Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość czy rozsądek - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
15,99

Miłość czy rozsądek - ebook

Sir Adam powraca z wojny jako odznaczony za odwagę oficer. Kiedy dociera do rodzinnego domu, okazuje się, że posiadłość stoi w ruinie, skarbiec świeci pustkami, a dziadek Adama, głowa rodu Millerów, jest ciężko chory. Odpowiedzialność za przyszłość majątku i młodszych braci spada na barki Adama, a jedynym rozwiązaniem jest posażna i utytułowana żona. Na balu poznaje lady Jenny, która szybko zdobywa jego sympatię, choć plotki głoszą, że nie ma posagu. Adam staje przed dylematem – iść za głosem serca czy wypełnić obowiązek wobec rodziny. Nie wie, że Jenny otrzymała niedawno ogromny spadek, a na pieniądze czyha rzekomy przyjaciel rodziny…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-1990-7
Rozmiar pliku: 882 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

– Na Boga, udało się!

Czterej kuzyni popatrzyli na siebie z triumfem. Właśnie dotarły do nich informacje, że Napoleon zaczął się wycofywać. Po wielu dniach zaciekłej walki, kiedy wydawało się, że oddziały Wellingtona poniosą klęskę, ich przebiegły generał zdołał cofnąć falę przypływu.

– Ponieśliśmy straszliwe ofiary, ale w końcu wygraliśmy.

Każdy z nich był ranny. Najstarszemu, Markowi Ravenscarowi, pozostała zaledwie niewielka szrama na policzku i sztywniejąca co jakiś czas prawa ręka. Nikogo to specjalnie nie dziwiło, ponieważ uważano go za szczęściarza i ogólnie rzecz biorąc, wybrańca bogów. Paul, jego młodszy brat, był ranny w głowę, prawe ramię i lewe udo, ale i tak zachował pełną sprawność. Hallam Ravenscar, ich kuzyn, starszy od braci, też został ranny w głowę i dla odmiany w lewe ramię. Adam Miller, krewny Ravenscarów, tyle że po kądzieli, miał poważnie uszkodzony prawy bark. Opatrzył ich wojskowy medyk i zapewnił, że powinni w niedługim czasie powrócić do zdrowia. Odniesione rany nie kwalifikowały ich nawet wówczas do przyspieszonego powrotu do domu.

– Z Napoleonem koniec – obwieścił Hallam. – Stary – dodał, mając na myśli Wellingtona – tym razem dobrze go będzie pilnował. Uciekł z Elby, żeby siać chaos i zniszczenie, ale nie był już taki jak dawniej. Mimo to nadal trzeba na niego mieć baczenie.

– Najważniejsze, że udało nam się przeżyć – zauważył Mark i uśmiechnął się do kuzynów. – Wreszcie mogę się ożenić z Lucy.

– Szczęściarz! – Adam uśmiechnął się i poklepał go po plecach. – Lucy Dawlish to najpiękniejsza dziewczyna, jaką znam. Masz przed sobą wspaniałą przyszłość.

Mark zamyślił się na chwilę i pokiwał głową.

– Aż zbyt wspaniałą – rzekł z westchnieniem i dodał: – Ty też

poradzisz sobie, Adamie. Twój dziadek ma tytuł hrabiowski i dużą posiadłość.

– Owszem, ale mocno zadłużoną – odparł Adam. – Właśnie z tego powodu, jego zdaniem, powinienem ożenić się z dziedziczką. Pobyt w wojsku i udział w wojnie pozwoliły mi odwlec sprawę niechcianego małżeństwa.

– Nie może cię zmusić do ożenku dla pieniędzy – zauważył Hallam. – Po ojcu dostałeś w spadku dom i ziemie. Walczyłeś dzielnie, więc nie poddawaj się naciskom hrabiego.

– Uważa, że jestem to winny rodzinie. – Adam westchnął. – Przyznaję, ma rację. Powinienem postąpić tak, jak tego oczekuje, ale w ogóle jeszcze nie jestem gotów się żenić.

– Nie ustępuj – poradził Mark. – Nie ty jeden korzystałeś z fortuny Benedictów. Twój dziadek przegrał większą jej część w karty.

– Twierdzi, że został oszukany. Gdyby tylko podał mi nazwisko tego szulera, z pewnością bym go dopadł! – oświadczył Adam.

– Właśnie dlatego zachował je dla siebie – włączył się do rozmowy Paul. – Woli, żebyś pozostał wśród żywych. Przekonasz się, że wszystko się ułoży. A poza tym może trafi ci się kandydatka, która będzie nie tylko mądra i ładna, ale także bogata. Spróbujemy ci pomóc ją odszukać.

– Beznadziejne zadanie – odparł ze śmiechem Adam. – I tak dopisało mi szczęście, skoro znalazłem tak dobrych kompanów i towarzyszy broni. Mam nadzieję, że pozostaniecie moimi przyjaciółmi, nawet jeśli ożenię się z córką jakiegoś nuworysza.

– Na dobre i na złe – zadeklarował Hallam. – Przetrwaliśmy wojenne piekło, bo się wspieraliśmy. Zostaniemy przyjaciółmi na całe życie.

– Tak, tak – potwierdzili pozostali.

– Jeśli któryś z nas znajdzie się w potrzebie, to inni pospieszą mu na pomoc.

– Przysięgamy na śmierć i życie.

Wszyscy powtórzyli tę przysięgę, świadomi, że jeszcze parę dni wcześniej mogli zginąć. Wojenne trudy mieli za sobą i uszli z życiem. Choć może nie dla każdego z nich przyszłość rysowała się w różowych barwach, to z pewnością była o niebo lepsza niż wojaczka.

– Na śmierć i życie.

Czterej młodzi mężczyźni położyli dłoń na dłoni, a potem popatrzyli na siebie z uśmiechem. Problemy Adama wydawały się w tej chwili czymś, co przy odrobinie szczęścia łatwo będzie pomyślnie rozwiązać.ROZDZIAŁ PIERWSZY

Panna Jenny Hastings rozejrzała się po sali balowej i zrozumiała, że musi z niej szybko uciec. Jeśli markiz ją zauważy, to natychmiast osaczy, a ona była zdecydowana nie dać się złapać w zastawiane przez niego sidła. Fontanometry był jedną z niewielu osób, których naprawdę nie znosiła. Wystarczyło, że na nią spojrzał, a już przebiegał ją lodowaty dreszcz. Patrzył na nią niczym drapieżnik na ofiarę, której los jest przesądzony. Osierocona po śmierci ukochanego ojca, rzeczywiście stanowiła łatwy łup dla kogoś pokroju Fontainbleau.

– Och, papo – szepnęła z westchnieniem – dlaczego opuściłeś mnie tak wcześnie?

Co prawda, nie była zupełnie sama, ale ciotka Marta i stryj Rex nie za bardzo nadawali się do tego, aby ją chronić. Ciocia uważała, że każdy utytułowany arystokrata czyni łaskę jej siostrzenicy, ubiegając się o jej rękę, a stryj spędzał całe dnie w bibliotece, nie interesując się losem ładnej podopiecznej.

Wycofując się pośpiesznie, omal nie wpadła na jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziała. Od razu rozpoznała w niej Lucy Dawlish. Uśmiechnęła się i powiedziała półgłosem:

– Przepraszam. Właśnie próbuję przed kimś uciec. Czy nadepnęłam pani na palce?

– Nie, nie – zapewniła z uśmiechem Lucy. – Cieszę się, że cię widzę, Jenny. Chyba możemy mówić sobie na ty, prawda? Jesteśmy prawie rówieśnicami. Zauważyłam cię wcześniej, ale straszny tu tłok.

– Tak, potworny – potwierdziła Jenny, ściskając dłoń Lucy. – Co znaczy, że bal okazał się sukcesem. Przyszłam tu z ciotką i jej przyjaciółką, panią Broxbourne, i mogłam sobie trochę potańczyć, ale w końcu on się pojawił. – Mówiąc te słowa, Jenny nieznacznym ruchem głowy wskazała mężczyznę, który obserwował je z odległego końca sali.

Lucy zmarszczyła brwi i spojrzała na nią ciekawie.

– Chyba nie znam tego dżentelmena. Nie wygląda szczególnie sympatycznie.

– W dodatku ma paskudny charakter. To markiz Fontleroy – wyjaśniła Jenny. – Nie mogę tego udowodnić, ale uważam, że w jakiś sposób przyczynił się do wypadku mojego ojca. Właśnie wtedy markiz sporo wygrał z nim w karty…

– Czyżbyś miała problemy? – zaniepokoiła się Lucy.

Jenny lekko się speszyła i zaczerwieniła. Dopiero po namyśle skinęła głową.

– Papa stracił sporo pieniędzy, a ciotce wydaje się, że powinnam się cieszyć z awansów markiza. Tymczasem wolałabym umrzeć, niż wyjść za niego za mąż.

– W takim razie nie wyjdziesz – orzekła Lucy. – Jedynie najbliżsi przyjaciele wiedzą o tym, że wkrótce zostaną ogłoszone moje zaręczyny. Zaraz po tym całą rodziną pojedziemy na wieś, aby w tamtejszej posiadłości przygotować się do ślubu. Wybierz się z nami, proszę. Wczoraj mama zwierzyła mi się, że nie wie, jak przeżyje rozstanie ze mną. Co prawda, jako mężatka zamieszkam stosunkowo blisko, ale myślę, że przydasz się jej jako dama do towarzystwa. Wiem, że bardzo cię ceni i lubi. Na pewno z radością powita cię w Dawlish Court.

– To bardzo miło z twojej strony – powiedziała z ociąganiem Jenny. – Jesteś pewna, że twoja mama nie będzie miała nic przeciwko temu?

– Przeciwnie. Będzie zachwycona. Ma tylko jedną córkę, a żaden z moich braci nie zrobił jej tej przysługi i jak dotąd się nie ożenił. W dodatku obaj bez przerwy siedzą w Londynie w Newmarket. Mam nadzieję, że uda ci się przekonać ciotkę do wyjazdu.

– Powinnam sobie poradzić – odparła Jenny i odetchnęła z ulgą, widząc, że markiz zmierza, jak jej się zdawało, do pokoju, gdzie grano w karty.

– Zatem załatwione. Zajedziemy po ciebie w przyszłym tygodniu. Musisz wziąć sporo ubrań, na pewno ci się przydadzą.

– Dziękuję – powiedziała z uśmiechem Lucy. – Zdaje się, że jakiś dżentelmen chce z tobą zatańczyć. Od razu porozmawiam z ciocią.

Jenny zostawiła Lucy z niezwykle przystojnym mężczyzną i ruszyła przez zatłoczoną salę balową. Trudno było jej się przedostać na drugi koniec obszernego pomieszczenia, gdzie siedziała ciotka. Co jakiś czas musiała też przystawać, aby inni ją przepuścili.

– Gdzie jest ten wzór cnót wszelkich, który mi obiecywałeś? – W pewnej chwili dotarł do niej męski głos. – Taka nie za brzydka, a może nawet ładna dziedziczka, w dodatku niegłupia i miła.

– Poczekaj, to nie takie proste – odezwał się inny mężczyzna.

– Jesteś zbyt wybredny, Adamie – zabrzmiał trzeci męski głos. – Pokazaliśmy ci już dwie odpowiednie kandydatki i żadna nie zyskała twojego uznania.

– Jedna chichotała, jak tylko się odezwałem, a druga miała nieświeży oddech. Nie znoszę kobiet, które się mizdrzą. Pokazano mi ich wiele po mojej rekonwalescencji i z żadną nie chciałem rozmawiać powtórnie, nie mówiąc już o uczynieniu jej żoną.

Drugi z dżentelmenów zaśmiał się na te słowa.

– Jeśli młoda dama ma porządny posag, natychmiast zaczynasz wyszukiwać jej wady. Może twoja przyszła żona jeszcze się nie urodziła, kto wie?

– To prawda – odrzekł z westchnieniem mężczyzna nazywany Adamem. – Cała ta sprawa budzi mój niesmak. Dlaczego mam się żenić tylko dla pieniędzy?

Jenny zerknęła przez ramię na młodych mężczyzn, tak bardzo pogrążonych w żartobliwej rozmowie, że nie zdawali sobie sprawy, że ktoś może słyszeć każde ich słowo. Bufoni! Co prawda, dżentelmen, którego tak trudno było zadowolić, rzeczywiście świetnie się prezentował, choć nie był zbyt wysoki. Miał ciemne, niemal kruczoczarne włosy i jasnoniebieskie oczy. Najwyraźniej musiał bardzo sam siebie cenić, skoro nie odpowiadała mu żadna z obecnych na sali dziewcząt, pomyślała Jenny. Wiedziała, że tego wieczoru co najmniej sześć posażnych panien na wydaniu uczestniczy w balu, a wszystkie sympatyczne i dość ładne.

Blond włosa panna Maddingly o delikatnej pastelowej urodzie była wręcz śliczna. Panna Rowbottom miała niemal tak samo ciemne włosy jak wybredny Adam i niezwykle wyraziste brwi. Rudowłosa panna Saunders była ogólnie podziwiana nie tylko za urodę, ale i temperament. Pannę Headingly-Jones charakteryzowały bardzo jasne włosy, niebieskie oczy i porcelanowa karnacja. Tylko panna Hatton nie była tak ładna jak pozostałe dziedziczki obecne na balu, ale można było uznać ją za atrakcyjną. Panna Pearce miała lekkiego zeza, ale też wnosiła w posagu dwadzieścia tysięcy funtów, co powinno rekompensować braki jej urody.

O co chodziło temu dżentelmenowi? Czy należał do wiecznych malkontentów, których po prostu nie sposób zadowolić?

Odniosła wrażenie, że ją zauważył, ale potem spojrzał gdzie indziej. Jenny zmarszczyła brwi i ruszyła dalej, torując sobie drogę w tłumie.

Dopiero po paru minutach udało jej się dotrzeć do ciotki, która spojrzała na nią nieobecnym wzrokiem.

– Szukał cię Fontleroy, moja droga – powiedziała po chwili. – Chciał poprosić cię do tańca, ale ten tłum…

– Mamy dziś bardzo ciepły wieczór, prawda, ciociu? – zagadnęła Jenny. – Dopiero co spotkałam Lucy Dawlish, która zaprosiła mnie do Dawlish Court, rodzinnej wiejskiej posiadłości. Mogłabym tam zostać aż do jej ślubu?

– Tak? – Marta Hastings zmarszczyła brwi. – Nie słyszałam, żeby ogłaszano jej zaręczyny. Cóż, muszę przyznać, że nie mogłaś znaleźć lepszego towarzystwa. To prawdziwy zaszczyt, że będziesz gościem lady Dawlish. Niewykluczone, że znajdziesz tam odpowiedniego kandydata na męża, a z drugiej strony, markiz, o ile zechce, będzie mógł cię tam odwiedzić.

– Zaręczyn jeszcze nie ogłoszono, ale przyjaciele rodziny wiedzą, że Lucy ma wyjść za Marka Ravenscara. Kiedyś go poznałam i wydał mi się bardzo sympatyczny.

– Gdybyś potraktowała poważnie Fontleroya, już byłabyś zaręczona.

Jenny westchnęła. Parokrotnie próbowała dać ciotce do zrozumienia, że nie wyjdzie za markiza, ale najwyraźniej bez skutku. Gdyby nie miała pensa przy duszy, wolałaby się zatrudnić jako guwernantka albo dama do towarzystwa. Przecież taka praca nie mogła być gorsza od mieszkania z Hastingsami.

– Trochę boli mnie głowa, ciociu. Czy mogłybyśmy wrócić do domu?

– Tak, zrobiło się duszno – powiedziała w zamyśleniu ciotka. – Włóż płaszcz i będziemy się zbierać do wyjścia.

Jenny nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Uznała, że szybciej będzie, jeśli obejdzie salę dookoła, i tak też uczyniła. Kiedy dotarła do drzwi prowadzących do holu i dalej do pokoju, w którym panie zostawiały okrycia wierzchnie, zauważyła dżentelmenów, których wcześniej niechcący podsłuchała. Jeden z nich tańczył z bardzo ładną dziewczyną, a ten, którego nazywano Adamem, stał pochmurny, jakby nic nie mogło go zadowolić. Cóż to za niesympatyczny młody człowiek! – pomyślała.

Adam rozglądał się po sali, wyławiając wzrokiem najrozmaitsze panny, które mu polecono. Wszystkie były na ogół dosyć ładne i kiedyś pewnie z przyjemnością by z nimi zatańczył, ale teraz sama myśl o tym, że ma to zrobić dlatego, że szuka majętnej żony, napawała go niesmakiem. Dziadek nie powinien przymuszać go do ożenku dla pieniędzy. Tymczasem zaraz po tym, jak wrócił z wojny, hrabia postawił sprawę jasno.

– Udało ci się uniknąć śmierci i kalectwa – oznajmił. – Czy mam ci przypomnieć, co by się stało, gdyby cię jednak zabili? Najwyższy czas, mój drogi, żebyś pomyślał o potomstwie. Jeśli nie dasz mi dziedzica, nasz tytuł pójdzie w zapomnienie, co, muszę ci wyznać, napawa mnie bólem. Jesteśmy hrabiami od czasów Wilhelma Zdobywcy. Nie mógłbym się pogodzić z utratą tytułu czy majątku. Może wreszcie znajdziesz sobie jakąś dziedziczkę?

– Pragnę być ci posłuszny, dziadku – zaczął Adam – ale potrzebuję więcej czasu. Chciałbym związać się z taką panną, którą przynajmniej będę mógł podziwiać.

– No cóż, jeszcze jesteś młody – zauważył hrabia. – Chociaż z drugiej strony, mnie samemu pozostało niewiele lat. Przed śmiercią chciałbym wiedzieć, że spełniłeś obowiązek wobec naszego rodu i sprowadziłeś na świat dziedzica tytułu i majątku.

Adam opuścił posiadłość dziadka i udał się do Londynu. Bal, w którym właśnie uczestniczył, był jego pierwszym spotkaniem z londyńskim towarzystwem. Wiele obecnych tu osób go nie znało, ponieważ tak jak inni młodzi mężczyźni przez dłuższy czas służył w armii i brał udział w wojnie z Napoleonem. Wiedział, że nie tylko jego rodzinny majątek był pogrążony w długach i zaniedbany. Paru jego przyjaciół również szukało bogatych panien na wydaniu.

Gdyby jakaś młoda dama zwróciła jego uwagę, z pewnością by się nią zainteresował, chociaż polowanie na dziedziczkę budziło jego głęboką niechęć. Gdy wcześniej rozmyślał o małżeństwie, nie brał pod uwagę spraw finansowych. Żeniaczka dla pieniędzy, które nie były dla niego najważniejsze, wydawała mu się nie do przyjęcia. Poza tym uznał, że potrzebuje czasu, by podjąć właściwą decyzję, wybrać odpowiednią kobietę.

Zaproszono go do Ravenscar Court na ślub Marka i nie chciał zawieść przyjaciela. Wcześniej planował się wybrać na wyścigi. W następnym tygodniu w Newmarket odbywała się ważna gonitwa. Na jego ustach pojawił się krzywy uśmieszek. Gdyby udało mu się obstawić właściwego konia, problemy zniknęłyby w mgnieniu oka. Właśnie zamierzał wyjść z sali balowej, kiedy zauważył przyglądającą mu się młodą kobietę. Patrzyła na niego z wyraźną dezaprobatą. Przez moment wydawało mu się, że musiał ją czymś urazić, ale w końcu stwierdził, że wcześniej się nie spotkali.

Zanim obróciła się na pięcie i wyszła, zauważył, że nieznajoma ma niezwykle piękne i wyraziste oczy oraz kuszące pełne wargi, a także lśniące rudobrązowe włosy i porcelanową cerę. Nie należała jednak do dziedziczek, które wskazano mu tego wieczoru jako wartych zachodu. Brak biżuterii i skromna suknia świadczyły o tym, że nie jest zamożna. Z pewnością jednak była ładna, a w jej oczach dopatrzył się inteligencji.

Chyba po raz pierwszy pożałował, że obiecał dziadkowi spełnić jego życzenie i ożenić się z posażną panną. Popatrzył w stronę tej, która z grona majętnych panien na wydaniu najbardziej przypadła mu do gustu, wziął głęboki oddech i zagłębił się w tłum balowych gości.

Mógł przynajmniej poprosić pannę Maddingly do tańca.

– Nie możesz wyjechać przed balem u lady Braxton – oznajmiła stanowczo pani Hastings. – Twoja przyjaciółka z pewnością może poczekać. Porozmawiam z mężem, żeby zajął się zorganizowaniem twojej podróży do Dawlish Court.

– Ależ, ciociu, jeśli pojadę teraz, zaoszczędzę stryjowi wydatków – odparła Jenny .

– Mówisz tak, jakby stryj żałował ci pieniędzy. – Pani Hastings pokręciła głową. – Nie możesz być tak niewdzięczna, Jenny, by odmówić mojej prośbie i w rezultacie zlekceważyć zaproszenie lady Braxton. Obiecałam jej, że będziesz na balu. Nigdy wcześniej o nic cię nie prosiłam.

Jenny musiała się poddać. Wiedziała, że w końcu ciotka bardzo się zdenerwuje, a wtedy kto wie, co się stanie. I chociaż bardzo chciała pojechać z Lucy, będzie musiała się zadowolić niezbyt wygodnym ekwipażem stryja. Z dwojga złego lepiej byłoby zabrać się dyliżansem pocztowym, ale koszt był znacznie większy i jej opiekunowie nie zgodziliby się na wydanie takiej kwoty.

Powóz jej ojca sprzedano wraz z wieloma innymi ruchomościami. Jenny usiłowała protestować, gdyż wydawało jej się, że nie ma takiej potrzeby, ale stryjostwo byli nieubłagani. To prawda, że ojciec stracił masę pieniędzy, ale sądziła, że mimo to ona dysponuje jakąś kwotą. Jednak stryj Rex był człowiekiem niezwykle oszczędnym i trudno było go przekonać do zachowania spuścizny po zmarłym. Jenny pamiętała, że jej ojciec zasadniczo różnił się od swojego brata podejściem do kwestii finansowych.

„Twój stryj jest dobrym człowiekiem – powiedział jej kiedyś ojciec – ale to okropny sknera. Liczy się z każdym pensem, jakby od tego zależało jego życie”.

Wtedy Jenny się roześmiała. Papa z kolei wydawał za dużo i może stąd się brała oszczędność stryja. Jak zwykle najtrudniej było o zdrowy rozsądek i umiar. Jenny nie do końca wiedziała, jak przedstawia się jej sytuacja materialna, gdyż pogrążona w smutku zostawiła te sprawy stryjowi. Teraz powinna się jednak spotkać z panem Nodgrassem, prawnikiem rodziny, aby uzyskać od niego informacje, jaką kwotą dysponuje i co stało się z klejnotami matki. Czyżby sprzedano je, żeby pokryć długi? Stryj wspomniał coś o tym i generalnie rzecz biorąc, utwierdzał ją w przekonaniu, że niewiele jej zostało, ale niczego nie powiedział wprost.

Wkrótce skończy dziewiętnaście lat, a papa nie żyje od roku, musi więc się dowiedzieć szczegółowo, na co może liczyć jako spadkobierczyni. Zdecydowała, że już następnego dnia zajrzy do kancelarii prawnika, by w tej sprawie zasięgnąć języka.

– Bardzo proszę, panno Hastings. – Pan Nodgrass uprzejmie ukłonił się Jenny, chociaż wydawał się zaskoczony jej wizytą. – Niepotrzebnie się pani fatygowała. Mogłem zajrzeć do domu pani stryjostwa.

– Wolę spotkać się z panem sam na sam – odparła Jenny, kiedy prawnik wprowadził ją do gabinetu. – Stryj nie chce mnie poinformować o tym, co zostało po moim ojcu. Chciałam się zorientować, czy mogę, na przykład, liczyć na klejnoty po mamie?

Brwi pana Nodgrassa powędrowały w górę.

– Ależ oczywiście – odparł. – Trzymam je w sejfie i oczekuję na instrukcje, panno Hastings.

– Nie miałam o tym najmniejszego pojęcia. Dlaczego mi o tym nie powiedziano?

– Pani ciotka uznała, że jest pani zbyt młoda, by nosić większość z tej cennej biżuterii. Są wśród niej ozdoby, które doskonale nadają się na przyjęcia i, prawdę mówiąc, dziwiłem się, że pani ich nie chce.

– Teraz mi się przydadzą. Wyjeżdżam do przyjaciółki i chciałabym włożyć coś ładnego na jej ślub. Czy mogę zobaczyć, co mam do dyspozycji?

– Oczywiście. – Pan Nodgrass zadzwonił po podwładnego i wydał mu odpowiednie instrukcje. – Może pani wziąć wszystko albo tylko to, co uzna za potrzebne.

– Bardzo panu dziękuję. Skoro już tu jestem, może zaznajomi mnie pan z moją sytuacją finansową. Wiem, że papa sporo przegrał w karty tuż przed tym nieszczęśliwym wypadkiem. Czy zostały mi jeszcze jakieś pieniądze?

Godzinę później Jenny opuściła kancelarię prawnika. Miała w torebce parę ładnych, ale niezbyt cennych drobiazgów – coś, co ciotka mogła jej dać bez większych obaw. Zasmucona z powodu nagłej śmierci ojca, Jenny przez dłuższy czas nie interesowała się swoim położeniem. Obecnie, gdy uznała za konieczne się w nim rozeznać, pan Nodgrass nie był w stanie powiedzieć jej wszystkiego, gdyż szczegółowe raporty znajdowały się w sejfie, do którego, o dziwo, nie można było znaleźć klucza. Mimo to zapewnił, że Jenny nie musi obawiać się ubóstwa i że może wypłacać jej pensję, jeśli sobie tego zażyczy, chociaż większą część pieniędzy jej ojciec zainwestował w nieruchomości i akcje.

– Niestety, nie mogę określić dokładnej wartości pani spadku, ale klucz na pewno się znajdzie, a wtedy przyślę pani wiadomość – powiedział prawnik. – Wówczas zdecyduje pani, co dalej i czy dokonać zmian.

Pan Nodgrass był człowiekiem niezwykle uczciwym i skrupulatnym, co do tego Jenny była przekonana. Natomiast zaszokowało ją zachowanie stryjostwa. Dlaczego nie wyjawili, jak naprawdę przedstawia się jej sytuacja? I dlaczego usiłowali skłonić ją do małżeństwa z człowiekiem, którego nie znosiła?

Pogrążona w zadumie, Jenny nie zdawała sobie sprawy, że ten, o którym pomyślała, właśnie szedł w jej stronę, dopóki przed nią nie stanął.

– Co za miła niespodzianka, panno Hastings – zaczął markiz. – Miałem nadzieję, że spotkamy się dopiero jutro wieczorem, ale tu tymczasem taka miła niespodzianka.

– Bardzo pana przepraszam, ale się spieszę. – Jenny spojrzała nerwowo w stronę pokojówki. – Chodź, Meg, zaraz musimy być w domu.

– Zawiozę panią swoim powozem.

– Nie, dziękuję – ucięła Jenny. – Widzę, że zjawiła się znajoma, z którą muszę porozmawiać.

Nie zwróciła uwagi na grymas niezadowolenia, który pojawił się na twarzy Fontleroya, i pospieszyła w stronę pani Broxbourne, która właśnie wyszła od kapelusznika.

– Jenny, kochanie, czyżbyś wybrała się po zakupy?

– Nie, załatwiałam pewną sprawę, ale już jestem wolna. Czy może mnie pani zabrać do domu stryjostwa?

Wzrok pani Broxbourne powędrował w stronę markiza.

– Oczywiście, moja droga – odparła i dodała ściszonym głosem: – Mówiłam Marcie, że nie podoba mi się ta kreatura. Nie wiem, dlaczego uważa, że markiz jest dla ciebie odpowiednim kandydatem na męża.

– Nigdy nie zgodzę się go poślubić – zadeklarowała Jenny. – Wręcz budzi we mnie odrazę.

– Zapewne ciotka chciałaby wydać cię dobrze za mąż. Dzięki małżeństwu zyskałabyś tytuł i spory majątek.

– Ale nawet krzty uczucia – odrzekła z westchnieniem Jenny. – Dziękuję, że zechciała pani mnie zabrać, inaczej musiałabym szukać dorożki.

– Stryj powinien ci udostępniać dwukółkę – zauważyła pani Broxbourne – ale oczywiście cię podwiozę. Poza tym mogę ci wypożyczać mój powóz, kiedy nie będzie mi potrzebny.

– Bardzo dziękuję, ale nie będzie to konieczne. – Jenny uśmiechnęła się z wdzięcznością do pani Broxbourne. – Już niedługo wyjeżdżam z Londynu i pewnie parę miesięcy spędzę na wsi. Lady Lucy Dawlish zaprosiła mnie do swojego rodzinnego domu, a ja chętnie skorzystam z jej propozycji.

– To z pewnością doskonała oferta – potwierdziła pani Broxbourne. – Bardzo się cieszę, że będziesz otoczona przyjaciółmi, moja droga. Nie wiem, jaka jest twoja sytuacja, ale gdybyś potrzebowała wsparcia, bez skrępowania zwróć się do mnie.

– Bardzo dziękuję i będę o tym pamiętać. Na razie nie muszę tego robić.

Jenny uśmiechnęła się, ale bardziej do siebie, mając świadomość, że nie powinna dzielić się wszystkimi swoimi sekretami. Nie zamierzała się domagać wyjaśnień od stryja czy ciotki. Wystarczyło jej, że jest od nich niezależna finansowo. Chociaż jeszcze nie miała pojęcia, jaką kwotą dysponuje, to wiedziała, że w razie potrzeby będzie w stanie samodzielnie funkcjonować.

Żałowała, że stryj sprzedał dom, w którym dorastała, nawet nie pytając jej o zdanie. Bez oporów przyjęła tę decyzję przekonana, że było to konieczne z powodu długów jej ojca. Teraz stało się jasne, że mogło być zupełnie inaczej. Musiała poczekać na szczegółowe informacje od pana Nodgrassa, aby dowiedzieć się, czym tak naprawdę dysponuje. Wcześniej pojedzie na wieś do Lucy Dawlish, gdzie, o czym była przekonana, przyjemnie spędzi czas.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: