Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miód na serce - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 czerwca 2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Miód na serce - ebook

Zabawna i błyskotliwa historia miłosna. Czysta przyjemność dla wielbicielek romansów i obyczajowych powieści dla kobiet.

Kiedy Sugar Wallace zjawia się na Manhattanie ze swoimi pszczołami, zagadkową przeszłością i niedzisiejszym upodobaniem do taktu i manier, życie mieszkańców domu przy ulicy Flores Street staje na głowie. Sugar, pełna wiary w cudotwórczą moc uśmiechu, od lat niestrudzenie jeździ po kraju, ale nigdzie nie osiada na stałe. I gdy znowu nadchodzi czas przeprowadzki, pakuje ul i przenosi się dalej, pozostawiając liczne grono przyjaciół, których życie odmieniła na zawsze. Pytanie brzmi, kto naprawi jej własne? I co ona na to…

Powieść, która uczyni Was szczęśliwymi (chociaż na chwilę). Pełna humoru, podnosząca na duchu historia o miłości i przyjaźni, a także o tym, że dobre maniery nie zniknęły jeszcze z powierzchni ziemi, a złamane serce zawsze można skleić!

Nicky Pellegrino

Sarah-Kate Lynch mieszka z mężem w domku na skale na dzikim zachodnim wybrzeżu Nowej Zelandii, często jednak odwiedza odległe zakątki świata w celach „badawczych” i delektuje się lokalną kuchnią oraz okazjonalną lampką wina. „Miód na serce” to jej dziewiąta powieść, utrzymana w krzepiącym duchu „Amelii” i „Czekolady”

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7961-783-8
Rozmiar pliku: 807 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

Przy wtórze miarowego brzęczenia pszczół Sugar opuściła szybę i wyjrzała na budynek mieszkalny przy Flores Street. Miał pięć kondygnacji, a jego pomarańczową, ceglaną fasadę powlekała spora warstwa kurzu. Schody pożarowe przecinały całość jak szrama, a różowy podest u stóp czerwonych drzwi wejściowych stwarzał wrażenie, jakby dom pokazywał język, na przykład wiązce pstrokatych balonów przywiązanych do obrośniętej bluszczem balustrady.

– Ma charakter – powiedziała do swego przyjaciela Jaya, który niecierpliwie zabębnił palcami w kierownicę. – Poza tym nigdy nie mieszkałam obok pierogarni. A jeśli kupię sobie akordeon i mi się zepsuje, będę wiedziała, gdzie go naprawić.

Poklepała styropianowe pudełko, które trzymała na kolanach, wraz z bezcenną zawartością w postaci królowej oraz śpiącej gwardii robotnic. Na przekór bliskości przeludnionej części Manhattanu Flores Street okazała się zdumiewająco sielska: była to brukowana kocimi łbami zazieleniona ślepa uliczka w Alphabet City na południe od parku Tompkins Square. Pszczoły będą w siódmym niebie: z dala od strzelistych drapaczy chmur, a ogrodów, parków, drzew i skrzynek balkonowych ile dusza zapragnie. Wszędzie przestrzeń i słońce, które tańczyło wokół, igrając wśród młodych gałązek lip.

Kiedy Jay zauważył wolne miejsce, Sugar głęboko nabrała powietrza: był cudowny, wiosenny dzień, w górze rozciągało się błękitne niebo, a rześki chłód poranka zwiastował rychłą zmianę na lepsze. Nie była pierwszą osobą, która zjawiła się w tej dzielnicy z nadzieją na przyszłość. Przed stu laty na tutejszym bruku bawiły się dzieci przybyszów zza oceanu, którzy krzątali się zaaferowani, zaczynając życie od nowa w obcym kraju.

– Jak na fotografii z innej epoki. Brudni ulicznicy, stragany pełne różnych towarów. Wyobrażasz sobie, jak tu kiedyś wyglądało?

– I śmierdziało, jeśli wziąć pod uwagę stan dawnej kanalizacji.

Sugar przełknęła jego zgryźliwość. Jeszcze nie doszedł do siebie po przeprawie ruchliwą Franklin Roosevelt Drive, a teraz na dodatek nie mógł zaparkować. Pod pachami miał rozległe plamy od potu, co mu się nigdy nie zdarzało.

– Na szczęście dziś jest inaczej – rzuciła pojednawczo. – Myślisz, że łatwo się nauczyć grać na akordeonie? Wiesz, że słoń mi na ucho nadepnął.

– Wie o tym całe Wschodnie Wybrzeże. Co ty sobie myślisz, Sugar?

– Myślę, że się tu nie wpasujesz.

– Nawet nie będę próbował – burknął Jay. – Dawno znalazłem swoje miejsce na ziemi i chciałbym, żebyś zrobiła to samo, zamiast skakać z kwiatka na kwiatek, pozostawiając za sobą zastępy pomyleńców, którzy nie mogą bez ciebie żyć. Widzę to rok w rok w czasie twojej kolejnej przeprowadzki i zaczynam mieć dość.

– Spokojnie, Jay. To nie żadni pomyleńcy, tylko moi przyjaciele. Poza tym mówiłam o miejscu parkingowym. Zrób drugą rundkę, może coś się zwolniło.

I tak chciała jeszcze raz rzucić okiem na indyjski bazar i sklep z kiszonkami.

– Cały sklep tylko z kiszonkami, kto by pomyślał. Nie wszędzie można spotkać coś takiego.

– Podobnie jak nie wszędzie można spotkać morderców, gwałcicieli i bezdomnych – odparł Jay.

Przejechał dość niepewnie Flores Street, a następnie z uwagą skręcił w Avenue B, gdzie jakby na dowód jego słów wyskoczył im przed maskę bezdomny.

Jay ostro zahamował, by go ominąć, tamten jednak parł naprzód jak gdyby nigdy nic, omal nie wpadł pod taksówkę i potknął się o krawężnik, zbijając z nóg wysokiego mężczyznę w hawajskiej koszuli, który przypadkiem stał na chodniku, rozmawiając przez telefon.

– O matko! – krzyknęła Sugar, po czym wcisnęła Jayowi pudło z pszczołami i zanim zdążył ją powstrzymać, przebiegła przez ulicę tuż przed nadjeżdżającą śmieciarką.

Lekko skołowany mężczyzna w hawajskiej koszuli podniósł komórkę i wrócił do przerwanej rozmowy.

– Nic panu nie jest? – spytała Sugar, ale w odpowiedzi wskazał tylko na bezdomnego, który wciąż leżał jak długi. – Słyszy mnie pan? – Sugar zdjęła z rękawa starszego mężczyzny papierek po hamburgerze. – Jest pan cały? Boli coś pana? Matko święta, ależ pan wywinął!

Bezdomny odwrócił się niezdarnie i ze spokojem utkwił w niej bystre spojrzenie ciemnych oczu.

– Nie, proszę pani, nie boli – odparł dziarskim głosem. – Przynajmniej nie w sensie, o który pani chodzi.

– Uff – odpowiedziała Sugar.

Mężczyzna w hawajskiej koszuli zakończył rozmowę i wstał.

– Przepraszam – powiedział ze śpiewnym akcentem, który zabrzmiał w uszach Sugar niczym szmer górskiego strumyka spływającego po rozgrzanych kamieniach w słoneczny dzień.

Dreszcz ją przeszedł.

Brązowe włosy opadały mu kosmykami na przystojną twarz o ładnym nosie. Wściekle pstrokata koszula gryzła się z meksykańskim malowidłem na ścianie za jego plecami, za to jego niebieskie oczy idealnie współgrały z obrazem.

– Pomóc państwu? – zapytał.

Skądś znała ten akcent, ale język stanął jej kołkiem.

– Mógłbym podnieść tego pana – nie dawał za wygraną.

Irlandczyk, stwierdziła w przypływie olśnienia, choć nie miała pojęcia, co ją to obchodzi.

– Tak – odzyskała mowę. – Podnieść. No właśnie. Dobra myśl. Przecież nie będzie tak siedział.

– Tylko tego brakowało – poparł ją starszy mężczyzna. – Z ust mi to pani wyjęła.

Sugar i mężczyzna w hawajskiej koszuli wzięli go pod ręce i postawili pionowo.

Lecz gdy się odsuwali, musnęli się wierzchem dłoni – ot, w przelocie, ledwo, ledwo, ale Sugar poczuła, jakby piorun w nią uderzył.

Odskoczyła i przez ułamek sekundy mierzyli się wzrokiem, po czym jego telefon znów zadzwonił, a ona zwróciła się do bezdomnego, który wreszcie stanął pewnie na nogach.

– Nie wiem, jak pani dziękować – oznajmił. – Bóg jeden wie, że nie lubię wysokości, ale czasem zdarza mi się sięgnąć bruku i to była jedna z tych chwil. George Wainwright. Miło mi poznać.

– Sugar Wallace. – Sugar uścisnęła jego dłoń, zwracając uwagę na czyste, schludnie przycięte paznokcie. – Mnie również. Na pewno nic panu nie jest?

– Nic a nic, panno Sugar. Wstyd mi tylko, że się wygłupiłem i przewróciłem tego Bogu ducha winnego młodzieńca.

– Przeżyje – skwitowała. – Komórka też nie doznała uszczerbku.

– Komórka! Co się porobiło z tym światem. – George potrząsnął głową. – Nie umiem się w nim odnaleźć.

– Nie pan jeden – zapewniła go Sugar. Otrzepała mu płaszcz, który z bliska okazał się mniej sfatygowany, niż w pierwszej chwili uznała. Miał pagony i guziki, które wyglądały na świeżo wypolerowane. – Wciąż nie mogę dojść do ładu z mikrofalówką.

George obrzucił ją uważnym spojrzeniem.

– Proszę się nie gniewać, że to powiem, ale tacy ludzie to rzadkość. Pani nietutejsza?

– Właśnie przyjechałam.

– Do jasnej cholery, Sugar. – Jay wyrósł jak spod ziemi, plamy pod pachami sięgały mu teraz połowy drogi do pasa. – Najeździłem się jak głupi i musiałem zaparkować osiemset metrów stąd. I wlazłem w psią kupę, a niech to jasny szlag!

– Wyrażaj się, młody człowieku – upomniał go George. – Panna Sugar okazała tylko nieco staroświeckiej dobroci bliźniemu swemu.

– Widzisz, Jay? – wtrąciła Sugar. – Nie tylko ja nie lubię łaciny.

– Wara od skrzynki! – warknął pod adresem George’a Jay, przekładając pudło z pszczołami pod drugą pachę. – Nie ma tu nic, co by cię interesowało. Ale może zaboleć.

– Uspokoisz się, Jay? – ofuknęła go Sugar. – Wszystko ci się pomieszało. To jest George i pudełko go nie interesuje, bez względu na zawartość. Zresztą możesz mi je dać, sama poniosę.

Sięgnęła po nie, w chwili gdy właściciel hawajskiej koszuli zakończył drugą rozmowę.

– A ten to kto? – najeżył się Jay.

– Miękkie lądowanie tego oto miłego pana – odpowiedział mężczyzna z uśmiechem, który ujawnił dołek w lewym policzku oraz lekko nachodzące na siebie przednie zęby.

Uśmiech skierowany był do Sugar.

– Nazywam się Theo Fitzgerald – dodał jego właściciel.

Nagle pszczoły zabrzęczały jakby w innym rytmie, a ich skrzydełka zawibrowały w zdwojonym tempie, lecz zaraz wszystko wróciło do normy, jakby tylko jej się zdawało.

– Ja jestem Sugar Wallace, a to mój przyjaciel Jay – odpowiedziała. – Poczciwa dusza, czy mu się to podoba, czy nie. Przyjechał z Wirginii na Rhode Island, żeby mi pomóc w przeprowadzce na…

– Przestań rozpowiadać ludziom, gdzie mieszkasz – wtrącił Jay. – Oni cię tu zjedzą, wspomnisz moje słowa.

– Rzeczywiście, chyba mu to nie w smak – zawyrokował George.

– Nie jestem amiszem, Jay – oznajmiła Sugar. – I oglądałam „Seks w wielkim mieście” prawie tyle samo razy co ty. Odpuść sobie.

– Ciekawe, że o tym wspomniałaś, bo ja też nie jestem – powiedział Theo. – Amiszem, znaczy. Tylko Szkotem, a to coś zupełnie innego. Jak niebo i ziemia.

Tym razem pszczoły na pewno zabrzęczały inaczej, do wtóru jej przyspieszonego tętna. To przez te jego meksykańsko niebieskie oczy: jakby przewiercały ją na wskroś, jakby wiedział, co jej chodzi po głowie, chociaż ona sama nie miała co do tego pewności.

– Chodź – Jay ponaglił Sugar i wziął ją pod rękę. – Mamy robotę. Nie będziemy tu gaworzyć cały dzień.

Poczuła, jak pod spojrzeniem Theo rumieniec pokrywa jej szyję i rozkwita na policzkach.

– Grunt, że nic się panu nie stało – powiedziała do George’a. – Jay ma rację, na nas już czas.

– Nie stało – uspokoił ją George. – Ja też muszę lecieć. Ale miło mieć cię po sąsiedzku, Sugar. Do zobaczenia, mam nadzieję.

Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem, utykając lekko na lewą nogę.

– Ledwo przyjechała, a już zlatują się szumowiny – utyskiwał Jay.

– Szumowiną też nie jestem – uznał za stosowne zaznaczyć Theo.

– Uhm, dziękuję, miłego dnia. – Jay pociągnął Sugar za rękę.

– Miło było cię poznać, Theo – rzuciła przez ramię. – On naprawdę życzy ci miłego dnia.

Theo patrzył, jak odchodzi ulicą i kieruje się w stronę parku.

Była wysoka i smukła, związane w koński ogon lśniące, ciemne włosy kołysały się na boki, sukienka falowała.

Nagle przyszedł mu do głowy arbuz. W Szkocji był on nieczęstym zjawiskiem, ale jeszcze zanim Theo go spróbował, kojarzył mu się z latem (w Szkocji równie rzadko spotykanym).

Znał już jego smak, był to jeden z jego przysmaków. Teraz prawie poczuł go na języku, tę lodowatą eksplozję słodkiej nicości.

Musi go zjeść, i to szybko.

Dźwięk telefonu przywrócił go do rzeczywistości, jednak niewątpliwie coś uległo zmianie.

– Pora wracać do domu, Jay – oświadczyła Sugar, kiedy szli do samochodu. – Nie wypada tak traktować ludzi, zapomniałeś? Poza tym George to wcale nie szumowina. Bardzo ładnie się zachował… niektórzy uznaliby, że lepiej niż ty… a do tego pachniał old spice’em. Czy szumowiny pachną old spice’em?

– Nikt nie powinien pachnieć old spice’em. Ach, no popatrz. Wdepnąłem w tę samą kupę.

Po drodze na Flores Street wyrzucał jej, że nie mogła zostać w Weetamoo Woods.

– Albo wrócić do jakiejś dziury w rodzaju Mendocino czy tamtej uroczej wiochy w Kolorado. A najlepiej pojechać do Wirginii i zamieszkać bliżej mnie. Nowy Jork jest za duży. Przeludniony. I brudny. W życiu nie włożysz tutaj nic białego. Mam nadzieję, że możesz z tym żyć.

– Skarbie, ja z zasady stronię od bieli.

– Kur… czę. Przepraszam, Sugar. Po prostu się o ciebie martwię. Rok w rok gdzieś cię nosi i zaczynasz od zera.

– Mam swoje pszczoły, Jay. Nie zaczynam od zera. Większość ludzi ma mniej szczęścia. O, patrz, jest miejsce pod domem, czołg by się zmieścił. Dasz radę.

W rankingu Sugar przeprowadzka w nowe miejsce plasowała się wyżej aniżeli powrót w stare kąty.

– Nowy Jork – powiedziała do pszczół. – Nowy Jork!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: