

– I jestem pewna siebie. Przecież to u nas rodzinne, co nie? – śmieję się sarkastycznie.

– Millie…

– Mamo, zrozum to wreszcie! Ludzie odrzucają mnie, dlatego że jestem córką Johnsona, słynnego polityka, który bezpardonowo pcha się na fotel prezydenta. Wszyscy pewnie myślą, że jestem identyczna jak on, że jestem snobką, choć ty wiesz, że tak nie jest, że nie pasuję do życia, jakie wiedziecie razem z tatą! Nikt w szkole nie wie naprawdę, jaka jestem, ale też nikt nie ma ochoty na to, żeby włożyć trochę wysiłku w poznanie mnie.

– Millie, w życiu czasem trzeba pójść na kompromis – mama błagalnym tonem próbuje mi zasugerować rozwiązanie.

– Dlaczego to ja mam być zawsze tą, która ustępuje? – pytam i zakładam słuchawki, sugerując, że skończyłam rozmowę i że powinna uprzejmie opuścić mój pokój.

Widzę, jak mama kręci głową, a lekko uniesiona brew świadczy o tym, że nad czymś się zastanawia, lecz po chwili wychodzi, nie dodając nic więcej. Dziwi mnie, czemu tak usilnie pragnie, żebym znalazła sobie przyjaciół. Kampanii politycznej taty na pewno nie pomaga wizerunek dziwnie ubranej córki, która samotnie snuje się po korytarzu szkoły. Tak naprawdę nigdy nie chciałam być sama, ale nie znalazłam nikogo, kto polubiłby mnie wyłącznie za to, jaka jestem, a nie za to, co mam i z jakiej rodziny pochodzę. Znajomi ze szkoły unikają mnie, jak sądzę, ze względu na chorą zazdrość, bo mimo tego, że nikt się ze mną nie zadaje, to wszyscy mnie znają – z telewizji czy prasy.

Siadam do odrabiania lekcji, choć upał wcale nie pozwala się skupić, ale myśl, że jeśli szybko uporam się z lekcjami, potem będę mogła dłużej odpoczywać – jest naprawdę pocieszająca. Matematyka sprawia mi problem, więc męczę się z nią niemiłosiernie przez następną godzinę. Reszta przedmiotów nie jest tak skomplikowana, a mimo wszystko, gdy kończę je odrabiać, za oknem jest już szaro.

– Millie, kolacja! – z kuchni dochodzi nawoływanie mamy.

Tata siedzi przy stole, co jest dość dziwne, bo zwykle pojawia się w domu z częstotliwością gościa. Na mój widok odkłada gazetę i splata dłonie na stole. Siadam na swoim stałym miejscu i uparcie wpatruję się w blat stołu.

– Jak ci minął dzień, skarbie? – pyta i wiem, że zwraca się do mnie.

– Całkiem dobrze, dziękuję. A tobie? – odpowiadam grzecznościową formułką, wcale nie oczekując odpowiedzi.

To jednak wystarcza, by zachęcić tatę do rozpoczęcia monologu o jego codziennych problemach, które musiał rozwiązać. Nudzi mnie to, co słyszę, więc wyłączam się i jem w milczeniu.

– Millie, pamiętasz o tym, że za miesiąc jest bal – ten, na który politycy są zaproszeni z dziećmi? Myślę, że powinnaś pojawić się w towarzystwie jakiegoś chłopca. Wiesz już, kogo zaprosisz? – Tata wpatruje się we mnie wyczekująco, przeżuwając mięso.

– Masz cielęcinę na zębie – mówię, unikając odpowiedzi na pytanie.

Ciekawe kiedy, tato, pytam samą siebie w myślach. Właśnie oświadczyłeś mi, jaki masz plan, i chciałbyś mieć wszystko na tacy. A na głos dodaję, nie próbując ukryć sarkazmu:

– Nie wiem, czy kogokolwiek znajdę, bo nie mam wielu przyjaciół, a właściwie – żadnego.

– Jak to? Na pewno kogoś znajdziesz, jesteś przecież Millie Johnson, każdy chciałby pojawić się z tobą na balu – pociesza mnie ojciec.

– Jasne, tylko ja nie chcę każdego. Zresztą, gdyby ktoś chciał mnie poznać, już by to zrobił.

– To może pójdziesz z synem Sheparda? Rozmawiałem z nim, bardzo mu się spodobał ten pomysł. – Zadowolony z siebie ojciec czeka na moją entuzjastyczną reakcję, a mnie tymczasem zalewa fala gorąca i powstrzymanego do tej pory gniewu.

– Nie! Nie będziesz mnie pakował w polityczne związki, jasne?! Nie masz do tego żadnego prawa! Nie zgadzam się i zapamiętaj to sobie! Skończyłam jeść – oświadczam tonem nieznoszącym sprzeciwu i odchodzę od stołu.

– Charlie, przesadziłeś… – mama próbuje załagodzić sytuację. – Millie, miała dziś ciężki dzień, nie może się zaaklimatyzować w nowej szkole. To trwa już prawie miesiąc, nie dokładaj jej problemów.

Nie słyszę nic więcej, bo zamykam drzwi, wychodzę na balkon, opieram się o barierkę i patrzę w nocne niebo. Dziś wyjątkowo dobrze widać gwiazdozbiór Oriona, który rozświetla ciemność, tworząc na jej sklepieniu świetlistą łunę. Myślę o wszystkich plejadach, które widać tak rzadko, a które znajdują się w Gwiazdozbiorze Byka. Do zimy daleko, więc nie ma szans na to, że szybko je zobaczę. Wzdycham z rezygnacją i wracam do środka. Patrzę na zawieszone w pokoju mapy gwiazd i gwiazdozbiorów, czyli siatki otwartej przestrzeni, której mi brakuje. Kręcę głową, myśląc o tym, jak monotonne życie wiodą moi rodzice i w jakie życie pragną mnie wciągnąć. W wizji mojego taty jestem żoną jakiejś politycznej szychy, a najlepiej samego prezydenta! Szkoda tylko, że zapomniał mnie spytać o zdanie… Pragnę znaleźć osobę, z którą połączy mnie prawdziwe uczucie, a nie przypieczętowany politycznie układ. Wzdycham i wracam do środka, po czym włączam moją ulubioną muzykę, kładąc się na łóżku. To zawsze mnie odpręża.

Budzę się dopiero następnego dnia rano, wpadam do łazienki, by zdążyć wziąć szybki prysznic i przygotować się do szkoły. Przemykam chyłkiem obok mamy, porywam kanapkę i kieruję się w stronę drzwi. Auto, które tata codziennie po mnie przysyła, już czeka pod domem, tym razem korzystam z niego tylko po to, by uniknąć spóźnienia. W ręce ściskam jednak deskorolkę, bo w ten właśnie sposób mam zamiar wrócić do domu, nie będę się po raz drugi w ciągu dnia narażać na konieczność korzystania z usług szofera, odprowadzana zawistnym wzrokiem uczniów. Pod szkołą wyskakuję szybko z auta, mając nadzieję, że nikt mnie nie zauważył, jednak już po chwili czuję na sobie taksujące spojrzenia innych dziewczyn stojących przy głównej bramie. Zdecydowanym krokiem wchodzę do szkoły, chcę ukryć się przed lejącym się z nieba żarem i oskarżycielskim wzrokiem kolegów i koleżanek.

Lekcje mijają powoli, bez większych ekscesów. Robię notatki, nic i nikt mnie nie rozprasza, bo – niestety – siedzę w ławce zupełnie sama. Na godzinie wychowawczej nauczycielka informuje nas, że każdy musi zapisać się na jakieś dodatkowe zajęcia związane ze swoimi zainteresowaniami. Oczywiście, decyzję pozostawia nam, lecz jeśli ktoś szukałby wskazówek, może się do niej zgłosić po pomoc. Jeden z pupilków rozdaje nam wydruki z listą dostępnych zajęć pozalekcyjnych. Rzucam okiem na kartkę:

Matematyka – odpada.

Chemia – tym bardziej.

Szkolne kółko sportowe – brzmi całkiem nieźle, ale poza bieganiem nic mnie nie interesuje, więc zdecydowanie NIE.

Język polski – to nie to, co lubię.

I nagle mój wzrok pada na… astronomię! Astronomia, czyli wszystko dla miłośników kosmicznej przestrzeni. Idealne zajęcia dla mnie!

Decyzję podejmuję definitywnie w momencie, gdy do klasy wchodzi chłopak ze starszej klasy, niosąc nasz dziennik. Kładzie go delikatnie na biurku, zwracając się z jakąś prośbą do pani Goway. Kobieta zaczyna przeszukiwać papiery, a brunet w tym czasie rozgląda się po klasie. Jego wzrok nagle zatrzymuje się na mnie, w jego czarnych jak węgle tęczówkach widzę, że mnie rozpoznaje. Patrzę na niego i nie odwracam wzroku, chociaż ponad połowa klasy ze zdziwieniem przygląda się tej scenie. Naszą „bitwę na wytrzymałość” kończy nauczycielka, która podaje chłopakowi jakieś papiery, a on uśmiecha się i wychodzi z klasy.

Spoglądam ponownie na kartkę z listą zajęć pozalekcyjnych i jak gdyby nigdy nic, zupełnie opanowana, zajmuję się lekturą tekstu. Pokerowa mina. Akurat tę umiejętność odziedziczyłam po tacie. Pod koniec lekcji podchodzę do pani Goway i przedstawiam jej swoją decyzję.

– Świetny wybór! – chwali mnie pani Goway. – Nie wiedziałam, że interesujesz się gwiazdami.

– Szkoda, że nie widziała pani mojego pokoju. – Uśmiecham się do niej.

– To nietypowe zainteresowanie jak na córkę przyszłego prezydenta USA – kontynuuje pani Goway.

Mój uśmiech gwałtownie blednie, co nie uchodzi uwadze kobiety.

– Przepraszam, Millie. Będę szczęśliwa, mogąc cię uczyć. – Uśmiecha się przepraszająco, a ja kiwam głową na pojednanie.

– Powinnam już iść, czekają na mnie w domu – mówię i wychodzę, żegnając się oschłym „do widzenia”.

Sen

Widzę parę czarno-złotych oczu, które wpatrują się we mnie. Wzrok przesuwa się po moim ciele, a ja mam wrażenie, że jestem zupełnie naga. Jesteśmy sami w ciemnej, tajemniczej, nieokreślonej przestrzeni, która daje poczucie zamknięcia, a nie wolności. On robi krok do przodu, nasze ciała się stykają. Moje serce przyspiesza i czuję, że brak mi powietrza. Boję się, a jednak odważnie podnoszę głowę i patrzę mu prosto w oczy.

Budzę się zlana potem. Wychodzę na balkon, gdzie wiatr lekko rozwiewa mi włosy i ochładza rozgrzaną skórę. Czemu mi się przyśnił? Czego się bałam? Nie potrafię znaleźć odpowiedzi.Rozdział drugi

Kolejny dzień nie zapowiada się inaczej niż poprzednie, choć wiem, że po powrocie do domu będę musiała porozmawiać z rodzicami o dodatkowych zajęciach. Mam wielką nadzieję, że łatwo ich przekonam do swojego pomysłu. Tego ranka wstałam trochę wcześniej niż zwykle, więc postanowiłam przygotować się do zajęć pozalekcyjnych. Przejrzałam mapy i znalazłam trochę nowych informacji w Internecie. Chcę dobrze wypaść na pierwszych zajęciach z astronomii, to już w następnym tygodniu.

Wjeżdżam deskorolką na chodnik przed szkołą i hamuję przed drzwiami, po czym biorę ją w ręce i wchodzę do środka. Owiewa mnie mętne i duszne powietrze od dawna niewietrzonej przestrzeni. Kieruję się do klasy i siadam na swoim miejscu, rozpakowując jednocześnie plecak.

– Dzisiaj została jej deskorolka, widocznie tatuś nie podstawił po nią auta. O, jak przykro – dobiega do mnie komentarz jakiegoś udającego współczucie chłopaka.

Krzywię się lekko, ale trzymam nerwy na wodzy, moja twarz pozostaje idealnie obojętna, jak przystało na rodzinę Johnsonów. Przełykam ślinę, by pozbyć się guli w gardle. Zbieram się w sobie i zapisuję temat, który jeden z dyżurnych napisał na tablicy. Pani Goway prosi każdego o deklarację, a uczniowie w kolejce podchodzą do biurka, informując nauczycielkę, na jakie zajęcia chcą uczęszczać.

– Millie Johnson – nauczycielka wyczytuje moje nazwisko, a ja unoszę dłoń na znak obecności.

– Ach, no tak! Ty oddałaś mi deklarację wczoraj – przypomina sobie pani Goway.

– Ciekawe, na jaki kierunek pójdzie nasza królewna… – prycha ten sam chłopak, który kilka minut wcześniej skomentował moje wejście do klasy – pewnie podstawy administracji i zarządzania, bo tak każe jej tatuś! – szydzi. – Ale co zrobi nasz dumny pudelek Charlie Johnson, jak nie uda mu się usiąść na wielkim tronie przeznaczonym dla prezydenta, ważnego państwowego urzędnika, i zarabiać milionów na oszukiwaniu ludzi, by taka idiotka jak ty lub twoja odpicowana przez fryzjerów i kosmetyczki mama mogła sobie jeździć limuzyną z szoferem!

Część klasy wybucha śmiechem, a reszta patrzy na mnie wilkiem i milczy oskarżycielsko. Mam dość tego, że Jacob zawsze nastawia wszystkich przeciwko mnie! Dlaczego to zawsze ja muszę być przedmiotem jego kpin?!

– Przestań obrażać mnie i moją rodzinę! – wybucham, wstając z zaciśniętymi pięściami, podczas gdy w klasie zalega zupełna cisza. – Jeśli nie radzisz sobie z zazdrością, to twoja sprawa, ale uwierz, że w moim życiu jest więcej minusów, niż myślisz! Jednym z nich są tacy ludzie jak ty!

– Jacob, powinieneś przeprosić koleżankę – upomina go pani Goway.

– Nie trzeba – odpowiadam. – Nie satysfakcjonują mnie wymuszane i sztuczne przeprosiny na pokaz.

– W takim razie powinny ci się podobać, bo ty cała jesteś sztuczna – z tym swoim życiem na pokaz! – wypala Jacob.

Milczę, świdrując go wzrokiem.

– Jacob, przesadziłeś! – krzyczy nauczycielka – Do dyrektora!

– Mogę go odprowadzić? – pytam ku zdziwieniu wszystkich. – Nic mu nie zrobię, obiecuję.

– Dobrze, Millie.

Wychodzę z klasy i zamykam drzwi za Jacobem. Zatrzymuję się w połowie korytarza:

– Możesz iść do łazienki i tam poczekać, nie musisz iść do dyrektora. Nie zależy mi na tym, żebyś dostał karę, miał pogadankę z rodzicami i przesrane u nauczycieli. Chcę tylko, żebyś przestał mnie oceniać i krytykować, bo tak naprawdę w ogóle mnie nie znasz – mówię opanowanym tonem.

– Żartujesz sobie? – pyta zdziwiony.

– A wyglądam, jakbym żartowała?

– Dzięki – mówi, odwraca się i powoli odchodzi w stronę męskich toalet.

Myślicie, że jestem taka dobra i nie chcę sobie robić wrogów? Cóż, mylicie się. Jestem przebiegła (lub sprytna, jak kto woli).

– Wiedziałam, że będzie ci na rękę to, że się nad tobą zlitowałam – rzucam za nim i czekam na reakcję. Umiejętność prowokacji okazuje się być czasem bardzo przydatna. Chłopak odwraca się z ogniem w oczach i idzie prosto do gabinetu dyrektora. Zastanawia was pewnie, czemu to zrobiłam? Otóż, mam dość bycia tą wytykaną za swoją niewidzialność, bo taka właśnie starałam się być – niewidzialna, ale postanowiłam pokazać, że nigdy więcej nie pozwolę na to, by mnie obrażano. Potrafię być mściwa i całkiem przebiegła, jeśli chcę. Uśmiecham się pod nosem do siebie i macham chłopakowi na do widzenia. Wracam do sali, informując nauczycielkę, że Jacob dotarł tam, gdzie trzeba.

Lekcja kończy się wizytą dyrektora i bardzo nieszczerymi przeprosinami, które można spokojnie nazwać wypocinami Jacoba. Patrzę na to bez mrugnięcia okiem. Skinieniem głowy oświadczam, że przyjęłam przeprosiny, lecz to, co myślę – to jedno, a to, co robię – to drugie.

Przerwa obiadowa jest bardzo ważnym spotkaniem towarzyskim i trwa całe pięćdziesiąt minut, tak by każdy z tysiąca uczniów w kolejce do okienka zdążył zjeść obiad. Większość licealistów wychodzi na dwór, bo w ten upał potrzeba nam świeżego powietrza. Gimnazjaliści, którzy mają potrzebę udowadniania wszystkim, że są bardziej dorośli i fajniejsi od pozostałych, przepychają się w stronę wyjścia. Wypadam razem z tłumem na zewnątrz i prawie przewraca mnie jakiś chłopak, lecz w ostatniej chwili łapię równowagę. Siadam na swoim miejscu obok drzewa. Ktoś, kto nie zna realiów szkolnych, pomyślałby, że to zwykły trawnik, ale tak naprawdę to skrzętnie podzielone terytorium. Wszyscy biorą udział w tej codziennej towarzyskiej grze, gdzie każdy ma określone role do odegrania. Najpopularniejsze dziewczyny w szkole (zwykle są to cheerleaderki) wylegują się na słońcu, niby od niechcenia kusząc swoimi wdziękami. Obok, na boisku, rozkłada się męska drużyna baseballowa. Przy bocznej ścianie budynku szkoły siedzą wykluczeni ze społeczeństwa i gimnazjaliści, którzy jeszcze do niego nie należą. A miejsce przy parkingu zarezerwowane jest dla kujonów, którzy nawet w trakcie przerwy nie odkładają na bok podręczników.

Wyjmuję pudełko z drugim śniadaniem zapakowanym przez mamę. Sama zdrowa żywność, jakieś trawiaste sałatki, ale co poradzić, nie przekonam jej do białego chleba. Powinnam się w sumie cieszyć, bo dzięki tej diecie wyglądam szczupło. W tym samym momencie przypominam sobie jednak o moich włosach i mam ochotę zapaść się pod ziemię. O ile sylwetkę mam niezłą, o tyle włosy sprzedałabym na eBay’u. W świetle lamp są ciemnobrązowe, lecz w słońcu przybierają rdzawy, miejscami jasnorudy kolor. Są okropne! Ale trudno, niewiele mogę z tym zrobić.

Jedząc powoli, rozglądam się po skwerku. Mój wzrok pada na bruneta, którego widziałam wczoraj na lekcji. Stoi oparty o drzewo po mojej prawej stronie i rozmawia z grupką chłopaków, nie spuszczając ze mnie wzroku. Patrzę w jego czarne oczy i przypominają mi się obrazy z dzisiejszego snu. Kiedy znowu wracam na ziemię, czuję na twarzy piekący rumieniec, więc szybko odwracam wzrok.

– Cześć! – słyszę cichy głos jakiejś dziewczyny z gimnazjum.

Zastygam, zdziwiona faktem, że ktoś się do mnie odzywa.

– Cześć – odpowiadam po chwili.

– Mogłabym cię prosić o autograf?

Czuję, jakbym dostała w twarz.

– Ale ja nie jestem nikim specjalnym.

– Jak to? Jesteś Millie Johnson! – piszczy na cały głos, aż ludzie z odległych krańców trawnika rzucają nam zdziwione spojrzenia.

– TYLKO Millie Johnson – poprawiam ją. – Jestem taką samą dziewczyną jak ty i jak każda inna dziewczyna na świecie.

– Ale ty jesteś córką Charliego Johnsona!

– Co nie przeszkadza mi w tym, żeby być normalną. To, że jestem córką tego, a nie innego człowieka, nie sprawia, że jestem kimś wyjątkowym. Jeśli chcesz mieć autograf znanej osoby, powinnaś prosić o niego mojego tatę, bo ode mnie go nie otrzymasz. Przykro mi – kończę stanowczo.

– Ale…

– Proszę, zrozum, chcę mieć normalne życie – odpowiadam spokojnie.

– Dobrze – przytakuje rozczarowana dziewczyna.

– Na pewno?

– Tak…

– Mów mi Millie – przedstawiam się nieznajomej.

– Dobrze, Millie.

Po jej odejściu długo nie ruszam się z miejsca, zastanawiając się nad tym, kiedy ludzie przestaną postrzegać mnie jako „tę Millie”.

– Nie dała dziecku autografu, bo jej się nie chciało wyjąć długopisu – słyszę kąśliwą uwagę Jacoba. – Prawda, Millie? – zwraca się do mnie.

– Nie wydaje mi się, żebyśmy przeszli na „ty” – mówię donośnym i odważnym głosem.

– Przecież już się poznaliśmy – protestuje sztucznie.

– Jasne, poznałam cię, gdy poszedłeś do dyrektora z własnej woli, mimo że miałeś wybór. – Patrzę na niego twardo i obojętnie, rejestrując zdziwione spojrzenia jego kolegów. – Widzę, że nie miałeś odwagi, żeby pochwalić się kolegom swoimi osiągami, co? – pytam z sarkazmem.

Purpura zalewa jego policzki.

– Tak sądziłam – kończę, odwracając się w drugą stronę z triumfalnym uśmiechem.

Napotykam zadowolone spojrzenie bruneta, którego kącik ust powędrował nieznacznie do góry. Mam wrażenie, że słyszał każde słowo z naszej rozmowy. Kolejny raz nie mogę się pozbyć niepokojącego wrażenia, że mnie obserwuje. Ale z drugiej strony, czemu miałby to robić?

Kończę jeść śniadanie, patrząc w pudełko i unikając przemożnej chęci zerknięcia w prawo. Wstaję i kieruję się w stronę kosza, gdzie mam zamiar wyrzucić papierową torbę, niestety, muszę przejść obok „zakazanego” drzewa. Gdy je mijam, mimowolnie zerkam w stronę tajemniczego nieznajomego i wtedy nasze spojrzenia się spotykają. Czuję iskrę, która przeszywa moje ciało pod wpływem spojrzenia tych oczu, które z dużo bliższej odległości okazują się… złoto-czarne! Mam ochotę uciekać, czuję ogarniające mnie przerażenie. Widzę oczy ze snu i mam całkowitą pewność, że należały do tego chłopaka! Tylko… Skąd wczoraj mogłam o tym wiedzieć, skoro dopiero dzisiaj stanęłam tak blisko niego?! Przyśpieszam kroku, odwracając wzrok, i z impetem wpadam do szkoły.

Lekcje mijają mi szybko, skupiam się na tym, co mówią nauczyciele, i trzymam myśli na wodzy. Przez całą drogę do domu jadę ostrożnie, mijając przechodniów szybko i zwinnie. Gdy docieram do oszklonego apartamentowca, zgarniam z chodnika deskorolkę i przeskakuję na schodach po dwa stopnie. W hallu witają mnie sztuczne uśmiechy personelu. Tutaj nie ma nic niepokojącego, nic się nie zmieniło, podczas gdy moje życie od dwóch dni jest wywrócone do góry nogami przez tajemniczego nieznajomego. Wpadam do windy, zdobywając się na przelotny uśmiech skierowany w stronę obsługi, i czym prędzej wjeżdżam na ostatnie piętro. Chcę jak najszybciej znaleźć się w moim przytulnym pokoju.

Niestety, tuż za drzwiami dopada mnie mama.

– Jak tam w szkole?

– Nie za dobrze – odpowiadam, odtwarzając w głowie poranne spięcie z Jacobem.

– To znaczy…?

– Jakiś idiota obrażał mnie i naszą rodzinę, za co wylądował u dyrektora, a jakaś dziewczynka z gimnazjum poprosiła mnie o autograf w obecności całej szkoły, tylko dlatego że moim tatą jest Charlie Johnson! – mówię szybko.

– Och… – wzdycha mama. – Przepraszam cię, Millie. Nie przemyśleliśmy z tatą konsekwencji tej przeprowadzki, ale wiesz, jak mu zależy na stanowisku prezydenta.

– Wiem, ale czy będzie dobrym prezydentem, jeśli będzie myślał tylko o sobie? – pytam spokojnie.

– Nie wiem… – Mama kręci głową, nerwowo bawiąc się pierścionkiem na palcu. – Nie działo się nic dobrego?

– A tak! – przypominam sobie – Zapisałam się na dodatkowe zajęcia z astronomii – mówię z uśmiechem.

– Z… Z astronomii? – dziwi się mama. – Myślałam, że wybierzesz coś bardziej odpowiedzialnego, kształcącego…

– Dlaczego? Bo tak powinna wybierać córka prezydenta? Jeśli tak, to ja wcale nie chce nią być – syczę.

– Millie! Przestań!

– Oboje z tatą zatruwacie mi życie, próbując stworzyć sobie idealny wzorzec córeczki, ale przykro mi, nie uda wam się mnie zmienić. Czy ty w ogóle wiesz, co ja lubię, co jest dla mnie ważne, co mnie interesuje? Przecież wchodzisz do mojego pokoju, prawda? Widziałaś mapy, książki o astronomii. To moja odskocznia od ciebie, taty i tego trudnego, nudnego politycznego życia, a ty i to chcesz mi odebrać!

– Millie… – próbuje mnie uspokoić mama.

– Daj spokój. Idę do siebie, nie jestem głodna, jadłam obfity lunch – rzucam, ruszając w stronę swojej sypialni.

Zamykam drzwi i zmieniam ubrania na coś nadającego się do biegania. Muszę spożytkować całą agresję, która we mnie siedzi. Z pokoju zabieram tylko iPoda i wychodzę na korytarz po trampki. Mama spotyka mnie siedzącą po turecku na podłodze przy drzwiach.

– Czego szukasz? – pyta.

– Wiesz, gdzie są moje trampki?

– Druga półka od góry, po lewo – odpowiada spokojnie. – Gdzie się wybierasz?

– Idę pobiegać – oświadczam i sięgam po buty.

– O której wrócisz?

– Postaram się jak najszybciej.

– Będziemy czekać z kolacją – przerywa ciszę.

– Nie musicie, mogę zjeść na mieście, jeśli zgłodnieję – odpowiadam dość sucho.

– Millie, nie zapominaj, że to twój dom. Nie rozumiem, co się z tobą dzieje, razem z tatą tracimy kontrolę nad…

– Nade mną? – pytam, dobrze wiedząc, że właśnie to miała zamiar powiedzieć. – Masz rację. Małym dzieckiem łatwo kierować i kontrolować to, co robi. Wtedy wam się udawało, prawda? Teraz jest problem, nie możecie mną kierować, tracicie kontrolę. A wiesz, dlaczego? Bo dorosłam. Teraz sama odróżniam dobro od zła i kłamstwo od prawdy. Może w tym swoim idealnym planie popełniliście błąd? A może to ja byłam tym błędem?

Wychodzę, trzaskając drzwiami, i zostawiam ją bez odpowiedzi. Zjeżdżam windą, a na dole wpadam na tatę.

– Cześć, kochanie. Gdzie się wybierasz? – pyta, całując mnie w policzek.

– Idę pobiegać, trochę spożytkować energię, postaram się wrócić na kolację – informuję go, kierując się powoli w stronę wyjścia.

– Masz, przyda ci się – słyszę za sobą i odwracam się w chwili, gdy tata rzuca mi butelkę z wodą.

– Dzięki – mówię i wychodzę z wieżowca.

Biegnę przed siebie. Mijam ludzi, tłum robi się coraz mniejszy, więc łatwiej mi oddychać. Przecinam skrzyżowania, podkręcam muzykę na maksymalną moc, tak żeby zupełnie odciąć się od zgiełku ulicy. Dostrzegam taksujących mnie wzrokiem kierowców, którzy bez skrępowania oceniają moją sylwetkę. Wiem, że jestem na swój sposób ładna. Nie mogło być inaczej z takimi genami. Mój tata jest przystojnym mężczyzną, mama to była miss Nowego Jorku, więc jeśli ludzie mówią, że wyglądam jak ona, to chyba nie jest źle.

Robi mi się nieswojo, gdy uświadamiam sobie, że przez kilka ostatnich minut myślałam o swoim wyglądzie, dlatego przyspieszam i próbuję nie myśleć o niczym. Udaje mi się to przez kolejne czterdzieści minut, wsłuchuję się w dźwięki i spoglądam w niebo, które powoli szarzeje, przeistaczając się w krainę cienia i świateł. W uszach dźwięczy „Love Runs Out” One Republic, a ja widzę przed sobą te oczy. Zastanawiam się, jaką tajemnicę skrywa chłopak ze szkoły. Dlaczego śniłam o nim? Rzadko miewam sny, a jeśli już, to nawet ich nie zapamiętuję. Jeszcze bardziej zastanawiające jest jego zainteresowanie moją osobą, a raczej to, że mnie obserwuje. Próbuję sobie przypomnieć uczucie, które zawładnęło moim ciałem w momencie, gdy przeszłam obok niego. Iskra. Mieszanina strachu i pożądania. Dlaczego przyciąga mnie to, co niebezpieczne? Bo właśnie tak myślę o nim – że jest niebezpieczny, ale i intrygujący. Nie wiem, co zrobić z tym fantem, ale postanawiam czekać cierpliwie. Los prędzej czy później odsłoni karty.

Słynę z przebiegłości, nieprawdaż? Jakoś sobie z tym wszystkim poradzę. Uśmiecham się do tej samolubnej myśli. Czasem warto znać swoje zalety, mogą okazać się przydatne. Widzę jego oczy i zastanawiam się, dlaczego tak pielęgnuję ich obraz, to głupie i niedojrzałe, przecież go nie znam. Od kiedy to przejmuję się dojrzałością? Rzucam to. Zatracam się w tym nieodgadnionym, lecz miękkim spojrzeniu i czuję, jak coś we mnie się rodzi, a coś umiera. Rodzę się jako nowa i niezależna Millie, zahartowana, a umiera ta słaba, poddająca się i sterowana przez rodziców dziewczyna. Niesamowite uczucie – poświęcić jakąś część siebie, by stworzyć nową.

Nagle ze wszystkich stron oślepiają mnie światła aparatów i kamer. Jacyś ludzie podsuwają mikrofony pod nos i zadają masę pytań. Czuję, że się duszę, i narasta we mnie wściekłość To moja wina, że ich wcześniej nie dostrzegłam, zwykle uważam, wtapiam się w tłum, lecz tym razem myśli o chłopaku ze szkoły zupełnie mnie omotały. Nie wiem, jak długo biegłam, ale jest już ciemno.

– Czy popierasz swojego ojca w walce o fotel prezydenta?

– Czy masz chłopaka?

– Słyszeliśmy, że pojawisz się na balu wraz z ojcem, czy to prawda?

Zarzucają mnie dziesiątkami pytań, a ja milczę, choć w środku się we mnie gotuje. Jestem zła! Zła na siebie, tatę i mamę za to, jakie zafundowali mi życie, na przechodniów, którzy przyglądają mi się ciekawie, na kamery, które rejestrują każdy mój ruch. Wściekłość rozpala każdą z moich komórek i sprawia, że moje serce bije jak oszalałe.

– Farbowałaś włosy? – zaskakuje mnie swoim pytaniem jedna z dziennikarek, którą kojarzę ze znanego programu modowego. Jest strasznie wścibska, jeśli chodzi o styl ubierania.

– Nie, dlaczego pani tak uważa? – Dziwię się.

– Jakoś dziwnie się mienią – mówi i, o dziwo, reszta fotografów kiwa głowami.

Spoglądam na końcówki swoich włosów – są złotobrązowe! Otwieram usta ze zdziwienia, nie wiem, jak mam się wytłumaczyć.

– Nie, to kwestia światła – stwierdzam opanowanym tonem.

– A oczy?

– Mam nowe kontakty, prawda, że ładne? – wymyślam na poczekaniu.

– Jasne, ale czy nie było jakichś normalniejszych?

– Te są nienormalne? – śmieję się.

– Jeśli dla ciebie złoto-czarne są normalne, nie będziemy dyskutować.

Czuję, że brakuje mi powietrza. Złoto-czarne?

– Śliczne połączenie kolorów. – Uśmiecham się.

Próbuję wydostać się z kręgu, który zacieśnił się wokół mnie, i dziwię się, widząc, ile mam w sobie siły. Wyciągam pospiesznie telefon i dzwonię do taty.

– Co tam, Millie? Kiedy będziesz? – pyta na powitanie.

– Tato, przyjedź. Otoczyli mnie paparazzi, nie dotrę do domu bez twojej pomocy. Jestem przy „Ben & Jerry’s” – wymieniam nazwę restauracji, do której się zbliżam.

– Zaraz będę – rzuca pospiesznie i rozłącza się.

Staję przy jednej z najbardziej znanych restauracji w mieście i modlę się, żeby tata przyjechał jak najszybciej. Dziennikarze dogonili mnie i wszystko zaczyna się od nowa:

– Czy będziesz na balu charytatywnym razem z ojcem? I czy idziesz sama?

– Tak, wybieram się na bal. Czy idę sama? To się jeszcze okaże – mówię tajemniczo.

– Twój ojciec wspominał coś o synu Sheparda, to prawda?

– Mój ojciec może mnie swatać, z kim chce, ale to ja ostatecznie decyduję. Syn pana Sheparda to z pewnością miły człowiek, ale nie znam go i nie zamierzam pokazywać się w jego towarzystwie na balu ani na jakiejkolwiek innej uroczystości – oświadczam stanowczo.

– Czy jest ktoś inny? – pada pytanie.

Widzę czarne oczy, które wpatrywały się we mnie dzisiejszego dnia.

– Nie, tylko jego oczy… – mówię i już po chwili żałuję tych słów.

– Kim on jest? – pada pytanie.

– Tajemnicą… – odpowiadam, a w myślach stwierdzam, że to właściwie prawda. On jest tajemnicą, tak samo dla nich, jak i dla mnie.

– Czyż gwiazdy nie są piękne dzisiejszej nocy? – pytam nagle, wpatrując się w niebo.

– Millie?

– Tak?

– Interesują cię gwiazdy? – wykrzykuje jakaś kobieta z tyłu tłumu.

– Tak – przytakuję z uśmiechem.

– To dziwne, skoro sama jesteś jedną z nich – prycha ktoś inny.

– Nie! Gwiazdy są tylko na niebie, na ziemi są ludzie, małe istoty, które niewiele mogą i zabijają się o to, kto na jakim stołku usiądzie. Ludzie zachowują się gorzej niż zwierzęta. Ktoś musi zginąć, by ktoś mógł żyć.

– Nie rozumiemy. Do czego zmierzasz?

– Ta prawdziwa ja musi umrzeć po to, by wizerunek mojego ojca mógł przetrwać. To wy tego chcecie, wy zabijacie to, co jest we mnie prawdziwe, ale nie uda wam się. Gwiazdy są silne, piękne i gorące. Z nimi nie macie szans!

W tym samym momencie widzę, jak tata przepycha się przez tłum, a fotografowie pstrykają mu zdjęcia. Po jego minie wiem, że słyszał moją ostatnią wypowiedź i nie jest nią zachwycony. Gdy dociera do mnie, otwiera usta ze zdziwienia.

– Millie, coś ty zrobiła z włosami? – pyta, wpatrując się we mnie.

Wzruszam ramionami z przepraszającą miną, tylko tyle mogę zrobić. Nie powiem mu przecież w obecności mediów, że nie wiem, co się z nimi stało. Nasze spojrzenia się spotykają.

– Nie… – cichy syk wydobywa się z ust mojego ojca. – Musimy iść – mówi, obejmuje mnie ramieniem i wyprowadza z tłumu. Jego czarny Land Rover stoi przy krawężniku, a z tyłu dostrzegam czarne auto ochrony. Doprowadza mnie do drzwi i zatrzaskuje z impetem, gdy tylko znikam w aucie. Obchodzi wóz i wsiada za kierownicą.

– Tato, te włosy to nie moja wina. Oczy też nie – mówię cicho.

– Millie, nie jestem w stanie Ci wierzyć! – wybucha, a ja patrzę na niego przerażona. – Co to wszystko miało znaczyć?! Te słowa, które powiedziałaś?! My cię zabijamy, tak?!

– Tak! – Nie powstrzymuję dłużej złości. – Wy mnie niszczycie! Nie mam prawa decydować o sobie, a już dawno skończyłam osiemnaście lat!

– Jesteś jeszcze dzieckiem!

– Nie, tato. Byłam nim. Chcę móc sama o sobie decydować i ty nie masz prawa mi tego zabronić!

Obserwuję go bacznie, każdy ruch jest teraz na wagę złota i może zdradzić kolejne słowa, które ma zamiar wypowiedzieć mój ojciec.

– Dobrze, Millie – jest już spokojniejszy – porozmawiamy o tym w domu – postanawia.

– OK – przytakuję, nie mając pojęcia, co czeka mnie po powrocie.

Siedzimy przez moment w milczeniu. Cisza dzwoni w uszach, a ja patrzę za szybę, by powoli uspokoić nerwy.

– Tato, te włosy to naprawdę nie moja wina.

– Wiem, kochanie – odzywa się po chwili. – Jutro wszystko na pewno wszystko wróci do normy.

– Ale i tak będziesz się na mnie złościł, za to, co mówiłam, bo mówiłam to, co leżało mi na sercu, zniszczyłam ci karierę. – Teraz złoszczę się na siebie.

– Nie, córciu. Mogę powiedzieć, że byłaś pod wpływem silnych leków, bo masz ostatnio problemy ze snem czy coś w tym stylu – odpowiada z uśmiechem. – Widzisz, ile mam gotowych odpowiedzi pasujących do kampanii. Takie jest życie. To co? Rozejm?

– Powiedziałam, że nie pójdę na bal z synem pana Sheparda.

– Masz rację, na pewno są lepsi od niego. – Kiwa głową z aprobatą.

Spoglądam na niego zdziwiona. Kompletnie nie rozumiem tej zmiany zachowania. Czy tata próbuje znów przeciągnąć mnie na swoją stronę? Bardzo możliwe, ale ja nie zamierzam się tak łatwo poddać, wygram to starcie.

– Rozejm, tato – odpowiadam po chwili, uśmiechając się od ucha do ucha.

Kiedy podjeżdżamy pod dom, tata wyciąga z bagażnika swoją czapkę z daszkiem i wręcza mi ją, po czym pożycza swoją bluzę z kapturem – pewnie nie chce, żeby ktokolwiek zobaczył moje włosy. Wchodzimy do środka, a tata od progu oznajmia wszystkim, że źle się czuję i muszę odpocząć. Personel nocny z udawaną troską życzy mi szybkiego powrotu do zdrowia. Wchodzimy do domu, a mama wita mnie już od progu.

– Jak dobrze, że jesteś! – mówi i przytula mnie.

– Kelly, zdejmij jej kaptur – radzi tata.

Mama zdejmuje mi kaptur z głowy, a z nim – czapkę.

– Boże… Co się stało?! Millie, coś ty zrobiła z włosami?!

– Mamo, to nie moja wina, przysięgam – upieram się.

– Jak to nie twoja? – pyta zdziwiona.

Widzę, że wybiłam ją z rytmu swoim stwierdzeniem.

– Kelly, mam pewne podejrzenia – wtrąca cicho tata. – Jej przemiana nie dotyczy tylko włosów…

– A czego jeszcze!?

– Oczy – odpowiada zrezygnowany. – Mam nadzieję, że jest to jednak jakiś głupi przypadek. Wiedziałem, że kiedyś się zacznie!

– Co się zacznie? – pytam zła, że czegoś nie wiem.

– Charlie, powinniśmy jej powiedzieć – mówi mama błagalnym tonem.

– Wiem – odpowiada twardo tata.

– Widzisz, Millie, gdy byłam w ciąży, udałam się do pewnej wróżki. Słynęła z tego, że jej przepowiednie zawsze się sprawdzały. Byłam wtedy naiwną, niedojrzałą kobietą i chciałam sprawdzić, co mi powie na temat dziecka, które nosiłam pod sercem. I powiedziała to, co przez kilka kolejnych lat spędzało mi sen z powiek. Powiedziała, że dziecko, które w sobie noszę, „w gwiazdach ma dom i duszę”. Dostałam dar, który mam pielęgnować i którego nie wolno mi zmieniać, gdyż niebo mi go zabierze. Uwierzyłam jej, lecz Charlie mówił, że to bzdury. Wszystko było w porządku do czasu, gdy zaczęłaś interesować się gwiazdami. Na początku pomyśleliśmy, że wróżka miała na myśli twoje zamiłowanie do astronomii, ale później stwierdziliśmy, że w jakiś niewytłumaczalny sposób ty jesteś połączona z gwiazdami. Zawsze potrafiły cię uspokoić i ukoić twój smutek, podczas gdy my byliśmy bezradni. Tak wygląda twoja historia – kończy mama, a ja nie wiem, co mam myśleć.

To wszystko jest dla mnie nieprawdopodobne, nienormalne i kompletnie niezrozumiałe. Już i tak mam skomplikowane życie jako córka Charliego Johnsona, a teraz jeszcze to! Czym ja właściwie jestem? Jakimś królikiem doświadczalnym losu? Dlaczego moje marzenie o byciu normalną dziewczyną nie może się spełnić?

Mam dość moich rodziców i ich chorych tajemnic! Mam dość kłamstw, którymi karmią mnie całe życie! Mam dość dzisiejszego dnia i chłopaka, który nawiedza moje sny nocą! Dość!

– Idę spać – mówię tylko i zrezygnowana kieruję się prosto pod prysznic. Wierzę, że zmyję ten kolor włosów! Niestety, ile szamponu bym nie użyła, włosy nadal są złotobrązowe! Dzisiejsze wydarzenia zupełnie mnie wyczerpały, więc zmęczona kładę się do łóżka i zamykam oczy. To najlepsze rozwiązanie, jakie przychodzi mi teraz do głowy.

Sen

Widzę go znowu, tym razem wyraźniej. Podchodzi do mnie tak samo blisko, jak poprzednio, a jego dłoń unosi się i spoczywa na moim policzku, jest ciepła, przyjemna w dotyku. Czuję, jak po moim ciele rozchodzi się iskra. Widzę w jego oczach, że on też to poczuł. Patrzy na mnie, a ja badam rysy jego twarzy. W prawdziwym życiu nie jestem w stanie zobaczyć go z tak bliska. Dziwi mnie, że wtedy na skwerku wydawał się taki wysoki, a teraz jego twarz znajduje się dokładnie na wysokości mojej twarzy, jakbyśmy byli sobie równi, jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Patrzę w jego oczy, które są złoto-czarne, i wiem, że kojarzę to połączenie, nie mam jednak pojęcia skąd. Uwielbiam patrzeć w te oczy… Chłopak nachyla się w moją stronę i wdycha zapach mojej skóry. Rozkoszuję się tym momentem. Wydaje mi się, że jego bliskość jest bardziej intymna niż cokolwiek innego na świecie. Jego oddech rozgrzewa coraz bardziej każdą moją komórkę. Oddycham w takim samym tempie jak on, co wydaje mi się magiczne. Tworzymy harmonię.

I wtedy budzę się, a moja piżama jest mokra od potu. Kołdra leży w nogach łóżka, a ja mam wrażenie, że płonę. Dotykam swojej skóry, ma chyba ze czterdzieści stopni! Siadam i opieram się o chłodną ścianę. Sunę dłońmi po jej strukturze, a wyobraźnia mimowolnie wyświetla obrazy ze snu. W tym momencie nie mam pojęcia, jak następnego dnia spojrzę mu w oczy, choć tak bardzo chcę to zrobić. Patrzę przez okno na gwiezdną poświatę, która przebija się przez szybę i rozświetla mój pokój. Ogarnia mnie totalny spokój.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: